Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Piekielna nieobecność. Opowieść o przyjaźni z Zuzią Łapicką - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
27 listopada 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Piekielna nieobecność. Opowieść o przyjaźni z Zuzią Łapicką - ebook

 

Magda Umer poznała Zuzię Łapicką w 1977 roku. Zbliżyła je emigracja w Paryżu, kiedy Zuzia i jej mąż Daniel Olbrychski stali się dla Umer „rodziną zastępczą“.„Przeżyłyśmy kawał życia“, mówi Magda Umer we wzruszającej rozmowie z Marcinem Zaborskim.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66275-07-2
Rozmiar pliku: 3,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

.

Przyjaciółki
stanu
wojennego

Umie pani lepić pierogi?

Nie. Ale umiem robić placki ziemniaczane!

Czyli z ruskich jednak nici...

Gdyby ktoś mi pomógł, może bym się nawet nauczyła. Ale nie będę udawać, że potrafię. Zacząć od kłamstwa?! To byłaby najgorsza rzecz.

A jak smakowały te pierogi, które jadłyście w Kawiarni Literatów przy placu Zamkowym?

Ach, tam to umieli je robić! To prawda. A my – nie tylko dlatego, że nie umiałyśmy – chodziłyśmy do nich na pierogi. Bo tak naprawdę bywałyśmy tam głównie po to, żeby posłuchać, jak i o czym rozmawia ze sobą ginąca w Polsce klasa inteligencji. Przychodzili tam wspaniali, ciekawi ludzie.

Czyli pani Zuzanna też nie umiała robić pierogów!

A skąd! Zuzia niczego nie umiała... ugotować. Przypomina mi się ciekawa historia na ten temat. To było wtedy, gdy urodziła się Weronika. Zuzia pomieszkuje w Podkowie Leśnej z Danielem, którego zazwyczaj nie ma. Ja też tam pomieszkuję ze swoim synem Mateuszem. I jest z nami pani Krystyna, niania Weroniki i gosposia, która była też wcześniej nianią maleńkiej Zuzi. Pewnego dnia przyjeżdżają do nas rodzice Zuzi – Zosia i Andrzej – a pani Krystyna skarży się im, załamuje ręce i donosi na dorosłe dziecko, które traktuje jak niedorosłe, mówiąc, że ta Zuźka niczego nie potrafi. „Ona, proszę państwa, sama w kuchni to nic nie potrafi zrobić... nawet ziemniaków obrać! Przecież to wstyd, dorosła kobieta, no chociaż tyle, to już powinna umieć”, mówi gosposia. Na co pan Andrzej odpowiada: „Otóż myli się pani, pani Krystyno. Zuzia niczego nie powinna umieć robić w kuchni!”. I biedna kobiecina zamilkła zdumiona. Tak właśnie była wychowywana Zuzia.

Prawdziwa żona modna!

Kiedyś do Zuzi i Daniela miał przyjść z pierwszą wizytą Jarosław Iwaszkiewicz, który także mieszkał w Podkowie Leśnej. Obserwowałam go z zachwytem wiele razy, jak spacerował po wielkim lesie-ogrodzie i wyglądał jak stary kroczący dąb, król tych wszystkich drzew, które mijał. Panu Jarosławowi oczywiście bardzo podobał się Daniel, więc chciał go sobie pooglądać z bliska. A Zuzia postanowiła zaimponować jako żona i udać dobrą gospodynię. Kupiła więc w Milanówku taki tort, który nazywa się Jojo. Do dzisiaj kupuję go na Wigilię, a moje dzieci to uwielbiają. Jojo to jest prawdziwe dzieło sztuki. Zaczyna się uroczysty podwieczorek. Zuzia kroi tort, podaje go na kryształowych talerzykach po prababci, idzie na całość i łże straceńczo, że to wszystko własnej roboty. A pan Jarosław zaczyna jeść, śmieją mu się oczy i mówi: „Ach! Ten Milanówek!”.

Wszystko się wydało...

Zuzia naprawdę nie umiała niczego zrobić. Nawet jajecznicy! Przywoziła obiad z chińskiej restauracji i udawała przed Danielem, że sama go zrobiła. Ale to mama nauczyła ją tak kłamać. Mama, która do końca życia podawała swojemu ukochanemu mężowi niedogotowany makaron do jedzenia, bo przecież uczono ją dobrych manier i języka francuskiego, a nikt jej nie uczył, jak się dogotowuje makarony. I Zuzia była po prostu uczona takiego udawania od dzieciństwa. Była wychowywana na hrabiankę. I naprawdę nią była.

Jak zatem połączyć ten świat hrabianki ze światem dziewczyny, w której domu koncertują świerszcze i wiatr w kominie? W swojej książce „Dodaj do znajomych” Zuzanna Łapicka napisała tak: „Znając ją jedynie z ekranów telewizora, nigdy nie myślałam, że się z nią zaprzyjaźnię. Wydawała mi się poetycko egzaltowana, bez poczucia humoru. Okazało się, że jest całkiem odwrotnie”. To o pani.

Tak było. Często mi to w życiu powtarzała. Jak mówiła – do głowy jej nie przyszło, że śpiewając te moje „Leśmiany”, mogę mieć poczucie humoru. Tymczasem gdyby nie to, już dawno nie byłoby mnie na świecie. Tak myślę. Właśnie to ratuje i broni mnie przed całym mozołem i złem tego świata. I wydaje mi się, że to wspólny typ poczucia humoru bardzo nas połączył. Krysia Janda też zresztą coś takiego o mnie mówiła, zanim poznałyśmy się osobiście. Podobno mam coś w spojrzeniu, co niektórzy nazywają nieprzystępnością. Z tego powodu ludzi onieśmielam. Już pan profesor Kamiński od fizyki mówił, że nie może wytrzymać mojego krytycznego spojrzenia na lekcji. Ale ja o tym nie wiedziałam i do dzisiaj nie zdaję sobie z tego sprawy. Mnie się wydaje, że mam łagodne oczy skomplikowanej kobiety.

Pani od razu wiedziała, że się zaprzyjaźnicie?

Nie. To było tak, że znałam się wtedy dużo bliżej z Danielem Olbrychskim, bo występowaliśmy razem w różnych przedsięwzięciach artystycznych. Na przykład w Weselu w Teatrze Narodowym u Hanuszkiewicza albo w programach telewizyjnych Krysi i Michała Bogusławskich. Któregoś dnia przyprowadził mi właśnie Zuzię czy też raczej mnie do niej przyprowadził. Mówił, że poznał taką polską Marię Schneider. Tak właśnie ją opisywał. Przypominała mu aktorkę, która grała wówczas w Ostatnim tangu w Paryżu. Może dlatego, że Zuzia miała wtedy na głowie loczki? Nie wiem. W każdym razie Daniel zachwycał się nią, a i mnie szalenie spodobał się jej uśmiech i jej, jak mi się wtedy wydawało, niezwykła serdeczność. Zdobyła mnie od pierwszej chwili. Złamała cały mój dystans, pancerz i asekurację przed innymi. Bo ja nie jestem łatwa do poznawania się z kimkolwiek. Boję się ludzi. A ona była bardzo nieśmiała, skromna i zalękniona, a jednocześnie nawet przez moment nie było z nią nudno. Żadna chwila z nią nie była stratą czasu. Oj, dużo wspomnień.

Jakie było wasze pierwsze spotkanie?

Byłam wtedy w ciąży. Kręciliśmy z Danielem widowisko pod tytułem Leśmian.

Jakie były te wasze pierwsze spotkania?

Kręciliśmy z Danielem widowisko pod tytułem Leśmian, w reżyserii Bogusławskich, gdzieś w wąwozach Kazimierza nad Wisłą. Naturalna, niesamowita scenografia i jeszcze do tego wspaniały Adam Myjak poustawiał tam swoje rzeźby. Zuzia już jako młoda narzeczona do nas dojeżdżała. Pomagała, dowoziła jedzenie, chyba nawet podpowiadała tekst. Wszystkich uwiodła swoim wdziękiem i serdecznością. A ja oprócz śpiewania miałam tam biegać po łące prawie nago i to mnie trochę przerażało, bo byłam już w ciąży. Ktoś wpadł wtedy na pomysł, żeby zatrudnić jakąś panią, która zamiast mnie będzie biegała na golasa po łące. Kiedy zobaczyłam, jaki ona ma biust, powiedziałam, że nigdy w życiu nie pozwolę, żeby myślano, że to mój biust i sama zaczęłam biegać po łące. Prawie na golasa!

Ale co było nie tak z biustem dublerki?

No jakiś taki... Z jej biustem to było po prostu nieporozumienie!

To znaczy nie spełniał warunków?

O właśnie. Nie spełniał warunków. A jeszcze ten Leśmian, który pisał: „A jej pierś zakończona różową soczystką”. I tamta miała udawać, że to ja? Nie, nie. I tak wyszło, że to ja biegałam, okryta jakąś gazą. Ktoś niedawno mi to pokazał na YouTubie. To były już ostatnie chwile, kiedy nie było jeszcze aż tak widać mojego brzucha. Ale był już biust, który za chwilę będzie pełen mleka i będzie karmił jakieś cudowne dziecko.

A jak to się stało, że Daniel i Zuzanna, już jako małżeństwo, przyjęli panią pod swój dach we Francji?

Oni stali się wtedy moją małą rodziną zastępczą.

„Grzeję się przy ich ognisku, nie mając nadziei na własne”. Tak pisała pani w swoich pamiętnikach, które później spłonęły w pożarze domu.

Rzeczywiście spędzaliśmy ze sobą bardzo dużo czasu, ponieważ ja byłam sama. To znaczy prawie sama, bo byłam w tajemnym związku z pewnym żonatym mężczyzną. Daniel grał w filmach, a my z Zuzią bardzo dużo razem podróżowałyśmy. To właśnie wtedy pierwszy raz pokazała mi swoje ukochane Chałupy, Juratę, Hel... Stałyśmy się prawie nierozłączne i kiedy zbliżał się czas mojego porodu, to właśnie Zuzia załatwiła, żeby ten poród odbierał tata jej przyjaciółek, Marysi i Basi Winiarskich, które śpiewały i tańczyły. To był grudzień 1977 roku. Miałam chyba jeden z pierwszych w Polsce bezbolesnych porodów. Parę lat nie mogłam po nim dojść do siebie, ale naprawdę nic mnie nie bolało. Jakiś asystent dał mi zastrzyk i kazał przeć. Pytałam: „Kiedy mam zacząć?”. A on na to, że kiedy mnie zacznie boleć. „Ale kiedy mnie zacznie boleć?”, dopytywałam. „Jak się zapali czerwone światełko”, tłumaczył. Taki był mój poród z pierwszym dzieckiem, z Mateuszem. A Zuzia to zorganizowała i przy tym wszystkim była. To nas szalenie złączyło. A potem ona zaszła w ciążę, którą niestety straciła i wielka to była dla nas wszystkich tragedia. Długo dochodziła do siebie. Uratowała ją następna ciąża szczęśliwie zakończona przyjściem na świat zdrowiutkiej i ślicznej Weroniki. Te wszystkie przeżycia sprawiły, że byłyśmy już bardzo, bardzo blisko. I zaczęłyśmy żyć jak rodzina.

------------------------------------------------------------------------

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: