Cóż może być nudniejszego nad podręcznik do fizyki? Powiecie zapewne, nie myląc się przy tym, że podręcznik do matematyki. Święta racja. Na samą myśl człowiek robi się senny, głowa opada mu na poduszkę, oczy same się zamykają. Lewis Carroll z urodzenia był flegmatycznym Anglikiem, z wykształcenia matematykiem, z zawodu autorem takich właśnie bardzo (bardzo do kwadratu) nudnych podręczników, które były zmorą uczących się. Na szczęście jednak i ku uciesze, która trwa już sto z górą lat napisał rozkoszną książkę, „Alicję w krainie czarów”.
„Alicja miała już dość siedzenia na murawie obok siostrzyczki i nicnierobienia raz czy dwa zerknęła do książki, którą czytała siostra, ale nie było tam ani obrazków, ani dialogów. A na co komu książka bez obrazków i dialogów?”
Czy jest ktoś, kto nie zna opowieści o małej dziewczynce, która znudzona książką (czyżby podręcznik pana Carrolla?) zasnęła i przeniosła się w sennym marzeniu do króliczej nory i w sąsiadujące z nią magiczne miejsca i utkwiła w bajce po same uszy?
Z marzeń sennych czerpał inspirację do surrealistycznych obrazów Salwador Dali, więc i książka Carrolla jest surrealistyczna. Spotkałam się z opinią, że jest nielogiczna. I o to właśnie chodzi! Przecież do dziś nie do końca wiadomo, co Carroll chciał powiedzieć, a jednak czytelnicy lgną do tej opowieści jak muchy do miodu, właśnie dlatego, że nie ma w niej ani atomu sensu. To ciąg fantastycznych obrazów konstruowanych na zasadzie, deus ex machina. W tym szaleństwie jest metoda, a absurd napędza tę książkę.
Cudowna i magiczna powieść, która powstała dla małej muzy matematyka, która miała na imię Alicja, zdaje się być ostatnią prawdziwą BAŚNIĄ. Więcej już takich nie było. wszystko co nowe, będzie tylko popłuczynami. Przecież Alicja wciąż żyje i ma się dobrze. Nawiązywali do niej mniej lub bardziej wyraźnie - Neil Gaiman w „Koralinie”, Andrzej Sapkowski, Jostein Gaarder, a nawet Joanne Rowling w opowieści o Potterze.
Do najlepszych scen powieści należy opętańcza herbatka u Kapelusznika, czy dialog z palącą fajkę wodną gąsienicą. Do postaci kultowych zaliczyć można Szczerego Kota (znanego także jako Kot z Chesire), Biały królik i istoty tak niezwykłe, jak żółwiciel, ryby w libieriach, stadko homarów i cokolwiek czytelnik może sobie tylko zażyczyć.
Gdzie indziej, jak nie w snach można sprawę wzrostu załatwić łykiem lub kęsem czegoś, co smacznie smakuje? Można w książkach. I nie ma tu nic do rzeczy, że nie mamy pojęcia, co jest sednem „Alicji”, bo parafrazując Lautreca - „ta opowieść jest jak . hm. fekalia., to się czuje, a nie rozumie.” Książka to z takich, o których cokolwiek by nie napisać, cokolwiek by nie powiedzieć, i tak będzie za mało. Czytać z powodzeniem mogą ją młodzi i starzy. „Alicja w krainie czarów” to opowieść dla tych, którzy choć raz odwiedzili tytułowy wonderland. Miłego śnienia!
Opinia bierze udział w konkursie