19.05.2021
Czy mieliście kiedyś sytuację, że po skończonej lekturze byliście trochę lub nawet bardzo zdenerwowani na autora za poprowadzenie fabuły nie do końca w tym kierunku, w którym chcielibyście? Ostatnio coś takiego mnie spotkało za sprawą Karoliny Klimkiewicz i jej powieści pt. "Dopóki starczy mi sił". Nie mogę Wam ujawnić konkretnych powodów mojego "rozczarowania" bez zdradzania szczegółów, a tego nie chciałabym robić. Musi Wam zatem wystarczyć fakt, że do tej pory nie wierzę w zakończenie, jest mi smutno i mam literackiego kaca. . A tak już całkiem na serio, książka jest wzruszająca, idealna dla takich romantycznych i wrażliwych dusz jak ja. Uroniłam niejedną łzę i czuję niedosyt. . Dominika, Ava, Jo, Charlotte - wymyślonych imion, podobnie jak tożsamości i miast było wiele. Ale ona była/jest jedna, wciąż ta sama. Skrzywdzona, prześladowana, ukrywająca się przed demonami przeszłości, bojąca się o własne życie - Zola Henderson. Jak długo będzie musiała uciekać, udawać, unikać ludzi, zaangażowania, emocji? Wszystko staje na głowie po kolejnej przeprowadzce, tym razem do Jonesport, coś pękło, coś nie zagrało... . Karolina poruszyła w powieści bardzo trudny temat, jakim jest przemoc domowa. Wszyscy dobrze wiemy, że rodzina niestety nie zawsze jest opoką i bezpieczną przystanią. Zdarza się i tak, że jest najgorszym koszmarem, z którego chcemy się jak najszybciej obudzić. Krzywdy wyrządzone przez najbliższych bolą najbardziej i odciskają piętno na długie lata. . Autorka, mam wrażenie, próbuje na kartach tej historii dać czytelnikowi odrobinę siebie. Czuję to w licznych opisach, pełno tu trafnych spostrzeżeń, głębokich prawd życiowych i przemyśleń. Całość jest bardzo dojrzała, napisana stylem naprawdę wyjątkowym, a sposób w jaki Karolina pisze o miłości i odwiecznej walce serca z rozumem, oczarował mnie. . Wisienką na torcie są cytaty, umieszczone na początku każdego rozdziału. Oh, jaka ja jestem łasa na tego typu smaczki! Są to oczywiście słowa pochodzące z innych książek, bezbłędnie dobrane do każdego fragmentu opowieści. . Całość jest utrzymana w charakterystycznym amerykańskim stylu i to był jedyny element, którego się obawiałam. Zdecydowanie wolę, gdy polscy pisarze osadzają fabułę w polskich realiach, środowisku dobrze im znanym, jest wówczas autentycznie. Tutaj akcja książki rozgrywa się w Ameryce, bohaterowie noszą amerykańskie imiona, rzeczywistość wygląda dokładnie jakby była zaczerpnięta z telewizyjnego serialu. I wiecie, co? Tym razem kompletnie mi to nie przeszkadza. Nie czuję dysonansu, nic się nie gryzie, nie jest naciągane, przekoloryzowane, sztuczne. Podoba mi się. Po prostu. . Zapraszam na mój profil instagramowy: @zaczarowane_slowa
Pokaż więcej