Elemental - Krzysztof Bonk - ebook + audiobook

Elemental ebook i audiobook

Krzysztof Bonk

1,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Pięć krain Kręgu Świata oplata pajęczyna spisków, prowadząc wszelkie istnienie ku zgubie. Zdeprawowani władcy zapatrzeni we własne sprawy zdają się nie zauważać nadchodzącego upadku. Tylko pięć przemian i pięciu bohaterów może odczynić złowrogi los.
Elemental to erotyczna baśń osadzona w klimacie filozofii Dalekiego Wschodu.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 102

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 3 godz. 50 min

Lektor: Małgorzata Gołota

Oceny
1,6 (5 ocen)
0
0
1
1
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Okładka

Strona tytułowa

KRZYSZTOF BONK

ELEMENTAL

Strona redakcyjna

Redakcja i korekta: Maria Osińska

Projekt okładki: Agnieszka Radzięda

Konwersja wydania elektronicznego: Tomasz Semmler | e-freelance.pl

ISBN wydania elektronicznego: 978-83-7853-441-9

Wydawnictwo: self-publishing

Wszelkie prawa zastrzeżone

e-wydanie pierwsze 2017

Kontakt:[email protected]

WIOSNA

Wiał silny wiatr od wschodu, niosący ze sobą świeży powiew zwycięstwa nad zastępami królestwa Terra. Dosiadający szmaragdowego smoka dominator Arbo przemierzał w locie ponure cmentarzysko. Było już po bitwie. Jak wzrokiem sięgnąć, ziemia, niczym nasionami, usłana była trupami poległych żołnierzy. Ich ofiara miała wydać w przyszłości obfity plon. Tu, gdzie rosło szczerozłote zboże, niebawem wzrastać będzie gęsty zielony las. Tymczasem mimo bezapelacyjnego triumfu władca dominium nie czuł satysfakcji, co najwyżej zniecierpliwienie na myśl o okresie dzielącym go od kolejnej potyczki. Gniew nie opuszczał go przez to ani na trochę, gorzka żółć podchodziła aż do gardła.

*

Przyszły wieści o klęsce w wojnie z dominium. To kompletnie wytrąciło ją z równowagi. Ziemia zdawała się królowej Ferti dosłownie osuwać spod stóp. Władczyni zamknęła się w swej złotej komnacie. Nie chciała nikogo widzieć, nikogo znać. Opanowało ją poczucie dojmującego osamotnienia. Czy rzeczywiście tak było? Musiało być, skoro tak właśnie czuła, a winna była nie jedna osoba – bezwzględnie obwiniała o to wszystkich, wręcz cały świat.

*

Królowa Ferti nie odpisywała na listy, jednak imperator Ligat wiedział, że kiedy osobiście się u niej zjawi, przyjmie go z wdzięcznością. Tak zawsze się działo, więc i tym razem jechał na srebrnym tygrysie po to, czego ponownie zapragnął – zapachu jej słodkiej skóry, dźwięku śpiewnego głosu i rozkoszy, jaką mu da, gdy będą już nadzy. Czy była to miłość? Nie, zdecydowanie nie. Pragnął Ferti, gdy czuł się niespełniony, nienasycony. Kiedy był z nią, kiedy był w niej, zaspokajał to poczucie niekompletności. Nasycał się nią, jakby się karmił. Czynił to do przesytu, a wtedy odchodził.

*

Cesarzowa Flam oswobodziła się z plątaniny nagich męskich i kobiecych ciał. Wstała z łoża, gdy uczestnicy upojnej nocy już spali. Przywdziała zwiewną szatę i wyszła na pałacowy taras. Była ciepła, gwieździsta noc, a jej ciało wciąż gorące po miłosnych uniesieniach. Kobieta spojrzała z lubością na zachód, gdzie za pasmem gór rozciągało się terytorium imperium Metallum. Przeniosła wzrok na pustynną północ, granicę z królestwem Terra.

– Ferti – wyszeptała głosem pełnym uczucia. – Ligat – dodała równie gorąco. Na wspomnienie swych miłości poczuła w sercu istny żar, który rozlał się po całym jej ciele. Klaszcząc głośno w dłonie, wróciła do sypialnej komnaty. Ponownie zapragnęła się kochać. Kochać do upadłego.

*

Siedząc na skorupie olbrzymiego wodnego żółwia, wpatrywała się w nieprzeniknioną toń prastarego jeziora, o którym powiadano, że nie ma dna, tylko nieskończoną głębię. W tym wodnym bezmiarze księżna Abys odnajdywała spokój. Odsuwała lęk i analizowała kolejne ruchy rozpoczętej przez siebie gry, której wszystkich uczestników postrzegała jedynie jako rozstawione na szachownicy pionki. Była gotowa poświęcić po kolei każdego z nich. Wszelako poza jedną figurą: jej własną osobą.

SZENG – WZRASTANIE

– Baczność! – rozbrzmiał w przestrzeni zdecydowany głos kapitan Ampli. Trzymała włócznię z zieloną wstęgą i namalowanym na niej numerem jeden, oznaczeniem jej regimentu. Kapitan dowodziła dziewięcioma dziewiątkami żołnierzy dominium Lignum. Po dzisiejszym starciu na polach królestwa Terra dziewiątek pod swoim rozkazem doliczyła się już tylko sześciu. Oto prawo krwawej wojny, w której rosnącej liczbie zwycięstw towarzyszyła malejąca liczba tych, którzy mogli je odnosić.

Nagle, wbrew wschodniemu wiatrowi, Ampli poczuła z zachodu podmuch ciepłego powietrza. W mgnieniu oka jej umysł przeanalizował konsekwencje nowego zjawiska. Z jej wąskich ust padła natychmiastowa komenda:

– Włócznie w przyklęku ku zachodowi!

Niemal w tej samej chwili dał się słyszeć rozdzierający przestrzeń skrzek i z popiołów na wypalonej ziemi poderwał się potężny złoty feniks. Ampli przyległa do szeregu włóczni i bacznie obserwowała majestatyczne stworzenie. Feniks rozłożył skrzydła upstrzone rzędami złotych piór i otworzył dziób przeciw jej regimentowi.

– Tarcze! – krzyknęła Ampli, chowając się pospiesznie za stawianą osłoną. Otulił ją gorący podmuch z wyplutych języków ognia. Kiedy temperatura opadła, kobieta wychyliła się. Zwrócony do niej bokiem stwór posyłał snopy ognia w inną stronę.

– Włócznie! Trzy kroki! Salwa! – Ampli wydała komendę i razem z pierwszym szeregiem przebyła podaną odległość. Jej broń znalazła się w deszczu zaostrzonych grotami drzewców, które zasypały powstałego z popiołów feniksa. Padł na ziemię, a w powietrzu znowu uniosły się wibrujące fale jego głosu, tym razem ostatnie – oczy ożywieńca zgasły na dobre.

Nocą jedyna jasność, jaka rozświetlała zwycięski obóz dominium, pochodziła już tylko z gwiazd u góry i z rozpalonych ognisk w dole. Przestrzeń między nimi przywodziła na myśl lustro. Poruszały się w niej wężowym ruchem skrzydlate, szmaragdowe smoki.

Ampli zasiadła w pobliżu wznieconych płomieni. Milczała. Otaczali ją tylko jej podkomendni. Nie należało z nimi rozmawiać. Brzmienie jej głosu mieli znać wyłącznie jako nakaz do natychmiastowego działania. Nie było tu miejsca na poufałość, trywialne rozmowy. W swoim umyśle Ampli także nie poszukiwała wewnętrznego dialogu – ani ze sobą, ani innymi. Kiedy wszystko znajdowało się na właściwym miejscu, a tak właśnie się działo, nie było powodu do roztrząsania żadnych spraw. Cel był prosty – była nim walka. Poza nią na ten czas nie istniało nic innego.

W pewnym momencie doszły do Ampli odgłosy nieśpiesznych kroków. Towarzyszyło im ciche, nostalgiczne pogwizdywanie. Melodia utwierdziła ją w tym, kto nadchodził. Fund. Nie pomyliła się. Kiedy znalazł się koło niej, uśmiechnął się cynicznie, jak miał w zwyczaju. Był to uśmiech, który mógł oznaczać wszystko, więc w sumie nie oznaczał niczego.

Ubrany w ciemnoniebieski płaszcz mężczyzna usiadł obok kapitan na pniaku drewna i odezwał się głosem, którego ton odpowiednio korespondował z wieloznaczną mimiką twarzy:

– Ampli, moja ty Ampli... Jupiter jak zwykle ci sprzyjał. Podobno sam dominator Arbo wypowiedział po bitwie twoje imię. Czy to prawda, pani kapitan? Czy może już pani generał, dowodząca w kolejnym starciu na łuskowatym smoku?

– Czego ode mnie chcesz? – krótko ucięła kobieta i skierowała wzrok na płomienie ogniska.

– Czego? W wielu sprawach możesz okazać się pomocna, chyba się domyślasz...

– Przejdź do rzeczy.

– Ampli, moja ty Ampli... Rodowita córka wschodu, jak zwykle konkretna aż do przesady. – Fund podrapał siwą szczecinę na brodzie i kontynuował: – Zależy ci na udziale w pochodzie dominium w głąb królestwa Terra?

– Tak.

– Tak... Tak też się spodziewałem. Tym radośniej śpieszę donieść, że zostajesz oddelegowana gdzie indziej. Postarałem się o to osobiście. – Kobieta obdarzyła przybyłego mężczyznę lodowatym spojrzeniem intensywnie zielonych oczu. – Jeśli chcesz mi podziękować, wskażę ci drogę do mojego namiotu. – Fund wyszczerzył się lubieżnie.

– O jakim przydziale mówisz?

– To tajna misja w stolicy cesarstwa Ignis.

– Szczegóły?

Mężczyzna złożył w dłoniach Ampli rulon papieru. Rozwinęła go, przechyliła w stronę światła płomieni i z uwagą zaczęła czytać. Jej twarz nie wykazywała żadnych emocji aż do ostatniego wersu, kiedy kwaśno się uśmiechnęła.

– Zgadza się – Fund podchwycił zmianę w jej mimice. – Podpisane przez samego dominatora Arbo. Nie masz odwrotu.

– Przecież tu chodzi o jego córkę. – Kobieta popatrzyła na swego rozmówcę z pewnym niedowierzaniem.

– Nie zadawaj pytań. Wykonuj rozkazy. Czyli rób dokładnie to, do czego cię stworzyłem. – Mężczyzna wstał ociężale i odwrócił się plecami.

– Poczekaj – rzuciła za nim Ampli.

– Tak?

– Moja wioska?

– Rozkwita... Taki zawarliśmy układ, nieprawdaż?

– Dokument, który mi dałeś... Nie ma w nim nic o przywództwie grupy.

– O tym jeszcze nie zdecydowano. Choć dowództwo możesz objąć ty. Wystarczy, że trochę się jednak postarasz. Mój namiot... – Fund zerknął na kobietę przez ramię.

– Chętnie wpadnę.

– Czyżby?

– By poderżnąć ci gardło.

Mężczyzna głęboko westchnął.

– Ampli, moja ty Ampli... Zatem spróbuj zapanować nad swoją dumą. Na okazję wspomnianej misji postaram się, abyś była w niej jedynie szeregową postacią.

Fund owinął się szczelnie płaszczem i odszedł w mrok. Kobieta z powagą odprowadziła go wzrokiem, a otrzymany dokument włożyła w pobliski płomień. Po chwili pozostał z niego tylko czarny popiół.

Nazajutrz, skoro świt, Ampli stawiła się w opisanym w dokumencie miejscu. Znajdowało się koło starego młyna nad brzegiem wąskiej rzeki, na wschód od zwijanego obozowiska armii dominium Lignum.

Kapitan zeskoczyła z rumaka i przywiązała go do drewnianej belki, konstrukcji ze smętnie obracającym się młyńskim kołem. Wkrótce zjawiły się konno dwie kobiety będące szeregowymi żołnierzami wojsk dominium. Ten prosty wniosek płynął z ich ubioru, czyli ciemnozielonych mundurów. Przybyłe kobiety zasalutowały Ampli w nieco jaśniejszym, kapitańskim uniformie. Nikt się nie odzywał, cała trójka zachowywała powagę. Po dłuższym czasie na parze białych wierzchowców pojawili się pozostali uczestnicy misji. Kobieta i mężczyzna w luźnych błękitnych szatach, typowych dla przedstawicieli północnego księstwa Aqua. Mężczyzna z pewną wyższością w głosie oświadczył:

– Nazywam się Liqur i dowodzę powierzoną nam misją. Moja zastępczyni zwie się Unda. – Wskazał na swoją towarzyszkę i dodał – przebierzecie się w stroje kapłanek z imperium Metallum. Ja za strażnika z tegoż władztwa. Zostaliście już zaznajomieni z zadaniem, jakie otrzymaliśmy. Każde z was wie dokładnie tyle, ile potrzeba, nie oczekuję więc zbędnych pytań. Po prostu wykonujcie rozkazy. Należycie do dominium, nie powinniście mieć z tym kłopotu.

Grupa pięciu jeźdźców rozpoczęła podróż na południe ku granicy z cesarstwem Ignis. Przywdziali białe, obcisłe szaty, w tym turbany o takim samym kolorze, by zakryć pasemka zielonych i niebieskich włosów.

Tymczasem to, że wyprawie przewodzili przedstawiciele księstwa Aqua, nie zaskoczyło Ampli. Prawdopodobne było również, że ona sama wraz z dwójką żołnierzy została tu dokooptowana do odwalenia brudnej roboty. Ta wydała się Ampli wyjątkowo brudna, jak wywnioskowała z treści rozkazów. Kapitan była jednak żołnierzem. Jej powinność stanowiło po prostu wykonywanie poleceń.

LATO

MENG – MŁODZIEŃCZE NIEDOŚWIADCZENIE

– Och! Arden! Jesteś najgorętszy! Ogierze! Tak, bierz mnie! Jeszcze! Mocniej! To już! Och! – Rudowłosa kobieta wygięła ciało w łuk i wpiła rozczapierzone palce w czerwone prześcieradło. Jej usta otworzyły się szeroko. – Och! Aaarden! – Z jej piersi wydarł się pełen ekstazy krzyk. Jej kochanek tylko na to czekał i w upojeniu sam doszedł do swego spełnienia. Doprawdy wielce był rad z ponownych odwiedzin cesarskiej stolicy, a w niej niezwykle ognistych kobiet.

Jakiś czas