Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Wojna według Karskiego - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
13 czerwca 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wojna według Karskiego - ebook

Opowieść o życiu Jana Karskiego, legendarnego kuriera z czasów II wojny światowej, który wchodził do warszawskiego getta i obozu w Izbicy Lubelskiej, przedostawał się przez granicę górami i dotarł nawet do Stanów Zjednoczonych, gdzie zdał Rooseveltowi relację z sytuacji w okupowanej Polsce i eksterminacji Żydów. Ale oprócz rysu biograficznego autor przedstawia poglądy bohatera książki między innymi na wojnę, Holokaust i Polskę, tę przedwojenną, wojenną i powojenną.

Kategoria: Wywiad
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-244-1044-6
Rozmiar pliku: 441 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Jan Kozielewski-Karski urodził się w mieście Łodzi, na kilka miesięcy przed I światową wojną. To znaczy wcale nie tak dawno temu, bo skutki tej wielkiej wojny przeżywamy do dzisiaj. Przede wszystkim w postaci kolejnej, o ćwierć wieku zaledwie późniejszej wojny światowej II. Która poprzedziła i uformowała naszą lekkomyślną epokę: międzynarodowy pokój zamiast na rozbrojeniu opiera się raczej na chwiejnej równowadze, nieprzyjaznych dla siebie, wzajemnie odstraszających się sił. Tyle co do następstw historycznego czasu, w którym Karski się rodzi. A co się tyczy miejsca urodzenia przyszłego bohatera, miasto Łódź to na tle innych miast polskich miasto wyjątkowe. Nie stoczono tutaj żadnych osławionych bitew. Nie powstały w Łodzi drugorzędne nawet, historyczne zabytki, z wyjątkiem eklektycznych pałaców fabrykanckich oraz osiedli robotniczych, z których najstarsze budowały rodziny Scheiblerów i Grohmanów w pobliżu swoich fabryk i pałaców, wiążąc w ten sposób załogi z właścicielami.

To miasto wyrasta w pośpiechu, można by powiedzieć, nigdzie i z niczego, chaotycznie i dynamicznie. Na obszarze kilku, potem kilkunastu dość przypadkowych wsi. Nad zasobnymi wówczas w wodę (zbudowano tam piętnaście młynów wodnych) potrzebną dla przemysłu rzeczkami Łódką (stąd w herbie miasta łódka z wiosłem), Jasieniem, Olechówką, Nerem, Brzozą. W sumie doliczono się ich ponad dziewiętnastu. Większość z nich płynie dziś pod ziemią. I trochę podobnie jak to się działo onegdaj i dzieje właściwie nadal w Ameryce, każdy do Łodzi skądś przybywał. Zostawiał za sobą, raczej już na dobre, inne, swoje uprzednie życie. Decydując się na ryzykowną, ale obiecującą łódzką przyszłość, łódzki los. Więc zamieszkali w Łodzi od dawna, czyli od zawsze, to znaczy od wczoraj, Polacy, Żydzi, Niemcy, Rosjanie. A także pojedynczo awanturnicy przemysłu włókienniczego z całej Europy. Wszyscy, co samo przez się zrozumiałe, różnili się pod każdym względem. To biedni, to bogaci. Raz szczęściarze, raz pechowcy. Wyzyskiwacze, więc również wyzyskiwani. Jedni bez drugich nie mogą istnieć, wiadomo. W 1939 roku miasto Łódź ma sześćset tysięcy mieszkańców. Sto lat wcześniej osada Łódź liczyła ich sześciuset.

Taka praktyczna łódzka lekcja bezwzględnej, emocjonującej demokracji pobierana we wczesnej łódzkiej szkole życia przyda się Karskiemu. Kiedy w kilka dziesiątków lat później rozczarowany Europą, która, gdyby nie Ameryka, rady nie dałaby sobie ze swoimi zbrodniczymi utopiami, faszyzmem i komunizmem, decyduje się zostać Amerykaninem. I w Ameryce, także dzięki swoim najwcześniejszym łódzkim doświadczeniom, łatwiej się odnajdzie. Bo też do amerykańskiego stylu życia jest Karski dobrze predysponowany. Budując swoją karierę politologa i historyka współczesnej dyplomacji na bardzo prestiżowym katolickim uniwersytecie Georgetown w Waszyngtonie. Stając się cenionym ekspertem od komunizmu dla agend rządu amerykańskiego, znajduje Karski jeszcze fantazję i energię, aby zająć się remontowaniem i sprzedawaniem starych domów. Bo zdaje sobie trzeźwo sprawę, że w Stanach Zjednoczonych Ameryki intelektualiście, humaniście, weteranowi wojny światowej, który co więcej, zasłużenie stał się od niedawna posiadaczem upragnionego amerykańskiego obywatelstwa, tym bardziej wypada być niezależnym finansowo. I tę swoją ambicję zawdzięcza Karski także niełatwemu łódzkiemu życiu w domu, gdzie się wychował. Jest najmłodszy spośród ośmiorga dzieci skromnego rzemieślnika, parającego się kaletnictwem: ojciec wcześnie go odumiera. Wychowa matka religijnie i najstarszy brat Marian politycznie.

Kozielewscy, takie nic specjalnie nieznaczące nazwisko (Karski to jedno z nazwisk przybranych przez naszego bohatera w czasie wojny, które pozostanie z nim na zawsze), mieszkają w dzielnicy, która nie posiada jeszcze kanalizacji. Biedna i brudna wspominana jest bez zbytniego sentymentu, ale też bez snobistycznej zgrozy z punktu widzenia obywatela zachodniego świata, którym, z czasem, w wersji amerykańskiej, miał się stać Karski. W każdym razie wydaje się, że z całej podróży życia po różnych lądach i morzach, którą sądzone było odbyć Karskiemu, nie zatrzymał dla siebie jakiegoś pejzażu, który uznałby za godniejszy wspominania. Być może dlatego, że widział ich zbyt wiele, tłoczyły się jeden ciekawszy i piękniejszy od drugiego. Ale żaden z nich nie przypominał pierwszego adresu: Łódź, Kilińskiego 11.

W czynszowej kamienicy (która istnieje do dzisiaj i której widokiem wzruszał się podobno Karski podczas swoich powojennych wizyt w Łodzi) ubogimi sąsiadami Kozielewskich byli Żydzi. Ale wbrew temu, co próbowalibyśmy sobie dzisiaj nagminnie wyobrażać, tej drobnomieszczańskiej, rzemieślniczej polskiej rodziny antysemityzm się nie ima. Słowem, na pytanie, czy był i jest w Polsce antysemityzm, przyszły emisariusz mógłby odpowiedzieć: tak, ale nie w moim domu. Poza tym owa wielodzietna rodzina walcząca z niedostatkiem jest religijna. Głównie za sprawą matki najmłodszy syn, przyszły Jan Karski, będzie gorliwym katolikiem do końca życia. Wcześnie zostaje zapisany do Sodalicji Mariańskiej. Pani Walentyna Kozielewska, z domu Burawska, urodziła ośmioro dzieci, przez całe życie zajmowała się domem, była zatem, można powiedzieć, kobietą tradycyjną. Nie miała jednak, jak się wydaje, oczywiście nie ma na ten temat żadnych dokumentów, większych trudności z uznaniem za oczywistą prawdę, że nie tylko sam Chrystus był Żydem, lecz również jego Matka Boska. Z czym do dziś nie bardzo chcą się pogodzić wyznawcy Kościoła polsko-endeckiego. I kiedy mówi się im o tym, reagują spontanicznie: nie, to już przesada. Co więcej Żydem był także każdy z dwunastu apostołów, w tym co najmniej dwóch ewangelistów. Oczywiście z apostołem Judaszem włącznie. Choć sylwetka Judasza jako Żyda dla wielu chrześcijan byłaby ogromnie wdzięczna, przekonywająca, bo pasowałaby do tradycyjnych wyobrażeń, które łatwo zmieniają się w uprzedzenia, a te z kolei we wrogie stereotypy. Istnieje jednak, na całe szczęście, piękna i słuszna tradycja traktowania Żydów jako starszych braci w wierze, łączenie i godzenie Starego z Nowym Testamentem. Słowem judeochrześcijaństwo. Które to pojednawcze i twórcze określenie przez całe życie było bliskie gorliwemu polako-katolikowi Janowi Karskiemu. Jak również wielu jego wybitnym, odważnym, również intelektualnie, towarzyszom broni. Między innymi Janowi Nowakowi-Jeziorańskiemu i Władysławowi Bartoszewskiemu.

2

Słowem ani z Sodalicji, ani tym bardziej z domu nie wyniesie Karski toksycznego dla katolickiej polskiej duszy przeświadczenia, że to Żydzi zamordowali nam Chrystusa Pana. Szczęśliwie też podejmuje przyszły Karski naukę w dobrym gimnazjum, które w swoim czasie przybierze imię marszałka Józefa Piłsudskiego. Ostatnio, przy okazji zbliżającej się stuletniej rocznicy istnienia szkoły, jej dyrekcja powołuje się z dumą na szczególną tradycję. Otóż religii mieli uczyć tutaj, niejako do wyboru, równorzędnie ksiądz, pop i rabin. Oczywiście decyzję podejmował ojciec rodziny: rzymski katolik, prawosławny czy starozakonny. Karski o tym szkolnym pluralizmie religijnym nie wspomina. Rzecz ze współczesnego punktu widzenia może wydać się egzotyczna czy mało wiarygodna, ale przecież w ówczesnej Łodzi mogła się wydarzyć. Miał Karski na podwórku, a potem w gimnazjum wielu kolegów Żydów: dobrze pamiętał niektórych z nich po imieniu ze szkolnych anegdot. Te zaś pozostają niepowtarzalne, niezrozumiałe dla innych, do końca życia. I nic ich nie zastąpi.

Józef Czapski, z którym miałem okazję gawędzić o czasach sprzed I wojny światowej i rewolucji, powiedział mi kiedyś, że czuje się jak Indianin, ostatni z plemienia. Bo już nikt nie żyje z jego rocznika w gimnazjum w Mińsku Białoruskim. Nie ma z kim wspomnieć, co działo się na dużej przerwie ostatniego dnia, no wtedy, przed wakacjami, o co tak naprawdę śmiertelnie na całe życie pokłócili się chłopcy z przedostatniej ławki. I kto na niego doniósł, że na przerwie rozmawiał po polsku, co przecież było surowo niedozwolone w rosyjskiej apuchtinowskiej szkole. Tym bardziej na dalekich kresach. Pewna pani z rosyjskiej Polonii, na przyjęciu w polskiej ambasadzie, w pięknym futrze, powiedziała mi z dumą, że pochodzi z kresów. Z jakich dokładniej kresów? Z Petersburga. A uczeń Giedroyć, który chodził do tego samego gimnazjum mińskiego, co Czapski? Też nic nie pamiętał? Naiwne pytanie. Bez żartów. Chodził o kilka klas niżej, nikt nie zwracał wtedy na niego uwagi. Nie miał Jerzy Giedroyć pojęcia o pewnych sprawach, to nie jego wina, że urodził się za późno. Więc nie miał do niego Józef Czapski pytań ani pretensji o pamięć.

Co się tyczy łódzkich Rosjan, rzeczywiście wyjechali z miasta jeszcze w czasie I wojny światowej i zaraz potem, głównie wojskowi i urzędnicy. Ale zostali ci zwyczajni Rosjanie, pracujący na ogół w przemyśle włókienniczym. Zresztą dokąd niby mieliby się udać? Rosję ogarnęła pożoga wojny domowej zakończonej zwycięstwem bolszewików. A Łódź to nie Warszawa, gdzie rozebrano cegła po cegle sobór Aleksandra Newskiego na placu Saskim. Jako symbol rosyjskiego panowania. Kiedy poświęcano sobór, antagonista Lwa Tołstoja, mistyk Jan Kronsztadzki wygłosił przemówienie, w którym przepowiadał, że sobór będzie stał w Warszawie tyle czasu, ile trwać tam będzie rosyjskie panowanie. I przepowiednia się sprawdziła. Sobór rozebrano, nie zwracając należytej uwagi na relikwie świątyni. Freski oraz mozaiki Wiktora Wasniecowa. Te ostatnie częściowo przeniesiono do głównej warszawskiej cerkwi św. Marii Magdaleny. Natomiast rosyjska Łódź nie zniknęła z nastaniem polskiej niepodległości. Utrzymały się też łódzkie cerkwie, w tym najpiękniejsza z nich, w pobliżu dworca kolejowego Łódź Kaliska. Widok tej cerkwi sprawił, że przyszły wielki malarz, Jerzy Nowosielski, przechodząc tamtędy, nawrócił się, to znaczy wrócił do swojej prawosławnej wiary.

Dobre wspomnienia ze szkoły międzywojennej wyniósł również mecenas Edward Kossoy, rodem z Radomia, rówieśnik Karskiego. Wypada przyznać, że dla Karskiego i Kossoya, z roczników urodzonych blisko wybuchu wojny światowej, kształconych w pierwszych latach niepodległości, skromność należała do cnót z powodzeniem wpajanych w szkole. Jan Karski, bohater, do którego określenie, że był bez skazy, pasuje jak mało do kogo, który mógłby personifikować piękną Mickiewiczowską frazę „dawnych Polaków duma i szlachetność”, powiedział o sobie: „Ja sam nie znaczyłem nic. Najważniejsza była moja misja”. Kossoy zatytułował swoją książkę Na marginesie.

Ten margines, jeśli trzymać się dalej poligraficznej metafory, był dramatycznie bogaty. Po krótkiej, szczęśliwej radomsko-warszawskiej młodości zagłada rodziny w Treblince. Dwa lata gułagu. Opuszcza Kossoy dom niewoli w szeregach armii Andersa. Oficjalnie, to jest za wiedzą dowództwa, podobnie jak Menachem Begin, kapral podchorąży we wrześniowej kampanii, zwalnia się z polskiego wojska. Wstępuje do paramilitarnej terrorystycznej organizacji Irgun, bierze udział w wojnie, której wynikiem było powstanie państwa Izrael. Nic dziwnego, że w jego genewskim domu przykuwały uwagę portrety bohaterów tej wojny Menachema Begina i Mosze Dajana, później wybitnych polityków. A także twórców państwa żydowskiego, Ben Guriona i Goldy Meir. Wszystkie zdjęcia opatrzone dedykacjami dla gospodarza. Wydaje się, że Kossoy powołany był do misji specjalnych, podobnie zresztą jak Jan Karski.

A więc rzeczywiście w pewnym okresie swojego życia, ze względów służbowych, Kossoy pozostawał „na marginesie”. Po pewnym czasie wrócił do zawodu prawnika, walcząc o odszkodowania dla ofiar i rodzin ofiar Holokaustu. Początkowo nie chciał mieszkać w Niemczech. Potem stopniowo doszedł do przeświadczenia, że tam również znajdzie wielu porządnych ludzi. Jak mówił Jan Karski, „Nie ma narodów lepszych ani gorszych, są lepsze albo gorsze rządy”. I może też Karskiemu bliskie, jako judeo-chrześcijańskie w duchu, mogłoby się wydać to, co Kossoy uważał za przesłanie, jakie wynikało z burzliwego życia, które wiódł „na marginesie”. Otóż (dopytałem się o to, sceptyczny wobec owego „marginesu”) według mecenasa, należy przede wszystkim ludziom pomagać. A wtedy wolno spodziewać się wzajemnie pomocy, to znaczy mieć taką nadzieję, która się częściej sprawdza. Czyli wolno przypuścić, że podobne myśli, którymi Jan Karski podzielił się publicznie w łódzkim Teatrze Wielkim 27 czerwca 1997 roku, podczas ceremonii wręczania mu tytułu doktora honoris causa Uniwersytetu Łódzkiego, spodobałyby się mecenasowi Kossoyowi. Nie wiem, czy się osobiście znali. Ale to niewykluczone. Na pewno dobrze by się rozumieli.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: