Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

To zmienia wszystko. Kapitalizm kontra klimat - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
3 września 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
43,90

To zmienia wszystko. Kapitalizm kontra klimat - ebook

Książka Naomi Klein w sposób wyczerpujący, świadczący o głębokiej znajomości tematu, a zarazem przystępny przedstawia zagrożenia związane z globalnym ociepleniem i innymi zmianami klimatu, umieszczając je w szerokim kontekście – politycznym, ekonomicznym i społecznym. Podobnie jak w Doktrynie szoku autorka ukazuje ciemną stronę puszczonego na żywioł neoliberalnego kapitalizmu – krótko mówiąc, jak wolnorynkowy fundamentalizm przyczynił się do zanieczyszczeń atmosfery zagrażających całej ludzkości i jak blokuje próby naprawy istniejącej sytuacji. Klein przedstawia ważniejsze ruchy obrońców środowiska, ich mocne i słabe punkty (demaskuje np. współpracę niektórych z nich z wielkim biznesem, którego działania bynajmniej środowisku nie służą). Ostrzega przed konsekwencjami ingerowania w klimat za pomocą tzw. geoinżynierii czyli modyfikacji pogody poprzez np. wprowadzanie do atmosfery aerozoli siarczanowych. Trzeźwo opisując zagrożenia i zdając sobie sprawę z ogromu problemów, z jakimi będzie się wiązać zmiana dominującej mentalności wolnorynkowej, odejście od fetyszyzacji wzrostu i nawyków konsumpcyjnych, autorka nie maluje wyłącznie czarnego obrazu, ale pozwala dostrzec nadzieję w funkcjonujących już inicjatywach lokalnych, coraz powszechniejszym korzystaniu z energii odnawialnej i nowych oddolnych ruchach obrony środowiska.

Wraz z No LogoDoktryną szoku nowa książka Klein stanowi trylogię, w której autorka stawia diagnozę kryzysów naszego świata – a przy tym ukazuje drogi ich przezwyciężenia.

Kategoria: Socjologia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-287-1531-8
Rozmiar pliku: 2,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Tomie

Musimy pamiętać, że w naszych czasach chodzi o coś więcej niż zmiany klimatu. Powinniśmy patrzeć dalej i głębiej. Jeśli jesteśmy uczciwi wobec samych siebie, mówimy tak naprawdę o zmianie całego naszego sposobu życia na tej planecie.

Rebecca Tarbotton, dyrektor wykonawcza Rainforest Action Network w latach 1973–2012¹

Pisałem w swoich książkach o tym, jak ludzie zasalają Golfsztrom, powstrzymują lodowce spływające z pokrywy lodowej na Grenlandii, wpompowują wodę z oceanów do suchych niecek na Saharze i w Azji, żeby stworzyć słone morza, przepompowują roztopiony lód Antarktydy, żeby zaopatrzyć w słodką wodę kraje położone dalej na północy, dokonują genetycznej modyfikacji bakterii, żeby wiązać w korzeniach drzew więcej dwutlenku węgla, podnoszą Florydę o 10 metrów, żeby znów znalazła się ponad poziomem morza, a także, co najtrudniejsze, całkowicie zmieniają kapitalizm.

Kim Stanley Robinson, autor książek fantastycznonaukowych, 2012²ROZDZIAŁ 1

PRAWICA MA RACJĘ REWOLUCYJNY POTENCJAŁ ZMIAN KLIMATU

Klimatolodzy zgadzają się co do tego, że zmiany klimatu zachodzą tu i teraz. Opierając się na dobrze udokumentowanych dowodach, około 97 procent klimatologów doszło do wniosku, że zmiany klimatu spowodowane przez człowieka są faktem. To zgodne stanowisko znajduje potwierdzenie nie w pojedynczym badaniu, ale w całej masie dowodów dostarczonych w ostatnim dwudziestoleciu przez naukowców, a uwierzytelnionych przez analizę zawartości wzajemnie weryfikowanych publikacji oraz publiczne oświadczenia wszystkich organizacji skupiających specjalistów z tej dziedziny.

Raport American Association for the Advancement of Science, 2014¹

Tego absolutnie nie da się zrobić bez gruntownej zmiany amerykańskiego stylu życia, zdławienia rozwoju gospodarczego i likwidacji wielu gałęzi naszej gospodarki.

Thomas J. Donohue, prezes Amerykańskiej Izby Handlowej, o ambitnej redukcji emisji dwutlenku węgla²

Pan w czwartym rzędzie chciałby zadać pytanie.

Przedstawia się jako Richard Rothschild. Oznajmia zgromadzonym, że ubiegał się o stanowisko komisarza okręgowego w hrabstwie Carroll w stanie Maryland, ponieważ doszedł do wniosku, iż polityka mająca na celu walkę z globalnym ociepleniem stanowi „atak na amerykański kapitalizm klasy średniej”. Pytanie, jakie zadał panelistom zebranym w waszyngtońskim hotelu Marriott, brzmiało: „Na ile ten cały ruch jest po prostu zielonym koniem trojańskim, w którego brzuchu kryje się czerwona marksistowska doktryna społeczno-ekonomiczna?”³.

Na zorganizowanej przez Heartland Institute pod koniec czerwca 2011 roku Szóstej Międzynarodowej Konferencji w sprawie Zmian Klimatu, pierwszym zgromadzeniu tych, którzy zaciekle negują powszechny konsensus naukowców wykazujących, że działalność człowieka przyczynia się do ocieplenia planety, jest to pytanie retoryczne. To tak, jakby na zebraniu niemieckich bankierów zapytać, czy Grecy są niegodni zaufania. Paneliści nie pomijają jednak okazji, by zapewnić pytającego, że ma rację.

Jako pierwszy zabiera głos Marc Morano, założyciel portalu Climate Depot, z którego czerpią informacje negacjoniści. „W dzisiejszej Ameryce regulacji podlegają nawet głowice prysznicowe, żarówki, pralki. Dopuszczamy, żeby amerykański SUV umierał na naszych oczach”. Jeśli zostawić Zielonym wolną rękę, doczekamy się „monitorowanego przez międzynarodowy organ budżetu CO₂ dla każdego mężczyzny, każdej kobiety i każdego dziecka na naszej planecie”⁴.

Następnie odzywa się Chris Horner, pracownik naukowy z Competitive Enterprise Institute, specjalizujący się w prześladowaniu klimatologów uciążliwymi pozwami. Jego ulubioną bronią jest Ustawa o wolności informacji (Freedom of Information Act). Przybliża mikrofon do ust. „Możecie wierzyć, że chodzi o klimat – mówi złowieszczym tonem – i wielu ludzi jest o tym przekonanych, ale bezpodstawnie”. Horner, który ze swoją przedwczesną siwizną wygląda jak sobowtór Andersona Coopera, lubi powoływać się na Saula Alinsky’ego, symbol kontrkultury lat sześćdziesiątych. „Wcale nie w tym rzecz”. Rzecz podobno w tym, że „żadne wolne społeczeństwo nie zrobi sobie tego, czego wymaga ten program. Pierwszym krokiem byłaby likwidacja tych uciążliwych swobód, które stanowią przeszkodę”⁵.

Twierdzenie, jakoby zmiana klimatu była spiskiem mającym na celu przekreślenie amerykańskich swobód, jest jak na standardy Heartland Institute raczej łagodne. Podczas dwudniowej konferencji usłyszę porównania współczesnego ekologizmu do wszystkich ludobójczych rozdziałów w dziejach ludzkości, od inkwizycji po nazistowskie Niemcy i stalinowską Rosję. Dowiem się, że obietnica wyborcza Baracka Obamy, zapowiadająca wsparcie dla lokalnych rafinerii biopaliw, to odpowiednik planu przewodniczącego Mao, nakazującego „wytapianie żelaza w dymarkach na każdym podwórku” (Patrick Michaels z Cato Institute). Że zmiany klimatu to „wybieg służący wprowadzeniu narodowego socjalizmu” (Harrison Schmitt, były republikański senator i emerytowany astronauta). I że ekolodzy są jak azteccy kapłani, poświęcający mnóstwo ludzi, żeby przypodobać się bogom i zmienić pogodę (ponownie Marc Morano)⁶.

Przede wszystkim jednak usłyszę różne wersje opinii wygłoszonej przez komisarza okręgowego z czwartego rzędu: zmiany klimatu to koń trojański mający obalić kapitalizm, by go zastąpić jakimś rodzajem „zielonego komunitaryzmu”. Jak zwięźle ujął to występujący na konferencji Larry Bell w swojej książce Climate of Corruption (Klimat korupcji), zmiany te „mało mają wspólnego ze stanem środowiska, a wiele z ograniczeniem kapitalizmu i przekształceniem amerykańskiego stylu życia, żeby doprowadzić do globalnej redystrybucji bogactwa”⁷.

Delegaci odrzucają ustalenia klimatologii, powołując się na poważne rozbieżności dotyczące danych. Organizatorzy postarali się, żeby ich impreza naśladowała prawdziwe konferencje naukowe: jej edycja zwołana w 2011 roku odbyła się pod hasłem „Powrót do metody naukowej”, a akronim nazwy International Conference on Climate Change, ICCC, różni się tylko jedną literą od nazwy głównej światowej organizacji zajmującej się zmianami klimatu, Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (Intergovermental Panel on Climate Change, IPCC), skupiającego tysiące naukowców i 195 rządów. Różne twierdzenia zaprezentowane na konferencji Heartland Institute mające podważyć opinie specjalistów – powoływanie się na pierścienie przyrostowe drzew, plamy na Słońcu, średniowieczne optimum klimatyczne – nie są niczym nowym i dawno zostały obalone. Większość mówców to nawet nie naukowcy, ale hobbyści: są wśród nich inżynierowie, ekonomiści i prawnicy, a do tego synoptyk, astronauta oraz „architekt przestrzeni” – przekonani jak jeden mąż, że swoimi wyliczeniami na świstkach papieru zapędzili w kozi róg 97 procent klimatologów⁸.

Podczas gdy australijski geolog Bob Carter podaje w wątpliwość samo zjawisko ocieplenia klimatu, astrofizyk Willie Soon przyznaje, że taki proces do pewnego stopnia zachodzi, ale jego zdaniem nie ma nic wspólnego z emisją gazów cieplarnianych, lecz wynika z naturalnych fluktuacji aktywności Słońca. Patrick Michaels z Cato Institute jest jeszcze innego zdania: według niego CO₂ rzeczywiście powoduje wzrost temperatury, lecz tak znikomy, że nie powinniśmy nic z tym robić. Różnica poglądów to stymulator każdego intelektualnego zgromadzenia, ale na konferencji zwołanej przez Heartland Institute prezentacja bardzo sprzecznych materiałów nie wywołała żadnej debaty wśród negacjonistów zmian klimatu – nikt nie próbował bronić określonej tezy i obalać innej albo ustalać, kto ma rację. Kiedy przedstawiano wykresy temperatur, wielu zebranych, wśród których przeważali ludzie wiekowi, zapadło w drzemkę⁹.

Cała sala się jednak ożywia, gdy na scenę wychodzą gwiazdorzy ruchu – nie trzeciorzędni naukowcy, ale pierwsza liga ideologicznych bojowników, jak Morano i Horner. Taki był prawdziwy cel tego zgromadzenia: stworzyć zatwardziałym negacjonistom forum, na którym zgromadzą mocne argumenty, żeby w nadchodzących tygodniach i miesiącach rozprawiać się bezlitośnie z obrońcami środowiska i klimatologami. Wypróbowane tutaj motywy znajdą się w komentarzach pod każdym artykułem czy filmem na YouTube zawierającym sformułowanie „zmiany klimatu” czy „globalne ocieplenie”. Będą też powtarzane przez setki prawicowych komentatorów i polityków – od republikańskich kandydatów na prezydenta po komisarzy okręgowych w rodzaju Richarda Rothschilda. W wywiadzie udzielonym poza sesjami konferencji dyrektor Heartland Institute Joseph Bast podnosi zasługi swojej instytucji, chwaląc się „tysiącami artykułów, komentarzy i wystąpień zainspirowanych przez uczestników którejś z tych konferencji”¹⁰.

Większe wrażenie, choć się o nich nie mówi, robią wszystkie informacje, które nie trafiły na łamy prasy ani na antenę. W latach poprzedzających konferencję nastąpił znaczny spadek zainteresowania mediów tematyką zmian klimatu, pomimo występowania ekstremalnych zjawisk pogodowych. W 2007 roku trzy główne amerykańskie sieci telewizyjne – CBS, NBC i ABC – nadały 147 programów o zmianach klimatu. W 2011 roku poświęciły im zaledwie 14 programów. Tutaj też działa strategia negacjonistów, ich celem jest bowiem nie tylko sianie zwątpienia, ale i zastraszanie – dają wyraźnie do zrozumienia, że jakiekolwiek napomknięcie o zmianach klimatu gwarantuje, iż twoją skrzynkę pocztową zaleje fala hejtu, a pod publikacjami pojawią się jadowite komentarze¹¹.

Heartland Institute, think tank z siedzibą w Chicago, który stawia sobie za cel „propagowanie rozwiązań wolnorynkowych”, organizuje te spędy od 2008 roku, niekiedy dwa razy do roku. Obrana strategia, jak się wydaje, zdała egzamin. W swoim wystąpieniu Morano – który za powód do chwały uważa rozgłoszenie historii kolportowanej przez Swift Boat Veterans for Truth, co przyczyniło się do przekreślenia szans Johna Kerry’ego w wyborach prezydenckich w 2004 roku – przedstawił zgromadzonym całą serię zwycięstw. Ustawy dotyczące klimatu nie zostały przyjęte przez amerykański Senat! Szczyt klimatyczny ONZ w Kopenhadze zakończył się fiaskiem! Ruch obrońców klimatu popełnia samobójstwo! Wyświetlił nawet na ekranie zbiór cytatów z wypowiedzi działaczy na rzecz klimatu obwiniających się wzajemnie (w czym celują postępowcy) i wezwał audytorium, żeby dało wyraz swej radości¹².

Brakowało tylko baloników i deszczu konfetti spadającego spod sufitu.

———

Zmiana stanowiska opinii publicznej w ważnych kwestiach społecznych i politycznych dokonuje się na ogół stopniowo. Gwałtowne wolty, jeśli do nich dochodzi, bywają przeważnie poprzedzane dramatycznymi wydarzeniami. Dlatego badacze opinii publicznej byli tak zaskoczeni tym, co w ciągu zaledwie czterech lat stało się z postrzeganiem zmian klimatu. Sondaż przeprowadzony w 2007 roku przez firmę Harris Interactive ustalił, że 71 procent Amerykanów wierzy, iż dalsze spalanie paliw kopalnych doprowadzi do zmiany klimatu. W 2009 roku takie przekonanie żywiło 51 procent, a w czerwcu 2011 roku wskaźnik spadł do 44 procent, czyli mniej niż połowy ludności. Podobne tendencje zaobserwowano w Wielkiej Brytanii i Australii. Scott Keeter, dyrektor ds. badań ankietowych w Pew Research Center for People & the Press, stwierdził, że dane statystyczne ze Stanów Zjednoczonych wskazują na „jedną z największych odnotowanych w dziejach badań opinii publicznej zmian, jakie zaszły w tak krótkim czasie”¹³.

Wiara w zmiany klimatu nieco się odbudowała od czasu, gdy w latach 2010–2011 osiągnęła w Stanach Zjednoczonych najniższy poziom. (Niektórzy wysuwają hipotezę, że mogło się do tego przyczynić doświadczenie na własnej skórze ekstremalnych zjawisk pogodowych, choć „materiał dowodowy jest bardzo pobieżny”, jak stwierdza Riley Dunlap, socjolog z Uniwersytetu Stanowego w Oklahomie specjalizujący się w polityce zmian klimatu). Uderza jednak to, że na prawym krańcu spektrum politycznego odnośne liczby nadal spadają¹⁴.

Dziś raczej trudno w to uwierzyć, ale jeszcze w 2008 roku konkurujące partie polityczne, nawet w Stanach Zjednoczonych, z pozoru zgodnie popierały podjęcie kroków w kwestii zmian klimatu. Niezłomny Republikanin Newt Gingrich wystąpił razem z demokratyczną kongresmenką Nancy Pelosi, pełniącą wtedy funkcję spikera Izby Reprezentantów, w spocie telewizyjnym, w którym przyrzekli połączyć siły i wspólnie walczyć ze zmianami klimatycznymi. W 2007 roku Rupert Murdoch, którego telewizja Fox News niezmordowanie wspiera ruch negacjonistów zmian klimatu, wprowadził w Fox program motywacyjny, mający zachęcić pracowników do kupowania samochodów hybrydowych (oznajmił, że sam też nabył taki model).

Te lata ponadpartyjności są z pewnością za nami. Dziś ponad 75 procent osób określających się jako Demokraci i liberałowie wierzy, że ludzie przyczyniają się do zmiany klimatu – pomimo corocznych fluktuacji poziom ten tylko nieznacznie wzrósł od 2001 roku. Tymczasem Republikanie gremialnie odrzucili zgodne stanowisko naukowców. W niektórych regionach zaledwie 20 procent osób określających się jako Republikanie akceptuje ustalenia nauki. Taki rozdźwięk polityczny obserwuje się również w Kanadzie. Sondaż przeprowadzony w październiku 2013 roku przez Environics wykazał, że tylko 41 procent respondentów identyfikujących się z rządzącą Konserwatywną Partią Kanady uznaje, iż zmiana klimatu naprawdę ma miejsce i jest spowodowana przez człowieka. Wierzy w to natomiast 76 procent zwolenników lewicującej Nowej Partii Demokratycznej i 69 procent zwolenników centrowej Partii Liberalnej. Takie samo zjawisko odnotowano w Australii, Wielkiej Brytanii i Europie Zachodniej¹⁵.

Odkąd zarysował się ten podział polityczny odnoszący się do zmian klimatu, wiele badań z zakresu nauk społecznych poświęcono kwestii, jak i dlaczego poglądy polityczne kształtują stosunek do globalnego ocieplenia. Na przykład według ustaleń zespołu Cultural Cognition Project z Yale Law School „światopogląd kulturowy” – czyli to, co nazwalibyśmy sympatiami politycznymi lub wyznawaną ideologią – determinuje „przekonania jednostki dotyczące globalnego ocieplenia bardziej niż jakakolwiek inna indywidualna cecha”¹⁶. Czyli bardziej niż wiek, narodowość, poziom wykształcenia czy przynależność partyjna.

Naukowcy z Yale stwierdzają, że osoby o ugruntowanym „egalitarnym” i „komunitarnym” światopoglądzie (dla którego typowa jest skłonność do wspólnego działania, postulowanie sprawiedliwości społecznej, zaniepokojenie z powodu nierówności oraz podejrzliwy stosunek do potęgi korporacji) w przeważającej części akceptują naukowy konsensus dotyczący zmian klimatu. Natomiast osoby o mocnym „hierarchicznym” i „indywidualistycznym” światopoglądzie (który cechuje sprzeciw wobec rządowej pomocy dla ubogich i mniejszości, zdecydowane poparcie dla przemysłu oraz przekonanie, że wszyscy dostajemy to, na co zasługujemy) przeważnie odrzucają ten konsensus¹⁷.

Dowody są uderzające. Spośród mieszkańców Stanów Zjednoczonych wyznających najbardziej zdecydowane „hierarchiczne” poglądy tylko 11 procent uważa zmiany klimatu za „wysokie ryzyko”, podczas gdy wśród najzagorzalszych zwolenników poglądów „egalitarnych” osób takich jest 69 procent¹⁸.

Dan Kahan, profesor prawa z Yale, główny autor tego opracowania, przypisuje ścisłą korelację między „światopoglądem” a akceptacją nauki o klimacie procesowi „kulturowego poznania” polegającemu na tym, że wszyscy, niezależnie od sympatii politycznych, filtrujemy nowe informacje w taki sposób, by uchronić swoją „preferowaną wizję dobrego społeczeństwa”. Jeśli nowe informacje wizję tę potwierdzają, przyjmujemy je i łatwo sobie przyswajamy. Jeżeli zagrażają naszemu systemowi przekonań, mózg zaczyna natychmiast produkować intelektualne przeciwciała, żeby odeprzeć niepożądaną inwazję¹⁹.

Jak pisał Kahan na łamach „Nature”, „ludziom z trudem przychodzi wiara w to, że zachowanie, które uznają za szlachetne, jest mimo to zgubne dla społeczeństwa, a takie, które w ich mniemaniu jest podłe, dobrze mu służy. Ponieważ akceptacja podobnego twierdzenia może ich poróżnić z otoczeniem, czują silną emocjonalną presję, by je odrzucić”²⁰. Innymi słowy, zawsze łatwiej jest zaprzeczyć rzeczywistości niż narazić na szwank nasz światopogląd. Dotyczyło to zarówno zatwardziałych stalinistów w samym apogeum czystek, jak i dzisiejszych libertariańskich negacjonistów zmian klimatu. Ludzie lewicy są tak samo zdolni do zaprzeczania niewygodnym faktom naukowym. O ile konserwatyści, wykazujący z natury skłonność do usprawiedliwiania systemu, obruszają się na fakty podające w wątpliwość dominujący system gospodarczy, o tyle większość lewicowców, z natury kwestionujących system, sceptycznie traktuje fakty przedstawiane przez korporacje i rząd. Może się to wyrodzić w taką postać oporu wobec faktów, jaką obserwujemy wśród osób święcie przekonanych o tym, że międzynarodowe firmy farmaceutyczne ukrywają związek między szczepieniami dzieci a autyzmem. Bez względu na to, jakie dowody by się przedstawiało, żeby obalić ich teorie, uczestnicy takich krucjat pozostaną przy swoim – ich zdaniem to tylko system maskuje swoje niegodziwości.

Ten mechanizm obronny wyjaśnia, dlaczego kwestia klimatu budzi dzisiaj tak silne emocje. Jeszcze w 2007 roku powszechnie uznawano, że zmiany klimatyczne są faktem – tylko nie przywiązywano do tego większej wagi. (Amerykanie, proszeni o uszeregowanie według ważności istotnych dla nich kwestii politycznych, konsekwentnie wymieniali zmiany klimatu na końcu)²¹.

Dziś w wielu krajach znacząca część elektoratu ma do zmian klimatu stosunek bardzo emocjonalny, wręcz obsesyjny. Rzecz jednak w tym, że ludzie ci uważają je za „bujdę” rozpowszechnianą przez liberałów, którzy chcą ich zmusić do wymiany żarówek, mieszkania w blokach na wzór sowiecki i wyrzeczenia się SUV-ów. Dla tych prawicowców negacja zmian klimatu stała się elementem systemu przekonań równie istotnym, jak niskie podatki, prawo do posiadania broni i zwalczanie aborcji. Z tego powodu niektórzy klimatolodzy donoszą, że są obiektem prześladowań zarezerwowanych do tej pory dla lekarzy wykonujących zabiegi przerywania ciąży. W San Francisco Bay Area działacze Tea Party zakłócali zebrania władz miejskich, kiedy przedmiotem dyskusji były lokalne strategie zrównoważonego rozwoju. Twierdzili, że jest to element wspieranego przez ONZ spisku, który ma na celu wprowadzenie rządu światowego. Jak napisała Heather Gass z oddziału Tea Party w rejonie East Bay w liście otwartym do jednego z takich zgromadzeń: „Pewnego dnia przebudzicie się w domach subsydiowanych przez rząd, będzie jeść żywność subsydiowaną przez rząd, rządowe autobusy zawiozą wasze dzieci do ośrodków indoktrynacji, podczas gdy wy będziecie wykonywać przydzieloną wam przez rząd pracę na parterze lokalnego centrum komunikacyjnego, ponieważ nie będziecie mieli samochodów. Nikt nie wie, gdzie znajdą się wtedy wasi starzejący się rodzice. Ale będzie już za późno. OBUDŹCIE SIĘ!!!!”²².

Najwyraźniej jest w zmianach klimatu coś takiego, co sprawia, że niektórzy ludzie czują się bardzo zagrożeni.

Niewyobrażalne prawdy

Gdy mija się stoły wystawione przez sponsorów konferencji Heartland Institute, nietrudno spostrzec, co się dzieje. Swoje raporty podsuwają Heritage Foundation, a także Cato Institute i Ayn Rand Institute. Ruch negacji zmian klimatu – niebędący bynajmniej tylko platformą „sceptycznych” naukowców – to w całości wytwór ideologicznej siatki, która się tutaj wystawia, tej samej, której zasługą jest nakreślenie na nowo w ciągu ostatniego czterdziestolecia globalnej mapy ideologicznej. Riley Dunlap i politolog Peter Jacques w przedstawionej w 2013 roku pracy wskazali, że szokujący odsetek 72 procent książek negujących zmiany klimatu, opublikowanych w większości począwszy od lat dziewięćdziesiątych XX wieku, pochodzi z prawicowych think tanków. Jeśli pominąć coraz liczniejsze opracowania wydawane nakładem autorów, wskaźnik ten wzrośnie do 87 procent²³.

Wiele takich instytucji powstało pod koniec lat sześćdziesiątych i na początku siedemdziesiątych, kiedy elity biznesu w Stanach Zjednoczonych ogarnął strach, że opinia publiczna niebezpiecznie zwraca się przeciw kapitalizmowi i zaczyna sympatyzować może nie tyle z socjalizmem, ile z agresywnym keynesizmem. Reakcją była kontrrewolucja, hojnie finansowany ruch intelektualny, dowodzący, że chciwości i nieskrępowanego dążenia do zysku bynajmniej nie należy się wstydzić – to właśnie one są największą nadzieją na emancypację ludzkości, jaką kiedykolwiek widział świat. Pod tym skrajnie liberalnym sztandarem walczono o takie sprawy, jak obniżenie podatków, umowy o wolnym handlu, a także wystawienie na licytację podstawowych zasobów państwa, od telefonii po energię i wodę. Wszystko to znane jest w większości zakątków świata jako „neoliberalizm”.

Pod koniec lat osiemdziesiątych, po dziesięcioleciu rządów Margaret Thatcher w Wielkiej Brytanii i dwóch kadencjach prezydentury Ronalda Reagana w Stanach Zjednoczonych, kiedy komunizm się załamywał, ci bojownicy frontu ideologicznego gotowi byli ogłosić zwycięstwo. Nastał oficjalnie koniec historii, i, jak stwierdziła Thatcher, „nie było alternatywy” dla rynkowego fundamentalizmu. Następnym zadaniem pewnych siebie zwycięzców było ugruntowanie korporacyjnego projektu liberalnego we wszystkich krajach, które się przedtem temu opierały. Najlepiej się to udawało w warunkach politycznego zamieszania i kryzysów gospodarczych na wielką skalę. Nowy stan rzeczy utrwalały następnie umowy o wolnym handlu i członkostwo w Światowej Organizacji Handlu.

Wszystko układało się tak pomyślnie. Projekt przetrwał (lepiej lub gorzej) nawet kryzys finansowy w 2008 roku, spowodowany bezpośrednio przez sektor bankowy, który uwolniono od uciążliwej regulacji i nadzoru. Zmiany klimatu stanowią jednak w pojęciu uczestników konferencji zorganizowanej przez Heartland Institute zagrożenie innego rodzaju. Nie chodzi tu o preferencje polityczne – Republikanie kontra Demokraci – ale o fizyczne granice atmosfery i oceanu. Jeśli nie zrobi się nic w sprawie złowieszczych prognoz przedstawianych przez IPCC, a dalsza działalność gospodarcza rzeczywiście wiedzie nas ku zagrażającym cywilizacji punktom krytycznym rozumianym jako początek nieodwracalnych zmian, konsekwencje wydają się oczywiste: krucjata ideologiczna zrodzona w takich ośrodkach, jak Heartland, Cato i Heritage będzie musiała gwałtownie wyhamować. Różne próby podejmowania umiarkowanych działań na rzecz klimatu możliwych do pogodzenia z logiką rynku (handel uprawnieniami do emisji, kompensowanie emisji, monetyzacja „usług” świadczonych przez przyrodę) nie zmyliły ani trochę tych prawdziwych wyznawców. Dobrze wiedzą, że nasza światowa gospodarka wyrosła ze spalania paliw kopalnych i jest od niego zależna, i że tak fundamentalnej zależności nie zmieni się za pomocą kilku łagodnych mechanizmów rynkowych. Zmiana wymaga zdecydowanych ingerencji: zakrojonych na szeroką skalę zakazów zanieczyszczania środowiska, dużych subsydiów dla zielonych alternatyw, wysokich kar za naruszanie przepisów, nowych podatków, nowych programów robót publicznych, uchylenia prywatyzacji – długa jest lista rzeczy skandalicznych z ideologicznego punktu widzenia. Krótko mówiąc, znajduje się na niej wszystko, co wspomniane think tanki – zawsze będące publicznymi instrumentami o wiele potężniejszych korporacji – zażarcie zwalczają od dziesiątków lat.

W negocjacjach dotyczących klimatu pojawia się ponadto kwestia „sprawiedliwości globalnej”. Podstawą debaty na ten temat jest prosty fakt stwierdzony naukowo – przyczyną globalnego ocieplenia jest trwające od ponad dwustu lat gromadzenie się gazów cieplarnianych w atmosferze. Oznacza to, że kraje, w których industrializacja wystartowała wcześniej, zdążyły wyemitować o wiele więcej gazów cieplarnianych niż większość pozostałych. Tymczasem liczne państwa o najniższych emisjach odczuwają skutki zmian klimatu najszybciej i najdotkliwiej (wynika to z pechowego położenia geograficznego oraz szczególnej ich podatności, której powodem jest ubóstwo). Żeby rozwiązać problem tej strukturalnej nierówności w sposób, który pozwoli przekonać dynamicznie rozwijające się kraje, jak Chiny i Indie, by nie destabilizowały światowego systemu klimatycznego, Ameryka Północna i Europa, gdzie emisje zaczęły się wcześniej, muszą z początku wziąć na siebie większe obciążenia. Nie obejdzie się oczywiście bez znacznego transferu zasobów i technologii, aby móc walczyć z ubóstwem za pomocą instrumentów niskoemisyjnych. To właśnie miała na myśli boliwijska negocjatorka Angélica Navarro Llanos, apelując o plan Marshalla dla Ziemi. I taka właśnie redystrybucja bogactwa uważana jest w Heartland Institute i podobnych mu ośrodkach za najokropniejszą myślozbrodnię.

Nawet działania na rzecz klimatu podejmowane w ich własnym kraju są dla nich podejrzane, trącą socjalizmem. Wszystkie te postulaty o dostępne dla ludzi mieszkania w zwartej zabudowie i nowy transport publiczny to oczywiście tylko sposoby na wprowadzenie tylnymi drzwiami subsydiów dla ubogich, którzy na to nie zasługują. Nie mówiąc już o tym, co wojna wydana dwutlenkowi węgla oznacza dla samych założeń globalnego wolnego handlu, w myśl których odległość geograficzna jest zwykłą fikcją, czego dowodzą ciężarówki Walmartu z silnikami Diesla i kontenerowce firmy Maersk.

Istotniejszy jest jednak głęboki strach przed tym, że jeśli system wolnorynkowy rzeczywiście uruchomił procesy fizyczne i chemiczne, których pozostawienie samym sobie zagraża istnieniu znacznej części ludzkości, to cała krucjata na rzecz moralnej rehabilitacji kapitalizmu nie miała i nie ma najmniejszego sensu. W takim układzie okazuje się, że chciwość wcale nie jest taka dobra. I właśnie dlatego zatwardziali konserwatyści zaczęli tak zaciekle negować zmiany klimatu: zrozumieli, że jeśli przyznają, iż zmiany te istotnie zachodzą, przegrają główną ideologiczną batalię naszych czasów – o to, czy powinniśmy planować i zarządzać naszymi społeczeństwami, by odzwierciedlały nasze cele i wartości, czy wystarczy pozostawić to niewidzialnej ręce rynku.

Wyobraźmy sobie przez chwilę, co musi czuć ktoś taki jak dyrektor Heartland Institute Joseph Bast. Ten sympatyczny brodacz, który studiował ekonomię na Uniwersytecie Chicago, powiedział mi w krótkiej rozmowie, że za swoje osobiste powołanie uważa „wyzwolenie ludzi spod tyranii innych ludzi”²⁴. Dla Basta działania na rzecz klimatu zakrawają na koniec świata. Tak nie jest, a przynajmniej nie musi tak być, ale nie ulega wątpliwości, że zdecydowane, oparte na ustaleniach nauki ograniczenie emisji oznacza koniec jego świata. Zmiany klimatu rujnują ideologiczne rusztowanie, na którym opiera się współczesny konserwatyzm. System przekonań dyskredytujący wspólne działanie i wypowiadający wojnę wszelkim regulacjom dotyczącym korporacji oraz wszystkiemu, co publiczne, nie da się po prostu pogodzić z problemem wymagającym zbiorowych działań na bezprecedensową skalę oraz radykalnego okiełznania sił rynku, odpowiedzialnych w znacznej mierze za wywołanie i zaostrzenie kryzysu.

Dla wielu konserwatystów, zwłaszcza religijnych, wyzwanie ma jeszcze szerszy wymiar, zagraża bowiem nie tylko wierze w rynek, ale i podstawowym przekazom kultury o roli człowieka na Ziemi. Czy jesteśmy panami, którzy mają czynić ją sobie poddaną i dominować, czy też jednym z wielu gatunków, pozostającym na łasce sił o wiele bardziej złożonych i nieprzewidywalnych niż mogą to wymodelować nawet nasze najpotężniejsze komputery? Jak stwierdza Robert Manne, profesor politologii z Uniwersytetu La Trobe w Melbourne, nauka o klimacie stanowi dla wielu konserwatystów „afront wobec ich najgłębszego i najbardziej hołubionego przekonania: o tym, że «rodzaj ludzki» jest zdolny i ma prawo podporządkować sobie Ziemię i wszystkie jej owoce oraz «zapanować» nad przyrodą”. W pojęciu tych konserwatystów „taka idea to nie tylko błąd. Jest nie do przyjęcia, głęboko oburzająca. Głoszącym tę doktrynę należy się przeciwstawić i demaskować ich”²⁵.

No i demaskują, im bardziej osobistych spraw to dotyczy, tym lepiej. Byłemu wiceprezydentowi Alowi Gore’owi wymawiają jego rezydencje, a znanemu klimatologowi Jamesowi Hansenowi honoraria pobierane za wystąpienia. Mamy poza tym „Climategate”, sfabrykowaną aferę z włamaniami na konta e-mailowe klimatologów. Treść ich e-maili została przeinaczona przez heartlandystów i ich sojuszników, którzy twierdzili, że znaleźli dowody na manipulowanie danymi (naukowców raz po raz oczyszczano z zarzutów). W 2012 roku Heartland Institute sam nawet wpędził się w kłopoty, organizując kampanię billboardową, w której ludzi wierzących w zmiany klimatu (warmist, „cieplaków” w żargonie negacjonistów) porównał do przywódcy zbrodniczej sekty Charlesa Mansona i do Unabombera – Teda Kaczynskiego. „Nadal wierzę w globalne ocieplenie. A ty?” – taki napis grubą czerwoną czcionką widnieje na plakacie obok zdjęcia Kaczynskiego. Negowanie ustaleń klimatologii jest dla heartlandystów elementem wojny i działają jak na wojnie²⁶.

Wielu negacjonistów nie ukrywa, że ich nieufność do nauki wynika z dojmującego strachu – jeśli zmiany klimatu są faktem, polityczne konsekwencje mogą się okazać katastrofalne. Jak wskazał brytyjski bloger James Delingpole często występujący w imieniu Heartland Institute, „współczesny ekologizm skutecznie promuje wiele spraw drogich sercu lewicy: redystrybucję bogactwa, wysokie podatki, większą ingerencję rządu, regulację rynku”. Dyrektor Heartland Institute Joseph Bast wyraża się jeszcze dobitniej. Dla lewicy „zmiany klimatu to idealna sprawa. To powód, dla którego wszyscy powinniśmy robić to, czego zawsze chciała lewica”²⁷.

Bast, który nie ma w sobie aż takiej buty, jaka cechuje wielu negacjonistów, nie ukrywa też, że zarówno on sam, jak i jego koledzy zaangażowali się w sprawy klimatu bynajmniej nie dlatego, że znaleźli błędy w ustaleniach naukowych. Zaniepokoiły ich ekonomiczne i polityczne implikacje tych ustaleń, i z tego właśnie powodu zabrali się do ich obalania. „Kiedy się temu przyglądamy, mówimy: to przepis na ogromne poszerzenie kompetencji rządu”, powiedział mi Bast, konkludując: „Zanim uczynimy ten krok, spójrzmy jeszcze raz, co mówi nam nauka. Sądzę, że grupy konserwatywne i libertariańskie doszły do przekonania: nie przyjmujmy tego jako artykułu wiary, ale przeprowadźmy własne badania naukowe”²⁸.

Nigel Lawson, były minister skarbu w rządzie Margaret Thatcher, który nieraz stwierdzał, że „Zieloni to nowi czerwoni”, podąża podobną trajektorią intelektualną. Za powód do dumy uważa sprywatyzowanie kluczowych aktywów państwa, obniżenie podatków dla bogaczy i złamanie potęgi dużych związków zawodowych. Zmiany klimatu dają, jak się wyraził, „nowe przyzwolenie na ingerencję, wtrącanie się i regulację”. Dochodzi więc do wniosku, że musi to być spisek – klasyczne teleologiczne odwrócenie przyczyny i skutku²⁹.

W ruchu negacji zmian klimatu nie brakuje postaci wykonujących podobne intelektualne wygibasy. Są wśród nich fizycy starej daty, jak S. Fred Singer, który opracowywał technologie rakietowe dla wojska i któremu regulacja emisji kojarzy się z komunizmem, wrogiem z okresu zimnej wojny (co przekonująco udokumentowali Naomi Oreskes i Erik Conway w książce Merchants of Doubt). Jest też były prezydent Czech Václav Klaus, który wystąpił na konferencji klimatycznej Heartland Institute, będąc jeszcze głową państwa. Dla Klausa, którego kariera zaczęła się jeszcze pod rządami komunistów, zmiany klimatu są wręcz retrospekcją zimnej wojny. Porównuje on wysiłki na rzecz zapobieżenia globalnemu ociepleniu do „ambicji komunistycznych planistów pragnących kontrolować całe społeczeństwo” i stwierdza: „Ktoś, komu większość życia upłynęła we «wspaniałej» epoce komunizmu, nigdy się z tym nie pogodzi”³⁰.

Można zrozumieć, że z perspektywy tych ludzi udowodniony przez naukę fakt zmian klimatu musi się wydawać czymś rażąco niesprawiedliwym. W końcu to oni, uczestnicy konferencji Heartland Institute, myśleli, że wygrali wojny ideologiczne – jeśli nie w uczciwej walce, to z pewnością bezapelacyjnie. A teraz klimatologia wszystko zmienia: jak można argumentować przeciwko interwencji rządu, jeśli zależy od niej życie na naszej planecie? Na krótką metę można dowodzić, że koszty podjęcia działań są większe niż dopuszczenie, by zmiany klimatu postępowały jeszcze przez kilka dekad. Niektórzy liberalni ekonomiści, za pomocą rachunku zysków i strat oraz „dyskontowania” przyszłości, usilnie poszukują takich dowodów. Większości ludzi nie uśmiecha się jednak „dyskontowanie” ich dzieci w czyichś arkuszach kalkulacyjnych, a pomysł, by dopuścić do zniknięcia całych krajów, bo ich ratowanie byłoby zbyt kosztowne, budzi w nich moralny wstręt.

I dlatego bojownicy frontu ideologicznego zebrani w hotelu Marriott doszli do wniosku, że jest tylko jeden sposób uporania się z taką groźbą: trzeba twierdzić, że tysiące naukowców kłamią, a zmiany klimatu to wydumana bujda. Huragany wcale nie przybierają na sile, podpowiada nam to wyłącznie nasza wyobraźnia. A jeśli nawet przybierają, to nie z powodu jakichkolwiek działań człowieka, których można zaprzestać. Innymi słowy, bojownicy ci negują rzeczywistość, ponieważ jej konsekwencje są po prostu nie do pomyślenia.

Niewygodna prawda, jaką chcę objawić, jest następująca: sądzę, że ci zatwardziali ideolodzy lepiej rozumieją prawdziwe znaczenie zmian klimatu niż większość „cieplaków” z centrum politycznego, którzy wciąż twierdzą, że można reagować stopniowo i spokojnie i że nie musimy nikomu wypowiadać wojny, także firmom od paliw kopalnych. Zanim przejdę do dalszych rozważań, powiem szczerze: jak zaświadcza 97 procent klimatologów, heartlandyści całkowicie się mylą w kwestiach naukowych. Kiedy jednak chodzi o polityczne i gospodarcze konsekwencje ustaleń nauki, zwłaszcza głębokie zmiany, które powinny objąć nie tylko zużycie energii, ale i logikę, na której opiera się nasza zliberalizowana gospodarka goniąca za zyskiem, mają oni oczy otwarte. Negacjoniści mylą się co do bardzo wielu szczegółów (nie, nie mamy do czynienia z komunistycznym spiskiem; autorytarny socjalizm państwowy, jak się przekonamy, straszliwie traktował środowisko i stawiał na bezwzględną eksploatację zasobów naturalnych), ale w kwestii skali zmian niezbędnych, by zapobiec katastrofie, trafiają w sedno.

O pieniądzach…

Kiedy potężne ideologie są dyskredytowane przez niezbite dowody z realnego świata, rzadko się zdarza, żeby całkowicie szły w niepamięć. Spychane na margines stają się najczęściej czymś w rodzaju sekt. Zawsze zostaje jakaś garstka wiernych, którzy przekonują się wzajemnie, że problemem nie była ideologia, ale słabość przywódców, którzy zbyt mało rygorystycznie wprowadzali w życie jej zasady. (Bóg świadkiem, że trochę takich grupek funkcjonuje do tej pory na skrajnej neostalinowskiej lewicy). W obecnym momencie dziejów – po krachu na Wall Street w 2008 roku i wśród nawarstwionych kryzysów ekologicznych – wolnorynkowi fundamentaliści powinni na dobrą sprawę mieć już równie nieznaczący status, powinni w zasłużonym zapomnieniu tulić do piersi swoje egzemplarze Wolnego wyboru Miltona Friedmana i Atlasa zbuntowanego Ayn Rand. Od tego żałosnego losu uratowało ich tylko to, że promowane przez nich koncepcje korporacyjnej swobody, choćby nie wiadomo jak zaprzeczały rzeczywistości, wciąż są dla miliarderów tego świata tak opłacalne, że fundamentaliści mogą liczyć na to, iż nie stracą źródeł utrzymania, bo tacy ludzie, jak Charles i David Kochowie, właściciele giganta brudnej energetyki Koch Industries, i takie firmy, jak ExxonMobil, nadal będą sponsorować ich think tanki.

Niedawno opublikowane opracowanie ujawnia na przykład, że negacjonistyczne think tanki i inne grupy, z których składa się to, co socjolog Robert Brulle określił mianem „ruchu zaprzeczającego zmianom klimatu”, wyciągają co roku ponad 900 milionów dolarów na swoją działalność polegającą na promowaniu różnych spraw bliskich sercu prawicy. Większość tych funduszy to „ciemne pieniądze” (dark money) od konserwatywnych fundacji i trudno jest ustalić ich prawdziwe źródło pochodzenia³¹.

Prowadzi to do ograniczenia takich teorii, jak koncepcja poznania kulturowego, skupiających się wyłącznie na psychologii jednostki. Negacjoniści bronią nie tylko swojego osobistego światopoglądu – chronią potężne polityczne i gospodarcze grupy interesariuszy, które bardzo wiele zyskały na zamąceniu debaty o klimacie przez Heartland Institute i innych. Związki między negacjonistami a przedstawicielami tych grup są dobrze znane i udokumentowane. Heartland Institute otrzymał ponad milion dolarów od ExxonMobil oraz fundacji związanych z braćmi Kochami i nieżyjącym już konserwatywnym darczyńcą Richardem Mellonem Scaife’em. Nie wiadomo, ile pieniędzy instytut dostaje od firm, fundacji i osób powiązanych z przemysłem paliw kopalnych, ponieważ nie publikuje nazwisk swoich sponsorów, twierdząc, że takie informacje odwracałyby uwagę od „meritum naszej działalności”. Wewnętrzne dokumenty, które wyciekły na zewnątrz, ujawniły, że jeden z najhojniejszych sponsorów Heartland Institute zachowuje anonimowość – tajemniczy nieznajomy ofiarował ponad 8,6 miliona dolarów z konkretnym przeznaczeniem na krytykę klimatologii³².

Prawie wszyscy naukowcy występujący na konferencjach Heartland Institute poświęconych sprawom klimatu są do tego stopnia uzależnieni od petrodolarów, że można niemal poczuć od nich zapach spalin. Przytoczę tylko dwa przykłady. Patrick Michaels z Cato Institute, który wygłosił przemówienie programowe na konferencji w 2011 roku, powiedział w wywiadzie dla CNN, że 40 procent dochodów jego firmy consultingowej pochodzi od kompanii naftowych (sam Cato Institute jest sponsorowany przez fundacje ExxonMobil i rodziny Kochów). Co do innego uczestnika konferencji, astrofizyka Williego Soona, śledztwo przeprowadzone przez Greenpeace ustaliło, że w latach 2002–2010 wszystkie otrzymane przez niego nowe granty na badania były wypłacane przez lobby paliwowe³³.

Ci, którym się płaci za upowszechnianie poglądów wspomnianych naukowców – na blogach, w komentarzach prasowych i programach telewizyjnych – finansowani są z tych samych źródeł. Pieniądze z wielkich funduszy naftowych płyną do Committee for a Constructive Tomorrow, który gości stronę internetową Marka Morano, a także sponsoruje Competitive Enterprise Institute, jeden z ośrodków intelektualnych Chrisa Hornera. Raport z lutego 2013 roku opublikowany na łamach „Guardiana” ujawnił, że w latach 2002–2010 sieć anonimowych amerykańskich miliarderów podarowała prawie 120 milionów dolarów „grupom podającym w wątpliwość naukowe ustalenia dotyczące zmian klimatu, strumień gotówki zasilił konserwatywny sprzeciw wobec programu Baracka Obamy dotyczącego ochrony środowiska, co przekreśliło wszelkie szanse na podjęcie przez Kongres działań w kwestii zmian klimatu”³⁴.

Nie ma sposobu, by dowiedzieć się, jak te pieniądze kształtują poglądy beneficjentów i czy w ogóle je kształtują. Wiemy jednak, że jeśli ktoś czerpie zyski z branży paliwowej, będzie bardziej skłonny do negowania zmian klimatu, bez względu na swoje sympatie polityczne. Jedynymi częściami Stanów Zjednoczonych, gdzie różnice poglądów na zmiany klimatu nie pokrywają się aż tak bardzo z podziałami politycznymi, są regiony zależne od wydobycia paliw kopalnych, jak zagłębie węglowe w Appalachach i Gulf Coast. Tamtejsi Republikanie, tak jak ci w całym kraju, w większości negują zmiany klimatu, ale podobne opinie wyraża także wielu Demokratów (w niektórych okolicach regionu Appalachów zaledwie 49 procent Demokratów wierzy w antropogeniczne zmiany klimatu, podczas gdy w innych częściach Stanów wskaźnik ten wynosi 72–79 procent). Podobne podziały regionalne występują w Kanadzie. W Albercie, gdzie zarobki idą w górę dzięki piaskom bitumicznym, tylko 41 procent ankietowanych mieszkańców stwierdziło, że człowiek ma swój udział w zmianach klimatu. W prowincjach położonych nad Atlantykiem, które nie skorzystały aż tak bardzo na wydobyciu paliw kopalnych, 68 procent respondentów jest zdania, że ludzie przyczyniają się do globalnego ocieplenia³⁵.

Podobną stronniczość można zaobserwować wśród naukowców. Podczas gdy 97 procent aktywnych zawodowo klimatologów uważa, że działalność człowieka stanowi istotną przyczynę zmian klimatu, zupełnie inaczej wyglądają te wskaźniki wśród „geologów gospodarczych”, którzy badają naturalne formacje w celu ich komercyjnego wykorzystania przez przemysł wydobywczy. Tylko 47 procent tych naukowców wierzy w antropogeniczne zmiany klimatu. Rzecz w tym, że wszyscy mamy skłonność zaprzeczać prawdzie, kiedy okazuje się zbyt kosztowna – zarówno pod względem emocjonalnym, intelektualnym, jak i finansowym. Jak zauważył kiedyś Upton Sinclair, „trudno sprawić, żeby człowiek coś zrozumiał, kiedy od niezrozumienia danego faktu zależy jego pensja!”³⁶.

* * *

koniec darmowego fragmentu
zapraszamy do zakupu pełnej wersji
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: