Kolejna, pomyślana i napisana po mistrzowsku, książka Pilcha. Prawie 250 stron, pisanych z duszą tegoż autora na ramieniu. Każda pachnąca inaczej – absurdem, ironią, groteską. Szczodrze przyprawiona humorem. Razem tworzą potrawę niezwykle strawną, wręcz witaminowy zastrzyk, przeznaczony dla czytelnika. Zastrzyk porównywalny nawet z najlepszym kompleksem witamin, dostępnym na aptekarskich półkach. Książka silnie autobiograficzna, rodzaj dziennika, w którym Pilch skrzętnie opisuje wydarzenia, w których brał udział. Plus kąśliwe uwagi o napotkanych bliźnich. Potrafi jednocześnie śmiać się z siebie, czasami robiąc z rozdziału jeden wielki pamflet. Książką to postój znużonego autora na kolejnym wzgórzu. Prozaiczna czynność omiatania wzrokiem swojego dotychczasowego życia. Anegdotki i ploteczki. Przemyślenia i refleksje. Spiętrzenie zezowatości i leworęczności w dzieciństwie, rozważania o futbolu i „niepiłkowatości” piłek, niemożliwość napisania litery „S”, marzenie o zwierzęciu „z zagranicy” i marzenia zgoła inne. „Marzyło mi się mianowicie, ze kiedy dorosnę, to chciałbym pisać prozę oraz felietony w jakimś dobrym piśmie, najlepiej w Tygodniku Powszechnym”. Popołudnie z prozą Pilcha nie jest czasem straconym. Przeczytane ploteczki o bliźnich na pewno pomogą nam rozbawić towarzystwo na jakimś kameralnym spotkaniu. Przeczytane anegdotki urozmaicą nam dzień, nieraz wprawią w doskonały humor. U Pilcha cenię jego sposób postrzegania rzeczywistości. Otaczający świat traktuje z przymrużeniem oka, z dystansem. Z dużą dawką humoru. I nawet tutaj nie mam się czego czepić. Pilch żartuje sobie z otaczających go ludzi – rodziny, przyjaciół, znajomych, znajomych znajomych, kolegów z pracy, ludzi sławnych i cichych myszek w ludzkiej skórze, ludzi napotkanych przypadkowo i spotkanych celowo – słowem z całego społeczeństwa. Autor w swoich krótkich rozdziałach (według mnie takich „w sam raz”) wytyka ludziom ich błędy w sposobie rozumowania, wady, jakieś człowiecze usterki. Stawia je przed sobą rządkiem, duma, głowi się, aż w końcu dochodzi do jakiegoś wniosku, który próbuje nam przedstawić. My – czytelnicy – czytamy owe przedstawione wnioski i teraz właśnie my z kolei głowimy się, jak wykorzystać owe wnioski w życiu. Lub nie głowimy się wcale i sięgamy po kolejną książkę Pilcha. Bo rzeczą naturalną jest, że dobra literatura budzi uśpiony apetyt na więcej. A od literatury nie przybierzemy na wadze, więc bez obaw. Czytajmy dalej. Na zdrowie.