Podtrzymuję swoje zdanie: Bukowski jest dla inteligentnego czytelnika. Bukowski jest dla takiego czytelnika, który nie zachłyśnie się ekscesami bohatera, nie będzie mu kibicować i rechotać przy każdym "k...." i "ch..". "Zapiski starego świntucha" wywołują we mnie skrajne emocje: od zniesmaczenia, przez obrzydzenie, zrozumienie aż po współczucie. Plusy utworu to niewątpliwie bezwzględna, brutalna szczerość. Doceniam fakt, iż Bukowski nie czaruje czytelnika. Potakuję niekiedy jego ocenie rzeczywistości. Wojna, polityka, seks, miłość, sztuka, literatura, whisky - wszystko Bukowski prezentuje ze swojego punktu widzenia. Jest bezkompromisowy. Obsceniczny. Wulgarny. Nie ma co analizować sytuacji psychicznej autora, dywagować nad nieszczęśliwym, pozbawionym miłości dzieciństwem i autodestrukcyjnymi skłonnościami, bo nie tylko koń by się uśmiał, ale i sam Bukowski. Nie wpisuję się w poczet jego wyznawców, którzy oddają mu bałwochwalczy pokłon, widząc w jego chorych działaniach przejaw wolności i samostanowienia. Nie nabieram się na mit wagabundy,kontestatora,który alkoholem i tanim seksem zagłusza artystyczny "ból istnienia". Nie będę zachwycać się wulgarnością "Zapisków...", twierdząc, że jest przejawem swobody artystycznej i wolności słowa. Ten zbiór dziennikarskich artykułów to ciekawy, niekiedy bardzo wnikliwy i - niestety - prawdziwy obraz amerykańskiego społeczeństwa przełomu lat 60.i 70. Bukowski często trafnie (znowu - niestety, biorąc pod uwagę, jak ohydną bywa jego wizja) ocenia rzeczywistość, celnie podsumowuje społeczeństwo, ludzi, ludzkość, świat politycznych machinacji, "prostytucję" artystyczną i co ciekawe - chyba nawet samego siebie. To też ogromny plus dla pisarza: jak już dokopuje, to wszystkim po równo. Pozbawiony fałszywej skromności, mający ewidentnie nawet i swoich potencjalnych czytelników w "głębokim poszanowaniu", tak samo "dowala" sobie, co Nixonowi, Faulknerowi, Bogu czy ulicznej prostytutce. Ale - choć trudno w to uwierzyć - gdzieś, czasem, pomiędzy tymi wszystkimi "sprośnościami" i pseudosprośnościami pojawia się cień przyzwoitości, ukryta wartość, ślad po nadziei. Myślę sobie: Ot, wyrwało się Bukowskiemu przez przypadek i psuje jego image wykolejeńca wszech czasów, któremu w głowie tylko dziwki i wóda :-) Nie wiem, czy to osobowość, wypaczenie, alkohol czy jeszcze coś innego spowodowały, że pisarz nie umie (nie chce? nie może?) pokochać samego życia. I nie mam pojęcia, co powiedziałby Bukowski na tak niedorzeczną uwagę, ale - czasem bardzo mi go żal. Dlatego, gdy już odsapnę po "Zapiskach starego świntucha", wrócę do Bukowskiego... Tak, na pewno wrócę...
Opinia bierze udział w konkursie