Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Podwójne życie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
28 lutego 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Podwójne życie - ebook

Wstrząsająca książka Antje Vollmer wiąże najróżnorodniejsze świadectwa w pełną napięcia historię wschodniopruskiej rodziny, która sprostała najtrudniejszym wyzwaniom swoich czasów. Autorka stworzyła dla obojga Lehndorffów imponujące epitafium. „Die ZEIT”

Antje Vollmer w podwójnej biografii przypomina historie rodzinne dwojga młodych arystokratów z odległych dziś Prus Wschodnich, którzy poświęcili życie własne oraz swych córek i krewnych dla ratowania ludzkiej godności.

Garstka Niemców zaryzykowała wstąpienie do antyhitlerowskiego ruchu oporu, by po wielu próbach 20 lipca 1944 r. ostatecznie ponieść klęskę. Podłożona bomba w sali narad w Wilczym Szańcu nie zabiła Adolfa Hitlera. Zamachowcy nie cieszyli się we własnym kraju szczególnym zainteresowaniem. Do grona niemal zapomnianych członków wojskowej frondy należał także Heinrich hrabia Lehndorff. To on już na przełomie 1939 i 1940 roku dołączył do kręgu skupionego wokół Henninga von Tresckowa i Clausa Schenka hrabiego von Stauffenberga. Jednak 4 września 1944 roku, mając zaledwie trzydzieści pięć lat, po dwóch dramatycznych próbach ucieczki hrabia Lehndorff został stracony w Berlinie- Plötzensee.

W Podwójnym życiu Antje Vollmer odkryła niemal nieznany rozdział historii antyhitlerowskiego spisku. Ukazała także prywatne i polityczne aspekty klęski, wykorzystując niepublikowane wspomnienia pióra Gottliebe von Lehndorff, odpisy utrwalonych na taśmie rozmów, listy jej oraz jej męża Heinricha von Lehndorffa – w tym także jego wstrząsający, list pożegnalny – wreszcie nieznany materiał fotograficzny. Osadzeni w historycznych wydarzeniach rozgrywających się w Niemczech i Europie, obserwujemy dramatyczne dni i godziny poprzedzające zamach z 20 lipca 1944 roku.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8110-400-5
Rozmiar pliku: 1 000 B

FRAGMENT KSIĄŻKI

OSTATNIE LISTY

Dla Heinricha i Gottliebe von Lehndorff

Dobra pustoszeją. Wielki lekarz, czas,

w niepamięć zasypuje ból. Sam powiedz,

wciąż nieustannie dławiony przez prawo

liczby ogromnej, czy ufasz całości?

W pozach szlachetnych dnia zwycięzcy

ochoczo porządkują własne sprawy,

w nagłówkach ksiąg wpisując się historii.

I tylko trawa milcząca wie więcej.

Tęsknotą tchnie karcer. Nieudane

ucieczki. I zawiedziona

wierność. Daremny ratunek. Cóż znaczy

poświęcić własne życie? Za co? I dlaczego?

Dysputy wiódł Immanuel Kant w Królewcu

o władzy naszej sądzenia. Dwudzieste, jakże krwawe

stulecie, pełne bożków, pieniędzy i przykazań,

zasuszyło ją dla herbarium naszej moralności.

Prawda, socjologicznie tak bardzo

bezużyteczna, to ból

łagodnej świadomości klęski.

Ostatnie listy to przeczuły

niczym jaskółki ostatnie nadejście jesieni.

Aż w końcu świat się rozpromienia

jak to, co możliwe, po tym, co nim nie jest.

Jestem nieszczęśliwy, bowiem serce moje

chciałoby Ci tyle jeszcze opowiedzieć,

lecz papier i czas się zgodnie kończą,

więc musisz to sobie pomyśleć.

Hans Eckhardt WenzelWstęp

HISTORIA I ZAINTERESOWANIE

Historia nie istnieje w oderwaniu od naszego zainteresowania. Jakiego jednak wyboru dokonuje ono w odniesieniu do teraźniejszości? Czy z góry wiemy, co znajdziemy? Czy znajdujemy jedynie to, czego szukamy?

Zagadnienie niemieckiego ruchu oporu przeciwko Adolfowi Hitlerowi i nazistowskiemu reżimowi nigdy nie budziło równie ogromnego zainteresowania, jakim obdarzano osobę dyktatora. Nawet zjednoczenie obu powojennych państw niemieckich nie zmieniło tego stanu rzeczy. W świadomości większości Niemców znajomość tego okresu historii nigdy nie stała się immanentnym elementem ich własnej tożsamości.

Nikt wszakże nie czuje z tego powodu niedosytu. Gdy rozmowa zainteresowanych historią współczesnych zahaczy o ten temat, zazwyczaj nie trzeba długo czekać, aż jeden z rozmówców, wsparłszy ramiona o blat stołu, stwierdzi z całą stanowczością: „No więc, na temat uczestników wydarzeń z 20 lipca 1944 roku mam ja własne zdanie!”. Po czym przytoczy uzasadnienie, pojawiające się na tyle regularnie, i to w niemal identycznej formie, że musi tu chodzić albo o wypróbowaną, historycznie utrwaloną ogólną wiedzę wszystkich Niemców, albo też raczej o amalgamat opinii i uprzedzeń przyswojonych sobie bez głębszej refleksji. Osąd ten brzmi mniej więcej następująco: Konspiratorzy w większości byli wcześniej zagorzałymi nazistami. Swój spisek uknuli o wiele za późno i nie dość odważnie. Duża liczba arystokratów w tej grupie świadczy o tym, że szczególnie obszarnikom ze Wschodu chodziło głównie o zachowanie własnych przywilejów. Co się zaś tyczy wywodzących się z kręgu arystokracji wojskowych, stwierdzić należy, iż przystąpili do ruchu oporu dopiero wtedy, gdy stało się jasne, że wojna zakończy się klęską. Nie protestowali, kiedy już w roku 1933 dochodziło do masowych prześladowań komunistów i socjaldemokratów. Los Żydów, lecz także Polaków, Ukraińców i Białorusinów większości z nich w ogóle nie obchodził. Nie znaleźli w sobie dość odwagi i determinacji, by przy którejś z nadarzających się sposobności Hitlera po prostu zastrzelić albo poświęcić własne życie w samobójczym zamachu. Słowem, niewielka to strata, że wraz z nowym początkiem i narodzinami niemieckiej demokracji przestali odgrywać w niej jakąkolwiek rolę, ich epoka przeminęła. Jeśli spośród rozmaitych grup oporu ktoś zasługuje na szczególny szacunek, są to cywile z Białej Róży albo z Kręgu z Krzyżowej skupionego wokół Helmutha Jamesa von Moltkego i Petera Yorcka von Wartenburga – snuli oni europejską wizję Niemiec, które po całkowitej i zasłużonej klęsce musiały zostać zbudowane na nowo, przybierając kształt cywilnego państwa prawa.

Tak właśnie, choć w formie uproszczonej i przejaskrawionej, jawi się najbardziej rozpowszechniona opinia na temat wydarzeń z 20 lipca, której nie zmieniły nawet regularnie obchodzone uroczyści rocznicowe.

Nie zawsze tak było. W ciągu pierwszych dziesięciu lat istnienia młodej Republiki Federalnej temat antyhitlerowskiego ruchu oporu nie istniał w powszechnej świadomości, nie budził też większego zainteresowania. Około stu pięćdziesięciu uczestników spisku zostało straconych, rozstrzelanych bez sądu lub popełniło samobójstwo, ich pogrążone w traumie rodziny musiały się zająć odbudową swej egzystencji. Większość Niemców, którzy niegdyś poparli narodowych socjalistów, a potem, chcąc nie chcąc – zbyt wielu nie bez entuzjazmu – z nimi współpracowali, zajmowały kwestie przetrwania. Powracających z frontu żołnierzy dręczyły wojenne przeżycia, ludność cywilna zmagała się ze skutkami bombardowań oraz napływu uchodźców. Nowe (a nierzadko też i dawne) elity polityczne usiłowały zorganizować na nowo niepozbawione napięć współistnienie biernych uczestników nazistowskiego reżimu oraz poszkodowanych, sprawców i ich ofiar. W tej sytuacji niewielką grupę tych, którzy poświęcili swe życie dla sprawy obalenia dyktatora, uznawano za „zdrajców” albo zgoła niepożądanych, budzących wyrzuty sumienia awanturników, którym ostatecznie nikt nie potrafił oddać sprawiedliwości. Minęło wiele lat, zanim mogła się odbyć pierwsza uroczystość upamiętniająca ofiary 20 lipca. Rodziny straconych konspiratorów żyły pogrążone w traumie, zdane przez cały ten czas wyłącznie na własne siły.

Druga faza naznaczona jest przez rodzące się z wolna zainteresowanie ową garstką Niemców, którzy odważyli się stawić opór Hitlerowi. Polityk CDU Eugen Gerstenmaier, który dzień 20 lipca sam spędził w Bendlerblocku, uzyskał w końcu zgodę Adenauera na „Hilfswerk 20. Juli” oraz doroczne obchody rocznicowe. Przede wszystkim zaś wydawczyni „Die Zeit”, Marion Dönhoff, dzięki swemu pierwszemu memorandum oraz corocznym artykułom publikowanym z okazji 20 lipca, nie pozwoliła, by o uczestnikach spisku zapomniano. Joachim Fest, wydawca „FAZ”, przez całe życie zmagał się z pytaniem, jakaż to diaboliczna magia, jaka mroczna charyzma Adolfa Hitlera sprawiła, że cała polityczna i intelektualna elita Niemiec nie zdołała zapobiec jego dojściu do władzy ani doprowadzić na czas do jego upadku.

Opublikowano pierwsze obszerne biografie. W kręgach protestanckich lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych wielkim poważaniem cieszył się Dietrich Bonhoeffer – także dzięki publikacjom jego przyjaciela Eberharda Bethge. Losy członków Białej Róży oraz dziennik Anne Frank wywołały w kraju i za granicą ogromny wstrząs. Dzięki procesom oprawców z Auschwitz z początku lat sześćdziesiątych każdy Niemiec mógł wreszcie poznać przerażające zbrodnie Holocaustu. Mimo to nawet wówczas, przynajmniej w Niemczech Zachodnich, wczesny opór komunistów i socjaldemokratów przeciwko rodzącemu się nazistowskiemu reżimowi pozostawał tematem pobocznym, budzącym w okresie zimnowojennym zainteresowanie jedynie części opinii publicznej i wykorzystywanym czasem w sposób instrumentalny w rozgrywkach między Wschodem i Zachodem.

Zasadnicza zmiana nastąpiła z końcem lat sześćdziesiątych wraz z narodzinami ruchu studenckiego. Ciekawość budziło teraz wszystko: uwikłanie pokolenia rodziców oraz ich aktywne poparcie dla nazistowskiego reżimu, brak rozliczenia zbrodni sądowych, dalsza kariera niektórych prominentów reżimu w administracji młodej niemieckiej demokracji, wcielenie byłych generałów Wehrmachtu do nowo utworzonej Bundeswehry. Towarzyszyły temu świdrująca nieufność wobec dotychczasowych osądów oraz historycznych przedstawień, nieposkromiony głód wiedzy na temat tego, co się naprawdę wydarzyło. Debaty toczono w duchu oskarżycielskim, oscylującym pomiędzy egoistycznym uporem, konsternacją i brakiem akceptacji. W tym czasie szczególne zainteresowanie budził wczesny opór komunistów i socjaldemokratów, brak wiedzy na ten temat okazał się dotkliwy przede wszystkim na Zachodzie. Czerwona Orkiestra, Szarotkowi Piraci z Kolonii, żydowsko-komunistyczna grupa oporu „Herbert Baum”, a także wczesne anarchistyczne ruchy młodzieżowe czy próba zamachu dokonana w roku 1939 w Monachium przez stolarza Georga Elsera stały się ważnym świadectwem oporu, z którego istnienia do tamtej pory nie zdawano sobie sprawy.

Zainteresowanie działaniami konserwatywnych w większości spiskowców z 20 lipca musiało w owym czasie osłabnąć, tym bardziej że ich liberalni, konserwatywni i mieszczańscy portreciści nie skłaniali się do tego, by ich losy stały się przedmiotem debaty raczej lewicowo-liberalnej epoki. Tym sposobem, począwszy od lat siedemdziesiątych, kształtowało się przekonanie, jakoby wydarzenia z 20 lipca zostały zbyt późno przygotowane przez arystokratów, wojskowych i konserwatystów, działających głównie we własnym interesie. Ogólnie rzecz ujmując, można mówić o szczęściu, że działania członków tej grupy nie zakończyły się sukcesem. Nie byli oni bowiem „prawdziwymi demokratami”, ich status społeczny oraz pochodzenie uznawano za przejaw reakcjonizmu, klasowości i nacjonalizmu. A tacy ludzie nie mogli stać się wzorem dla pokolenia młodych buntowników.

Wszystkie te kwestie zajmowały moją uwagę, gdy zainteresowałam się postacią Heinricha hrabiego Lehndorffa, członka grupy skupionej wokół Henninga von Tresckowa, która wielokrotnie usiłowała uwolnić Niemcy i świat od Adolfa Hitlera. Nie wybiegając zbytnio naprzód, zaznaczmy, że Heinrich hrabia Lehndorff spełniał wiele spośród wymienionych wyżej kryteriów osądów i uprzedzeń. Należał do bardzo starej arystokratycznej rodziny, posiadał ogromny majątek ziemski, był co prawda jedynie porucznikiem, lecz jako adiutant służył jednemu z feldmarszałków Hitlera. Wychowany w duchu konserwatywnym, nie zaliczał się do intelektualistów. Mało tego: pochodził z najodleglejszej z odległych prowincji – z Prus Wschodnich.SZEŚĆ SZKICÓW DO PORTRETU

Poszukiwanie śladów bojownika ruchu oporu Heinricha hrabiego Lehndorffa to długa i trudna wędrówka. Nie bez powodu. Zarówno przed, jak i po wydarzeniach z 20 lipca 1944 roku brakowało czasu na zabezpieczenie dokumentów czy pozostawienie znaków. Należało zatrzeć ślady i ukryć kontakty ze współspiskowcami. W chwili rozpoczęcia operacji Walkiria Heinrich von Lehndorff figurował na pierwszym miejscu listy oficerów łącznikowych przewidzianych do przeprowadzenia zamachu stanu, był odpowiedzialny za Okręg I Królewiec. To dlatego już 21 lipca wysłano za nim pościg. Jedenaście dni wcześniej umieścił on trójkę swych dzieci w wyruszającym na Zachód pociągu, chcąc zapewnić im bezpieczne schronienie pod opieką swych teściów w Graditz, opodal Torgawy (Torgau) nad Łabą. Będącą w dziewiątym miesiącu ciąży żonę Gottliebe, z domu hrabinę Kalnein, przepędził 23 lipca z jej własnego pałacu miotany wściekłością i zatroskany o swoją reputację i wiarygodność minister spraw zagranicznych Ribbentrop. Dopiero wówczas przejrzał on podwójną grę prowadzoną przez darzonych podziwem gospodarzy, których pałac Sztynort, oddalony o sześć kilometrów od kwatery Naczelnego Dowództwa Wojsk Lądowych w Mamerkach (Mauerwald)¹, a czternaście od Wilczego Szańca (Wolfschanze), wybrał na „odpowiedni dla swej pozycji domicyl”.

Gdy się gościło pod swym dachem ministra spraw zagranicznych, zbyt niebezpiecznie było przechowywać fotografie, dokumenty historyczne czy wręcz dzienniki i listy, nie sposób też było ukryć je na czas w bezpiecznym miejscu. Z początkiem sierpnia 1944 roku, po drugiej udanej ucieczce Heinricha von Lehndorffa, cała jego rodzina: żona, córki, rodzice, siostra, poniosła za to w ramach Sippenhaftu odpowiedzialność zbiorową. Jako prastary ród z Prus Wschodnich Lehndorffowie nie posiadali żadnych majątków na Zachodzie, gdzie mogliby przechować listy czy akta. Z powodu wojny, Sippenhaftu i ucieczki hrabiego wciąż musieli zmieniać miejsce pobytu – córki wspominają ich około szesnastu. Stare archiwum rodzinne, pieczołowicie przechowywane od czasów poprzednich właścicieli, kończy się na roku 1931. Większa jego część znajduje się dziś w Saksońskim Archiwum Państwowym w Lipsku, drobniejsze fragmenty także w archiwum w dzisiejszym Olsztynie. Można przypuszczać, iż młody właściciel pałacu w stosownym czasie umieścił archiwalia w bezpiecznym miejscu, zniszczył natomiast wszystkie aktualne dokumenty z lat konspiracji. To dlatego oryginały z lat trzydziestych i czterdziestych należą do rzadkości. Przy intensywnych poszukiwaniach można jednak odnaleźć pojedyncze fragmenty, wspomnienia, fotografie, opisy przyjaciół i krewnych, a także wrogów, odmalowujące osobliwy, niezwykły, wyrazisty portret człowieka, którego tropem podążamy.

W niniejszej książce źródła owe – szczególnie te dotyczące lat młodzieńczych oraz życia prywatnego Heinricha von Lehndorffa – zostały obszernie zacytowane w zapiskach i wywiadach jego żony, przyjaciół i krewnych. Teksty te kryją w sobie niepowtarzalny urok. Przenoszą w świat, który nie przeczuwał jeszcze nadciągającej katastrofy. Nierzadko pobrzmiewa w nich niesiony wspomnieniem ton, dla współczesnego czytelnika równie odległy jak zatopiony kontynent. Dopiero gdy usłyszy się tę słowną muzykę, można zrozumieć, jak wiele zostało utracone w czasie pomiędzy 1933 i 1945 rokiem.

List gończy z 9 sierpnia 1944 roku

Pierwszy zwięzły opis Heinricha von Lehndorffa pochodzi od samego Gestapo. Wysłało ono telegram następującej treści:

Komenda Policji Kryminalnej Schwerin

Schwerin, 9 sierpnia 1944 roku

Dz. nr 5.K-NS- 5171/44

Okólnik

Rozdzielnik C:

Dot.: Pościg za współwinnym 20 lipca 1944 – 5000 reichsmarek nagrody – zaostrzony rygor poszukiwań, w szczególności w ruchu ulicznym

Aresztować z powodu współudziału w zamachu z 20.07.1944, ziemianin hrabia Lehndorff, ur. 20.06.1909 w Hanowerze, ostatnio zamieszkały w Prusach Wschodnich.

Opis: 1,90 wzrostu, szczupły, barczysty, niskie czoło, duża głowa, włosy blond, zaczesane z przedziałkiem na lewą stronę, oczy niebieskie.

Ubiór: brązowa jednorzędowa marynarka, brązowozielona koszula z krawatem, szare bryczesy z ciemną skórzaną lamówką, jasnobrązowe sportowe skarpety, brązowe półbuty, miękki kapelusz z szerokim opuszczonym rondem.

Pościg za poszukiwanym należy prowadzić w ramach zaostrzonego wojennego rygoru, w szczególności w ruchu ulicznym z zasięgnięciem opinii NSKK.

Z polecenia:

Köppen.

Heinrich hrabia Lehndorff był poszukiwany na całym terytorium Rzeszy oraz we wszystkich krajach okupowanych przez niemieckie oddziały – zachowały się telegramy z tak różnych miejscowości jak Kolonia, Kraków i Schwerin. List gończy rozesłano do „wszystkich komend Policji Kryminalnej na terenie Rzeszy, łącznie z Kripo Strasburg, Metz i Luksemburg, komendantów Policji Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa, oddział V, Królewiec, Tylża, Ciechanów, Kraków, Warszawa, Radom, Veldes (Bled) i Marburg/Drau (Maribor)”, nadto „do wiadomości dowódców SD na wymienionych obszarach”.

Powodem rozesłania tego oraz pozostałych listów gończych był błyskawiczny telegram z Berlina o numerze 10 636 z 9 sierpnia 1944 roku, godz. 15.00. Wskazówki istotne dla sprawy należy przekazywać „bezzwłocznie drogą telefoniczną, telegraficzną, przez radio policyjne lub kuriera” do Komisji Specjalnej ds. 20 lipca w siedzibie głównej Gestapo przy Prinz-Albrecht-Straße 8, „centrala 12 00 40 lub 12 64 21”.

Pięć dni później, 14 sierpnia 1944 roku, sturmbannführer Paul Opitz z grupy II Komisji Specjalnej ds. 20 lipca mógł zameldować do wszystkich centrali Gestapo, że list gończy z 9 sierpnia 1944 roku okazał się sukcesem: „Zbiegły hrabia Heinrich Lehndorff, ur. 22.06.1909 w Hanowerze, został schwytany. Wstrzymać poszukiwania”².

Aż do tego momentu poszukiwany hrabia dwukrotnie zdołał zbiec swym prześladowcom. Po raz pierwszy 21 lipca w swoim majątku w Prusach Wschodnich, w pałacu w Sztynorcie. Po raz drugi 8 sierpnia, tuż przed przewiezieniem go nocą do osławionego aresztu Gestapo przy Prinz-Albrecht-Straße 8 w Berlinie. Przez pięć ostatnich dni swego życia na wolności, choć szczuty przez wszystkie psy, wymykał się myśliwym.

Drugi szkic do portretu naszego bohatera utrwaliła jego żona Gottliebe hrabina Lehndorff w późniejszej rozmowie ze swą córką Verą. Po pierwszej próbie ucieczki i zatrzymaniu jej męża umieszczono go na krótko na pierwszym piętrze pałacu. Tam – jak relacjonuje w utrwalonym na taśmie wywiadzie – „staliśmy przed jego pięknym ogromnym biurkiem, oni zaś siedzieli przy nim, wciąż otwierali i zamykali szuflady, wyjmowali wszystko i rozrzucali po podłodze. Wiesz, to straszne, być tak poniżanym! Stał naprzeciw tego biurka, po prawej siedział jeden z tych czarnych gestapowców, po lewej drugi czarny gestapowiec. Nie skuli go. Stał z opuszczonymi długimi ramionami. Jak zawsze miał na sobie ten swój junkierski fraczek – tak to nazywałam – taką zieloną marynarkę, nieco już podartą, może nie podartą, tylko podniszczoną, trochę już znoszoną. I stał tak, zwiesiwszy ramiona, nie mogłam patrzeć na jego twarz. To było straszne.

– Był w jakimś sensie złamany?

– O wiele więcej, na jego twarzy nie malował się strach, lecz absolutny brak nadziei.

– Bo oczywiście wiedział, co to oznacza?

– Tak, to był koniec. A ja, tak samo zrozpaczona, stałam po drugiej stronie z moim wielkim brzuchem. Tak, jakżeby inaczej?”.

Wkrótce potem Heinrich hrabia Lehndorff został przewieziony do aresztu w Królewcu, na pierwsze „ostre” przesłuchanie.

Trzeci portret, nakreślony „w sylwestra 1945 roku”, wyszedł spod pióra Carla-Hansa hrabiego Hardenberga. Ten konserwatywno-prusko-uparty monarchista zaprzyjaźnił się z Lehndorffem jeszcze przed wojną, wielokrotnie gościł go u siebie w Neuhardenbergu. Z początkiem wojny razem usiłowali pozyskać dla sprawy ruchu oporu Fedora von Bocka, późniejszego feldmarszałka i głównodowodzącego Grupą Armii Środek, którego obaj byli adiutantami. Nie ponoszą oni winy za fiasko swych starań. „Już pierwsze rozmowy, jakie przeprowadziliśmy z poszczególnymi feldmarszałkami i generałami, pokazały wprawdzie, że żaden z nich nie zamierzał przeciwko nam występować. Niemal wszyscy igrali z tą myślą, uznawali ją za konieczność, wyrażali swą gotowość do współpracy, jeśli ktoś inny przejmie odpowiedzialność”.

Na kartach swych wspomnień Hardenberg z wielkim uznaniem wyraża się o dwóch bliskich przyjaciołach z otoczenia Henninga von Tresckowa: Fabianie von Schlabrendorffie, krewnym Tresckowa i późniejszym sędzi Federalnego Trybunału Konstytucyjnego, oraz Heinrichu hrabi Lehndorffie.

Feldmarszałek von Bock ze swoim adiutantem Lehndorffem

„Heini Lehndorff, ten wybitny syn wschodniopruskiej ziemi, z którym od czasów wspólnej pracy w Grupie Armii łączyła mnie szczera przyjaźń, zdołał im najpierw uciec, lecz potem, niestety, został schwytany. W trakcie wojny w przedziwny sposób dojrzał i z beztroskiego oficera przemienił się w człowieka o najwyższym poczuciu odpowiedzialności. Był prawdziwym mężczyzną i umarł jak bohater”³.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: