Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Przekleństwo Swietłany. Historia córki Stalina - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
25 kwietnia 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Przekleństwo Swietłany. Historia córki Stalina - ebook

Przekleństwo Swietłany to intymny portret Swietłany Alliłujewej, córki Józefa Stalina. Autorka śledzi jej losy od dzieciństwa naznaczonego śmiercią matki, skomplikowanymi relacjami z apodyktycznym ojcem, poprzez dramatyczny okres II wojny światowej, nieudane małżeństwa, aż do decyzji o poszukiwaniu azylu i ucieczki do Stanów Zjednoczonych w 1967 roku. Opowiadając o Swietłanie, Beata de Robien kreśli również panoramę historyczną komunistycznej Rosji tamtych lat, pisze o Józefie Stalinie i jego najbliższym otoczeniu. Historia Swietłany stawia przed czytelnikiem szereg pytań: czy możliwe jest normalne życie z piętnem ojca będącego jednym z największych zbrodniarzy w dziejach ludzkości? Czy można wyzbyć się poczucia winy za zbrodnie ojca? Jak mierzyć się z demonami przeszłości?

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8110-531-6
Rozmiar pliku: 1 000 B

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

W dniu 6 marca 1967 roku w ambasadzie sowieckiej w New Delhi panuje wielkie poruszenie. Trwają gorączkowe przygotowania do obchodów Międzynarodowego Dnia Kobiet. „Jeszcze jeden pretekst, żeby się upić – myśli Swietłana. – Umierają z nudów, kiszą się we własnym sosie”. Przygląda się żonom aparatczyków. Ani jednej miłej twarzy. Ani jednego uśmiechu. Wszyscy są grubi, spasieni. Ubrani o wiele lepiej niż w Moskwie. „Po powrocie do kraju sprzedadzą ciuchy na czarnym rynku, złorzecząc na kapitalizm. Hipokryci!”¹ Niesmakiem ją napawa sowiecka społeczność, która w Indiach nadal żyje tak jak w ZSRR.

Umieszczono ją w hotelu, który należy do ambasady sowieckiej. Swietłana układa plan. Teraz albo nigdy: to jej jedyna szansa na zerwanie z przeszłością, ma czterdzieści lat. Jej matka, rozkochana w wolności, uciekła w śmierć, ale Swietłana chce żyć, tyle że z dala od tyranii.

Żeby nie wzbudzić podejrzeń, przyjmuje zaproszenie na obiad w rezydencji ambasadora. „Ależ ten dom jest brzydki! Sowieckie bezguście. Kosztowne dywany, marne obrazy w złotych ramach. Co za pyszałek i arogant”², myśli. Równie szeroki jak wysoki, pomnikowo wyniosły Iwan Benediktow zabawia biesiadników, opowiadając pogardliwe anegdoty o Hindusach. Swietłana jest zażenowana, zmusza się jednak, by nie pokazać tego po sobie. Tych ludzi oddziela od Indii nieprzebyta bariera.

Stół ugina się od tłustych dań: gulasz barani, śledzie w oleju, butelki koniaku… Swietłana niczego nawet nie tyka.

– Ależ proszę się poczęstować śledziem, o tym na przykład, czegoś takiego na pewno nie było w tej zapadłej dziurze, z której przyjechaliście.

– Dziękuję. Zostałam wegetarianką – wyjaśnia Swietłana.

Ambasadora skręca ze śmiechu, inni mu wtórują.

Widząc, że Swietłana nie pije alkoholu, biesiadnicy spoglądają na nią ze współczuciem, pada uwaga, że wyraźnie straciła na wadze.

– Pewno przymieraliście głodem w tym Kalakankarze.

Do głowy im nie przyjdzie, że po dwóch miesiącach takiej diety nerki jej lepiej funkcjonują i czuje się zregenerowana.

– Nie ma to jak nasza stara dobra kuchnia – przekonuje pani Benediktowa, równie gruba jak jej mąż.

– Jesteście zadowolona z podróży? – Ambasador wpatruje się w nią chytrymi oczkami. – Sami widzicie, że poszliśmy na ustępstwa, zostaliście dłużej, niż zakładano, wypoczęliście jak należy. Nie możecie się uskarżać.

Swietłana w głowie ma tylko jedno: odzyskać paszport, który jej zabrano po przyjeździe. Normalnie obywatelom sowieckim paszporty zwraca się dopiero na lotnisku, ale Iwan Benediktow, uszczęśliwiony, że wreszcie się jej pozbędzie, łamie regulamin. Swietłanie drżą dłonie, kiedy chowa dokument do torebki. Gdyby jej go nie zwrócił, nie miałaby jak udowodnić swojej tożsamości i nie mogłaby opuścić kraju.

– Mam nadzieję, że zostaniecie na wieczornicę? – zagaduje sekretarz ambasady. – Moja żona wygłosi odczyt.

Jakże Swietłana czuje się daleka od tego wszystkiego! W ciągu dwóch i pół miesiąca prawie udało jej się zapomnieć o obowiązkowych nasiadówkach z drętwym językiem.

– Pójdę już do siebie. Muszę jeszcze zapakować prezenty, no i bagaż nie jest gotowy – odpowiada.

– Do swidania³, Swietłano Josifowna. Zawiadomimy telegraficznie wasze dzieci, żeby wyszły na lotnisko.

W pokoju Swietłana stara się zebrać myśli. Jakże wzywa się tutaj taksówkę? Idzie na dół, wychodzi przed hotel. Jest tam odźwierny, Hindus w turbanie. Podaje jej numer, pod który należy zadzwonić: 75-777.

– Telefon jest w holu, o tam, na prawo od schodów.

Podjęła decyzję: jutro rano po śniadaniu wezwie taksówkę pod pretekstem, że chce zrobić zakupy. I pojedzie do ambasady Stanów Zjednoczonych, która mieści się tuż obok. Z ulgą jak po trudnej wewnętrznej walce wraca do pokoju, gdzie wynajduje sobie różne zajęcia, by uspokoić nerwy: a to przeprasuje chustkę, a to coś przepierze, pakuje też prezenty dla dzieci – dla córki beżowy sweter i dwie bransoletki, jedną dla niej, drugą dla jej przyjaciółki Tani; dla syna hukę, fajkę wodną kupioną w Benaresie, oraz haftowane złotą nicią pantofle dla niego i dla jego żony.

„Będę trzymała walizkę w prawej ręce, a przez lewą przerzucę płaszcz. Nie, zdziwią się, że taka jestem objuczona. Głupia jestem. Po co czekać do jutra? Natychmiast. Jeżeli Preeti, która ma przyjechać po mnie na kolację, zjawi się wcześniej, wszystko przepadnie”⁴.

Minęła szósta… Wieczór zapada szybko. Wewnętrzny głos mówi jej: „Idź teraz! Nie czekaj!”.

Swietłana schodzi na dół, mija hol, zerka, co się dzieje po sąsiedzku. Bankiet na cześć szefa Sztabu Generalnego będącego przejazdem w Delhi postawił na nogi wszystkich agentów ochrony. Przyjęcie już się zaczęło. „Posłuchaj intuicji, zaczekaj. Jak popiją, nie będą zwracali na ciebie uwagi”.

Wraca do pokoju. Nie ma chwili do stracenia. Wrzuca kilka sztuk odzieży do małej torby, walizka musi zostać na łóżku razem ze wszystkimi prezentami, inaczej może się zacząć wypytywanie. Nie, tylko mała torba. Upycha w niej kosmetyki, grzebień, szczoteczkę do zębów, bluzkę na zmianę, sweter, trochę bielizny i rękopis – jej talizman i broń, jej przyszłość.

„Jaki to był numer? 75-777”.

Hindus na drugim końcu linii nie rozumie ani słowa po angielsku.

– Taxi, please, next to the Soviet Embassy.

Swietłana czeka na chodniku. Minuty płyną. Już ich minęło dwadzieścia. Wpatruje się w światła pojazdów: mercedes Preeti czy taksówka? Nadjeżdżają kolejne samochody z gośćmi zaproszonymi na przyjęcie.

– Ile czasu potrzebuje taksówka, żeby tu dojechać? – pyta Swietłana odźwiernego.

– Chwilkę. Postój jest tu zaraz obok.

Swietłana idzie do holu, dzwoni ponownie, zamawia drugą taksówkę i wraca w pobliże wejścia. Minutę później zza rogu po lewej wyłania się rozklekotany gruchot – typowa delhijska taksówka. Za kierownicą siedzi sikh w turbanie, wysiada, by otworzyć jej drzwi.

– Zaraz, jedną chwilkę – mówi do niego Swietłana.

Rozgląda się na wszystkie strony. Teraz albo nigdy, to właściwa chwila, są pijani. Biegnie po torbę i płaszcz, wraca. W holu zwalnia, stara się iść swobodnym, nonszalanckim krokiem. „Nie oglądaj się. Idź, jakbyś szła na spacer”.

Serce jej wali. Ze strachu zaschło jej w gardle, kłuje ją w płucach.

Taksówkarz nie zgasił silnika, drzwi czekają otwarte.

– Do ambasady amerykańskiej! Wie pan, gdzie to jest?

– Yes, memsahib. Następna brama.

Skręca w ciemną uliczkę, mija główne wejście do ambasady sowieckiej i trzy minuty później staje przed jasno oświetlonym budynkiem z amerykańską flagą. Swietłana daje mu kilka rupii, po czym cała drżąca rusza schodami do drzwi. Jest czujna jak tropione zwierzę, nogi się pod nią uginają. Paraliżuje ją strach, strach przed ostatecznym, nieodwołalnym. Strach, że postrada wszystko. Ogląda się za siebie, taksówka wciąż stoi przed ambasadą, zaintrygowany szofer patrzy na Swietłanę, przyjaźnie daje jej znaki: to tam, te drzwi, proszę wejść.

Przez ułamek sekundy Swietłana się waha. Jeszcze może zawrócić, wsiąść do taksówki, iść zgodnie z planem na kolację z Preeti.

Nie, nie zrezygnuje. Nie teraz, kiedy cel jest tak blisko. Zdania nie zmieni. Podjęła decyzję, nie cofnie się. Nadzieja niweczy wszystkie lęki.

Naciska klamkę z jedną myślą w głowie: „Och, Katiu, wybacz mi”.

Otwierają się szklane drzwi, Swietłana wpada do środka.

– Chciałabym mówić z kimś z ambasady.

– O tej porze nikogo nie ma – informuje młodziutki żołnierz, który pełni wartę. – Proszę przyjść jutro.

– Proszę powiadomić ambasadora – nakazuje władczo Swietłana.

Zawsze przejawiała zdumiewającą pewność siebie, od dzieciństwa, od czasów, kiedy nie znała ani zwątpienia, ani porażki. Wyjmuje paszport. Młody sierżant widzi czerwoną okładkę…

– Sowiecki paszport?

Uderzony jej władczym tonem wprowadza ją do niedużego biura i wybiera numer telefonu konsula.

– Jestem Swietłana Stalina, tak, tak, j e g o córka. Proszę o azyl polityczny.1 CÓRECZKA DLA WODZA

W niedzielę 28 lutego 1926 roku Nadieżda Siergiejewna Alliłujewa rodzi córeczkę bez jednego jęku, bez jednego krzyku, jak przystało na prawdziwą bolszewiczkę. Dziecko jest silne, zdrowe, waży cztery kilo, płacze, wszystko przebiegło dobrze. Nie była to jednak ciąża pożądana. Tak samo zresztą jak poprzednia. Pięć lat wcześniej Nadieżda wydała na świat chłopca, Wasilija, który także zdarzył się „przypadkiem”.

Wtedy sprawy źle się potoczyły: w przeddzień porodu pokłóciła się z Josifem, a ponieważ znowu zachował się grubiańsko, wyszła, trzaskając drzwiami. I nagle poczuła się taka samotna. Mimo zimna chodziła ulicami Moskwy, aby się uspokoić. O zmierzchu wsiadła do tramwaju i wtedy poczuła pierwsze skurcze, po czym wylądowała w szpitalu na przedmieściu, chociaż wszystko było przygotowane na jej przyjęcie w klinice na Kremlu. Na porodówce nikt nie wiedział, skąd się tam wzięła ani że jest żoną Stalina.

Josif postawił na nogi wszystkie jednostki służby bezpieczeństwa, lecz odnaleziono ją dopiero po dwóch dniach. Wasilij zdążył się urodzić – przyszedł na świat 21 marca 1921 roku. Ależ Josif ją wtedy zbeształ!

– Och, Tatka! Jak mogłaś to zrobić! Ty uparciuchu!

Był jednak szczęśliwy, że ma syna. Dla każdego Gruzina ważne jest, by pierwsze dziecko było synem, a on co prawda z pierwszą żoną już miał syna, Jakowa, lecz chłopak mieszkał z ciotką i babką daleko, w Gruzji.

Po Wasiliju Nadieżda nie chciała mieć więcej dzieci. Dokonała kilku aborcji, ale tym razem dała się zaskoczyć. Kiedy się zorientowała, że jest w ciąży, było za późno na usunięcie.

Dla córeczki wybrała ładne imię: Swietłana. Chciała czegoś oryginalniejszego niż te wszystkie Masze, Żenie, Niny i Katie, a równocześnie romantycznego, innego, „kulturalnego”. Kulturalna osoba powinna nosić kulturalne imię. Swietłana, imię z mitologii słowiańskiej i z poezji romantycznej, znaczy po rosyjsku „świetlista”. Nadieżda liczy, że Josif się na nie zgodzi. Ostatnimi czasy tak trudno go zadowolić.

Imię to szybko stanie się modne. Tysiące dziewczynek będzie się nazywało jak córka Stalina. Pojawią się nawet perfumy, Duchi Swietłany, subtelny zapach przeznaczony dla elit. Jednakże w 1926 roku imię wywołało zdziwienie wśród bolszewików. Popularne było nadawanie dzieciom imion związanych z bieżącymi wydarzeniami: Oktiabr albo Rewolucja (od rewolucji październikowej), Maja (od 1 Maja), Lenina (aby uczcić niedawno zmarłego wodza), Mael (od inicjałów nowych świętych: Marks, Engels, Lenin).

Josif zachwycił się tym pomysłem. Dla niego córeczka już jest heroiną. Jego racją bytu, jego dziełem, wyłączną namiętnością, jego zabawką. Zachwyca się jej stópkami, maleńkimi rączkami, pulchnymi paluszkami, rudymi włoskami, jasnymi oczkami, maciupkimi uszkami, jakby dwoje starszych dzieci nie było jego.

Ciągle nic, tylko by przytulał córkę. Swego czasu ją, Nadię, swoją Tatkę, rozpieszczał jak księżniczkę. Jest od niej starszy o dwadzieścia dwa lata, Nadia od dziecka zna tego towarzysza walki swojego ojca. Miała sześć lat, gdy uratował ją przed utonięciem w rzece. Dzielny Josif w ubraniu skoczył do wody, chociaż jak potem jej wyznał, nie umiał pływać.

Nigdy się zresztą tego nie nauczy. „Górale nie pływają”, mawia, niektórzy jednak utrzymują, że wstydzi się płetwiastych palców u lewej stopy. Później będzie się mówiło, że to diabelski znak.

W każdym razie u Alliłujewów uchodzi odtąd za bohatera, członka rodziny. W tamtych czasach rabował banki na rzecz Iljicza i partii. Poszukiwany przez carską policję, ukrywał się w ich mieszkaniu w Piterze⁵. Czytał Nadi na głos wiersze Puszkina, utwory Czechowa i Gorkiego, snuł barwne opowieści o swoich wyczynach i ucieczkach. Nie tylko Nadia, lecz także jej matka Olga wpatrywały się w niego oczarowane.

Znikał na całe miesiące, potem znów się zjawiał. Za każdym razem Nadia na powitanie rzucała mu się na szyję, a on całował ją w usta i ukradkiem głaskał po drobnych piersiach.

Dłonie miał delikatne, niemal kobiece. Lubiła czuć je na sobie. Różniły się jedna od drugiej: prawa była silna, zuchwała, lewa bezwładna i odrobinę krótsza. Nadia zauważyła, że Josif ją chowa, przybierając napoleońską pozę. Może myślał, że nikt tego nie zauważy?

Pewnego dnia szepnęła mu do ucha: „To nic takiego. Nie musisz stale chować ręki”. Zareagował gwałtownie, jakby go zdemaskowano lub poniżono. Nadia nie mogła pojąć, czemu każda, nawet niewinna uwaga staje się podejrzana w jego mniemaniu.

Rewolucjoniści mało się od siebie różnili: na głowie kaszkiet, jaki nosił Lenin, który na niego zamienił swój niemiecki melonik, aby wyglądać jak prawdziwy proletariusz; zarost, wąsy, buty z cholewami, koszula zapięta po samą szyję, zawsze bez krawata. Co Nadię uwiodło w Josifie? Czy jego zbójecki wygląd? Był prawie czterdziestoletnim wdowcem, niewysokim, przysadzistym, chodził kaczkowatym krokiem, ze stopami skierowanymi do wewnątrz. Skórę miał dziobatą po ospie, jednakże nie ona zwracała uwagę w twarzy, tylko oczy: żółte jak u tygrysa bądź wilka, wyraziste, przebiegłe, płonące. W gęstych włosach nad niskim czołem zaczynały się dopiero pojawiać pierwsze srebrne nitki. Legenda mówi, że Gruzini długo zachowują czarne włosy, ponieważ piją kobyle mleko.

Cóż jednak znaczy uroda, kiedy znajdzie się towarzysza, z którym można się szykować do budowy nowego świata? Marzeniem szesnastoletniej Nadi było życie z tym tajemniczym rewolucjonistą. Chociaż nie skończyła liceum, zaproponowała mu, że zostanie jego sekretarką – miała ładny charakter pisma i znała ortografię w przeciwieństwie do Josifa, który robił dużo błędów po rosyjsku. Kiedy Lenin wysłał Stalina do Carycyna⁶, Nadia uciekła za nim z domu, tak bardzo pociągała ją emanująca z niego siła. Ach! dzielić los z kimś, kto ją ochroni i poprowadzi przez życie!

Jednakże los lubi zakpić ze zbyt romantycznych dziewcząt.

Po powrocie do Moskwy zarejestrowali swój związek⁷, aczkolwiek z konieczności: Wasilij był już w drodze, ciąża zaczynała być widoczna. A przecież Nadia wiedziała, jak trudno żyć u boku bolszewika. Jej matka często się uskarżała na męża i potajemnie brała sobie kochanków. Ona także miała słabość do rewolucjonistów – polskich, węgierskich…

Namiętność Nadi miała w sobie coś niemal religijnego, dziewczyna była gotowa na każde ryzyko.

Raziły ją tylko prostackie maniery Josifa, jego wulgarny język, przekleństwa. Ale przecież bolszewicy to nie dżentelmeni! To plebejusze, mordercy, ludzie prymitywni, których rewolucja wyniosła na szczyty władzy. Żona komunisty to przede wszystkim jego towarzyszka broni. „Prawdziwy bolszewik nie powinien mieć rodziny, bo ma się całkowicie poświęcić Partii”, powtarzał Stalin. I nie zamierzał się wyrzec swego kwiecistego języka ani zmienić sposobu traktowania żony, zwłaszcza w obecności towarzyszy. Ucierpiałby na tym jego wizerunek jako mężczyzny. „No już, nie strój fochów!” – beształ ją.

Jednakże Nadia się dąsała i zamykała na klucz w swoim pokoju.

Jako typowy Gruzin Stalin oczekiwał od żony całkowitego posłuszeństwa. Nadia tymczasem nie była kobietą tego pokroju i nie zamierzała słuchać jego rozkazów. Kłótnie wybuchały z byle powodu. Mieli na przemian ciche dni i sielankę, która jednak z czasem zdarzała się coraz rzadziej. Dla młodej Nadieżdy Alliłujewej życie z mężczyzną stojącym na czele ogromnego kraju to trudne doświadczenie: „Od trzech dni jest obrażony, od trzech dni nie odpowiada, kiedy do niego mówię; straszny człowiek i taki trudny w pożyciu…”, pisze do swojej przyjaciółki Marusi Swanidze.

Tak, ich związek był skomplikowany, a równocześnie nie mogli żyć bez siebie. Oboje byli impulsywni i popędliwi, ich kłótnie często przybierały dramatyczny obrót. W roku 1926 Nadia nie wytrzymała, spakowała rzeczy i z dziećmi i piastunką pojechała do rodziców do Leningradu.

– Mówiłam ci, że to człowiek nie dla ciebie – powiedziała jej matka.

Nadia poważnie myślała o rozwodzie. Tylko co począć z dziećmi? To taki ciężar!

Josif oznajmił jej przez telefon:

– Nie należę do mężczyzn, których się porzuca! Wbij to sobie do głowy! Jeśli nie wrócisz, przyjadę po ciebie!

Zabrzmiało to jak pogróżka.

– Czemu miałbyś po mnie przyjechać? To by za drogo kosztowało państwo! – odpowiedziała z przekąsem.

Później Josif się opamiętał i słał do niej listy, aby ją zmiękczyć:

Tatka, Tataszka, wróć… Bardzo mi Cię brakuje, siedzę sam w domu jak stary puchacz.

Wróciła. Matka zwymyślała ją od idiotek.

Ale Nadia nie może bez niego żyć, mimo że cierpi z powodu jego brutalności, lekceważenia, kłamstw, dwulicowości. On zaś nie rozumie, czemu żona go prowokuje, aż traci panowanie nad sobą.

Wrzaski i awantury ciągle się powtarzają, w niczym jednak nie przypominają wodewilu. To nie sztuka Georges’a Feydeau, a raczej „dno” Gorkiego. Niektóre kłótnie szczególnie uderzały Swietłanę:

Papa wrócił późno. Był w złym humorze. Cała rodzina czekała na niego z kolacją. Miał pewnie ochotę na talerz kaszy z baranimi jądrami mocno doprawionej czosnkiem, swojej ulubionej potrawy, ale niania podała kurę w grzybach. „Znowu kura!”, wrzasnął. Złapał talerz i wyrzucił go przez okno. Talerz roztrzaskał się na głowie wartownika stojącego przed domem. Kiedy indziej kopnął w złocone lustro, które rozbiło się w drobny mak.

Sypią się wulgarne słowa, agresywne, raniące. W napadach złości Josif potrafi rozbijać szklanki, cisnąć talerzem o ścianę, wyrwać kabel telefonu, jeśli w słuchawce nie słyszy natychmiast sygnału, uderzyć fajką biedną papugę z wrzaskiem zdolnym postawić na nogi cały Kreml:

− Durak! Durak! Zamknij się!

– Ty się zamknij, durak! – odpowiada obrażony ptak.

Czasami Nadia wpada w histerię. Swietłana widzi matkę podczas ataku. Ojciec zamyka się wtedy w łazience, a mama kopie i wali pięściami w drzwi, krzycząc:

– Jesteś nie do wytrzymania! Zniszczyłeś mi życie!

Później trzeba czekać, aż mama zażyje pigułki i uspokoi się po nich.

Swietłana wyczuwa siłę ojca. Zauważa, z jaką uniżonością zwracają się do niego towarzysze. Jej ojciec jest przywódcą, któremu nikt nie śmie się sprzeciwić, to wódz, choziain⁸. Ona jedna potrafi go uspokoić. Kiedy wspina mu się na kolana i głaszcze go rączką po policzku, Josif się uśmiecha. Jego uśmiech, podobnie jak oczy, miewa różne znaczenie. Bywa czuły, rozbawiony, radosny, lecz Swietłana widziała także uśmiech groźny, szyderczy, okrutny.

Stalin obserwuje kobiety swoich towarzyszy. Lenin miał Nadieżdę – co prawda o aparycji śniętego śledzia, ale bardzo oddaną swemu panu i władcy. Renegat Trocki ma Natalię, która przymykała oko na jego zdrady. Pojechała za nim na wygnanie niczym żona dekabrysty⁹. Kamieniew ma Olgę, siostrę zdrajcy Trockiego, Kaganowicz – Marię, Beria – tajemniczą Nino, która z pewnością wie o rozpuście męża, lecz udaje, że nie ma o niczym pojęcia. Ten gamoń Woroszyłow poślubił szwaczkę Jekatierinę Dawidownę, chociaż wcześniej była kochanką Jenukidzego, och! ten to dopiero miał bab. Mołotow zapatrzył się w wyniosłą Polinę Karp, Mikojan ma swoją Aszkenę z czeredką dzieci. Poskriobyszew kocha Bronkę, polską Żydówkę, a Budionny Olgę, baletnicę o wyglądzie licealistki. Większość to Żydówki. Bolszewicy lubią Żydówki. Cieszą się opinią kobiet zmysłowych i dobrze się opiekują mężami. Dla męża skoczyłyby w ogień. W każdym razie kochająca żona wie, że jej mąż ma zawsze słuszność, nawet jeżeli się myli!

Stalin skarży się Paukerowi, swojemu osobistemu ochroniarzowi, mimowolnemu świadkowi różnych scen: nerwowość Nadi jest męcząca. To przewrażliwiona kobieta i nie ma za grosz poczucia humoru. A Josif uwielbia żarty, każdy o tym wie.

Pauker przytakuje. Żonę szefa stale dopadają jakieś choroby. Prawdziwe czy wydumane? Wielu towarzyszy uważa Nadię za schizofreniczkę. Nawet jej rodzina przyznaje, że zdarza jej się zachowywać niczym „wariatka, paranoiczka”. Nic w tym jednak dziwnego, mówi każdy, bo przecież w żyłach Alliłujewów płynie gorąca cygańska krew. Wszystkich natomiast niepokoi co innego: skąd się biorą jej potworne migreny?

Być może to skutek ostatniej aborcji, przeprowadzonej już po urodzeniu Swietłany w 1926 roku? Zabieg był trudny, wystąpiły po nim komplikacje ginekologiczne i następstwa psychiczne. Nadia dyskretnie pojechała wtedy do Karlsbadu, ponieważ Josif, nie ufając za grosz rosyjskim lekarzom, chciał, by skonsultowała się z niemieckim specjalistą. Lekarz postawił diagnozę: przedwczesna menopauza, i zalecił spokój oraz wstrzemięźliwość seksualną.

Dobrze się składało, bo zapracowany Josif nie miał czasu do niej przyjechać.

Nie mogą się jednak bez siebie obejść:

Tatka!

Napisz. Opowiedz, jak Ci minęła podróż. Co widziałaś? Byłaś już u lekarzy? Co Ci powiedzieli? – Napisz! U nas wszystko w porządku. Nudzę się tu, Tataszko. Siedzę sam, nigdzie nie wychodzę. Dotąd nie byłem na wsi, bo miałem robotę. Już skończyłem i jutro albo pojutrze myślę pojechać w odwiedziny do małych. To na razie. Nie bądź tam za długo, wracaj szybko. Całuję Cię.

Twój Josif.

Listy są krótkie, bo jak Nadia wie, Josif nie lubi pisać. Nie ma w nich sentymentalnych wyrażeń w rodzaju dorogaja czy ja tiebia lublu uważanych za niepotrzebne pozostałości świata, który zniszczyli. Tu czy tam natrafia się na cełuju tiebia zapisane błędnie, tak jak mała Swietłana wymawiała niektóre słowa.

Raz czy drugi Nadia odważyła się napisać „Kochany Josifie” albo „Całuję mocno”.

Dobrze jej zrobił wypoczynek w Karlsbadzie. Udaje się jeszcze do Berlina, żeby się zobaczyć ze swoim bratem Pawłem, który pracuje w ambasadzie jako attaché handlowy. Po powrocie do Moskwy wstępują w nią nowe siły, marzy jej się inne życie. Kobiety powinny się wyemancypować, wykonywać męskie zawody. Nadia zapisuje się do Akademii Przemysłowej.2 KREMLOWSKIE DZIECKO

W mieszkaniu na Kremlu Swietłana słyszy kłótnię rodziców w sąsiednim pokoju. Chociaż nie wszystkie słowa rozumie, wyczuwa całą ich brutalność:

– Jesteś oprawcą! Dręczysz swojego syna, dręczysz żonę, dręczysz cały naród rosyjski! – rzuca Nadia w twarz Josifowi.

– Nie wtrącaj się do nie swoich spraw!

Trzaskają drzwi.

Rankiem Swietłana często znajduje ojca śpiącego na kanapie w gabinecie, przy telefonie.

Tak bardzo chciałaby przytulić płaczącą mamę, pocieszyć ją, ale Nadia odpycha ją chłodno. Po każdej kłótni całymi dniami nie widuje nikogo, za pośrednictwem niani przekazuje tylko Swietłanie, że czuje się źle.

Niania jest dla Swietłany uosobieniem całego świata. Śpi z nią, utula ją, ubiera, czesze jej lśniące włosy, którymi ojciec tak się zachwyca. Przygotowuje dla niej ulubione potrawy, snuje wspomnienia z czasów przedrewolucyjnych, kiedy pracowała u nawróconego Żyda.

– Nianiu, a co to są Żydzi?

– Porządni ludzie, gołąbeczko. Jedz, jedz, serce moje – namawia babuszka.

Ponieważ w Rosji czułość okazuje się za pośrednictwem jedzenia, opychanie dziecka smakołykami oznacza kojenie jego smutków. W czasach, kiedy ludzie milionami umierają z głodu, na zdjęciach oglądamy pulchną, pucołowatą Swietłanę, która z lalką siedzi u ojca na kolanach. W pokoju ma mnóstwo lalek z całego świata, najwięcej zaś z różnych republik wielkiego Związku Sowieckiego. Złotowłose rosyjskie lalki, które kiedy się je kładzie, zamykają pozbawione wyrazu niebieskie oczy, to istny kicz, lecz każda sowiecka dziewczynka marzy o takiej zabawce. Ile z nich ma szczęście posiadać choćby jedną?

Wieczorem niania czyta Swietłanie bajki. Jakże się różnią od naszych! Co robi ulubiony bohater rosyjskich bajek Wania Durak? Siedzi na piecu i czeka na cud: na złotą rybkę, która spełni jego życzenia. A inny, z Czarodziejskiego obrusu, marzy, aby pojawiło się jedzenie, ilekroć rozkaże: „Stoliczku, nakryj się!”. Cierpliwości, cierpliwości, a wszystko samo się ułoży…

Swietłanie także się wpaja, że sprawy same się zmienią. Ale ona jest zbyt impulsywna, by posłuchać tej rady. Będzie spontaniczna, zaborcza, porywcza. Już jako dziecko cierpi z braku dostępu do matki, że Nadia ma tyle innych zajęć, które nie pozwalają jej poświęcić się córce. Mama nie chce używać pięknego samochodu taty i wychodzi z Kremla na piechotę. Powiada, że chce żyć jak zwyczajni ludzie i dzielić problemy wszystkich moskwian.

Minęło przeszło dziesięć lat, odkąd Nadia wprowadziła się na Kreml. Inna już dawno by się przyzwyczaiła do życia za murami, lecz Nadia ciągle czuje się tu jak w więzieniu. Nie ma co się dziwić. Kreml może przerażać młodą kobietę. Na każdym kroku barierki, wartownie, uzbrojeni strażnicy, patrole. Trzeba okazywać dokumenty, mieć propusk – przepustkę – odnotowywane jest każde wyjście i wejście. „Nigdy cię nie ma, wiecznie siedzisz w tej akademii – złości się tata. – Studia są ważniejsze od wszystkiego, ode mnie, od dzieci”.

Nadia nie rozumie, czemu jej studia tak przeszkadzają mężowi. Może wolałby mieć za żonę zwykłą kurę domową? Więc po co cała ta armia służby pozostającej na ich usługach? Dzieci doskonale sobie radzą bez Nadi. Piastunka zajmuje się Swietłaną, guwernantka uczy ją niemieckiego i angielskiego, kucharka przygotowuje jej posiłki. Poza tym Josifa i tak ciągle nie ma, pracuje nocami, sypia w dzień. Mieszka teraz z nimi dwoje innych dzieci: Artiom, którego Josif adoptował po śmierci ojca¹⁰, i Jakow, syn, którego ma z pierwszą żoną Kato, zmarłą, gdy chłopiec miał kilka miesięcy.

Choć Jakow to dziecko Jekatieriny Swanidze, jest ulubieńcem Nadi. To nieśmiały chłopiec, któremu młodszy brat przyrodni, zazdrosny o niego, wiecznie dokucza. Stalin, jak wielu ojców, którzy mają zbyt wysokie oczekiwania wobec synów, nie kryje rozczarowania. Jakow słabo mówi po rosyjsku – jego pierwszym językiem był gruziński – jest pozbawiony ambicji i irytująco powolny. Twarz regularnie wykrzywia mu tik nerwowy, który denerwuje Stalina. Nadia bierze chłopca w obronę. Bardzo mu brakowało rodziny. Dlatego właśnie, ledwie osiągnął pełnoletniość, pospiesznie się ożenił. „Tylko dlaczego, do diabła, z córką popa?!” – wścieka się Stalin.

Związek ten szybko się zakończył: Jakow próbował się zastrzelić, chybił, ostatecznie wrócił do ojca. Nie spotkał się jednak z ciepłym przyjęciem. „Pomyśleć, że nie potrafisz nawet dobrze wycelować” – ironicznie skwitował Stalin.

W pięciopokojowym mieszkaniu na Kremlu z trudem mieści się cały ten tłumek ludzi: piastunki, guwernantki, nauczyciele, ochroniarze, tak że Jakowowi musi wystarczyć tapczan w jadalni.

W rzeczywistości Josif jest bardzo zazdrosny, podejrzewa, iż Jakow sekretnie kocha się w macosze. Przecież tak niewiele różnią się wiekiem.

Czy Nadia nie wyczuwa, jak mocno obecność Jakowa przypomina Stalinowi korzenie? Wszak sam zaczął się uczyć rosyjskiego dopiero w wieku dziewięciu lat, ponieważ jego rodzice mówili tylko po gruzińsku. Będzie to później jego kompleks. W każdym razie Nadia wzięła chłopaka pod swoje skrzydła i stara się go chronić przed szorstkością ojca, który uważa, że Jakow odebrał niezbyt męskie wychowanie jak na syna Stalina. W obecności ojca biedak traci głowę, jąka się, ucieka się do kłamstw. Swietłana widzi sztywność między nimi, ale wobec niej Jakow jest miły, bawi się z nią i broni jej, gdy zaczepny Wasilij chce ją bić. Nie ma bowiem mowy, by dziewczynka poskarżyła się na niego matce – wtedy oboje zostaliby ukarani. Dlatego pocieszenia szuka u ojca. Lubi jego szorstką czułość, wąsy, które łaskoczą, kiedy Stalin ją całuje. Jej ojciec pachnie potem i tytoniem, pali fajkę jak kaukaski mędrzec. Często go bolą pożółkłe zęby. Swietłana słyszy czasami, jak się uskarża, nie chce jednak pójść do dentysty ze strachu, że będzie go bolało. Mama natrząsa się z niego: „Ale z ciebie delikatniś, towarzyszu!”.

Swietłana boi się matki. Inne kobiety na Kremlu ubierają się kolorowo. Dlaczego ona stale nosi takie smutne barwy? Czemu na głowie zawiązuje zawsze czarną chustkę? Ze swoją śniadą cerą, oczami koloru jeżyn, długim prostym nosem i kruczoczarnymi włosami przypomina Cygankę. Niektórzy uważają, że jest brzydka, lecz dla Swietłany, podobnie jak dla Jakowa i Artioma, jest uosobieniem piękności. Kiedy się śmieje – tak rzadko – zasłania usta dłonią jak zawstydzona wieśniaczka. Wasilij ją teraz naśladuje.

Z Wasilijem nie jest łatwo. Szybko nudzi się wszystkim, nie chce pracować z nauczycielem. Obwinia Swietłanę, że naskarżyła na niego mamie, która prosi tatę, aby go ukarał. Tata się śmieje i częstuje go papierosem. Czasem nawet kieliszkiem wina. Już w niemowlęctwie dawał mu wino do zlizywania ze swoich palców.

– Nie rób tego – oburzała się Nadia.

– To kaukaska tradycja. Ma się stać mężczyzną, nie jakimś wymoczkiem – z zadęciem odpowiadał ojciec.

Lubił denerwować Nadię, wydmuchując dym dziecku w twarz. Grymasy chłopca wyjątkowo go bawiły.

Mama przykazuje Swietłanie:

– Nigdy nie pij alkoholu, Swieta! Nigdy, rozumiesz? Obiecaj mi to!

Ledwie ojciec odwróci się tyłem, Wasilij zaczyna dokuczać siostrze. Uwielbia ją straszyć:

– A wiesz, że tata przedtem był Gruzinem?

– Wasia, a co to jest Gruzin?

– To taki gość, który nosi kaftan, ma na głowie karakułową papachę, przy pasie sztylet i zabija nim, kogo chce. Niedługo znowu stanie się Gruzinem i pokroi nas na kawałki – wyjaśnia Wasilij z sadystyczną miną.

Dziewczynka wybucha płaczem i biegnie schronić się w ramionach ojca. Wie, że ją obroni.

– Wasilij! Jesteś starszy od niej o pięć lat, wstydź się! – łaja Stalin syna. I bierze córkę na ręce. – Nie płacz, wróbelku, jesteś moja Sietanka, diabliczka. Córka wielkiego Stalina nie może płakać. Widziałaś kiedyś, żeby Stalin płakał? – I obsypuje ją całusami.

– Kłujesz, papoczka.

Swietłana obserwuje matkę kątem oka. Boi się, że znów skrzyczy tatę za te pieszczotki. Stale powtarza, że nadmiar pieszczot osłabia charakter dzieci: „Niedobrze tak je rozpieszczać. Przy tobie mała nabiera złych przyzwyczajeń. Będzie potem za dużo żądała od życia, a życie niczego jej nie podaruje!”.

Czasy nie sprzyjają sentymentalnym czułościom, trwa budowa nowego świata, komunizmu, a komunizm wymaga twardości wobec młodzieży. W trosce o równowagę i zgodnie ze swoją naturą Nadia zachowuje większą rezerwę, jest bardziej stanowcza wobec Swietłany niż wobec pasierba, któremu okazuje zdwojoną pobłażliwość.

Ale zarazem bardzo się troszczy o męża. Ponieważ Stalin nie lubi zmieniać bielizny, ona go pilnuje; kiedy wychodzi bez kaszkietu, dogania go z nim; jeśli zapomni płaszcza, każe ochroniarzowi donieść mu okrycie. Martwi się, gdy Josif kaszle i chrypi, gdy boli go gardło albo stawy. Stalin tłumaczy, że to skutki pobytu na zesłaniu na Syberii. Próbuje rzucić palenie zgodnie z radą lekarzy, którzy zalecili mu także wypoczynek. Josif lubi słońce, wyjeżdża więc na południe, ale Nadia nie może mu towarzyszyć – właśnie ma zdawać egzaminy z matematyki i chemii. Ledwie się rozstaną, już do siebie piszą, ślą sobie serdeczności, czego nie robią, będąc razem. Josif bez przerwy dopytuje o wieści o swojej diabliczce. Jeśli nie ma listu od niej, złości się:

Do Sietanki, mojej szefowej.

Chyba zapomniałaś o tatce i dlatego do niego nie piszesz. Jak się czujesz? Nie jesteś chora? Jak spędzasz czas? Lalki żyją? Myślałem, że przyślesz mi rozkaz, a tu nic nie przyszło, zupełnie nic. To źle. Sprawiasz przykrość tatce. Mimo to całuję Cię. Czekam na list od Ciebie.

Twój papoczka.

Pięcioletnia Swietłana odpowiada:

DZIEŃ DOBRY, PAPOCZKA

WRACAJ SZYBKO DO DOMU

WCZORAJ RITKA I TOKA SIĘ WYGŁUPIAŁY

TO DZIKUSKA

CAŁUJĘ CIĘ

TWOJA SIETANKA.

Ojciec jest usatysfakcjonowany. Pisze do niej z Suchumi:

Dzień dobry, Sietanka.

Widzę, że nie zapomniałaś o swoim tatce Jeśli Wasia i jego nauczyciel postanowią wrócić do Moskwy, Ty zostań w Soczi i czekaj na mnie, dobrze? Całuję Cię.

Twój papoczka.

Następnego lata wyjeżdżają razem do Soczi. Tata potrzebuje wypoczynku w uzdrowisku, bo pracuje za dużo. Jadą także jego współpracownicy. Stalin grywa w kręgle z Wasilijem i Artiomem, a mama w tenisa z Woroszyłowem. Nadia lubi również strzelać do celu z pistoletu. Wszyscy żartują, śpiewają, urządzają pikniki na plaży. Stalin, który nie pływa, lubi patrzyć, jak jego córka pluska się w wodzie.

Taki właśnie pozostanie w jej pamięci – jako troskliwy, dobrotliwy pater familias, trudny w obejściu dla towarzyszy, surowy dla synów, ale zawsze czuły dla ukochanej córeczki.3 WÓDZ I STUDENTKA

Nadia, córka starego rewolucjonisty, hołduje spartańskiemu życiu i otwarcie krytykuje przesadną elegancję, zupełnie niebolszewicką, niektórych żon członków Biura Politycznego, podobnie jak Josif, nielubiący tych kokieteryjnych kobiet, za mocno umalowanych, w wydekoltowanych sukienkach, wypachnionych drogimi, upajającymi perfumami.

– Ależ one cuchną! – woła. – Kobieta powinna mieć zapach kobiety.

Sami wiodą jednak życie ostentacyjnie mieszczańskie. Stalin z rodziną zajmuje całe pierwsze piętro w starym pałacu Potiesznym, pałacu Uciech, ongiś rezydencji teściów cara, jego gubernatorów i ochmistrzów, później przekształconym w teatr dworski z repertuarem komediowym. Na teren Kremla wchodzi się przez Bramę Borowicką, której strzeże czołg. Mijając Arsenał, sobór Archangielski, dzwonnicę Iwana Wielkiego, dociera się do Pałacu Senackiego i budynku Straży Konnej. Pałac Uciech znajduje się po drugiej stronie ulicy – to czterokondygnacyjny budynek w brzydkim pomarańczowym kolorze, położony między Basztą Komendancką i Basztą Troicką.

Jako dobra komunistka pragnąca uchodzić za proletariuszkę, Nadia jeździ tramwajem na wykłady. Jest poważna, nigdy się nie uśmiecha. Gorliwie podąża do wyznaczonego celu: zdobyć wykształcenie. Sprawia wrażenie silnej i kruchej zarazem.

W drodze na uczelnię styka się z uliczną rzeczywistością. Widzi tłum obdartych nędzarzy, dzieci w łachmanach albo w pętającej ruchy odzieży dorosłych. Na wszystkich twarzach rysuje się przepracowanie, zmęczenie, strach. Sklepów prawie nie ma. Nieliczne wystawy, które przetrwały, wyglądają żałośnie. Przed niemal pustymi straganami tworzą się tasiemcowe kolejki. Brakuje wszystkiego: chleba, mleka, warzyw, mięsa, masła, ale także butów – no i zwłaszcza mydła! Josif z uporem nie dopuszcza do siebie myśli, że jego polityka to porażka. Nadia zna go wystarczająco dobrze: nie wyrzeknie się swojej logiki. Nigdy zresztą nie zmienia zdania, nie wycofuje się z żadnej decyzji, nawet jeśli stwierdza, że jest zła.

Nadi ściska się serce. Nie o takiej przyszłości marzyła dla nowego kraju.

– Dziś miałam pisemny sprawdzian z matematyki. Poszło mi dobrze, choć i tak nie dopisało mi szczęście: na uczelni musiałam być o dziewiątej, więc wyszłam o ósmej trzydzieści. Tramwaj miał awarię, czekałam na autobus, ale nie przyjeżdżał, w końcu wzięłam taksówkę, żeby się nie spóźnić. I nie uwierzysz! Przejechaliśmy ze sto wiorst i samochód stanął: coś się zepsuło.

Chętnie by mu opowiedziała, jak jej minęła reszta dnia, lecz widzi, że Josif już nie słucha. Oczywiście pojął aluzję: Nadia chce mu raz jeszcze udowodnić, że nic nie wie o prawdziwym życiu moskwian. Z trudem hamuje gniew – chce mieć w domu żonę, a nie jakąś przemądrzałą damulkę, która wiecznie biega po mieście. Życzy sobie małżonki cichej, kochającej i oddanej, takiej jak pierwsza, dla której mąż był bogiem.

Swego czasu sądził, że zdoła po swojemu ukształtować Nadię. Dlatego ją wybrał – nietkniętą dziewicę.

Jakże się zmieniła w ciągu trzynastu lat! Oby tylko nie stała się tak frywolna jak jej matka. Musi szepnąć słówko Jagodzie, żeby kazał ją śledzić. W jej żyłach płynie krew cygańska, gruzińska i niemiecka. Takie kobiety, kiedy już rozbudzą się seksualnie, potrafią się pogrążyć w rozpuście. „Jeśli się dowiem, że ma kochanka, zabiję oboje”.

Co prawda ostatnio ją zaniedbywał, lecz żona głowy państwa powinna umieć się dostosować. Jak się robi rewolucję, rozgrywa wojnę, buduje nowy świat, nie można tracić czasu na burżuazyjne życie rodzinne. Była wojna z mienszewikami, potem wojna z Polakami, upartymi osłami. Należało im skopać tyłki, niestety wygrali¹¹, ale niech no tylko poczekają, on jeszcze nie powiedział ostatniego słowa. Batalia z Trockim go zmęczyła, ten oślizgły gad o mało nie pozbawił go władzy. Żona powinna wspierać męża, a tymczasem kogo ma u boku? Wroga w spódnicy.

Nadia pragnie robić karierę, bierze przykład z Poliny Mołotowej, swojej najlepszej przyjaciółki, która została komisarzem przemysłu rybnego. Żona Mołotowa szybko została nominowana, Nadia liczy, że zajmie podobne stanowisko. Rewolucja oznacza także to – niezależność kobiet, choćby mężom się to nie podobało.

Dopóki Nadia nie opuszczała domu, nie miała pojęcia o rzeczywistości. Teraz, gdy chodzi na zajęcia, słucha uważnie, co się mówi dokoła. Nikt nie wie, kim ona jest. Słyszy szepty, że kilkaset kilometrów od Moskwy ludzie umierają z głodu na ulicach. Kilku towarzyszy z Akademii Przemysłowej odbywało praktyki w różnych regionach i teraz relacjonują ze szczegółami sytuację na Ukrainie. Nadia chce się dowiedzieć więcej. Podobno z głodu umarło tam cztery do dziesięciu milionów ludzi. Kolektywizacja ziemi zrujnowała wieśniaków. „A przecież nie każdy był kułakiem!”, wyjaśniają jej koledzy. Opowiadają rzeczy wręcz niewiarygodne: sceny antropofagii, morderstwa popełniane dla kilku ziemniaków…

Nadia nie wątpi, że jej mąż wie o wszystkim, lecz nigdy się do tego nie przyzna. Otwiera się przed Nikołajem Bucharinem, którego ceni bardzo wysoko. To przyjaciel rodziny, stary bolszewik, intelektualista, redaktor w „Prawdzie”. Często spiera się ze Stalinem, który mu nie ufa.

– Sama widzisz, że próbuje mi zaszkodzić – przestrzega Josif żonę. – Powinnaś być ostrożniejsza w swoich sądach. Nie zapominaj, że jesteś żoną Stalina.

– Żoną kłamcy! Tak, cały czas kłamiesz. Josifie, chleb jest racjonowany, ludzie godzinami stoją w kolejkach, żeby go kupić! Nam niczego nie brakuje, owszem, mamy własne magazyny, własne racje. Twoi towarzysze są dobrze odżywieni, winszuję! Ale lud?

– Lud! Ludem, któremu niczego nie brakuje, nie da się rządzić. Daj ludowi za dużo wolności, a straci cały zdrowy rozsądek.

Z oczu Stalina lecą błyskawice. W takich chwilach nikt nie jest w stanie wytrzymać jego spojrzenia. Z wyjątkiem Nadi.

– Chodzę po mieście i widzę. Sklepy świecą pustkami. Ludzie nie mają co jeść. Czemu to robisz?

– To tylko takie trockistowskie gadanie, oszczerstwa fabrykowane przez wrogów rewolucji. Ci, którzy je rozgłaszają, zostaną ukarani – ostrzega ją mąż.

– Towarzysze z uczelni opowiadali mi o przypadkach kanibalizmu na Ukrainie. Wieśniacy zjadają się nawzajem, żeby przeżyć!

Tym razem Stalin ma dosyć. Ostro zarzuca Nadi, że rozpowszechnia plotki. Następnego dnia akademia zostaje zamknięta, a studenci, którzy byli na Ukrainie – aresztowani. Mówienie o głodzie jest odtąd zbrodnią podlegającą karze śmierci.

Co prawda ani Nadi, ani dzieciom niczego nie brakuje, lecz Josifowi stale trzeba przypominać, że za to czy tamto należy zapłacić. Kiedy Nadia prosi go o pieniądze – niewiele, z pięćdziesiąt rubli, by wystarczyło do końca miesiąca – bywa, że Stalin zapomina, a potem wręcza jej trzy razy tyle. W ogóle nie czuje wartości pieniądza. Nie może się jednak powstrzymać, żeby z przyzwyczajenia jej nie pouczyć: „Skoro nie starcza ci pieniędzy, znaczy, że nie pilnujesz wydatków”.

A przecież nie jest kobietą rozrzutną. Już w wieku czternastu lat pilnowała rodzinnej kasy, kiedy jej matka wypuszczała się na eskapadę z nowym „przyjacielem”.

Matka Nadi, Olga Jewgienijewna Alliłujewa, była, jak to się mówi w Rosji, wielką lubownicą. Nic na to nie mogła poradzić: jeśli jakiś mężczyzna jej się spodobał, korzystała z okazji, „zanim będzie za późno”. Jednakże mimo swojej słabości do mężczyzn zawsze wracała do męża.

Niektórzy utrzymują, że owa piękność uległa ongiś czarowi Josifa Stalina. Niedługo potem wydała na świat dziewczynkę noszącą imię Nadia, Nadieżda – po rosyjsku Nadzieja. Kiedyś Olga zwierzyła się córce. Nadię powaliło wyznanie, że jej mąż był wcześniej kochankiem matki, i zaczęły ją zżerać wątpliwości: czy Josif może być jej biologicznym ojcem?

Stalin natomiast zawsze będzie twierdził z niejakim naciskiem, że Alliłujewów poznał już po narodzinach Nadi…

Rodzinna tajemnica czy iście antyczna tragedia?5 EDUKACJA KREMLOWSKIEJ KSIĘŻNICZKI

Jest do przewidzenia, że surowość matki i czuła pobłażliwość ojca wywrą wpływ na naturę Swietłany. Rzadko ktoś jej się sprzeciwia, spełniane są wszelkie jej życzenia i kaprysy. Jej charakter się rozwija, osobowość kształtuje, Swietłana staje się pewna siebie, władcza. Czasem przy czymś się upiera, tupie wtedy, dąsa się. Kiedy dostaje ataku złości, matka ją karze, poleca iść do swojego pokoju. Swietłana rzadko jej słucha. Nieraz ojciec jej mówi: „No, co ty prosisz? Tylko rozkaż, a my wszyscy zaraz wszystko wykonamy!”¹⁸.

Ledwie ojciec się pojawi, Swietłana zostawia lalki i rzuca mu się w ramiona, tuląc się do jego bluzy. Stalin głaszcze ją po włosach. Dumą napawa go jej miedziana kręcona czupryna, piegi, okrągła buzia, spojrzenie dziecka, które nie zna strachu.

Najbardziej mu się podoba, że córka ma taką rosyjską aparycję. On, ojciec narodu rosyjskiego, powinien mieć rosyjską córkę! „Patrz, jaka ona podobna do Keke, mojej matki”, chełpi się. W rzeczywistości podobna jest do niego: inteligentna, sprytna, stanowcza.

Fotografia Keke zdobi jego biurko, jakby Stalin chciał zademonstrować, że jest dobrym synem. Tymczasem nie widzieli się od lat. Niemniej załatwił co trzeba, by mieszkała w przyzwoitych warunkach – matka Wodza nie może przecież zajmować kurnej chaty. Komisarz Beria, odpowiedzialny za Kaukaz, czuwa nad matką Stalina niczym nad carycą wdową. Ulokował ją w dawnym pałacu gubernatorskim w Tyflisie, otoczył służbą. I nieważne, że prosta kobiecina z uporem zajmuje tylko jeden pokój na parterze, ten przy pomieszczeniach dla służby. Jej sprawa.

Stalin posyła jej lakoniczne liściki:

Kochana Mamo, jestem bardzo zajęty i nie mam czasu często pisać.

Ściskam Cię.

Twój Soso.

I zawsze kończy gruzińskim życzeniem: „Obyś dożyła tysiąca lat”.

Głównie Nadia regularnie pisuje do teściowej, chociaż prawie jej nie zna:

U nas wszystko wydaje się w porządku, mamy się dobrze. Dzieci rosną, Wasia ma już dziesięć lat, Swietłana pięć… Jest bardzo przywiązana do ojca. Oboje z Josifem mamy bardzo mało czasu. Wie Mama pewnie, że zdecydowałam się na studia. W moim wieku! Sama nauka to nic takiego, tylko trudno ją pogodzić z obowiązkami domowymi. Nie uskarżam się jednak i jak dotąd bardzo dobrze mi idzie¹⁹.

Pisze do Keke, co słychać u jej wnuków:

Jasza dalej studiuje. Daje mi do wiwatu, pali i nie słucha mnie. Wasieńka też jest nieznośny, pyskuje swojej mamie i nie chce jej słuchać. Jeszcze nie pali, ale pewno niedługo zacznie, bo Josif często pozwala mu pociągnąć ze swojej papirosy²⁰.

Chociaż Nadia uskarża się na Wasilija, uwielbia go i żywi wobec niego ambitne plany. Dba o jego artystyczną edukację i znajomość języków obcych. Wasilij uczy się niemieckiego, pobiera lekcje muzyki. Nadia gra na fortepianie i na harfie. Przez jakiś czas należała do teatru amatorskiego, lecz Josif uznał to za „niestosowne” dla żony głowy państwa i położył kres jej aspiracjom. Jak wszyscy Rosjanie Nadia z wielkim szacunkiem odnosi się do twórczości artystycznej – przynajmniej dopóki Stalin nie weźmie jej pod but jak reszty narodu. A ona skrycie marzy, że jej dzieci będą artystami: Wasilij wielkim reżyserem, a Swietłana może pisarką? W wieku sześciu lat umie już czytać i pisać. Zadziwiła samego Maksima Gorkiego²¹.

Dla Nadi Gorki jest największym żyjącym pisarzem rosyjskim. Niedawno Stalin namówił go, by opuścił faszystowskie Włochy, gdzie wiódł nędzne życie imigranta, i wrócił do sowieckiej ojczyzny, kraju swobód. Obiecał mu, że tutaj będzie doceniony. Stalin dla celów propagandowych potrzebuje autorytetu Gorkiego, otaczającej go aury. I podporządkuje go partii, wykorzystując najmocniejszy bodziec – próżność. Gorki za życia zostaje wyniesiony na piedestał, otrzymuje Order Lenina i pałacyk przy ulicy Małaja Nikitskaja²², kilka kroków od placu Czerwonego. Tylko jak tam oddychać latem, kiedy miasto się dusi ze skwaru?Wszyscy doskonale wiedzą, że aby dobrze pisać, pisarz potrzebuje daczy.

– Niedługo zwolni się kilka dacz, towarzyszu pisarzu – obiecuje Stalin.

Gorki istotnie otrzyma niebawem dwie dacze, a ponadto willę na Krymie godną Piotra Wielkiego. Stalin przyznaje mu zawrotną pensję i każe drukować jego utwory w milionach egzemplarzy. A to dopiero zaliczka. Główna arteria stolicy, ulica Twierskaja, prowadząca z Kremla do Teatru Artystycznego, będzie teraz nosiła imię Gorkiego, podobnie jak sam teatr, chociaż raczej łączy się go ze wspomnieniem Czechowa. Tyle że towarzysz Czechow nie żyje, a towarzysz Gorki ma się doskonale. Przynajmniej na razie.

Następnego roku największy na świecie samolot, tupolew ANT-20, zostanie nazwany imieniem Maksima Gorkiego. Wydany będzie znaczek z wizerunkiem pisarza, w Moskwie jego imię otrzyma park. Stalin rozkazuje nawet przemianować jego rodzinne miasto, Niżny Nowogród, odtąd Gorki. I trudno, że towarzysz Jagoda, również tam urodzony, dąsa się o to. A co, liczył może, iż będzie się nazywało Jagodagrad?

Wkrótce Jagoda otrzymuje rozkaz nadzorowania sentymentalnego pisarza, obrońcy słabych, co to ledwie dotarłszy do Moskwy, już tęskni za Włochami. Jagoda obsadza dom Gorkiego czekistami w roli kucharzy, szoferów, pokojówek, guwernantek. Podwładni codziennie powtarzają mu każde słowo pisarza, kopiują jego korespondencję i donoszą, kto z cudzoziemców go odwiedził. Jagoda bardzo się przejmuje tą misją, a jeszcze bardziej Timoszą, uroczą synową Gorkiego. Posyła jej storczyki. Ale Timosza Pieszkowa, żona tego nicponia pijanego co drugi dzień, nie raczy zwrócić na niego uwagi, tylko nadal maluje te swoje pastele. Jagodę doprowadza to do szału.

Wchodząc w paszczę wilka, trzeba się liczyć z jego zębami. Towarzysz pisarz pokornie dowodzi swojej wdzięczności, obsypując pochwałami Ojca Narodów i jego dzieło: Gułag. Mimo to nieszczęścia spadną także na jego rodzinę. Jego dobroczyńca słusznie zauważył: „Wdzięczność to psia cnota”…

Swietłana zapamięta pierwsze spotkanie ze słynnym pisarzem: wysokim chudzielcem kopcącym papirosę, kaszlącym tak, że o mało płuc nie wypluje, w śmiesznej szlafmycy i z chłopskim wąsem. Jego dom przypomina tajemniczą wyspę oblewaną zewsząd falami, wszystko w nim jest łukowate: schody, klamki u drzwi, witraże, rzeźbione boazerie, storczyki na sufitach, które przywodzą skojarzenia z dżunglą. Tak samo jak na Kremlu każdy mebel opatrzony jest tabliczką z numerem. Na ścianach wiszą obrazy, i to nie z Leninem przemawiającym do robotników, lecz z nagą kobietą w towarzystwie ubranych panów biesiadujących na brzegu rzeki.

Pewnego dnia zjawiają się dwie dziewczynki, Daria i Marfa Pieszkowe, w „burżujskich” sukienkach, z eleganckimi spinkami we włosach.

– Pożyczysz mi spinkę? – pyta Swietłana.

– Dam ci ją – odpowiada Marfa, zdejmując spinkę.

Swietłana chętnie by poprosiła o coś jeszcze: o małpkę, którą dziewczynka trzyma za rękę, boi się jednak, że matka ją skrzyczy. Zwierzątko również jest wystrojone we włoskie ubranka. Roztropna Swietłana rozbawia obecnych, czytając głośno, niczym osoba dorosła, zdanie znalezione na chybił trafił w jednej z książek tego „pana Gorkiego”: „Tak! Szukają ludzie… Ciągle chcieliby jak najlepiej…”.

Tatko Stalin mówi, że pisarze to „inżynierowie ludzkich dusz”. Wszyscy biją brawo, małpka również. Swietłana też chce zostać pisarką.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: