Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

FDR. Franklin Delano Roosevelt - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
1 stycznia 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Najniższa cena z 30 dni: 34,90 zł

FDR. Franklin Delano Roosevelt - ebook

Pierwsza biografia w języku polskim jednej z najwybitniejszych postaci XX wieku Franklina Delano Roosevelta.


BESTSELLER W USA
„Wzorowa biografia prezydenta … Nareszcie otrzymaliśmy biografię godną tego człowieka”,
Jonathan Yardley, The Washington Post Book World

Jeden z najlepszych biografów naszych czasów napisał nowoczesną, wszechstronną i naprawdę wyczerpującą książkę o imponującym życiu Franklina Delano Roosevelta. Jean Edward Smith połączył w tym znakomitym dziele współczesny dorobek naukowy oraz szeroki wachlarz materiałów źródłowych z epoki, oddając w nasze ręce wciągającą historię jednego z największych prezydentów w dziejach Ameryki.

To portret namalowany szerokimi pociągnięciami pędzla, ale i bardzo szczegółowy. Możemy zobaczyć w jaki sposób niezmordowana energia Roosevelta, jego ostry intelekt, osobisty magnetyzm i naturalna zdolność roztaczania wokół siebie uroku, pozwoliły mu sprostać niezliczonym wyzwaniom, wobec których stawał przez całe życie. Smith przypomina walkę FDR z polio oraz niepełnosprawnością, a także jak doświadczenia te pomogły mu wykuć determinację, dzięki której opanował ekonomiczny zamęt wielkiego kryzysu i powstrzymał wojenne zagrożenie ze strony totalitaryzmu. Opisuje również, z bezprecedensową bezstronnością i wyczuciem, życie prywatne FDR. Smith poświęca wiele uwagi czterem kobietom, które ukształtowały jego osobowość i pomogły budować jego światopogląd: matce, Sarze Delano Roosevelt, kobiecie onieśmielającej, ale przy tym czułej i zawsze pomocnej; jego żonie Eleanor, której rady i przywiązanie w dużej mierze przyczyniły się do publicznych i osobistych sukcesów FDR; Lucy Mercer, czyli miłości życia Roosevelta; a także Missy LeHand, jego wieloletniej sekretarce, towarzyszce i powierniczce, której uwielbienie dla szefa nie miało granic.

Smith z otwartą przyłbicą i przenikliwością zmaga się również z licznymi błędami oraz pomyłkami publicznej kariery Roosevelta, w tym z jego katastrofalną próbą przebudowy sądownictwa; godnym pożałowania internowaniu Amerykanów japońskiego pochodzenia; a także z jego sporadycznymi nadużyciami władzy. Ponadto autor przedstawia rozsądną i wyważoną ocenę reakcji Roosevelta na Holokaust, zwracając uwagę na jej przełomowe momenty oraz niedociągnięcia.

Podsumowując spuściznę Roosevelta, Jean Smith stwierdza, że FDR, bardziej niż ktokolwiek inny, zmienił relację pomiędzy narodem amerykańskim a jego rządem. To właśnie on zrewolucjonizował sztukę prowadzenia kampanii wyborczych i wykorzystał bujnie rozwijające się mass-media do zjednywania sobie publicznego poparcia oraz uśmierzania publicznych lęków. Jednak co ważniejsze, Smith przedstawia nam najwyraźniejszy jak dotąd obraz przemiany wręcz „wzorcowego” arystokraty ze znamienitego rodu, człowieka, który nigdy nie musiał zaprzątać sobie głowy pracą zarobkową, w prezydenta zwykłych ludzi. W efekcie powstało wspaniałe dzieło zapewniające świeże spojrzenie i wyciągające istotne wnioski odnośnie mężczyzny, którego losy są powszechnie znane, ale nie zawsze rozumiane. FDR, książka napisana zarówno dla szerokiego grona odbiorców, jak i naukowców, to w każdym elemencie porywająca biografia.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: brak
ISBN: 978-83-7889-622-7
Rozmiar pliku: 8,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Smith z otwartą przyłbicą i przenikliwością zmaga się również z licznymi błędami oraz pomyłkami publicznej kariery Roosevelta, w tym z jego katastrofalną próbą przebudowy sądownictwa; godnym pożałowania internowaniem Amerykanów japońskiego pochodzenia; a także z jego sporadycznymi nadużyciami władzy. Ponadto autor przedstawia rozsądną i wyważoną ocenę reakcji Roosevelta na Holokaust, zwracając uwagę na jej przełomowe momenty oraz niedociągnięcia.

Podsumowując spuściznę Roosevelta, Jean Smith stwierdza, że FDR, bardziej niż ktokolwiek inny, zmienił relację pomiędzy narodem amerykańskim a jego rządem. To właśnie on zrewolucjonizował sztukę prowadzenia kampanii wyborczych i wykorzystał bujnie rozwijające się mass-media do zjednywania sobie publicznego poparcia oraz uśmierzania publicznych lęków. Jednak co ważniejsze, Smith przedstawia nam najwyraźniejszy jak dotąd obraz przemiany wręcz „wzorcowego” arystokraty ze znamienitego rodu, człowieka, który nigdy nie musiał zaprzątać sobie głowy pracą zarobkową, w prezydenta zwykłych ludzi. W efekcie powstało wspaniałe dzieło zapewniające świeże spojrzenie i wyciągające istotne wnioski odnośnie mężczyzny, którego losy są powszechnie znane, ale nie zawsze rozumiane. FDR, książka napisana zarówno dla szerokiego grona odbiorców, jak i naukowców, to w każdym elemencie porywająca biografia.PRZEDMOWA

Historię Ameryki zdominowało trzech prezydentów: George Washington, który założył państwo; Abraham Lincoln, który obronił jego istnienie i Franklin Delano Roosevelt, który ocalił je przed gospodarczym upadkiem, a następnie poprowadził do triumfu w największej wojnie w dziejach. Wybrany na bezprecedensowe cztery kadencje, Roosevelt okazał się najbardziej utalentowanym amerykańskim mężem stanu w XX wieku. Kiedy obejmował urząd w 1933 r., jedna trzecia narodu nie miała pracy. Rolnictwo było pogrążone w nędzy. Fabryki nie pracowały, przedsiębiorstwa zamykały swe podwoje, a system bankowy chwiał się na skraju przepaści. Tuż pod powierzchnią panowała przemoc. Administracja Hoovera posłużyła się czołgami i gazem łzawiącym, żeby pozbyć się z Waszyngtonu umęczonych resztek weteranów I wojny światowej (tzw. „Bonus Marchers”), ale poza tym krokiem wydawała się niezdolna do jakiejkolwiek reakcji na kryzys.

Roosevelt wykorzystał szansę. Zelektryzował naród przemówieniem inauguracyjnym („Jedyne czego powinniśmy się bać, to sam strach”), które stoi w jednym szeregu z drugim przemówieniem inauguracyjnym Lincolna, ogłosił przerwę w działaniu krajowych banków, która miała przywrócić zaufanie do tych instytucji, i wywołał prawdziwą ulewę inicjatyw prawodawczych, która miała postawić państwo z powrotem na nogi. Pod energicznym przywództwem FDR rząd stał się aktywnym uczestnikiem życia gospodarczego kraju. Co jednak ważniejsze, przywrócił USA pewność siebie. Roosevelt zrewolucjonizował sztukę prowadzenia kampanii wyborczych, tchnął nowe życie w Partię Demokratyczną i wykreował nową narodową większość, która objęła uprzednio zepchniętych na ubocze. Dzięki jego pogadankom przy kominku urząd prezydenta zagościł w każdym salonie Ameryki. A co być może jeszcze bardziej nadzwyczajne, uczynił to wszystko sparaliżowany od pasa w dół. Przez ostatnie dwadzieścia trzy lata życia Franklin Roosevelt nie potrafił samodzielnie stać.

Literatura na temat epoki Roosevelta jest niezwykle bogata. Praktycznie rzecz biorąc, wszyscy ważniejsi uczestnicy tych wydarzeń pozostawili po sobie wspomnienia, naukowcy zapełnili biblioteczne regały opracowaniami, a najpłodniejsi pisarze Ameryki brali na warsztat New Deal, II wojnę światową oraz wielkie postacie, które dominowały w amerykańskim życiu politycznym lat 30. i 40. Biografii Franklina Roosevelta jest niewiele mniej niż Washingtona czy Lincolna i o prezydencie powiedziano już niemal wszystko. Prace te są łatwo dostępne dla studentów historii, jednakże rzadko sięga po nie szerokie grono odbiorców. W ostatnich latach popularne spojrzenie na te czasy było kształtowane przez biografie mniej znaczących figur – Trumana, MacArthura, Eisenhowera, licznych Kennedych. Grzebanie w życiorysie Eleanor Roosevelt stało się czymś w rodzaju pracy chałupniczej. W rezultacie sam Roosevelt nabrał cech postaci mitycznej, niewyraźnie majaczącej w mgle przeszłości.

Biograf staje przed wyzwaniem objaśnienia w jaki sposób ten „arystokrata” znad rzeki Hudson, syn warstwy uprzywilejowanej, który nigdy nie musiał przejmować się pensją, stał się ulubieńcem prostych ludzi. Odpowiedzi najczęściej dają do zrozumienia, że Roosevelta zmieniło nieszczęście polio. Pokonując przeciwności dokładnie przyjrzał się naturze cierpienia i odnalazł nowe źródła własnej siły. To niewątpliwie prawda, ale odpowiedź musi być bardziej dalekosiężna. Walka z polio zaprowadziła FDR do Warm Springs w Georgii. Przebywając tam rok po roku, był wystawiony na brutalne realia wiejskiej biedy. Wszędzie dookoła widział ciężko pracujących ludzi, którzy „mieszkali w złych warunkach, byli źle odziani i źle odżywieni”. Jego patrycjuszowskie instynkty zbuntowały się i zaczął formułować pomysły ekonomiczne, które zrodziły owoc w postaci New Deal. Gdy uderzył wielki kryzys, FDR był gubernatorem stanu New York i jako jedyny szef stanowej władzy wykonawczej w kraju podjął rozwinięte na dużą skalę wysiłki oferowania pomocy. „Nowoczesne społeczeństwo, działające poprzez swoje władze”, powiedział, „jest winne niezłomnego zobowiązania zapobiegania głodowi oraz straszliwym innym niedostatkom mężczyzn i kobiet, którzy próbują się utrzymać, ale nie są w stanie”.

Roosevelt miał zbyt duży talent, żeby dać się skrępować okolicznościom swych narodzin. Jego poświęcenie karierze oraz przekonanie, że jest mężem opatrznościowym zdecydowanie przeważały nad lojalnością plemienną. Konserwatysta społeczny z instynktu i wychowania, zrobił więcej dla stosunków pomiędzy prostym obywatelem a rządem niż jakikolwiek inny Amerykanin. Ponadto ukształtował nasze pojęcie nowoczesnej prezydentury. W tym sensie był całkiem naturalny. Nie był szczególnie utalentowany w żadnej dziedzinie poza polityką. Ale w polityce nie miał sobie równych.

Roosevelt znał Partię Demokratyczną lepiej niż ktokolwiek inny. Powiadano, że mógł narysować na mapie dowolną linię łączącą Wschodnie Wybrzeże z Zachodnim i wymienić wszystkie przecinane przez nią hrabstwa. W większości hrabstw znał przywódcę Demokratów, a także jednego czy dwóch urzędników. I trzymał ścisłą kuratelę nad mianowaniami partyjnymi. Gdy przydzielał komuś urząd, to była to nie tylko nagroda, ale również sposób dokooptowania. Na swojego pierwszego sekretarza wojny wybrał izolacjonistę z Utah, George’a Derna. Na sekretarza stanu senatora-konserwatystę z Tennessee Cordella Hulla – był on ostatnią deską ratunku chroniącą administrację przed atakami ze strony „prostackich” prawodawców. Jego wiceprezydent, nie wylewający za kołnierz John Nance Garner z Teksasu, były spiker Izby Reprezentantów, umocnił poparcie południa. Chcąc znaleźć pieniądze na Spółkę Odbudowy Finansów, FDR postawił na konserwatywnego bankiera z Teksasu Jessego Jonesa. Gdy powstała Komisja Papierów Wartościowych i Giełd, postawił na jej czele Josepha Kennedy’ego. „Trzeba złodzieja, żeby złapać złodzieja”, zaśmiewał się wówczas Washington Post.

Styl władzy FDR był legendarną mieszanką bezpośredniej delegacji, schematycznej odpowiedzialności, makiawelicznej przebiegłości i chytrych podstępów. James MacGregor Burn nazwał go lwem i lisem. Frances Perkins, wieloletnia sekretarz pracy FDR, powiedziała, że był „najbardziej skomplikowaną istotą ludzką, jaką znałam”. Najważniejsze decyzje pozostawiał we własnych rękach, nie zdradzał jakie dzierży karty i cieszył się konsternacją przeciwników, gdy jego machinacje w końcu wychodziły na jaw. „Jestem żonglerem”, powiedział sekretarzowi skarbu Henry’emu Morgenthauowi Jr., „nigdy nie dopuszczam, aby prawa ręka wiedziała, co czyni lewa”. Czasami przesadzał. Jego błędny projekt „upakowania sądu” z 1937 r. przyniósł bardzo niekorzystne skutki, podobnie jak nieprzemyślana interwencja w demokratyczne prawybory rok później. Popełniał błędy. Niektóre katastrofalne, jak decyzja z 1937 r. o obcięciu wydatków federalnych, która doprowadziła do „recesji Roosevelta” z lat 1938-1939.

Roosevelt oczekiwał, że członkowie gabinetu będą sami prowadzili własne przedstawienia, ale nie wahał się wkraczać na scenę, gdy jakaś sprawa szczególnie go interesowała. W dużej mierze kierował dyplomacją państwa poprzez podsekretarza stanu Sumnera Wellesa, również absolwenta Groton, nierzadko ignorując sekretarza Hulla. Marynarką wojenną zarządzał rękami szefa operacji morskich, admirała Williama D. Leahy’ego, który był dowódcą jachtu FDR, gdy ten sprawował funkcję asystenta sekretarza marynarki. Gdy w 1934 r. postanowił zastąpić Douglasa MacArthura na stanowisku szefa sztabu armii, wysłał generała na objazd inspekcyjny na Hawaje, a kiedy ten był w trasie, ogłosił wybór jego następcy.

Roosevelt ogromnie cieszył się swoją prezydenturą. Jego prężna energia oraz niezłomny optymizm udzielały się wszystkim, których spotykał. Po pozbawionym blasku Warrenie G. Hardingu, zimnym Coolidge’u i napuszonym Herbercie Hooverze, wydawał się powiewem świeżego powietrza w Białym Domu. Jego wiara we własne siły była dokładnie tym, czego potrzebował wówczas kraj. Żaden prezydent, z wyjątkiem może Ronalda Reagana (który czterokrotnie głosował na Roosevelta), nie przejawiał tak pogodnej pewności, że cokolwiek się stanie, wszystko się dobrze ułoży. „Wskaż metodę i ją wypróbuj”, rzekł kiedyś. „Jeżeli zawiedzie, przyznaj to i spróbuj następnej. Ale przede wszystkim, próbuj”. Zabezpieczenia społeczne, zasiłki dla bezrobotnych, regulacje giełdowe, federalne gwarancje depozytów bankowych, ustawy dotyczące wysokości pensji i czasu pracy, prawo pracowników do negocjacji zbiorowych, subsydiowanie cen płodów rolnych, elektryfikacja wsi – wszystko to dziś wydaje się nam oczywiste – ale nie istniało przed FDR.

Roosevelt był lepiej przygotowany do pełnienia funkcji naczelnego wodza niż wszyscy jego poprzednicy z wyjątkiem Washingtona i Granta. Przez osiem lat rządów Woodrowa Wilsona był człowiekiem numer dwa w Departamencie Marynarki Wojennej. Rozumiał jak funkcjonują poszczególne rodzaje sił zbrojnych i nie wahał się egzekwować swej prezydenckiej władzy. Gdy w 1939 r. nad światem zebrały się ciemne chmury wojny, pominął starsze kierownictwo Armii i mianował na szefa sztabu George’a C. Marshalla. Kiedy w 1940 r. napięcie wzrosło, sięgnął do Partii Republikańskiej i wybrał budzącego postrach Henry’ego L. Stimsona na sekretarza wojny, a Franka Knoxa z Chicago Daily News, w 1936 r. współkandydata Alfa Landona, na sekretarza marynarki. Gdy nadeszła wojna zwrócił się do zaprawionego w boju admirała Ernesta J. Kinga, aby stanął na czele floty, i wezwał ponownie do służby admirała Williama Leahy’ego, na stanowisko osobistego szefa sztabu. Jeżeli chodzi o zarządzanie zamówieniami wojskowymi, naturalnym wyborem zdawali się przedstawiciele wojsk inżynieryjnych Armii, którzy blisko współpracowali z Harrym Hopkinsem i Administracją Postępu Pracy: Brehon Somervell i Lucius Clay.

Roosevelt delikatnie popychał kraj ku wojnie. Naciskał na przeforsowanie Lend-Lease Act (ang. umowa pożyczki-dzierżawy), aby zapewnić pomoc poturbowanej Wielkiej Brytanii, przywrócenie poboru (jego przedłużenie zostało przegłosowane jednym głosem w Izbie Reprezentantów) i, prawdopodobnie naruszając Konstytucję (a bez wątpienia wbrew ustawie), wymienienie z Londynem pięćdziesięciu niszczycieli na prawa bazowania w zachodniej hemisferze. Za to na pewno nie dopuścił „po cichu” do japońskiego uderzenia na Pearl Harbor.

W 1941 r. Roosevelt nie poświęcił wystarczająco dużej uwagi pogarszającej się sytuacji na Pacyfiku; dał swoim podwładnym-jastrzębiom zbyt wiele swobody i zniweczył szansę spotkania na szczycie z premierem Japonii. Administracja zdawała sobie sprawę, że Japonia może zaatakować w grudniu 1941 r., ale nie spodziewała się, że cios spadnie na Pearl Harbor, bazę, która według sił zbrojnych była nie do ruszenia.

FDR można krytykować za wiele kwestii. Ignorował segregację rasową, nie palił się do udzielenia pomocy ofiarom faszyzmu, podchodził dość swobodnie do ochrony praw obywatelskich podczas wojny. Niemniej nie ma absolutnie żadnych dowodów, że był w jakikolwiek sposób uwikłany w wydarzenia z 7 grudnia 1941 roku.

Wojenne przywództwo Roosevelta przypominało Lincolna. Jak w 1933 r., gdy przywrócił narodowi pewność siebie. Kiedy FDR trzymał ręce na sterach, Stany Zjednoczone stały się „arsenałem demokracji”. Wielka Brytania została ocalona przed klęską, Związek Radziecki otrzymał potrzebne mu materiały wojenne, a w 1943 r. amerykańskie siły zbrojne przeszły do ofensywy. Wojenna dyplomacja prezydenta utorowała drogę do pokonania Osi i ustanowienia ładu światowego opartego na rządach prawa. Jego stosunki z Winstonem Churchillem i Józefem Stalinem sugerują, że uprawiał sztukę rządzenia w najlepszym wydaniu. Z drugiej strony Charlesa de Gaulle’a traktował w sposób irytujący, co nadal negatywnie wpływa na stosunki amerykańsko-francuskie. Należy również uczciwie stwierdzić, że FDR nie pojmował w całej rozciągłości jakie trudności sprawi powstrzymywanie komunizmu w powojennej Europie, a także zakresu zmian zachodzących w Chinach. Gdy rozpoczynała się II wojna światowa, USA były trzeciorzędnym mocarstwem wojskowym, gdy dobiegła końca, były już najpotężniejszym państwem w dziejach.

Osobiste życie Roosevelta zostało przysłonięte jego wielkimi osiągnięciami. Wieczorna „dziecięca godzina”, kiedy to prezydent mieszał martini dla swoich gości, partie pokera z druhami z gabinetu, cotygodniowe pobyty na prezydenckim jachcie, Potomacu, a także prywatne relacje z rodziną i przyjaciółmi, wymagają szerszego opisu. Roosevelt w pełni cieszył się życiem, a jego rozbuchany optymizm nigdy nie tracił na sile.

Nie można zapomnieć o czterech kobietach, które odegrały kluczową rolę w życiu FDR: o jego matce, Sarze; o kobiecie, którą kochał, Lucy Mercer; o kobiecie, która kochała jego, Missy LeHand; oraz o jego żonie, Eleanor. Gdy ta w 1918 r. odkryła jego romans z Lucy ich stosunek stał się bardziej zawodowy niż osobisty – zgodnie ze słowami ich syna Jamesa, zapanował między nimi zbrojny rozejm. Nie rozeszli się z wielu powodów, a Eleanor sama wyrosła na narodową osobistość. Niemniej jej wpływ na życie prezydenta był marginalny. Obracała się w innych kręgach niż FDR, każde miało odrębne otoczenie, a ich ścieżki przecinały się jedynie na szczeblu formalnym. Piszę to jako niespeszony wielbiciel pani Roosevelt. Została zasłużenie „wyniesiona na ołtarze” za to, co sobą reprezentowała, ale umyka nam fakt, że w latach 30. i 40. była dla prezydenta politycznym ciężarem. FDR, nie potrzebował pomocy wśród wyborców liberalnych i mniejszości, a właśnie w tych kręgach Eleanor cieszyła się największym poważaniem; potrzebował głosów białego Południa, Środkowego-Zachodu, Wielkich Równin, gdzie wielu odsądzało ją od czci i wiary. Eleanor Roosevelt to prawdziwie wielka Amerykanka również dlatego, że pewnie chwytała odpowiedzialność za własne życie i nie dawała sobą sterować. Natomiast rozkwitła dopiero po śmierci prezydenta.

Najważniejszą postacią w życiu Roosevelta była jego matka Sara. Jako jedynak Franklin dorastał w cieple i bezpieczeństwie niczym nie rozpraszanego, matczynego oddania. Sara go uformowała, wspierała i przekazała mu niewzruszoną pewność siebie, która cechował jego prezydenturę. Siedmiu z jej przodków dopłynęło do Ameryki na pokładzie Mayflower. W przeciwieństwie do statecznych Rooseveltów znad rzeki Hudson, Delano byli zuchwałymi kapitanami morskimi, światowymi kupcami i ryzykantami. Jej ojciec, Warren Delano, w latach 40. XIX wieku zbił fortunę w Chinach eksportując herbatę, a następnie znacznie większą w latach 60., gdy handlował opium. Sara przez dwa lata mieszkała w Chinach, odebrała wykształcenie we Francji i Niemczech, a gdy była młoda, o jej względy wytrwale zabiegali najbardziej pożądani nowojorscy kawalerowie, a wśród nich niepowstrzymany Stanford White. Jak zauważył jeden z jej przyjaciół, „miała dar wypowiadania właściwych słów we właściwym czasie, i mogła to robić w kilku językach”. Sara sławiła dziedzictwo swej rodziny i ukształtowała FDR w tej tradycji. „Mój syn Franklin to Delano”, mawiała często. „Zupełnie nie jest Rooseveltem”.

Sara trzymała ręce na rodzinnej szkatule. Hojnie pomagała Franklinowi, obdarowała jego i Eleanor elegancką miejską posiadłością w Nowym Jorku, (którą obsadziła służbą i umeblowała) przerobiła i powiększyła rezydencję w Hyde Park, ażeby ta pasowała do politycznych ambicji syna, a gdy w 1918 r. Franklin myślał o porzuceniu Eleanor dla Lucy, dokonała rozstrzygającej interwencji na rzecz zachowania małżeństwa. Dzięki bogactwie Sary Franklin nie musiał zarabiać na życie i mógł pozwolić sobie na luksus rozwijania kariery politycznej pozbawionej finansowych trosk. „Wydawało się, że nic nigdy nie zakłóca tej głębokiej, fundamentalnej miłości, jaką do siebie mieli”, powiedziała kiedyś Eleanor¹.

Podobnie jak Sarze, dostatecznej uwagi nie poświęcono także Lucy Mercer. „Zakochał się w niej każdy mężczyzna, który kiedykolwiek ją poznał”, napisał Jonathan Daniels, pilny obserwator waszyngtońskiej sceny towarzyskiej. Lucy była wszystkim, czym nie była Eleanor. Piękna, ciepła, czuła, okazywała Franklinowi zainteresowanie, którego pragnął. Jej głos przypominał „czarny jedwab”, a dzięki nieskazitelnym manierom była najmilszą słuchaczką. Matka Lucy została swego czasu nazwana przez Washington Mirror „zdecydowanie najpiękniejszą kobietą waszyngtońskiej socjety”, a jej ojciec, założyciel Chevy Chase Country Club, wywodził się od Cahrlesa Carrolla z Carrollton, jednego z sygnatariuszy Deklaracji Niepodległości. Jej rodzina popadła w tarapaty, a gdy w 1914 r. spotkała Franklina, Lucy pracowała w sekretariacie społecznym Eleanor. Relacja FDR i Lucy kwitła powoli. Latem 1917 r., gdy Eleanor przebywała na Campobello, zagościli na liście waszyngtońskich plotek. Alice Roosevelt Longworth, córka Theodore’a Roosevelta (i zarazem kuzynka Eleanor) o bardzo ciętym języku, sprzyjała romansowi i czasami zapraszała parę na kolację. Powiadano, że mówiła „Franklin zasługuje na rozrywkę (…). Ożenił się z Eleanor”.

Romans zakończył się w roku 1918, lecz Lucy i Franklin pozostali sobie bliscy do końca życia prezydenta. Ukradkiem uczestniczyła we wszystkich jego zaprzysiężeniach, siedząc w zamkniętej limuzynie podstawionej przez Secret Service, w latach 40. często spotykała się z FDR i była przy nim, gdy zmarł w Warm Springs.

Missy (Marguerite) LeHand, nierzucająca się w oczy, lecz kompetentna, atrakcyjna młoda kobieta w wieku 23 lat dołączyła do zespołu FDR podczas jego kampanii wiceprezydenckiej w 1920 r. i pozostała u jego boku do czasu, gdy w czerwcu 1941 r. doznała wyniszczającego wylewu. Nie była jedyną osobistą sekretarką Roosevelta („F.D.” jak ona, i tylko ona, zwracała się do niego), ale była jego wierną towarzyszką i pomocnicą – zastępczynią zarówno Eleanor, jak i Lucy. Gdy w latach 20. Roosevelt całym miesiącami żeglował u brzegów Florydy dla odzyskania zdrowia, towarzyszyła mu właśnie Missy. To ona, a nie Eleanor, udała się z nim do Warm Springs; to ona stała na czele jego biura; to ona pełniła rolę gospodyni, gdy FDR przyjmował gości. Ani Eleanor, ani Sara nie sprzeciwiały się temu układowi, a przyjaciele Roosevelta mieli go za coś naturalnego. Missy była po uszy zakochana w FDR, a prezydent, jeżeli nawet nie odwzajemniał tego uczucia, to bez dwóch zdań przedkładał jej towarzystwo nad obecność innych. Zmarła nie wiedząc, że prezydent, w podzięce za poświęcenie, uczynił ją spadkobierczynią połowy swego majątku².

W sześćdziesiąt lat po jego śmierci, najwyższy czas ponownie spojrzeć na Roosevelta. Wielki kryzys, New Deal, II wojna światowa powoli zacierają się w pamięci. Ledwie pamięta się w jak wielkim niebezpieczeństwie były wówczas Stany Zjednoczone. Narodowe poświęcenie zostało zapomniane. Tym bardziej należy przypomnieć pogodnego mężczyznę, który nie mógł chodzić, który nie potrafił samodzielnie stać, lecz który pozostawał niezachwianie pewny siebie, gdy prowadził kraj w dostatnią, pokojową przyszłość.

Jean Edward Smith

Huntington, Wirginia Zachodnia
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: