Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
25 lipca 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Bambi - ebook

Kolejne śledztwo inspektora Zacka Herry’ego!

Widok, jaki ukazuje się oczom policjantów na jednej ze sztokholmskich wysp, jest makabryczny, wręcz surrealistyczny. Wygląda na to, że młodzi ludzie z wyższych sfer przeprowadzali jakieś hedonistyczne rytuały, których finałem była krwawa jatka. Kiedy dochodzi do kolejnego zbiorowego samobójstwa, policja nadal nie ma żadnego tropu.

Wszystko wskazuje na to, że po raz pierwszy od dawna życie inspektora policji kryminalnej Zacka Herry’ego toczy się właściwym torem. Ta dobra passa trwa jednak tylko chwilę. Koszmarna osobista tragedia, już wkrótce po raz kolejny przewraca jego świat do góry nogami. Mimo to Zack uważa, że jest w stanie rozwiązać sprawy samobójstw – jeśli tylko pójdzie tropem śmiercionośnych różowych tabletek z wizerunkiem Bambiego.

Podobnie jak w dwóch poprzednich częściach cyklu autorzy otwierają przed czytelnikami wrota do brutalnego sztokholmskiego świata przestępczego, zapewniając równie wartką, pełną napięcia fabułę. I równie przerażającą.

Kategoria: Horror i thriller
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8062-902-8
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

CZWARTEK, 8 WRZEŚNIA

Wszechświat wrze. Wszystko się kotłuje, wszystko ryczy. Wiatr w jego uszach, motocykl, śmierć próbująca kąsać go po łydkach.

Świat wokół Zacka jest jak ściana, gęsty i ciepły w mroku nocy. Jakby próbował go zatrzymać, spowolnić, nie pozwolić mu uciec.

Wysokie, zamazane pnie drzew po obu stronach wąskiej leśnej drogi, owady uderzające w szybkę kasku.

Zack zerka we wsteczne lusterko. Już nie widzi za sobą świateł. Może jednak udało mu się zgubić samochód.

Prędkościomierz pokazuje sto czterdzieści pięć kilometrów na godzinę.

Sto pięćdziesiąt, sto sześćdziesiąt.

Zack chciałby jeszcze dodać gazu, ale droga jest zbyt kręta, asfalt za śliski od nocnej wilgoci. Już dwa razy prawie wpadł w poślizg i wjechał w las, niemal zderzył się z drzewem, tak jak te drobne owady z osłoną kasku.

Po lewej pojawia się otwarty teren. Migają światła kilku domów.

Znów ogląda się za siebie. Nie widać reflektorów.

Zwalnia do stu dziesięciu. Jedzie bezpiecznie.

Wokół niego znów tylko ciemny las, pełen niespokojnych bogów.

Na szczycie wzniesienia przed nim pojawiają się cztery reflektory, ogromna ciężarówka z drewnem. Jezdnię przykrywa oślepiający dywan światła. Zack jeszcze bardziej zwalnia. Mruży jedno oko, by coś widzieć.

Ciężarówka go mija i Zack się kuli, by zmniejszyć powierzchnię, w którą uderzy podmuch.

Znowu ciszej.

Słyszy swój przyśpieszony oddech. Próbuje go uspokoić. Wciąga powietrze głębiej w płuca.

Nagle rozświetlają się pnie drzew po obu jego stronach. Las wypełniają długie cienie.

Zack się ogląda. Widzi zbliżające się światła samochodu.

Kurwa!

Znów dodaje gazu. Silnik czerwono-czarnego suzuki hayabusy wyje, wiatr szarpie i targa koszulkę Zacka.

To ja powinienem ich ścigać, myśli. Nie na odwrót. Nigdy nie miałem większych powodów, by kogoś ścigać, niż teraz.

Coś świszczy tuż obok kasku. Potem Zack słyszy huk.

Ktoś do niego strzela z samochodu.

Znów świst, kolejne strzały.

Droga się wije, wznosi i opada. Znów strome wzniesienie. Zack dodaje gazu. Nie ma pojęcia, co jest po drugiej stronie, musi zaryzykować.

Motor odrywa się od ziemi, wskazówka obrotomierza dobija do końca, koła obracają się w powietrzu.

Teraz stromo w dół. Potem ostry zakręt w prawo. Zack pochyla się jeszcze niżej. Czuje, jak kolano ociera się o asfalt.

Światła samochodu są coraz silniejsze.

Kolejny zakręt. W drugą stronę. Jeszcze ostrzejszy.

Kurwa!

Zack próbuje mocno skręcić w prawo. Zwolnić. Wypada na pobocze. Żwir sypie się spod kół i jakaś niska gałąź uderza o kask. Głowa odskakuje do tyłu, ale udaje mu się utrzymać na motorze.

Pnie drzew są teraz o wiele za blisko.

Z całej siły ściska kierownicę, skręca w lewo, ale żwir się osuwa. Przednie koło grzęźnie w luźnym podłożu.

Teraz zginę.

Wszędzie drzewa.

To dzieje się za szybko. Coś uderza w przednie koło. Zack nie siedzi już na siodełku. Leci w powietrzu.

Wszystko zwalnia. Zackowi migają jego wymachujące ręce, czuje intensywną woń iglastego lasu i rozkładu. Widzi, jak zbliża się ziemia.

Zwija się w kłębek. Przyciąga podbródek do piersi.

Pierwsze uderzenie przyjmują barki. Zack się przetacza, myśli, że jest dobrze, przetacza się jeszcze kilka razy. Wpada na coś wielkiego i miękkiego.

Zapada cisza.

Zack leży na plecach. W górze piętrzą się korony drzew, wydają się nad nim pochylać w mroku nocy. Jakby chciały go pożreć żywcem.

Próbuje się poruszyć. Prawa ręka utknęła w konarach powalonego drzewa. Zack ją uwalnia i ostrożnie zgina. Czuje ostry ból, ale niczego sobie nie złamał.

Gdzieś w pobliżu zatrzaskują się drzwi.

Zack spogląda w stronę drogi i widzi światła samochodu, który zatrzymał się na poboczu. Dostrzega kontury człowieka, który przystaje i spogląda w las.

Nie sposób powiedzieć, czy to mężczyzna czy kobieta.

Człowiek się nie porusza. Głowę ma uniesioną jak węszące zwierzę.

Zapala się latarka.

Świeci między drzewa.

W stronę Zacka.

Prosto na niego.

Jego dłoń wędruje do biodra, palce szukają sig sauera. Ale pistolet został na komendzie, zamknięty w sejfie.

Teraz padnie strzał, który zakończy moje życie?

Każda komórka w jego ciele protestuje.

Nie zginę, nie wolno mi.

Zack skacze przez powalone drzewo, ląduje twardo po drugiej stronie pnia. W bark wbijają się lodowate gwoździe. Coś sobie uszkodził.

Słyszy huk i czuje, jak spada na niego ziemia z kawałkami korzeni.

Zrywa się, biegnie. Prawie wpada na drzewo.

Nic nie widzi w tym pieprzonym kasku.

Nie zwalniając, pociąga pasek pod brodą. Ściąga kask, odrzuca go na bok.

Pada kolejny strzał. Świst tuż przy prawym ramieniu.

Zack skręca w drugą stronę. Unosi ręce, by osłonić się przed suchymi gałęziami świerków.

Szybko oddala się od blasku latarki. Wreszcie ciemność jest po jego stronie.

Potyka się, zawisa na czymś.

Ostre kolce wbijają mu się w brzuch.

Drut kolczasty.

Zack podnosi się, próbuje wyplątać. Udaje mu się uwolnić podkoszulek, ale dżinsami też się zahaczył.

Niżej drugi drut kolczasty, jak na starym pastwisku dla krów.

Przechodzi między drutami. Znów zahacza o ten niższy. Kopie, szarpie się i ogrodzenie niebezpiecznie trzeszczy, gdy w końcu udaje mu się uwolnić.

Dostrzega coś kątem oka i podnosi wzrok.

Człowiek, który go ściga, stoi dziesięć metrów od niego.

Niemożliwe, myśli Zack.

Tak szybko biegłem.

Ręka znów się unosi.

Ręka trzymająca pistolet.

Zack czołga się do tyłu.

Człowiek podchodzi bliżej. Zatrzymuje się przy drucie kolczastym.

Zack dalej się wycofuje, ale mięśnie odmawiają posłuszeństwa.

Napastnik cofa się dwa kroki i z łatwością przeskakuje przez ogrodzenie.

Jak to się stało?

Kilka szybkich kroków, a potem wyciągnięta ręka z pistoletem jest już dwa metry od jego twarzy.

Znów zapala się latarka, świeci mu prosto w oczy. Oświetla go jak tarczę w ciemnym pokoju.

Z takiej odległości nikt nie chybi.

To już koniec.

Zack zwiesza głowę.

Zamyka oczy.

I dobrze mi tak, myśli.

Nie zasłużyłem na nic lepszego.1

PIĄTEK, 24 CZERWCA, WIGILIA ŚW. JANA,
PONAD DWA MIESIĄCE WCZEŚNIEJ

Łagodne popołudniowe światło wpada przez wysokie okna i zdaje się unosić nad ręcznie tkanym perskim dywanem w salonie, a potem wędruje dalej po stuletnim parkiecie i pnie się po pozłacanej boazerii i ozdobnym piecu kaflowym.

Olympia Karlsson stoi przed wielkim ściennym lustrem i szczupłymi palcami poprawia popielatą fryzurę na pazia.

Teraz bardziej lubi to lustro, gdy jego odłamki posypały się na podłogę jak ostre płatki śniegu, kiedy ubiegłej zimy stłukła je w wybuchu wściekłości.

Rzemieślnik chciał wymienić szkło, ale Olympia nalegała, żeby je naprawić.

Blizny doświadczenia mogą wydobyć z piękna głębię.

Rzemieślnik wykonał dobrą robotę, pęknięcia są niemal niezauważalne. Mimo to w jakiś sposób zmieniają jej odbicie. Nadają ulotności jej ostrym rysom i przywołują jakąś tęsknotę, o której wie, że ją w sobie nosi, ale której nigdy nie okazuje.

Za czym tęsknię? – zastanawia się czasem, ale nie potrafi znaleźć odpowiedzi, prócz takich banałów, jak ciepło i bliskość, a wręcz miłość, największe ze wszystkich złudzeń. Nienawidzi tego, co miłość z nią robi, do czego ją zmusza. Lepiej udawać, że nie istnieje.

Cofa się o krok, ustawia się bokiem do lustra i sprawdza, czy czarna marynarka od kostiumu dobrze leży na plecach. Poprawia spódnicę, podciąga czarne rajstopy i przy dolnej krawędzi lustra widzi czerwone zelówki czółenek od Christiana Louboutina.

Podchodzi do biurka i spogląda na osiem monitorów wiszących w dwóch rzędach na ścianie nad gustawiańskimi taboretami.

Reuters, Bloomberg, kursy akcji, międzynarodowe kanały informacyjne. Na CNN napis Breaking news i rozchwiane zdjęcia na żywo amerykańskiego helikoptera, który spadł w Syrii. BBC pokazuje materiał o rosyjskim biznesmenie, którego zwłoki znaleziono w Londynie, a na trzecim monitorze Donald Trump stoi w południowym Teksasie i demonstracyjnie grozi pięścią w stronę Meksyku.

Olympia patrzy na niego i uśmiecha się pobłażliwie.

Potrzeba przyciągania uwagi nigdy nie może stać przed interesami.

Imperia powstają i się rozpadają, ale pieniądze pozostają.

Wsuwa rękę pod biurko, zwalnia blokadę i wyciąga znacznie cieńszy blat, ukryty pod pierwszym i wsparty na cienkich stalowych prowadnicach.

Jest wyściełany szarym filcem i niemal w całości pokryty fotografiami i wycinkami z gazet. Bohaterem wszystkich zdjęć i artykułów jest dwudziestoośmioletni inspektor sztokholmskiej policji kryminalnej Zack Herry.

Olympia przebiega wzrokiem po artykułach i fotografiach. Cała strona z „Aftonbladet” z nagłówkiem „Uratował chłopca przed człowiekiem-lwem”, poniżej wielkie zdjęcie Zacka z rannym chłopcem w ramionach. Zack w mundurze. Zdjęcie zrobione z ukrycia przez szybę kawiarni, na którym widać Zacka i Ester Nilsson, dziewczynę z sąsiedztwa. Niewyraźne zdjęcie Zacka trzymającego pod rękę swoją dziewczynę, konsultantkę PR, Merę Leosson. Artykuł z kwietnia bieżącego roku o tym, jak Zack i jego koleżanka Deniz Akin ujęli najbardziej poszukiwanego w Szwecji bandytę napadającego na konwoje. I jeszcze dwa niewyraźne zdjęcia, na których Zack tańczy w jakimś nielegalnym klubie z ciemnowłosą pięknością.

Olympia słyszy, że otwierają się ciężkie dębowe drzwi, i szybko wsuwa blat z powrotem.

Do gabinetu wchodzi jej syn Peter. Ma trzydzieści lat, ale wygląda na czterdzieści. Co najmniej. Wątłe, obwisłe ramiona pod rozpiętą brązową marynarką, jasnoniebieska koszula wpuszczona w spodnie napina się na wystającym brzuchu.

Jego twarz mogłyby otaczać piękne loki, gdyby tylko przestał się raz w tygodniu strzyc na tę krótką, nijaką fryzurę.

Olympia wie, że syn jest oczarowany swoją stylistką z salonu w Sturegallerian, jakimś z zerem z powiększonym biustem. Może się w niej zakochał? Jeśli w ogóle jest zdolny do jakichś namiętnych uczuć.

– Cześć, mamo – mówi.

Nawet głos ma słaby i niepewny. Brakuje mu autorytetu i jest jakby wycofany, tak jak jego cofnięty podbródek.

Tylko w niebieskich oczach drzemie siła.

Pokazuje Peterowi, by usiadł na ciemnoczerwonej skórzanej sofie przy jednym z okien. Ten opada między poduszki i natychmiast wyjmuje telefon.

Nie, żeby doglądać interesów, myśli Olympia, tylko żeby przejrzeć zdjęcia kolegów, którzy imprezują albo w coś grają.

Bawią się.

Ile czasu poświęca codziennie na takie rzeczy?

Drzwi znów się otwierają, tym razem znacznie ciszej, i wchodzi młoda kobieta o długich, szczupłych nogach i gęstych włosach ciemnych jak czarny szafir.

Ma na sobie znoszone dżinsy i sprany biały T-shirt.

Niepomalowane paznokcie, bose stopy.

– Dzień dobry, Olympio – mówi.

Zawsze Olympio. Nigdy mamo.

Ale Olympii się to podoba. Hebe zaznacza w ten sposób dystans, to, że ma własny pomysł na życie, w odróżnieniu od brata. Dzięki temu wszystko jest o wiele ciekawsze.

Zwłaszcza teraz, gdy zamierza ją wciągnąć w skomplikowaną grę.

Olympia uśmiecha się do Hebe. Patrzy na twarz córki, rysy, które jakiś bóg musiał stworzyć, gdy był w wyjątkowo wspaniałomyślnym nastroju. Jakby natura wzięła to, co najlepsze, ode mnie i od ojca Hebe i ukształtowała w całość, która stała się czymś więcej niż tylko sumą poszczególnych części, myśli.

Nad niektórymi sprawami nawet ja nie mam kontroli. Chociaż czynimy interesujące postępy w mojej firmie zajmującej się modyfikacjami genetycznymi.

– Dzień dobry, Hebe – odpowiada.

Hebe wita się z Peterem, ściska go i zajmuje miejsce obok niego na sofie.

Olympia siada naprzeciw nich w gustawiańskim fotelu z lekko wygiętymi nogami i spogląda za okno na trzy rzeźby z brązu, wzorowane na Dawidzie Michała Anioła, widoczne na tle błyszczących wód Stora Värtan w oddali. Potem znów patrzy na swoje dzieci.

Podaje obojgu oliwkowe teczki.

– Nasze spotkanie będzie krótkie – mówi. – Dziś przecież noc świętojańska. Peter, znajdziesz w teczce wszystko, co powinieneś wiedzieć, by dokończyć raport, który zostanie przedstawiony przed planowanym zakupem w Hiszpanii, włącznie z jeszcze nieoficjalnymi wynikami firmy za ostatni kwartał. Zadbaj, żebym dostała mailem raport w wersji PDF najpóźniej w poniedziałek o trzynastej.

Peter kiwa głową, otwiera teczkę i wertuje dokumenty.

– Hebe, zbliża się wyjazd do Indii. Chcę, żebyś skontaktowała się z osobami, których profile znajdziesz w teczce. O jedenastej będą czekać na trójstronną rozmowę na Skypie. – Olympia milczy przez chwilę. Myśli o tym, jak ta gra ma się potoczyć. Jest zadowolona ze swoich posunięć. – I włóż białą bluzkę. Zapnij ją pod samą szyję.

– Oczywiście.

– To wszystko. Zanim się wylogujecie, przyślijcie mi krótki raport mailem.

Peter i Hebe wstają i ruszają do drzwi.

– Aaa, Peter! – woła za nim Olympia.

Syn się odwraca. Jego spojrzenie jest lękliwe, jakby przeczuwał, co nastąpi.

– Tak?

– Tym razem nie zapomnij sprawdzić ortografii w raporcie.

Olympia dostrzega jeszcze rumieńce na jego policzkach, nim Peter się odwraca i zamyka drzwi za sobą i siostrą.

Czuła się zażenowana, czytając jego poprzedni raport napisany pełną błędów angielszczyzną. Pomyśleć tylko, że wysłałby go Japończykom albo Niemcom, którzy tracą do człowieka wszelki szacunek, jeśli nie dba się o szczegóły.

Olympia znów wysuwa ukryty blat.

Bierze do ręki jedno ze zdjęć Zacka i pięknej ciemnowłosej kobiety, która jest jej córką. Są tuż obok siebie na parkiecie, Udo Zacka między nogami Hebe, jego dłonie na jej biodrach.

Olympia chwyta oburącz fotografię, jakby chciała ją podrzeć, oderwać ich od siebie. Zmienia jednak zdanie, odkłada ją z powrotem na blat.

Pochyla się nad nią.

Przesuwa po niej palcami, głaszcze ją, tak jak słońce głaszcze boazerię za jej plecami.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: