Klasyka gatunku. Tony Anderson zabiera nas w podróż - wcale nielekką - zarówno po gruzińskich bezdrożach, jak i jednocześnie w podroż do przeszłości. Mamy więc lata dziewięćdziesiąte i kraj jeszcze nieodkryty przez turystów. Auror opisuje swoje wyprawy do Gruzji, w której był niejeden raz. Krajobrazy i własne odczucia miesza z opisem mieszkańców, nie tylko pojedynczych ludzi, ale całych społeczności. Czytając, czujemy, że my również boimy się obcych, zajadamy prostym posiłkiem, upijamy się do nieprzytomności, liczymy pęcherze na stopach i czekasz z niecierpliwością, aż znów wyruszymy w drogę. Książka jest gruba i wcale niekoniecznie przyjemna w lekturze, bywa trudna, ale jest ważna, bo nikt tak jak Anderson nie opisuje prawdziwych mieszkańców Kaukazu. Zwiedzimy z nim miejsca niedostępne dla turystów, choć nie liczmy na konkretne porady, jak do tych miejsc dostać się samemu. Włączymy za to wyobraźnię i wylądujemy w raju już podczas czytania. W raju, który dla niektórych może przypominać piekło, w raju, który być może jeszcze nie przeminął. Potem wyruszmy we własną wędrówkę. Podsumowując, jest to książka podróżnicza z gatunku najlepszych, opisująca miejsca jeszcze nieokiełznane, które nawet i dziś zachwycają swoja dzikością.
Opinia bierze udział w konkursie