"Szept lawendowego ogrodu" to kolejna niezwykła podróż literacka - przepiękna, otulająca serce historia, pełna zapachów i smaków, jaką zafundowała mi autorka. Nowa "lawendowa" powieść mojej ukochanej autorki jest niezwykła, pełna uroku i aromatów nie tylko lawendy, ale także aromatycznych przypraw. Opowiada o Rosetcie, która uwielbia się śmiać, łamać konwenanse, kocha masło, a przede wszystkim ludzi. Ta miłość przyciąga do jej tawerny "Zielona łyżka" liczne rzesze gości, spragnionych nie tylko pysznych potraw, które Róża serwuje, ale także serdecznej atmosfery i życzliwości, jaką ta kobieta emanuje. Ta niezwykła kobieta dla każdego ma uśmiech i dobre słowo, potrafi także poświęcić swój czas i uwagę.
Ta powieść zaczyna się pięknym tekstem, od razu ma się wrażenie, że usiedliśmy w fotelu w ogrodzie wśród pachnącej lawendy, przymykając oczy, by słuchać opowieści autorki, którą snuje z niezwykłą lekkością w dwóch liniach czasowych: Rosetta kiedyś i Róża teraz. Pozwala nam uczestniczyć w życiu swojej bohaterki i poznać przyczyny, które sprawiły, że dziewczynka wychowana na dziewiczych plażach wyspy Texel, pod opieką surowego ojca Holendra, rybaka z dziada pradziada, oraz kochającej matki Włoszki, która nauczyła ją kreatywności i ciekawości świata, obecnie jest znaną w Wici restauratorką.
To, jakim człowiekiem jest teraz Róża, zawdzięcza troskliwej matce oraz pewnemu rudowłosemu chłopakowi z Polski, który odkrył w niej pasję do gotowania. Połączyła ich wielka miłość, a z kart powieści można wyczytać, że zostali małżeństwem. Można jedynie domyślać się, że wydarzyło się coś bardzo poważnego, co skłoniło ich do rozdzielenia, mimo tak głębokiej miłości. Ona mieszka w Polsce, a on we Włoszech.
List od Nikodema otwiera drzwi do tej niezwykłej powieści. Jest zaproszeniem dla Róży do przyjazdu do miejsca, w którym obecnie przebywa jej mąż, a dokładnie gdzie to jest, Róża ma rozszyfrować sama, ponieważ treść listu to szarada. Róża już wie, gdzie znajduje się Nikodem, ale nie jest przekonana, czy powinna do niego pojechać. To właśnie ten list powoduje, że wraca wspomnieniami do przeszłości.
Ta powieść spełnia podobną rolę jak lawenda, kojarząc się z pięknym fioletowym kolorem oraz wspaniałym zapachem. Przepełniona wieloma aromatami i smakami, pobudzała moją wyobraźnię i zmysły. Na skórze czułam odżywczy powiew bryzy, na języku smak polsko-holendersko-włoskiej kuchni, a w sercu ? moc emocji. Zakochałam się w bohaterach "Szeptu lawendowego ogrodu" i ich losach. Próżno szukać Wici na mapie, bo takiej miejscowości nie ma. Powstała w wyobraźni autorki, ale ja z ogromną przyjemnością zamieszkałabym tam, wśród tych niezwykłych i dobrych ludzi, bo takiej troski i zainteresowania drugą osobą próżno szukać w dzisiejszych czasach.
Nie wszystko tu jednak toczy się tu jak w baśni - życie bohaterów jest pełne problemów i kłopotów, ale to właśnie dzięki nim powieść zyskała na realności. Śmiech i łzy, wzruszenia i radość to wszystko można znaleźć w "Szepcie lawendowego ogrodu" Dwie linie czasowe ściśle ze sobą splecione nieustannie podsycały moją ciekawość. Autorka ujawniła część historii, ale wciąż pozostaje wiele do wyjaśnienia. Już nie mogę doczekać się kontynuacji!
Śmiało mogę stwierdzić, że "Szept lawendowego ogrodu" ma właściwości lecznicze: ukoi skołatane serce, uspokoi rozbiegane myśli i pozwoli oderwać się od rzeczywistości na kilka godzin. Smaku tej wspaniałej potrawie, jaką niewątpliwie jest ta książka, dodaje fakt, że Agnieszka Zakrzewska uczyniła bohaterkami swojej powieści dwie wierne czytelniczki. Jakie, tego nie zdradzę ? trzeba przeczytać tę historię! Na koniec warto wspomnieć, że w książce znajdują się także przepisy, które koniecznie muszę wypróbować ? już mi ślinka cieknie.
Opinia bierze udział w konkursie