Młody malarz i uznany artysta o życiu i sztuce.
Dwóch artystów. Dwie odmienne osobowości. Dwa różne temperamenty. I sztuka, która stała się początkiem przyjaźni.
Młody artysta Łukasz Banach zafascynowany twórczością Zdzisława Beksińskiego postanawia zaryzykować i nawiązać kontakt ze znanym i kontrowersyjnym twórcą. Mimo dzielącej ich różnicy 52 lat zaczynają intensywnie do siebie pisać. Coraz bardziej intymnie, szczerze i odważnie. O sztuce, samotności, depresji i śmierci. Nie boją się stawiać sobie najważniejszych pytań. Fascynującą przyjaźń przerywa morderstwo Zdzisława Beksińskiego.
Została korespondencja, która pozwala zobaczyć mistrza w prywatnej odsłonie.
Książka zawiera niepublikowane zdjęcia prac Zdzisława Beksińskiego z różnych etapów powstawania.
Została mi samotność i gorycz porażki oraz nieprzytomne pieprzenie rozmaitych dziennikarzy, którym wydawało się, że rozumieją to, co mówiłem im ja i inni ludzie, którym z kolei wydawało się, że rozumieją to, co im mówił Tomek. Tak więc na dodatek wyszedłem na głównego winowajcę losu mojego syna, bo Tomek „nie był kochany”, a na dodatek ja malowałem pesymistyczne obrazy. Ma Pan to, czego nie miał on, czyli drugiego człowieka, ową Alicję, którą wydaje się Pan cenić. Na Boga, niechże Pan tego nie rozpieprzy, bo potem nie da się niczego już odbudować, a to jest najważniejsze, co można na tym świecie mieć. Jestem w tej dziedzinie profesjonalistą, bo straciłem wszystkich i nie mam już nikogo.
Zdzisław Beksiński do Łukasza Banacha, 10 sierpnia 2000
Zdzisław Beksiński (1929–2005) – fotograf, grafik, malarz. Absolwent architektury na Politechnice Krakowskiej. Jako młody artysta zajmował się fotografią. Malować zaczął dopiero na początku lat 60. Zorganizowana przez Janusza Bogackiego wystawa w Starej Pomarańczarni w Warszawie w 1964 roku spowodowała, że stał się modny i popularny. Od końca lat 90. tworzył także grafiki cyfrowe, sięgając w nich po swoje zdjęcia. Został zamordowany w swoim mieszkaniu w Warszawie w nocy z 21 na 22 lutego 2005 roku. Pochowany w Sanoku. Wszystkie swoje prace zapisał Muzeum Historycznemu w Sanoku.
Norman Leto (ur. 1980) – właściwie Łukasz Banach. Artysta wizualny, filmowiec i pisarz. Tworzy obrazy, fotografie, prace wideo, obiekty i instalacje, zarówno w przestrzeni fizycznej, jak i w rzeczywistości wirtualnej. Pracuje na pograniczu fabularnej fikcji, filozofii oraz nauk ścisłych. Jego prace znajdują się m.in. w kolekcjach CSW Zamek Ujazdowski, Muzeum Narodowego w Krakowie, Galerii Arsenał w Białymstoku, Fundacji Sztuki Polskiej ING, Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie (MOCAK). Na wczesnym etapie twórczości współpracował m.in. ze Zdzisławem Beksińskim i Krystianem Lupą. Debiutował w 2007 roku w CSW Zamek Ujazdowski.
W 2012 roku nominowany do Paszportów Polityki w kategorii Sztuki wizualne.
W roku 2012 Leto rozpoczął pracę nad drugim pełnometrażowym filmem „Photon”, który na siedemnastej edycji festiwalu T-Mobile Nowe Horyzonty we Wrocławiu otrzymał w głównym konkursie Nagrodę Publiczności.
Jarosław Mikołaj Skoczeń (ur. 1961) – dziennikarz, pisarz, poeta. Autor książek: Trolejbus ludzie i media, Beksiński. Dzień po dniu kończącego się życia, oraz tomików poezji, m.in.: "Czarne kolorowe konie, Stanąłem na dachu Twych zamkniętych powiek, Litania do M i Okna krzykiem otwarte. Jego poezja jest dosadna, przedstawia swoisty bunt przeciw kultowi sztucznego piękna, maluje słowem w drastyczny sposób – przemijanie, zniszczenie, ból, cierpienie, rozkład i śmierć.
Ma w swoim dorobku dziennikarskim m.in. audycję w Radiostacji pt. „Jest robota” oraz program telewizyjny w TVP1 pod tym samym tytułem, audycje pt. „Rozmowy Czarno Białe” i „Twój interes”, emitowane przez Antyradio.
Zdzisława Beksińskiego poznał w 2000 r., jako przedstawiciel pisma „Techno Party” i wytwórni fonograficznej SPV Poland. Udał się do malarza z propozycją umieszczenia jego grafik na płycie zespołu Legendary Pink Dots, by uczcić pamięć po niedawno zmarłym Tomaszu Beksińskim, synu malarza, dziennikarzu muzycznym, który był wielkim fanem zespołu. Znajomość ta rozwinęła się, co umożliwiło przeprowadzenie wywiadów radiowych i prasowych ze Zdzisławem Beksińskim. Współpracowali aż do tragicznej śmierci artysty.
Autor | Zdzisław Beksiński, Norman Leto, Jarosław Mikołaj Skoczeń |
Wydawnictwo | Prószyński |
Rok wydania | 2018 |
Oprawa | twarda |
Liczba stron | 864 |
Format | 16.8x24.0 cm |
Numer ISBN | 978-83-8123-107-7 |
Kod paskowy (EAN) | 9788381231077 |
Waga | 1630 g |
Wymiary | 175 x 240 x 64 mm |
Data premiery | 2018.01.30 |
Data pojawienia się | 2017.12.08 |
Produkt niedostępny!
Ten produkt jest niedostępny. Sprawdź koszty dostawy innych produktów.
Nie ulega wątpliwości, że Beksiński to jeden z najbardziej tajemniczych, artystycznie różnorako odczytywanych i tragicznych postaci w polskiej kulturze. Refleksje nad jego pracami niejednokrotnie są odległe, nawet sprzeczne, a jego (prezentowany za życia) upór w nie-wypowiadaniu się na temat własnych dzieł nie pomaga ani krytykom sztuki, ani przeciętnym odbiorcom. Dlatego nieco światła na tę kwestię może rzucić opublikowana niedawno przez Wydawnictwo Prószyński i S-ka książka „Detoks. Zdzisław Beksiński, Norman Leto. Korespondencja, rozmowa”. Jak sam tytuł pokazuje, jest to zapis wywiadów, rozmów, listów z lat 2000 - 2005, jakie zbliżyły do siebie dwóch jakże różnych twórców. Norman Leto (Łukasz Banach) to artysta tzw. młodego pokolenia. Zajmuje się video artem, tworzy instalacje, fotomontaże, pracuje w przestrzeni realnej i wirtualnej, co wszystko razem wzięte (na wielu etapach drogi artystycznej) interesowało również Beksińskiego. Ich ścieżki zetknęły się w dość nietypowy sposób (bardzo precyzyjnie przedstawia to „Detoks...”) i od początku znajomość ta opierała się nie tylko na relacji uczeń-mistrz, ale na partnerstwie dwóch plastyków. W rozmowie z Jarosławem Skoczniem, która poprzedza zapis korespondencji, Leto zauważa, że Beksiński nigdy nie traktował go z góry, nie przybierał mentorskiej pozy, ale również zbytnio się nie spoufalał – jak w życiu publicznym, tak i tutaj dbał o prywatność czy dyskrecję. Wymieniali oni uwagi na temat aspektów technicznych (na przykład, jak gruntować podłoże dzieł plastycznych), światopoglądowych, egzystencjalnych, moralnych, czy prywatnych problemów. „Detoks...” przybliża ważne dla każdego artysty kwestie: zależność - skomplikowana forma a prostota tematów, cel tworzenia, technika pracy, rzemiosło, relacja - stara szkoła a młode pokolenie malarzy, związek obrazów z codziennością realizm fantastyczny prac Beksińskiego czy jego ulubione tematy (melancholia, dramatyzm, smutek, groteska), miejsce outsidera w małej społeczności, nowatorskość, przekraczanie barier dotychczasowej sztuki, ograniczenia narzucane na artystę z zewnątrz, twórcze możliwości, jakie daje metropolia. Nie sposób jednak było uniknąć tak tragicznych czy istotnych tematów jak śmierć Tomka Beksińskiego, filozofia życia, czy rola czasu w kontekście jednostki. Z zapisów tych wyłania się obraz silnych, pewnych swych artystycznych założeń charakterów – z tym, że jeden się dopiero konkretyzuje, a drugi jest już w pełni ukształtowany. I choć dzięki „Detoksowi...” czytelnik ma do czynienia z dwoma różnymi artystycznymi osobowościami, nie ulega wątpliwości, że są to artyści niezłomni, świadomie realizujący swoje założenia i twórcze plany. Mimo, że książka ta stawia na równi dwóch plastyków, pokazuje dwie drogi twórcze, niewątpliwie staje się również głosem „w sprawie” Beksińskiego – tego mrocznego, tragicznego, naznaczonego, depresyjnego Beksińskiego, którego wielu podziwia, a niewielu tak naprawdę rozumie.
"Detoks" to zbiór korespondencji dwóch zgryźliwych tetryków, indywiduów, przyjaciół, pokrewnych dusz. Dowód na to, że przyjaźń nie zagląda w metrykę i łączy dwa, często skrajne, sposoby myślenia, czyniąc je bardziej wyważonymi.
Jeśli jednak nie znamy (przynajmniej w stopniu podstawowym) życiorysu bohaterów, przed lekturą "Detoksu" należałoby to nadrobić, inaczej trudno będzie się odnaleźć w opisywanych historiach i postaciach. Nie jest to książka, którą przeczytamy jednym tchem (choćby z racji jej objętości). Czasem możemy czuć znużenie – a to zbyt zawiłymi opisami różnych technologii i programów komputerowych, albo wieloma przemyśleniami metafizyczno-filozoficznymi. Momentami hipochondryczne zrywy obu panów i ich marudzenie mogą dla czytelnika być męczące, albo możemy czuć się zawstydzeni zbyt intymną tematyką rozmów. Czy jednak warto sięgnąć po tę lekturę? Warto.
DETOKS przygotował dla nas Jarosław Skoczeń, który jest polskim dziennikarzem radiowym, producentem telewizyjnym, pisarzem i poetą. Nie można nie zauważyć, że jego twórczość w pewnym stopniu związana jest właśnie z Beksińskim.
DETOKS. Zdzisław Beksiński, Norman Leto to zbiór listów, które dwóch niesamowitych ludzi z zupełnie różnych pokoleń wymieniło między sobą. Oprócz korespondencji w książce znajdziemy wywiad, który Jarosław Skoczeń przeprowadził z Normanem Leto oraz jego krótką biografię, a ponadto wiele niepublikowanych dotąd zdjęć.
Czy między artystami zawsze musi panować rywalizacja? Okazuje się, że nie. Przyjaźń ma różne oblicza, wiek jest wydumanym problemem. Młodość czerpie z doświadczeń starości, starość ze świeżości młodości. Dwa charaktery, wspólna miłość — sztuka.
Łukasz Banach, wówczas dziewiętnastoletni artysta z Bochni. Pewnego razu trafia na zapisek w księdze gości, wystawionej podczas jednej z jego wystaw. W zdaniu zawarto nazwisko malarza, Zdzisława Beksińskiego, pochodzącego z Sanoka, mieszkającego w Warszawie. Zaintrygowany Banach postanawia napisać e-mail do tego niewątpliwie wybitnego twórcy. Tym sposobem zaczyna się ich przyjaźń, której owocem stała się między innymi pokaźna korespondencja. W swoich wirtualnych listach mężczyźni poruszają całą masę zagadnień: komputery, związki, natura człowieka. Beksiński podaje wiele przydatnych wskazówek na temat malarstwa. Dochodzi też do spotkania. Zdzisława i Łukasza dzieli ponad pięćdziesiąt lat, za to sporo łączy, mimo różnic. Uczą się od siebie. Ciągle szczerzy, nie unikają zadawania trudnych pytań, razem poszukują nurtujących ich odpowiedzi. Relacja zostaje brutalnie przerwana przez śmierć. Pozostały e-maile, które zdołano zebrać w niesamowitą książkę. Aktualnie Łukasz posługuje się pseudonimem Norman Leto.
Zdzisław Beksiński jest bez wątpienia moim ulubionym polskim malarzem, fotografem i pisarzem. Wiem, że nie zasłynął swoją literaturą, ale uwielbiam formę jego wypowiedzi. Miał zdolność do opowiadania anegdot, znał dobre dowcipy. Ciężko mi zrozumieć osoby widzące w nim pesymistycznego człowieka, kompletnie zespolonego ze swoimi obrazami. Przeczytałam chyba wszystkie wydane do tej pory książki traktujące o Beksińskim. Po skończonej lekturze zawsze rozpoczynało się oczekiwanie na nową publikację. I oto jest! Zapowiedź zauważyłam jakieś dwa miesiące temu, czas strasznie mi się dłużył. Przyznaję, iż trochę po macoszemu podeszłam do postaci Normana Leto, początkowo skupiając uwagę wyłącznie na Zdzisławie. To był błąd, który szybko naprawiłam. Nie spodziewałam się, że Łukasz/Norman okaże się tak intrygującym artystą. Słyszałam już o nim, lecz dopiero teraz mogłam poznać go bliżej, czego nie żałuję.
Książka została skonstruowana w bardzo interesujący sposób. Zawiera nie tylko listy, ale też wywiad z samym Leto, przeprowadził go Jarosław Mikołaj Skoczeń. Nazwisko Skoczenia jest dla mnie gwarantem dobrze wykonanej pracy, zdążyłam sięgnąć po jego „Dzień po dniu kończącego się życia”. Pozycję również dotyczącą Zdzisława Beksińskiego i bezapelacyjnie znajdującą się w gronie moich ukochanych publikacji ogólnie. Wspomniany przed momentem wywiad to świetny wstęp do historii. Zakładając, iż dana osoba niewiele wie o poruszanej tematyce — będzie miała możliwość pojąć zarys. Nadmieniam o tym na wypadek, gdyby ktoś dostał pozornie nietrafiony prezent. Proszę się nie zniechęcać!
Prawdziwą gratką są zdjęcia dzieł. Widzimy wcześniej niepublikowane ujęcia, które artyści sobie przesyłali na przestrzeni lat. Z wielkim zainteresowaniem przyglądałam się każdemu detalowi, później porównując swoją opinię ze zdaniem Zdzisława lub Łukasza. To była niezła zabawa, choć moja orientacja w sztuce jest zapewne mniejsze od ich wiedzy. Jednak, przy okazji, sama wyłuskałam potrzebne mi informacje o najbardziej ciekawiącej mnie dziedzinie, czyli fotografii. Beksiński na tym polu długo pozostanie absolutnym mistrzem, chociaż nie przepadał za tym słowem. Zawsze był skromny, trochę niepewny własnego talentu.
Po śmierci żony i syna Beksiński czuł się samotny. Lecz nie można określić go jako „zgorzkniałego staruszka”. Śledził nowinki techniczne, nie odtrącił młodego artysty, patrząc na niego z góry, ale idąc obok. Rozmowa Skoczenia z Leto kreuje dodatkowe elementy portretu sanockiego malarza, bez tworzenia zbędnych laurek, bez kadzenia. Te wszystkie listy pokazują zetknięcie ludzi o różnym wieku, potrafiących do siebie dotrzeć. Książka jest świetnym uzupełnieniem innej, napisanej przez Lilianę Śnieg-Czaplewską, która również wymieniała z Beksińskim e-maile. Istnieje jakiś wspólny mianownik między nią a Normanem, lecz dopiero przeczytanie obu pozycji daje pełny, nomen omen, obraz. Cieszę się, iż takie publikacje powstają i nie czuję w nich naruszania prywatności.
Korespondencja Łukasza Banacha i Zdzisława Beksińskiego jest lekturą wyjątkowo frapującą. Myślę, że ogromnie zainteresuje miłośników twórczości tego drugiego, ale równocześnie stanie się powodem do lepszego poznania dzieł Leto. To obszerna książka, jednak ciągle trzyma się mnie niedosyt. Tyle w niej mądrości, wzajemnego zrozumienia — okaz przyjaźni piekielnie inteligentnych mężczyzn.