Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ta historia wciąż trwa. Wspomnienia Jana Olszewskiego - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
11 czerwca 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
48,00

Ta historia wciąż trwa. Wspomnienia Jana Olszewskiego - ebook

Jan Olszewski (1930-2019) chciał zostać kolejarzem, ale historia zdecydowała inaczej. W czasie okupacji służył w Szarych Szeregach. Pod rządami komunistów był jednym z niewielu obrońców w procesach politycznych. W 1991 r. objął tekę premiera pierwszego po wojnie polskiego rządu powołanego przez sejm pochodzący z wolnych wyborów.

Podsumowując swoje długie i ciekawe życie, postanowił utrwalić ważne wydarzenia i towarzyszące im emocje. Dlatego w latach 2011-2019 opowiadał dr Justynie Błażejowskiej o tym, czego był czynnym uczestnikiem lub uważnym obserwatorem. Złożona z 29 obszernych wspomnień książka „Dzień dobry, Panie Premierze” to fascynująca opowieść o najdramatyczniejszych momentach z ostatnich 120 lat dziejów Polski. To także ciekawa saga rodzinna a przede wszystkim – świadectwo życia jednego z najwybitniejszych polskich polityków XX wieku. Książka ukazuje nieprzeciętną osobowość, intelekt i poczucie humoru bohatera, jego mocne przywiązanie do swych racji i umiejętność podejmowania decyzji również w skrajnie niekorzystnych sytuacjach. To barwny portret mężczyzny silnego, mądrego i bezkompromisowego wobec zła. Jednego z tych, którzy dotrzymali zobowiązania, by zawsze służyć Bogu i Ojczyźnie, nawet w najcięższych dla Polski czasach z pełną determinacją działając z myślą o Niepodległości. Do końca nie okazywał słabości, powtarzając przed śmiercią: „Ja nie mam w obowiązku poddać się”.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8116-701-7
Rozmiar pliku: 12 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

CZY POLSKA ODZYSKA NIEPODLEGŁOŚĆ JESZCZE ZA MOJEGO ŻYCIA?

— Że Polska odzyska kiedyś niepodległość, to oczywiście miałem takie przekonanie, tylko... czy stanie się to jeszcze za mojego życia...? To bardzo trudno było powiedzieć. Natomiast wiedziałem, że trzeba działać w tym kierunku i robić wszystko, aby do tego momentu doprowadzić.

Zapalę światło.

Wie pani, tak się umówmy... Pani w ogóle nie poczęstowała się...

— Ależ tak, o czym świadczy papierek tutaj.

— Może skusi się pani na śliwki w czekoladzie, bardzo smaczne. Nie, nie na śliwki, raczej na to, z masą w środku... Bardzo smaczne są pączki..., pączki — o, proszę. A tu owoce, niech pani da się namówić. Może trochę herbaty...?WSTĘP

Między 2011 a 2013 r. spotykałam się z Janem Olszewskim w mieszkaniu Państwa Marty i Jana Olszewskich na warszawskim Mokotowie. Część zarejestrowanych wówczas relacji ukazała się najpierw w niewielkim zbiorze wydanym w 2011 r. z okazji 35. rocznicy powstania Komitetu Obrony Robotników1, a potem w 2016 r. w tomie Harcerską drogą do niepodległości...2. W tym samym roku zaczęliśmy przygotowywać wspomnienia obejmujące wszystkie lata życia Pana Premiera3. Z uwagi na stan Jego zdrowia nagrania odbywały się przez telefon.

Niniejszą książkę stworzyło dwadzieścia dziewięć rozmów4, ponad drugie tyle czeka jeszcze na opracowanie. Najkrótsze trwały po półtorej godziny, najdłuższe trzy i pół. Materiał ułożyłam chronologicznie i poddałam dalszym zabiegom redakcyjnym. Chcąc zachować płynność narracji, zasadniczo usunęłam stawiane pytania. Niekiedy pozostawiałam — zaznaczając kursywą — krótkie wypowiedzi Jana Olszewskiego na początku i końcu kolejnych „sesji”. Wydaje się, że pozwalają poznać charakter naszych kontaktów, a czasem choć trochę codzienność Pana Premiera w ostatnich latach. Wbrew wyrażanym przez Niego obawom wykazywał się rewelacyjną pamięcią, z niezwykłą precyzją odtwarzając fakty, nazwiska i daty z najnowszej polskiej historii, której był twórcą i uczestnikiem.

Dziękuję, Panie Premierze!

Dziękuję również Pani Marcie Olszewskiej, Hannie i Antoniemu Macierewiczom, Piotrowi Naimskiemu, mecenasowi kpt. Andrzejowi Rościszewskiemu, Marcinowi Gugulskiemu, Piotrowi Bączkowi, prof. Andrzejowi Zybertowiczowi, Robertowi Gutowi, Mariuszowi Maraskowi, Natalii i Jakubowi.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

------------------------------------------------------------------------

1 Zob. ...całym życiem pełnić służbę..., relacje zebrała i oprac. Justyna Błażejowska, Warszawa-Kraków 2011.

2 Zob. Justyna Błażejowska, Harcerską drogą do niepodległości. Od „Czarnej Jedynki” do Komitetu Obrony Robotników. Nieznana historia KOR-u i KSS „KOR”, Kraków 2016.

3 Od tamtej pory ogłosiłam drukiem kilka fragmentów, zob. Jan Olszewski, 1944, 1956, 1980... I ta historia wciąż trwa..., oprac. Justyna Błażejowska, „Arcana” 2017, nr 133-134, s. 55-65; idem Jak uniknęliśmy NATO-bis, oprac. Justyna Błażejowska, „W Sieci Historii”, nr 9 z września 2017, s. 59-61; idem, Lustracja i koszmarny śmiech Wałęsy, oprac. Justyna Błażejowska, „Biuletyn IPN” 2017, nr 6, s. 85-94; idem, Wokół „nocnej zmiany” — po 25 latach, oprac. Justyna Błażejowska, „Gazeta Polska”, nr 22 z 31.05.2017, s. 78-82; Justyna Błażejowska, Cień sprawy Katynia. Jan Olszewski o przyjaźni z ks. Stefanem Niedzielakiem i tajemnicy „depozytu katyńskiego”, „Biuletyn IPN” 2018, nr 7-8, s. 141-154; Jan Olszewski, Moje historie rodzinne, które opowiadam właściwie pierwszy raz w życiu, wstęp Justyna Błażejowska, „Glaukopis” 2018, nr 36, s. 169-180; idem, Obaj ślubowaliśmy służyć „Bogu i Ojczyźnie”, oprac. Justyna Błażejowska Niepodległość ma jeden kształt. Antoniemu Macierewiczowi w 70. rocznicę urodzin, Komitet Redakcyjny: Sławomir Cenckiewicz, Marek Jastrzębski, Michał Kozłowski, Dominik Smyrgała, Łomianki 2018, s. 169-184; Justyna Błażejowska, Partnerzy z Solidarności mieli być „ubabrani”. Jan Olszewski o strategii komunistów dojścia do ugody, „Biuletyn IPN” 2019, nr 4, s. 3-12.

4 Zob. ich zestawienie na końcu publikacji.ROZDZIAŁ 1

Może by tak zacząć od charakterystyki środowiska rodzinnego...?

Tradycja socjalistyczna wpisywała się w tradycję rodziny

Wyrastałem przed wojną w specyficznej atmosferze, o ile w ogóle kilkuletnie dziecko może to rozumieć... Mama w okresie dwudziestolecia, zwłaszcza od jego drugiej połowy, już po moim pojawieniu się na świecie, ani w latach powojennych, nie angażowała się politycznie. Z natury więzi rodzinnych była sympatykiem PPS, z którą miała związki poprzez swoich bliskich. O tyle nasiąkałem ideą, że wpisywało się to w tradycję rodziny, prawie w całości pepeesowskiej. Brat stryjeczny matki Stefan Okrzeja jeszcze przed rewolucją 1905 r. odgrywał niewątpliwie ważną rolę, chociaż najbardziej intensywny etap w dziejach organizacji spiskowo-bojowej PPS zaczął się już po tym, jak zginął, kiedy wykonano na nim wyrok śmierci1. Ponadto wszyscy wujowie należeli do czynnych działaczy. Ojciec, jeżeli pełnił funkcje społeczne, to raczej związkowe, w związku kolejarzy.

Bojówki, tak to trzeba nazwać, tworzyły się, zanim powstała Organizacja Bojowa PPS. Początkowo manifestacje robotnicze miały charakter — jak by to powiedzieć... — „pokojowy” to oczywiście złe słowo. Nie dążyły do starć z policją carską czy Kozakami, używanymi do rozpędzania tłumu. W 1904 r., przy okazji demonstracji ulicznej wyznaczonej na 13 listopada, zapadła decyzja, że kiedy Rosjanie podejmą próbę interwencji, nastąpi akt zbrojnego oporu. Rzeczywiście, doszło do pierwszych walk, co stało się w przyszłości głośnym elementem historii rewolucji 1905 r.

Z doniesienia służbowego jakiegoś ubowca wynikało, że chciałem być kontynuatorem Stefana Okrzei2. Gdzie mi do niego, inne czasy, inne okoliczności...!

Linia męska moich przodków

Ktoś z senatorów dzwonił. Rozmawialiśmy długo, prawie godzinę. Przepraszam bardzo, bo nie mogła się pani połączyć. Prawdę powiedziawszy, jestem już trochę zmęczony, ale tyle odkładałem naszą rozmowę, że odwołując ją, boję się zrobić pani zawód. Oczywiście, jak skończy się kondycja, to powiem. Obawiam się tylko, czy myślowo będę dostatecznie sprawny, po takim godzinnym wysiłku intelektualnym trudno się skupić. Umawialiśmy się na wspomnienia o moim najwcześniejszym okresie życia, prawda...?

To pani jest gospodarzem tematu i musi sprecyzować zakres zagadnień. Nie chciałbym wprowadzać wątków niepotrzebnych czy rozpraszających sprawę. Myślę sobie jednak w tym momencie, że jeśli już mam przedstawić swoje wspomnienia i zaczynamy od samego początku, to może najpierw przystąpię do charakterystyki środowiska rodzinnego, choć to rozległa problematyka. Ono oddziałuje i nawet nie bardzo i nie zawsze potrafimy powiedzieć, jak dalece w człowieku utkwiło.

Zacznę od linii męskiej genealogicznej. Ten pułap nie jest zbyt odległy, ponieważ nie dysponuję żadnymi wiadomościami o przodkach powyżej pradziadka. Nie widziałem go nigdy, umarł dawno przed moim urodzeniem, ale znam z relacji ojca, który jeszcze jako dziecko i młody chłopak zapamiętał jego postać. Opieram się na tym przekazie. Rozpocznijmy od informacji, że obszarem, gdzie koncentrowało się życie rodziny, był Okuniew — dzisiaj podwarszawski, wtedy odległy od granic miasta, więc można rzec prowincja3. Miasteczko w większości, jeżeli nie w przeważającej większości, żydowskie, polski margines wynosił — dajmy na to — 20-30 procent.

Pradziadek, z którym mój ojciec mógł się kontaktować, miał już swoje lata, rezydował tam w jakimś domku na prawach emeryta. Oczywiście nie w sensie korzystania z przywilejów emerytalnych, tylko na zasadzie człowieka dożywającego kresu. Na podstawie relacji ojca trudno będzie przedstawić realia, ale zreferuję, co wiem. Pradziadek posiadał, zdaje się bardzo niewielki, mająteczek niedaleko Okuniewa, folwarczek. Nie tyle go stracił, ile sprzedał w okresie Powstania Styczniowego. Musiał to zrobić, ponieważ najstarszy syn, a potomków miał chyba sześciu, jeżeli dobrze pamiętam, brał udział w Powstaniu. Ten syn studiował w świeżo powołanej wyższej szkole medycznej w Warszawie (przekształciła się później w odpowiedni wydział Uniwersytetu Warszawskiego). Akurat jestem w stanie powiedzieć jedynie to, że kiedyś u jednego ze stryjów oglądałem fotografie rodzinne, już teraz pewnie zagubione. Zostały zrobione chyba w Krakowie, zanim oddział przeszedł z Galicji do Królestwa, przedstawiały rzeczywiście młodego człowieka. Poległ zresztą w wyprawie powstańczej... Według pradziadka mogły grozić za to konsekwencje w postaci konfiskaty majątku i dlatego zdecydował się na sprzedaż folwarczku. Cała rodzina trafiła do Okuniewa. Dziadek pamiętał z okresu dzieciństwa podróż z matką do tzw. partii powstańczej, w której był jego najstarszy brat. Wtedy widział go po raz ostatni. Matka zabrała najmłodszego syna, żeby po prostu służył jako alibi. Kobieta z małym dzieckiem łatwiej i bezpieczniej przedostała się do partii powstańczej, kwaterującej gdzieś w leśnej głuszy. To jedyna rzecz, która do mnie przez dziadka na ten temat dotarła.

Dziadek Seweryn Olszewski był gajowym w lasach, chyba prywatnych jeszcze, w pobliżu Okuniewa. Tam, w gajówce, urodził się z kolei mój ojciec — najstarszy syn. Rodzina Olszewskich okazuje się typowo męską rodziną. Pradziadek miał sześciu synów, dziadek pięciu i jedną córkę. Ojciec mnie i córkę. Rodzina Olszewskich była także rodziną długowieczną. Pradziadek umarł podobno w okolicach setki. Dziadek — po dziewięćdziesiątce, w wieku bodaj dziewięćdziesięciu sześciu lat (właściwie został zamordowany, o czym za chwilę...). Ojciec w chwili śmierci osiągnął lat dziewięćdziesiąt jeden. Jak widać, ten pułap trochę się obniża... Jeśli chodzi o moje kontakty z dziadkiem, to pamiętam to z młodości. Nie był już gajowym, zdążył skończyć karierę zawodową. Rezydował w niewielkim gospodarstwie w lesie wraz z babką. Ta pochodziła z czysto chłopskiej rodziny, znanej rodziny działaczy ludowych. Anna Putka, Anna z Putków. Dokładnie pamiętam tamto miejsce, jeździliśmy tam przed 1939 r. W okresie wojny parokrotnie odwiedziliśmy dziadka. To, co mogę zrelacjonować, pochodzi albo ze wspomnień ojca, albo z własnych obserwacji.

Powiem tutaj coś, co utkwiło mi bardzo w pamięci z opowiadań ojca. Otóż w listopadzie, może w początku grudnia 1918 r., pojechał z bratem do Okuniewa, obydwaj wrócili z Rosji do Królestwa. Ojciec był już w służbie kolejowej, przekształcanej w wojska kolejowe. Z kolei młodszy brat, Sergiusz, podczas I wojny światowej podoficer w rosyjskim batalionie transportu samochodowego, został kierowcą i ochroniarzem premiera Jędrzeja Moraczewskiego, a następnie premiera Ignacego Paderewskiego. Był podoficerem ochrony i odpowiadał za ich bezpieczeństwo osobiste. Od razu udali się do gajówki, żeby przedstawić się w polskich mundurach. Ojciec wspominał przebieg spotkania, zachował to głęboko w pamięci. „Wiesz — mówił — widziałem wtedy twojego dziadka, jak jeden raz w życiu płakał jak dziecko. Rozpłakał się jak dziecko na nasz widok. Naprawdę, uderzył w spazmatyczny płacz. Dopiero uspokoiwszy się, powiedział: »Słuchajcie, płaczę z dwóch powodów. Po pierwsze z żalu, bo tylko jeden raz, jako mały chłopiec widziałem polskie mundury, polskich żołnierzy, konfederatkę, widziałem białego orła na czapce i na mundurze brata. Później cały czas marzyłem o założeniu polskiego munduru. Musiałem odsłużyć swoje w armii rosyjskiej . Zawsze marzyłem o znalezieniu się w polskim wojsku. Na takim pragnieniu upłynęło mi życie . Ale płaczę także ze szczęścia, bo widzę polskie orły na mundurach synów«”.

To rodzinna anegdota, którą powtarzam pierwszy raz dopiero. Może nigdy nie miało to żadnego większego znaczenia... Chociaż skoro tkwi wciąż w mojej głowie na starość, to znaczy, że w pamięci dziecka musiało zapisać się bardzo głęboko. Tak wygląda wspomnienie o dziadku. Dodam jedną rzecz tylko, żeby zamknąć temat. Babka zmarła zaraz na początku okupacji — w 1940 r. W 1943 r. dziadek mieszkał w dalszym ciągu w Okuniewie, z najmłodszym synem, czyli najmłodszym bratem mego ojca. Mimo podeszłego wieku zachowywał sprawność fizyczną. Wtedy paliło się drzewem, on traktował czynność rąbania drewna jako swego rodzaju sport, ćwiczenie. Któregoś razu drzazga wpadła mu w oko i pojawiła się konieczność przeprowadzenia operacji, aby zapobiec utracie wzroku. Pamiętam wizytę w szpitalu w Warszawie, zresztą potem, w okresie PRL, przekształconym w klinikę rządową. Ojciec chciał, żebym pożegnał się z dziadkiem. Był człowiekiem w starszym wieku, a ponieważ zabieg łączył się z koniecznością usypiania, więc musieliśmy liczyć się z tym, że ma niewielkie szanse przeżycia.

Przysłuchiwałem się rozmowie obydwu. Dziadek powiedział, co też mi utkwiło: „Od czasu, kiedy odeszła Ania , to nie bardzo wiem, po co żyję. Nawet nie decydowałbym się na taką skomplikowaną operację, gdyby nie jedno. Pragnę jeszcze jednego w życiu. Mianowicie: chciałbym przeżyć tego drania Hitlera i dlatego będę starał się to przetrzymać”. Zapamiętałem sobie tamte słowa. Dalszy ciąg, który teraz pani opowiem, rzeczywiście może brzmieć jak anegdota, ale to wszystko jest sprawdzalne, to akurat obiektywne fakty.

Najmłodszy syn dziadka Remigiusz Olszewski był organizatorem, następnie komendantem placówki Armii Krajowej w Okuniewie. W styczniu 1945 r. czy w grudniu 1944 r. wkroczyła do domu bezpieka w postaci smiersza albo NKWD, trudno powiedzieć — w każdym razie sowiecka4. Zabrała stryja, jak zresztą pozostałych członków AK z tamtego terenu. Do dzisiaj sporne jest, kto zasypał. Sowieci przeprowadzili gruntowną rewizję, zrywali podłogi w poszukiwaniu broni i schowków. Wyrzucili całą rodzinę na wiele godzin na mróz. Dziadek miał dziewięćdziesiąt sześć lat, dostał zapalenia płuc. Zmarł w szpitalu w Rembertowie. Zawsze myślałem, że śmierć nastąpiła po paru dniach, w końcu chodziło o starego człowieka z zapaleniem płuc. Sprawa szybko musiała znaleźć swój finał, zwłaszcza w realiach wojny... Tak się wydawało...

Długo, długo potem, już chyba w latach 80., kiedy odnawialiśmy trochę zniszczony nagrobek dziadka, podjąłem starania o otrzymanie świadectwa jego zgonu. Chciałem ustalić dokładną datę śmierci, żeby utrwalić na płycie nagrobnej. Wtedy dowiedziałem się, że przebywał w szpitalu wiele miesięcy. Od dnia aresztowania, czyli od grudnia 1944 r. (a najpóźniej od stycznia 1945 r.) do maja. Przeżył tyle czasu mimo bardzo specyficznych, polowych warunków. Zmarł dopiero 2 maja 1945 r., a więc... spełnił ostatnie pragnienie swojego życia. Opowiadam to pani jako anegdotę, chociaż to nie jest anegdota, tylko fakt. Po pierwsze, byłem świadkiem jego ostatniego życzenia, a po drugie, istnieje dokumentacja wskazująca na datę śmierci. Dziadek zmarł prawie nazajutrz po tym, kiedy to wyczekiwane wydarzenie nastąpiło. No... ale traktujmy to jak pewnego rodzaju anegdotę. Powtarzam to dlatego, że są rzeczy, które mimo wszystko człowiekowi tkwią w pamięci. Jeżeli teraz to mi się przypomina, to znaczy, że miało to dla mnie znaczenie. Tyle o moim dziadku.

Powiem jeszcze o losach Remigiusza. Zamknięty w obozie dla akowców w Rembertowie5, został wysłany do Związku Sowieckiego, niestety tuż przed słynną akcją odbicia więźniów6. Jechał w transporcie razem z podwładnymi z okuniewskiej placówki AK7. Od ludzi powracających po wielu latach stamtąd dowiedzieliśmy się, że zmarł w wagonie w pociągu wiozącym ich do łagru na Syberię. Ciało wyrzucono gdzieś po drodze... Jest tylko symboliczny grób i napis na grobie, na naszym grobie rodzinnym na cmentarzu w Okuniewie, gdzie leżą dziadkowie.

Przejdźmy teraz do historii mojego ojca. Na imię miał Ferdynand, urodził się w 1886 r. Najstarszy w rodzinie, najszybciej opuścił gajówkę — w wieku trzynastu albo czternastu lat. Takie sytuacje zdarzały się często w rodzinach wielodzietnych. Trafił do Warszawy do tzw. terminu — został uczniem krawieckim w znanej i bardzo renomowanej firmie Kraczajtysa, obsługującej samą urzędniczo-wojskową rosyjską elitę w stolicy Królestwa. Przez kilka lat terminował, zdał nawet egzamin czeladniczy. Krawiectwo nie było jednak — jak się zdaje — jego życiową fascynacją...

W 1904 r. jako osiemnastolatek brał udział w demonstracji 13 listopada na placu Grzybowskim. Manifestacje organizowane przez Polską Partię Socjalistyczną odbywały się już wcześniej. Teraz — w przeciwieństwie do poprzednich wydarzeń — tłum nie zamierzał dać się bezkarnie rozpędzić przez policję i Kozaków. Inicjatorzy podjęli decyzję o stawieniu oporu i rozpoczęciu walki. Powstała bojówka, na czele której stanął Stefan Okrzeja, późniejszy organizator Organizacji Bojowej PPS. Czy mój ojciec miał wtedy z nim kontakt, nie wiem. Istnieją opracowania historyczne mówiące, że się znali, choć nie mam pewności, czy zdawał sobie sprawę, kto dowodzi, kto należy do głównych organizatorów wystąpienia. Robiono to w warunkach amatorskiej, ale zawsze konspiracji. Ojciec po raz pierwszy w życiu występował z bronią w ręku i uczestniczył w tego rodzaju „incydencie”. W tradycji rodzinnej utrwaliła się taka sytuacja...

Rodzice nie znali się w tamtym czasie, matka była sześcioletnią dziewczynką. Pochodziła z rodziny typowo żeńskiej. Okrzejowie — rodzice, cztery córki, jeden syn. Starsze rodzeństwo poszło demonstrować, ona została w domu sama z mamą. Modliły się o szczęśliwy powrót reszty. Matka, czyli moja babka, nagle powiedziała: „Teraz pomódlmy się za rosyjskich sołdatów. To ludzie, którzy nie są niczemu winni, nie są świadomi. Pomódlmy się, żeby przeżyli i nie zrobili nikomu krzywdy”. Moja matka zapamiętała to na całe życie dlatego, że po wielu latach, po zawarciu małżeństwa z ojcem, zgadali się na temat wydarzeń na placu Grzybowskim...

Kiedy nastąpił atak rosyjskich żołnierzy, sotni Czerkiesów, jazdy czerkieskiej, wywiązała się walka. Jeden z Kozaków, no... właśnie to nie byli Kozacy, a Czerkiesi... Otóż jeden z Czerkiesów najechał koniem na ojca, który strzelał, stojąc w podcieniach kościoła Wszystkich Świętych. W chwili, gdy jeździec czerkieski z podniesioną szablą najeżdżał na ojca, ten postanowił — przekonany, że pozostał mu już tylko jeden nabój — odczekać z oddaniem strzału do samego końca, aby strzał był całkowicie dobry. Wiadomo — jedyny nabój, ostatnia szansa, żeby strzelić celnie... Zresztą ojciec, chłopak ze wsi, miał szczególną słabość do koni. Później nigdy nie było go stać na posiadanie stajni, za to istotną część pensji wydawał na obrazy Kossaka. Bardzo kochał twórczość rodziny Kossaków, specjalizujących się w portretowaniu ludzi, ale koni — przede wszystkim. Podobno — tak przynajmniej twierdził, ja się nie znam — konie portretowali znacznie lepiej niż ludzi. Dzieła Wojciecha były oczywiście marzeniem poza zasięgiem możliwości finansowych, ale najmłodszy z Kossaków również malował konie i sceny batalistyczne. Ojciec kupował przed wojną obrazy Jerzego, należał do entuzjastów jego twórczości. Mieliśmy w domu co najmniej dwa płótna, jedno spaliło się, drugie przetrwało i wisi na ścianie w moim pokoju.

Dlaczego o tym mówię? Otóż ojciec nie strzelał do konia, bo uważał, że musi strzelać do jeźdźca, chociaż trafienie zwierzęcia byłoby dużo łatwiejsze. Gdyby oddał strzał do konia, to prawdopodobnie uwolniłby się od napastnika. Czekał, aż tamten podjedzie dostatecznie blisko, żeby strzelić z całkowitą pewnością. Nacisnął cyngiel i... magazynek okazał się pusty...! Usłyszał jedynie szczęk zamka i koniec... Ojciec w ferworze walki nie zorientował się, ile naprawdę naboi zostało. Magazynek okazał się pusty... W momencie, kiedy ojciec stwierdził, że jest bezbronny, odruchowo odrzucił broń. Wtedy najeżdżający Czerkies jakoś tak zwinął w ręku szablę i uderzył go nie ostrzem, tylko płazem szabli. Przewrócił, oczywiście potłukł, ale... po prostu, no... jak by to powiedzieć — darował życie. Jak to się stało i dlaczego Czerkies tak postąpił...? Ojciec uzyskał na to odpowiedź, służąc później w rosyjskim wojsku. Służył w kawalerii zresztą, gdzie służyli również Czerkiesi. Dowiedział się o pewnym utrwalonym zwyczaju czerkieskich wojowników. Mianowicie zabicie człowieka bezbronnego powoduje utratę twarzy. Kiedy ojciec odruchowo wykonał gest odrzucenia, porzucając pistolet, to zmusił swojego przeciwnika do tego, aby darował mu życie...

Wydarzenie powracało w rodzinnej tradycji, ojciec często opowiadał o tym jako o pierwszym znaczącym fakcie w swoim życiorysie. Sprawa jego dalszych dziejów w okresie rewolucji jest w sumie mało efektowna. Nie wiem nawet, czy należał do Organizacji Bojowej PPS. Miał z nią kontakty, ale nie brał udziału w żadnych spektakularnych czynach. Wniósł o tyle istotny wkład w ideę niepodległości, że z zakładu krawieckiego, w którym pracował w charakterze czeladnika, dało się czerpać dużo koniecznych dla działalności informacji o rosyjskich dygnitarzach, oficerach korzystających z usług firmy. Ponadto ważną rzeczą stało się przygotowywanie elementów ubioru koniecznych dla niektórych operacji. Jedna z bardzo słynnych akcji, znana z historii, polegała na uprowadzeniu dziesięciu więźniów z Pawiaka8. Dowodził nią „Jur” — to pseudonim organizacyjny znanego bojowca PPS Jana Gorzechowskiego, pułkownika czy wręcz generała polskiego wojska9. Oczywiście tak jak reszta przebranych za żandarmów występował w mundurze rosyjskiego oficera, który trzeba było odpowiednio uszyć. Wszyscy musieli zostać absolutnie fachowo umundurowani, żeby nie wzbudzać żadnych podejrzeń. Ojciec służył w tym zakresie, pomagał Organizacji Bojowej.

Rewolucja skończyła się. W okolicach roku 1907 czy 1908 powstała sytuacja, w której należało raczej zniknąć z Królestwa. Władze carskie prowadziły, kontynuowały śledztwa w sprawie bojowców, działalność PPS właściwie całkowicie zanikała. Ojciec stanął wobec perspektywy emigracji do Ameryki (tak zrobiła część jego kolegów) albo ucieczki do Galicji, skąd później ewentualnie mógłby wyjechać za ocean. Wybrał zupełnie odmienną drogę. Przy poborze do wojska rosyjskiego obowiązywał system losowania, ale można było dostać się tam, nawet jeżeli nie zostało się wylosowanym, zastępując kogoś innego. Dosyć na tym, że ojciec, praktycznie biorąc, znalazł się w armii jako ochotnik, formalnie rekrut z Królestwa. Ludzi z Królestwa Polskiego wysyłano do służby gdzieś daleko w głąb Rosji. Trafił do kawalerii na Syberię. Jego pułkiem dowodził Polak, płk Barański albo Baranowski, teraz nie zaufałbym swojej pamięci. Polacy wtedy w Rosji stanowili swego rodzaju mafię. Tak jak potocznie mówiło się o Żydach, że wzajemnie się popierają, to „mafię” tam tworzyli Polacy. Przynależność do jednostki powodowała szczególną sytuację. Ojciec od razu po okresie rekruckim dostał się na kurs podoficerski, potem pełnił czteroletnią służbę jako podoficer. Następnie dowódca polecił go znajomym Polakom zatrudnionym na Kolei Transsyberyjskiej, gdzie pracowało bardzo wielu polskich inżynierów i kolejarzy. Poprzez taką protekcję ojciec został robotnikiem na Kolei Transsyberyjskiej, a w końcu kolejarzem. Po pierwsze, wyzwolił się z owego nieszczęśliwego krawiectwa, którego nigdy nie był specjalnym amatorem... Po drugie, kolej rzeczywiście okazała się w jego przypadku nie tylko życiową szansą, ale również autentycznie pasją. Pracował na rosyjskiej kolei aż do 1914 r. i w okresie wojny także. W 1917 r. przebywał w Petersburgu, gdzie wybuchła rewolucja lutowa. Rewolucję październikową przeżył już w Moskwie. Na początku 1918 r. trafił na Łubiankę (tak, zaliczył pobyt w tym szczególnym miejscu). Doszło na kolejach w Rosji do jakichś aktów sabotażu. Podejrzenia padły na Polską Organizację Wojskową, w związku z czym zamykano akurat kolejarzy polskich. Na szczęście zostali wypuszczeni, pobyt ojca w więzieniu trwał kilka dni. Zwolnienie przypisywał pewnemu faktowi...

Akurat w czasie, kiedy siedział, odbywała się na Łubiance wizytacja GPU, przepraszam — Czeka, GPU jeszcze nie istniała. Inspekcji miał dokonywać ktoś ważny, z samego kierownictwa Czeki, tak się mówiło. Ojciec zameldował się u człowieka, który wszedł do celi, licząc na to, że to może być Feliks Dzierżyński, Polak przecież. Po polsku zwrócił się do niego z prośbą o zainteresowanie się sprawą bezzasadnych aresztowań ludzi tylko dlatego, że są Polakami. Tamten w milczeniu uważnie wysłuchał wywodu do końca i powiedział: „Ja niczewo nie panimaju, wy gawaritie pa ruski”, czyli „nic nie rozumiem, mówcie po rosyjsku”. Po czym odwrócił się i wyszedł, nie czekając na to, co usłyszy w rosyjskiej wersji. Ojciec zapamiętał wyraz oczu owego sowieckiego dostojnika. Na podstawie oglądanych później fotografii stwierdził, że przeglądu dokonywał rzeczywiście sam Feliks Edmundowicz Dzierżyński. Stał na czele organizacji, co było wiadomo, ale oczywiście nikt nie wiedział, jak wygląda. W ciągu czterdziestu ośmiu godzin czy innego bardzo krótkiego okresu wszyscy polscy kolejarze zostali zwolnieni. Stanowiło to w praktyce Czeki rzadkie zdarzenie. Ojciec łączył to z jakimś poczuciem polskiej solidarności, która wystąpiła także u Feliksa Edmundowicza. Oczywiście to może swobodna interpretacja. W tym przypadku nie mogę mieć niestety pewności, czy anegdota jest prawdziwa.

Mówię to po to, żeby scharakteryzować atmosferę panującą w rodzinie. Historie rodzinne zasłyszane w dzieciństwie są elementem, który wpływa na nas, chociaż często nie zdajemy sobie z tego sprawy. Jeśli chodzi o dalsze losy ojca, to po zawarciu pokoju brzeskiego między Niemcami i ich sojusznikami a bolszewicką Rosją skorzystał z możliwości repatriacji do Królestwa, do Warszawy. Wrócił we wrześniu-październiku i od razu podjął pracę na kolei. Kiedy na początku listopada zaczęła powstawać polska Straż Kolejowa, znalazł się tam jako jeden z pierwszych. Polska Straż Kolejowa już wtedy dysponowała bronią, wniosła istotny wkład w rozbrajanie Niemców 10 i 11 listopada 1918 r. Pamiętam, w dwudziestą rocznicę odzyskania niepodległości ojciec został uhonorowany razem ze współtowarzyszami tamtych wydarzeń specjalną odznaką — krzyżem zbrojnego czynu. Uczestniczyłem w uroczystości (miałem osiem lat). Po raz pierwszy i jedyny widziałem gen. Kazimierza Sosnkowskiego, dekorował odznaczonych. Dla scharakteryzowania ojca powiem rzecz, która trochę poruszyła mnie w sensie negatywnym. Otóż jako jedyny wystąpił w cywilnym stroju, wszyscy inni założyli historyczne mundury z 1918 r. On ubrał zwyczajny garnitur, bardzo to przeżyłem. Dopiero w późniejszym życiu zrozumiałem, dlaczego unikał ostentacji, chwalenia się zasługami z dawnych czasów.

Muszę o tym powiedzieć, chcąc dać pani charakterystykę atmosfery dzieciństwa. Dziewięć lat życia, świadomie mniej więcej cztery, najwyżej pięć, bo wcześniej nie sięgam pamięcią, upłynęło mi w II Rzeczypospolitej. Moje pierwsze wyraźne wspomnienia pochodzą z 1935 r. Ciągle widzę tamten dzień... 1 maja 1935 r. okazał się szczególny, niepowtarzalny w całym XX i jak dotąd XXI wieku. W Warszawie miało miejsce wyjątkowe zjawisko pogodowe, nastąpiła gwałtowna śnieżyca. Śnieg spadł tak ogromny, że pod jego ciężarem złamało się wiele drzew. Leżał kilka czy kilkanaście godzin, później rozpuścił się. Zachowałem w pamięci obraz, jak rano zbierał się pierwszomajowy pochód związku kolejarzy. Wyruszał z Bródna, gdzie mieszkaliśmy. Szedł do Warszawy i przyłączał się do głównej manifestacji. Orkiestra kolejowa prowadzi pochód idący niemal po kolana w śniegu... To pierwszy obraz utrwalony w mojej pamięci, jeżeli już mam coś mówić o tym...

Jeszcze o linii żeńskiej

Przeszedłbym do własnych przeżyć, tylko że na razie scharakteryzowałem linię męską moich przodków, w związku z czym muszę opowiedzieć jeszcze o linii żeńskiej. Otóż rodzina Okrzejów była — jak powiadam — rodziną typowo kobiecą, przynajmniej w pokoleniu mamy, która miała cztery siostry i brata. Ojciec, czyli dla mnie dziadek, nazywał się Franciszek. Babcia nosiła imię Wiktoria, bardzo popularne także w Polsce za sprawą angielskiej królowej. Obydwoje pochodzili z rodzin kolejarskich. Nie wiem, czy to mit rodzinny, czy autentyczna opowieść, ale pradziadek podobno również wykonywał zawód kolejarza — zaczynał jako dróżnik na pierwszej linii kolejowej w Polsce, na Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej. Z tego by wynikało, że dziadek był kolejarzem w drugim pokoleniu. Wszyscy mieszkali na Bródnie. Rodzeństwo mamy miało szczególne związki z kolejami, ponieważ ona sama i trzy siostry wyszły za mąż za pracowników kolejowych. Pochodzę z rodziny związanej z tą instytucją od początku, co rzeczywiście odegrało w moim dzieciństwie wyjątkową rolę. Marzyłem o byciu kolejarzem. Nie wyobrażałem sobie robienia w życiu czegokolwiek innego. Wiadomo było, że zostanę kolejarzem.

Przygotowaniem aktu zbrojnego oporu, który nastąpił 13 listopada 1904 r. na placu Grzybowskim, zajmował się Stefan Okrzeja10. W Warszawie i na Pradze należał do wybijających się postaci, cieszył się ogólną sympatią i autorytetem wśród kolegów, uznających go za swojego naturalnego przywódcę. Jako jeden z pierwszych bojowców PPS dostał wyrok śmierci. Sprawa nabrała rozgłosu, sławę zyskało wystąpienie samego oskarżonego11, do historii przeszła mowa obrończa12... Stefan Okrzeja został patronem, postacią eksponowaną13. Jego rodzina była typową wielodzietną robotniczą rodziną. Matka, osoba aktywna, odgrywała dużą rolę w ówczesnym przebiegu wypadków. Według mówionej tradycji rodzinnej, kiedy toczył się proces i odbywała się egzekucja najstarszego syna, spodziewała się kolejnego dziecka. Urodził się chłopiec, który otrzymał imię Stefan po bracie. Z mojego nie tyle wyliczenia, ile wyobrażania wynika, że w 1920 r. miał piętnaście lat. Ochotników do wojska przyjmowano od szesnastu, ale ponieważ zgłaszało się wielu młodszych, to nie odsyłano ich do domów, bo zgłosiliby się znowu i podjęli próbę podania fałszywych danych, tylko brano i kierowano do specjalnych szkół. Stefan trafił do szkoły mechaników małoletnich, działającej przy lotnisku w Toruniu czy Bydgoszczy. Na zapleczu frontu, żeby można było uczyć spokojnie, żeby nie było kłopotu. I tak rozpoczęła się wojskowa lotnicza kariera Stefana Okrzei14.

Odwiedzał nas, każda wizyta stanowiła dla kilkuletniego chłopca szczególne przeżycie. W normalnych wojskach oficerowie piechoty czy kawalerii chodzili obowiązkowo z szablą. Oficerowie lotnictwa, tak samo jak marynarki, nie mieli szabel, a nosili przy pasach symboliczne małe mieczyki. Stefan zostawiał swój w przedpokoju i... to była doskonała zabawka. Jeżeli już ktoś wywarł wrażenie na mnie w okresie dzieciństwa, to właśnie on — młodszy brat tamtego15.

Fascynujące Dzieje jednego pocisku

Oczywiście znałem historię skazania i powieszenia Stefana Okrzei. Rok 1905 i lata następne były dla pokolenia matki, ojca zresztą także, bardzo ważne. Były czasem pierwszych doznań, może nie aż tak mocnych jak moje z września 1939 r. i wojny, ale pierwszych historycznych doświadczeń. Z rewolucji 1905 r. mieliśmy na Bródnie różne pozostałości. W sąsiedztwie mieszkał zaprzyjaźniony z naszą rodziną Zygmunt Budzyński, często gościł u nas. Inżynier chemik, studia skończył chyba w Szwajcarii. Potem wrócił do Polski, zajmował własny domek. To on przygotowywał pierwsze bomby, których używali w zamachach bojowcy PPS. Według tradycji rodzinnej stanowił pierwowzór bohatera książki Andrzeja Struga Dzieje jednego pocisku16. Nie wiem, czy pani czytała to. W okresie dwudziestolecia bardzo głośna powieść, dziś jest mało znana. Zaczyna się sceną między dwojgiem ludzi — łączniczka przychodzi do domeczku na przedmieściu i odbiera pocisk od konstruktora bomby, dalej opisuje się historię pocisku17. Tym producentem miał być właśnie Zygmunt Budzyński18. Aresztowany w 1908 r. na fali represji po rewolucji, został skazany chyba na katorgę. Zwolniony w 1917 r., wrócił do Polski, z żoną Rosjanką zresztą. Tworzyli zgodne małżeństwo, chociaż nie zaadaptowała się w polskim środowisku, do końca nie mówiła prawidłowo po polsku.

Osobę Zygmunta Budzyńskiego doskonale pamiętam z dzieciństwa. Pracował w warszawskich wodociągach. Nie zajmował stanowiska dyrektora, ale należał do wybijających się inżynierów. W latach wojny okazywał się niezwykle przydatny w konspiracji w związku z tym, że Niemcy musieli udostępniać polskim pracownikom instalacje wodociągowe znajdujące się na terenie getta. Dawało to możliwość kontaktu i udzielania pomocy, która była organizowana. W czasie Powstania zatrzymano go w trakcie rzezi na Woli. Nie został rozstrzelany od razu, a wraz z innymi wybranymi Polakami wykonywał na rozkaz jakieś roboty porządkowe. Nagle pocisk powstańczy uderzył w pobliżu. Jeden z niemieckich oficerów czy żołnierzy dostał odłamkiem, znalazł się pod ostrzałem. To inżynier Budzyński wciągnął rannego w bezpieczne miejsce. Dzięki temu Niemcy darowali życie całej grupie. Piękna, nieutrwalona postać19.

Wspomnienia z lat dziecięcych i atmosfera tamtego okresu niewątpliwie odgrywały rolę w moim życiu. Ludzi z kręgu socjalistów poznawałem później z natury rzeczy. Muszę powiedzieć, że oddziałali na mnie na pewno. Akurat jeśli chodzi o Anielę Steinsbergową, to zetknęliśmy się w Klubie Krzywego Koła. Zastanawiam się, kiedy spotkałem Ludwika Cohna, którego oczywiście wysoko ceniłem. Chyba w tym samym momencie i miejscu... Mówiąc o przyjaźni, myślę w szczególności o nim. Spośród osobistości o największym historycznym znaczeniu wywodzących się ze środowiska socjalistycznego znałem — poza Cohnem — przede wszystkim Antoniego Pajdaka. Należał obok Kazimierza Pużaka do najbardziej zaangażowanych w Państwo Podziemne działaczy PPS z okresu okupacji. Tak, oczywiście byłem traktowany jako spadkobierca wartości, możliwe, że . Trudno to powiedzieć, ale z pewnością nasze kontakty odbywały się trochę na takiej zasadzie również. Bardzo zbliżyłem się jeszcze z Janem Józefem Lipskim. Zaczęło się to w 1956 r., chociaż poznaliśmy się nieco wcześniej. Reprezentował zaangażowanie postpepeesowskie, pokolenie młodszych, którzy z PPS nie mieli nic wspólnego, ale mieli ideę odbudowania partii. Przystąpił do tego pod koniec lat 80., choć pomysł był chyba dużo wcześniejszy.

Hm..., czy elementy z dzieciństwa wpływały na zawarcie przyjaźni z tymi ludźmi...?

Dzieje jednego pocisku to jedna z pierwszych i najważniejszych lektur mojego dzieciństwa, równorzędna z Trylogią. Powieść ta pasjonowała mnie. Swojej fascynacji nie uważam jednak za nic nadzwyczajnego, bo w panujących wtedy warunkach każdy dałby się wciągnąć.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

------------------------------------------------------------------------

1 Stefan Okrzeja urodził się 3 kwietnia 1886 r., był synem dróżnika kolejowego Walentego i Heleny z Cieślińskich. Ukończył dwie klasy szkoły miejskiej, następnie uczęszczał do kompletów. Pracował w zakładzie Labor, w którym malował kwiaty na naczyniach emaliowanych, a potem w fabryce wyrobów metalowych Wulkan. Uczestniczył w nieudanym zamachu na życie oberpolicmajstra płk. Karla Nolkena, przeprowadzonym 26 marca 1905 r. Podjął się wrzucenia bomby do kancelarii praskiego XII rewiru policyjnego. Ranny na skutek wybuchu — został schwytany. Stanął przed sądem 23 czerwca tego roku. Skazany na śmierć i stracony niespełna miesiąc później, 21 lipca na stokach Cytadeli. Zob. Władysław Orwid , Stefan Okrzeja. Życiorys, Warszawa 1910; Pamięci Stefana Okrzei w dwudziestą piątą rocznicę jego stracenia, Warszawa 1930. Nie chciał prosić o łaskę, ponieważ „robotnik polski nie ukorzy się przed obcym mu carem” (Władysław Orwid , Stefan Okrzeja..., s. 22).

2 „ W rozmowach podkreśla swoje pokrewieństwo ze Stefanem Okrzeją oraz że jest kontynuatorem jego idei” (st. insp. Wydz. II Dep. III ppor. H Woźnica, Plan kombinacji operacyjnej do SOR krypt. „Obrońca” dot. J. Olszewskiego, Warszawa, 27.06.1976 r., KE krypt. „Obrońca” dot. J. Olszewskiego, AIPN, 0222/1460, t. 1, k. 36).

3 „Okuniew, mstko, pow warszawski. W reg pob z r. 1580 podany jeszcze w par Długa Kościelna. »Oppidulum novae radicis... ibidem sanctuarium«. Stanisław Rogowski, pleban okuniewski płacił od 3 zagr” (Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich, t. XV, cz. II, pod red. Bronisława Chlebowskiego, Warszawa 1902, s. 404).

4 Niekiedy Jan Olszewski posługiwał się terminem „radziecki”, ale zdecydowanie dużo rzadziej niż określeniem „sowiecki”.

5 Mowa o obozie NKWD przy ulicy Marsa 110. Istniał w latach 1944-1945, najpierw jako „specjalny”, a następnie „kontrolno-filtracyjny”. Gromadzono w nim ludzi przed wysłaniem w głąb Związku Sowieckiego. Liczba więźniów wynosiła stale do 2 tys. Zarys historii tego miejsca, panujących warunków itd., zob. Śladami zbrodni. Przewodnik po miejscach represji komunistycznych lat 1944-1956, red. naukowa Tomasz Łabuszewski, Warszawa 2013, s. 268-271.

6 Przeprowadził ją w nocy z 20 na 21 maja 1945 r. oddział Delegatury Sił Zbrojnych ppor. Edwarda Wasilewskiego „Wichury” z Obwodu Mińsk Mazowiecki, przy wsparciu grupy dywersyjnej IV Ośrodka Mrozy pod dowództwem ppor. Edmunda Świderskiego „Wichra”. Wolność odzyskało około 500 więźniów (ibidem, s. 269).

7 Jedyny transport z obozu w Rembertowie wyruszył 25 marca 1945 r. Według danych sowieckich liczył 1967 osób. W ciągu niecałego miesiąca dotarł do miejscowości Sośwa na Uralu do podobozu łagru nr 231 w Koszaju. Zob. ibidem.

8 Miała miejsce w nocy z 23 na 24 kwietnia 1906 r. Brawurowy plan polegał na przejęciu grupy więźniów politycznych, zagrożonych pewnym wyrokiem śmierci, pod pretekstem przewiezienia ich do Cytadeli. W oficera carskiej żandarmerii wcielił się Jan Jur-Gorzechowski. Sześciu dalszych bojowców PPS podszyło się pod rosyjskich konwojentów. Akcja była przygotowana w najdrobniejszych szczegółach i zakończyła się pełnym sukcesem. Zob. jednodniówka „Dziesięciu z Pawiaka. Wspaniałe uczczenie ćwierćwiecza tego wiekopomnego czynu!”, , s. 1; Jerzy Liburski, Dziesięciu z Pawiaka. Sensacyjne wykradzenie 10 więźniów z Pawiaka, Poznań 1931; Wojciech Lada, Polscy terroryści, Kraków 2014, s. 213-224.

W 1931 r. powstał film Dziesięciu z Pawiaka w reżyserii Ryszarda Ordyńskiego.

9 Urodzony 21 grudnia 1874 r., po okresie działalności w Organizacji Bojowej PPS był oficerem I Brygady Legionów Polskich, a następnie członkiem Komendy Naczelnej Polskiej Organizacji Wojskowej. W 1919 r. organizował Policję Państwową, został pierwszym komendantem głównym Straży Granicznej (zajmował to stanowisko w latach 1928-1938). Nominowany generałem brygady w 1938 r. Rok później przeszedł w stan spoczynku. Po kampanii wrześniowej przedostał się na Bliski Wschód, służył w Oddziale Zapasowym Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich. Od 1943 r. pozostawał bez przydziału służbowego. Osiedlił się w Wielkiej Brytanii, gdzie zmarł 21 czerwca 1948 r. Zob. Jur-Gorzechowski Jan Tomasz Tadeusz Kryska-Karski, Stanisław Żurakowski, Generałowie Polski niepodległej, wyd. uzupełnione i poprawione, Warszawa 1991, s. 106. Nazywany „pierwszym żandarmem Odrodzonej Polski” (Zygmunt Kurczyński, „Jur” Jan Gorzechowski. Pułk wojsk polskich, Lwów 1935, s. 6).

10 Był chorążym PPS i niósł sztandar o treści „PPS — precz z wojną i caratem, niech żyje wolny Polski Lud”. „Z pieśnią rewolucyjną na ustach ruszył pochód w kierunku ul. Bagno. Wtem padły strzały. Strzelali bojowcy do policji, zgromadzonej u wylotu ul. Próżnej, strzelali też szpicle carscy do tłumów, opuszczających kościół. Nastąpiło zamieszanie, tylko części demonstrantów udało się podążyć za czołem pochodu, który dotarł do Al. Jerozolimskich; reszta zamknięta została przez żandarmerię na placu. Wywiązała się formalna bitwa, w której po obu stronach padli zabici i ranni. Demonstranci ulegli przewadze liczebnej atakujących oddziałów, aresztowano kilkadziesiąt osób” (Mieczysław Zawadka, Stefan Okrzeja 1886-1905, Warszawa 1947, s. 16).

11 Treść przemówienia, zob. Pamięci Stefana Okrzei..., s. 15-17.

12 Obrońcą Okrzei był Stanisław Patek. Zob. Obrona Okrzei. Streszczenie mowy obrończej w sprawie Okrzei po usunięciu z niej materjału dotyczącego ustanowienia faktycznej strony sprawy oraz wywodów prawniczych czysto teoretycznego charakteru (rok 1905) Stanisław Patek, Ze wspomnień obrońcy, Warszawa 1937, s. 3-10.

13 Zob. Odezwa Polskiej Partji Socjalistycznej wydana w pierwszą rocznicę stracenia Stefana Okrzei Pamięci Stefana Okrzei..., s. 29-30; Odezwa Polskiej Partji Socjalistycznej, wydana w dwudziestą piątą rocznicę śmierci Stefana Okrzei ibidem, s. 30-31.

14 Według publikowanego życiorysu urodził się 24 kwietnia 1907 r. W 1925 r. ukończył cywilną szkołę pilotów działającą przy podpoznańskim lotnisku Ławica, wkrótce wstąpił do wojska. Dosłużył się stopnia porucznika (zob. jego biogram Olgierd Cumft, Hubert Kazimierz Kujawa, Księga lotników polskich poległych, zmarłych i zaginionych 1939-1946, Warszawa 1989, s. 139-140). Dla Olszewskiego „to był symbol, nie tylko armii, ale naszego państwa, może więcej — całej Niepodległej Polski” (Prosto w oczy. Z Janem Olszewskim rozmawia Ewa Polak-Pałkiewicz, Warszawa 1997, s. 24). Podczas bitwy powietrznej nad Warszawą w 1939 r. walczył w Brygadzie Pościgowej, był zastępcą dowódcy 112. eskadry myśliwskiej. Poległ 5 września nad wioską Kręgi Stare.

15 „Zapamiętałem go jako wysokiego, młodego mężczyznę, w stalowym, lotniczym mundurze oficerskim. Każda jego wizyta u nas w domu była dla mnie — małego chłopca wielkim przeżyciem. Pozostawiony w przedpokoju kordzik, który nosili zamiast szabli oficerowie lotnictwa, był przedmiotem mojej wielkiej zabawy” (ibidem, s. 20).

16 Pierwsze wydanie powieści ukazało się w Krakowie w 1910 r.

17 „Była to puszka z lanego żelaza z pokrywą, wkręconą na śrubie. Wyglądała na pół funta kakao lub kilo zagranicznych konfitur. Ważyła około dziesięciu funtów i mieściła się z łatwością w kieszeni, którą obciągała niemiłosiernie. Zawartość jej była niezmiernie skomplikowana, wygląd nadzwyczaj zwyczajny, a przeznaczenie wiadome” (Andrzej Strug, Dzieje jednego pocisku, Instytut Literacki, Rzym 1947, s. 6).

18 „Gdzież się podziewa, czy też całkiem się już zapodział ten majster, który ją kiedyś zrobił? Był to nieznany światu naukowemu chemik, osobnik ponury, ongiś tułający się w nędzy po laboratoriach uniwersyteckich całej Europy. Nie szukał on kariery ani sławy, jeno prawdy . Z uporem maniaka, w odcięciu od żywego świata, siedział polski chemik na dalekiej obczyźnie . Od ostatecznego obłędu uratowała go jednak rewolucja. Pewnego dnia uczony zakończył ostatnią walkę z bezwonnym i bezbarwnym swoim wrogiem i odłożył dalszą kampanię na czas nieograniczony. Zdjął swój biały chałat i fartuch, spakował swój majątek czyli roczniki specjalnych czasopism w paru językach oraz swoje jedyne ogłoszone dzieło i wyjechał do kraju, który podówczas był tyglem tajemniczych procesów duchowych i materialnych, którym za łącznik niejako służył powszechnie znany w piekielnej chemii życia odczynnik — stanu płynnego, a czerwonego zabarwienia. Tedy po jakimś czasie nasz chemik zamieszkał na dalekim przedmieściu Warszawy w domku, wynajętym przez partię i na dobro tejże partii, a na zło caratu; zaczął fabrykować domowymi środkami przyrządy, mające za zadanie dopomóc w pewnej mierze do wywalczenia niepodległości ojczyzny i do zbliżenia proletariatu polskiego do jego ostatecznych celów. Pewnego wieczora, zaledwo Kama zdołała wynieść to, co było zamówione i gotowe, gdy wpadła policja z wojskiem, z saperami” (ibidem, s. 6-7, 9-10, 13).

19 Nazwisko Zygmunta Budzyńskiego, pracownika wodociągów, pojawia się w numerach wydawanego przed wojną „Biuletynu Pracowniczej Komisji Samopomocy Społecznej Zarządu Miejskiego w m.st. Warszawie” na „Liście kolegów przedstawicieli »Biuletynu« u których nabyć można nasze pismo”. Pracował przy placu Starynkiewicza 5, a więc w gmachu Dyrekcji Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: