Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ostatni proces Kafki - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
27 marca 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Ostatni proces Kafki - ebook

Gdy Franz Kafka zmarł, jego przyjaciel Maks Brod sprzeniewierzył się ostatniej woli pisarza i nie spalił jego manuskryptów. Zamiast tego w 1939 roku, w przededniu wojny, uciekł z nimi do Palestyny i poświęcił resztę życia kanonizowaniu Kafki na najbardziej proroczego kronikarza XX wieku. Zdradzając przyjaciela, Brod dwukrotnie uratował jego spuściznę – najpierw od zniszczenia, a potem od zapomnienia. Gdy 70 lat później spadkobierczynie Broda postanawiają rękopisy Kafki sprzedać, między Niemcami i Izraelem rozpoczyna się prawna batalia o to, do kogo właściwie należy twórca Procesu. Ta książka to portret dwóch nietypowych przyjaciół: geniusza, któremu się nie wiodło, i wziętego wyrobnika literatury. To także historia ucieczki przed nazistami, barwny obraz początków izraelskiego państwa oraz relacja z procesu między dwoma krajami, które mają obsesję na punkcie traum z przeszłości.

„Obawiałem się, że to będzie kolejna książka, która z Kafki uczyni lokaja dźwigającego walizki z wyobrażeniami autora na jego temat. Nic z tych rzeczy; Benjamin Balint stworzył fascynującą, niezwykle wyważoną i delikatną opowieść, wzór dla dziennikarstwa humanistycznego. Dzięki niej łatwiej pojąć, że prawo jest najbardziej fantastyczną materią do rozważań o naszym życiu, o języku, Bogu i o tożsamości. Świetna, lecz przede wszystkim poruszająca, ważna lektura. No i ten tragikomiczny Maks Brod, człowiek pochodnia i człowiek cień, też nie do rozgryzienia” – MAREK BIEŃCZYK

„Kafka nigdy nie był tylko pisarzem. Był i wciąż jest symbolem, na który składają się niemal wszystkie – przepowiedziane przez niego – napięcia i konflikty ostatniego stulecia. Książka Balinta uświadamia nam smutną prawdę: jeśli walka o rękopisy autora Procesu przyjęła tak na poły groteskową, na poły przerażającą postać, to dlatego, że owe napięcia i konflikty wciąż podskórnie determinują naszą jednostkową i zbiorową egzystencję” – GRZEGORZ JANKOWICZ, dyrektor programowy Festiwalu Conrada, redaktor serii Dzieła Franza Kafki

Kategoria: Reportaże
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-268-2849-2
Rozmiar pliku: 720 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Dla Kariny

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Ostatnia instancja

Sąd Najwyższy Izraela, ulica Shaarei Mishpat 1, Jerozolima,
27 czerwca 2016 roku

„Słowo «być» ma w języku niemieckim dwa równoważne znaczenia: bycie tutaj i bycie Jego własnością”
– Franz Kafka, Aforyzm 46^()

Pewnego letniego ranka w Jerozolimie osiemdziesięciodwuletnia Eva Hoffe siedziała ze splecionymi dłońmi na gładko wypolerowanej drewnianej ławie we wnęce wysoko sklepionego holu Sądu Najwyższego Izraela. Przyjaciel, który przybył, aby ją wesprzeć, przed rozpoczęciem rozprawy dla zabicia czasu przeglądał strony dziennika „Ma’ariv”. Eva zasadniczo unikała prasy. Nie mogła ścierpieć steku kłamstw, które rozpuszczali dziennikarze zdecydowani zrobić z niej ekscentryczną kociarę, oportunistkę łaknącą szybkiego zarobku na skarbach kultury zbyt cennych, by można je było pozostawić w prywatnych rękach. Uwagę Evy zwrócił jednak nagłówek wydrukowany dużą czerwoną czcionką na pierwszej stronie gazety. „Oddali na aukcję nawet pukiel włosów Davida Bowiego”, odezwała się z wyraźną nutą oburzenia w głosie. „Tak, zupełnie jakby to była święta relikwia”, odpowiedział jej towarzysz.

Tego dnia sędziowie mieli przesądzić o losie relikwii nieco innego rodzaju. Trzy miesiące wcześniej, 30 marca 2016 roku, Eva dowiedziała się, że Sąd Najwyższy rozpatrzy jej sprawę „z uwagi na społeczną doniosłość powództwa”. Co dziwne, Eva nie odnalazła interesującego ją postępowania na wokandzie. Na cyfrowym monitorze w hali głównej tuż przy wejściu do Sądu Najwyższego widniała jedynie informacja o rozprawie w procesie „anonim przeciwko anonimowi”.

Eva przybyła na miejsce prawie godzinę przed czasem i być może przegapiła po drodze monitor. Dzisiaj jednak nie mogła liczyć na anonimowość, nieważne, jak gorliwie pragnęła jej pociechy. Ośmioletnia batalia prawna wchodziła w fazę kulminacyjną. Prasa izraelska i międzynarodowa obszernie opisywały wcześniejsze etapy procesu – gęste od dylematów prawnych, etycznych i politycznych – gdy rozprawy odbywały się w Sądzie Rodzinnym w Tel Awiwie (od września 2007 roku do października 2012 roku) oraz w Sądzie Okręgowym w Tel Awiwie (od listopada 2012 roku do czerwca 2015 roku). Od samego początku chodziło o konflikt między prawem własności a interesami dwóch państw. Zasadnicze pytanie brzmiało: czy dorobek praskiego, lecz niemieckojęzycznego pisarza Maksa Broda (1884–1968) w pełni należał do Evy Hoffe, czy raczej powinien przypaść Bibliotece Narodowej Izraela, czy też byłoby mu najlepiej w Niemieckim Narodowym Archiwum Literatury w Marbach am Neckar (Deutsches Literaturarchiv Marbach)? Stawkę w tej grze stanowiło coś więcej niż tylko spuścizna po Maksie Brodzie, niegdysiejszej osobistości życia kulturalnego Europy Środkowej. Brod był bowiem przyjacielem, redaktorem i wykonawcą testamentu literackiego innego praskiego pisarza, którego nazwisko samo w sobie uchodzi za synonim nowoczesnej literatury europejskiej: Franza Kafki.

Do majątku Broda należały nie tylko jego osobiste rękopisy, lecz także archiwum Franza Kafki zachowane na arkuszach papieru tak delikatnych i kruchych jak jesienne liście. Dziewięćdziesiąt dwa lata po śmierci Kafki oczekiwano, że manuskrypty te pozwolą rzucić nowe światło na osobliwy świat twórcy, który stworzył niepowtarzalny, natychmiast rozpoznawalny styl surrealnego realizmu i nakreślił nim najbardziej oryginalne i zarazem przejmujące dwudziestowieczne opowieści o absurdzie, dezorientacji i bezosobowej tyranii; twórcy tak wybitnego, że jego nazwisko stało się przymiotnikiem. Na niezwykłą historię przejścia owych manuskryptów w ręce rodziny Hoffe składały się perypetie nieznanego wówczas, lecz obdarzonego geniuszem pisarza, którego ostatnie życzenie zdradził jego najbliższy przyjaciel; dramatyczna ucieczka przed nazistami u zatrzaskujących się wrót Europy; romans między uchodźcami ugrzęzłymi w Tel Awiwie; a także dwa państwa, których obsesje na punkcie przezwyciężenia dawnych traum dobitnie dały o sobie znać tego dnia w Sądzie Najwyższym. Przede wszystkim jednak rozprawa doprowadziła do postawienia innego, nadzwyczaj istotnego pytania: do kogo właściwie należy Kafka?

Eva, która znalazła się w oku tego cyklonu, urodziła się w Pradze 30 kwietnia 1934 roku, z grubsza dziesięć lat po tym, jak Kafka spoczął na tamtejszym cmentarzu żydowskim. Miała pięć lat, kiedy uciekła z opanowanego przez nazistów miasta wraz ze swoimi rodzicami, Esther (Ilse) i Ottonem Hoffe, oraz starszą siostrą Ruth. Eva pozwoliła mi obejrzeć zdjęcia jej matki Esther – jako młodej piękności przechadzającej się po Pradze z psem, dogiem niemieckim nazwanym Tasso po XVI-wiecznym włoskim poecie najlepiej znanym z eposu Jerozolima wyzwolona z 1581 roku. „Jednemu z moich kotów także dałam na imię Tasso”, podkreśliła Eva.

Po przybyciu do Palestyny Eva uczęszczała do szkoły w Gan Shmu’el, kibucu znajdującym się nieopodal miasta Hadera w północnej części kraju. Następnie do piętnastego roku życia pobierała nauki w szkole rolniczej z internatem we wsi młodzieżowej Ben Szemen (Ben Shemen Youth Village) w Dystrykcie Centralnym Izraela. Artystka Noemi Smilansky (1916–2016), ulubiona tamtejsza nauczycielka Evy, wzięła dziewczynę pod swoje skrzydła. Mimo to czas spędzony w Ben Szemen był dla Evy okresem dręczącego osamotnienia. „Cierpiałam z powodu straszliwej tęsknoty za domem i płakałam niemal każdej nocy”, wyznała. W 1948 roku, po wybuchu pierwszej wojny izraelsko-arabskiej nazywanej przez Izraelczyków wojną o niepodległość, kiedy wojska Legionu Arabskiego otoczyły wieś młodzieżową Ben Szemen, Evę wraz z pozostałymi młodymi ludźmi ewakuowano stamtąd w opancerzonych autobusach.

Po wojnie Eva pełniła służbę w Siłach Obronnych Izraela w jednostce działającej w ramach programu Nahal (takie jednostki pod dowództwem Korpusu ds. Edukacji i Młodzieży łączyły służbę wojskową z ochotniczą działalnością społeczną, organizowaniem lokalnych społeczności oraz pracami rolniczymi). Po zakończeniu służby zdecydowała się studiować muzykologię w Zurychu. Jednak zanim ją ukończyła, wróciła do Izraela w 1966 roku, między innymi po to, żeby zaopiekować się ojcem, który obawiał się rychłego wybuchu konfliktu między Izraelem a sąsiadującymi z nim państwami arabskimi. „Nękał go potworny strach przed wojną”, opowiadała. „Obawiał się, że zwyczajnie dorżną nas wszystkich”.

Latem 1967 roku wybuchła nowa wojna izraelsko-arabska, zwana sześciodniową. Codziennie przez owych sześć dramatycznych dni Eva wychodziła do Café Kassit przy ulicy Dizengoffa w Tel Awiwie i tam sączyła espresso przy jednym z małych stolików rozstawionych pod lokalem. Lubiła tak przesiadywać pod sześcioma obrazami marionetkowych arlekinów i muzyków, które Yosl Bergner namalował z myślą o frontowej ścianie kawiarni. Lokal służył za miejsce spotkań i plotek dla długowłosych przedstawicieli miejscowej bohemy, wymizerowanych intelektualistów, drobnych handlarzy i wysokich rangą oficerów takich jak Mosze Dajan. (Major Ariel Szaron, późniejszy premier Izraela, któregoś razu zganił pewnego podoficera: „Spędzasz wolny czas w Kassit i rozprawiasz o wszystkim, opowiadasz o naszych tajnych operacjach dziennikarzom «Haolam Hazeh»”^() ). Każdy był tu kimś – jak to ujął wspomniany Uri Awneri, który należał do stałych bywalców kawiarni – „ocierał się tam o wszystkich innych liczących się gości i w samym takim ocieraniu już była pewna inspiracja”. Z Café Kassit Eva codziennie przynosiła do domu strzępki zasłyszanych rozmów oraz bieżące informacje na temat rozwoju działań wojennych. Jej ojciec z niedowierzaniem przyjmował doniesienia o izraelskich zwycięstwach.

Po wojnie sześciodniowej Eva zaczęła prowadzić zajęcia z muzyki i rytmiki dla pierwszo- i drugoklasistów, znajdując uciechę w ich improwizacjach. W następnym roku poniosła jednak podwójną stratę: najpierw zmarł jej ojciec, a niespełna pięć miesięcy później odszedł pisarz Maks Brod, imigrant z czeskiej Pragi, który był dla niej niczym drugi ojciec. Eva nie potrafiła już odnaleźć przyjemności w muzykowaniu ani w nauczaniu.

Gdy była pogrążona w żałobie, izraelski poeta i pieśniarz Chaim Chefer, kolejny z bywalców Café Kassit, zarekomendował ją do pracy w El Al, izraelskich liniach lotniczych. Przez mniej więcej trzydzieści lat służyła jako członkini personelu naziemnego. „Nie chciałam pracować na pokładzie samolotu”, stwierdziła, „ponieważ wolałam być blisko mojej matki”. Zamiast latać, odnajdywała niemal dziecięcy zachwyt w przysłuchiwaniu się rykowi samolotowych silników, przypatrywaniu się pracy obsługi naziemnej, a zwłaszcza sygnalistów w jaskrawych, odblaskowych kamizelkach ochronnych i redukujących hałas nausznikach, którzy wymachiwali świecącymi pałkami, by poprowadzić samolot na odpowiednie stanowisko. Na emeryturę przeszła w 1999 roku, w wieku sześćdziesięciu pięciu lat.

Przez wszystkie lata pracy w El Al Eva nigdy nie miała ochoty polecieć do Niemiec. „Nie potrafiłam wybaczyć”, stwierdziła. Nigdy też nie wyszła za mąż. „Kiedy usłyszałam, jak zgryźliwie Felix Weltsch mówił o swojej żonie Irmie, wiedziałam, że nie chcę nigdy wziąć ślubu”. Pogodziwszy się z bezdzietnością, zdecydowała się wieść życie w swoistej symbiozie z matką, Esther – oraz swoimi i jej kotami – w niedużym, zagraconym mieszkaniu przy ulicy Spinozy w Tel Awiwie.

Eva Hoffe obracała się w kręgach miejscowych intelektualistów – do grona jej przyjaciół należeli między innymi urodzony w Berlinie poeta hebrajski Natan Zach i artysta Menasze Kadiszman – ale sama nie pretendowała do miana intelektualistki. Wyznała mi zresztą, że nie przeczytała zbyt wielu książek Broda. Eva nie miała dzieci; jej potrzeby zaspokajała grupa oddanych przyjaciół, którzy ją hołubili. Trzech z nich przesiadywało z nią teraz w zakamarku holu Sądu Najwyższego, czekając na rozpoczęcie rozprawy. „Cokolwiek się stanie”, przestrzegł ją ten, który trzymał gazetę, „nie odzywaj się ani słowem; żadnych wybuchów”. Eva skinęła głową i ujęła własną frustrację w cudze słowa. „Gdyby Maks Brod wciąż żył”, rzuciła pod nosem, „przyszedłby do sądu i zawołał: Jetzt Schluss damit! (z niem. Dość już tego!)”.

Pewna izraelska powieściopisarka powiedziała mi, że uważała Evę Hoffe za „wdowę po duchu Kafki”. Tymczasem Eva, dręczona perspektywą wydziedziczenia, nabrała kafkowskiego zwątpienia w przejrzystość działań wymiaru sprawiedliwości. W słynnym Procesie – niedokończonej powieści Kafki, którą już po śmierci autora zredagował i opublikował właśnie Maks Brod – stryj głównego bohatera, Józefa K., mówi mu: „Ktoś z takim procesem już przegrał z kretesem”^(). Dziś Eva dawała do zrozumienia, że łamie się pod ciężarem podobnej rozpaczy. „Gdyby to był konkurs przeciągania liny, nie miałabym najmniejszych szans”, orzekła. „Staję tutaj przeciwko ogromnie potężnym przeciwnikom, wprost ogromnie”. Odnosiła się w tych słowach do państwa Izrael, które twierdziło, że sporne rękopisy, odziedziczone przez matkę Evy po najbliższym przyjacielu Kafki, nie należą do niej, lecz do Biblioteki Narodowej w Jerozolimie.

Wrzawa towarzysząca poprzedniej rozprawie już ustąpiła i zapanował większy spokój. Nadszedł czas, żeby na salę rozpraw weszła Eva, z twarzą wyraźnie pobladłą, ale i zdradzającą czujność. „Jeśli chodzi o mnie”, rzekła Eva, przeciskając się przez ciężkie drzwi, które wiodły z holu na salę rozpraw, „słowa «sprawiedliwość» i «uczciwość» zniknęły z mojego słownika”.

W Procesie Kafki w sądowych pomieszczeniach panuje półmrok. Sala sądu w Jerozolimie dla kontrastu przypominała wysoko sklepioną kaplicę, której niczym nieprzystrojone, surowe ściany rozjaśniało naturalne światło. Nie było tu zdobień, żadnych złoceń, żadnego blichtru. Prostokątna budowla ufundowana przez mieszkającą w Londynie filantropkę Dorothy de Rothschild została wybudowana z lokalnego kamienia. Budowlę wieńczy pokryta miedzianą blachą piramida inspirowana wyglądem grobowca biblijnego proroka Zachariasza, pomnika starożytnej historii wyciosanego w litej skale Doliny Cedronu.

Dziewięciu prawników w czarnych szatach zasiadało przy półokrągłym stole. Zebrali się, żeby wyartykułować roszczenia trzech – niekoniecznie równorzędnych – stron prawnego sporu: przedstawicieli Biblioteki Narodowej Izraela (którzy mieli przewagę, nazwijmy to, własnego boiska, jako że wszystkie etapy procesu rozgrywano w Izraelu); reprezentantów Niemieckiego Narodowego Archiwum Literatury w Marbach (którzy z kolei mieli przewagę w postaci ogromnych zasobów finansowych, jakimi nie dysponowała żadna z pozostałych stron); oraz Evy Hoffe (która przynajmniej na razie posiadała skarb upragniony przez pierwszych i drugich). Wszyscy uczestnicy zaczęli ze sobą polemizować z wykorzystaniem wszelkich środków prawnych i jednocześnie każdy (w odpowiednim czasie również sędziowie) starał się lawirować między dwoma retorycznymi rejestrami: prawniczym i symbolicznym. Postępowanie miało rzucić nowe światło na kwestie o żywotnym znaczeniu dla Izraela i Niemiec oraz dla wciąż trudnych i delikatnych relacji między oboma państwami. Zarówno archiwum z Marbach, jak i Biblioteka Narodowa Izraela zaakcentowały w sądzie troskę o narodową przeszłość (choć zrobiły to w bardzo różny sposób); obie strony starały się wykorzystać Kafkę jak cenną zdobycz dla uhonorowania owej przeszłości, tak jakby pisarz był narzędziem budowy narodowego prestiżu.

Prawnicy, odwróceni plecami do rzędów publiczności, stali naprzeciwko trzech sędziów zasiadających na podwyższonym podeście: Yorama Danzigera (wcześniej doskonałego adwokata) po lewej stronie, Elyakima Rubinsteina (byłego prokuratora generalnego) pośrodku oraz Zviego Zylbertala (wcześniej orzekającego w Sądzie Okręgowym w Jerozolimie) po prawej. Właśnie ci ludzie mieli za zadanie ocenić zasadność poszczególnych roszczeń.

Eva zasiadała samotnie w pierwszym rzędzie. Kilka miesięcy wcześniej miałem okazję spotkać ją na telawiwskiej ulicy Ibn Gvirola, niedaleko jej mieszkania. Wówczas wędrowała po mieście, jak się zdawało, beztrosko i bez żadnego towarzystwa. Dzisiaj zaś na jej twarzy, naznaczonej przebarwieniami, malował się wyraz niezmąconej uwagi i przenikliwości. Zajęła miejsce w ławie tuż za swoim adwokatem Elim Zoharem, śmiałym procesualistą, a do tego człowiekiem świetnie ustosunkowanym, który reprezentował rozmaitych członków zarządów firm, wysokiej rangi oficerów Sił Obronnych Izraela, wpływowych ludzi z kręgów izraelskiego przemysłu wojskowego czy osoby należące do Shabak (czyli Służby Bezpieczeństwa Ogólnego zajmującej się kontrwywiadem i bezpieczeństwem wewnętrznym). Z niezbyt wielkim powodzeniem reprezentował również byłego premiera Izraela Ehuda Olmerta. (Olmert, skazany za nadużycie zaufania w 2012 roku oraz przyjmowanie łapówek w 2014, w lutym 2016 roku rozpoczął odbywanie kary dziewiętnastu miesięcy więzienia). Eva w ciągu ośmiu lat kilka razy zmieniała adwokatów: zanim ostatecznie zdecydowała się na Zohara, reprezentowali ją w różnych okresach: Yeshayahu Etgar, Oded Cohen i Uri Zfat. Eva powiedziała mi, że ustanowiła na swoim mieszkaniu zastaw, aby Zohar otrzymał wynagrodzenie w razie jej śmierci przed końcem procesu.

Zohar, z rzednącymi włosami sczesanymi na bok i czarną togą, która zwisała idealnie prostopadle do wypolerowanej posadzki, chrząknął i przemówił bez przesadnej kurtuazji – w sposób raczej prostolinijny niż popisowy. Rozpoczął swoje wystąpienie od stwierdzenia, że sąd nie musi podejmować żadnej decyzji. W istocie bowiem rozstrzygnięcie zapadło już przed czterdziestu laty. Kiedy Franz Kafka zmarł na gruźlicę w 1924 roku, miesiąc przed swoimi czterdziestymi pierwszymi urodzinami, jego najbliższy przyjaciel i orędownik Maks Brod – który sam był płodnym i uznanym pisarzem – zdecydował nie wypełniać ostatniej instrukcji Kafki, by spalić wszystkie pozostałe po nim rękopisy, dzienniki i listy – bez ich czytania. Zamiast tego Brod zachował wspomniane pisma i poświęcił resztę swojego życia na to, by wynieść Kafkę na piedestał jako najbardziej proroczego i niepokojącego kronikarza XX stulecia. Kiedy Brod zmarł w Tel Awiwie w 1968 roku, wspomniane rękopisy trafiły w ręce jego sekretarki i powierniczki Esther Hoffe, matki Evy.

W 1973 roku, pięć lat po śmierci Broda – kontynuował Zohar – Izrael pozwał Esther Hoffe, oskarżając ją o posiadanie rękopisów Kafki, które odziedziczyła. Sprawę skierowano do Sądu Okręgowego w Tel Awiwie i zajmował się nią sędzia Yitzhak Shilo. W styczniu 1974 roku sędzia Shilo uznał, że ostatnia wola Broda „pozwala pani Hoffe za życia rozporządzać tym majątkiem wedle jej własnej woli”.

Przywołując ten precedens, Zohar przed obliczem sądu przekonywał, że bieżące postępowanie było – jeśli wolno mu tak z całym szacunkiem stwierdzić – niepotrzebne. Nie było powodu, by ponownie rozsądzać sprawę, która przyznała Esther prawo do tego, co już i tak znajdowało się w jej posiadaniu.

Ten argument nie zrobił wielkiego wrażenia na sędzim Rubinsteinie. Z manierą godną dyrektora szkoły oraz wyrazistą aurą wszechwiedzy i pełni kompetencji sędzia szybko uporał się z postulatem Zohara. „Proszę, żeby pan mimo wszystko chwycił byka za rogi. Nie możemy poświęcać zbyt wiele czasu wyrokowi sędziego Shilo, który jest nam znany. Proszę zatem przejść dalej”.

Niewzruszony tym Zohar postanowił spróbować innej taktyki: dlaczego – zapytał – majątki Kafki i Broda miałyby trafić do Biblioteki Narodowej Izraela, instytucji, której ewidentnie brakowało ekspertów zdolnych do rzetelnego rozeznania się w dziedzinie literatury niemieckiej?

Prawdziwym problemem – wtrącił sędzia Zylbertal z prawego krańca podestu – nie jest to, czy biblioteka potrafi zapewnić ekspertów, lecz to, czy może w odpowiedni sposób przechować te materiały i udostępnić je naukowcom, którzy zechcieliby do nich zajrzeć.

Głos zabrał adwokat Yossi Ashkenazi, wyznaczony przez sąd zastępca wykonawcy testamentu Maksa Broda, młodszy i gładszy w obejściu niż Zohar, jednocześnie wypowiadający się w mniej zawiły sposób. Brod pozwolił Esther Hoffe zadecydować, jak i komu przekaże rękopisy – przekonywał – ale nie przekazał tego samego prawa jej spadkobiercom. Innymi słowy, Brod „nie chciał, żeby jej córki zajmowały się tą sprawą”.

Eva spuściła swoje niebieskie oczy i pokręciła głową, jej długie włosy zakołysały się lekko. Poza tym jednak powstrzymała jakiekolwiek oznaki poirytowania.

W tym momencie z prawego kąta sali wystrzelił adwokat Meir Heller, człowiek o łysej niczym armatni pocisk, a do tego wypolerowanej na wysoki połysk głowie. Heller, który reprezentował Bibliotekę Narodową Izraela w trakcie całej ośmioletniej batalii prawnej, ruszył jak do bijatyki. Obwiniał Esther Hoffe o to, że uniemożliwiała naukowcom dostęp do manuskryptów, które trzymała pod kluczem przez całe dziesięciolecia. Jednocześnie radził sądowi, żeby położył kres tej niedopuszczalnej sytuacji. Adwokat podkreślił, że każdego roku do Biblioteki Narodowej zgłaszały się setki naukowców, aby przeglądać osobiste materiały tysięcy żydowskich pisarzy, których archiwa owa instytucja przechowywała. Wyraził też nadzieję, że dokumenty Kafki ocalone przez Broda wkrótce znajdą tam najwłaściwsze miejsce. Trudno było nie dostrzec podtekstu jego wypowiedzi: Kafka, autor żydowskiej literatury, nawet jeśli zapisanej w nieżydowskim języku, należy jednak do państwa żydowskiego.

„Próby przedstawiania Kafki jako żydowskiego pisarza to niedorzeczność”, tłumaczyła mi pewnego razu Eva. „Nie kochał wcale swojego żydowskiego pochodzenia. Pisał z serca, słowa wypływały z jego głębi. Nie prowadził dialogu z Bogiem”. Ale nawet ci, którzy uznają go za żydowskiego pisarza – podkreślała – nie mogą z tego w żaden uprawniony sposób wywodzić czegokolwiek na temat „odpowiedniego domu” dla jego literackiej spuścizny. „Archiwum Natana Altermana znajduje się w Londynie, natomiast Yehudy Amichaja w New Haven”, dodała, odnosząc się do dwóch spośród kilku najbardziej ukochanych poetów Izraela. „Jakim prawem archiwum żydowskiego pisarza musiałoby pozostać w Izraelu?”. Gdy mówiła, dostrzegłem, jak zmienia się jej głos między słowami „kochać” i „prawo”^().

Oczywiście Amichaj cieszył się luksusem decydowania za życia, gdzie po jego śmierci powinny się znaleźć jego archiwalia. Brod nie mógł już powiedzieć nam o swoich preferencjach nic. Pośmiertne rozporządzanie majątkiem literackim (niem. Nachlässe) to nie to samo co nabywanie materiałów od żywych autorów (niem. Vorlässe). Ale w przypadku Evy Hoffe można było mówić o innych precedensach. Na przykład brytyjski powieściopisarz Kingsley Amis (1922–1995) stwierdził niegdyś, że irytuje go pomysł, iż rękopisy brytyjskich autorów powinny pozostawać w Wielkiej Brytanii. Nie roztkliwiał się również nad tym, że jego manuskrypty opuszczają Anglię:

Sprzedam dowolny z moich rękopisów temu, kto zaoferuje największą kwotę, zakładając, że oferent będzie miał odpowiednią renomę. A przy tym z całą pewnością nie będę w jakikolwiek sposób uprzedzony do kraju pochodzenia takiego oferenta. Nie wydaje mi się bardziej osobliwe to, że Tate Gallery ma sporą kolekcję (dajmy na to) obrazów Moneta, niż to, że Uniwersytet w Buffalo ma zbiór (dajmy na to) rękopisów Roberta Gravesa .

W 1969 roku Amis sprzedał półtorej skrzyni swoich rękopisów ośrodkowi badań humanistycznych Harry Ransom Humanities Center w Teksasie^(). Piętnaście lat później sprzedał pozostałą część swoich archiwaliów oraz prawa do przyszłych manuskryptów bibliotece Huntington Library w San Marino w Kalifornii (co ciekawe, ta sama amerykańska biblioteka ma jedną z najwspanialszych na świecie kolekcji wczesnych wydań dzieł innego wybitnego pisarza angielskiego: Williama Szekspira).

Cztery dni przed przesłuchaniem w Sądzie Najwyższym w Jerozolimie niemieccy parlamentarzyści w Berlinie dali przykład na to, jak europejskie państwa usiłują ograniczyć tego rodzaju transakcje. 23 czerwca 2016 roku Bundestag przyjął kontrowersyjne prawo ochrony dziedzictwa kulturowego mające na celu zatrzymanie w Niemczech dzieł uznawanych za „skarby narodowe” (definiowane jako „dobra narodowej kultury o istotnym znaczeniu dla narodu”, których wywiezienie z kraju spowodowałoby „znaczącą stratę”). Jak tłumaczyła Monika Grütters, minister ds. kultury i mediów Republiki Federalnej Niemiec: „Naród niemiecki ma obowiązek gromadzić i zachowywać swoje dobra kulturowe”. Grütters odrzuciła obawy, jakoby ustawa miała zostać wykorzystana do „nacjonalizacji” dzieł niemieckiej sztuki i literatury znajdujących się w prywatnych rękach. Podkreśliła przy tym: „Według mnie ochrona to nie to samo co wywłaszczanie”.

Podczas gdy prawnicy zasiadający w sali rozpraw izraelskiego sądu debatowali, gdzie kończy się ochrona, a zaczyna wywłaszczanie, stało się jasne, że roszczenia Izraela starającego się uznać Kafkę za żydowskiego twórcę zależały nie tylko od ewentualnego stwierdzenia żydowskiego pochodzenia pisarza i jego żydowskości, lecz także od zdefiniowania go przez to, czym nie jest – innymi słowy, od stwierdzenia, że nie jest niemieckim „skarbem narodowym”.

Meir Heller usiadł na swoim miejscu, a do sądu zwrócił się adwokat Sa’ar Plinner, przemawiając tyleż zwięźle, co rzeczowo. Jego klientem było Niemieckie Narodowe Archiwum Literatury w Marbach pod kierownictwem Ulricha Raulffa, które pragnęło uzupełnić swoje światowej klasy zbiory materiałów prominentnych pisarzy o Kafkę i Broda. Plinner wyznał mi potem, że otrzymał od Raulffa precyzyjne instrukcje, co ma mówić i czego nie powinien, aby poprzeć prawo Evy Hoffe do sprzedaży ich literackiej spuścizny Niemcom. Zasadniczo archiwum w Marbach podkreślało, że w Niemczech Kafka mógłby liczyć na uniwersalny odbiór (a więc z obiektywnego punktu widzenia „osoby znikąd”, o ile w ogóle było to możliwe), natomiast w Izraelu, gdzie niektórzy są skłonni redukować Kafkę wyłącznie do bycia twórcą żydowskim, byłby odczytywany w sposób bardziej zaściankowy i specyficzny.

Dyrektorzy Niemieckiego Narodowego Archiwum Literatury w Marbach, doskonale świadomi tego, że na wcześniejszych etapach procesu poczynali sobie w pewnym stopniu nietaktownie, pragnęli w tym decydującym momencie zachować większy umiar i postępować delikatniej. Dlatego też zgodnie z otrzymanymi instrukcjami Plinner jedynie podkreślił, że ze względu na obfitość materiałów wcześniejsze próby dokonania inwentaryzacji majątku Maksa Broda były niekompletne. „Obecnie nie sądzę, by ktokolwiek tak naprawdę wiedział, co tam właściwie jest”, orzekł.

Przed upływem godziny sędzia Rubinstein postanowił zamknąć rozprawę. Podobnie jak jego dwaj koledzy po fachu udał się do swojego gabinetu. Eva w towarzystwie przyjaciół niespokojnie przechadzała się po sądowym holu. „Kiedy zapadnie werdykt?”, ktoś zapytał. Jeden z asystentów Eliego Zohara odpowiedział słowami średniowiecznego komentatora Biblii Rashiego: „Istnieje taka przyszłość, która oznacza nasze jutro – tłumaczył Rashi – oraz istnieje taka przyszłość, która oznacza przyszłe życie”^().

Tymczasem nieskora do okazywania szacunku Eva zauważyła, że Eli Zohar najwyraźniej cierpiał wskutek letniego przeziębienia. „Nie był dzisiaj w najlepszej formie”, oznajmiła. Najwyraźniej chciała dać wszystkim do zrozumienia, że potrafi wytrzymać tak wielką presję, że jest zbudowana z twardszego materiału. Gdy opuszczała hol, by skierować się do pieszej kładki łączącej gmach Sądu Najwyższego z gwarnym centrum handlowym po drugiej stronie, rzuciła na odchodne: „Mimo wszystko mam nadzieję wbrew wszelkiej nadziei. Koniec końców, nazywam się Hoffe (z niem. mam nadzieję)”.

Kiedy odeszła, pomyślałem o Kafkowskiej parafrazie znanej łacińskiej sentencji, która mówiła o nieustępliwości: dum spiro spero – dopóki oddycham, mam nadzieję. Maks Brod w biografii Franza Kafki swojego autorstwa relacjonuje pewną rozmowę, w której Kafka zasugerował, że ludzkie istoty być może są niczym więcej jak tylko „nihilistycznymi myślami, budzącymi się w głowie Pana Boga”. Brod zapytał wówczas: „Więc nie ma nadziei poza obrębem naszego świata?”. Kafka odparł: „Jest wiele nadziei – dla Boga – nieskończenie wiele nadziei – tylko nie dla nas”^(). I kiedy niewielka postać Evy znikała już w oddali, zastanawiałem się, czy Kafka – z jego „wielką pasją, by uczynić siebie kimś nieznaczącym”, jak to ujął inny wyborny niemieckojęzyczny pisarz żydowski Elias Canetti – wzdrygnąłby się na myśl o żądzy zawłaszczenia i posiadania, jaką przejawiali uczestnicy procesu. Może zechciałby przypomnieć nam, że to, co posiadamy, może nas zatruwać, ale nawet bardziej może nas zatruwać to, czego nie posiadamy?Przypisy

Franz Kafka, Aforyzmy z Zürau, tłum. Artur Szlosarek, EMG, Kraków 2007, s. 59.

Cyt. za: Uri Dan, Ariel Sharon: An Intimate Portrait, Palgrave Macmillan, London 2006, s. 22.

Franz Kafka, Proces, tłum. Jakub Ekier, Świat Książki/Bertelsmann Media, Warszawa 2008, s. 87.

Nabycie archiwum Yehudy Amichaja przez bibliotekę Beinecke Rare Book and Manuscript Library działającą przy Uniwersytecie Yale, zatwierdzone w 1998 roku przez izraelskiego urzędnika państwowego, archiwistę Evyatara Friesela, wywołało powszechne oburzenie w Izraelu, kiedy sprawa sprzedaży trafiła do wiadomości publicznej po śmierci Amichaja w 2000 roku. „Jacy ludzie są zdolni do wyzbywania się takich skarbów kultury jak to archiwum?”, pytał znany izraelski poeta Natan Yonatan. Rafi Weiser, ówczesny dyrektor działu rękopisów Biblioteki Narodowej w Jerozolimie, stwierdził: „Prawdopodobnie mogliśmy zapobiec finalizacji tej umowy poprzez przekazanie mediom informacji o zamiarach Amichaja. Presja publiczna z całą pewnością przyczyniłaby się do udaremnienia tej sprzedaży. Postanowiliśmy jednak uszanować jego wolę i nie nagłaśniać całej sprawy”.

W 2014 roku Harry Ransom Humanities Center przy Uniwersytecie Teksańskim w Austin – które posiada archiwa takich brytyjskich pisarzy jak Doris Lessing i Graham Greene – nabyło za dwa miliony dolarów archiwum brytyjskiego autora Iana McEwana, zdobywcy Nagrody Bookera, najbardziej prestiżowego wyróżnienia literackiego w Wielkiej Brytanii.

Komentarz dotyczy fragmentu Księgi Wyjścia: „Gdy cię syn zapyta w przyszłości (...)” (tłum. ks. Stanisław Łach, Biblia Tysiąclecia, wydanie IV) – przyp. red.

Maks Brod, Franz Kafka. Opowieść biograficzna, tłum. Tadeusz Zabłudowski, Czytelnik, Warszawa 1982, s. 103.

Franz Kafka, Listy do rodziny, przyjaciół, wydawców, oprac. i tłum. Robert Urbański, W.A.B., Warszawa 2012, s. 27.

Maks Brod, Franz Kafka. Opowieść biograficzna, dz. cyt., s. 65.

Arthur Schopenhauer, Świat jako wola i przedstawienie, tłum. Jan Garewicz, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1994, t. 1, s. 294.

Maks Brod, Franz Kafka. Opowieść biograficzna, dz. cyt., s. 93.

Brod napisał wiersz o ich wspólnie spędzonym czasie w Lugano na początku września 1911 roku, a później opublikował go z dedykacją: „Mojemu przyjacielowi Franzowi Kafce”.

Maks Brod, Franz Kafka. Opowieść biograficzna, dz. cyt., s. 158–159.

Tamże, s. 133–134.

Tamże, s. 90.

Franz Kafka, Dzienniki 1910–1923, tłum. Jan Werter, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1969.

Tamże.

Tamże.

Tamże.

Franz Kafka, Przemiana, tłum. Juliusz Kydryński, w: tenże, Opowieści i przypowieści, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2016, s. 175.

Taki tytuł nadał tekstowi Maks Brod już po śmierci Kafki. Pierwotnie sam Kafka nadał niedokończonemu dziełu tytuł pojawiający się między innymi kilkakrotnie w jego Dziennikach: Zaginiony (Der Verschollene).

Cyt. za: Leon Botstein, The Cultural Politics of Language and Music: Max Brod and Leoš Janáček, w: Janáček and his World, red. Michael Beckerman, Princeton University Press, 2003.

List Franza Kafki do Mileny Jesenskiej, 20 czerwca 1920 roku.

Thomas Mann, przyjaciel Broda, wielkodusznie nazwał tę książkę, którą Kafka czytał w rękopisie, „bogatą w uderzające uogólnienia”.

Odnosząc się do wiedeńskiego pisarza, którego efemeryczna gazeta „Hyperion” jako pierwsza opublikowała dzieło młodego Franza Kafki, austriacki satyryk Karl Kraus wyszydził Broda jako „erotyczny apendyks” Franza Blei. Zobacz: Paul Raabe, Franz Kafka und Franz Blei, w: F. Kafka: Ein Symposium. Datierung, Funde, Materialien, Wagenbach, 1965, s. 7–20.

Franz Kafka, Dzienniki 1910–1923, dz. cyt.

Emil Faktor (1876–1942) napisał recenzję pierwszej powieści Broda Schloss Nornepygge (Zamek Nornepygge) w gazecie codziennej „Bohemia” z 23 grudnia 1908 roku.

Franz Kafka, Dzienniki 1910–1923, dz. cyt.

Tamże.

Tamże.

Włoski filozof Giorgio Agamben w książce L’uomo senza contenuto (Człowiek bez zawartości) z 1970 roku, w komentarzu do powieści filozoficznej Denisa Diderota Kuzynek mistrza Rameau, daje wykład czegoś, co określa mianem „kłótni smaku i geniuszu”, cyt. za: The Man Without Content, tłum. Georgia Albert, Stanford University Press, Palo Alto 1999.

„Tycho de Brahe: powieść – stwierdza Peter Fenves, profesor literatury na amerykańskim Northwestern University – można odczytywać jako zakamuflowaną refleksję na temat tego, co stałoby się z jego własnym dorobkiem literackim, gdyby to Kafka go przeżył”. „New York Times” uznał powieść za „przenikliwe studium nad spotkaniem geniuszy, opracowane na podstawie źródeł historycznych i ułożone w powieść o tak wielkiej głębi i tak wybitnej formie, że ma w sobie jakąś klasyczną aurę”. Albert Einstein zauważył: „Jest to bez wątpienia napisane w interesujący sposób przez człowieka, który zna urwiska ludzkiej duszy”. W liście do Martina Bubera z listopada 1913 roku Brod wyjaśnia, jakie jest znaczenie powieści: „Od samego początku mojego literackiego rozwoju miałem przed oczyma umysłu wizję pogodzenia racjonalnego i irracjonalnego. Nie chodzi tu, rzecz jasna, o żadną fuzję, lecz współistnienie dwóch ideałów doprowadzonych do własnej kulminacji. Stąd wziął się mój Tycho”.

List z 6 lutego 1914 roku, cyt. za: Franz Kafka, Listy do rodziny..., dz. cyt., s. 119.

List z 17 grudnia 1910 roku, cyt. za: Franz Kafka, Listy do rodziny..., dz. cyt., s. 81.

Pierwszy tomik tekstów Kafki nie sprzedawał się zbyt dobrze. „W księgarni André sprzedało się jedenaście egzemplarzy”, odnotował Kafka. „Dziesięć z nich sam kupiłem. Bardzo chciałbym dowiedzieć się, kim był nabywca jedenastego”.

List do Felicji Bauer z 14 na 15 lutego 1913 roku, cyt. za: Franz Kafka, Listy do Felicji i inne z lat 1912–1916, tłum. Irena Krońska, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1976, t. 1., s. 302–303.

Brod chciał, żeby Arkadia, opublikowana przez Kurta Wolffa, była rocznikiem. Jego plany pokrzyżował wybuch pierwszej wojny światowej. Publikacja z 1913 roku, licząca 241 stron i zawierająca 23 utwory różnych autorów, musiała pozostać pierwszą i zarazem ostatnią edycją. Wśród osób, które wzięły udział w projekcie, byli: Robert Walser, Franz Werfel, Oskar Baum, Kurt Tucholsky. Dwa utwory napisał również sam Brod.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: