Ben Gurion. Twórca współczesnego Izraela - Anita Shapira - ebook

Ben Gurion. Twórca współczesnego Izraela ebook

Anita Shapira

4,5

Opis

Książka o Ben Gurionie jest nie tylko polityczną opowieścią. Poznajemy „przywódcę narodu”, ale także człowieka. Zamieszczone w książce fragmenty listów pokazują obszary, do których najtrudniej jest dotrzeć badaczowi. Prof. Anicie Szapirze to się udało. Dzięki  książce dowiadujemy się nie tylko o kolejnych politycznych inicjatywach Ben Guriona, ale także o jego emocjach, smutkach, gorszych i lepszych stronach charakteru. Autorka interesująco pokazuje jak polityka stopniowo podporządkowała sobie jego życie prywatne: po ceremonii zawarcia małżeństwa, młody małżonek udał się na spotkanie partyjne, a spóźnienie usprawiedliwił… ślubem.
Książka o Ben Gurionie jest także ciekawą lekcją polityki, jest opowieścią o tym jak rodzą się nowe idee i działania polityczne, jak zmieniają się, doświadczają niełatwych kompromisów czy porażek. Warto zaznaczyć w tym miejscu, że autorka książki zadbała, żeby czytelnik poznał nie tylko  sposób myślenia jej bohatera, ale także jego przeciwników, ich programy, oceny sytuacji czy polityczne emocje.
Ben Gurion zmarł w grudniu 1973 r., jego grób znajduje się w Sede Boker, na pustyni Negew, gdzie spędził ostatnią część życia. Warto, będąc w Izraelu, odwiedzić to miejsce. Także ono, swoją surowością, skromnością opowiada o człowieku, który  podporządkował swoje życie „czemuś większemu i bardziej świętemu niż cokolwiek na świecie”.
Z Przedmowy do wydania polskiego Bożeny Szaynok, Uniwersytet Wrocławski

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 339

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (6 ocen)
4
1
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tytuł oryginału:

Ben-Gurion. Father of Modern Israel

Redakcja i korekta:

Aldona Mikusińska

Skład, łamanie i projekt okładki:

Ewa Majewska

Copyright © 2014 by Anita Shapira

Originally published by Yale University Press

Copyright © for the Polish translation and edition by Wydawnictwo Akademickie Dialog Sp. z o.o. & Ośrodek Badań nad Totalitaryzmami im. Witolda Pileckiego, 2018

ISBN (ePub): 978-83-8002-765-7

ISBN (Mobi): 978-83-8002-766-4

Wydawnictwo Akademickie Dialog

00-112 Warszawa, ul. Bagno 3/218

tel./faks 620 87 03

e-mail:[email protected]

http://www.wydawnictwodialog.pl/

Ośrodek Badań nad Totalitaryzmami im. Witolda Pileckiego

ul. Foksal 17, 00-372 Warszawa

www.obnt.pl, [email protected]

Skład wersji elektronicznej:

Kamil Raczyński

konwersja.virtualo.pl

NOTA REDAKCYJNA

W wydaniu polskim zastosowano polską transkrypcję nazwisk i słów hebrajskich, przyjętą w Polskim Słowniku Judaistycznym. Wyjątek stanowią imiona i nazwiska osób stosujących ze względów zawodowych lub innych ustaloną formę zapisu w alfabecie łacińskim, najczęściej w transkrypcji angielskiej.

Przedmowa do wydania polskiego

„Polacy i Izraelczycy – niczym dawni kochankowie – interesują się sobą nawzajem” – napisali kilka lat temu autorzy książki o polskich korzeniach Izraela. Tematyka dotycząca państwa żydowskiego nie jest obojętna w Polsce. Na półkach księgarskich znajdujemy wiele książek jej dotyczących, badania nad Izraelem prowadzą różne instytucje naukowe w naszym kraju. Coraz więcej osób wyjeżdża do Izraela, zwiększa się oferta biur podróży czy linii lotniczych...

Częścią polskiego myślenia o państwie żydowskim jest przekonanie, że powstało ono dzięki Żydom z Polski, że Polska zajmuje w nim szczególne miejsce. Ilustracją tych opinii są nie tylko emocjonalne, uproszczone przekazy, ale także dowcipy polityczne, jak ten z czerwca 1967 r. o naszych Żydach zwyciężających komunistycznych Arabów.

Tematyka izraelska pojawia się w wielu książkach, ale historiografia w języku polskim jej poświęcona została zdominowana przez powojenne konflikty i wojny z państwami arabskimi, dzieje dyplomacji, szpiegowskie historie, kwestie społeczne, religijne… Na Izrael spoglądamy przede wszystkim z perspektywy politycznej lub postrzegając go jako Ziemię Świętą.

W naszym myśleniu o Izraelu brakuje ludzi. Coraz bardziej poznajemy fakty, wydarzenia, procesy..., ale niewiele wiemy, kim byli ci, którzy je tworzyli, dlatego książka prof. Anity Shapiry o Ben Gurionie otwiera nowe drzwi w polskiej historiografii, w której do tej pory niewielu było Izraelczyków.

Książka o „przywódcy narodu”, jednej z najbardziej znaczących postaci XX w. jest zapisem losów człowieka, w którego życie wielokrotnie wdzierała się wielka historia. Jest to także opowieść o podporządkowaniu swojego życia „czemuś większemu i bardziej świętemu niż cokolwiek na świecie”.

Autorka książki jest wybitną historyczką, jak mało kto zna nie tylko swojego bohatera, ale także jego przyjaciół, zwolenników i przeciwników politycznych. Zna świat, w którym żył, wydarzenia, które kształtowały jego myślenie, poglądy, które miały wpływ na podejmowane w życiu wybory. Opowieść o Ben Gurionie zaczynamy w Płońsku. Prof. Anita Shapira pokazuje nam miasto, w którym bohater jej książki spędził dzieciństwo. Poznajemy świat, środowisko, w którym dorastał, przysłuchujemy się młodzieńczym dyskusjom, ale także świadkujemy pierwszemu zakochaniu, tęsknym spojrzeniom…

Zaletą tej książki jest zatrzymanie się nad detalem. Szczegół opowiada nam, co kształtowało młodego Dawida, co powodowało wybory, którym pozostał wierny przez całe życie. Z Płońska wyjeżdżamy do Warszawy, poznajemy blaski i cienie samodzielności, ale także konsekwencje politycznych wyborów, pierwsze aresztowanie. W życie Dawida Grüna po raz pierwszy wkracza wielka historia, rewolucja 1905 r. Rok później wyjazd do Palestyny zaczyna nowy, najważniejszy rozdział w życiu młodego syjonisty. Poważne, polityczne decyzje przeplatają się z młodzieńczym zakochaniem, a narrację o doniosłych wyborach ubarwia informacja o matce dziewczyny, która w czasie podróży do Palestyny spała na statku między młodymi.

Przyjazd do Ziemi Obiecanej był przełomem w życiu dwudziestolatka z Płońska. Najmocniej pokazuje to przemiana Dawida Grüna w Dawida Ben Guriona. Prof. Anita Shapira barwnie przedstawia kolejne światy swojego bohatera: brama portu w Jaffie była wejściem w nową rzeczywistość, tak różną od carskiej Rosji. Ale ta wyśniona, wymarzona, idealizowana rzeczywistość pokazuje także trudne oblicze. Autorka przejmująco pisze o samotności emigrantów, w której musiały wystarczyć ideały, dla których domem stawała się partia. Kolejne lata nie były czasem stabilizacji. Studia w Stambule zostały przerwane przez wojnę, na realizację ideałów brakowało pieniędzy, a codzienność dostarczała nowe problemy: choroby, poczucie niezrozumienia przez najbliższych…

W 1914 r. wielka historia ponownie wkracza w życie Ben Guriona, pojawiają się nowe doświadczenia polityczne: rozczarowanie Turcją, nadzieje związane z deklaracją Balfoura. Wielka wojna, rewolucja bolszewicka, mandat brytyjski nad Palestyną są powodem nowych politycznych wyzwań. Opowieść o kolejnych działaniach Ben Guriona w Palestynie czy USA podsumowuje stwierdzenie, że „nie powstało jeszcze kowadło, które przekułoby talenty chłopaka z Płońska w skuteczną broń”. Książka prof. Anity Shapiry jest opowieścią o drodze, o przemianie żydowskiego chłopaka z Płońska w „przywódcę narodu”. Wspomniana przemiana nie była oczywistym, gotowym scenariuszem.

Wielka historia nie opuszcza bohatera książki. Wydarzenia w niespokojnej Europie w latach 30. i 40.: dojście Hitlera do władzy, wybuch II wojny światowej, Zagłada, mają wpływ na sytuację na Bliskim Wschodzie. Mieszkańcy Palestyny żyją w strachu przed inwazją. Dla polskiego czytelnika zaskakująca jest perspektywa polityczna Ben Guriona w czasie wojny. W książce nie pojawia się data 1 września 1939 r., końcówka okresu pokoju została odnotowana kolejnym kongresem syjonistycznym, z którego uczestnicy wyjeżdżali pełni niepokoju, ponieważ do obradujących dotarła wiadomość o pakcie Ribbentrop-Mołotow. Wojna pojawia się w opowieści o Ben Gurionie w związku z postawą wobec Wielkiej Brytanii, inwazją na Holandię, klęską Francji, ewakuacją Dunkierki, bitwą o Anglię czy atakiem na Pearl Harbor. Nie odnotowana została operacja Barbarossa, kolejne etapy Zagłady. W czasie wojny Ben Gurion wyjeżdża do Wielkiej Brytanii i USA, zajmuje się Programem Biltmore, dba o jedność partii, dostrzega rasizm Brytyjczyków w koloniach. Perspektywa Ben Guriona dotyczy Palestyny, tu ma powstać wspólnota żydowska, do której przyjadą Żydzi. Informacje o Zagładzie, „o potwornościach i nieszczęściach, jakich nie wymyśliłby Dante i Poe”, docierają do Palestyny wraz z przyjazdem kilku ocalałych. Korespondencja z tego okresu odsłania emocje Ben Guriona, na zewnątrz jednak pojawiał się wyraźny przekaz „przeciwko rozdrapywaniu ran”. Dla polskiego czytelnika rozdział o życiu Ben Guriona w czasie wojny pozostawia wiele pytań bez odpowiedzi.

Zakończenie wojny przynosi nowe, wielkie wyzwania. W listopadzie 1947 r. ONZ przegłosowała plan podziału Palestyny, pół roku później, 14 maja 1948 r., zostało proklamowane państwo żydowskie. „Jeśli zechcecie nie będzie to legendą…” napisał na początku XX w. Theodor Herzl. Marzenie stało się rzeczywistością. Książka prof. Anity Shapiry opowiada o tym, jak trudno było budować własną, wymarzoną ojczyznę w skomplikowanej bliskowschodniej rzeczywistości, jak niełatwo było tworzyć każdy element własnej państwowości: system polityczny, gospodarkę, kulturę, język, tożsamość, miejsce dla religii, międzynarodowe sojusze w zimnowojennym świecie...

Książka o Ben Gurionie jest nie tylko polityczną opowieścią. Poznajemy „przywódcę narodu”, ale także człowieka. Zamieszczone w książce fragmenty listów pokazują obszary, do których najtrudniej jest dotrzeć badaczowi. Prof. Anicie Shapirze to się udało. Dzięki książce dowiadujemy się nie tylko o kolejnych politycznych inicjatywach Ben Guriona, ale także o jego emocjach, smutkach, gorszych i lepszych stronach charakteru. Autorka interesująco pokazuje, jak polityka stopniowo podporządkowała sobie jego życie prywatne: po ceremonii zawarcia małżeństwa młody małżonek udał się na spotkanie partyjne, a spóźnienie usprawiedliwił… ślubem.

Warto wspomnieć, że praca prof. Anity Shapiry jest również opowieścią o pokoleniu młodych Żydów, o środowiskach żydowskich w Europie i w USA. Autorka konfrontuje swojego bohatera, syjonistę, z tymi, którzy wybierali inaczej, którzy inaczej, aniżeli on, chcieli realizować swoją żydowskość. Ten wielowątkowy plan jest nie tylko ciekawy i ważny, ale przede wszystkim pozwala nam lepiej zobaczyć, zrozumieć świat diaspory i jiszuwu.

Książka Anity Shapiry jest także fascynującym studium o tworzeniu państwa, jest pretekstem do poznania ludzi, którzy walczyli o własną ojczyznę, wykorzystując wielkie zwroty w historii, którzy swoje ideały zamienili w rzeczywistość. A kiedy idea stała się faktem, budowali krok po kroku własną, trudną państwowość. Nie ma wątpliwości, że ta część książki brzmi znajomo dla polskiego czytelnika. Warto w tym miejscu zatrzymać się i uświadomić sobie, jak wiele wspólnego mają izraelskie i polskie doświadczenia.

Książka o Ben Gurionie jest także ciekawą lekcją polityki, jest opowieścią o tym, jak rodzą się nowe idee i działania polityczne, jak zmieniają się, doświadczają niełatwych kompromisów czy porażek. Warto zaznaczyć w tym miejscu, że autorka książki zadbała, żeby czytelnik poznał nie tylko sposób myślenia jej bohatera, ale także jego przeciwników, ich programy, oceny sytuacji czy polityczne emocje.

Ben Gurion zmarł w grudniu 1973 r., jego grób znajduje się w Sede Boker na pustyni Negew, gdzie spędził ostatnie lata życia. Warto, będąc w Izraelu, odwiedzić to miejsce. Także ono, swoją surowością, skromnością opowiada o człowieku, który podporządkował swoje życie „czemuś większemu i bardziej świętemu niż cokolwiek na świecie”.

Bożena Szaynok, Uniwersytet Wrocławski

Wstęp

W drzwiach drewnianego domku w Sede Boker stała Paula Ben Gurion, zagradzając wejście.

– Pani w jakiej sprawie? – warknęła.

– Jestem umówiona na wywiad z panem Ben Gurionem – wyjaśniłam zmieszana.

Odsunęła się, żebym mogła przejść.

– Tylko niech go pani nie zmęczy! – przykazała.

Przygotowywałam swoją pierwszą pracę badawczą na temat organizacji Ha-Szomer (Strażnik). Chciałam wyjaśnić pewną kwestię dotyczącą konfliktu między byłymi członkami Ha-Szomer a Ben Gurionem, który był wtedy sekretarzem generalnym Histadrutu, centrali związków zawodowych. Napisałam do emerytowanego przywódcy list, prosząc o spotkanie, żeby omówić tę sprawę. Byłam nieznanym naukowcem u progu drogi zawodowej, młodą, nic nieznaczącą kobietą. Mimo to Ben Gurion osobiście mi odpisał na kartce z jednego ze swoich numerowanych notesów, z arkuszami kalki między stronicami. Zgodził się na spotkanie, a nawet na to, żebym wybrała dogodny dla siebie termin. Razem z mężem i maleńkim synkiem wsiedliśmy do naszego fiacika 600 i wyruszyliśmy z Tel Awiwu na południe. Podróż do Sede Boker po wyboistych drogach trwała ponad trzy godziny. Na postojach mój synek z uciechą gonił ptaszki po polach, a mąż gonił za nim.

Gdy przekroczyłam próg słynnego domku, Ben Gurion przyjął mnie bardzo uprzejmie. Otworzył swój dziennik z odpowiedniego roku i długo opowiadał o sprawie Ha-Szomer. Wspaniały starzec oczarował mnie. Spędziłam z nim ponad dwie godziny. Potem wyruszyliśmy w długą drogę powrotną i dopiero wjeżdżając do Tel Awiwu, uświadomiłam sobie, że Ben Gurion nie odpowiedział na moje py-tanie.

Zajmowałam się później wieloma zagadnieniami, Ben Gurion, naczelna postać w dziejach syjonizmu, zawsze był obecny w moich pracach, ale nigdy dotąd nie wysuwał się na pierwszy plan. W mojej biografii Berla Kacnelsona, z którym przyjaźnił się i wspólnie sprawował przywództwo ruchu syjonistycznego, jest drugą pod względem ważności postacią, po głównym bohaterze. Podczas wojny o niepodległość wszedł w konflikt z dowództwem Hagany, brutalnie zdymisjonował Jigala Alona – ulubieńca armii, najlepszego z polowych dowódców. Pisałam o tym książki. Tylko w kilku artykułach przyznałam mu pierwszoplanowe miejsce, na przykład w tym o jego stosunku do Biblii i jej roli w kulturze izraelskiej. Nastał więc już chyba czas, żeby uczynić go wreszcie głównym bohaterem, co robię w tej biografii.

Ben Gurion za życia i po śmierci przyciągał wielu pisarzy i biografów – byli wśród nich historycy, dziennikarze, wielbiciele i antagoniści. Tak za życia, jak i później wywierał ogromny wpływ, i wielu autorów nie potrafiło się pozbyć sympatii lub nienawiści, dawnych uraz lub skłonności do schlebiania. Do najwybitniejszych biografów Ben Guriona należą Michael Bar Zohar i Szabtaj Tewet [Shabtai Teveth – przyp. tłum.], z których pracami bardzo dokładnie się zapoznałam i wykorzystałam je we własnej książce. Inni historycy zajmowali się konkretnymi zagadnieniami z jego biografii, jak na przykład decyzją o rozpoczęciu kampanii na Synaju, stosunkami z intelektualistami, postawą wobec diaspory itd. Czytałam oczywiście te publikacje i gdzie indziej zrobiłam z nich użytek, ale pisząc tę książkę, oparłam się głównie na własnych badaniach. W swojej pracy badawczej dokonałam wielu nowych ustaleń dotyczących okresu po 1948 roku, który Tewet pominął, a Bar Zohar zajął się nim tylko fragmentarycznie. Korzystałam nie tylko z archiwum Ben Guriona w Sede Boker, dostępnego w internecie, ale i z jego dokumentów zgromadzonych w archiwach Armii Obrony Izraela, gdzie znalazłam wiele interesujących materiałów, zwłaszcza listów.

Ben Gurionowi jako postaci publicznej poświęcono wiele prac, ja natomiast starałam się również nakreślić jego portret jako osoby prywatnej, a także opisać długi proces, w trakcie którego stał się przywódcą narodu i jedną z najbardziej znaczących postaci XX wieku. Ben Gurion nie był skłonny do ujawniania uczuć, trudno dotrzeć do wnętrza jego jaźni. Mam nadzieję, że niniejsza książka uzupełni o nową perspektywę ogromny zbiór prac dotyczących jego dokonań, porażek i roli, jaką odegrał w historii.

1Płońsk

W 1962 roku dawna mieszkanka Płońska, która wyemigrowała do Palestyny, pojechała odwiedzić rodzinne miasto. Po powrocie do Izraela wysłała do premiera Dawida Ben Guriona, też urodzonego w Płońsku, list, w którym opisała, co zastała: „ruinę żydowskiego Płońska”, jak to określił Ben Gurion w odpowiedzi na jej list1. W mieście pozostało zaledwie trzech Żydów. Wspaniała synagoga i trzy żydowskie szkoły religijne zostały całkowicie zniszczone, zdewastowany cmentarz zamknięto. Rynek pozostał, ale nie było już żydowskich kupców wystawiających swoje towary. Ben Gurion, z bólem i skrywaną nostalgią, pytał, co się stało z domem jego ojca i czy ogród na tyłach domu jeszcze istnieje. Druga wojna światowa, Holokaust, a później rządy komunistów wykopały przepaść między „teraz” a „wtedy”. Zaginął cały świat, który pozostał wyłącznie we wspomnieniach i obrazach.

W późniejszym okresie życia Ben Gurion idealizował swoje rodzinne miasto. W jego wspomnieniach ta niewielka, skromna mieścina, licząca około ośmiu tysięcy mieszkańców, w tym pięć tysięcy Żydów, stała się „najbardziej postępowym miastem hebrajskim w Polsce”2.

Płońsk leży przy bocznej drodze odchodzącej od szosy, która łączy Warszawę z Gdańskiem. Choć od stolicy dzieli go zaledwie sześćdziesiąt pięć kilometrów, na początku XX wieku podróż do Warszawy trwała ponad trzy godziny. Kolej żelazna jeszcze wtedy do Płońska nie dotarła, nie było brukowanej drogi. Miasto nie miało wodociągów ani kanalizacji, ścieki płynęły rynsztokami. Powiew haskali (żydowskiego oświecenia) dotarł i tutaj, ale, jak można się było spodziewać po takiej zapadłej mieścinie, większość tutejszych Żydów stanowili ludzie ściśle przestrzegający nakazów religii, a postęp był względny. W Płońsku działały trzy żydowskie szkoły religijne i wiele chederów (żydowskich szkół podstawowych). Były to zarówno tradycyjne, jak i reformowane, stosunkowo nowoczesne placówki, w których nie uczono jednak rosyjskiego ani matematyki, choć rosyjskie władze oświatowe wymagały, by do programu nauczania włączono świeckie przedmioty. Nie było ani jednego gimnazjum (szkoły średniej). Płońsk nie różnił się od wielu innych sztetli w carskim imperium, i choć wokół szalały ideologiczne burze, pozostał konserwatywną w dużej mierze, spokojną mieściną, daleką od rewolucyjnej gorączki, jaka ogarnęła w owym czasie żydowską strefę osiedlenia na terenach dzisiejszej Ukrainy i Białorusi.

Dawid Ben Gurion urodził się w Płońsku w 1886 roku jako czwarty syn Szejndel i Awigdora Grüna. Ani jego pochodzenie, ani miejsce urodzenia, ani wykształcenie, jakie odebrał, nie zapowiadały przyszłej sławy. Grünowie nie mieli szlachetnego rodowodu, wśród ich przodków nie było znaczących rabinów czy uczonych w Piśmie, genealogię rodziny znali tylko od pokolenia dziadków. Dziadek Ben Guriona od strony ojca pisał podania, pozwy i listy polskim chłopom przybywającym do miasta w dzień targowy i wnosił sprawy do miejscowego sądu. Awigdor Grün odziedziczył po nim to zajęcie. Syn określał go mianem „prawnika”, ale był on raczej pokątnym doradcą prawnym (Winkeladvokat), przesiadującym na rogu poza siedzibą sądu. Dzięki posagowi Szejndel, na który składały się dwa drewniane domy i ogród o sporej powierzchni, rodzina była zabezpieczona materialnie. Domy znajdowały się na przedmieściu przy ulicy Koziej (której nazwa mówi sama za siebie), koło plebanii. Grünowie mieszkali w jednym z nich, a drugi wynajmowali, co razem z dochodami Awigdora zapewniało im w miarę dostatnie życie.

Najznakomitszą rodziną w Płońsku byli Zemachowie, dumni ze swojego rodowodu. Szlomo Zemach i Ben Gurion przyjaźnili się od wczesnej młodości, ale wiele ich dzieliło: genealogia Zemachów sięgała XVII wieku, wśród ich przodków byli wybitni znawcy Tory. Zemachowie byli zamożni i mieli arystokratyczne maniery. Szlomo, wysoki i przystojny młodzieniec, zaliczał się w szkole religijnej do prymusów. Zemachowi seniorowi, dumnemu i szanowanemu Żydowi, nie podobała się przyjaźń syna z potomkiem Awigdora Grüna, o którym w mieście krążyły niechętne plotki, ponieważ długi czarny chałat noszony przez ortodoksyjnych Żydów zamienił na krótszy nowoczesny surdut, ciągnęło go do kart i był mitnagedem (przeciwnikiem chasydyzmu), podczas gdy większość płońskich Żydów zaliczała się do chasydów, zwolenników cadyka z Góry Kalwarii. Pewnego razu Zemach senior spoliczkował nawet syna za wizyty w domu Grünów. Przyjaźń młodych ludzi przetrwała jednak wszystkie próby, a Zemach musiał się pogodzić z kontaktami syna z podejrzaną rodziną Grünów.

Żydzi z Płońska trudnili się rzemiosłem, stolarstwem, szewstwem i drobnym handlem. Nieliczną klasę średnią stanowili właściciele domów, w większości „oświeceni” (tolerancyjni wobec nowoczesności i otwarci na wpływy i postulaty haskali, takie jak świecka edukacja). Było wśród nich wielu mitnagdim. Na szczycie drabiny społecznej znajdowało się kilka bogatych rodzin arystokratycznych, także uczniów cadyka z Góry Kalwarii. Grünowie byli stosunkowo „nowoczesną” rodziną z klasy średniej. Przystąpili do ruchu Chowewej Syjon wraz z jego pojawieniem się na początku lat osiemdziesiątych XIX wieku, a gdy Theodor Herzl wystąpił ze swoim programem, stali się lojalnymi syjonistami. Awigdor Grün był członkiem Chowewej Syjon, a swoje poglądy przekazał najstarszemu synowi, Abrahamowi, i najmłodszemu, Dawidowi.

Spory polityczne nie omijały Płońska. Na przykład niektórzy chasydzi zatruwali życie jednemu ze współwyznawców, ponieważ był syjonistą. Ojciec pewnego młodego człowieka, który zamierzał wyemigrować do Palestyny, schował mu ubrania, żeby ten nie mógł opuścić domu. Wygląda jednak na to, że tego rodzaju zdarzenia były czymś wyjątkowym, i dlatego ludzie wspominali o nich w swoich pamiętnikach. W relacjach Ben Guriona i jego płońskich przyjaciół nie ma wzmianek o konfliktach międzypokoleniowych typowych dla pierwszej generacji Żydów odstępujących od religii, o dramatycznych deliberacjach odnotowanych w literackich opisach owej epoki. Proces modernizacji przebiegał tam łagodniej i mniej traumatycznie niż na innych terenach. Żydowską strefę osiedlenia rozdzierały wtedy spory między zwolennikami „duchowej autonomii” Szymona Dubnowa, który postulował kulturalną autonomię Żydów w Europie Środkowej, żydowskiego socjalizmu Bundu (założonego w 1897 roku, w tym samym czasie, kiedy odbył się Pierwszy Kongres Syjonistyczny), rosyjskiej socjaldemokracji, syjonizmu i terytorializmu – ruchu szukającego dla osadnictwa żydowskiego miejsc poza Palestyną. Te burzliwe starcia ideologicznie nie znalazły w praktyce odbicia wśród żydowskiej młodzieży Płońska. W jej kręgach dyskusje toczyły się o tym, czy pozostać w Polsce i uzyskać wyższe wykształcenie, czy wyemigrować do Stanów Zjednoczonych, czy też zostać syjonistą i wyjechać do Palestyny.

Ben Gurion uczęszczał do chederu, a następnie do żydowskiej szkoły religijnej, którą opuścił po bar micwie. Nie pociągały go dysputy nad Talmudem, a może nie miał talentu do tego rodzaju studiów. Chciał się dalej kształcić, ale nie mógł uzyskać świadectwa dojrzałości – być może z powodu numerus clausus w rosyjskich gimnazjach, a może dlatego, że nie było go na to stać. W Płońsku nie było szkoły średniej, musiałby się przenieść do Warszawy. Jak wielu młodych Żydów, którzy znajdowali się w identycznej sytuacji, próbował samodzielnie przygotować się do egzaminów wstępnych na uczelnię.

Tymczasem Awigdor Grün w tajemnicy przed synem napisał do Theodora Herzla, przywódcy ruchu syjonistycznego, list, o którym Ben Gurion dowiedział się dopiero po pięćdziesięciu latach, kiedy znaleziono ten dokument w Głównym Archiwum Syjonistycznym w Jerozolimie. W wyszukanej, archaicznej hebrajszczyźnie Grün pisał do człowieka uważanego za „króla Żydów”, że ma utalentowanego, pracowitego syna, który chce studiować, ale nie może. Chciałby wysłać chłopca na studia do Wiednia, rodzinnego miasta Herzla. Prosił przewodniczącego Organizacji Syjonistycznej o radę oraz o pomoc finansową „ponieważ nie jestem w stanie wspomóc syna, który jest moim oczkiem w głowie”3. List zdradza naiwność płońskiego adwokata, który wyobrażał sobie, że uzyska odpowiedź. Po raz pierwszy znalazło w nim jednak wyraz przekonanie ojca o tym, że jego syn jest wyjątkowo utalentowany.

Lata 1899–1904 spowija mgła. Ben Gurion ukończył szkołę, ale pozostał w Płońsku. Uczył się rosyjskiego, bardzo dużo czytał, prawdopodobnie pomagał ojcu pisać pozwy i podania poza budynkiem sądu. Wciąż nosił tradycyjny chałat. Jedynym promieniem światła w jego życiu była działalność w organizacji Ezra, skupiającej uczniów żydowskich szkół religijnych (intelektualną i społeczną elitę Płońska). Założył ją razem ze Szlomo Fuchsem i Szlomo Zemachem, kiedy postanowili w trójkę, że będą mówić po hebrajsku.

Ben Gurion wspominał, że w wieku trzech lat uczył się hebrajskiego od dziadka, który brał go na kolana, wskazywał różne części ciała i wymieniał ich hebrajskie nazwy, a chłopczyk je powtarzał. Następnie zapoznawał go z nazwami różnych sprzętów domowych, aż mały zaczął mówić po hebrajsku. Decyzja trzech przyjaciół, żeby porozumiewać się w tym języku, była śmiała – choć hebrajski był językiem Tory, nikt wówczas nie posługiwał się nim w mowie.

Inaczej wyglądała sprawa z pisaną hebrajszczyzną. Nowożytna literatura hebrajska miała szeroki krąg czytelników. Jej język urzekał oświeconych Żydów. Ben Gurion zawsze podkreślał, że pierwsza hebrajska powieść, Ahawat Cijon („Miłość Syjonu”) Abrahama Mapu była jednym z czynników, które przywiodły go do syjonizmu, tak jak dzięki Chacie wuja Toma został socjalistą, aZmartwychwstanieTołstoja wywarło na niego tak silny wpływ, że na krótko przekonał się do wegetarianizmu. Młody Dawid Grün czytał bardzo wiele hebrajskiej prozy i poezji. Uczniowie żydowskiej szkoły religijnej chowali współczesne książki hebrajskie między okładkami Gemary, ale Ben Gurion nie musiał uciekać się do takich wybiegów, ponieważ ojciec pozwalał mu czytać do woli hebrajską literaturę. Zapoznał się z dziełami Mordechaja Feuerberga, Michy Josefa Berdyczewskiego i Ahada Ha-Ama. Ulubione wiersze Chaima Bialika znał na pamięć. Lubił też poezję Jehudy Lejba Gordona i Saula Czernihowskiego. Czytał najlepsze dzieła literatury rosyjskiej: Tołstoja, Dostojewskiego i Turgieniewa. W późniejszych wywiadach podkreślał, że nigdy nie nauczył się polskiego, ponieważ zawsze wiedział, że wyemigruje do Palestyny i nie widział sensu w poznawaniu języka, który uważał za prowincjonalny. Można wątpić, czy tak było naprawdę, bo przecież z chłopami przychodzącymi do sądu musiał się porozumiewać po polsku. Najprawdopodobniej odcinał się od polszczyzny dlatego, że chciał w ten sposób uwydatnić swoje żarliwe pragnienie emigracji do Palestyny oraz związek z językiem rosyjskim, uważanym przez jiszuw (społeczność żydowską w Palestynie) za bardziej prestiżowy od polskiego.

W każdym razie maskilim (oświeceni, wykształceni Żydzi) uznawali pisany język hebrajski za element odrodzenia hebrajskiej kultury, biorąc przykład z ruchów narodowych dążących do powrotu do starodawnych korzeni albo stworzenia własnej genealogii. Nikt jednak, nawet w Palestynie, nie posługiwał się nim w mowie. Eliezer Ben Jehuda, autor słownika nowożytnej hebrajszczyzny, słynął z tego, że do swojego syna, od chwili jego narodzin, mówił po hebrajsku. Ale mówiony hebrajski był rzadkością, sytuacja ta zmieniła się dopiero po tym, jak gimnazjum Herzlija w Tel Awiwie przyjęło go jako język wykładowy i pojawiło się pokolenie mówiących nim absolwentów. Kiedy Ben Gurion spotkał się w Warszawie około 1904 roku z działaczem syjonistycznym Nachumem Sokołowem, wydawcą hebrajskojęzycznej gazety „Ha-Cefira” i przyszłym przewodniczącym Światowej Organizacji Syjonistycznej, i zwrócił się do niego po hebrajsku, Sokołow z trudem dobierał słowa.

Decyzja trzech chłopców z Płońska, którzy postanowili mówić między sobą po hebrajsku i uczyć tego języka swoje rodziny, była więc prawdziwym manifestem kulturalnym i politycznym. Okazało się, że odnieśli taki sukces, iż mówienie po hebrajsku stało się znakiem rozpoznawczym młodych syjonistów z tego miasta. Stowarzyszenie Ezra postawiło też sobie za cel krzewienie wiedzy o hebrajszczyźnie wśród uboższej młodzieży, słabo wykształconych terminatorów. Chłopcy z entuzjazmem wzięli się do dzieła, a miejscowi rzemieślnicy pozwolili swoim uczniom na poświęcanie półtorej godziny dziennie na naukę. Widać tu wpływ haseł rosyjskiego ruchu narodników – „wędrówki w lud”: jeśli Rosjanie potrafią przyczynić się działalnością społeczną do oświecenia ludu, to i my możemy! Członkowie Ezry próbowali zarejestrować swoją organizację jako stowarzyszenie syjonistyczne i płacić szekel – składkę na rzecz ruchu syjonistycznego – ale ich podanie odrzucono ze względu na młody wiek członków – Ben Gurion, najmłodszy z całej trójki, miał czternaście lat, a Fuchs, najstarszy – szesnaście.

W 1903 roku pogrom w Kiszyniowie wstrząsnął żydowskim światem, ale w spokojnym Płońsku nie odbił się szczególnym echem. Trzema chłopcami z Ezry wstrząsnęła natomiast propozycja wysunięta przez Herzla na VI Kongresie Syjonistycznym, tzw. program ugandyjski. Herzl, poruszony niedolą Żydów w strefie osiedlenia, chciał dla nich stworzyć „schronisko na noc”, na czas, zanim będą mogli osiedlić się w Palestynie, gdzie Turcy robili wszystko, co w ich mocy, żeby do tego nie dopuścić. Propozycja wywołała poruszenie na kongresie. Jej przeciwnicy, głównie syjoniści z Europy Wschodniej, gdzie żydowska tradycja i kultura wciąż były mocno zakorzenione, grozili rozłamem w Światowej Organizacji Syjonistycznej. Ben Gurion i jego przyjaciele uznali plany Herzla za zdradę Syjonu. Pewnego upalnego letniego dnia, kiedy schnąc na słońcu po kąpieli w rzece Płonce rozmawiali o aktualnych sprawach, uznali, że najbardziej stosowną reakcją na program ugandyjski będzie emigracja do Palestyny.

Od podjęcia decyzji do wcielenia jej w życie było jednak jeszcze daleko. Pierwszy wyjechał z Płońska Szlomo Fuchs, ale zamiast do Palestyny udał się do Londynu, a stamtąd do Nowego Jorku, jak miliony młodych Żydów chcących wyrwać się z dusznej atmosfery małego prowincjonalnego miasteczka, gdzie nie było żadnych szans na rozwój. Fuchs i Ben Gurion wymieniali długie, szczegółowe listy, dzięki którym możemy odtworzyć sposób myślenia młodego Ben Guriona w tamtych latach. Fuchs przechowywał listy przyjaciela przez prawie pół wieku, aż niemal cudem dostały się w ręce wydawcy dokumentów po Ben Gurionie. Zapytany, dlaczego tak długo zatrzymał je dla siebie, Fuchs odpowiedział, że zawsze wiedziano, iż Ben Gurionowi pisana jest wielkość. Nigdy się nie dowiemy, czy była to mądrość nabyta z perspektywy czasu, czy też prawdziwy dar przewidywania. W każdym razie, listy te są źródłem do biografii Ben Guriona po 1904 roku.

Był wrażliwym, emocjonalnym chłopcem, bardzo przywiązanym do przyjaciół. Jego matka zmarła przy porodzie, kiedy miał jedenaście lat. Ojciec ożenił się po raz drugi, ale Ben Gurion nigdy nie nazywał macochy „mamą” ani nie czuł z nią bliskiej więzi. Utrata matki przyczyniła mu bólu, z którego nigdy się nie uleczył. W umyśle dziecka, młodzieńca, a nawet dorosłego mężczyzny matka pozostała niezastąpionym źródłem miłości, poświęcenia i emocjonalnej bliskości, którego utrata okazała się niepowetowana. Dawid, nazywany w domu Duwcze, był chorowity, matka zostawiła więc na jakiś czas starsze dzieci i wyjechała z nim na wieś, gdzie na świeżym powietrzu, na pożywnym wiejskim wikcie, mógł dojść do siebie. Ten epizod pozostał w pamięci chłopca jako drogie wspomnienie o niebywałym poświęceniu. „Ona chyba taka właśnie była – pisał do znajomego, który stracił matkę – miała jedenaścioro dzieci [większość zmarła w niemowlęctwie], ale o mnie troszczyła się jak o jedynaka. Trudno mi zapomnieć o tym, że jako dziecko zostałem sierotą”4. Ilekroć już jako premier Izraela chciał pocieszyć kogoś z przyjaciół, któremu zmarła matka, zawsze wspominał o stracie swojej. W liście z kondolencjami do Goldy Meir napisał, że matka „jest czymś najbliższym, z czym nic się nie da porównać”, a z jej odejściem „coś, co nie ma sobie równego pod względem miłości, lojalności, najbardziej intymnej więzi, zostaje okrutnie wyrwane z duszy i z serca, ale pozostanie na wieki cennym, niezastąpionym skarbem”5. Podawał, że w chwili śmierci matki był młodszy niż w rzeczywistości – „zmarła, kiedy miałem dziesięć lat” – żeby uwydatnić nieszczęście, jakie spotkało chłopczyka pozbawionego matczynej miłości.

Ta idealizacja matki i nieustanne wspominanie o niej sugerują, że choć Awigdor był kochającym ojcem, a Duwcze jego ulubionym synem, w domu przy ulicy Koziej brakowało ciepła rodzinnego, a chłopiec tęsknił za miłością i czułością. W wieku dwunastu lat przejął go po raz pierwszy dreszcz uczucia do kobiety, ale było to najwyraźniej platoniczne uwielbienie. Nie wiadomo dokładnie, czy obiektem tej pierwszej miłości była miejscowa piękność Rachel Nelkin, w której zakochał się naprawdę kilka lat później, czy inna dziewczyna. Społeczność żydowska w Płońsku była bardzo konserwatywna, uczucia miłosne wyrażała przeważnie tylko wymiana tęsknych spojrzeń.

Z emocjonalnych, wymownych listów Ben Guriona do Fuchsa wynikałoby, że więź z przyjaciółmi z Ezry jeszcze się umocniła. Dawid był niezwykle sentymentalny, próbował pisać wiersze, ale krytyka ze strony przyjaciół uświadomiła mu, że nie zdobędzie sławy jako poeta. Interesował się filozofią i był przekonany, że zostanie filozofem. Wygłosił dla kolegów z Ezry prelekcję o Baruchu Spinozie, żywo dyskutując o wysuwanej przez tego filozofa koncepcji narodu wybranego – miał do tej kwestii powrócić na starość. Spośród syjonistycznych myślicieli szanował Ahada Ha-Ama jako nieposzlakowanego pisarza i ważnego krytyka, ale sercem był po stronie Michy Josefa Berdyczewskiego, zaprzysięgłego przeciwnika Ha-Ama, i człowieka, który zapoznał Żydów z ideami Nietzschego. Szlomo Zemach pisał po latach: „My, młodzi mieszkańcy Płońska, chodziliśmy ulicą Płocką z nietzscheańskimi frazami zaczerpniętymi od Berdyczewskiego na ustach, snuliśmy rozważania nad życiem jako śmiercią i śmiercią jako życiem, niewiele z tego rozumiejąc, ale coś tam sobie przyswajając”6. Nowożytna literatura i poezja hebrajska przepojona była ideami witalizmu, które rozpalały młodzież i wiodły ją ku syjonizmowi, wyrażającemu pragnienie, by tchnąć instynkt życia i siłę woli w naród żydowski i odmienić jego wizerunek.

W 1904 roku zmarł Theodor Herzl. Był to straszliwy cios. Nagle zabrakło człowieka, który dzięki swej niezłomnej woli i energii stworzył żydowski ruch narodowy i narzędzia urzeczywistnienia jego aspiracji oraz określił jego cel – państwo żydowskie w Palestynie. Był jak kometa, która rozbłysła, świeciła przez niespełna dekadę, a potem niespodziewanie zgasła, nie pozostawiając w żydowskim życiu publicznym godnego siebie następcy. List Ben Guriona do Fuchsa napisany po śmierci Herzla wyraża głębię emocji wywołanych odejściem przywódcy, a zarazem ukazuje, jakie cechy według młodego Dawida Grüna przywódca powinien posiadać. „Nie będzie już nigdy człowieka tak wspaniałego, jak on, który łączył bohaterstwo Machabeuszów z przebiegłością Dawida, odwagę rabbiego Akiwy, który umierając wypowiedział słowo «Jeden», z pokorą rabbiego Hillela, piękność rabbiego Jehudy ha-Nasiego z żarliwą miłością rabbiego Jehudy ha-Lewiego”. Odwaga, spryt, poświęcenie, skromność i patriotyzm – to cechy, które wymienił. Następnie dodał: „Pragnienie odrodzenia przekazane nam przez człowieka obdarzonego wolą równą boskiej będzie w nas płonąć, aż dokona się wielkie zadanie, któremu wielki przywódca poświęcił swoje wspaniałe życie”7. Typowo nietzscheańskie sformułowanie – „człowiek obdarzony wolą równą boskiej” – odnosi się do najcenniejszej cechy przywódcy, silnej woli. Ma to związek ze spuścizną, jaką Herzl zostawił młodym ludziom, wyznaczając im zadanie doprowadzenia nawy syjonizmu do bezpiecznej przystani. I rzeczywiście, uczestnicy drugiej alii (fali imigracji), która zaczęła się tamtego roku, uznali za swoją misję urzeczywistnienie celów syjonizmu.

Choć nad rzeką Płonką Dawid Grün podjął doniosłą decyzję o emigracji, nie spieszył się, nawet po śmierci Herzla. Chciał najpierw uzyskać wyższe wykształcenie i dyplom inżyniera. Wzrok skierował ku warszawskiej Szkole Mechaniczno-Technicznej ufundowanej przez żydowskiego filantropa Hipolita Wawelberga, który chciał umożliwić Żydom studia. Szkoła wymagała jednak znajomości języka rosyjskiego i matematyki, a nauczanie tych przedmiotów w Płońsku nie stało na odpowiednim poziomie. Możliwe również, że ojciec Dawida nie mógł go już wspomagać finansowo. Tak więc w wieku osiemnastu lat Dawid Grün po raz pierwszy opuścił rodzinny dom i wyjechał do wielkiego miasta, Warszawy. Dla młodych Żydów takie rozstanie z domem było traumatycznym doświadczeniem, zostawiali bowiem za sobą wszystko, z czym „dom” się kojarzył – wiarę, tradycję, autorytet rodzicielski – i musieli stanąć na własnych nogach, zdani sami na siebie. Przeważnie zdarzało się to, kiedy byli w młodszym wieku, ale Dawid mieszkał z rodzicami do osiemnastego roku życia, choć nie było właściwie powodu, żeby nie mógł wyjechać wcześniej (jeśli ewentualnie pominąć jego uczucie do Rachel Nelkin).

Przeprowadzka do Warszawy nie oznaczała dlań wyjścia poza zamknięte żydowskie środowisko, do jakiego przywykł. W żydowskiej Warszawie znalazł się w znanej sobie scenerii, miasto nie wywarło więc na nim większego wrażenia. Zamiast chałata przywdział studencki mundur i czapkę, ale kiedy przyjeżdżał do domu, ubierał się w tradycyjny strój, dając do zrozumienia, że rozstanie z tradycyjną społecznością nie było dlań traumatyczne, ale też niecałkowite. W Warszawie znalazł posadę nauczyciela i potrafił się sam utrzymać. Pilnie się uczył, kilka razy próbował zdać egzaminy do szkoły Wawelberga, ale bez powodzenia. Tymczasem w szkole, która miała być pierwotnie przeznaczona dla Żydów, zaostrzono system numerus clausus, tak że szansę podjęcia nauki mieli wyłącznie absolwenci gimnazjów. Przy każdym nieudanym podejściu do egzaminów wracała idea emigracji do Palestyny, ale Dawid wciąż żywił nadzieję, że najpierw zdobędzie wykształcenie. Swój upór wyjaśniał tym, że chciał „pracować w naszym kraju w różnych dziedzinach”, ale nie sprecyzował, co dokładnie miał na myśli8.

Młody Ben Gurion w Warszawie, początek XX wieku (Instytut Lawona ds. Badań nad Ruchem Robotniczym)

Tymczasem w Płońsku wybuchł skandal: Szlomo Zemach, najpilniejszy i najlepiej zapowiadający się uczeń szkoły żydowskiej, zabrał pieniądze ojca i uciekł z domu z zamiarem przedostania się do Palestyny. Po drodze zatrzymał się w Warszawie, gdzie mógł uzyskać informacje o nielegalnych przejściach granicznych i złapać pociąg do granicy austriackiej. Widział się z Ben Gurionem. Zemach senior przybył wkrótce w ślad za synem. Ben Gurion lubił opisywać fikcyjną scenę, jak to ojciec Szlomo przyszedł do jego mieszkanka w Warszawie i błagał, żeby ujawnił, gdzie może znaleźć syna. Klęczał nawet przed Dawidem i obejmował go za kolana. W wyobraźni Ben Guriona ten dumny, szacowny pan, który sprzeciwiał się przyjaźni syna z potomkiem pokątnego adwokata, musiał się przed nim ukorzyć. W liście do Fuchsa Ben Gurion opisał jednak, co naprawdę zaszło: Zemach przyszedł do niego i w uprzejmej rozmowie próbował wydobyć informacje o miejscu pobytu syna. Ben Gurion powiedział mu, że Szlomo już wyjechał, a Zemach po krótkiej wymianie zdań poddał się i wrócił do Płońska.

Szlomo Zemach wyjechał do Palestyny pod koniec 1904 roku jako jeden z pierwszych uczestników fali migracji znanej pod nazwą drugiej alii. Podobnie jak innych emigrantów z Płońska nie motywował go strach przed pogromami czy lęk egzystencjalny, ale wiara w to, że naród żydowski odrodzi się dzięki powrotowi do ojczyzny, gdzie będzie wiódł życie zgodne z naturą i uprawiał ziemię. Wyjazd Zemacha miał efekt kuli śniegowej. Podążyło za nim kilku młodych ludzi z szacownych, a także biedniejszych rodzin z Płońska. Dawidowi było zapewne nie w smak, że Szlomo Zemach stał się bohaterem chwili, ponieważ między nim a przystojnym przyjacielem utrzymywała się skryta rywalizacja. Nie podjął jeszcze jednak decyzji, kiedy wyjedzie do Palestyny.

W styczniu 1905 roku zaczęła się w Warszawie rewolucja. Ben Gurion nie brał udziału w strajkach i manifestacjach, ale podczas tych wydarzeń ukonstytuowała się w Polsce partia Poalej Syjon (Robotnicy Syjonu). Jej pierwszy zjazd odbył się w domu Jicchaka Tabenkina, przyszłego przyjaciela i politycznego przeciwnika Ben Guriona. Ben Gurion, obecny na zjeździe założycielskim, wstąpił do partii. Po raz pierwszy okazał zainteresowanie polityką. Partia Poalej Syjon łączyła syjonizm z marksistowskim socjalizmem zgodnie z koncepcjami Bera Borochowa, młodego geniusza, który skutecznie pożenił internacjonalizm z nacjonalizmem, przyszłą rewolucję światową z odrodzeniem narodu żydowskiego.

Należy wątpić, czy Ben Gurion miał pojęcie o przyjętych przez Poalej Syjon zasadach marksizmu. O ile nam wiadomo, w odróżnieniu od innych młodych lewicujących Żydów nie czytał radykalnej rosyjskiej literatury polemicznej ani nie był obznajomiony z przyjętym stylem politycznym. Szybko jednak przyswoił sobie socjalistyczny żargon i stał się świetnym dyskutantem, choć wiedzę o marksizmie miał prawdopodobnie bardzo powierzchowną. Uznał za fakty oczywiste koncepcję walki klas, moralną wyższość rewolucjonistów i rewolucji nad klasami panującymi oraz wizję socjalistycznej przyszłości. Co się jednak tyczy wprowadzenia w życie ideałów syjonizmu, wątpliwe jest, czy przyjął koncepcję Borochowa, zgodnie z którą konieczność historyczna z żelazną logiką wiedzie Żydów z całego świata do Palestyny. Pięćdziesiąt lat później stwierdził, że przed imigracją do Palestyny nie przeczytał ani jednego artykułu Borochowa. Być może gotów był zaakceptować ideę Borochowa, w myśl której Żydzi w diasporze z powodu oporu miejscowej ludności nie będą mogli przyłączyć się do proletariatu, skazani są więc na zagładę w przyszłych tytanicznych zmaganiach proletariatu z kapitalistami. Poza tym jednak w swym pojmowaniu syjonizmu nie odwoływał się do konieczności, ale do głoszonej przez Berdyczewskiego koncepcji woli.

Nagle życie nabrało treści. Ben Gurion zamienił studencki mundur na noszoną przez rewolucjonistów rosyjską koszulę tołstojówkę i czapkę z daszkiem, zapuścił też włosy. Brał udział w zebraniach, kolportował po kraju materiały propagandowe, czuł radosny dreszcz emocji na myśl, że może zostać zatrzymany za działalność rewolucyjną. I tak się stało, doczekał się aresztowania. Za pierwszym razem partyjni towarzysze przekupili urzędnika, który wydał im zakazane materiały znalezione przy Ben Gurionie, a ten został zwolniony z braku dowodów. Za drugim razem ojciec przybył mu na pomoc i przekonał policjanta, żeby młodzieńca wypuścić.

Wraz z narastaniem radykalnych nastrojów rewolucyjnych pojawił się w Płońsku Bund, którego członkowie zachwalali w środowisku żydowskich robotników i biedoty swoją socjalistyczną ideologię w żydowskim wydaniu. Ben Gurion wrócił do Płońska jako syjonistyczny socjalista i wypowiedział wojnę totalną Bundowi, opowiadającemu się za tym, by Żydzi pozostali w Rosji i wzięli udział w nadchodzącej rewolucji, która położy kres ich nieszczęściom. Mieszkańcy Płońska z uciechą przyglądali się, jak powszechnie lubiany w mieście Duwcze roznosi w dyskusji w puch przybyłego z zewnątrz agitatora Bundu. Obawiano się pogromu, Dawid Grün paradował z pistoletem i organizował terminatorów, żeby wstępowali do Poalej Syjon i byli gotowi do samoobrony. Swoich kolegów z organizacji Ezra uczył posługiwania się bronią. Broń należącą do Żydów ukrywano w domu Awigdora Grüna. Cud, że nie została znaleziona podczas rewizji. Ożywiany rewolucyjnym duchem Dawid zorganizował udany strajk terminatorów domagających się dwunastogodzinnego dnia pracy, na co zatrudniający ich rzemieślnicy w końcu się zgodzili.

Gorączkowa wręcz działalność nowego członka Poalej Syjon rzucała się w oczy na tle spokoju, jaki dotąd panował w mieście. Energia Ben Guriona, z której miał zasłynąć, była uśpiona i niewykorzystana, dopóki nie odkrył działalności politycznej. Znalazł swoje powołanie.

Latem 1906 roku do Płońska przyjechał Szlomo Zemach, pogodzony już z ojcem. Kiedy wracał do Palestyny, towarzyszyło mu kilkoro Żydów, w tym żona Symchy Aizika, chasyda prześladowanego za syjonistyczne poglądy, który znalazł się już w Ziemi Obiecanej, a także jego urodziwa pasierbica Rachel Nelkin, ukochana Dawida Grüna. Ben Gurion też do nich dołączył, uznał bowiem, że w imperium rosyjskim nie ma już perspektyw. Jako działacz Poalej Syjon lepiej się odnajdzie w Palestynie. Ojciec go poparł, opłacił mu nawet podróż. Uroczystość pożegnalną, która odbyła się w domu Rachel Nelkin, zakończyło odśpiewanie pieśni Di Szwue („Przysięga”), poruszającego hymnu Poalej Syjon w języku jidisz. Została ona skomponowana na VI Kongres Syjonistyczny i szybko rozpowszechniła się w strefie osiedlenia i poza nią. Imigranci pojechali powozem na stację kolejową przy fortecy Modlin, stamtąd udali się do Warszawy, następnie do Odessy, skąd odpłynęli do Jafy. Wzajemne uczucie, jakim darzyli się Dawid i Rachel, rzucało się w oczy, więc matka dziewczyny, żeby uniknąć plotek, spała na statku między młodymi.

2„Odnalazłem ojczysty krajobraz”

Grób Ben Guriona znajduje się na skalnym urwisku wznoszącym się nad odwiecznym pustynnym krajobrazem Wadi Zin. Zgodnie z ostatnią wolą przywódcy na kamieniu nagrobnym wyryto tylko daty urodzenia i śmierci oraz słowa: „Przybył do Palestyny w 1906 roku”. Zapytany o trzy najważniejsze wydarzenia w jego życiu, zawsze wymieniał imigrację do Palestyny. Symbolizowała swego rodzaju odrodzenie, wraz z którym zmienił wkrótce nazwisko i przyjął nową tożsamość: już nie Dawid Grün, syn Awigdora, ale Dawid Ben Gurion, potomek przywódcy wielkiego buntu przeciw Rzymowi, mężnego wojownika, o którym wspomina Józef Flawiusz w Wojnie żydowskiej. Po przybyciu do Palestyny Ben Gurion poprosił ojca o przechowywanie listów, które będzie do niego wysyłał. Kiedy zaczął publikować artykuły w prasie, wycinał je i wklejał do specjalnych zeszytów. Był to wyraz rozpowszechnionego wówczas przekonania, że tworzy się historię, która powinna zostać udokumentowana.

Ben Gurion wyjechał z Płońska pod koniec lipca 1906 roku, a 6 września zszedł na ląd w Jafie, gdzie przywitał go zwykły gwar tego portowego miasta. Muskularni Arabowie podpływali łódkami do statków stojących na kotwicy, zabierali pasażerów i ich dobytek i przewozili na brzeg. Dla wielu imigrantów było to przerażające przeżycie. Przewoźnicy wydawali się groźni, morze było wzburzone, a podskakujące na falach łódki sprawiały wrażenie, że zaraz wywrócą się do góry dnem. Krótka podróż skończyła się jednak pomyślnie i po dopełnieniu formalności u osmańskich urzędników Ben Gurion dotarł do bramy portu.

Przeszedłszy przez nią, mógł się udać, dokąd tylko zechciał. Jakiż ogromny był to kontrast z dławiącą atmosferą carskiej Rosji. W powietrzu Palestyny unosił się niemal anarchiczny duch swobody, tu mogły się ziścić marzenia o żydowskiej niepodległości. Ben Gurion z zachwytem patrzył na pierwsze przejawy rodzącej się żydowskiej państwowości: szyldy w języku hebrajskim, ludzi mówiących po hebrajsku na ulicy, żydowskiego chłopca dosiadającego konia, żydowską dziewczynę jadącą na ośle. „To oznaki odrodzenia!” – nie posiadał się z radości9. Jafa nie zrobiła na nim szczególnego wrażenia: pełne kurzu ulice, wąskie zaułki; o jej arabskich mieszkańcach Ben Gurion nawet nie wspomina. Razem z grupą imigrantów szybko pojechał do Petach Tikwy, najstarszego żydowskiego moszawu (kolonii). Krajobraz, a także zetknięcie się z żydowską wsią w Palestynie, całkiem go odurzyły: spełniały się marzenia z dzieciństwa. Nocne wycie szakali i ryk osłów były jak wcielenie w życie wersetów biblijnych, w których wspominano o tych zwierzętach.

Z początku Ben Gurion wychwalał wiejskie życie i pracę w polu. Potem zaczął idealizować zajęcie robotnika rolnego. Podczas pierwszego spisu ludności przeprowadzonego po powstaniu państwa Izrael, w rubryce zawód wpisał: robotnik rolny. Była to jednak ciężka praca. Zachorował na malarię, która co kilka tygodni nawracała. Nie pomagała chinina, często miewał gorączkę dochodzącą do czterdziestu stopni. Życie w przepełnionej kwaterze i byle jakie pożywienie nie sprzyjały poprawie stanu zdrowia.

Uczestnicy drugiej alii przybywali do Palestyny indywidualnie. Nie należeli do organizacji, które mogłyby im pomóc w osiedleniu się, nie mieli społecznego zaplecza ułatwiającego życie w nowym miejscu. Ben Gurion i jego towarzysze – młodzi ludzie, którzy po raz pierwszy w życiu znaleźli się z dala od domów i rodzin – żyli w trudnych warunkach, odczuwając przeraźliwą samotność.

Najgłębszym pragnieniem tych imigrantów było stworzenie własnego kraju, a jedyną wiodącą do tego drogą była praca fizyczna na roli – tak utrzymywali członkowie partii Ha-Poel ha-Cair, która odrzuciła marksizm, a za swój cel przyjęła „przejęcie wszystkich zawodów robotniczych w Palestynie przez żydowskich pracowników”. Tylko przez powrót do pierwotnej pracy, bezpośredniego związku z naturą i rolnictwem, naród żydowski ulegnie metamorfozie niezbędnej do tego, by na nowo ukształtować jego wizerunek. Tylko wtedy powstanie liczna klasa żydowskich robotników rolnych, która stanie się podstawą żydowskiej jednostki (entity) narodowej. Uciążliwa praca na roli w obcym, nieprzyjaznym klimacie była ostateczną próbą, której musieli podołać. Josef Chaim Brenner z gorzkim sarkazmem pisał o oderwanych od rzeczywistości marzeniach żydowskiego intelektualisty, który chciał uprawiać ojczystą ziemię, ale rychło uświadomił sobie, że przerasta to jego możliwości fizyczne i siły psychiczne.

Na tym polegał wielki kryzys, jaki przeżywali młodzi ludzie z drugiej alii i który skłonił wielu z nich do wyjazdu z Palestyny – Ben Gurion szacował ich odsetek na dziewięćdziesiąt procent. Na każdy statek przybijający do portu w Jafie z nowymi imigrantami na pokładzie czekali pasażerowie, którzy chcieli wrócić do Rosji lub Galicji albo udać się do Londynu lub Nowego Jorku. Dla wielu nowych imigrantów dramatyczne zetknięcie się z tymi, którzy wyjeżdżali, a swoją decyzję uzasadniali opowieściami o twardych realiach życia w Palestynie, mogących zawieść niejednego idealistę, stanowiło niezapomniane przeżycie, które wywarło wpływ na ich osobowość i stało się częstym motywem w ówczesnej literaturze.

Ben Gurion uważał, żeby nie formułować zbyt niepochlebnych opinii. Uczciwie kreślił wyważony obraz, daleki od idealizowania, ale nie negatywny: „Potencjalni imigranci do Palestyny myślą na ogół i pamiętają wyłącznie o romantyce tego kraju, jego pięknie, przyszłości, wspaniałej przeszłości i magii starożytnych zabytków, tracąc z oczu prawdziwą Palestynę i jej prostą, surową codzienność” – pisał do ojca. Zamiast wzniosłych marzeń „natykają się na nagą, prozaiczną rzeczywistość – ograniczone życie wiejskie i pracę […] ciężką, wyczerpującą pracę”, i wtedy przychodzi kryzys. „W upalny letni dzień trzeba spulchniać motyką hamra [twardą ziemię] […] pot spływa z czoła, ręce pokrywają się pęcherzami i sińcami, czujesz się, jakby całe ciało się rozpadało”10. Jego ukochana Rachel Nelkin nie zdała tego egzaminu, a Ben Gurion, zajęty własnymi problemami, nie miał w sobie dość energii, żeby ją pocieszyć i ułatwić jej adaptację. Znalazła sobie inną bratnią duszę, Jechezkela Beit-Halachmiego, który pomógł jej w trudnych chwilach. Po roku się pobrali. Ben Gurion nie napisał o tym do ojca – powodem była albo typowa dla owych czasów rezerwa – nie omawiało się intymnych spraw, a już zwłaszcza z rodzicami – albo dlatego, że było to dlań zbyt bolesne. Przez wiele lat próbował odzyskać Rachel i do końca życia zachował dla niej miejsce w swoim sercu. Najpierw trzymał się razem z kolegami z Płońska, zwłaszcza ze Szlomo Zemachem, co łagodziło samotność, jakiej doświadczał dwudziestolatek, który niełatwo zawierał nowe przyjaźnie. Jednak po kilku miesiącach ich drogi się rozeszły.

Prawdziwą satysfakcję znajdował w działalności partyjnej, w którą niemal od razu się wciągnął. 2 października 1906 roku, niespełna miesiąc po przybyciu do Palestyny, pojechał z Petach Tikwy do Jafy na zjazd założycielski Poalej Syjon w tym kraju. Został wybrany na przewodniczącego obrad, a także członka komitetu opracowującego na spotkaniu w Ramli program partii. Działalność polityczna zapewniała mu usprawiedliwione wytchnienie od pracy fizycznej, była też płaszczyzną, na której czuł, że robi coś ważnego i odnosi sukcesy, co umacniało jego poczucie własnej wartości. Założyciele palestyńskiej partii byli działaczami Poalej Syjon przybyłymi z Rosji i chcieli jej nadać strukturę organizacyjną typową dla form działalności politycznej, do jakich tam przywykli. Tak więc partia musiała mieć swój program, przywództwo oraz organ prasowy.

Ha-Poel ha-Cair, pierwsza partia, która powstała w Palestynie, była ugrupowaniem lokalnym, bez partii-matki w diasporze. Ludowa w swym charakterze, zgodnie z założeniami rosyjskiego ruchu narodników, nie miała szczegółowego programu, nakierowana była na żydowskich robotników, zwłaszcza rolnych. Działalność kulturalną uważała za szczególnie ważną, a za swój naczelny priorytet przyjęła uczynienie z hebrajskiego języka narodowego. Jej organ prasowy „Ha-Poel ha-Cair” był na bardzo wysokim poziomie, co odzwierciedlało elitarny do pewnego stopnia charakter partii, będącej organizacją żydowskiej inteligencji w Palestynie. Należeli do niej nie tylko robotnicy, lecz także nauczyciele i pisarze. Skłaniała się ku niej większość intelektualistów. Partia odrzucała marksizm i nie określała się jako socjalistyczna, choć ani stosunkiem do robotników, ani stylem życia swoich członków nie różniła się od Poalej Syjon.

Ben Gurion nie widział zasadniczych różnic między obiema partiami, później stwierdził, że różniły się tylko nazwą. W istocie były jednak dwa poważne źródła rozbieżności. Poalej Syjon w Palestynie dzieliła się na odłam hebraistów, którzy chcieli, żeby hebrajski stał się językiem mówionym, oraz jidyszystów, przedkładających jidysz nad hebrajski. Była poza tym sekcją partii rosyjskiej, która wkrótce stworzyła Światową Federację Poalej Syjon z sekcjami w innych krajach. Kwestie niezależności miejscowej partii i pierwszeństwa języka hebrajskiego przed jidysz stanowiły kość niezgody między Poalej Syjon i Ha--Poel ha-Cair, a także w łonie lokalnej sekcji Poalej Syjon. Ben Gurion opowiadał się zarówno za językiem hebrajskim jako narodowym, jak i za niezależnością palestyńskiej partii. Na zjeździe w Jafie przemawiał po hebrajsku, choć większość zebranych go nie rozumiała, niektórzy nawet opuścili salę.

Choć większość członków Poalej Syjon stanowili „rostowiści” – aroganccy młodzi ludzie z Rosji bez żydowskiego, jidysz czy hebrajskiego zaplecza kulturowego, mówiący wyłącznie po rosyjsku i uznający pierwszeństwo socjalizmu przed syjonizmem – Ben Gurion został wybrany do komitetu opracowującego dokument, który przeszedł do historii jako „program z Ramli”. Nie wiadomo, jak właściwie doszło do tego, że świeżemu imigrantowi, który niczym szczególnym się nie wyróżniał, powierzono dwa ważne stanowiska. Biograf Ben Guriona Szabtaj Tewet jest zdania, że przyczynił się do tego Israel Szochat. Szochat, obdarzony ogromnym urokiem osobistym, był mistrzem zakulisowych manewrów prowadzonych w małych zamkniętych grupach. Potrzebny był mu ktoś, kto umocniłby palestynocentryczne tendencje w Poalej Syjon (żeby interesy społeczności w Palestynie przedłożyć nad interesy społeczności w diasporze), kto był obznajomiony z socjalistyczno-borochowskim żargonem i miał talent oratorski, którego Szochatowi brakowało. Ben Gurion pasował do tego profilu. Zgodnie z typową dla rosyjskiego ruchu tradycją konspiracji, komitet programowy zebrał się w leżącym na odludziu chanie (zajeździe) w Ramli, mieście, w którym nie było ani jednego żydowskiego mieszkańca. Działacze jeszcze sobie nie uświadomili, że w Palestynie naprawdę nie trzeba było spotykać się potajemnie.

W dziejach ruchu robotniczego w Palestynie opracowanie programu z Ramli jest wydarzeniem nietypowym i niegodnym uwagi. Prawdopodobnie w ogóle by o nim nie wspomniano, gdyby nie związało się z nim nazwisko Ben Guriona. Program z Ramli był czysto marksistowski, w stylu Borochowa. Otwiera go zdanie wyjęte z Manifestu komunistycznego, uzupełnione tak, by pasowało do założeń syjonizmu: „Historia wszystkich dotychczasowych społeczeństw jest historią walk klasowych i narodowych”11. Słowo „narodowych” dodano, żeby legitymizować walkę żydowskiego ruchu narodowego. Borochow przedstawił spontaniczny proces, który ściągnie zubożały, bezrobotny żydowski proletariat z diaspory do Palestyny, będącej, jak to postrzegał, w jarzmie feudalnego reżimu osmańskiego. Powoli wytworzy się społeczeństwo burżuazyjne i rozwinie się kapitalizm, po czym nastąpi walka klasowa, rewolucja i epoka socjalizmu. Partia robotnicza będzie tymczasem walczyć o demokratyzację ustroju i o prawa robotników – choć nie będzie odpowiedzialna za rozwój gospodarki. Ponieważ imigracja nastąpi sama z siebie, nie trzeba jej będzie specjalnie organizować ani prowadzić propagandy na rzecz syjonizmu. Komitet uznał jednak potrzebę udzielania imigrantom pomocy, czym miało się zająć „biuro informacyjne”, kierujące ich do miejsc pracy. Przedmiotem dyskusji stał się ewentualny udział partii w Kongresie Syjonistycznym, reprezentującym przecież pogardzaną żydowską burżuazję. W programie z Ramli uznano potrzebę takiego udziału ze względu na interesy robotników, ale dla przeciwwagi postanowiono wystąpić o członkostwo w II Międzynarodówce, choć ta nie przyjmowała partii niemających siedziby narodowej.

Zasady sformułowane przez zwolenników Borochowa nie zdały egzaminu w realiach Palestyny. Po pierwsze, młodzi ludzie przybywali tu powodowani motywami nacjonalistycznymi, a nie na skutek spontanicznego procesu. Po drugie, większość imigrantów z drugiej alii osiedlała się w miastach, nie zamierzając zmieniać swego stylu życia i stać się proletariatem. Po trzecie, w Palestynie prawie nie było przemysłu. Hasła Poalej Syjon trafiały do niewielkiej, kilkutysięcznej grupy młodych mężczyzn i kobiet, których do Palestyny przyciągnął syjonistyczny idealizm. To w tej grupie zrodziła się legenda drugiej alii. Poza tym robotnicy z drugiej alii chcieli podejmować inicjatywy gospodarcze i społeczne nie czekając, aż nastanie socjalizm.

Poalej Syjon nie odniosła większego sukcesu, ale dla Ben Guriona działalność w partii była ważnym doświadczeniem, a także pierwszą próbą zaistnienia w palestyńskim środowisku. Miał nawet nadzieję, że zostanie delegatem na VIII Kongres Syjonistyczny w Hadze, gdzie mógłby spotkać się ze swoim przyjacielem Fuchsem, który wstąpił do Poalej Syjon w Ameryce. Nadzieje te jednak spełzły na niczym, kiedy w 1907 roku przybył do Palestyny Jicchak Ben Cwi. Ben Cwi (późniejszy prezydent Izraela) działał w ruchu w Rosji i miał za so-bą przeszłość rewolucyjną, w tym więzienie oraz wygnanie. Był przyjacielem Borochowa, świetnie obeznanym z zawiłościami teorii socjalizmu. O kilka lat starszy od Ben Guriona, ciepły, życzliwy, uprzejmy i towarzyski, nigdy się z nikim nie kłócił. Ben Gurionowi brakowało natomiast zarówno ciepła, jak i umiejętności komunikowania się z ludźmi. W niełatwych warunkach okresu drugiej alii trudności w nawiązywaniu stosunków z otoczeniem działały na jego niekorzyść. Ben Cwi, uważany za doświadczonego członka partii, zaraz po przybyciu wysforował się na czołową pozycję. Ben Gurion przegrał wybory na delegata, otrzymawszy niewiele głosów. Rozczarowany, urażony i wyczerpany, postanowił zarzucić aktywną działalność polityczną. Zapewne dlatego przeniósł się z Judei do Galilei.

Galilea zajmowała szczególne miejsce w mitologii drugiej alii. Kolonie w Judei, głównie sadownicze, powstały dawno przed przybyciem nowej fali pionierów. Zatrudniały setki arabskich robotników sezonowych. Wielu farmerów nie chciało zatrudniać Żydów. Twierdzili, że poniży to Żydów w oczach Arabów, że Żydzi są gorszymi pracownikami, że nowi pionierzy są bezczelni, domagają się szacunku i nie przestrzegają nakazów religii. Byli zdania, że żydowscy pracownicy zagrożą zarówno fizycznemu, jak i ekonomicznemu bezpieczeństwu moszawów. Robotnicy uważali farmerów za zdrajców kierujących się egoistycznymi motywami ekonomicznymi i przeszkadzających w utworzeniu społeczności żydowskich pracowników.

W nowo powstałych koloniach w Galilei zajmowano się dla odmiany uprawą roli. Judejskie moszawy, hojnie wspomagane przez francuskiego filantropa barona Edmonda de Rothschilda, były względnie zamożne, w Galilei sytuacja była inna, a poziom życia bardzo niski. Farmerzy wraz z rodzinami sami pracowali na swoich polach, zatrudniając na rok jednego robotnika, który mieszkał u danej rodziny i dzielił z nią stół.

Ben Gurion przeniósł się do Galilei w październiku 1907 roku. Znalazł pracę w moszawie Sedżera. „Po Judei Sedżera okazała się prawie tym, czym była dla mnie Petach Tikwa po Płońsku i Warszawie. Zobaczyłem tutaj Palestynę, o jakiej marzyłem” – pisał w swoich pamiętnikach. „W Sedżerze odnalazłem ojczysty krajobraz, za którym tak bardzo tęskniłem”12. Piękno górzystego pejzażu Galilei olśniewało imigrantów z drugiej alii, przybywających z płaskich krajów Europy Wschodniej. Ben Gurion w listach do ojca rozpływał się nad zdumiewającym światłem, dzięki któremu mógł w dali dostrzec majestatyczny, pokryty śniegiem szczyt Góry Hermon. Sedżera go urzekła. Pracował w moszawie, orał, poganiał woły idące wzdłuż bruzdy, myśląc przy tym o innych sprawach. Praca nie była tak męcząca, jak okopywanie rzędów drzew owocowych, a wieczorami miał czas na lekturę, pisanie czy działalność publiczną. Poza tym łatwiej było znosić chłodniejszy klimat Galilei, a i malaria rzadziej tu występowała. W mitologii, którą Ben Gurion sobie stworzył, Sedżera stała się miejscem magicznym, dzięki któremu mógł się zasadnie nazwać „robotnikiem rolnym”. Często wspominał swoje tutejsze przeżycia jako zdarzenia o wyjątkowym znaczeniu w życiu robotnika w Palestynie, zaznaczał przy tym, że spędził tu około trzech lat. Jednakże według obliczeń Szabtaja Teweta było to zaledwie trzynaście miesięcy.

Jak wielu pionierów z drugiej alii młody Ben Gurion nie potrafił usiedzieć na miejscu i wędrował po całym kraju, podejmując pracę w różnych miejscach, szukając czegoś nieuchwytnego, co przyniosłoby mu spokój i szczęście. Młodzi mężczyźni z trudem znosili wymuszony stan kawalerski. Młodych kobiet było niewiele, a ładnych jeszcze mniej. I jak robotnik, z trudem zarabiający na własne utrzymanie, mógł w ogóle pomyśleć o poważnym związku z kobietą? Założenie rodziny było wykluczone. Szlomo Zemach tak o tym pisał: „Były nas setki młodych mężczyzn, sześć czy siedem młodych kobiet, a dziwek nie odwiedzaliśmy”13. Często pakowali swój niewielki dobytek i szli pieszo z miejsca na miejsce. Na przykład Ben Gurion z Zemachem szli przez trzy dni z Judei do Sedżery. Od jesieni 1907 roku, kiedy przybył do Sedżery, do 1911 roku, kiedy wyjechał do Salonik, pracował w Zichron Jaakow, który nazywał najpiękniejszą z osad. W tym czasie pojechał do Płońska, żeby stanąć przed rosyjską komisją poborową – gdyby się nie zgłosił, ojciec musiałby zapłacić grzywnę – następnie zdezerterował i wrócił do Palestyny. Pracował w redakcji nowej partyjnej gazety „Ha-Achdut” w Jerozolimie, ponownie odwiedził rodzinę w Polsce, pojechał na kongres Światowej Federacji Poalej Syjon do Wiednia, gdzie zobaczył cuda tego miasta, pierwszej wielkiej europejskiej stolicy, jaką oglądał. Z pewnością niewiele czasu zajęła mu praca na roli.

Choć pobyt w Sedżerze był dla Ben Guriona tak ważnym doświadczeniem, które nazywał nawet chwalebnym ukoronowaniem swego udziału w drugiej alii, pod koniec 1909 roku poinformował ojca, że nie widzi dla siebie przyszłości w rolnictwie. „Nie mam ochoty zostać farmerem, wcale mnie to nie pociąga”. Podał powód natury ideologicznej: „Nienawidzę posiadania ziemi na własność, które człowieka do niej przywiązuje. Całym sercem kocham wolność, swobodę ciała i ducha”14. Ta deklaracja, godna dumnego socjalisty, skrywa prostszy motyw: miał już dość harówki na roli. Szlomo Zemach twierdził, że Ben Gurion był w tej pracy nieszczęśliwy i kiepsko ją wykonywał. Wielu wybitnych uczestników drugiej alii porzuciło rolnictwo. Kto tylko mógł zostawał redaktorem lub nauczycielem albo imał się innych zajęć, żeby tylko nie trudzić się w pocie czoła pod palącym słońcem. Ben Gurion nie był wyjątkiem, ale w większym stopniu niż inni odwoływał się przez całe życie do swojej przeszłości w Sedżerze.

W tym samym liście do ojca napomknął, że tak naprawdę interesuje go działalność polityczna, a żeby się do niej przygotować, musi pojechać do Stambułu na studia prawnicze. Kilka miesięcy później napisał do ojca, że ma zamiar poświęcić życie działaniom na rzecz żydowskich pracowników w Palestynie. Jeśli mu się uda, będzie to robił jako prawnik, a jeśli nie, to jako robotnik rolny. „To jest sedno mojego życia i poświęcę się temu w każdych warunkach”15.

Sedżera składała się z kolonii (moszawu) leżącej na zboczu wzgórza oraz znajdującej się na jego szczycie farmy założonej przez Jewish Colonization Association (JCA). Ben Gurion pracował w kolonii dla jednego z farmerów. Na farmie zatrudnionych było kilkoro członków Poalej Syjon, między innymi Mania Wilbuszewicz, znana rewolucjonistka z Rosji, która uciekła do Palestyny, a kraj ją urzekł (wyszła później za mąż za Israela Szochata). Udało się jej namówić zarządcę farmy w Sedżerze do założenia „spółdzielni”, której członkowie sami, bez nadzoru, organizowali sobie pracę i dzielili się wynagrodzeniem. Dwudziestu pionierów, głównie członków Poalej Syjon, wstąpiło do tej spółdzielni, związanej z tajną organizacją Bar Giora, utworzoną przez Israela Szochata na zjeździe Poalej Syjon w 1908 roku jako zalążek żydowskiej samoobrony w Palestynie. Członkowie Bar Giora zarabiali w spółdzielni na swoje utrzymanie, a jednocześnie stanowiła ona przykrywkę dla ich organizacji. Ben Cwiego zaproszono, żeby wstąpił do Bar Giora, Ben Guriona – nie.

Po rewolucji młodotureckiej 1908 roku głoszącej hasła wolności i konstytucji władza tureckiej administracji w Palestynie poważnie osłabła, w związku z czym dały o sobie znać utajone napięcia między Arabami a Żydami. Podczas obchodów święta Purim w 1908 roku doszło w Jafie do starć arabsko-żydowskich. W czasie Pesach w 1909 roku zwołano w Sedżerze zjazd Poalej Syjon. Żydowski fotograf, który tu zmierzał, został po drodze zaatakowany i obrabowany. Postrzelił napastnika, przez kilka dni czekano w napięciu, czy ranny wyżyje. Kiedy umarł, stało się jasne, że Arabowie będą go chcieli pomścić. Zjazd przebiegał w pełnej napięcia atmosferze. Ben Gurion opisywał w swoich pamiętnikach, jak jeden z robotników zginął w zasadzce zastawionej przez Arabów, jak podczas innego ataku on sam z dwoma kolegami odpierali napastników, a jeden z kolegów zginął. Innym razem on sam został zaatakowany na drodze z Sedżery do Jawneel przez arabskiego pasterza, który próbował odebrać mu brauninga. Rabuś uciekł z koszykiem zawierającym skromny dobytek Ben Guriona, który jednak nie wypuścił pistoletu.

Przyczyną tych starć była nie tylko obecność Żydów pracujących w Sedżerze, ale ich starania o pozbycie się arabskich strażników. Strażnicy byli zarazem złodziejami, więc zatrudniano ich na żydowskich farmach, żeby zapewnić sobie ochronę. Pionierzy nie chcieli dłużej znosić tego upokorzenia, a poza tym mieli ambicję, żeby samodzielnie bronić siebie i swojej własności, zgodnie z tradycją, którą przywieźli z Rosji, gdzie po pogromie w Kiszyniowie w 1903 roku powstała żydowska samoobrona. Ben Gurion wspominał, jak wraz z kolegami wpadli w iście dziecięcy zachwyt, kiedy dostali broń, i jak sam został strażnikiem. Romantyczna aura otaczająca walkę zbrojną w obronie życia i własności stanowi główny motyw jego opisów potyczek z Arabami ze wsi sąsiadujących z Sedżerą. Wydaje się, że te relacje o bohaterskich czynach miały złagodzić ból wywołany zniewagą, jakiej doznał na zjeździe partii. Pod koniec zgromadzenia członkowie Bar Giora i inni robotnicy zaproszeni przez Szochata i Ben Cwiego zebrali się, by założyć organizację Ha-Szomer (Strażnik), której członkowie mieli zastąpić arabskich strażników, tak żeby farmerzy mogli się bez nich obejść. Snuto nawet nader ambitne plany osiedlania się na pograniczu w wioskach przypominających kozackie stanice na Ukrainie – ich mieszkańcy pracowaliby na roli, a w razie potrzeby chwytaliby za broń.

Ha-Szomer nie działał w podziemiu, ale, tak jak Bar Giora, był organizacją o konspiracyjnym charakterze, której ścisłe dowództwo nie było podporządkowane ani partii, ani „cywilnym” jawnym strukturom. Choć Ben Gurion należał do Poalej Syjon i był strażnikiem, nie zaproszono go do Ha-Szomer. Jego przyjaciele, Rachel Janait (później Ben Cwi) i Ben Cwi nigdy nie wyjaśnili, dlaczego Ben Gurion, mający doświadczenie w pracy na roli, a nawet posługiwaniu się bronią, nie znalazł się w szeregach nowej organizacji, zostali natomiast do niej włączeni oni, dwoje nauczycieli niedawno przybyłych do Palestyny. Szochatowi potrzebny był łącznik z partią i miał go już w osobie Ben Cwiego, łatwo nawiązującego kontakty z ludźmi. Być może nie chciał w Ha-Szomerze jeszcze jednego „intelektualisty”. Członkowie organizacji byli ludźmi prostymi, niewykształconymi, ale oddanymi sprawie, uznającymi autorytet Szochata jakby był kimś w rodzaju rabina lub kozackiego atamana. Ben Gurion tu nie pasował. Niewłączenie go do Ha-Szomeru uznał za niemożliwą do zapomnienia, niewybaczalną zniewagę i już zawsze nosił w sobie urazę do wszystkich wojskowych lub tajnych organizacji nieuznających autorytetu instytucji cywilnych. Wiele lat później, w 1957 roku, Israel Szochat osobiście do niego napisał, zapraszając go na uroczystości z okazji pięćdziesięciolecia Ha-Szomeru. Na znak spóźnionych przeprosin dodał: „Według nas tylko przypadek sprawił, że nie zostałeś członkiem organizacji”16.

To między innymi odsunięcie od Ha-Szomeru sprawiło, że Ben Gurion włączył do osobistej mitologii swoje bójki z Arabami w Sedżerze oraz napaść, której ofiarą padł na drodze z Sedżery do Jawneel – ale pistoletu (symbolu samoobrony) nie oddał. Chciał dać do zrozumienia, że choć nie był członkiem Ha-Szomeru, umiał władać bronią i okazał wielką odwagę.

W 1907 roku, pomimo sprzeciwu Ben Guriona, partia postanowiła wydawać gazetę w języku jidysz pod tytułem „Der Anfang” („Początek”). Ben Cwi, próbując załagodzić sytuację, podsunął myśl, żeby Ben Gurion pisał do niej po hebrajsku. Ben Gurion z gniewem odmówił i pojechał do Galilei. Inicjatywa zakończyła się niepowodzeniem, ukazały się tylko dwa lub trzy numery „Der Anfang”. W 1910 roku kierownictwo partii podjęło decyzję o wydawaniu w Jerozolimie, która została wybrana na siedzibę, tygodnika w języku hebrajskim zatytułowanego „Ha-Achdut”. Redaktorami mieli być doświadczeni działacze partyjni, między innymi przybyły niedawno z Rosji Jaakow Zerubawel, inne osobistości z zagranicy i oczywiście Ben Cwi oraz jego przyszła żona Rachel Janait.

Ben Guriona z początku nie zaproszono do redakcji. Jednakże po kilku tygodniach, kiedy się okazało, że nie przyjadą żadni redaktorzy z zagranicy, otrzymał propozycję. Pracował wtedy w Zichron Jaakow. W swoich pamiętnikach zbagatelizował radość, jaką sprawiło mu to zaproszenie, twierdząc, że był zaskoczony i nie rozumiał, dlaczego zwrócili się właśnie do niego, choć niczego w życiu nie napisał ani nie zredagował. Można przypuścić, że powodem była jego świetna znajomość hebrajskiego, jaką nie mogli się pochwalić inni redaktorzy, których artykuły musiał tłumaczyć z rosyjskiego albo z jidysz. Poza tym tylko on w całym zespole redakcyjnym miał doświadczenie w pracy na roli i mógł wiarygodnie podejmować tematy pracownicze, jak na robotniczą gazetę przystało. W każdym razie dołączenie do zespołu redakcyjnego przyniosło w jego życiu znaczną poprawę. Nie musiał już kopać dołów w Zichron Jaakow i przestał się zajmować pracą fizyczną.

Publikacje Ben Guriona w „Ha-Achdut” nie wywarły większego wrażenia ani na jego kolegach, ani na czytelnikach. Jego artykuły były nudne, pisane stylem dydaktycznym, przeładowane faktami, bez wyrazu. Choć współpracował z pisarzem Josefem Chaimem Brennerem, nie czuli do siebie sympatii. Pozostawał w kontakcie z Ben Cwim i zachowywał dystans wobec marksisty Zerubawela, który irytował i jego, i Brennera, starał się bowiem ubarwiać swoje artykuły nacjonalistyczną retoryką, żeby bardziej przypadły mu do gustu. W każdym razie Ben Gurion nie wyróżnił się w „Ha-Achdut” niczym szczególnym.

Tymczasem planował razem z Ben Cwim wyjazd do Stambułu na studia prawnicze. Po rewolucji młodotureckiej Imperium Osmańskie zdawało się przez jakiś czas podążać ku demokracji. W ustroju parlamentarnym liczą się przedstawiciele wybrani przez naród, a Ben Gurion zamierzał studiować prawo po to, żeby Żydów w Imperium Osmańskim zorganizować w siłę polityczną mającą swoją reprezentację w tureckim parlamencie. Poalej Syjon miała dalekosiężną wizję polityczną. Na przykład koncepcja Ha-Szomeru jako zalążka żydowskiej siły obronnej mogła się zrodzić tylko w jej szeregach, nie w żadnych innych kręgach jiszuwu. Innym przykładem był sojusz partii ze światowym żydowskim ruchem robotniczym i ruchami socjalistycznymi na świecie.

Jednocześnie w niekończącym się zaabsorbowaniu Poalej Syjon, partii liczącej niespełna dwustu członków, kwestiami ideologicznymi dotyczącymi całego świata było coś pompatycznego, wręcz absurdalnego. Ha-Szomer i Poalej Syjon miały tę wspólną cechę, że plasowały się na nieokreślonym terytorium na pograniczu wizjonerskich koncepcji politycznych i bezpodstawnych roszczeń. Podobnie przedsięwzięcie Ben Guriona i Ben Cwiego balansowało na granicy między wzniosłością a żałosnością. Nie próbowali poważnie przeanalizować, na ile jest wykonalne. Myśleli, że jeśli nie zdołają przetrzeć dla swojej partii szlaku do mas żydowskich w Turcji i na Bałkanach, to może przynajmniej uda im się wprowadzić Żydów z Palestyny do parlamentu, gdzie stanowiliby przeciwwagę dla antysyjonistycznej propagandy uprawianej przez arabskich deputowanych. W każdym razie wydawało im się, że uzyskanie wykształcenia prawniczego na osmańskiej uczelni będzie skuteczną drogą do działalności politycznej na szeroką skalę – a o takiej marzył Ben Gurion.

Żeby dostać się na uniwersytet w Stambule, musiał pokonać wiele przeszkód. Po pierwsze, nie miał świadectwa maturalnego. Ben Cwi rozwiązał ten problem, zdobywając dla kolegi fałszywy dyplom dzięki swoim kontaktom z rewolucjonistami w Połtawie. Po drugie, Ben Gurion nie znał tureckiego ani arabskiego. Dlatego pojechał najpierw do Salonik, żeby nauczyć się tureckiego. Wybrał Saloniki, ponieważ było tam wielu żydowskich robotników (w soboty port nie pracował), a Poalej Syjon liczyła na to, że ich zorganizuje i natchnie ideałami socjalizmu i syjonizmu. Tymczasem Żydzi z Salonik mówili w ladino, a nie po turecku, a lingua franca był tam grecki, Ben Gurion nie mógł więc do nich dotrzeć – kolejny przykład wątpliwej realności wielkich planów Poalej Syjon. Wiele lat później opisywał jedno z zebrań robotniczych: „Mówiłem po rosyjsku, Vlachov [miejscowy działacz] tłumaczył na turecki, a Joseph Strumsa (mój nauczyciel tureckiego) na ladino. Żydowscy robotnicy mówili w ladino, co Strumsa tłumaczył na turecki, a Vlachov na rosyjski”17.