Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Człowiek, który wynalazł internet. Biografia Paula Barana - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
2 października 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Najniższa cena z 30 dni: 15,90 zł

Człowiek, który wynalazł internet. Biografia Paula Barana - ebook

Pierwsze łącze sieci według pomysłu Paula Barana uruchomiono w 1969 roku w Kalifornii, a było to możliwe po tym, jak urodzony w polskim Grodnie inżynier przekonał do zainwestowania w swój pomysł amerykańskich generałów. Paul Baran pracował przy konstrukcji pierwszego komercyjnego komputera UNIVAC, pierwszej rakiety typu „cruise missile” i przy narodzinach technologii Hi-Fi. Zanim wprowadzono w życie jego pomysły, Paul Baran przewidział wideokonferencje, internetowe zakupy, a także powszechność prywatnych urządzeń interaktywnych z dostępem do wielkich baz wiedzy, dziś znanych jako laptopy i smartfony. Przewidział też związane z Internetem zagrożenia dla prywatności i demokracji. Niestety, politycy nie dorównywali mu geniuszem i tak zostało do dziś: Internet to arcydzieło inżynierii, ale od strony regulacji prawnych, kompletna fuszerka.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-268-2986-4
Rozmiar pliku: 4,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

PIŁA ELEKTRYCZNA W SZKLANEJ KULI

To mogłaby być scena z serialu Mad Men, a dokładniej z szóstego sezonu, bo rzecz się dzieje w grudniu 1967 roku. Bohaterowie produkcji mogliby uczestniczyć w zimowej konferencji American Marketing Association w Waszyngtonie.

Jest oczywiście ten problem, że oni w rzeczywistości nie istnieli, a konferencja miała miejsce naprawdę, ale scenarzyści nieraz wplatali losy fikcyjnych bohaterów w historyczne wydarzenia. Puśćmy więc wodze wyobraźni, nie wykraczając przy tym poza to, co o tej konferencji wiemy z zachowanych relacji.

Oto nasi bohaterowie wkraczają na salę – odziani w smokingi, trzymając kieliszki z martini czy old fashioned, w towarzystwie pięknych kobiet w olśniewających kreacjach. Skinieniem głowy pozdrawiają kolegów z innych firm reklamowych albo demonstracyjnie odwracają wzrok.

To dobre czasy, żeby być biznesmenem w Ameryce. Po latach ta dekada będzie wspominana jako go-go years^(), przez nawiązanie do powiedzonka oznaczającego niewyczerpaną obfitość i beztroską zabawę. Czegokolwiek się człowiek tknie, okazuje się żyłą złota. Akcje na giełdzie same rosną. Nie trzeba się nawet za bardzo zastanawiać nad wyborem inwestycji, wystarczy dywersyfikować, żeby mieć gwarancję zysku.

Dobrze się też żyje ludziom pracy. Ameryka od 1945 roku odnotowuje nieprzerwany wzrost realnych wynagrodzeń. Przeciętny Amerykanin w grudniu 1967 roku żegna kolejny udany (przynajmniej pod względem zawodowym) rok i z optymizmem oczekuje następnego, jeszcze lepszego.

Miliony Amerykanów awansowało do klasy średniej. Ich dziadkowie byli biedni, ich rodzice byli biedni, oni sami mieli biedne dzieciństwo. A teraz nagle stać ich na dom, samochód, podróże po świecie, wysłanie dzieci na studia. To wszystko trzeba im zareklamować i sprzedać, więc kto w tym okresie zajmuje się marketingiem, ten jest po prostu skazany na sukces. W deszczowy październikowy dzień nawet najgorszy grzybiarz znajdzie coś w lesie.

Uczestnicy grudniowej konferencji AMA są przekonani, że należą do najlepszych specjalistów od marketingu na świecie. Przyjechali tu celebrować swój sukces i pochwalić się przed kolegami po fachu nowym samochodem, nowym jachtem, nową żoną.

Impreza odbywa się w wolne dni między świętami a sylwestrem – od dwudziestego siódmego do dwudziestego dziewiątego grudnia. To właściwie wakacje, ale żeby uczestnicy mogli je zaksięgować jako konferencję branżową i uwzględnić w rozliczeniu podatkowym, w programie przewidziano liczne wykłady i prezentacje.

Oto jedna z nich: jajogłowy inżynier z RAND Corporation ma wygłosić przemówienie zatytułowane „Pewne zmiany w technologii informacji, które wpłyną na marketing w roku 2000”. Kończy sesję 7C: „Rozwój technologii i nowe rynki zbytu”^().

Wszyscy na sali mają pewne wyobrażenie o tym, jakie nowe rynki zbytu pojawią się w roku 2000 – science fiction to rzecz równie amerykańska jak western. Trzy lata wcześniej w Nowym Jorku odbyła się wystawa światowa, na której czołowe korporacje technologiczne (Ford, IBM, General Motors, DuPont, AT&T) przedstawiały wizje swoich produktów w XXI wieku. Tamte wyobrażenia doskonale oddaje kręcony w tym okresie film Stanleya Kubricka 2001: Odyseja kosmiczna, w którym główny bohater leci wahadłowcem linii Pan Am na orbitalną Stację Kosmiczną numer 5 mieszczącą hotel Hiltona, restaurację Howard Johnson i automat wideofoniczny AT&T.

Magnat hotelowy Barron Hilton rzeczywiście był wówczas przekonany, że pierwsze kosmiczne hotele są na wyciągnięcie ręki. Żeby nie dać się uprzedzić konkurencji, w 1967 roku zaprezentował projekty luksusowego ośrodka na Księżycu, niemal całkowicie ukrytego pod powierzchnią Srebrnego Globu, z wyjątkiem przeszklonej kopuły z barem fortepianowym. Ogłosił, że spodziewa się dożyć przecięcia wstęgi w pierwszym pozaziemskim Hiltonie. W serialu Mad Men Conrad Hilton, ojciec Barrona, zamawia u głównego bohatera reklamę księżycowego hotelu^().

Goście spodziewają się więc, że wykład o marketingu roku 2000 będzie traktował o podobnych zagadnieniach. Może inżynier z RAND Corporation opowie im, jak będą wyglądały reklamowe bilbordy na Księżycu albo automaty z colą działające w warunkach nieważkości? A może jak roboty będą smażyć hamburgery w McDonaldzie przyszłości?

Nazwisko tego inżyniera nic im nie mówi. To niejaki Paul Baran. Niektórzy uczestnicy konferencji, których przodkowie pochodzili z Mitteleuropy, mogą się uśmiechnąć pod wąsem, bo wiedzą, że w językach słowiańskich to nazwisko oznacza pewne zwierzę gospodarcze, ale także osobę o niezbyt lotnym umyśle^().

Uczestnicy konferencji olśniewają strojami i fryzurami. Tymczasem gdybyśmy minęli na ulicy inżyniera Paula Barana, raczej nie zapamiętalibyśmy jego wyglądu. Całe ubranie, które ma właśnie na sobie, z butami i zegarkiem włącznie, kosztuje zapewne mniej niż przeciętna męska koszula któregoś z uczestników. Szarobury garnitur, szarobury krawat, okulary w rogowych oprawkach, z soczewkami grubymi jak denka butelek. Budowa ciała przeciętna, lekka nadwaga^(). Znaków szczególnych brak. Włosów też.

Na początek inżynier pokazuje trochę statystyk, wyświetlając je z ręcznie przygotowanych slajdów. Zaczyna od przedstawienia uczestnikom ich szans na dożycie roku 2000 w zależności od wieku. Z wykresu wynika, że kto miał w 1967 roku czterdziestkę, ten miał sześćdziesiąt procent szans^().

Ku rozczarowaniu zebranych^() nie mówi nic o kosmosie. Zabiera się do opisywania tego, jak w roku 2000 będzie wyglądać czynność, która bywa dokonywana także w roku 1967: zakup zwykłej elektrycznej piły.

W roku 2000 ludzie będą robić takie zakupy bez wychodzenia z domu, za pomocą urządzenia łączącego ich telewizor z rodzajem sieci komputerowej – twierdzi inżynier Baran i radzi, że najłatwiej to sobie wyobrazić, zakładając, że ta sieć będzie niczym ogromny dom towarowy, w którym jest wszystko. Dowolny towar, jaki można kupić gdziekolwiek, można kupić także w niej.

Dostęp do takiej sieci będzie miał praktycznie każdy konsument. Co za tym idzie, zmienią się nawyki zakupowe. W roku 1967 wszyscy są przyzwyczajeni do marketingu typu push, w którym potrzebę dokonania zakupu wywołuje się w kliencie mniej lub bardziej sztucznie – reklamą, promocją, fortelem typu „piąta puszka gratis”. Do roku 2000 marketing będzie musiał się przestawić na tryb pull, w którym klient sam świadomie zaspokaja swoje potrzeby, kiedy się pojawią – na przykład nagle uzna, że przyda mu się elektryczna piła.

Jak to będzie wyglądało w praktyce?

Inżynier Baran demonstruje kolejny slajd, przedstawiający telewizor, do którego podłączona jest niewielka klawiatura. Twierdzi, że za jej pomocą użytkownik będzie dokonywał różnych wyborów, tak jak już dzisiaj, w roku 1967, pilotem zmienia kanały w telewizorze. Ale w roku 2000 dodatkowo będzie mógł wybrać, czy chce oglądać telewizję, czy skorzystać z owej sieci komputerowej.

Rzutnik wyświetla koncepcję owego menu z opcjami do wyboru. Wyglądają następująco:

0 – WYŁĄCZYĆ ODBIORNIK?

1 – CZY CHCESZ ROZRYWKI?

2 – CZY CHCESZ SKORZYSTAĆ Z MATERIAŁÓW EDUKACYJNYCH?

3 – CZY CHCESZ Z KIMŚ POROZMAWIAĆ I GO ZOBACZYĆ?

4 – CZY CHCESZ SPRAWDZIĆ JAKĄŚ INFORMACJĘ W BIBLIOTECE?

5 – CZY CHCESZ SIĘ POŁĄCZYĆ Z OSOBISTYM BANKIEM INFORMACJI?

6 – CZY CHCESZ DOKONAĆ TRANSAKCJI PRZEZ TRANSMISJĘ TEKSTU?

7 – CZY CHCESZ KUPIĆ JAKIŚ NOWY PRODUKT?

8 – CZY CHCESZ KUPIĆ COŚ ZE SWOJEJ STAREJ LISTY ZAKUPÓW?

9 – ŻADNE Z POWYŻSZYCH

Nasz użytkownik, jak pamiętamy, chce kupić piłę elektryczną. Zatem naciska „7”. Pojawiają się kolejne opcje:

1 – AKCESORIA

2 – SAMOCHODY

3 – UBRANIA

4 – LEKARSTWA

5 – NARZĘDZIA

6 – GOSPODARSTWO DOMOWE

Pozycji 7–9 Baranowi nie chciało się już wypełniać, zaznaczył tylko, że jakieś będą, ale zostawił puste miejsca. Widać, że to przykłady na rybkę. Przecież opcja „CZY CHCESZ Z KIMŚ POROZMAWIAĆ I GO ZOBACZYĆ?” brzmi dziś zbyt topornie nawet jak na standardy Microsoft Office.

Nasz użytkownik wybiera „NARZĘDZIA”, więc wciska „5”. Dostaje nowe menu: „ŚRUBKI I NAKRĘTKI”, „NARZĘDZIA RĘCZNE”, „NARZĘDZIA ELEKTRYCZNE”. Wybiera „NARZĘDZIA ELEKTRYCZNE”. Teraz może też kupić „ELEKTRYCZNE WIERTARKI”, „ELEKTRYCZNE TOKARKI” i – wreszcie! – „ELEKTRYCZNE PIŁY”.

Wyświetlają mu się produkty najpierw posegregowane według „MARKA #1”, „MARKA #2” i tak dalej. Ale prawdziwą bombę inżynier odpala na następnym slajdzie. Okazuje się, że zanim nasz majsterkowicz podejmie decyzję, która z marek mu odpowiada, może zajrzeć do kolejnego menu, gdzie będzie miał do wyboru:

1 – ARKUSZ DANYCH TECHNICZNYCH

2 – CENA

3 – DOSTĘPNOŚĆ W NAJBLIŻSZYM SKLEPIE

4 – WARUNKI DOSTAWY DO DOMU

5 – NAJBLIŻSZY PUNKT SERWISOWY

6 – POTRZEBA DODATKOWYCH INFORMACJI

7 – WYNIKI TESTÓW KONSUMENCKICH

Nowe technologie komputerowego gromadzenia i przetwarzania informacji wywołają rewolucję w marketingu – przekonuje inżynier. Człowiek chcący kupić piłę nie uda się do najbliższego sklepu i nie kupi tam produktu, który poleci mu sprzedawca („choć już dzisiaj trudno o kompetentnego sprzedawcę”, zauważa inżynier). Reklamy nie będą go więcej namawiać, żeby jeździł akurat do tego centrum handlowego, a nie do innego. A miejsce zajmowane na półkach przez produkty nie będzie zależeć od tego, ile producenci pił zapłacą sieciom sklepowym. Decyzji nie będą wspierały techniki marketingowe typu „do każdej piły – wiertarka gratis”. Marketing typu push będzie przeszłością.

W roku 2000 konsument, któremu sieć komputerowa daje dostęp do „sklepu ze wszystkim”, będzie miał inne nawyki zakupowe. Klient będzie mógł przecież za pomocą sieci zamówić sobie wszystko bez wychodzenia z domu. Alternatywą będzie niszowy, specjalistyczny sklepik na drugim końcu miasta, do którego pojedzie, o ile będą tam jakieś wyjątkowo atrakcyjne piły elektryczne.

Baran powołuje się na wykresy i statystyki sugerujące, że produkować lepiej, taniej i więcej już się nie da. W kwestii zwiększania wydajności procesu wytwarzania dóbr materialnych wiele się do roku 2000 nie wydarzy. Ogromny postęp, który dokonał się w tej dziedzinie w pierwszej połowie XX wieku, doprowadził już optymalizację do ściany. Największe zmiany wydarzą się w dziedzinie dystrybucji.

A ta, w roku 1967, jest nieefektywna. Transportowanie towaru od wytwórcy do hurtowników, od hurtowników do detalistów, składowanie w magazynach, wykładanie na półki, koszty promocji – cały ten system aż się prosi o rewolucję, radykalnie tnącą koszty i podnoszącą wydajność. A że z praktycznego punktu widzenia dystrybucja to przetwarzanie informacji, ta rewolucja będzie związana z nowymi technikami komputerowymi – twierdzi inżynier Baran.

Uczestnicy konferencji przyjmują te tezy jak herezję. Część jest wyraźnie wściekła^(). Przerywają prelegentowi, nie mogą znieść tych bzdur. „Może pan się zna na komputerach, ale nie wie pan nic o marketingu – woła jeden. – Ludzie nie idą na zakupy po to, żeby kupować rzeczy. Idą dla przyjemności chodzenia na zakupy”. „Pan zupełnie nie rozumie kobiet i ich potrzeb” – woła ktoś inny.

Pada pytanie: „A co z zakupami impulsowymi? Często kupuję coś po prostu dlatego, że akurat przechodziłem ulicą i przypadkowo zobaczyłem to na wystawie”. Paul Baran błyskawicznie ripostuje: „OK, ma pan rację, dodajmy do menu opcję SZCZĘŚLIWY TRAF”.

Kto oglądał serial Mad Men, może sobie wyobrazić reakcję Dona Drapera czy Rogera Sterlinga. Z uśmiechem wyższości na twarzy i szklaneczką old fashioned w ręce wyjaśniliby jajogłowemu inżynierowi, na czym polega sztuka marketingu. Raczej nie przekonałby ich swoimi statystykami – mawiali przecież, że sprzedaż bazuje na uczuciach, a tego się nie da opisać słupkami liczb.

Można wybaczyć sceptycyzm publiczności. Paul Baran wymagał od uczestników konferencji z 1967 roku wyobrażenia sobie technologii, której jeszcze nie było. Pierwsze łącze sieci komputerowej, do której się odwoływał w swojej prezentacji, będzie uruchomione dopiero za dwa lata.

Ćwierć wieku później trzydziestoletni Jeff Bezos rzuci pracę w funduszu inwestycyjnym, żeby założyć własną firmę – dokładnie według pomysłu przedstawionego przez inżyniera Barana. Będzie to właśnie „sklep ze wszystkim”^(). Tak swój pomysł przedstawiać będzie inwestorom i współpracownikom. Ten pomysł uczyni go dwudziestego siódmego lipca 2017 roku najbogatszym człowiekiem świata.

To mógł być każdy z uczestników tej konferencji – o ile dożył połowy lat dziewięćdziesiątych, rzecz jasna. Ale kto miał w 1967 roku trzydzieści lat, ten w 1997 miał lat sześćdziesiąt. To dość czasu, żeby odłożyć milion dolarów specjalnie na tę okazję i odwiedzić Jeffa Bezosa, który w poszukiwaniu inwestorów zapożyczał się wszędzie po uszy, nawet u własnych rodziców.

Ten na pewno ucieszyłby się, gdyby w jego garażu pod Seattle pojawił się jakiś senior marketingu i powiedział: „Panie Bezos, słyszałem, że chce pan założyć sklep ze wszystkim, czekałem na pana od 1967 roku, wchodzę do tej spółki”. W ten prosty sposób senior marketingu objąłby w posiadanie na przykład jedną trzecią Amazona (a dziś wystarczy mieć pół procenta, żeby być multimiliarderem).

O ile mi jednak wiadomo, nikt taki u Bezosa się nie pojawił. Uczestnicy konferencji dostali na tacy receptę na zbicie fortuny w nadchodzącej epoce sieci komputerowych, ale z niej nie skorzystali.

A co z tą wiedzą zrobił inżynier Paul Baran?

I skąd ją w ogóle miał?

Otóż to dopiero jest fascynująca historia...Rozdział 1.

SUDOVIA

Sudovia – to brzmi jak nazwa fantastycznej krainy, gdzie Tintin, James Bond albo Spider-Man muszą wykonać sekretną misję, od której zależą losy świata. Na przykład: odnaleźć pochodzącego stamtąd genialnego naukowca albo wynalazcę. I w pewnym sensie nawet tak jest, bo człowiek, który wynalazł internet, pochodził właśnie z Sudovii, choć za jego czasów nazwa ta, która pojawiła się w średniowiecznych listach i kronikach, pisanych po łacinie, wychodziła już z użycia.

Lubię łączyć podróż rzeczywistą z tą odbywaną w wyobraźni. Tak naprawdę więc po prostu wyjechałem ósemką w kierunku Białegostoku, jak robią codziennie tysiące kierowców. W swojej wyobraźni byłem już jednak popkulturowym bohaterem, który wyrusza do Sudovii szukać śladów inżyniera Barana.

Wiedziałem tyle, co wyczytałem wcześniej w archiwach zdeponowanych w bibliotece Uniwersytetu Stanforda – że rodzina Baranów pochodziła z miasteczka Sidra, między Białymstokiem a Grodnem. Jak to miasteczko dziś wygląda? Czy są tam jakieś ślady po społeczności żydowskiej? Skąd się wzięło nazwisko Baran? To wszystko chciałem ustalić na miejscu.

Założona w 1566 roku Sidra to miejscowość skromna, ale starsza od USA i od wielu miast Europy

To niełatwe, bo część dokumentów dotyczących podlaskich Żydów zaginęła lub uległa zniszczeniu podczas wojny. Najstarszym członkiem rodziny Baranów, którego ślad udało mi się odnaleźć w urzędowych rejestrach, jest Chaim Hirszowicz Baran, dziadek Paula. Widnieje on w alfabetycznym spisie płatników podatku od nieruchomości w Sidrze – dokumencie niedatowanym, ale z zawartych w nim informacji wynika, że pochodzi z ostatniej dekady XIX wieku^().

Chaim Baran żył w latach 1847–1917 – to z kolei wiem z drzewa genealogicznego, które w 1994 roku Paul Baran układał z pomocą swojej bratanicy Barbary Aronow^(). O rodzicach Chaima, a pradziadkach naszego bohatera, wiem jeszcze mniej: występują na tym drzewie bez dat i dalszych informacji, jako Hersch Lieb Baran i Vischka Blomberg.

Najstarsza archiwalna wzmianka o Baranach: Chaim Hirszowicz Baran (dziadek Paula) widnieje w spisie podatników w Sidrze

Hersch Lieb Baran był prawdopodobnie pierwszym, który przyjął to nazwisko^(). Wydaje się też, że na co dzień posługiwał się językiem polskim^(). Ze spisów ludności z 1897 roku wiemy, że na tysiąc stu sześćdziesięciu pięciu mieszkańców Sidry było siedmiuset czterdziestu dwóch Żydów. W tej liczbie jest też siedmioro dzieci Chaima. Kilkoro z nich wyemigrowało do USA i na drzewie genealogicznym wymienione są tylko ich zanglicyzowane imiona. Są to kolejno: Winnie (Winfred), Masha, Isaac, Lea, Anna i Mowsche/Morris. Ten ostatni, urodzony ósmego września 1884 roku, ożeni się z młodszą o dziewięć lat Anną Seren(sky) z pobliskiej Sokółki i razem będą mieli trójkę dzieci: Harriet, Herberta i Paula, bohatera tej książki.

Drzewo genealogiczne Paula Barana kryje przede mną wiele zagadek. Nadesłany przez siostrzenicę szkic uzupełnił odręcznymi dopiskami – swego protoplastę Chaima Barana opatrzył komentarzem „EURASIAN”, a dwoje przodków po kądzieli Pechę i Herschla Serenskych opisał jako „NOT JEWISH”. Wyraźnie dotyczy to konkretnie tej dwójki, a już nie ich rodzeństwa: Rachel Serensky, Mordicay Serensky i Libby Serensky.

Fragment drzewa genealogicznego Baranów (nadal pełen znaków zapytania)

Ani syn Paula David Baran, ani bratanica Barbara Aronow nie byli mi w stanie wyjaśnić tych dopisków, choć ich rodzice zapamiętali rodzinną plotkę, że nie wszyscy ich przodkowie „wyglądali na Żydów”^(). Być może pogłoska ta odzwierciedla zarysowany wśród Aszkenazyjczyków na początku XIX wieku podział na Westjuden i Ostjuden („Eurasian”).

Ci pierwsi włączyli się w szerszy nurt europejskiego Oświecenia. Chętnie przyjmowali zachodnie imiona i języki, przenosili się do większych miast, porzucali judaizm. Ci drudzy odwrotnie, pielęgnowali swoją odrębność, izolując się w świecie sztetla. Na Podlasiu podział ten odzwierciedlał konflikt między małomiasteczkowymi ortodoksami (na przykład z Sidry i Sokółki) i kosmopolitycznymi Bialystokerami^(). A rodzina naszego bohatera przeniosła się najpierw z Sidry do Grodna, następnie z Grodna do Białegostoku – i dopiero stamtąd wyruszyła do USA.

Według rodzinnej legendy Chaim Baran był – jak na podlaskiego Żyda – zamożny^(). Prowadził miejscowy młyn, którego ruiny do dzisiaj stanowią jedno z najbardziej charakterystycznych miejsc w Sidrze. Młyn z całą pewnością nie należał do niego – w archiwach podatkowych nie ma na ten temat żadnej informacji^(). Właścicielami była rodzina Eynarowiczów, która wzniosła go w roku 1890. Po wojnie znacjonalizowany młyn działał aż do lat siedemdziesiątych^().

To typowe dla Podlasia – Wołłowiczowie czy Braniccy (założyciele Białegostoku jako prywatnego miasta) zapraszali Żydów do swoich włości, żeby ci rozkręcali ich interesy, a nie żeby zakładali własne. Żydzi byli przez to skazani na los wiecznego dzierżawcy, arendarza. Kogoś, kto formalnie nawet nieźle prosperuje, prowadząc karczmę, młyn czy sklep, ale niczego nie ma na własność, więc w każdej chwili można go przegonić i zastąpić kimś innym.

Współcześnie trudno to sobie wyobrazić, ale większość Żydów na polskich ziemiach obejmował zakaz posiadania nieruchomości na własność. Różnie to wyglądało w poszczególnych miejscowościach. W przypadku miast prywatnych, zakładanych przez polskich i litewskich magnatów dla zysku, zależało to od woli właściciela. Dlatego dużą rolę dla społeczności żydowskiej odgrywała Sokółka – tam prawo posiadania nieruchomości przyznano im już w 1698 roku^().

Sam fakt, że Chaim Baran trafił do spisu płatników podatku od nieruchomości, był już sporym osiągnięciem, choć nie widniał tam jako właściciel młyna ani domu mieszkalnego, tylko szopy przeznaczonej na magazyn – tak zwanego saraju. Jego córka Anna widnieje w tym rejestrze jako właścicielka niewielkiego sklepiku na głównym placu targowym w Sidrze. Choć nie brzmi to imponująco, dobytek ten czynił Baranów najbogatszą żydowską rodziną w mieście.

Ruiny młyna w Sidrze

Zimą, kiedy najbiedniejszym mieszkańcom groził głód, Chaim Baran wynajmował człowieka, który obchodził Sidrę z wózkiem z ziemniakami, rozdając je potrzebującym. Pilnował przy tym swojej anonimowości, żeby sąsiedzi nie dowiedzieli się, kto ich potajemnie dokarmia. W czasach biedy, którą rodzina Baranów będzie cierpiała w pierwszych latach po przeprowadzce do USA, czasy Podlasia będą wspominać jako raj utracony^().

*

Początkiem końca tego raju był białostocki pogrom w czerwcu 1906 roku^(). Podczas procesji Bożego Ciała, w której wspólnie uczestniczyli chrześcijanie katoliccy i prawosławni, na wszelki wypadek rozdzielani przez batalion carskiego wojska, ktoś wzniósł okrzyk „bić Żydów!”.

Rozpętało się piekło. Chrześcijanie obu wyznań, pospołu z żołnierzami, ruszyli w stronę dzielnicy żydowskiej i zaczęli niszczyć sklepy, wywlekać ludzi z domów, bić, rabować, gwałcić i zabijać. Zamordowano osiemdziesiąt osiem osób, raniono około ośmiuset, zniszczono sto sześćdziesiąt dziewięć sklepów.

Białystok po pogromie

Rzeź trwała trzy dni. Białostoccy Żydzi nie wiedzieli, co ze sobą zrobić. Pozostając w dzielnicy żydowskiej, narażali się na śmierć w kolejnej fali pogromu. Ale poza nią też nie byli bezpieczni – relatywna tolerancja na wieloetnicznym Podlasiu nawet w czasach I Rzeczypospolitej polegała na tym, że grupy mniejszościowe (Żydzi, muzułmanie, protestanci itd.) trzymały się „swoich” dzielnic i „swoich” wsi – które de iure nie były ich.

Żyd zapuszczający się do „chrześcijańskiej” dzielnicy przyciągał wrogie spojrzenia i agresję miejscowych wyrostków. Nawet w spokojniejszych czasach nie było wiadomo, kiedy taki spacer doprowadzi do oskarżenia o „porywanie dzieci” albo „kradzież hostii”. Tak było jeszcze w Rzeczpospolitej Obojga Narodów, carski zabór sytuację tylko pogorszył.

Pogrom roku 1906 stanowił zapowiedź strasznego losu, który Żydom przynosiło dwudzieste stulecie. Dotąd akty przemocy działy się zazwyczaj tam, gdzie władza świecka była nieobecna lub odwracała oczy. Żydzi próbowali więc z różnym powodzeniem uciekać się pod jej ochronę, prosząc króla czy papieża o oficjalne zapewnienie, że owe oskarżenia są nonsensowne. W Polsce dostali je kilkakrotnie, między innymi od Zygmunta Starego, Stefana Batorego i papieża Pawła III. Tym razem pogrom nie tylko dział się na oczach wojskowych i policjantów, ale nawet – jak później ustalili posłowie carskiej Dumy – z czynnym ich udziałem. Nikogo za to nie ukarano, wprost przeciwnie. Sprawcy zostali przez carską administrację demonstracyjnie nagrodzeni. Stało się jasne, że tym razem podlascy Żydzi nie mają do kogo zwrócić się o pomoc.

Głównym paliwem podsycającym antysemickie nastroje nie było tym razem średniowieczne oskarżenie o gusła, tylko nowożytny zarzut, który Żydzi w XX wieku usłyszą jeszcze wielokrotnie: że stanowią czynnik osłabiający państwo i z ich winy przegrało ono wojnę. Rok przed pogromem w Białymstoku Rosja poniosła upokarzającą porażkę w wojnie z Japonią^(). Żeby wybić się na mocarstwowość, państwo musi więc najpierw rozwiązać na swoim terytorium kwestię żydowską.

O ile mi wiadomo, nie ustalono z całą pewnością, czy osoba, która wzniosła w Białymstoku okrzyk „bij Żydów!”, istotnie była carskim prowokatorem. O tyle nie ma to jednak większego znaczenia, że okrzyk ten mogła wznieść całkowicie bezkarnie i ze świadomością, że w carskiej Rosji nie będzie uznana za zbrodniarza, lecz za patriotę.

*

Pogrom uświadomił podlaskim Żydom, że w carskiej Rosji nie podlegają prawnej ochronie. Wstrząśnięty nim był również dwudziestodwuletni Mowsze Baran, który akurat w tych dniach przebywał w Białymstoku, prawdopodobnie w związku ze ślubem swojej młodszej o dwa lata siostry Lei.

Wybranek Lei Isach Bachrach został na jego i jej oczach zabity szablą przez kozaka w carskim mundurze. Wstrząśnięty tą zbrodnią Mowsze poprzysiągł Bogu, że nie wróci do synagogi, dopóki car nie zostanie ukarany za tę zbrodnię.

Wprawdzie jedenaście lat później carską rodzinę wymordują bolszewicy, ale Bóg będzie miał już wtedy na sumieniu tak dużo, że Mowsze nie wróci do żarliwej religijności^(). Zadba o religijne wychowanie swoich dzieci, ale kiedy bohater tej książki Paul Baran oznajmi jako dziecko, że przypowieść o Abrahamie i Izaaku tak go zniesmaczyła, że zamierza zostać ateistą, Mowsze zaakceptuje ten wybór. Młody Paul odrzuci religię, w której gotowość do zabicia własnego syna na wezwanie wyimaginowanego przyjaciela jest stawiana za wzór do naśladowania^().

Naturalnym wyborem dla podlaskich Żydów wydawała się emigracja, a naturalnym kierunkiem – Ameryka, ówczesna ziemia obiecana prześladowanych mniejszości całego świata. Klany Baranów i Seren(skych) zapuszczały już pierwsze korzenie odpowiednio w Filadelfii (mieszkała tu najstarsza siostra Mowszego Winnie Braverman, de domo Baran) oraz Chicago.

W maju 1911 roku Mowsze odwiedził Amerykę po raz pierwszy. Jak wynika z jego dokumentu imigracyjnego^() w archiwach Ellis Island, mieszkał wtedy jeszcze w Sidrze, a celem jego wizyty były odwiedziny u rodzin w obu miastach. Był wtedy jeszcze kawalerem, ale prawdopodobnie znał już osiemnastoletnią Annę Seren(sky), którą zabierze ze sobą do Ameryki podczas następnej wyprawy.

Tymczasem jednak kwestia emigracji jeszcze bardziej się skomplikowała – trzy lata później wybuchła pierwsza wojna światowa. Przed wojną droga do Ameryki z Podlasia prowadziła przez Niemcy – w 1911 roku Mowsze Baran wypłynął z portu w Bremie. Teraz wszyscy poddani cara byli odcięci od Zachodu linią frontu biegnącą od Bałtyku po Morze Czarne.

Wschodni front pierwszej wojny światowej wyglądał inaczej niż zachodni. Nie była to linia niemożliwych do przełamania okopów, w których grzęzły ofensywy, zdolne kosztem setek tysięcy ofiar przesunąć front najwyżej o kilka kilometrów. Tutaj też były setki tysięcy ofiar, ale front wschodni wciąż był w ruchu.

Rosyjskiej armii początkowo udało się wtargnąć na niemieckie terytorium, ale rejon wielkich jezior mazurskich okazał się dla niej śmiertelną pułapką. W kilku bitwach została okrążona i unicestwiona. Latem 1915 roku Rosjanie rozpoczęli „wielikoje ostuplenije”, strategiczny odwrót armii o kilkaset kilometrów, któremu towarzyszyła paniczna ucieczka ludności cywilnej, czyli tak zwane bieżeństwo – zapomniana katastrofa humanitarna, której Aneta Prymaka-Oniszk poświęciła kilka lat temu głośną książkę^(). Kilka milionów ludzi próbowało uciec przed nadchodzącym frontem. Zazwyczaj kończyli, koczując pod gołym niebem w pobliżu najbliższej stacji kolejowej, gdzie czekali na pociągi mające ich wywieźć w głąb Rosji. Znakomita większość bieżeńców nigdy ich nie doczekała. Bieżeństwo pochłonęło tysiące ofiar, których zwłoki często porzucano po drodze bez pochówku. Najsilniej dotknęło gubernię grodzieńską – a więc między innymi Sidrę i Sokółkę. Strach przed pruską armią nakładał się na lęk przed głodem. Jego zapowiedź pojawiła się już w 1914 roku, bo wielu chłopów uznało, że w obliczu wojny nie ma sensu kończyć żniw: zaraz wszystkie zapasy zabierze lub zniszczy albo jedna, albo druga armia. W roku 1915 sytuację pogorszyła anomalia pogodowa – wyjątkowo dotkliwa susza połączona z czerwcowymi przymrozkami. Jakby tego było mało, wycofujące się wojska rosyjskie zabrały, co zdołały, paląc i niszcząc to, co musiały zostawić za sobą. „Od wsi do wsi pędzili Kozacy i podpalali wsie i osady, dając ludności zaledwie tyle czasu, ile trzeba było na ujście żywcem z płomieni” – relacjonowała gazeta^().

*

Prawdopodobnie właśnie z powodu trwającej wojny w 1915 roku Mowsze Baran nie mieszka już w Sidrze, ale – jak wynika z dokumentów – w Grodnie. Być może przeczuwał, że w mieście będzie bezpieczniej dla niego i jego młodej ciężarnej żony. Tutaj piętnastego maja, na samym początku fali „bieżeństwa”, przychodzi na świat ich pierwsze dziecko Asia Baran^().

Grodno jest wtedy jeszcze ciągle rosyjskie, Niemcy zajmą je dopiero we wrześniu, a rodzina Baranów zacznie podróż przez kilka różnych krajów – bez opuszczania miasta.

Mowsze Baran i Anna Seren w 1913 roku w Grodnie

Pierwsze dwa-trzy lata spędzili na terytorium nazywanym skrótowo „Ober Ost” (w pełnej wersji: „Oberbefehlshaber der gesamten Deutschen Streitkräfte im Osten” – „Obszar Głównodowodzącego Wschodu”). Tak Niemcy nazywali administracyjną okupację na ziemiach przejętych od imperium rosyjskiego – a więc także w Grodnie, Sidrze i Białymstoku. Nie była to okupacja tak okrutna jak podczas drugiej wojny światowej, ale bezwzględne podporządkowanie życia cywili potrzebom niemieckiej armii było wtedy szokujące nawet dla ludzi przyzwyczajonych do caratu.

Mieszkańcy nie mogli się swobodnie poruszać ani korzystać z linii kolejowych, co zrujnowało żydowskich kupców. Rolnictwo z kolei – zgodnie z przewidywaniami chłopów – zniszczyły w 1915 roku wojskowe konfiskaty zapasów i powoływanie do wojska mężczyzn zdolnych do noszenia broni, bez względu na potrzeby gospodarstw rolnych. Gdy pewien podlaski chłop zaprotestował przeciwko zarekwirowaniu jego konia przez niemieckiego żołnierza bez odszkodowania, został pobity kijem do nieprzytomności. A ponieważ kij się przy tym połamał – obciążono go także kosztami zakupu nowego kija^().

Tymczasem w lutym 1917 roku upadł carat, a w październiku/listopadzie władzę objęli bolszewicy, którzy trzeciego marca 1918 roku zawarli z Niemcami pokój brzeski.

„Ober Ost” nie było już potrzebne. Teraz Niemcy chcieli się odgrodzić od bolszewickiej Rosji kordonem państw marionetkowych, takich jak Królestwo Litwy, proklamowane dwudziestego trzeciego marca 1918 roku. Królem miał zostać niemiecki książę Wilhelm Karl Florestan Urach, przyjmujący imię Mendoga II. Mieszkańcy Grodna teoretycznie stali się jego poddanymi.

Teoretycznie, bo królestwo nigdy nie zaczęło funkcjonować. Razem z Litwinami swoje niepodległościowe plany ogłosili Białorusini, proklamując z kolei Białoruską Republikę Ludową, która w grudniu 1918 roku ogłosi Grodno swoją stolicą.

Dla samych mieszkańców Grodna zmiany te nie miały realnego znaczenia, bo jedyną liczącą się siłą w regionie nadal było „Ober Ost”. Gdy resztę Europy ogarniał powojenny chaos, tutaj nikt jeszcze nie rozbił ani nie rozbroił niemieckiej armii. Niemcy bezpośrednio zarządzali Grodnem – miasto nadal miało dla nich znaczenie strategiczne. Wcześniej potrzebowali go do przerzucania wojsk na wschód, teraz w odwrotnym kierunku^(). Utrzymywali tę kontrolę nawet po listopadzie 1918 roku, bo choć cesarstwo przestało istnieć, tutaj nadal istniała jego armia – zbuntowana, zdemoralizowana, rozgoryczona i wciąż stanowiąca największą siłę w regionie.

Wobec niemieckiego odwrotu bolszewicy ruszyli na zachód, chcąc eksportować rewolucję na całą Europę. Ale gdy w kwietniu 1919 roku Niemcy wycofali się z Grodna, wkroczyli Polacy, którzy swoje państwo – takie prawdziwe, z terytorium i administracją – mieli już od kilku miesięcy. W ten sposób rodzina Baranów, nie opuszczając miasta, znalazła się w piątym państwie z kolei.

W polskim Grodnie dwudziestego szóstego października 1919 roku urodził się ich pierwszy syn, na cześć dziadka nazwany Chaimem. Ale pierwsze urodziny obchodził już w kolejnym państwie – Białoruskiej Socjalistycznej Republice Radzieckiej, miasto bowiem zajęli prący na zachód bolszewicy.

W lipcu 1920 roku bolszewicy przekazali miasto Litwie, ale tylko na papierze, bo już w sierpniu Polacy dzięki wielkiemu zwycięstwu opodal Warszawy, znanemu jako „cud nad Wisłą”, odzyskali inicjatywę strategiczną i we wrześniu odzyskali Grodno na dobre. Czyli aż do roku 1939.

W ponownie polskim Grodnie dwudziestego dziewiątego kwietnia 1926 roku na świat przyszedł Psachija Baran, trzecie i ostatnie dziecko Mowszego i Anny.

*

Paul Baran zacznie się tym wszystkim interesować dopiero w roku 1959. Będzie zaczynał właśnie pracę dla RAND Corporation w Santa Monica i będzie musiał wypełnić skomplikowany formularz, niezbędny do otrzymania dostępu do tajnych dokumentów.

W formularzu wymagano podania wszystkich krajów, jakie aplikant odwiedził od urodzenia, a także wszystkich krewnych, jakich ma za granicą. Napisał list do rodziców, mieszkających na drugim końcu kontynentu, w Filadelfii. Odpisała mu matka, informując, że Baranowie pochodzą z Sidry opodal Grodna, podając daty urodzenia rodzeństwa oraz informacje o dacie uzyskania obywatelstwa amerykańskiego przez całą rodzinę: jedenastego marca 1936 roku, certyfikat naturalizacji numer 4035988.

W tym samym dokumencie Paul Baran zaznaczył, że jeden z jego kuzynów Chaim Pajes mieszka we Włoszech (gdzie używa imienia Enrico^()). Z drzewa genealogicznego z 1994 roku wynika, że to urodzony w roku 1912 syn siostry jego matki Shany Serenskiej i Yosefa Pajesa. Dodał też wzmiankę o dwóch kuzynach mieszkających w Polsce, których imion nie znał. Odnosił się najprawdopodobniej do rodzeństwa Chaima-Enrico.

List od matki, z którego Paul Baran poznał szczegóły swojego miejsca urodzenia (na odwrocie notatki, z których prawdopodobnie wynika, że ma odebrać jakiegoś krewnego z lotniska)

Ich powojenne losy dają wyobrażenie tego, co czekałoby rodzinę Baranów w Europie, gdyby nie wyjechali do USA odpowiednio wcześnie.

Enrico Pajes kształcił się we Włoszech i tam zastała go wojna. Jako obywatel wrogiego kraju został aresztowany i krążył od więzienia do więzienia. Wyszedł na wolność w 1943 roku, kiedy Włochy zerwały sojusz z Adolfem Hitlerem. Był świadkiem alianckich nalotów, z narażeniem życia ratował rannych. Po wojnie opiekował się żydowskimi „dipisami” (displaced persons, „osobami przemieszczonymi”) na przedmieściach Rzymu^().

W Polsce została siostra Enrico Paulina (rocznik 1918) i brat Chajkiel (rocznik 1922), oboje urodzeni w Grodnie. Cudem przeżyli Holocaust – Chajkiel uciekł z transportu do obozu zagłady, a potem pewien grodzieński rzeźnik ukrywał go u siebie na strychu, z kolei Paulinę wzięła do siebie sąsiadka Aryjka. Stracili rodziców i dalszą rodzinę. Po wojnie Grodno znalazło się w granicach ZSRR i w ich rodzinnym domu od dawna mieszkał już ktoś inny. Wrócili do Polski, którą uważali za swoją ojczyznę^(). Ułożyli tu sobie życie na nowo, ale w wyniku antysemickich czystek roku 1968 zostali zmuszeni do emigracji. Paulina wraz z mężem Kalmanem Barakanem osiadła w Chicago^(), a Chajkiel z żoną Krystyną z domu Sigalin – w Szwecji^().

Gdyby Paul Baran został w Polsce – w najbardziej optymistycznym scenariuszu – mógłby cudem przeżyć wojnę, a potem skończyć politechnikę, tutaj próbować dokonywać pionierskich wynalazków w dziedzinie łączności cyfrowej, a w roku 1968 mógłby zostać zmuszony do emigracji. W bardziej pesymistycznym i niestety bardziej prawdopodobnym – zginąłby zapewne około 1942 roku, razem z większością podlaskich Żydów.

Samotna macewa: jedyna pozostałość po sidrzańskich Żydach

W 1987 roku Paul Baran ułożył oficjalny życiorys dla inwestorów chcących rozwijać wraz z nim technologie przesyłu informacji. Pisał w nim: „W 1928 roku przeprowadziłem się do Bostonu jako dwulatek (to była jedna z moich najlepszych decyzji)”^(). Nie ma w tych słowach przesady.

W latach 1968–1969, kiedy Władysław Gomułka wypędzał z Polski ostatnich ocalonych krewnych Barana, w Ameryce kończono prace nad jego wynalazkiem, który zmienił świat.PRZYPISY

John Brooks, The Go-Go Years: The Drama and Crashing Finale of Wall Street’s Bullish 60s, Wiley 1999.

Reed Moyer (red.), Changing Marketing Systems. Consumer, Corporate and Government Interfaces, 1967 Winter Conference Proceedings Series No. 26, American Marketing Association 1967.

Matt Novak, What happened to Hilton’s ‘hotel on the Moon’?, BBC.com, http://www.bbc.com/future/story/20120712-where-is-hiltons-lunar-hotel (dostęp 31.05.2019).

Sam Paul Baran był tego świadom, ale zachowywał typowy dla siebie dystans. Lubił z tego powodu żartować, a na biurku miał wycinek z gazety o Polakach, którzy w Ameryce szukają ucieczki przed swoimi śmiesznymi nazwiskami.

W 1958 roku Baran miał 178 cm i ważył 80 kg – jak wynika z jego arkusza osobowego w Hughes Aircraft. Do 1972 roku przybyło mu 2 kg – jak wynika z okresowego badania lekarskiego. Nie wiem, jak wyglądał na tej konkretnej konferencji, ale opisuję jego wygląd na podstawie innych zdjęć z tego okresu.

Slajdy i tezy przedstawiam za: Paul Baran, Some Changes In Information Technology Affecting Marketing in the Year 2000, RAND Corporation 1967.

Reakcje publiczności odtwarzam za: wywiad Stewarda Branda z Paulem Baranem, Founding Father, „Wired” 1/2001.

Paul Baran użył w wywiadzie słowa furious.

Brad Stone, The Everything Store. Jeff Bezos and the Age of Amazon, Little, Brown & Co 2013.

Alfavit vladeľcev nedvižimych imuščestv po gor. Dubrove , m. Sidre i g. Korycinu , Archiwum Państwowe w Białymstoku, sygn. 4/43/0/151.

List Barbary Aronow do Paula Barana, 20.12.1994.

Obowiązek przyjęcia dziedzicznych nazwisk narzucił Żydom w 1797 roku rząd pruski, który dwa lata wcześniej przejął Podlasie na mocy ostatniego rozbioru Polski. Dziesięć lat później stracił je w wyniku wojen napoleońskich i na mocy pokoju w Tylży (1807 rok) Białystok z przyległościami na 107 lat stał się częścią imperium rosyjskiego. Tam obowiązek przyjęcia dziedzicznych nazwisk wymuszono ostatecznie w 1845 roku – dwa lata przed przyjściem na świat Chaima.

Z teczki „Etablissement der Juden Stadt Sydra/Przemysł żydowski w Sidrze 1804/1806” (sygn. WAP 3774, Archiwum Państwowe w Białymstoku) wynika, że Żydzi w Sidrze już na początku XIX wieku używali języka polskiego w swoich codziennych sprawach.

List Barbary Aronow do Paula Barana, 20.12.1994.

Rebecca Kobrin, Żydowski Białystok i jego diaspora, Pogranicze, Sejny 2014.

Rozmowa autora z Davidem Baranem, Filadelfia, 9.11.2017.

Korespondencja autora z Archiwum Państwowym w Białymstoku, 3.08.2018.

Daniel Paczkowski, Sidra, blog Od czasu do czasu, https://danielpaczkowski.blogspot.com/2017/08/ (dostęp 31.05.2019).

Zofia Chyra-Rolicz, Renata Tarasiuk i Edward Kopówka (red.), Żydzi na Podlasiu, Wydawnictwo Akademii Podlaskiej, Siedlce 2010.

Korespondencja autora z Ellie Aronow, 8.02.2017.

Przebieg pogromu odtwarzam za: Rebecca Kobrin, Żydowski Białystok i jego diaspora, Pogranicze, Sejny 2014.

Była to pierwsza w czasach nowożytnych przegrana kraju europejskiego z azjatyckim, rzecz wówczas nie do pomyślenia dla ludzi głęboko przekonanych o wyższości „białej rasy” nad innymi. A przekonanie to było wówczas dość powszechne, nie tylko w Rosji.
Jak to się stało? Dziś wiemy, że rosyjska gospodarka była tak niewydolna, że nie była w stanie utrzymać i wyżywić armii na Dalekim Wschodzie bez zagłodzenia i zrujnowania całego społeczeństwa.
Otoczenie cara i lojalistyczna prawica obwiniała jednak o to mniejszości narodowe, zamieszkujące rosyjskie imperium i z jakichś niewytłumaczalnych powodów niespecjalnie zainteresowane perspektywą zaszczytnego losu bycia mięsem armatnim ginącym za Imperatora Wszechrusi. Szczególnie wygodnym kozłem ofiarnym byli Żydzi, którzy – w odróżnieniu od Finów, Polaków czy Ukraińców – nie mieli żadnych wpływowych obrońców w Petersburgu, nie mieli też „swoich” miast czy jednostek administracyjnych, w granicach których mogliby stawiać opór.

Korespondencja autora z Ellie Aronow, 8.02.2017.

Rozmowa autora z Davidem Baranem, Filadelfia, 9.11.2017.

List or Manifest of Alien Passengers on SS Berengaria, New York 31.05.1928.

Aneta Prymaka-Oniszk, Bieżeństwo 1915. Zapomniani uchodźcy, Czarne, Wołowiec 2016.

Tamże.

List Anne Baran do Paula Barana, 24.11.1959. Wszystkie polskie wersje imion przytaczam za dokumentami imigracyjnymi z Ellis Island.

Adam Dobroński (red.), Historia województwa podlaskiego, Instytut Wydawniczy Kreator, Białystok 2010.

Tomasz Darmochwał, Północne Podlasie, wschodnie Mazowsze, Agencja TD, Warszawa 2001.

Korespondencja autora z Lois Lubin, 27.12.2018.

Judith Goodstein, Carlotta Scaramuzzi, A Doctor on the Front Line: Enrico Pajes (1912–1993), „Journal of Medical Biography”, Vol 12, Issue 3, 2004.

Korespondencja autora z Ellie Aronow, 28.12.2018.

„Kalman and Pauline Barakan collection”, United States Holocaust Memorial Museum, akwizycja 2009.

Krystyna Pajes, nekrolog Chajkiel Pajes, „Gazeta Stołeczna”, 21.03.2006.

Paul Baran, CV dołączone do ogłoszenia o założeniu firmy Metricom, 1987.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: