27.02.2022
Magdalena Majcher po raz drugi napisała powieść z cyklu true crime i kolejny raz zrobiła to w sposób wybitny. Warto podkreślić, że dane osobowe sprawców zostały zmienione, ale jakie to ma znaczenie? Gdyby morderstwa dokonali ludzie o najbardziej pospolitych danych (Jan Kowalski czy Anna Nowak), to wówczas sprawa nabrałaby takiego samego rozpędu. Autorka przenosi nas na prawdziwą wieś, gdzie wszyscy o sobie wszystko wiedzą. W prawdziwym życiu wychodzi jednak na to, że ludzie uwielbiają siać ferment, ale sami uchylają się od pomocy stróżom prawa. Wygodnie jest mówić: ja nic nie wiem, nic nie słyszałem, nic nie widziałem. Po co przecież mieszać się w morderstwo? Po co bać się o swoje dobre imię? Sprawa poruszona przez Magdalenę Majcher nie była mi znana, dlatego czytałam o niej bardzo uważnie. Okazuje się bowiem, że na początku lat dwutysięcznych na komisariat policji trafił anonim. W liście ktoś napisał, że we wsi Wrotnów pewna kobieta kilkakrotnie zachodziła w ciążę, ale potem owych dzieci nikt nie widział. Zostały więc zamordowane. Czy taki anonim od razu można traktować poważnie? Tego typu listy pisali często złośliwi sąsiedzi albo młode dzieciaki uważające swoje działanie za świetny żart. Policja nie może jednak bagatelizować takich sygnałów, dlatego kiedy policjant we wskazanym domu naprawdę znalazł szczątki dziecka, od tego czasu sprawa nabiera tempa. Główną oskarżoną staje się Lidia Gładoch, matka dzieci, która wyprowadziła się z domu i wszelki słuch o niej zaginął. Co się jednak wydarzy, gdy wspomniana Lidia sama pojawi się na komisariacie? Powie prawdę? A może zacznie składać fałszywe zeznania? Warto się o tym dowiedzieć i bardzo skrupulatnie przeczytać książkę. Jeśli ktoś nie znał sprawy, to myślę, że od razu wyda swój własny wyrok: Lidia Gładoch to dzieciobójczyni, która zasługuje wyłącznie na dożywocie, a nawet na karę śmierci, gdyby tylko takowa istniała w Polsce. Jakim prawem ktoś ma karmić takie „coś”, bo przecież Lidia nie zasługuje na miano człowieka. W więzieniu znajdzie się w najniższej hierarchii, a inne osadzone na pewno się nią „zaopiekują”. Tak brutalną ocenę wydały o niej wszędobylskie media, ale sprawa nie jest taka oczywista, jak się nam wydaje. W trakcie lektury dowiemy się o wielu strasznych wydarzeniach, które spotkały główną oskarżoną. Jaką była osobą? Jakie było jej małżeństwo z Adamem Gładochem? Dlaczego kobieta opuściła rodzinę- męża i pięcioro dzieci, które nawet nie chcą z nią rozmawiać? Dlaczego kobieta została oskarżona o zamordowanie aż czwórki noworodków i dlaczego zwłoki maluszków zostały znalezione w domu, na strychu i w garażu? Wiele jest pytań, ale wszystkie odpowiedzi znajdują się w świetnie napisanej książce. Nikt nie powiedział, że Lidia Gładoch zasługuje na całkowite uniewinnienie, ale warto spojrzeć na sprawę z perspektywy jej trudnego życia. Radzę to zrobić, bo to konieczne, by zrozumieć tę powieść. Możemy też uznać, że „najedzony nigdy nie zrozumie głodnego” i jest to stuprocentowa prawda. Zabójstwo własnych dzieci żadnej normalnej matce nie mieści się w głowie, ale w życiu naprawdę dochodzi do różnych sytuacji. Po raz drugi sięgam po powieść z cyklu true crime przygotowaną przez Magdalenę Majcher. Pisarka niegdyś częstowała nas głównie powieściami obyczajowymi, lubiła też wplatać wątki wojenne. Teraz przeszła na prawdziwe historie z morderstwem w tle i bardzo dobrze jej to wychodzi. Wyraźnie zauważam jej talent twórczy, a także wiem, że jej relacja nie jest czarno-biała czy też zero-jedynkowa. Autorka chce nas nauczyć, że ważna jest relacja winnej osoby- jakie były jej motywy działania, czy osoba ta mogła kogoś poprosić o pomoc. Okazuje się, że Lidia Gładoch była całkowicie osamotniona. Czy to ją tłumaczy? Musicie przeczytać całą książkę, by się o tym dowiedzieć. Wszystkim czytelnikom polecam tę książkę, jak i „Mocną więź”, pierwszą powieść Magdaleny Majcher z cyklu true crime. Jestem przekonana, że „Małe zbrodnie” jeszcze bardziej odbiją się na ludzkiej psychice- chodzi przecież o zabójstwo kilku niewinnych noworodków, które z oczywistych względów nie miały jak się obronić. Książka jest smutna, ale daje wiele do myślenia. Tego typu historie mogą dziać się w małych wsiach, ale i w dużych miastach. Nie mam co do tego wątpliwości.
Pokaż więcej
Czy ta recenzja Ci pomogła?
01.02.2022
Jak można się dowiedzieć, czytając blurb, "Małe zbrodnie" są historią opartą na faktach. Na strychu domu w małej miejscowości zostają ujawnione szczątki noworodków. Szybko dowiadujemy się, że z tego domu uciekła matka piątki mieszkających tu dzieci, żona pochodzącego stąd męża. To wystarczy opinii publicznej by ocenić tę kobietę i wydać wyrok, no bo co za kobieta zostawia dzieci i męża i znika bez śladu? Historia Lidii Gładoch trafiła we mnie jak taran owinięty drutem kolczastym. Gdy już zaczęła mówić, gdy poznałam jej historię z jej ust miałam ochotę usiąść i płakać. Jest to historia ogromnego bólu, niesprawiedliwości i smutku. Jest to historia zbyt szybkich, niesprawiedliwych osądów, patrzenia na życie przez (jakże prymitywny) pryzmat utartych schematów i zero-jedynkowego systemu oceniania. Jest to historia despotyzmu i okrucieństwa, żerującego na słabości. Uważam, że życie jest pełne odcieni szarości, jednak w książce opisana jest praca prokuratorów, którzy wierząc tylko w czerń i biel drążyli sprawę aż odkryli prawdę, która nie była tak prosta i jednoznaczna, jak by się mogło wydawać na początku. Kiedyś o krzywdzeniu siebie nawzajem mówiło się, że "człowiek człowiekowi wilkiem", dziś dużo adekwatniej brzmi "człowiek człowiekowi człowiekiem", a "kobieta kobiecie teściową". Co jeszcze jest znamienne w tej historii to zmowa milczenia rodziny w tej sprawie. Jest to przerażające, gdyż przynajmniej ludzie z najbliższego otoczenia oskarżonej powinni wiedzieć i wiedziały na pewno, co działo się w ich domu, skąd wzięły się rzeczone kości na strychu. Jednak osoby te sznurują usta i mimo, że oskarżonych powinno być co najmniej o jednego więcej skutecznie wymyka się on wymiarowi sprawiedliwości. Mimo jawnych kłamstw nie ma sposobu na dojście prawdy i sprawiedliwości. "Małe zbrodnie " to według mnie książka budząca przeogromne emocje. Dodatkowo napisana w dobrym stylu. Czyta się łatwo i szybko, jeśli nie bierzemy pod uwagę emocji. Dziękuję autorce za pochylenie się nad tą historią i opowiedzenie jej nam, poruszenie tylu emocji i skłonienie do refleksji
Pokaż więcej
Czy ta recenzja Ci pomogła?