Cudowne ocalenie. Wspomnienie o przetrwaniu Zagłady - Roman Markuszewicz - ebook

Cudowne ocalenie. Wspomnienie o przetrwaniu Zagłady ebook

Roman Markuszewicz

4,0

Opis

Roman Markuszewicz (1894­–1946) był wybitnym polskim neurologiem i psychiatrą, który w międzywojniu prowadził prywatną praktykę w Warszawie. W pamiętniku opisuje on, w jak „cudowny” sposób ocalał, wodząc Gestapo za nos w przesłuchaniach, w których – kierując się donosem – starano się ustalić jego żydowskie pochodzenie. Szczęśliwym dla niego zbiegiem okoliczności Niemcy nie znaleźli potwierdzających treść donosu dokumentów, on zaś im tego zadania bynajmniej nie ułatwił, podając się za etnicznego Polaka.

Jakkolwiek ocalały tylko fragmenty pamiętnika, zawarte w nich sceny i sytuacje ukazują z niezwykłą naocznością ponure realia okupacyjnej rzeczywistości na ziemiach polskich. Autor przytacza liczne przykłady okrucieństwa Niemców, ale też i załamania się sąsiedzkich relacji polsko-żydowskich. Ukazuje, jak szerzy się donosicielstwo, szmalcownictwo oraz różne formy kolaboracji polskiej ludności z okupantem. Ale podaje też przykłady solidarności polsko-żydowskiej, wspomina o odwadze niektórych księży oraz o wyrokach Armii Krajowej na Polakach prześladujących Żydów. Nie jest to więc obraz czarno-biały. Pamiętnik Markuszewicza stanowi kolejny wymowny dokument z lat II wojny światowej i Zagłady, porażający realizmem opisu i wnikliwością analizy psychologicznej ludzkich zachowań.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 93

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (3 oceny)
1
1
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Paweł Dybel

Wstęp

Romana Markuszewicza gra o życie z Gestapo

1

Historia opowiedziana w tym pamiętniku wpisuje się w szeroki kontekst tysięcy innych historii Żydów ocalałych z Holokaustu. Każda z tych opowieści ma pewne cechy swoiste, związane z inną konfiguracją okoliczności i dramaturgią zdarzeń, odmiennymi obranymi przez ich autorów strategiami na przeżycie itd. Podobnie jest z tą historią, opowiedzianą przez Romana Markuszewicza, wybitnego polskiego neurologa i psychiatrę międzywojnia. To historia pod wieloma względami bardzo specyficzna, momentami wręcz niezwykła, w której zarazem ukazane zostało szerokie społeczne tło mających w niej miejsce wydarzeń. Na tym też polega jej szczególna wartość. Ale na specyfikę tej historii nakłada się niecodzienna historia samego pamiętnika, a ściśle biorąc: to, co się z nim działo po śmierci autora i w pewnym sensie dzieje się do dzisiaj.

Te dwie historie tworzą osobliwy splot, na który złożyły się traumatyczne przejścia polskiego lekarza i jego żony w czasie wojny. Jak pisze anonimowy autor komentarza do angielskiego przekładu pamiętnika, żona Markuszewicza, która po śmierci męża w 1946 roku zdecydowała się najpierw wyemigrować do Francji, a potem do rodziny w Australii, płynąc statkiem, nagle usłyszała głos pasażera mówiącego po niemiecku, który przypominał jej do złudzenia głos jednego z gestapowskich oprawców w Polsce. Przerażona w panice pobiegła do kajuty, gdzie wśród bagaży przechowywała napisany po polsku pamiętnik męża, podarła szybko na strzępy to, co jej wpadło w ręce, i wrzuciła je do morza. Kiedy ochłonęła, okazało się, że w kufrze zostały jeszcze fragmenty pamiętnika, które przełożone później amatorsko na angielski, zostały wydane w Australii w 1976 roku pod tytułem A Miraculous Escape1. Tylko one „cudownie” ocalały. Resztę pochłonęło morze.

1R. Markuszewicz, A Miraculous Escape. Recollection of a Survival of the Holocaust, Beecroft 1976 (wyd. John Hammond). Niepodany został tłumacz, ze Wstępu dowiadujemy się, że byli to jacyś anonimowi amatorzy. W tytule słowo escapejest dwuznaczne. Można je tłumaczyć zarówno jako „ocalenie”, jak i jako „ucieczka”. Ponieważ nie udało się dotrzeć do polskiego oryginału, nie wiemy, jak brzmiał po polsku pierwotny tytuł pamiętnika. Z treści wspomnień wynika niedwuznacznie, że ich autor ocalał, ponieważ Gestapo nie udało się ustalić jego żydowskiego pochodzenia, a nie dlatego, że „uciekł”. Wydaje się więc, że w tym wypadku bardziej na miejscu jest mówienie o jego „cudownym ocaleniu”.

2

Zanim skomentuję historie opowiedziane w tym pamiętniku, pozwolę sobie zarysować sylwetkę jego autora2. Markuszewicz był w międzywojniu, obok Gustawa Bychowskiego i Maurycego Bornsztajna, jednym z czołowych polskich neurologów i psychoterapeutów uprawiających model terapii psychoanalitycznej. Nadał mu przy tym z czasem własną, wyraźnie odrębną w stosunku do freudowskiej, postać, opartą na podkreśleniu kluczowej roli popędu samozachowawczego w kształtowaniu społecznych relacji międzyludzkich. Wiedza psychologiczna oraz doświadczenie terapeutyczne zdobyte przez niego w przeciągu dwudziestu kilku lat lekarskiej praktyki, w szczególności zaś jego wyczulenie na często ukryte, nieuświadamiane motywy stojące za ludzkimi zachowaniami, pomogły mu bez wątpienia lepiej odnaleźć się w wielu sytuacjach brutalnych przesłuchań przez Gestapo i szantażu ze strony polskich szmalcowników. Zapewne dzięki temu przeżył. Uwagę zwraca zarazem to, że w pamiętniku w sposób wnikliwy analizuje on zmienione ludzkie zachowania w czasie wojny i okupacji, ukazując, jak dalece rządzi nimi lęk i agresja, nienawiść do innych, „bezinteresowna” zawiść oraz – często – chęć dorobienia się za wszelką cenę. Nawet za cenę różnych form kolaboracji z władzami niemieckimi. Markuszewicz podkreśla, jak dalece załamały się dotychczasowe sąsiedzkie relacje między ludnością polską a żydowską.

Autor pamiętnika urodził się w 1894 roku w Warszawie w zasymilowanej z polską kulturą rodzinie żydowskiej. Wykształcenie medyczne zdobywał na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie oraz na Uniwersytecie w Zurychu,gdzie w 1921 roku uzyskał tytuł doktora medycyny na podstawie napisanej pod kierunkiem Hermanna Eichhorsta pracy Untersuchungen über die Zusammensetzung der Nukleoproteide aus menschlichem Gehirn. W trakcie studiów pracował też u psychiatry szwajcarskiego polskiego pochodzenia Constantina von Monakowa, a później w latach 1921–1924 w słynnej klinice Juliusa Wagnera-Jauregga w Wiedniu oraz jako asystent w klinice neurologicznej u Emila Redlicha. W 1924 roku zaczął praktykę prywatną jako neurolog i psychiatra w Warszawie, gdzie pracował do 1939 roku. Wraz z wybuchem wojny przeniósł się do Białegostoku, który w latach 1939–1941 był okupywany przez wojska sowieckie. W tym czasie pełnił funkcję ordynatora w szpitalu psychiatrycznym w Choroszczy pod Białymstokiem. Po wojnie w 1945 roku rozpoczął pracę na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie, gdzie w tym samym roku się habilitował. Podstawą habilitacji była napisana przed wojną praca Rewizja podstawowego pojęcia freudyzmu. Markuszewicz zaprezentował w niej własną wersję psychoanalizy, w wielu punktach krytyczną wobec teorii Freuda. Zmarł w rok po wojnie 24 czerwca 1946 roku. Został pochowany w Lublinie na cmentarzu przy ulicy Lipowej.

W okresie międzywojnia Markuszewicz należał do grona najbardziej cenionych warszawskich neurologów i psychiatrów. Cieszył się dużym autorytetem w środowisku naukowym i wśród pacjentów. Prowadził też ponoć prywatne spotkania seminaryjne, na których wraz z młodszymi lekarzami asystentami dyskutował teksty Freuda i jego uczniów, nic więcej jednak na ten temat nie wiemy. Związany był ze środowiskiem lekarzy w Szpitalu Starozakonnych w Warszawie na Czystem. Przyjaźnił się w szczególności z Adamem Wizlem oraz Maurycym Bornsztajnem, którzy w tym czasie byli zwolennikami teorii Freuda i w swojej terapeutycznej praktyce stosowali elementy metody psychoanalitycznej.

Markuszewicz zaczynał swoją praktykę lekarską w latach dwudziestych w Warszawie jako żarliwy zwolennik teorii Freuda. Opublikowana przez niego w 1925 roku blisko stustronicowa praca pt. Psychoanaliza i jej znaczenie lecznicze była, po książce Ludwika Jekelsa wydanej kilkanaście lat wcześniej (1912), drugim tak obszernym wprowadzeniem do teorii Freuda napisanym po polsku3. Wiele jego artykułów ukazało się w czasopismach zagranicznych, głównie w języku niemieckim. Wymienić należy krótki artykuł będący interpretacją dwóch przypadków czynności pomyłkowych zamieszczony w „Internationale Zeitschrift für Psychoanalyse”, jedyny jego tekst tam opublikowany, oraz szereg publikacji w szwajcarskich i holenderskich czasopisamach psychiatrycznych i neurologicznych4.

W latach trzydziestych Markuszewicz zaczął dystansować się do teorii Freuda, czemu dał wyraz w szeregu swoich artykułów opublikowanych w polskich czasopismach lekarskich. Podjął próbę zbudowania własnej koncepcji psychoanalizy opartej na konflikcie popędów seksualnych i samozachowawczych, który według niego ma miejsce na poziomie nieświadomości, a nie – jak utrzymywał Freud – przebiega między nieświadomością a świadomością. Jakkolwiek według Markuszewicza we wczesnych pracach autora Objaśniania marzeń sennychpojawia się takie ujęcie, to jednak później sam od niego odstąpił. Natomiast późną wersję Freudowskiej teorii popędów opartą na opozycji popędów życia (Eros) i śmierci (Tanatos) warszawski psychiatra traktował jako abstrakcyjną spekulację niedającą się w żaden doświadczalny sposób potwierdzić. I dlatego nie przedstawiała ona w jego oczach żadnej wartości.

W opinii Markuszewicza popędy samozachowawcze są głównym źródłem życiowej energii człowieka i jego kreatywności, tworząc podstawy społecznego bytu. W oparciu o ten projekt psychoanalizy, nazywany przez niego „rewizją teorii Freuda”, polski lekarz budował koncepcję społeczeństwa, w którym jednostka czerpie źródła swej aktywności z popędów samozachowawczych, rozwija w procesie pracy bez przeszkód swoją osobowość i skutecznie neutralizuje wszelkie przejawy agresji. Tylko takie społeczeństwo bowiem – jak sądził – może zrealizować ideały równości i sprawiedliwości społecznej. Przepełniałaby je we wszelkich przejawach podskórna życiowa dynamika i ogromny życiowy optymizm płynący z pozytywnych emocjonalnie odniesień do innych i satysfakcji czerpanej przez jego członków z pracy.

W tych poglądach dawały o sobie znać lewicowe sympatie Markuszewicza. U ich podstaw tkwiła rozwijana przez niego w opozycji do Freuda, oparta na przyznaniu prymatu popędom samozachowawczym w stosunku do popędów seksualnych, odrębna psychoanalityczna antropologia i zalążki teorii społecznej. Zaznaczały się też podskórnie wpływy teorii marksistowskiej (a może i Stanisława Brzozowskiego?), znajdując wyraz w przekonaniu o decydującej roli, jaką w rozwoju ludzkiej natury odgrywa praca oraz ukształtowanie się opartych na wzajemnym zaufaniu relacji z innymi. Według Markuszewicza, jeśli dla ludzkiej jednostki stworzy się odpowiednie warunki rozwoju, wyzwoli się ona wówczas z wyczerpujących ją psychicznie i wyjaławiających konfliktów wewnętrznych. Ten antropologiczny optymizm przebija już z jego tekstu opublikowanego w połowie lat dwudziestych, w którym wskazywał na dobrodziejstwa psychoanalitycznej metody terapii. Tylko ona bowiem jest w stanie zmienić dotychczasową ekonomię ludzkiego życia psychicznego:

(…) jednostka, która przedtem zużytkowała swe siły psychiczne na bezowocną walkę wewnętrzną, staje się obecnie pożytecznym członkiem społeczeństwa, gdyż nakazy jego uzgodniła z własnymi popędami. (…) A zatem psychoanaliza, uzdrawiając chorego, nie tylko wyzwala go z cierpień, lecz czyni go zdolnym do rozkoszy osobistej, do pracy społecznej, – słowem, daje społeczeństwu osobnika, który może być szczęśliwy. A jest to dar tak wielki, że usprawiedliwia i wynagradza tę wielką pracę wewnętrzną, z jaką jest związane poznanie samego siebie5.

Wojna zweryfikowała w sposób brutalny te przekonania. Okazało się nie tylko, że iluzją była jego wcześniejsza wiara w zbudowanie modelu nowego społeczeństwa, w którym jednostki, przezwyciężywszy dzięki psychoanalizie swoje konflikty wewnętrzne, rozwijać będą własną osobowość w procesie pracy z pożytkiem dla innych. Wraz ze zwycięstwem partii nazistowskiej w Niemczech, a później w Austrii, okazało się również, że człowiek może cofnąć się na poziom, na którym o jego zachowaniach wobec innych decyduje freudowski Tanatos. 

Ale, rzecz ciekawa, traumatyczne przejścia wojenne, kiedy Markuszewicz był naocznym świadkiem krwawych scen mordów dokonywanych przez Niemców na Żydach przy milczącym przyzwoleniu, a niekiedy aktywnym współdziałaniu, części ludności polskiej, nie załamały jego wiary w „dobrą” ludzką naturę i możliwość wychowania nowego pokolenia, wyzbytego nienawiści i agresji. Widać to wyraźnie w kilku jego artykułach wydanych po wojnie – ale częściowo napisanych już podczas okupacji – kiedy w 1945 roku podjął pracę na uniwersytecie w Lublinie, gdzie się habilitował. Rozwija on w nich z jednej strony swoją polemiczną wobec Freuda koncepcję psychoanalizy opartą na uznaniu popędu zachowawczego za podstawowe podłoże rozwoju ludzkiej osobowości. Z drugiej strony daje w nich wyraz swojej wierze w to, że na gruzach zniszczeń wojennych powstanie nowe demokratyczne państwo polskie, w którym urzeczywistnione zostaną idee równości i sprawiedliwości społecznej6. W tym celu tworzy swoją koncepcję „psychopatologii biologiczno-społecznej”, u podstaw której tkwi wprowadzone przez niego pojęcie popędu zachowawczego, pozwalającego jednostce budować pozytywne więzi z innymi w przestrzeni społecznej7.

2 W sposób bardziej obszerny życie i dorobek naukowy Romana Markuszewicza przedstawiłem w artykule Romana Markuszewicza rewizja teorii Freuda, w: Przywracanie pamięci. Polscy psychiatrzy XX wieku orientacji psychoanalitycznej,red. P. Dybel, Kraków 2017, s. 425–490.

3 Praca Ludwika Jekelsa nosiła tytuł Zarys teorii Freuda (Lwów 1912) . Natomiast wspomniana praca Romana Markuszewicza została opublikowana w „Warszawskim Kalendarzu Lekarskim” w 1926 roku (s. 265–341). Wspomnieć wypada, że najbardziej kompetentnym i całościowym wprowadzeniem do teorii Freuda w międzywojniu była wydana w 1928 roku książka Gustawa Bychowskiego pt. Psychoanaliza (Warszawa 1928).

4R. Markuszewicz, Beitrag zum autistischen Denken bei Kindern, „Internationale Zeitschrift für Psychoanalyse” 1920, Nr. 6, s. 248–252. Natomiast jeśli chodzi o publikacje w szwajcarskich i holenderskich czasopismach, to publikował on artykuły m.in. w „Jahrbücher für Psychiatrie und Neurologie”, „Schweizer Archiv für Neurologie und Psychiatrie”, „Psychiatrische en Neurologische Bladen”.

5 Tenże, Psychoanaliza i jej znaczenie lecznicze, „Warszawski Kalendarz Lekarski” 1926, s. 348.

6 Ma to głównie miejsce w jego artykule O nowy kierunek w psychologii (odbitka), Warszawa 1949.

7 Por. tenże, Podstawy pojęciowe popędu zachowawczego, „Myśl Społeczna i Kliniczna” (Lublin) 1945, nr 2, s. 25–41.

3

Opublikowane w 1976 roku w Australii w wersji angielskiej fragmenty pamiętnika Markuszewicza, które są podstawą tego wydania, to mała, niewielka objętościowo książeczka. Została ona wydana skromnie, w aptekarskim nakładzie, jej czcionka to wydruk z maszyny do pisania. Kiedy przed kilku laty zacząłem poszukiwania egzemplarza tej książki poprzez odpowiedni dział Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego, okazało się, że posiadają ją tylko dwie biblioteki na świecie. Jedną była biblioteka Uniwersytetu w Sydney, drugą biblioteka Uniwersytetu Harvarda w Stanach Zjednoczonych. Kiedy udało mi się ją, po wielu przejściach, wreszcie sprowadzić na kilka dni do Warszawy, aby zrobić jej kserokopię i skan, byłem mocno rozczarowany jej zewnętrznym wyglądem i fragmentaryczną postacią samego dziennika.

Następnym rozczarowaniem była dość osobliwa, chropawa angielszczyzna przekładu. Podjąłem wtedy rozpaczliwą próbę dotarcia do osób, w których posiadaniu mogłaby być oryginalna, polska wersja pamiętnika. Ponieważ na okładce tytułowej jest podane nazwisko wydawcy i jego adres, napisałem do niego list z adnotacją, że może go przeczytać osoba, która obecnie tam mieszka. Przy okazji odnalazłem w internecie zdjęcie domu znajdującego się dzisiaj pod tym adresem. Piękna zalana słońcem willa na przedmieściach Sydney, otoczona egzotycznymi drzewami w pąkach kwiatów. Na mój list do dzisiaj nie otrzymałem odpowiedzi.

Moje początkowe rozczarowanie zaczęło jednak powoli ustępować w trakcie dokładniejszej lektury otrzymanego egzemplarza książki. I jakkolwiek zarówno ze względu na wspomniany chropawy angielski, jak i pełen uskoków i luk, postrzępiony charakter opowiedzianych w niej zdarzeń nie była to łatwa lektura, to z czasem z ocalałych fragmentów tekstu zaczął wyłaniać się całościowy obraz tego, co Markuszewicz wraz z żoną przeszli w latach 1941–1944 w Choroszczy i w Białymstoku, które znalazły się wtedy pod okupacją niemiecką. Był to obraz w wielu swych aspektach porażający. Złożyły się na niego, obok apokaliptycznych scen niemieckiego okrucieństwa i zbrodni, nie mniej wstrząsające relacje o zachowaniach wobec Żydów części ludności polskiej i różnych formach jej kolaboracji z Niemcami. Odtwarzanie tego obrazu w trakcie lektury miało w sobie coś z pracy konserwatora dzieł sztuki, który spod zdrapywanych warstw białej farby na murach jakiegoś średniowiecznego kościoła wydobywa fragmenty porażającego malowidła przedstawiającego sąd ostateczny i piekło. W tym wypadku owo odsłonięte malowidło było w dodatku – o ironio – angielską kopią zaginionego (?) polskiego oryginału.

Fragmentaryczność pamiętnika