Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Mourinho. Pogłębiona anatomia zwycięzcy - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
26 kwietnia 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Mourinho. Pogłębiona anatomia zwycięzcy - ebook

Nowa, uzupełniona wersja biografii José Mourinho!

Nie jestem najlepszy na świecie, ale nie ma lepszego ode mnie. José Mourinho

José Mourinho to człowiek o wielu obliczach i nie chodzi tu tylko o to, że w każdym klubie, który prowadzi, pełni równocześnie przynajmniej trzy funkcje. Ten trener, selekcjoner i menedżer w jednym budzi też skrajne emocje. Niecierpiany przez sędziów, kochany przez swoich piłkarzy, nienawidzony przez jednych kibiców, a uwielbiany przez innych, niechętnie podziwiany przez trenerów jest ewenementem we współczesnej piłce nożnej. Jest doprawdy Wyjątkowy.

Podobnie jak jego kariera, którą rozpoczynał w podrzędnych portugalskich klubach, by dzięki pasji, uporowi, ogromnej pracowitości i odrobinie szczęścia rozpocząć tryumfalny marsz przez Europę. Z FC Porto, Chelsea, Interem Mediolan, Realem Madryt i znowu Chelsea.

Pisząc o tym wszystkim, Patrick Barclay, nagradzany komentator piłkarski m.in. „The Times”, prezentuje opinie Marka Halseya i Patricka Vieiry oraz zaskakujące analizy i komentarze sir Bobby'ego Robsona, Louisa van Gaala i Davida Moyesa. Uzupełnia swoją wcześniejszą biografię Mourinho głównie o nowy rozdział jego kariery w Anglii, zakradając się za kulisy Chelsea i opisując, jak to się stało, że choć nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, Mourinho wrócił na Stamford Bridge.

Zajmujący, wiarygodny portret pióra jednego z najbardziej wnikliwych i szanowanych dziennikarzy w branży. „Sunday Telegraph"  

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8062-813-7
Rozmiar pliku: 6,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Podziękowania

Wiele o José Mourinho mówi fakt, że żadna spośród osób, z którymi rozmawiałem przed pierwszym wydaniem tej książki w 2005 roku – a znajdowali się wśród nich tacy giganci futbolu jak Louis van Gaal, Patrick Vieira i sir Bobby Robson, a także André Chin, którego Mourinho uczył kiedyś w szkole w Setúbal – nie powiedziała o nim złego słowa. Cóż, prawdopodobnie już wtedy zdążył załatwić wszystkich swoich wrogów.

Ale mówiąc poważnie, facet z Chelsea FC, który powiedział mi, że Mourinho „nie lubi, gdy ludzie piszą książki o nim bez jego zgody”, o tę akurat książkę nie powinien się martwić. Moim zamiarem było zawsze stworzenie poważnego studium trenera piłkarskiego. Jestem i pozostanę głęboko wdzięczny tym ważnym osobom ze świata piłki, które, rozumiejąc cel mojej pracy, poświęciły mi swój czas i tak obficie podzieliły się ze mną swoją wiedzą. Oprócz nieodżałowanego sir Bobby’ego był to nie tylko van Gaal, ale też Gérard Houllier, David Moyes i zarażający mnie entuzjazmem dla futbolu, niezwykle wpływowy w środowisku piłkarskim Andy Roxburgh. Mój projekt uaktualnili informacjami z Mediolanu i Madrytu między innymi Patrick Vieira oraz Mark Halsey, sędzia piłkarski, który został przyjacielem Mourinho.

Z radością wysłuchałem przemyśleń Desmonda Morrisa, a od mojego przyjaciela Iana Rossa nauczyłem się, że nawet cyniczny stary drań może ulec urokowi Mourinho (tak stało się również ze mną, gdy po raz pierwszy spotkaliśmy się w 2009 roku we Włoszech; zamierzałem sprezentować mu wtedy egzemplarz pierwszego wydania tej książki w języku portugalskim, ale on oświadczył, że już ją kupił). Informacje o jego młodzieńczych latach zaczerpnąłem z publikacji José Mourinho: Made in Portugal (Dewi Lewis Media, 2004). Wysłuchałem opowieści Franka Clarka i Petera Robinsona, wspomnieniami podzielili się ze mną Mick Martin, Ross Mathie, Tosh McKinlay i Gary Bollan. Podziękowania należą się André Chinowi, Ianowi Aitkenowi i innym osobom, które zgodziły się rozmawiać ze mną anonimowo. Dziękuję Paulo Anunciacao i Christinie Lamb, Davidowi Luxtonowi, który naprowadził mnie na pomysł napisania tej książki, oraz Rebecce Winfield z David Luxton Associates, Alanowi Samsonowi, Paulowi Murphy’emu, Ianowi Preece’owi, Ianowi Marshallowi i Markowi Rusherowi za ich pomoc edytorską, Jamesowi Royce’owi za poszukiwanie materiałów archiwalnych i umiejętność prowadzenia wywiadów, Lauren Clark za cierpliwość i rady. Dziękuję w końcu pewnej dziewczynie, która pierwsza czyta tak wiele dla mnie znaczące zapiski. Chociaż wymieniam cię na końcu, jesteś dla mnie bardzo ważna.

Przygotowując pierwszą wersję Anatomii zwycięzcy, jak wielu innych ludzi, zacząłem się przekonywać do mojego bohatera, a jednocześnie rósł we mnie niesmak z powodu jego zachowań mających wpływać na wyniki meczów. Ciemna strona Mourinho dała o sobie znać wiosną 2011 roku po pierwszym meczu półfinałowym Ligi Mistrzów rozegranym przez Real Madryt przeciwko Barcelonie, gdy grzmiał, że sędziowie uknuli spisek, faworyzując wielki kataloński klub, w którym pracował kiedyś na stosunkowo mało znaczącym stanowisku. Kolejne kontrowersje związane z Mourinho pojawiły się, gdy po raz drugi podjął pracę w Chelsea i określił West Bromwich Albion jako „klub Myszki Miki”, a Arsène’a Wengera nazwał „specjalistą od przegrywania”. Wysnuł też wtedy kolejną teorię spiskową, tym razem odnoszącą się do takich ekspertów telewizyjnych jak Jamie Redknapp.

Kiedy ludzie pytają mnie, czy Mourinho współpracował ze mną przy pisaniu tej książki, prawdopodobnie zastanawiają się, jaki on jest przy bliższym poznaniu. Moja odpowiedź zawsze ich zaskakuje. Przekonałem się bowiem, że José Mourinho jest człowiekiem niezwykle miłym i uprzejmym. Ujmującym, sympatycznym, często zabawnym. Niemniej, pisząc tę książkę, nie prosiłem go o pomoc. Na żadnym etapie. Nawet gdy opracowywałem jej najnowsze wydanie, które Czytelnik właśnie trzyma. Miałem ku temu dwa powody. Przede wszystkim wydawcy pragnęli, aby w moim pisaniu nic mnie nie krępowało. A poza tym chciałem, żeby całe honorarium trafiło w moje ręce.

Patrick Barclay

wrzesień 2016Old Trafford, nowy początek

Circus Tavern znajduje się w sercu Manchesteru, na skraju chińskiej dzielnicy. Szczyci się tym, że jest jakoby najmniejszym pubem w Europie, i nie ma specjalnych powodów, aby to twierdzenie kwestionować, gdy siada się w nim niedaleko Barry’ego, genialnego, potężnej budowy właściciela, który zdaje się wypełniać jedno z dwóch małych pomieszczeń pubu. Tego wczesnego wieczoru, dla José Mourinho pierwszego wieczoru w roli menedżera Manchesteru United w meczu rozgrywanym na własnym stadionie, zwalisty Barry siedzi we frontowym pomieszczeniu, a dokładnie – pod oprawionym portretem nieżyjącego już sir Matta Busby’ego. Niektórzy skłonni są uważać Busby’ego za największego spośród wszystkich menedżerów United, któremu nie dorównał mimo wszystko nawet sir Alex Ferguson.

Circus, chociaż dumny ze swojej niewielkiej powierzchni, oferuje podobno także najbardziej wylewne powitania na świecie. Wcale nie musisz być kibicem United, żeby tego doświadczyć, ale pomaga to, a przy okazji debiutu Mourinho na własnym boisku w pubie zjawiają się grupy rozentuzjazmowanych fanów ze wszystkich stron – ze Skandynawii i Irlandii, lecz także z wielu rejonów Wielkiej Brytanii – i sączą piwo z biletami na mecz w dłoniach. Potężnemu Barry’emu nie udziela się ich euforia.

– Pożyjemy, zobaczymy – odpowiada pytany, czy ekscytuje go przybycie Mourinho na Old Trafford.

Jasne jest jednak, że wielu fanów podniósł na duchu wybór takiego właśnie, a nie innego następcy Louisa van Gaala. Pewien Norweg ujmuje to najbardziej donośnie:

– José – oznajmia – rozsypał na to miejsce gwiezdny pył.

Taki z czasów przed odejściem Fergusona?

– Dokładnie.

Kilka godzin później zobaczyliśmy, co ów Norweg miał na myśli. Wayne Rooney wykonał doskonałe długie podanie, a górujący nad obroną Southampton Zlatan Ibrahimović skierował piłkę głową w prawy róg bramki ponad rozczapierzoną lewą ręką bezradnego bramkarza. Podobne gole strzelał Éric Cantona, kiedy Ferguson odbudował supremację United, jaką pamiętano z czasów Busby’ego w latach sześćdziesiątych. To był właśnie ten stary gwiezdny pył – tradycję, po Cantonie, podtrzymali Ryan Giggs, David Beckham i Paul Scholes, a potem Cristiano Ronaldo i Rooney, zanim pokłócił się z Fergusonem i zaczął starzeć, prowadzony już przez Davida Moyesa i van Gaala.

Później Zlatan poprawił rezultat z rzutu karnego i stadion ponownie eksplodował. Większość spośród 76 tysięcy kibiców – w przeciwieństwie do wielkiego Barry’ego – właśnie doczekała się tego, co chciała zobaczyć.

Ogromny tłum był czymś, z czego Mourinho chciał czerpać pełną garścią. Przed meczem zaapelował o wsparcie zespołu, ale, prawdę mówiąc, po żywiołowym powitaniu, kiedy jeszcze rezultat był remisowy, Manchester zaczął chwiać się w obliczu groźnych kontrataków Southampton. Fani drużyny przyjezdnej zauważyli to i szydzili z gospodarzy, śpiewając na melodię La donna è mobile Verdiego: „Czy to czy-tel-nia?”. Ale po meczu Zlatan i tak wygłosił pochwałę miejscowych kibiców:

– Grałem już w wielu krajach i wielu wspaniałych drużynach, ale kibice tutaj są czymś niespotykanym... dwunastym zawodnikiem na boisku... to naprawdę fascynujące.

Zatem ściągnięcie Zlatana do Manchesteru było bardzo sprytnym posunięciem. Ale było też jakby naturalnym ruchem, Szwed grał bowiem pod wodzą Mourinho już w Interze, a potem szczęśliwie był dostępny na zasadzie wolnego transferu po wypełnieniu kontraktu w Paris Saint-Germain. Kolejny przykład gwiezdnego pyłu. Podobnie jak Ferguson, który trzy dekady wcześniej zignorował wszystkich uważających Cantonę za źródło większych kłopotów niż zysków, Mourinho uznał zaawansowany wiek Ibrahimovicia – piłkarz dobiegał 35 lat – za pozbawiony znaczenia. I, należycie wspierany przez Rooneya, który grał tuż za jego plecami, Zlatan od początku doskonale wpisał się w reżim nowego trenera, prowadząc na Wembley ostatniego zdobywcę Tarczy Wspólnoty przeciwko mistrzowi, Leicester City, zdobywając gola z dystansu w otwierającym rozgrywki Premier League meczu w Bournemouth, a potem strzelając kolejne dwie bramki Southampton – w meczu, w którym doskonale spisał się również debiutujący Pogba.

Początek był dla Mourinho ważny. Przybył na Old Trafford, żeby znów uczynić United klubem kolekcjonującym tytuły, a gdyby spojrzeć na jego poprzednie, pełne sukcesów sezony z Chelsea, zazwyczaj zaczynały się one mocnym akcentem. Ostatnio zaliczył 14 meczów bez porażki na początku sezonu 2014–2015.

Na pewno nie potrzebował natomiast koszmaru z kolejnego sezonu, który rozpoczął się źle i skończył utratą pracy na Stamford Bridge. Szczęśliwie dla niego i w tym wypadku dla futbolu w ogóle, a dla Manchesteru w szczególności dyrektor United Ed Woodward wykazał się dobrą pamięcią. Mourinho mógł objąć Old Trafford, a chociaż ówczesny menedżer van Gaal zaprzeczał temu tak gorąco, że aż zażądał przeprosin od dziennikarzy za rozsiewanie głupich plotek, informacje o bliskim zwolnieniu Holendra wcale nie okazały się przesadzone. Doprowadziwszy United do triumfu nad Crystal Palace w finale Pucharu Anglii, van Gaal zwolnił posadę i został zastąpiony przez Mourinho. Najgorzej strzeżony sekret w futbolu wyszedł na jaw.

Nigdy nie uznamy tego wydarzenia za najszacowniejszy epizod w historii piłki nożnej, nie o to jednak chodziło. Gdy Mourinho musiał czekać – a van Gaal kończył sezon – miał okazję rozglądać się, oceniać i planować – razem ze swoim agentem i przyjacielem Jorge Mendesem – szczegóły transferów, które powinny nadać kształt nowemu United. Nie licząc Zlatana, mieli zakontraktować pochodzącego z Wybrzeża Kości Słoniowej Erica Bailly’ego, obrońcę Villarreal, kolejnego piłkarza, który mocno rozpoczął rozgrywki, zdobywając tytuł gracza meczu w finale rywalizacji o Tarczę Wspólnoty, ormiańskiego kreatywnego pomocnika Henricha Mchitarjana z Borussii Dortmund i, po wielkich targach o pieniądze, z których części zażądał Mino Raiola – jeszcze jeden agent, który dorobił się majątku na rozdętych opłatach za transmisje telewizyjne – doprowadzić do powrotu na Old Trafford Paula Pogby. Jego transfer kosztował rekordowe 89 milionów funtów, czyli 88 milionów więcej, niż klub otrzymał za Francuza, obecnie dwudziestoczteroletniego, kiedy cztery lata wcześniej opuszczał go, udając się do Juventusu.

Menedżerem był wówczas Ferguson, ale chociaż pozostał w klubie dyrektorem – „pod ręką”, jak to widział Portugalczyk, gotów w każdej chwili udzielić rady – Mourinho rozpoczynał właściwie wszystko od początku. To on miał zbudować nowy zespół. Zawsze chciał tej posady i, tak jak wcześniej jego mentor van Gaal, który nauczył go wielu rzeczy, jednak nigdy nie wydawał mu aroganckich poleceń, zamierzał pracować tylko według swojego pomysłu.

Być może United powinno sięgnąć po Mourinho od razu, nawet przed Moyesem. On, rzecz jasna, pragnął tej pracy, chociaż Ferguson ujawnił później, że dość wcześnie zaczął badać sytuację i odniósł wrażenie, że Mourinho nie zamierza ruszać się z Chelsea. Zresztą nawet kiedy zdobył mistrzostwo Anglii w sezonie 2014–2015, fani United śmiali się z niego, że mimo wszystko jest kiepskim menedżerem.

Od odejścia w 2004 roku z Porto, gdzie odnosił triumfy wbrew wszelkim przeciwnościom – przynajmniej w wymiarze europejskim, żaden klub portugalski bowiem nie był w stanie konkurować finansowo ze swymi hiszpańskimi, angielskimi czy włoskimi odpowiednikami – Mourinho zawsze przejmował stery w najlepiej zorganizowanym klubie w każdym kraju, w jakim podjął pracę. Najpierw było Chelsea w czasach, kiedy pieniędzmi Romana Abramowicza można było posługiwać się bez strachu, że popadnie się w konflikt z polityką finansowej fair play UEFA, następnie Inter w okresie największego rozkwitu i obfitości zapewnianej przez Massima Morattiego, a potem zawsze rozrzutny Real Madryt.

Jednak kiedy Mourinho powrócił do Chelsea, środowisko, w jakim się znalazł, było zupełnie inne. Przez dziesięć albo i więcej lat Abramowicz wydał już dosyć pieniędzy i nie miał nastroju sprzeciwiać się początkowej gorliwości, z jaką Michel Platini, wybrany na prezydenta UEFA w 2007 roku, postanowił pilnować zasady, że kluby mogą wydawać na rynku transferowym tylko takie (mniej więcej) kwoty, jakie zarobiły na interesach związanych z futbolem, czyli na prawach telewizyjnych, sponsoringu i sprzedaży biletów. Zatem gdy United z wielkim stadionem i równie wielkimi dochodami mogło zaoferować van Gaalowi w 2014 roku potężny budżet – nie wyczerpało go nawet zakupienie Ángela Di Maríi, Andera Herrery, Marcosa Rojo, Daleya Blinda, Luke’a Shawa i (wielce kosztowne wypożyczenie) Falcao – w Chelsea zdawano sobie sprawę, że przez najbliższy czas będzie trzeba jakoś sobie radzić, przynajmniej dopóki Manchester City oraz niektóre kluby francuskie i włoskie nie sprawią, że z upływem sezonu UEFA trochę złagodzi zasady, które narzuciła.

Ta kampania przyniosła efekty, stawiając City w bardzo korzystnej sytuacji w dalszych zmaganiach z lokalnymi rywalami – klub mógł już skorzystać ze swoich bogaczy z Abu Dhabi, aby zatrudnić w trakcie sezonu 2015–2016 Pepa Guardiolę, którego zacięta rywalizacja z Mourinho odżyła w ten sposób. Jednak w warunkach, które panowały w sezonie 2014–2015, rynek dawał się Chelsea we znaki. Mourinho potrzebował więc pomocy i ją otrzymał – od dyrektor Mariny Granowskiej, kobiety, która była prawą ręką Abramowicza. Drugiego lata po powrocie Mourinho do Londynu dokonano naprawdę błyskotliwych transferów.

W jakiś sposób 50 milionów funtów pozyskano od PSG za utalentowanego, chociaż nieobliczalnego środkowego obrońcę Davida Luiza, a kilka innych klubów zapłaciło za następnych zawodników, którzy nie spełniali wymogów menedżera. Łączne przychody sięgnęły 90 milionów funtów. Wśród piłkarzy, którzy opuścili Chelsea, znaleźli się napastnicy Romelu Lukaku, którego wypożyczenie do Evertonu zamieniono na transfer definitywny, Fernando Torres i Demba Ba. Za pieniądze z ich sprzedaży do klubu przyszli Diego Costa, Cesc Fàbregas i Filipe Luís, a doskonały młody bramkarz Thibaut Courtois powrócił z Atlético Madryt po bardzo udanym dla niego wypożyczeniu. W miarę jak sezon się rozwijał, przyjęty plan personalny funkcjonował wyśmienicie. Może nie do końca dotyczyło to tylko lewego obrońcy Filipe Luísa, którego pozycję zajął bardziej pewny César Azpilicueta; Mourinho robił przemeblowanie na tyłach, aby jeszcze raz wydobyć wszystko co najlepsze z kapitana zespołu (żeby nie powiedzieć lidera i legendy) Johna Terry’ego.Czysty sezon

Jedynie olśniewający Eden Hazard przyćmił grę Johna Terry’ego w sezonie 2014–2015, który często przypominał powolną procesję. Manchester City zagrażał Mourinho zupełnie poważnie. Na półmetku miał trzy punkty straty i pojawiła się nadzieja na zaciętą walkę o tytuł, kiedy nagle w Nowy Rok City zwyciężyło u siebie z Sunderlandem, a Chelsea tego samego dnia uzyskało zaskakujący wynik; uczeni na całym świecie musieli wysilać umysły, zastanawiając się, czy zespół Mourinho kiedykolwiek wcześniej przegrał 3:5. A to się właśnie stało. Chelsea pod wodzą Mourinho – z Terrym i innymi, w tym Nemanją Maticiem kontrolującym środkową strefę boiska (tak przynajmniej mógł myśleć Mourinho) – przegrało 3:5, upokorzone na White Hart Lane przez rewelacyjnego młodego Harry’ego Kane’a, który zdobył dwie bramki i do tego wywalczył rzut karny.

Mourinho powiedział, że Chelsea także powinno mieć rzut karny. Stwierdził, że powinien zostać podyktowany, kiedy jego zespół prowadził 1:0 – wynik 2:0 odebrałby Tottenhamowi ochotę do gry. Większość bezstronnych obserwatorów nie zgadzała się z nim, oceniając, że Jan Vertonghen raczej upadł na piłkę, niż celowo zagrał ją ręką. Ale Mourinho nie dawał za wygraną.

– Muszę się skoncentrować na wyniku i naszym sposobie gry – mówił – ponieważ jeśli skupię się na tym kluczowym momencie meczu, wiecie, co będę miał do powiedzenia...

Tak, słyszeliśmy już to wszystko. Mnóstwo razy. I w kilku krajach. Ale ostatnio w Southampton. Tam, zaledwie cztery dni wcześniej, Chelsea nie otrzymało rzutu karnego. Cesc Fàbregas zdołał przechytrzyć niedoświadczonego obrońcę Matta Targetta, jednak gdy został przez niego przewrócony i dopiero po chwili wstał z murawy, ze zdziwieniem obejrzał żółtą kartkę za symulowanie faulu. Wtedy Mourinho miał rację, domagając się rzutu karnego, lecz oburzenie pierwszego sprawiedliwego zdawało się brać w nim górę, kiedy rozprawiał o „czystym sezonie”. Kto był winien zła?

– Ludzie, eksperci, komentatorzy i trenerzy wywierają ogromną presję na sędziów i przez to ci popełniają właśnie takie pomyłki jak dzisiejsza. Straciliśmy przez nią dwa punkty, a Cesc dostał żółtą kartkę.

Za szefa kampanii „czysty sezon” powszechnie uznano eksperta Sky Sports, byłego zawodnika Liverpoolu Jamiego Redknappa i prawdą było, że stacja ta zbyt mocno skupiła uwagę na oczywistym faulu Diega Costy na Emre Canie (na Anfield Road) w rewanżowym meczu półfinału Pucharu Ligi Angielskiej, po którym napastnik zawieszony został przez angielską federację na trzy spotkania. Ale teraz to Mourinho miał kłopoty. Federacja ukarała go grzywną w wysokości 25 tysięcy funtów za głośno wyrażane wątpliwości w kwestii idei „czystego sezonu”.

Jeśli w jego kontrolowanym szaleństwie była jakaś metoda, to przynajmniej w tym wypadku metoda ta nie zadziałała. Od tego dnia aż do końca sezonu Chelsea spotykało się – albo przynajmniej tak się wydawało – z pewnym ostracyzmem; w wątpliwych sytuacjach sędziowie podejmowali decyzje raczej przeciwko temu zespołowi niż na jego korzyść. Można było odnieść wrażenie, że zbiorowo postanowili oni nie ulegać wybiegom Mourinho.

W Lidze Mistrzów, po wyjazdowym remisie 1:1 z PSG, wydawało się bardzo prawdopodobne, że bezsprzecznie najlepszy zespół angielski znów wyróżni się tym, iż będzie jedynym reprezentantem Premier League w ćwierćfinałach. Jednak na Stamford Bridge drużyna grała niepewnie i zachowawczo, jakby zdominowana świadomością, że wynik 0:0 daje jej awans. Wyjątkiem była 31. minuta, kiedy to Zlatan – zawsze uważany za największe zagrożenie – rozpoczął pojedynek z Oscarem zakończony jego upadkiem. Słusznie czy nie, Oscar nazwany został przy tej okazji aktorem – okazało się, że nic mu się nie stało – niemniej jego dziewięciu kolegów z zespołu rywalizowało o tytuł najlepszego aktora drugoplanowego; podbiegli i otoczyli sędziego Björna Kuipersa, wyrzucając w górę ręce w oburzeniu z powodu brutalnego faulu i wzywając gwałtownie klubowego lekarza. Zlatan, który otrzymał od Kuipersa czerwoną kartkę, nazwał ich „dzieciakami” i miał przynajmniej satysfakcję z awansu, obserwował bowiem, jak 10 piłkarzy PSG zwycięża po dogrywce dzięki większej liczbie goli strzelonych na wyjeździe; jedną z bramek zdobył głową były zawodnik Chelsea – Luiz. Był to brzydki mecz, a według Jamiego Carraghera ze Sky sposób gry Chelsea dobitnie wyjaśnił, dlaczego zespoły Mourinho często się podziwia, natomiast rzadko „kocha”. Ani Portugalczyk, ani jego zespół nie mogli spodziewać się współczucia, kiedy od początku kolejnego sezonu wszystko zaczęło się sypać.

Ciąg dalszy w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: