Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Jane Austen w domu - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
13 marca 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
32,90

Jane Austen w domu - ebook

Historyczka Lucy Worsley zdecydowała się pokazać życie Jane Austen z nieco innej perspektywy. Worsely odwiedziła różne miejsca, które miały szczególne znaczenie dla Jane - jej dom rodzinny, jej szkołę, jej ulubione miejsca spędzana wakacji itd. Każde z tych miejsc, ale i zamieszkujący je ludzie, mieli wpływ na jej pracę jako powieściopisarki.

Badania Worsley rzucają nowe światło na Jane, która zdaniem wielu wiodła spokojne życie, a według Lucy była pełną pasji kobietą, która nieustannie walczyła o swoje prawo do wolności. JANE AUSTEN AT HOME to portret znanej autorki nie jako samotnej starej panny, ale jako silnej i zdecydowanej kobiety, która odrzuciła 5 propozycji małżeństwa, bo wiedziała, że może przyjąć tylko Pana Darcy'ego.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8139-342-3
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

„Zalety panny Austen ustalono już dawno i bez cienia wątp­liwości; jest ona przede wszystkim pisarką domu”.

Richard Bentley, wydawca powieści Jane Austen w 1833 roku

Świat powieści Jane Austen, utrwalony w niezliczonych adaptacjach filmowych, to świat zamykający się w przestrzeni domu, uporządkowany i przytulny. Bohaterowie Jane zamieszkują schludne, urocze domki wiejskie, wytworne posiadłości i eleganckie rezydencje Londynu i Bath. Życie Jane często postrzega się z tej samej perspektywy.

Podobne wrażenie wywołuje zresztą uroczy, ukwiecony domek wiejski w Chawton w hrabstwie Hamp, który po wielu poszukiwaniach stał się wymarzonym miejscem dla Jane, jej siostry i matki. Jane przeprowadziła się tam w 1809 roku i prawdopodobnie sądziła, że spędzi w Chawton resztę życia. Stało się jednak inaczej.

Dach nad głową stanowił odwieczny problem Jane. Na jaki dom było ją stać? Jak miała znaleźć czas na pisanie pośród licznych obowiązków niezamężnej córki i ciotki? Gdzie mogła bezpiecznie przechowywać rękopisy? Własny dom wydawał się być zawsze tuż poza zasięgiem. Oszczędności Jane, ciężko zarobione pisaniem, były nader skromne, a w dodatku śmierć ojca skazała ją na tymczasowe życie w wynajętych pokojach albo tułaczkę od krewnych do krewnych, wykorzystujących ją jako tanią pomoc przy dzieciach.

Wydaje się zatem oczywiste, że poszukiwanie domu stanowi kluczowy motyw twórczości Jane. Większość scen jej powieści rozgrywa się w pomieszczeniach, w których ludzie bezustannie toczą rozmowy – najczęściej w salonie. A jednak, gdy bohaterowie Jane chcą pomówić o tym, co naprawdę ważne – o swoich uczuciach, o prawdzie – często muszą wyjść na zewnątrz, z dala od salonowych ograniczeń. „Dosyć już miałeś uprzejmości”, stwierdza Lizzy Bennet w szczerej rozmowie z panem Darcym‹1›.

Młodzi ludzie, którzy czytają Jane Austen po raz pierwszy, sądzą, że w jej powieściach chodzi tylko o miłość, romans i znalezienie partnera. Okazuje się jednak, że bohaterkom Jane w równym stopniu brakuje szczęśliwego domu. W powieściach wszystkie są z dala od fizycznego domu albo rodziny. Jane subtelnie, a zarazem dobitnie pokazuje, jak trudno jest znaleźć bezpieczne miejsce, w którym spotkają nas miłość i zrozumienie. Szczególną uwagę przywiązuje do kwestii szczęścia – lub nieszczęścia – w danym domu.

Wielu czytelników założyło zatem, że Jane była w domu nieszczęśliwa, zraniona lub w jakiś sposób skrzywdzona. Tymczasem smutna prawda jest taka, że, jak wiele innych starych panien w tamtych czasach i tamtym społeczeństwie, Jane zmuszona była czuć się „jak w domu” w miejscach niecodziennych, skromnych czy wręcz nieprzyjaznych. Zresztą, sytuacja ta nie dotyczyła tylko starych panien: „Nie potrafię przestać marzyć o tym, by być w domu, nieważne jak niewygodny byłby to dom”, napisała szwagierka Jane, Fanny. Mieszkała w ciasnej kabinie na pokładzie statku swojego męża, żeglarza.

I tak książki Jane wypełniają domy, kochane, utracone i pożądane. W jej pierwszej opublikowanej powieści, Rozważnej i romantycznej, śmierć w rodzinie zmusza Elinor i Marianne do opuszczenia domu. W Dumie i uprzedzeniu Elizabeth Bennet i jej siostry stracą dom po śmierci ojca. W Mansfield Park odesłana z domu Fanny Price mieszka u bardziej zamożnych krewnych, podobnie jak bracia samej Jane. Z kolei w Perswazjach Anne Elliot wyjeżdża do Bath i tęskni za wiejskim życiem w Kellynch Hall. Nawet bohaterki Opactwa Northanger i Emmy, Catherine Morland i Emma Woodhouse, choć młode, stosunkowo zamożne i niezagrożone rychłą bezdomnością, muszą dokonać mądrych wyborów w kwestii swojej przyszłości.

W prawdziwym życiu, zapewne wbrew przypuszczeniom, Jane nie musiała wkraczać w „niebezpieczny wiek” bez włas­nego domu, ponieważ była starą panną z wyboru. W jej życiu z pewnością nie brakowało romansów, jak często mylnie się sądzi. Odrzuciła przynajmniej jednego kandydata na męża, a w jej biografii natrafiamy na aż pięciu potencjalnych partnerów życiowych. Myślę, że Jane celowo wybrała wolność, ponieważ uważała, że małżeństwo, własność i pokaźny dom mogą stać się więzieniem.

Chciałabym Wam pokazać codzienne życie Jane: dobre i złe dni, domowe przyjemności i obowiązki, „wszystkie, tak na pozór błahe tematy, od których zależy codzienne szczęście domowe”, jak sama napisała w Emmie‹2›. Przekonanie, że kobiety z wyższych sfer nie „pracowały” zostało już dawno obalone: zajmowały się „pracą” uznaną przez społeczeństwo za cnotliwą, taką jak gra na pianinie czy lektura wartościowych książek, albo dyskretnie wykonywały – jak miało to miejsce w rodzinie Austenów – większość faktycznej pracy niezbędnej do tego, aby stół był zastawiony, a ubrania czyste. Czasami oznaczało to aktywny nadzór nad zatrudnioną siłą roboczą, niekiedy – zakasanie rękawów i samodzielne wykonanie prac domowych.

Możemy analizować życie Jane dzień po dniu, a nawet z godziny na godzinę, ponieważ utrzymywała ona częstą korespondencję. Mimo że rodzina Austenów dokonała ostrej selekcji, Jane pozostawiła nam setki tysięcy słów, skierowanych głównie do swojej siostry, Cassandry.

Lektura tych listów, pełnych prozaicznych szczegółów życia codziennego, stanowi często źródło rozczarowania. Problem polega na tym, że nie ma w nich bezpośrednich komentarzy na temat rewolucji francuskiej czy ważnych wydarzeń kraju. Jeden z nerwowych krewnych Jane stwierdził, że listy „nie mogły być zapisem jej umysłu” i że czytelnicy „po przeczytaniu ich nie poczują, że lepiej ją poznali”. Otóż nie! Są w nich sprawy kraju; dostrzegą je ci, którzy potrafią odczytać drobne szczegóły życia społecznego zmieniającego się w czasach Jane. Jest w nich też osobowość Jane, pewnej siebie, energicznej, radosnej i krnąbrnej. Te listy to dla nas prawdziwy skarb. Można je odczytywać na wiele sposobów i nakreślić taki portret Jane, jaki czytelnik chciałby zobaczyć. Dla mnie są zapisem drobnych uchyleń od kobiecych obowiązków, które pozwalały Jane zdobyć czas na pisanie. „Często zastanawiam się – pisała do siostry – jak Ty znajdujesz czas na rzeczy, które robisz oprócz dbania o dom!”. Cóż, ja głowię się nad tym samym. Aby „znaleźć czas”, Jane musiała walczyć z obowiązkami domowymi w sposób, który nie uraziłby jej krewnych ani ich wyobrażeń o powinnościach ciotki i starej panny. Toczyła więc swoją walkę – brudną, niezbyt porywającą, codzienną domową walkę o to, kto i jakie obowiązki powinien wykonywać. To walka, która wciąż ogranicza kobiety. To walka, która trwa do dziś.

Po śmierci Jane jej brat, Henry, napisał: „Jej biograf będzie miał łatwe i krótkie zadanie. Jej pożyteczne życie, pełne literatury i religii, z pewnością nie obfitowało w istotne zdarzenia”. Nic bardziej mylnego! W życiu Jane nie brakowało goryczy i żalu, problemów finansowych i niepokoju, jednak zarówno ona, jak i jej rodzina w znacznym stopniu to przed nami zataili. Na tle innych pisarzy Jane wydaje się czytelnikom szczególnie pociągająca, a zarazem nieuchwytna: wabi, sugeruje, wycofuje się. Jak sama nas przestrzega: „Rzadko, bardzo rzadko w wyjaśnieniach pomiędzy ludźmi wyłania się całkowita prawda, rzadko zdarza się, by coś nie było choć trochę zatajone lub trochę mylnie zrozumiane”‹3›.

Z całych sił starałam się umieścić Jane w kontekście materialnego świata jej domów, ale w nieunikniony sposób ta biografia będzie osobistą, i w żadnym razie rozstrzygającą, interpretacją jej życia. Każde pokolenie otrzymuje taką Jane Austen, na jaką zasługuje. Wiktorianie doszukiwali się w niej „dobrej, małej kobietki”, która swoje książki napisała niemal przypadkiem, bez żadnego wysiłku. Nazywali ją St Aunt Jane of Steventon-cum-Chawton Canonicorum, „Świętą Ciotką Jane ze wsi Steventon i Chawton”. W bliższych nam czasach biografowie starali się pokazać Jane jako o wiele bardziej nowoczesną kobietę: podkreślali jej tańce, jej kaca, jej złość. „Nawet jeśli jestem dziką bestią, nic na to nie poradzę”, pisała Jane. Tę wersję najlepiej podsumowuje popularna w latach dziewięćdziesiątych teoria sugerująca, że w pełnej irytacji korespondencji z wydawcami Jane celowo posługiwała się pseudonimem „Mrs Ashton Dennis”. Dzięki temu mogła kończyć listy w następujący sposób: „Z wyrazami szacunku, MAD‹4›”. „Czuła wściekłość i dlatego tak się podpisywała”, twierdzi jej biograf, David Nokes.

Chociaż sama staram się z powrotem umieścić Jane we właściwych jej czasach i klasie społecznej, muszę przyznać, że piszę też jako zatwardziała „Janeite”, wyznawczyni i wielbicielka. Ja także poszukiwałam swojej własnej Jane i, oczywiście, moja Jane okazała się po prostu o wiele lepszą wersją mnie: bystrą, dobrą, zabawną, ale buntującą się przeciwko ograniczeniom, bez wytchnienia szukającą sposobu, by być wolną i twórczą. Wiem, jaką Jane Austen chcę widzieć i wykładam swoje karty na stół. Bezwstydnie przyznaję, że to jest opowieść o mojej Jane, a każde jej słowo zostało napisane z miłością.

W procesie poszukiwania tej swojej Jane przez przypadek poznałam jednak całe pokolenie kobiet, w których imieniu zdaje się ona przemawiać: guwernantkę Anne Sharp, jej niezamężną siostrę Cassandrę, szwagierki, które straciły życie przy porodach, przyjaciółki, które wspierały ją w momentach triumfów i porażek wydawniczych. Życie Jane, tak spokojne na pierwszy rzut oka, naznaczone było przez liczne ograniczenia i zamknięte drzwi. Jej ogromną zasługą jest uchylenie tych drzwi na tyle, byśmy my, kolejne pokolenia, mog­ły wśliz­gnąć się przez nie do środka.

To smutne, trudne życie kłóci się z pierwszym wrażeniem, jakie wywołują książki Jane: z wizją wiejskiej plebanii w słoneczny poranek, rosnących przy wejściu róż, śmiałej bohaterki, która wkrótce pozna swojego przyszłego męża, z obietnicą nowego romansu…

------------------------------------------------------------------------

1 Jane Austen, Duma i uprzedzenie, tłum. Anna Przedpełska-Trzeciakowska, Jane Austen, Dzieła zebrane, Świat Książki, Warszawa 2017, s. 232 (przyp. A.K.).

2 Jane Austen, Emma, tłum. Jadwiga Dmochowska, Jane Austen, Dzieła zebrane, Świat Książki, Warszawa 2017, s. 1077 (przyp. A.K.).

3 Jane Austen, Emma, tłum. Jadwiga Dmochowska, Jane Austen, Dzieła zebrane, Świat Książki, Warszawa 2017, s. 1260 (przyp. A.K.).

4 mad (ang.) – wściekły, szalony (przyp. A.K.).1 Do Steventon

„Pleban ma liczne zajęcia… obowiązki wobec parafian i troskę o własną siedzibę, którą powinien jak najwygodniej urządzić…”.

Duma i uprzedzenie

Teren wokół plebanii Steventon to dla wielbicieli Jane Austen od pokoleń ziemia święta. Widuje się ich często przy drodze, jak w ciszy i zamyśleniu patrzą przez żywopłot na pole w hrabstwie Hamp, gdzie niegdyś stał budynek. To w tym miejscu Jane Austen przeżyła dwadzieścia pięć lat i napisała trzy powieści. To tu wszystko się zaczęło.

Każdy uważny czytelnik powieści Jane Austen musi spostrzec, że chociaż widzi oczami wyobraźni Pemberley czy Trafalgar House w Sanditon, czy opactwie Donwell, szczegóły, jakie otrzymuje od autorki, są nieliczne. Pisarka rysuje bowiem wyłącznie szkic, który następnie wypełnia nasza wyobraźnia. Domy opisywane przez nią bardziej szczegółowo to zazwyczaj plebanie. Na przykład w Mansfield Park otrzymujemy zdecydowanie bardziej precyzyjny, wręcz techniczny, opis przyszłego domu Edmunda Bertrama w parafii niż samego wspaniałego dworu Mansfield Park. Plebania miała bowiem dla Jane ogromne znaczenie. Pisarka nierzadko odwiedzała wielkie pałace i znała takie dwory jak Pemberley, ale najbardziej „jak w domu” czuła się na plebanii podobnej do tej, w której dorastała wśród najbliższych: rodziców, braci i siostry, na wsi w hrabstwie Hamp. Potrzeba nam jednak więcej czasu, cierpliwości i wyobraźni, by stworzyć obraz jej prawdziwego domu, plebanii Steventon, ponieważ budynek ten już nie istnieje.

Historia rodziny Austenów na plebanii w Steventon zaczyna się późnym latem 1768 roku, kiedy załadowany po brzegi domowym dobytkiem furgon toczył się po polnych drogach z nieodległego Deane do wioski Steventon. Uczestnicy tej wyprawy nie mieli pojęcia, jak wielu historyków i biografów będzie badało kiedyś to zwykłe wydarzenie z życia zwyczajnej rodziny.

Mimo iż pastor George Austen (trzydzieści osiem lat) i jego żona Cassandra (dwadzieścia dziewięć) byli małżeństwem zaledwie od czterech lat, rodzina przedstawiała się pokaźnie. Składała się na nią: matka pastorowej, pani Jane Leigh oraz trzej synowie pastorostwa: James (Jemmy), George i Edward (Neddy), ten ostatni zaledwie roczny, oraz nieokreślona liczba służby, męskiej i żeńskiej, nieznana z imienia. Zapewne znajdowała się wśród nich Mary Ellis, pokojówka pani Jane Leigh.

Chociaż odległość dzieląca Deane od Steventon była niewielka, zaledwie nieco ponad milę, ciężki wóz wlókł się powoli drogą, która była „wiejskim duktem o tak głęboko werżniętych w ziemi koleinach, że lekki powóz nie byłby w stanie po niej przejechać”. Wieś Steventon leżała głęboko wśród pól i trudno było do niej dotrzeć w czasie roztopów. Prawdę mówiąc, niejeden woźnica mógłby odmówić jazdy. Pewnego dnia któryś z członków rodziny Austen, podróżujący wozem do Steventon, krzyknął do furmana, żeby ten ruszał się raźniej i popędził konia. „Jedziemy – odpowiedział tamten – najszybciej jak się da!”. „Ty durniu! – usłyszał w odpowiedzi – tyle potrafi każdy głupi. Chcę, żebyś jechał tak, jak się nie da!”.

Pani Jane Leigh, teściowa, tuż przed podróżą sporządziła testament. Miała sześćdziesiąt kilka lat i uważała się za umierającą. Pani Cassandra Austen, jej córka, również źle się czuła. Podróżowała na „pierzynie rozłożonej na miękkich sprzętach leżących na spodzie wozu” i również narzekała na zdrowie – tak wczesne ujawnienie się dolegliwości i prawdopodobne tendencje do hipochondrii, na przemian wzbudzało rozbawienie i rozdrażnienie w rodzinie. Zasługuje jednak na nasze współczucie, ponieważ w ciągu czterech lat urodziła troje dzieci. Szwagier pastora Austena, żyjący w Indiach, uważał, że musieli oszaleć, decydując się na tak liczne potomstwo w tak krótkim czasie. „Nie powiem – pisał – że wiadomość o tak gwałtownym powiększeniu rodziny sprawiła mi wielką przyjemność”. Rzecz w tym, że te wszystkie dzieci – w tym jednego jego chrześniaka – „trzeba wykarmić”.

Pan George Austen miał wiele trosk: chora żona, umierająca teściowa, drugi z kolei syn, George, z napadami drgawek. Nie mniej dolegała mu jego obecna sytuacja finansowa. Z archiwów Banku Hoare’a w Londynie, w którym znajdowało się konto pana Austena, wynika, że 6 sierpnia sprzedał on papiery wartościowe na ponad dwieście pięćdziesiąt funtów, zapewne na pokrycie kosztów doprowadzenia nowego domu do stanu użyteczności. Taka suma to w jego przypadku niemal równowartość rocznych dochodów.

W rzeczywistości pastor Austen był plebanem parafii Steventon już od czterech lat. Uznał jednak, że plebania jest zaniedbana i „w najwyższym stopniu” zdewastowana, wobec czego wynajmował dotychczas dla siebie i rodziny siedzibę w sąsiedniej wsi, Deane. Był to budynek niewiele lepszy od tego w Steventon, wilgotny, z małymi, nieforemnymi izdebkami, z których dwie rzadko znajdowały się na tym samym poziomie”. Ciasna plebania miała rozmiary dyliżansu, a poszczególne izby – były jak Kozioł, Imperiał i Tyłek (kozioł to siedzisko woźnicy, a tyłek – miejsce dla lokaja z tyłu powozu).

W roku 1764, kiedy George i Cassandra wzięli ślub i przenieśli się do hrabstwa Hamp, w Deane spadły wielkie deszcze. „Woda w wiejskich studniach podniosła się pod same pokrywy, a między podwórzem plebanii i drogą można było ryby łowić”. Innym dziwem natury, jaki oglądano w ówczes­nym Deane, były olbrzymie kapusty; pewien wieśniak wyhodował taką, która miała „pięć stóp w obwodzie i ważyła ponad trzydzieści dwa funty”. „I jednocześnie niemal za drogą, w sąsiednim Steventon zimowy wicher zerwał w lutym drewnianą wieżyczkę kościoła”.

Zły omen na początek. Kiedy przyszła pastorowa przyjechała przed ślubem do hrabstwa Hamp, by rzucić okiem na okolicę, w której miała zamieszkać, uznała ją za „niezbyt ciekawą w porównaniu z szeroką rzeką, żyzną doliną i pięknymi wzgórzami, na jakie zwykła patrzeć w rodzinnym domu pod Henley-upon-Thames”. Ojciec jej żył dostatnio jako duszpasterz zatrudniony przez kolegium oksfordzkie. W porównaniu z tym miejscem hrabstwo Hamp sprawiało nędzne wrażenie, jako że „uboga na ogół ziemia nie pozwala, by drewno osiągało należyte rozmiary”. Nowa parafia czy też prebenda pastora Austena nie mogła zapewnić takiego przychodu z dziesięcin, by wystarczyło na życie, do którego przywykła jego przyszła żona.

Państwo Austenowie poznali się w intelektualnych kręgach oksfordzkich, zapewne w domu wuja Cassandry, zwierzchnika kolegium Balliol. Małżeństwo musiało się wydawać kruchej w owym czasie Cassandrze Leigh dosyć przerażającą perspektywą. Zręcznie władała piórem, była członkiem starego zamożnego rodu Leighów z hrabstwa Warwick o rozlicznych odgałęzieniach. Ojciec jej był wykładowcą w kolegium All Souls, zanim został proboszczem hrabstwa Oksford. Jej wuj, Theophilus Leigh, pełnił funkcję zwierzchnika kolegium Balliol przez ponad pięćdziesiąt lat, był gadułą i gawędziarzem znanym z ciętych ripost, sypiącym dowcipami i kalamburami. Bystrość i wyobraźnia bratanicy wyraźnie mu odpowiadały, nazywał ją „poetką rodzinną, pisarką, zapowiadającą się na geniusza”. Sądzono później, że Jane odziedziczyła talent po matce raczej niż ojcu, ponieważ to w niej „krył się zalążek zdolności, zgromadzonych w młodszej córce”.

Leighowie byli inteligentną rodziną, choć przydawali sobie znaczenia na oksfordzką modłę. Lubili zdobić opowieściami długą historię swego rodu – ich przodkiem był Lord Major Londynu w czasach Elżbiety I – a jednocześnie podważać je żartobliwymi dykteryjkami. Panie były równie bystre, jak wykształceni w Oksfordzie mężczyźni. „Chcesz, żebym ci zebrała wszystkie anegdoty o naszej rodzinie, jakie tylko zdołam sobie przypomnieć” – pisała kuzynka Cassandry Leigh, początkująca powieściopisarka imieniem Mary. „Przygotuj się na tradycyjne, ustne przekazy; opowieści starych kobiet – na duchy i chochliki i na to, że będzie ich wiele, aż nadto”. W tej części rodu Leighów, w jakiej urodziła się Cassandra, było wielu pastorów, lecz w wyższych odgałęzieniach drzewa genealogicznego można było znaleźć osoby utytułowane, właścicieli wielkich dóbr ziemskich i majętności, między innymi ogromnego opactwa Stoneleigh w hrabstwie Warwick.

Była więc matka Jane Austen kobietą o silnej osobowości. „Miała wiele zdrowego rozsądku i często wypowiadała się, zarówno w piśmie, jak w mowie, zwięźle i konkretnie”. Nie były to jednak najbardziej pożądane cechy u kobiety w czasach georgiańskich, i w tym być może należy szukać odpowiedzi na pytanie, dlaczego dotąd nie wyszła za mąż i czym był dla damy z dobrej rodziny podeszły wiek dwudziestu czterech lat. Inna dama żyjąca w tych samych czasach skarżyła się w imieniu przedstawicielek swojej płci w „Lady’s Magazine”, że jeśli kobiety „ośmielają się czytać coś poważniejszego niż sztuka czy powieść, to uważa się, że się mądrzą, krytykują, że to pedantki itd”. Dowcip przynosił ujmę. A jednak Cassandra Leigh dumna była ze swego „zręcznego dowcipu”. Była dumna ze swojej łatwości znajdowania odpowiednich słów, żartów i ripost, a ojciec Jane był wyjątkowym dżentelmenem, który w owych czasach cenił te cechy równie wysoko, jak ona.

Pod względem urody matka Jane była raczej frapująca niż piękna; miała ciemne włosy, piękny, wydatny profil, wielkie szare oczy i wyraźnie zaznaczone brwi. Dowiadujemy się też, że szczególnie ciekawiły ją nosy, ponieważ, jak mówiono, „sama miała nos bardzo arystokratyczny”.

A jednak Cassandra Leigh, choć z wyglądu krucha i arystokratyczna, w środku była twarda jak rzemień. Poślubiła swojego George’a 26 kwietnia 1764 roku w gwarnym mieście Bath. Takie małżeństwo jak ich – sytuujące się raczej w niższych sferach warstwy ziemiańskiej i posiadające niewielki majątek – wymagało również pewnego układu biznesowego. Cassandra pokazała, co o tym myśli, wkładając na uroczystość zaślubin śmiałą, czerwoną amazonkę, która stała się jej codziennym strojem w ciągu następnych małżeńskich lat, a która, „gdy przyszedł czas, została pocięta na kurteczki i spodnie dla chłopców”.

Pastorowa Austen nie była „ciężarem”; wnosiła poważny wkład w codzienne życie domowe. Zdawała sobie sprawę, że takiemu mężczyźnie jak George Austen potrzebna jest – wręcz niezbędna – kobieta, która weźmie na siebie ciężar prowadzenia domu. Nie brał żony – brał sobie styl życia. Co do tego nie było wątpliwości. W akapicie otwierającym pierwszą wydaną powieść Jane – Rozważnej i romantycznej – zostaje nam przedstawiony mężczyzna, który również „miał w życiu stałą towarzyszkę i gospodynię” – swoją siostrę. Akcja rozpoczyna się w chwili jej śmierci. Mężczyzna nie jest w stanie dać sobie rady bez kobiety, która prowadziłaby mu dom – w związku z czym szuka jej zastępstwa. Pastor Austen, który nie był sentymentalny, pozwalał osobom trzecim mówić o swojej żonie jako o „gospodyni”. W rzeczy samej niektórzy członkowie rodziny uważali, że Cassandra wyszła za George’a wyłącznie po to, by mieć dom i niezależność finansową. Jeden z historyków rodzinnych napisał, że kiedy jej ojciec zmarł, natychmiast wzięła ślub, chcąc stworzyć dom dla swojej matki.

Tak więc Cassandra była dobrą partią; na tyle wysoko urodzona, by patrzeć z góry, znad orlego nosa na oksfordzkich biesiadników, jednocześnie zdolna zacisnąć pięści i ciężko pracować. Natomiast jej mąż nie był tak pewny swojego miejsca w świecie.

Bohaterce każdej powieści, jaką napisze w przyszłości córka George’a Austena, Jane, powinien „przypaść w udziale, podobnie jak wszystkim wcześniejszym bohaterkom, dramat utraty rodziców za młodu”. Ojciec Jane stracił obydwoje rodziców, zanim skończył dziewięć lat. W istocie jego historia wyglądała jeszcze dramatyczniej.

Rebecca, matka George’a Austena, umarła niedługo po urodzeniu syna, a ojciec, William, chirurg w mieście Tonbridge, w hrabstwie Kent, ożenił się powtórnie. Po jego śmierci okazało się, że z chwilą zawarcia drugiego związku nie zaktualizował testamentu. Przez to zaniedbanie macocha otrzymała większe prawa niż dzieci Williama Austena i zdecydowała, że nie będzie zajmowała się dłużej pasierbami. Kilkuletni George i jego dwie siostry – Philadelphia i Leonora – musieli opuścić rodzinny dom w Tonbridge. Opiekę nad nimi przejęło wujostwo.

Dzieci zamieszkały w Londynie, u wuja Stephena Austena, który miał księgarnię pod szyldem „Biblia i Anioł” przy cmentarzu Świętego Pawła, w samym środku drukarsko-księgarskiej części miasta. Później George powiadał, że wuj zaniedbywał trójkę sierot i „sprzeciwiał się naturalnym upodobaniom młodych ludzi”. Pozwolono więc, by George wrócił do Tonbridge, gdzie zamieszkał u swojej ciotki Betty. Uczył się pilnie i zdecydowanie się wyróżniał. Trudy i wysiłki we wczesnej młodości sprawiły, że George Austen nie znosił nieróbstwa i słabości u ludzi, czy to kobiet, czy mężczyzn.

Miał na szczęście wielu wujów. Jednym z nich był przedsiębiorczy i zamożny „stary wujaszek Francis” z Sevenoaks. Stary Francis pilnie baczył na osierocone bratanice i bratanka. Według opowieści rodzinnych „rozpoczął życie, mając w ręku osiemset funtów i garść piór”. Ciężką pracą jako prawnik dorobił się „ogromnej fortuny, żył na wysokiej stopie, a ponadto zdołał wykupić wszystkie cenne tereny wokół Sevenoaks”. Zdobył sobie również dwie bogate żony oraz wpływowych klientów – najlepsze rodziny w okolicy. Wśród nich był hrabia Dorset mieszkający tuż za miedzą we wspaniałym dworze Knole.

„Stary Francis” miał niewątpliwie ogromny dar pomnażania majątku; dzięki swoim rozlicznym kontaktom mógł zapewnić młodym krewniakom poczucie stabilności, wspierając ich również finansowo. W czasach, kiedy rodzice często umierali, zanim dzieci zdążyły dorosnąć, wujostwo i dalsza rodzina okazywali się wręcz niezbędni. „Lubię, żeby kuzynostwo to było kuzynostwo i żeby się sobą wzajemnie interesowało” – napisze później Jane. Kuzyni i kuzynki często zawierali między sobą małżeństwa, bracia niekiedy brali za żonę najpierw starszą siostrę, a kiedy ta umarła – młodszą. Krąg odpowiednich panien na wydaniu był ograniczony, wskutek czego w ówczes­nym świecie zdarzały się związki kazirodcze.

George Austen pracował niemal równie ciężko, jak jego znakomity wujaszek i wylądował na bezpiecznym stanowisku członka kolegium Oksfordu. Kiedy jednak poznał Cassandrę i postanowił się żenić, musiał pożegnać ciepłą posadkę – była ona przeznaczona wyłącznie dla mężczyzny samotnego.

I tu przyszła mu z pomocą dalsza rodzina. Jego wuj „Stary Francis” Austen zakupił dla George’a prebendę Deane w hrabstwie Hamp, a jego hojny, choć dalszy kuzyn, pan Thomas Knight (starszy), zaproponował mu w 1761 roku sąsiednią, większą i lepszą prebendę Steventon. Kiedy patron dawał duchownemu prebendę, to tak jakby dawał mu franczyzę na sieć restauracji: masz tu parafię, zbieraj, ile się da z dziesięcin swoich parafian, dalej, do roboty!

Można się dziwić, dlaczego George Austen potrzebował dwóch prebend i w jaki sposób wygłaszał jednocześnie dwa kazania w dwóch kościołach. Znajdowały się one tak blisko siebie, że udawało mu się przebiegać z jednego do drugiego, a łączne dochody umożliwiały mu życie na poziomie dżentelmena. Nieco później podnajmie mniejszą prebendę wikaremu.

Sytuacja była dobra dla George’a Austena, gorsza natomiast dla jego parafian, którzy płacili dziesięciny, ale nie otrzymywali w zamian uwagi duchownego. Takie właśnie działania prowadziły w końcu osiemnastego wieku do stagnacji w kościele, podczas gdy konkurencyjne ruchy religijne, takie jak metodyści, rosły w siłę. Młodzi wikarzy, zwani „wyścigowcami”, spieszyli się, by odbębnić nabożeństwo co niedziela w każdym z wielkich kościołów i zaniedbywali codzienne obowiązki. George Austen, posiadający dwie sąsiednie parafie, nie postępował niesumiennie ani nawet niecodziennie. Większość parafian zdawała sobie sprawę, że wskutek zachodzących zmian demograficznych wiele parafii wiejskich nie jest w stanie utrzymywać proboszcza wraz z rodziną.

Były jednak również inne sposoby, dzięki którym pleban w czasach georgiańskich mógł zwiększyć swoje dochody. Gdy Austenowie osiedli w Steventon w 1768 roku, ziemia i pola wokół plebanii okazały się niemal równie cenne, jak dom. Parafia Steventon miała trzy mile długości i trzy ćwierci mili szerokości. Prebenda obejmowała budynek plebanii oraz trzy akry ziemi uprawianej wyłącznie na potrzeby plebana. Dawne tereny gromadzkie Steventon zostały „ogrodzone” i podzielone na osobne, pojedyncze farmy. Oznaczało to, że George nie będzie musiał zbierać należnych mu dziesięcin w uciążliwej formie rzeczowej od każdej rodziny, ale pobierać w gotówce dziesięć procent od dochodów każdego gospodarstwa w okolicy. Fakt, że zbierał dziesięciny wprost od farmerów, a nie za pośrednictwem właściciela ziemskiego, sprawiał, że patrzono na niego bardziej jak na proboszcza parafii niż zwykłego pastora. Dziesięciny ściśle wiązały los pastora z ziemią.

„Grodzenia” i ogromne zmiany, jakie zachodziły w tych czasach na wsi, zmieniając ludziom życie – jednym na złe, innym na dobre – dadzą o sobie znać w powieściach Jane Austen. Ogromne wstrząsy, które miały miejsce w jej czasach – rewolucja francuska, rewolucja przemysłowa, rewolucja agrarna – rozgrywają się poza sceną. Jane pokazuje nam ich subtelne skutki w sercach, umysłach i codziennym życiu bohaterów.

Parafia Steventon, w której urodzi się Jane, liczyła zaledwie trzydzieści rodzin. Według jednego z poprzedników pastora Austena zarządzanie nią nie powinno sprawiać wiele kłopotu, jako że nie zamieszkiwali w niej żadni papiści, żadni dysydenci ani żaden „szlachcic, dżentelmen czy osoba wielkiego znaczenia”. Mężczyźni uprawiali rzepę i fasolę, kobiety pracowały w domach, przędły len lub wełnę owiec pasących się na wzgórzach hrabstwa Hamp. A czasem wychodziły w pole i same okopywały rzepę. Pewien podróżnik opowiadał, że kobiety pracujące na polach były „strzeliste, ładne, o krągłych twarzach, znakomitej cerze – i niezwykle wesołe”. Na widok nieznajomego „wszystkie wpatrzyły się we mnie, a gdy się uśmiechnąłem – wybuchły śmiechem” .

Nie miały jednak wielu powodów do radości. Pisarz ów, William Cobbett, nigdy w życiu nie widział krainy „równie pagórkowatej i nigdzie w Anglii ludziom nie powodziło się tak źle jak tutaj”. Pług, który doskonale dawał sobie radę w Suffolk, „całkowicie zawodził w twardej ziemi wokół Steventon”. Młodzi pastorzy, którzy podobnie jak pastor Austen przenieśli się z Oksfordu do hrabstwa Hamp i osiedli wśród ubogich, niepiśmiennych mieszkańców przyznali, że ich nowe życie na wiejskiej parafii jest straszliwie samotne. W niedalekim Dummer pewien młody kapłan „dałby wszystko, co ma, za któregoś z oksfordzkich przyjaciół, i opłakiwał ten brak jak gołębica”.

Steventon to kilka „chat, z których każda jest opatrzona sporym ogrodem”. Stary klon na gromadzkiej łące stanowił punkt centralny, miejsce, gdzie mieszkańcy zbierali się na pogawędki. Ze względu na swój wysoki status plebania była ostatnim budynkiem wsi, u zbiegu Uliczki Kościelnej i Żabiego Zaułka. Miejsce sprawia dzisiaj wrażenie opuszczonego, a to dlatego, że pozostałe chaty, podobnie jak sama plebania, już nie istnieją.

Plebania „stała w płytkiej dolince, otoczona zboczami łąk, gęsto usianych wiązami”. Niestety, owe położenie na stoku sprawiało, że dom bywał nawiedzany przez powodzie. Cobbett maluje obraz hrabstwa Hamp jako miejsca niemal złowrogiego, nawet w sierpniu: „chmury nadpływają i osiadają na wzgórzach, zapadają w dół i pełzną doliną, aby wreszcie wychynąć na wiosnę przekształcone w rzeki”. Tak więc w 1768 roku furgon Austenów podjechał pod drzwi wejściowe równie mokry, jak pełny.

Znaleziono ślady świadczące o tym, że teren, na którym znajdowała się plebania, był zabudowany już w czternastym wieku. Ale trzon budowli pochodził z późnych lat siedemnastego wieku i składał się z „dwóch przęseł” i piwnicy. Choć plebania została odrestaurowana dla pastora i jego rodziny w 1768 roku, w dalszym ciągu sprawiała nieco chaotyczne wrażenie, być może dlatego, że wykorzystano dość prymitywne miejscowe materiały. „Cegła, cegła z boazerią. Krycie dachówką z wyjątkiem ściany południowej – wyprawa tynkowa, ochronna”. Wykończenie mało eleganckie. „Spoin między ścianami a sufitem nie zdobiły stiuki”, a „belki stropowe w pokojach na górze wystawały w całej swej nagości, pokryte tylko warstwą białej farby lub zaledwie pobielone”. Okna staroświeckie, o spuszczanych kwaterach, z wyjątkiem „sterczącego ni stąd, ni zowąd wykuszu” (ulubiony powód do złości generała Tilneya w Opactwie Northanger) wystającego z tylnej ściany domu. Pan Thomas Knight, właściciel tego budynku, ani w nim nie mieszkał, ani go nikomu nie dzierżawił, a George Austen miał korzystać z niego tak długo, jak długo będzie plebanem tutejszej parafii, toteż nikt nie był szczególnie zainteresowany inwestowaniem w budynek.

Plebanie zwykle robiły wrażenie chaosu i bezładu, a plebania Deane nie była wyjątkiem. Skąpe dochody sprawiały, że pastor częściej mógł sobie pozwolić na dodatkowy pokój czy okno niż na zainwestowanie w duży remont. Lecz George i niektórzy podobni mu duchowni niejednokrotnie poczuwali się do moralnej odpowiedzialności za budynek, którym zarządzali w powiernictwie, dla swoich następców.

Ta właśnie myśl, że dom i ziemia nie stanowią własności rodziny, ale są im dane w dzierżawę na rzecz następców, będzie przenikać powieści Jane. Pisarka wychwala właściciela ziemskiego za inwestowanie, za działanie na rzecz społeczności, a nie tylko samolubne gromadzenie pieniędzy dla siebie. Mansfield Park, powieść rozgrywająca się przede wszystkim wokół pojęć własności i zarządzania, w istocie mówi o tym, kto najlepiej dba o Anglię i kto w związku z tym zasługuje na to, żeby ją odziedziczyć. Jeden z bohaterów Opactwa Northanger wzdycha za „bezpretensjonalnym komfortem dobrze skoligaconej plebanii” – to, co nadaje człowiekowi status szlachectwa, to nie tyle wspaniały dom, ile sposób życia: gościnność, odpowiedzialność, dobre wychowanie.

Z czasem pastor Austen okaże się dobrym zarządcą plebanii. W miarę lat „dobudowywał i rozbudowywał” wiele części domu, powiększał go, aż wreszcie doprowadził do tego, że budynek „stał się bardzo wygodną rezydencją rodzinną”. Jane nieraz ukazywała swoich powieściowych duszpasterzy, doktora Granta i Edmunda Bertrama, a także okropnego pana Collinsa, zatroskanych o to, co było typowym zadaniem osiemnastowiecznego duchownego – o „udoskonalanie swojej siedziby”. Ludzie wysoko urodzeni rozbudowywali swoje wiejskie dwory i parki, duchowni rozbudowywali plebanie. Było to coś w rodzaju obowiązku; według pana Collinsa, duszpasterz „nie może się uchylać od obowiązku urządzenia (swojej siedziby) najwygodniej, jak tylko można”.

George Austen był właściwym człowiekiem na te czasy. Za jego życia wiejskim plebanom zaczęło się coraz lepiej powodzić, a to dzięki wprowadzanym w rolnictwie nowościom technicznym, które pozwalały na powiększenie przychodów z ziemi i dziesięcin. Kościół stawał się wskutek tego coraz bardziej atrakcyjnym pracodawcą dla młodszych synów właścicieli ziemskich. Jeden z wnuków pastora został, dzięki kilku szczęśliwym zbiegom okoliczności, pełnoprawnym członkiem warstwy ziemiańskiej. Mimo to poszedł w ślady dziadka i wybrał posadę proboszcza Steventon. Jednak stara plebania nie okazała się dla niego wystarczająca. Budynek został w całości zburzony około 1825 roku, a nowy postawiono nieco wyżej, aby nie mogły go dosięgać owe straszne powodzie.

Plebania Steventon za czasów rodziców Jane miała od frontu podjazd, czy też przydroże, tak, by można było dojechać pod samo wejście. Było to ważne świadectwo statusu właściciela budynku. W pobliżu znajdował się również staw oraz „ściana kasztanów i jodeł”. Od strony południowej domu, za glinianym murem pokrytym słomą rozpościerał się „staroświecki ogród warzywny i kwiatowy”.

Sam budynek miał trzypiętrowy główny korpus z dwoma skrzydłami od tyłu. W 2011 roku podczas prac archeo­logicznych znaleziono ponad tysiąc gwoździ, co pozwoliło rozstrzygnąć długoletnią dyskusję co do tego, który z dwóch niezgodnych ze sobą rysunków domu jest właściwszy: ten, który pokazuje dom jako większy, czy też ten, który pokazuje go jako mniejszy.

Rodzina, wchodząc do środka i otwierając poszczególne drzwi, stwierdziła, że na parterze są dwie bawialnie, „lepsza” i „codzienna”, oraz dwie kuchnie, jak również gabinet pastora. Ktoś z rodziny pastora wspominał później, że bezpośrednio od frontu wchodziło się do wspólnej bawialni, gdzie można było zastać pastorową, „pilnie pracującą igłą, czy to przy zszywaniu, czy cerowaniu”. Jednak w 2011 roku podczas odsłaniania poszczególnych warstw plebanii pod kierownictwem Debbie Charlton okazało się, że w istocie od frontowego wejścia aż na podwórze prowadziło bezpośrednie przejście wprost do ogrodu na tyłach. Najlepsza bawialnia, czyli jadalnia, o powierzchni czternastu stóp, znajdowała się na lewo od drzwi; miała dwa skrzydłowe okna wyglądające na podjazd. Dwie kuchnie na prawo uznano za „frontową” i „podwórzową”. W tej drugiej odbywało się prawdziwe gotowanie, podczas gdy frontowa była zapewne składem naczyń, domowych i kuchennych, być może przygotowywano tam również śniadania – grzanki i herbatę.

Drobiazgi związane z dzieciństwem Jane odnaleziono, w formie szczątkowej wśród rozlicznych pozostałości po domu, podczas prac wykopaliskowych prowadzonych na terenie siedziby pastora w 2011 roku. Znaleziono na przykład resztki domowej zastawy w niebieski wzorek z wierzbową gałązką, pochodzącej raczej z tańszej, angielskiej glinki, aniżeli z chińskiej porcelany. Były tam naczynia na herbatę w formie miseczek, bez uszek, które stały na spodeczkach o wiele głębszych niż nasze dzisiejsze. Wśród znalezisk była gaśnica do świec, kieliszek na jajko, dziewięć butelek wina oraz fragmenty rodzinnej zastawy kremowego wedgwooda. Ten krajowy produkt garncarski był modny i niedrogi: „to doprawdy, niebywałe, jak szybko zaczęto go używać niemal na całym świecie” – napisał w 1767 roku pomysłodawca kremowej porcelany, Josiah Wedg­wood. Można się bawić w zgadywanie, które znaleziska związane są z rachunkiem pastora Austena u lokalnego dostawcy sprzętów domowych: czy na przykład wydobyte z ziemi fragmenty „ciężkiego, ceramicznego półmiska” to ta sama „waza na pudding”, jaką kupił za dwa szylingi i sześć pensów w roku 1792. Dziwnie wzruszające są te odnalezione na plebanii drobiazgi, świadectwa codziennego życia; wydaje mi się, że zapowiadają to, jak Jane będzie w przyszłości tworzyć postaci zwykłych ludzi, którzy dzięki jej wyobraźni staną się niezwykli.

Najprzyjemniejszym pokojem w tym budynku był gabinet pastora, z wyglądającym na ogród oknem w wykuszu. Stanowił jego „wyłączną własność, tu chronił się przed domowym zamętem”. Chociaż na bibliotecznych półkach ze stolarni Hepplewhite’a stały setki książek, pastor nie był na tyle pretensjonalny, by nazywać to miejsce „biblioteką”, jak uczyniłoby wielu bardziej ambitnych duchownych. Gabinet miał tę zaletę, że można było do niego wejść, nie przechodząc przez inne pokoje. „Ciężki krok” na korytarzu dawał pozostałym członkom rodziny znak, że w domu jest ktoś obcy.

W naszym dzisiejszym pojęciu dom to miejsce niezwiązane z pracą, prywatne, miejsce, gdzie ludzie odpoczywają lub spotykają się z przyjaciółmi. Zupełnie inne znaczenie miał dom w czasach georgiańskich, który był raczej polem ciężkiej pracy. Trudno przecenić zwykły wysiłek fizyczny niezbędny do utrzymania takiego domu w czystości i w ruchu. Pranie, gotowanie, sprzątanie – to wszystko było ciężką i czasochłonną robotą.

W istocie pastor Austen podzielał również pracę swoich parafian na roli. „Na tej ziemi – powiadał w 1802 roku pewien poseł do Parlamentu – każdy pleban jest w pewnym stopniu rolnikiem; jest ex officio, po części farmerem”. Oprócz ziemi wokół plebanii pastor otrzymał na swój użytek farmę o powierzchni stu dziewięćdziesięciu pięciu akrów, zwaną Sernikiem (Cheesedown), z której mógł osiągać przychody. Austenowie żyli rytmem wsi i jej dorocznych uroczystości, takich jak strzyżenie owiec i dożynki.

Totumfacki pastora Austena, niejaki John Bond, szczególnie cenił sobie „coroczną dożynkową hulankę”. To w jego ręce oddał pastor zarządzanie farmą należną mu z tytułu pełnienia funkcji plebana. John Bond nie znał się na księgach rachunkowych, wypisywał więc kredą na swoim dębowym stole farmerskie rachunki pismem, którego nikt poza nim nie potrafił odczytać. Zgodnie z panującym obyczajem ożenił się ze swoją Ann dopiero wtedy, kiedy ta urodziła mu pierwszą córkę. Mała Hanna zmarła w niemowlęctwie i pastor Austen wyprawił jej pogrzeb. Z czasem odległość między panem i sługą zmalała. Kiedyś pastor zakupił owce wspólnie ze swoim sąsiadem, dżentelmenem-farmerem, a że obydwaj chcieli, „by sprawy odbywały się uczciwie, zwykli razem otwierać zagrodę; pierwsze owce, jakie wybiegały, uznawane były za pastorskie”. John Bond zawsze sprawiał, że najlepsza owca wybiegała pierwsza. „Jakem tylko wszedł – zapewniał – od razu widziałem, która najlepsza, więc jakeśmy otwierali zagrodę, stukałem ją kijem i zaraz wylatywała przodem”. Pan Austen i John Bond: pleban i chłopek-roztropek.

Pastorowa mogła uważać się za farmera na równi z mężem. Gdy tylko przyszła do siebie po podróży, została szefem małego przedsiębiorstwa przerabiającego płody ogrodu i warzywnika na żywność dla całej licznej rodziny. Za plebanią, z tyłu, po prawej czy też zachodniej stronie, stały: pralnia, szopa na narzędzia ogrodnicze, warzelnia i stodoła. Znajdował się też wybieg dla drobiu oraz mleczarnia, w której wyrabiano masło i ser. („Byłam chłodna jak serek śmietankowy” – zaskakujące porównanie Jane). Za wybiegiem dla drobiu stał kurnik dla indyków, kaczek, kur i perliczek. Pastorowa była bardzo przywiązana również do swoich krów, które pasły się na plebanijnym pastwisku. „Moja mała krówka rasy Alderney nieźle się spisuje i daje więcej masła, niż jesteśmy w stanie zjeść”. Po pewnym czasie kupi byka i zostanie posiadaczką sześciu krów, ale wyłącznie niskich. „Śmiałabyś się na ich widok, bo są nie większe niż osiołki”.

Pastorowa lubiła też samodzielnie pracować w ogrodzie. „Krew mi szybciej krąży – powiada w jednym ze swoich zabawnych wierszyków, jakie ogromnie lubiła składać – ciep­łe wszystko zda się, kiedy biorę w rękę grabie i łopatę”. Uprawiała z pożytkiem ziemniaki sprowadzone z Nowego Świata, uważane wciąż za zagraniczne nowości w osiemnastowiecznym hrabstwie Hamp. Spotkały się z gorącym uznaniem żony pewnego dzierżawcy, kiedy została nimi poczęstowana. Pastorowa namawiała ją, by również posadziła u siebie ziemniaki, ale propozycja została odrzucona. „Nie, nie, dla takich państwa jak pastorostwo są w sam raz, ale taka hodowla musi być ogromnie kosztowna”. W oczach parafian małżonki ich duszpasterzy to dobrodziejki, rozdające wszystkim pożyteczne rady i ziemskie dobra. Żona pastora sąsiedniej parafii poświęcała mnóstwo czasu na szczepienie setek parafian przeciw ospie, robiąc jednak przerwę „do zakończenia żniw, bo byłoby biedakom ciężko pracować ze sztywną ręką w takie gorące dni”.

W późniejszych latach rodzina Austenów stworzyła coś w rodzaju zbiorowej konspiracji w celu ukrycia swoich skromnych korzeni, zapewne pragnąc, by życie ich sławnej ciotki wyglądało na łatwiejsze, dostatniejsze, mniej pracowite.

„Wydaje mi się, że będzie trudno odkopać jakieś materiały, tak głęboko poprzednie pokolenie zakopało je przed cudzym wzrokiem” – napisała jedna z tych osób do proponowanego biografa. Wnuczka pastorowej, Anna, również zdolna pisarka, zostawiła znany opis swojej babki, siedzącej i czekającej na gości na plebanii Steventon. Anna przedstawiła pastorową w domu, swobodną, rezydującą w bawialni od strony wejścia, zawsze gotową odłożyć robótkę i powitać przybyłych.

W rzeczywistości było bardziej prawdopodobne, że pilnowała udoju albo ładowania siana do stodoły. Nawet podczas odwiedzin składanych w najwspanialszych siedzibach pastorowa była najbardziej zainteresowana praktycznymi stronami zawiadywania majętnością, takimi jak zarządzanie służbą czy sposób robienia sera. Kiedy do tego dodać częste porody – trzeba uznać, że pastorowa była ciężko pracującą osobą.

Austenowie mieli przynajmniej własne źródło wody, co oznaczało, że nie trzeba jej było nosić kawał drogi w wiadrze, jak to musieli robić mieszkańcy sąsiednich chat. Na podwórzu znajdowała się studnia, zapewne z pompą, której pozostałości można jeszcze zobaczyć. Pranie robione było raz w tygodniu, a wykonywała je wynajęta w tym celu osoba, „pani Bushell” czy też „żona Johna Steevena”. „Nie wydaje się, żeby to, czego się dotknie, mogło kiedykolwiek stać się czyste, ale któż to wie?” – pisała Jane. W rodzinie pamiętnikarza z tych czasów, pastora Woodforde’a, która składała się z podobnej liczby osób, urządzano wielkie pranie co pięć tygodni, a do pomocy domowej służbie zjeżdżały na dwa dni wykwalifikowane praczki. Zajmowało to, łącznie z prasowaniem, cztery dni. W gospodarstwie państwa Austen znajdowało się kilka mahoniowych „stołków dla pożytku”, czyli stołków bez siedzisk, w które wstawiało się nocnik. Ułat­wiało to wypróżnienia. Mimo to wodę do mycia trzeba było przynosić z pompy do domu, a zawartość nocników wylewać.

W słoneczny dzień plebania mogła wyglądać ślicznie. Tuż pod gabinetem pastora biegła „główna ścieżka, prowadząca do zegara słonecznego, a po obu jej stronach znajdowały się grządki truskawek”. W każdym miejscu ogrodu słyszało się „zgrzytliwy dźwięk kogutka na pogodę, który okręcał się na wysokim, białym kiju w podmuchach letniego wiatru”. Nie każdy lubił ten dźwięk; niektórzy goście narzekali, że pojękiwania kogutka są nazbyt głośne i nie dają im spać.

Z tyłu, za nowym domem Austenów znajdowały się dwa ogrody otoczone murem, jeden nasadzony „drzewami wiś­niowymi i innymi drzewami owocowymi”, drugi „kwadratowy, dobrze osłonięty warzywnik”. Zamocowano w nim drewniane ramy, na których mogły spokojnie dojrzewać ogórki i melony. „Doskonale pamiętam ten słoneczny warzywnik – wspominała po latach wnuczka pastorowej – pełen ziół doniczkowych, margerytek i innych. Ojejku! Nigdy już później niczego podobnego nie widziałam”. Ten niemal elegijny, romantyczny ton wynika zapewne z faktu, że rodzinny dom został zburzony. Życie, jakie toczyło się w jego wnętrzu, nie zawsze było słoneczne i kuszące.

Zapewne jednak najsłynniejsza część ogrodu plebanii rozciągała się nieco dalej, na południe. Była to porośnięta trawą połać wzgórza, zapewne oryginał owego trawiastego zbocza opisanego w Opactwie Northanger, gdzie bawiła się Catherine Morland. Gdy słońce zaczyna się zniżać, można jeszcze dojrzeć zarys zbocza w terenie. W powieści młodziutka, chłopięca bohaterka ogromnie lubi „turlać się po zielonym zboczu na tyłach domu”. Zapewne mali Austenowie bawili się podobnie.

Po zainstalowaniu się na probostwie państwo Austenowie stwierdzili, że gości ze świata nie będą tu mieli wielu. Czas mijał powoli i spokojnie. Pastorowa przywykła do sennej atmosfery wsi. „W Londynie – pisała – wszyscy się zawsze wszędzie spieszą; to niemiłe miejsce, za żadne skarby nie chciałabym tam mieszkać; człowiek nie ma czasu na wypełnianie swoich obowiązków wobec Boga i ludzi”.

Nadchodziły jednak zmiany. Matka pastorowej miała słuszność, twierdząc w czasie przeprowadzki, że jest bardzo chora. Przeżyła zaledwie kilka dni po przyjeździe. Jej miejsce zajęły nowo urodzone dzieci, które dołączyły do braci turlających się po zielonym zboczu. Henry urodził się w 1771 roku. Dwa lata później przyszła na świat pierwsza dziewczynka, nazwana po matce Cassandrą. „Przykro mi o tym słyszeć – pisał o państwu Austenach ich ponury szwagier – jako że wyraźnie łatwiej im powiększać rodzinę, niż ją wykarmiać”. Oni jednak nie brali sobie tego do serca, gdyż zaraz, w 1774 roku, przyszedł na świat Francis, czyli Frank.

A po nim pojawiła się Jane.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.Przypisy

Wstęp

1. Komentarz Richarda Bentleya, przedruk w: H. Austen, Memoir of Miss Austen, w: J.E. Austen-Leigh: A Memoir of Jane Austen and Other Family Recollections, pod red. K. Sutherland, Oxford 2002, s. 154.

2. Listy Fanny Palmer, Morgan Library, PML MA4500 A9338.P174 (3), cyt. za: D. Kaplan, Domesticity at Sea, „Persuasions” nr 14, 1992, s. 119.

3. C. Austen, My Aunt Jane Austen: A Memoir, w: J.E. Austen-Leigh: A Memoir of Jane Austen and Other Family Recollections, pod red. K. Sutherland, Oxford 2002, s. 174.

4. H. Austen, Biographical Notice of the Author, w: J.E. Austen-Leigh: A Memoir of Jane Austen and Other Family Recollections, pod red. K. Sutherland, Oxford 2002, s. 137.

5. D. Nokes, Jane Austen: A Life, London 1997, s. 353.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: