Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Tymoszenko. Historia niedokończona - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
17 października 2012
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
22,62

Tymoszenko. Historia niedokończona - ebook

Czy Julia Tymoszenko jest niewinną ofiarą swoich politycznych konkurentów? Czy też cynicznym graczem, którego w końcu dopadła sprawiedliwość? Nieznane fakty, dramatyczne zwroty akcji, ekskluzywne wywiady, poruszające zdjęcia. To wszystko w znakomitej i najbardziej oczekiwanej biografii roku autorstwa Marii Przełomiec. Jej doskonała orientacja w tematyce wschodniej, zebrane materiały i przeprowadzone specjalnie na potrzeby książki rozmowy ze zwolennikami i przeciwnikami bohaterki zaowocowały wnikliwym obrazem ukraińskiej żelaznej damy. Po lekturze tej książki nie można być ani bezkrytycznym fanem Lady Ju, ani jej zaciekłym wrogiem.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-935885-1-0
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Przedmowa

Dziedziniec jałtańskiego pałacu w Liwadii. Ciepły wrześniowy wieczór nad Morzem Czarnym. „Spróbuj nie mówić na jej temat nic złego. Skup się tylko na tym, co w niej cenisz” – zaczynam. Mój rozmówca, jeden z najostrzejszych przeciwników Julii Tymoszenko, potrzebuje kilku sekund, by odpowiedzieć na pytanie o jej pozytywne cechy: widdanie sprawie i nieistowyj (oddanie sprawie i niezwykłość).

Pierwsze skojarzenie? Jednak charyzma. Właśnie: charyzma czy populizm? Gdy Tymoszenko była premierem, „Financial Times” pisał o niej rabble raising. Czyli „populistka” w dość niedobrym ujęciu. Europejscy politycy, którzy dzisiaj zrywają dla Tymoszenko stosunki z prezydentem Wiktorem Janukowyczem, gdy była premierem, nie chcieli zadeklarować, że dla Ukrainy jest miejsce w Europie. Jednak kiedy Julia znalazła się pod obstrzałem nowych władz w Kijowie, a potem w więzieniu, świat w jej populizmie zobaczył blask charyzmy.

Dzisiejsza Julia potrafi nieźle namieszać w europejskiej polityce. Każdy jej wywiad udzielony z więzienia wywołuje poruszenie w Parlamencie Europejskim. Rząd Wielkiej Brytanii z jej powodu oficjalnie odciął się od uczestnictwa swoich przedstawicieli w Euro 2012 na Ukrainie, a kanclerz Merkel zrównała Ukrainę z Białorusią – chociaż ma to niewiele wspólnego z rzeczywistością. Condoleezza Rice nie przywitała się podobno z Janukowyczem. Także Putin, jak plotkują w Moskwie, jest orędownikiem wolności dla Julii…

Rachuba ukraińskich władz zapewne była taka: świat poszumi, poszumi i da spokój. A tymczasem Tymoszenko w charkowskim więzieniu jest obecnie najpoważniejszym problemem ekipy rządzącej nad Dnieprem. W ciągu kilku miesięcy, jakie upłynęły od mojego kwietniowego spotkania z Julią Tymoszenko pod Charkowem, odwiedziło ją ponad 100 osób. O możliwość widzenia się z nią występowali prezydenci, ministrowie spraw zagranicznych, ambasadorowie, dziennikarze.

Tymoszenko od ponad roku jest więźniem, jednak jej wpływy nie ustają. Nie ma już możliwości bezpośredniego sterowania sytuacją w swojej partii, może nie miała zbyt wiele do powiedzenia przy układaniu list wyborczych, ale ciągle słychać jej głos. Julia Tymoszenko wskazuje ogólne cele: zmianę Ukrainy, wytępienie korupcji. Przeciwnicy nie traktują tego poważnie, a zwolennicy nie pytają o liczby, rachunki, terminy realizacji jej wizji, bo wierzą – wierzą, że to, co powiedziała przywódczyni, jest możliwe. Jeśli trzeba, wierzą, że jest uboga, że nosi zawsze sznur sztucznych pereł zamiast kosztowności.

Przeciwnicy lubią jej przypominać dniepropietrowską przeszłość i burzliwe lata 90. Jednak punktem przełomowym w jej życiu była pomarańczowa rewolucja. Wałęsa po 1980 roku był innym Wałęsą, Julia po 2004 roku jest inną Julią. Oczywiście, że zostało coś ze starej bizneswoman – przede wszystkim upór i charakter. Chrzestne matki rewolucji w naszych stronach (Anna Walentynowicz, Alina Pieńkowska) pracują ciężko, ale potem zostawiają mężczyzn u władzy, czasami przypominają się dopiero po latach; z Tymoszenko było inaczej – nie zeszła z pierwszego planu, chociaż w tamtej rewolucji była tą drugą, w tyle za Wiktorem Juszczenką. Czy to nie wydarzenia 2004 roku wyzwoliły w niej siłę? Kontakt z ludźmi, obserwacja ich reakcji, możliwość oparcia się na ich zaufaniu – budowały ją od nowa.

Wydaje się, że przebywanie w więzieniu i związana z tym trauma wyostrzają u Tymoszenko „poczucie Ukrainy”, myślenie w kategoriach państwa. Julia w charkowskiej kolonii karnej nie mówiła mi o tym, o czym pisała europejska prasa, czyli o warunkach, w jakich przebywa, nie utyskiwała na Janukowycza. Mówiła, co zrobi dla kraju, kiedy wyjdzie na wolność.

Są ludzie, którzy wchodząc na spotkanie, siadają z boku i mało się odzywają lub w ogóle milczą. Ale mają w sobie coś takiego, że pozostali uczestnicy rozmowy nie rozejdą się bez poświęcenia im uwagi, bez wysłuchania ich. Jakoś będą się czuli nieswojo, gdy nie usłyszą choćby krótkiej opinii tej konkretnej osoby. Maria Przełomiec pokazuje, jak Tymoszenko z czasem zyskiwała wśród męskiej ukraińskiej klasy politycznej właśnie taki status. Jak pokazywała ukraińskim mężczyznom, co kobieta potrafi w polityce. A Julia musiała się dobijać o dominującą pozycję jak Margaret Thatcher.

Właśnie. A gdyby Tymoszenko urodziła się nie w ZSRR, ale w jednym z krajów Europy Zachodniej? Gdyby mogła zająć się normalnym biznesem, przejść partyjną drogę, wspiąć się po bezpiecznej drabinie na szczyty władzy? Jak wówczas rozwinęłaby się jej charyzmatyczna kariera? Myślałem o tym podczas spotkania w kolonii karnej w Charkowie przed Wielkanocą 2012 roku, dokąd pojechałem jako pierwszy z europejskich polityków. Myślałem o tym, czytając książkę Marii Przełomiec… Jedno nie ulega kwestii: mamy przed sobą świetną biografię jednej z najbardziej interesujących kobiet w europejskiej polityce, a nie jest ich wiele. Mamy portret jednego z najciekawszych polityków, jacy powstali na gruzach ZSRR, bo to właśnie Tymoszenko razem z prezydentem Gruzji Micheilem Saakaszwilim wyraźnie dominuje rozmachem i wyobraźnią nad resztą. Dostajemy jednocześnie niepowtarzalną szansę, by samemu spróbować ocenić życiową drogę pięknej Julii.

Czy Tymoszenko zmieniła się w ostatniej dekadzie czy nie? Jest sprytną bizneswoman z Dniepropietrowska czy jednak heroldem walki z korupcją? To populistka na niespotykaną skalę czy charyzmatyczna przywódczyni nowej europejskiej Ukrainy? Rozbijała obóz pomarańczowej rewolucji czy szukała w nim sprawiedliwych i upominała się o zasady? W czasach gdy po Europie krąży na ten temat wiele obiegowych opinii, dzięki książce Marii Przełomiec można próbować odpowiadać na kluczowe pytania o Julię Tymoszenko na własny rachunek.

Biografia Tymoszenko musi być pełna wielokropków, pytajników i tematów do dyskusji. Dzisiaj, kiedy Lady Ju nadal jest w więzieniu, łatwo tworzyć jej hagiografię, najlepszymi słowami napisać jej ikonę. Maria Przełomiec nie idzie na łatwiznę. Czuć, że docenia Julię, ale zadaje pytania i nas z nimi zostawia.

Pałac w Liwadii raz jeszcze. Prezydent Ukrainy, kilku poważnych oligarchów, premier, wicepremier, członkowie rządu, szefowie opozycji: Arsenij Jaceniuk, Hryhorij Nemyria, Natalia Korolewska. Z zagranicy: Condoleezza Rice, Newton Gingrich, Aleksiej Kudrin, Javier Solana, Štefan Füle, Aleksander Kwaśniewski. Wszyscy mówią o jednym, analizują, kiedy Tymoszenko wyjdzie z więzienia, i to niezależnie od tego, czy uważają ją za świętą czy nie.

Byłej premier miało nie być w życiu Ukrainy, a to o niej ciągle głośno na świecie. Ukraina nie może się od niej wyzwolić. Julia Tymoszenko ma na drugie imię charyzma i znowu czeka na swój moment.

Paweł Kowal, eurodeputowany,

15 września 2012Wstęp

„Czy to jakaś prowokacja?” – usłyszałam po drugiej stronie. Telefonowałam, żeby umówić się na wywiad o Julii Tymoszenko, i mimo że zapowiedział mnie wspólny znajomy, mój rozmówca, ongiś bliski współpracownik byłej premier, długo się upewniał, że ja to ja – polska dziennikarka, która chce napisać obiektywną książkę o najciekawszym, choć kontrowersyjnym polityku wolnej Ukrainy. Przeegzaminowawszy mnie i polecającego znajomego, w końcu się zgodził.

Z podobną nieufnością spotkałam się zresztą ze strony niemal wszystkich moich ukraińskich rozmówców. Zwolennicy Julii Tymoszenko bali się, że chodzi tylko o dziennikarską sensację, przeciwnicy – że będę chciała napisać obronę byłej premier. Były prezydent Wiktor Juszczenko w ogóle odmówił spotkania: jak powiedział jeden z jego współpracowników – dobrze o swojej byłej sojuszniczce mówić nie może, a źle dziennikarzowi z Zachodu, tak mocno zaangażowanego w obronę Tymoszenko, nie chce. Inna sprawa, że wobec rodzimych mediów Wiktor Andrijowycz nie miał już takich oporów.

Dla jednych jest bohaterką, ukraińską patriotką, ostatnim ratunkiem wilnej samostijnej, żelazną damą czy – jak twierdzą niektórzy – „jedynym prawdziwym mężczyzną” ukraińskiej polityki. Inni odsądzają ją od czci i wiary, nazywając awanturnicą, cynicznym graczem myślącym tylko o władzy, który z pełną świadomością grał wysoko i przegrał. Przynajmniej na razie. Jasne są dwie rzeczy. Po pierwsze Julia Tymoszenko – była bizneswoman, premier i przywódca opozycji – nikogo nie pozostawia obojętnym. Ukraińcy albo ją kochają, albo jej nienawidzą, ale nie potrafią mówić o niej bez emocji. Po drugie od czasów św. Olgi, księżnej, która rozpoczęła chrystianizację Rusi Kijowskiej, chyba żadna inna kobieta nie zrobiła tyle zamieszania w historii Ukrainy. No może jeszcze Katarzyna II, likwidatorka Siczy Zaporoskiej.

Od ponad roku światowe media niemal bez przerwy bombardują nas informacjami o uwięzionej przez prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza byłej premier. Jej proces i skazanie śledził cały świat. Z oskarżeniami o przekroczenie uprawnień podczas podpisywania kontraktu z Rosją Julia Tymoszenko stanowczo się nie zgadza. Jej obrońcy widzą w całej sprawie wyłącznie chęć usunięcia z politycznej sceny groźnego konkurenta obecnych ukraińskich władz. Wypuszczenia na wolność Julii Tymoszenko domagają się czołowi światowi politycy. Szpital, do którego została przeniesiona z więzienia chora na kręgosłup Julia, odwiedzili już liczni parlamentarzyści i przywódcy państw, wśród nich kanclerz Niemiec Angela Merkel.

A jednak sprawa nie jest tak oczywista, jak mogłoby się wydawać. Nawet przychylni żelaznej damie Ukraińcy przyznają, że nie jest to postać jednoznaczna, że majątek robiła w czasach, gdy biznes na Ukrainie był domeną silnych mężczyzn niewahających się przed niczym, że dla Julii liczy się przede wszystkim cel, że tym celem w pewnym momencie stało się zdobycie władzy i że w swoich dążeniach nieoglądająca się na nic polityk może być po prostu niebezpieczna. Bliska znajoma Julii Tymoszenko, jeden z najlepszych ukraińskich dziennikarzy politycznych, redaktor naczelna wpływowego tygodnika „Dzerkało Tyżnia” Julia Mostowa napisała kiedyś:

„Takim ludziom jak Julia Tymoszenko nie można dawać tak dużej władzy, jaką na Ukrainie ma prezydent. Jak wiadomo, poczucie miary jest najbardziej złożonym zagadnieniem filozoficznym. Ludzie, którzy takiego poczucia nie znają, na wysokich stanowiskach mogą być niebezpieczni. Tymoszenko to energia jądrowa, która w wielu sytuacjach nie jest w stanie się kontrolować, i to od warunków, w jakich przebywa, zależy, czy zmieni się w niszczącą bombę atomową, czy w potrzebną ludziom elektrownię jądrową”¹.

Mostowa nie zmieniła swojej opinii, powtórzyła ją, rozmawiając ze mną latem tego roku.

Z drugiej strony nawet wrogowie pięknej Julii przyznają, że obecny prezydent i władze reprezentujące rządzącą Partię Regionów są ostatnimi, którzy mieliby prawo sądzić byłą premier. Zdaniem wszystkich moich rozmówców z Ukrainy uwięzienie Julii Tymoszenko należy rozpatrywać wyłącznie w kategoriach politycznych. Podobnie uważają europejscy parlamentarzyści, którzy odwiedzali Tymoszenko czy to w kolonii karnej, czy w charkowskim szpitalu.

Kim więc jest Julia Tymoszenko: jądrowym ładunkiem czy dającą energię elektrownią? Co się kryje za jej uwięzieniem? Czy może jeszcze odegrać w historii Ukrainy znaczącą rolę? A jeśli tak, to jaką?

Na te pytania staram się odpowiedzieć na kolejnych stronach książki. Przedstawiam w niej historię życia tej niezwykłej kobiety, uzupełniając tekst główny m.in. fragmentami rozmów przeprowadzonych z jej bliskimi: rodziną i politycznymi sojusznikami oraz z przeciwnikami. Przytaczam także sporo cytatów pochodzących z mediów, które na bieżąco komentowały wydarzenia ostatnich kilkunastu­–kilkudziesięciu lat na Ukrainie. Nie brak w tej biografii również moich własnych obserwacji i analiz poczynionych w trakcie licznych pobytów w tym kraju i nielicznych osobistych spotkań z Lady Ju.Źródła

Miejsce pochodzenia Julii Tymoszenko musiało mieć niemały wpływ na ukształtowanie się charakteru przyszłej żelaznej damy ukraińskiej polityki.

Rodzinne miasto Tymoszenko to Dniepropietrowsk leżący na terenach przyłączonej przez Katarzynę II w 1775 roku do Rosji Siczy Zaporoskiej. Rok później powstała w tym miejscu stolica guberni noworosyjskiej, na cześć carycy nazwana Jekaterinosław. Gdzieś na południowych obrzeżach miasta historyk do dzisiaj może znaleźć resztki słynnej w czasach Rzeczypospolitej twierdzy Kudak, zbudowanej w pierwszej połowie XVII wieku na polecenie króla Władysława IV dla kontroli nad niesforną kozaczyzną.

W wieku XX nie tylko o Rzeczypospolitej, ale i wolnej Ukrainie nikt tu nie myślał. Zrusyfikowane przemysłowe miasto przemianowane zostało przez Sowietów na Dniepropietrowsk – na cześć rzeki Dniepr oraz komunistycznego działacza Gieorgija Piotrowskiego (polski ślad?), szczególnie zasłużonego w walce z ukraińskim chłopstwem, współautora Wielkiego Głodu. Dniepropietrowsk w ukraińskiej SRS miał szczególny status. Tutaj bowiem znajdował się słynny Jużmasz (ukr. Piwdenmasz), czyli największy na świecie kombinat zbrojeniowy produkujący m.in. osławione rakiety SS-20. W hierarchii sowieckiej dyrektor fabryki był osobą kto wie czy nie ważniejszą niż sekretarz partii w Kijowie.

Strategiczna fabryka nie podlegała zresztą komunistycznym władzom Ukraińskiej SRS, ale bezpośrednio Moskwie. Podobnie jak kształcący przyszłych specjalistów miejscowy uniwersytet. Odbijało się to pozytywnie na kondycji całego Dniepropietrowska – zamknięte miasto było lepiej zaopatrzone niż pozostałe, mniej uprzywilejowane grody Ukrainy.

W tej sytuacji ostatnią rzeczą, która niepokoiła jego mieszkańców, była ukraińska świadomość narodowa. Wydaje się, że – nie licząc Sewastopola, czyli miejsca stacjonowania floty czarnomorskiej – Dniepropietrowsk był najmniej ukraiński. To tu zaraz po wojnie jako szef Zaporoskiego Komitetu Obwodowego Komunistycznej Partii Ukrainy zaczynał swoją karierę Leonid Breżniew. Z kolei w latach 80. dyrektorem Jużmaszu był późniejszy prezydent Ukrainy Leonid Kuczma, który notabene w 1991 roku, gdy Rada Najwyższa Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej proklamowała deklarację suwerenności, jako deputowany z Dniepropietrowska tejże deklaracji nie poparł. O tym, jaki duch panował w mieście, najlepiej świadczy stwierdzenie jednego z ukraińskich dysydentów, że gdyby w latach 80. ktoś powiedział Kuczmie, iż zostanie przywódcą niepodległej Ukrainy, on sam doniósłby na siebie do KGB.

I właśnie w takim miejscu 27 listopada 1960 roku przychodzi na świat Julia Hryhian Telehina. O początkach jej życia informacji nie ma zbyt wielu. Pewne jest, że dwa czy trzy lata po urodzeniu córki rodzinę zostawia ojciec przyszłej premier Wołodymyr. Zdaniem jednych był Ormianinem, zdaniem innych miał pochodzenie ormiańsko-łotewskie. W każdym razie z życia córki znika niemal natychmiast i nic więcej o nim nie wiadomo. Nawet bliscy znajomi Julii przyznają, że na ten temat nigdy nie próbowali z nią rozmawiać. Podobnie zresztą jak na temat jej dzieciństwa. O ojcu Julii nie wspomina również w swojej książce o sławnej siostrzenicy „Julia, Juleczka” ciotka, młodsza siostra matki Antonyna Uliachyna. Niewiele więcej miejsca poświęca zresztą i historii własnej rodziny. Pisze tylko o jej kozackich korzeniach, nie podając jednak żadnych konkretów.

Jako dziecko mała Julia razem z matką mieszkała w tzw. domu taksówkarza. Jego lokatorzy byli zatrudnieni w państwowej korporacji taksówkarskiej. To była położona w sypialnym regionie Dniepropietrowska chruszczowka – bardzo popularny na terenie całego ZSRR obskurny budynek wykonywany najczęściej w technologii wielkiej płyty lub – rzadziej i w bardziej luksusowym wydaniu – z cegły. Pięciopiętrowy dom w Dniepropietrowsku należał do tej pierwszej, popularnej wersji. Małe mieszkania, niskie sufity, cuchnące klatki schodowe… Matka pracowała jako dyspozytorka i zarabiała niewiele.

Sama Julia wraca do tego okresu niechętnie:

„Moje życie, poczynając od dzieciństwa, nie było łatwe. Wychowywała mnie samotnie matka i… całe moje dzieciństwo i młodość upłynęły na walce o byt. Bardzo mało przyjemności, żadnego poczucia bezpieczeństwa”².

Wspomnienia nauczycieli i kolegów z dniepropietrowskiej rejonowej szkoły nr 75 brzmią podobnie. Przyszła premier była ambitną, pracowitą prymuską. Ciocia twierdzi, że w pierwszej klasie Julia zapominała o jedzeniu – tak pilnie odrabiała domowe zadania. Może rzeczywiście tak było, ale w całej opowieści cioci przynajmniej jedna rzecz budzi wątpliwości. Otóż cytowana przez nią babcia Julii swój niepokój o zbyt pracowitą wnuczkę miała wyrażać po ukraińsku.

Już bardziej prawdopodobna wydaje się inna historia z życia małej Julii: o tym, jak wystąpiła w obronie napastowanej przez dzieciarnię z sąsiedniego bloku staruszki. Ciocia plastycznie opisuje dziewczynkę, która, wsparta pod boki, z wysoko zadartą do góry główką poucza grupkę chłopaków. Być może to tylko legenda, ale kilkadziesiąt lat później w grudniu 2004 roku krucha kobieta w futrze też będzie pouczała stojące przed nią zwarte szeregi funkcjonariuszy wojsk specjalnych, a zdjęcie, na którym widać, jak wkłada goździk w tarczę ukrytego za plastikowym hełmem „berkutowca”, obiegnie cały świat.

Nauczyciele dniepropietrowskiej szkoły zapamiętali Julię jako zdolną i niesłychanie aktywną uczennicę zainteresowaną matematyką, celnie strzelająca na lekcjach przysposobienia obronnego, piszącą wierszyki do szkolnej gazetki, a przy tym niezbyt pokorną i zawsze lubiącą ładnie wyglądać. Ponieważ w domu było biednie, a dodatkowo Związek Radziecki nie rozpieszczał swoich obywatelek bogatym asortymentem gotowych ubrań, sukienki dla Julii szyła mama. Najprawdopodobniej to jej autorstwa był szkolny mundurek nie bardzo odpowiadający socjalistycznym normom, bo ładniejszy od wymaganej brązowej sukienki z białymi mankietami i kołnierzykiem oraz czarnym falbaniastym fartuszkiem na wierzchu. Wychowawczyni klasy na początku stroju Julii nie aprobowała, potem jednak uległa. Zresztą innych poważniejszych kłopotów z uczennicą Hryhian, jak się zadaje, nie było. Pionierka, komsomołka, świadectwa z czerwonym paskiem, srebrny medal za osiągnięcia w fizyce…

Wspomnienia szkolne przyszłej pani premier też musiały nie być złe, skoro już jako znany polityk Julia Tymoszenko odwiedza szkołę nr 75 i – o ile może – uczestniczy w zjazdach absolwentów.

Prymuska Julia najprawdopodobniej za wszelką cenę chciała wyrwać się z biednej rzeczywistości „domu taksówkarza” i osiągnąć tak upragnione poczucie bezpieczeństwa. Drogą do lepszego świata mogła stać się gimnastyka sportowa. Dziewczynka co prawda była dosyć niska, ale nie stanowiło to dyskwalifikującej przeszkody – niewielkiego wzrostu była także ówczesna gwiazda radzieckiej gimnastyki Olga Korbut, zdobywająca dla swego kraju złote medale jeden po drugim. Niestety, gdy jej dniepropietrowska naśladowczyni już osiągnęła pierwszy sukces, czyli wywalczyła tytuł kandydata na mistrza sportu juniorów, złamała podczas ćwiczeń obojczyk. Trzeba było pożegnać się z marzeniami o międzynarodowej sławie, złotych medalach.

Zostały więc nauka i myślenie o przyszłej zawodowej karierze. Po ukończeniu szkoły Julia Tymoszenko najpierw zdała egzamin do Instytutu Górnictwa, potem jednak rozmyśliła się i wystartowała na wydział ekonomiczny prestiżowego Uniwersytetu Dniepropietrowskiego, bezpośrednio podległego Moskwie, wykuwającego przyszłe kadry dla strategicznego Jużmaszu. Wybrała specjalizację cybernetyka gospodarcza. Był rok 1978, schyłek epoki Breżniewa.

O studenckich latach Tymoszenko wiadomo równie mało jak o szkolnych. Na studiach, podobnie jak w szkole, miała zwracać na siebie uwagę pracowitością, ambicją i urodą. Podobno do dzisiaj krążą po Dniepropietrowsku legendy o dziesiątkach złamanych serc uniwersyteckich kolegów.

I kolejna historia niczym ze średniowiecznych legend o bohaterach. Radzieckich studentów obowiązywały przymusowe roboty rolne, Julia znalazła jednak przepis, w świetle którego po przerwie obiadowej darmowym pracownikom należy się półgodzinny odpoczynek, i konsekwentnie razem ze swoją grupą go egzekwowała. Podobno nikt z naczalstwa nie sprzeciwił się krewkiej studentce. Inna sprawa, że być może Julia mogła już sobie pozwolić na trochę arogancji. Na studiach poznała bowiem swego księcia z bajki, czyli Ołeksandra Tymoszenkę, syna Hiennadija – naczelnika czy też zastępcy naczelnika jednego z wydziałów miejscowej administracji. Przyszły teść nie stał na szczycie dniepropietrowskiej hierarchii, ale był w niej nieźle umiejscowiony, miał cenne znajomości i niewątpliwie należał do klasy uprzywilejowanej.

O tym jednak Julia Tymoszenko na początku nie wie, gdyż – jak sama twierdzi – z Ołeksandrem poznaje się przez telefon. Są dwie wersje tej historii. Według samej Julii Ołeksandr miał któregoś wieczoru zadzwonić do niej zupełnie przez pomyłkę, ale tak urzekł go jej głos, że nie tylko nie przerwał rozmowy, lecz wręcz namówił tajemniczą nieznajomą na spotkanie. Drugą wersję podała uniwersytecka koleżanka Julii. Otóż w tym czasie w Dniepropietrowsku modna była swoista randka w ciemno – dzwoniło się na jakiś numer (absolutnie przypadkowy, bo w ZSRR nie było książek telefonicznych) i jeżeli głos po drugiej stronie przypadł do gustu, proponowało się jego właścicielowi randkę. Z Ołeksandrem miała się w ten sposób umówić koleżanka Julii, jednak gdy zobaczyła wyjątkowo przystojnego młodego człowieka, stchórzyła i na spotkanie namówiła uniwersytecką piękność.

Nieważne, jak do tego doszło, ważne, że zobaczywszy się, osiemnastoletnia Julia i dziewiętnastoletni Ołeksandr tak bardzo przypadli sobie do gustu, że sześć miesięcy później wzięli ślub. Po roku na świat przychodzi ich córeczka Jewhenija – Żenia, a Julia wreszcie wydostaje się z „domu taksówkarza”. Teść załatwia młodym małżonkom luksus, czyli własne mieszkanie. Malutkie, mające raptem niewiele ponad 30 metrów kwadratowych, ale jak na radzieckie standardy to i tak cud.

W roku 1984 Julia z czerwonym dyplomem kończy studia (w trakcie nauki zmieniła jednak kierunek na ekonomię pracy). Najpierw decyduje się zostać na uczelni, ale potem rozpoczyna zawodową karierę w Zakładzie Budowy Maszyn im. Lenina. Przedsiębiorstwo to, podobnie jak większość dniepropietrowskich zakładów, pracowało na potrzeby przemysłu zbrojeniowego, chociaż oficjalnie się do tego nie przyznawało. Słynna ówczesna anegdota o tym, jak to pracownikowi fabryki samowarów, który po jednej wynosił części ze swego zakładu, ostatecznie udało się złożyć z nich czołg zamiast wymarzonego urządzenia do przygotowywania herbaty, niewiele odbiegała od prawdy.

Pierwsze wspomnienia maleńkiej córeczki państwa Tymoszenków wiążą się z ciągle zapracowanymi rodzicami. Wychodzili rano, wracali wieczorem, dziewczynką zajmowały się babcie. Mama jednak dbała o jedynaczkę i nie zważając na zmęczenie, szyła wieczorami na maszynie stroje dla Żeni. W ZSRR w sklepach niczego nie można było dostać, a Julia chciała, żeby jej córeczka wyglądała jak najładniej. Być może pamiętała o sukienkach szytych jej przez własną matkę.

Jak opowiada Jewhenija, mama bardzo lubiła gotować i umiała to robić dobrze. Ulubionym daniem małej Żeni była polska zupa z frykandelkami, czyli – sądząc z opisu – rodzaj jarzynowej z małymi pulpecikami z mielonego mięsa. Obiady były nie tylko smaczne, ale i bardzo ładnie podane. Estetyka stołu miała dla przyszłej premier przynajmniej takie samo znaczenie jak smak potraw.

W latach 80. do świąt religijnych w sowieckim Dniepropietrowsku specjalnej wagi nie przywiązywano. Jeżeli już coś świętowano, to Nowy Rok. Jewhenija spędzała go zwykle z dziadkami, gdyż młodzi rodzice szli się gdzieś pobawić. Hucznie natomiast urządzano w rodzinie Tymoszenków urodziny. Julia robiła wszystko, aby jak najlepiej uczcić solenizanta i zgromadzić przy wspólnym, suto zastawionym stole wszystkich krewnych z obu stron, czyli rodziny Tymoszenków i Telehinów.

Jedna z bliskich Julii Tymoszenko osób, znana ukraińska dziennikarka Julia Mostowa twierdzi, że w tym czasie główną ambicją przyszłej premier było być dobrą matką i idealną panią domu. Niestety Ołeksandr, typowy złoty młodzieniec, nie potrafił sprostać oczekiwaniom swojej ślicznej i mądrej żony. Przyszło rozczarowanie, a wtedy bardzo lubiący niezwykłą synową Hiennadij Tymoszenko postanowił zrekompensować Julii niezbyt udany związek, ułatwiając jej zajęcie się biznesem.

W Moskwie u władzy był już wtedy Michaił Gorbaczow, przyszedł czas na energicznych, młodych ludzi, potrafiących skorzystać z szansy, jaką dawała pierestrojka. Teść postanowił pomóc Julii „zarobić pierwszy milion” i w ten sposób – jak mówi Mostowa – ukraiński dżin został wypuszczony z butelki. Ambicje, inteligencja i energia Julii Tymoszenko skierowały się w zupełnie inną stronę niż życie rodzinne.

Pytanie, dlaczego Julia zajęła się robieniem interesów, stawia sobie także ukraiński politolog, ongiś opozycjonista, teraz związany z rządząca Partią Regionów Kost Bondarenko, który Tymoszenko poświęcił cały rozdział swojej książki o ukraińskich politykach:

„Odpowiedzi na to pytanie trzeba szukać w Dniepropietrowsku lat 80. Nie wiem jednak, co ostatecznie skłoniło delikatną kobietę do tego, by zająć się biznesem, który wtedy przypominał Dziki Zachód, z bezpardonowymi wojnami ze strzelaniną włącznie. Przeżywali najsilniejsi, którzy potem legalizowali swoje interesy i zaczynali być uczciwymi przedsiębiorcami. Myślę, że nigdy nie poznamy całej prawdy o tym okresie życia Julii Tymoszenko: co się z nią działo w tym czasie, jak musiała walczyć i z kim musiała walczyć. Pamiętajmy tylko, że wtedy takie metody były normalne”³.

Tyle Bondarenko. A z dawnych ideałów pozostało jedno – Julia Tymoszenko do dzisiaj jest bardzo troskliwą panią domu. Jej pierwsze pytanie od progu brzmi: „Czy nie jesteście głodni?”, a następnie nie spocznie, dopóki nie nakarmi swego gościa tak, że – jak to ujęła Mostowa – cała krew odpływa mu z głowy do żołądka.Bizneswoman

Pierwszy interes Julii to założona w 1988 roku przy pomocy teścia wypożyczalnia kaset wideo. Być może ten wybór zdeterminowało stanowisko Hiennadija Tymoszenki, który był wówczas szefem wydziału zajmującego się dystrybucją filmów w obwodzie dniepropietrowskim, czyli także wydawaniem licencji dla wypożyczalni.

Jak prosperował kasetowy interes państwa Tymoszenków, nie wiadomo. O tym etapie swojej gospodarczej działalności Julia Tymoszenko mówi niewiele. Biznes szedł jednak na tyle dobrze, że zarobione pieniądze postanowiono zainwestować w poważniejsze przedsięwzięcie, czyli pośrednictwo w dostawach rzadkich metali do i z Azji Środkowej.

Tymoszenkowie nie byli wówczas jedynymi młodymi zdolnymi w swoim mieście. Prócz nich prowadzeniem pierwszych interesów zajęła się cała grupa dniepropietrowskich komsomolców. Na jej czele stał szef Obwodowego Komitetu Komsomołu, obecny wicepremier Serhij Tihipko. Młodzi ludzie razem zorganizowali ośrodek Terminal, który miał handlować materiałami ropopochodnymi.

W tym czasie w Rosji rodziły się inne postkomsomolskie fortuny. To właśnie wtedy swoje pierwsze pieniądze robili słynni późniejsi oligarchowie: Michaił Chodorkowskij, Oleg Deripaska, Władimir Gusinskij czy Irina Hakamada. Część znalazła się potem na liście najbogatszych osób świata, część musiała z Rosji uciekać, Michaił Chodorkowskij trafił do łagru, Irina Hakamada do opozycji. Wszyscy oni jednak zaczynali na powstałej w 1990 roku pierwszej rosyjskiej towarowo-surowcowej giełdzie założonej w Moskiewskim Muzeum Techniki.

Aby móc uczestniczyć w giełdowej sesji, trzeba było wykupić minimum jedną akcję, kosztującą, bagatela, 100 tysięcy rubli (średnia pensja wynosiła wtedy około 250 rubli). Akcja, którą wówczas kupiła Julia, po roku warta była już 4,5 miliona.

Brokerzy moskiewskiej giełdy odegrali swoją rolę m.in. podczas słynnego puczu Janajewa, który w sierpniu 1990 roku próbował odsunąć od władzy Gorbaczowa i przywrócić w ZSRR stare porządki. Wsparli wówczas bardzo wyraźnie siły demokratyczne, broniąc także swoich pierwszych prawdziwych pieniędzy.

Gdy w 1991 roku Ukraina odzyskiwała niepodległość, Tymoszenkowie należeli już do najbogatszych biznesmenów Dniepropietrowska. Ołeksandr negocjował rządowe kontrakty z zagranicą, pobierając przy tym sute prowizje. Z kolei Julia została dyrektorem generalnym korporacji Ukrainskyj Benzyn (Ukraińska Nafta) zaopatrującej w paliwo rolnictwo obwodu dniepropietrowskiego. Okres ciągle jeszcze był pionierski, a robienie majątku wymagało poświęceń. Jako była premier, w trakcie kampanii wyborczej 2006 roku Tymoszenko będzie bawiła swoich współpracowników opowieścią, jak to nagle wezwana w jakimś pilnym interesie do Niżnego Nowogrodu, nie mogąc dostać biletu na pociąg, dała konduktorowi napiwek i w drogim futrze musiała ładować się na ławkę pod sufitem służbowego wagonu, by ewentualna kontrola jej nie wypatrzyła.

Mimo takich przygód dyrektora generalnego firma Ukrainskyj Benzyn jest już poważnym przedsiębiorstwem z „filią” na Cyprze pozwalającą korzystać z ulg podatkowych. To są pierwsze naprawdę duże pieniądze i pierwsze skomplikowane systemy obrotów bezgotówkowych, pierwsze nauki, z kim handlować, a z kim lepiej nie zadzierać. Lekcji udzielał wówczas Julii dniepropietrowski krajan Wiktor Pinczuk, właściciel firmy Interpipe, który swój majątek zrobił na wymianie ukraińskich rur na turkmeński i rosyjski gaz.

Przez pewien czas Pinczuk i Tymoszenko pracowali razem, ale ich drogi dosyć szybko się rozeszły. Może gdyby Julia wiedziała, że za kilka lat jej wspólnik ożeni się z córką prezydenta Kuczmy i zmieni w zaciętego wroga, byłaby ostrożniejsza, a może i nie (ostrożność nie jest bowiem największą zaletą Julii). W każdym razie Pinczuka zastępuje ktoś wtedy zdecydowanie bardziej wpływowy, czyli Pawło Łazarenko, wysoki urzędnik obwodowej administracji odpowiedzialny za rolnictwo. Julia miała go poznać przez swego teścia i był to bardzo cenny kontakt dla dyrektora sprzedającej paliwo korporacji. Tym cenniejszy, że Łazarenko wkrótce został gubernatorem obwodu. Warto przyjrzeć się bliżej człowiekowi, który pozwolił wypłynąć na szerokie wody Julii – kobiecie interesu i który pierwszy stworzył Julię – polityka.

Z wykształcenia agronom, w latach 80. przewodniczący jednego z dniepropietrowskich kołchozów, Łazarenko w 1990 roku został wybrany na deputowanego do Rady Najwyższej. W 1992 roku, już po ogłoszeniu przez Ukrainę niepodległości, prezydent Leonid Krawczuk mianował Łazarenkę swoim przedstawicielem w obwodzie dniepropietrowskim. W roku 1994 następny prezydent Leonid Kuczma zrobił go dniepropietrowskim gubernatorem.

W sposób dosyć charakterystyczny dla nomenklatury późnego ZSRR stanowiska szefa obwodu dniepropietrowskiego Łazarenko bardzo sprawnie użył do wybudowania swego prywatnego gospodarczego imperium. Zostawszy gubernatorem, wykorzystując swoje dobre stosunki z Kijowem i Moskwą, pomagał nawiązywać lokalnym biznesmenom odpowiednie kontakty, przy czym od każdej transakcji pobierał sutą prowizję. Wiktor Pinczuk wspomina o specjalnym funduszu gubernatora, na który trzeba było odprowadzać pieniądze.

Według jednego z ukraińskich politologów w ciągu kilku lat dniepropietrowski gubernator stworzył taką siatkę powiązań, że bez jego uczestnictwa nie mógł dojść do skutku żaden poważniejszy kontrakt w regionie. Czy łamał prawo? Sami Ukraińcy twierdzą, że wtedy jeszcze raczej poruszał się na jego krawędzi, przynajmniej według wschodnioeuropejskich standardów. Później prowadząca przeciw byłemu premierowi Łazarence śledztwo szwajcarska prokuratura będzie się łapała za głowę, próbując rozszyfrować sieć tym razem już ogólnokrajowych powiązań oskarżonego o korupcję i pranie brudnych pieniędzy polityka.

Ale to przyszłość, a na razie na obrotności gubernatora zyskiwał cały obwód – interes się kręcił, zakłady produkowały, ludzie mieli pracę, dostawali pensje. To interesowało ich dużo bardziej niż niezbyt uczciwy sposób zarabiania milionów przez szefa obwodu.

O tym, co łączyło wszechmocnego gubernatora i piękną Julię, dużo nad Dnieprem plotkowano. Czy słusznie, trudno przesądzić. Znajomy Pawła Łazarenki i jeden z późniejszych doradców Julii Tymoszenko Mychajło Brodski twierdzi, że śliczna kobieta zupełnie oczarowała dniepropietrowskiego notabla. Faktem jest, że to dzięki protekcji Łazarenki Ukrainskyj Benzyn przekształcił się w listopadzie 1995 roku w korporację Zjednoczone Systemy Energetyczne Ukrainy, nazwane nieco prześmiewczo przez znany kijowski tygodnik „Dzerkało Tyżnia” JeESU. Spółka została zarejestrowana jednocześnie na Ukrainie i w Wielkiej Brytanii, jej kapitał zakładowy wynosił 10 mln USD, a hasło brzmiało „Energią i wiarą odrodzimy Ukrainę”.

Firma była – można powiedzieć – typowo rodzinna: Julia sprawowała funkcję prezesa (zastępując na tym stanowisku męża Ołeksandra), teść został dyrektorem generalnym, mąż szefem wydziału transportu. Swoje udziały miały także matka Julii, jej córka i ciotka.

Sam Pawło Łazarenko w udzielonym w 2005 roku wywiadzie odpowiadał na pytanie, dlaczego zdecydował się wspomagać firmę mało wówczas znanej młodej damy:

„Jej organizacyjne zdolności poznałem jeszcze w 1992 roku. Wówczas Tymoszenko stała na czele korporacji Ukrainskyj Benzyn (KUB), ja w tym czasie byłem już przedstawicielem prezydenta w obwodzie dniepropietrowskim. Sami państwo wiedzą, jakie to były czasy. Wokoło jak grzyby po deszczu wyrastały różne dziwne firmy, banki, finansowe piramidy. Sfera bankowo-kredytowa to były dzikie pola, na których zręczni geszefciarze robili kokosy na hiperinflacji, a normalni przedsiębiorcy nie mieli praktycznie dostępu do kredytów. Sektor agrarny dostawał wtedy od państwa paliwo na prace rolnicze, ale te dostawy zaspokajały co najwyżej połowę zapotrzebowania, a na zakup reszty nie było pieniędzy. I właśnie wtedy młoda załoga specjalistów z korporacji Ukrainskyj Benzyn zaproponowała kompletnie nowy schemat zapewnienia rolnikom naszego obwodu paliwa. Sami zawarli z gospodarstwami rolnymi umowy na rachunek przyszłych zbiorów i w 100 procentach zaspokoili ich paliwowe potrzeby. Kompletnie nie obchodziły mnie zyski, jakie osiągnęła w ten sposób korporacja. Najważniejsze było, że w regionie nie mieliśmy najmniejszych problemów najpierw z siewami, a potem ze zbiorem plonów. Nie znam żadnego gospodarstwa w Dniepropietrowskiem, które zbankrutowałoby z powodu współpracy z KUB. A to było najważniejsze. Dlatego kiedy w końcu 1995 roku Julia Tymoszenko zwróciła się do władz z propozycją, aby jej firmie dać zgodę na działalność na rynku dostaw gazu ziemnego, nie miałem najmniejszych wątpliwości, że ona i jej firma sprostają zadaniu”⁴.

Tak wygląda wersja oficjalna. Dwa miesiące po tym, jak Pawło Łazarenko został mianowany wicepremierem ds. paliwowo-energetycznych, Ukrainskyj Benzyn przekształca się w JeESU.

W rok później Łazarenko był już premierem ukraińskiego rządu. Dzięki jego poparciu Zjednoczone Systemy Energetyczne zyskały dominującą pozycję jako dystrybutor rosyjskiego gazu na Ukrainę – tamtejsze zakłady po prostu musiały kupować gaz w firmie Julii Tymoszenko. W tej sytuacji korporacja szybko stała się przemysłowym imperium z obrotami liczonymi w miliardach dolarów. Dzięki nieprzejrzystemu systemowi rozliczeń pomiędzy Moskwą a Kijowem JeESU stał się kurą znoszącą złote jajka. Wymiana barterowa, czyli towary za gaz, pozwalała na różne niezupełnie zgodne z prawem, ale za to niesłychanie dochodowe machinacje, z których zyski lokowano później na zagranicznych kontach. Julia Tymoszenko była już wówczas prezesem firmy, a na swoim kobiecym koncie miała kolejnego bardzo wpływowego mężczyznę – szefa Gazpromu Rema Wiachiriewa.

Nie był to partner łatwy. Wiachiriew, stary sowiecki aparatczyk, z trudem uznawał coś takiego jak niepodległa Ukraina, przy czym biegnące przez wilną samostijną gazociągi pozostawały w jego mniemaniu dalej dobrem ZSRR. Jak namówić kogoś takiego do współpracy? Na pierwsze spotkanie z szefem Gazpromu prezes Julia Tymoszenko wybrała się w krótkiej spódniczce i w botfortach – sięgających za kolana skórzanych butach na obcasie. To był zresztą wówczas ulubiony styl ukraińskiej bizneswoman, nieznoszącej – jak sama przyznawała – sztywnych, bezpłciowych kostiumików. Na swoim forum internetowym Julia Tymoszenko tak pisze o stroju, w którym odwiedziła Wiachiriewa, a który znajomi krytykowali jako zbyt ekstrawagancki:

„Podobał mi się taki styl ubrania. Rem Iwanowicz, kiedy mnie zobaczył, zdębiał. No bo czy ktoś tak ubrany może zaproponować cokolwiek poważnego? Przyjął mnie dosyć ironicznie. Niemniej dokumenty, w których proponowałam nowy schemat rozliczeń za rosyjski gaz, przeczytał i podpisał. Nasz schemat zaczął działać i przy jego pomocy JeESU udało się osiągnąć to, co nie udawało się nikomu z ukraińskiego rządu. Nie zalegaliśmy z żadnymi opłatami za rosyjski gaz. Przy następnym spotkaniu Wiachiriew podał mi rękę, a potem spotykaliśmy się dosyć często”⁵.

Pierwsze spotkanie zaowocowało kontraktem, którego wartość przekroczyła 2 mld USD. Najwyraźniej prócz pięknej, wyzywająco ubranej kobiety Wiachiriew musiał zobaczyć w Tymoszenko także sprawnego biznesmena. W każdym razie kuty na cztery nogi postradziecki oligarcha do końca swojej kariery pozostawał pod urokiem kruchej Ukrainki. Być może to tylko anegdota, ale pewnego razu Wiachiriew miał wyrzucić ze swego gabinetu całą oficjalną ukraińską delegację, mówiąc, że chce rozmawiać tylko z Julią i tylko w cztery oczy.

Co więcej, nawet wtedy, gdy i w Rosji, i na Ukrainie rozpoczęto na Julię nagonkę, starając się ukręcić na nią bat z jej gospodarczej działalności, Wiachiriew nie powiedział o Tymoszenko ani jednego złego słowa. Do swojej dymisji w 2001 roku pozostał lojalny, nie jak postsowiecki aparatczyk, ale jak dżentelmen dawnego typu.

Wiachiriew nie był jedynym „rosyjskim łącznikiem” prezes JeESU. Julia zaprzyjaźniła się również z ówczesnym wszechwładnym merem Moskwy Jurijem Łużkowem. Swego czasu przysłała mu w prezencie sześć marmurowych płaskorzeźb z napisem „Moskwie od JeESU Ukrainy”, które w tej chwili zdobią wejścia do trzech stacji metra: Puszkińskiej, Twerskiej i Czechowskiej. Podobno dało to początek przyjaźni ukraińskiej milionerki z merem rosyjskiej stolicy.

Julia Tymoszenko miała zresztą za co być wdzięczna potężnemu sąsiadowi – rosyjskie ministerstwo obrony pomogło jej zarobić naprawdę dużo pieniędzy. Według ukraińskich dziennikarzy z tygodnika „Kijowski Telegraf” schemat był prosty. Eksporter rosyjskiego gazu, czyli Gazprom, brał na Zachodzie kredyt w wysokości 450 mln USD, całą sumę wpłacał do budżetu państwa w ramach swoich zobowiązań, następnie pieniądze te były z budżetu przekazywane do ministerstwa obrony, które – zamiast zużyć je np. na żołnierskie pensje czy remonty – przelewało środki na konto zachodniego przedstawicielstwa Zjednoczonych Systemów Energetycznych Ukrainy. Teoretycznie była to zapłata za materiały budowlane, których jednak rosyjski resort obrony nigdy nie zobaczył. Praktycznie pieniędzmi z ministerstwa firma Tymoszenko płaciła Gazpromowi za dostarczone paliwo. Gazprom zwracał kredyt do zachodniego banku. Koło się zamykało. Co prawda rosyjskie ministerstwo uiszczało w ten sposób zapłatę za dostarczany ukraińskim biznesmenom gaz, generałom się to jednak opłaciło. Mieli swój niezły udział w zarobionych przez ogniwa łańcuszka 450 mln USD. W 1997 roku firma Zjednoczone Systemy Energetyczne kontrolowała 25 proc. ukraińskiej gospodarki i była głównym dostawcą rosyjskiego gazu na Ukrainę.

Większość Ukraińców specjalnych pretensji do Julii o ten okres jej działalności nie ma. Jeden z jej późniejszych współpracowników, dawny antyradziecki dysydent Stepan Chmara widzi nawet pewne zasługi w opisanym wyżej traktowaniu rosyjskich partnerów. Inny były działacz opozycyjny przyznaje, że Tymoszenko kradła, dodaje jednak od razu, że po pierwsze tak wtedy robili wszyscy, a po drugie ani Julii, ani jej mężowi niczego nie udowodniono, mimo że ukraińska prokuratura bardzo się starała i kiedyś, i teraz.

Mniej tolerancyjna, przynajmniej na początku, okazała się Moskwa. W 2000 roku po dojściu do władzy Władimira Putina rosyjska prokuratura wszczęła śledztwo, posypały się dymisje odpowiedzialnych za finanse armii generałów, a sama była ukraińska bizneswoman ostatecznie znalazła się wśród przestępców ściganych listem gończym. Tyle tylko, że nastąpiło to dopiero wtedy, gdy Tymoszenko jako polityk zaczęła odgrywać czołową rolę w opozycji walczącej przeciwko popieranym przez Rosję prezydentowi Kuczmie i premierowi Janukowyczowi. Polityczne motywy rosyjskich działań były więc aż nazbyt widoczne.

Podobnie politycznie motywowany jest obecny powrót ukraińskich władz do sprawy JeESU. 25 czerwca 2012 roku w Charkowie rozpoczęto nowy proces przeciw Julii Tymoszenko. Akt oskarżenia dotyczy nadużyć podatkowych firmy Zjednoczone Systemy Energetyczne Ukrainy, a także ukrywania przez nią dochodów w latach 1997–1999. Poprzednie śledztwo z lat 2001–2004 zostało co prawda umorzone, a sprawa się przedawniła, dla ukraińskiego systemu sprawiedliwości nie ma jednak rzeczy niemożliwych. Przedawnienie zostało przez prokuraturę anulowane (w zgodzie z ukraińskim prawodawstwem) w związku ze skazaniem Julii Tymoszenko za inne przestępstwo.

Warto tu jeszcze raz przywołać zdanie Stepana Chmary – Julia Tymoszenko w tym okresie działalności Zjednoczonych Systemów Energetycznych Ukrainy święta nie była, ale w takim razie sprawy należy wytoczyć wszystkim obecnym ukraińskim biznesmenom i większości polityków.

Redaktor naczelna gazety „Dzerkało Tyżnia” Julia Mostowa o biznesowym okresie jej działalności mówi niechętnie:

„Na początku mój stosunek do Tymoszenko był jednoznacznie negatywny. To właśnie moja gazeta po raz pierwszy użyła skrótu JeESU, to my nagłośniliśmy schematy, według których ta firma robiła pieniądze. Pawło Łazarenko polecił przedsiębiorstwom kupować gaz tylko z JeESU i w dodatku płacić za niego, co wówczas wcale nie było regułą. My to nagłaśnialiśmy. W rezultacie Łazarenko już jako premier często kazał dostarczać sobie egzemplarze tygodnika prosto z drukarni, zanim znalazły się w kioskach, żeby wiedzieć, jak się bronić przed ewentualnymi zarzutami. Potem wykupił 40 proc. akcji naszej gazety i robił wszystko, żeby ją zamknąć. Wtedy miałam o Tymoszenko bardzo złe zdanie. Była dla mnie uosobieniem chorego systemu. Krążyły pogłoski, że jest kochanką Łazarenki i szefa Gazpromu Wiachiriewa. To oni mieli ułatwiać jej kontakty, zapewniać dochody. W każdym razie w 1996 roku była dla mnie symbolem wszystkiego, co najgorsze. Ale to było, zanim zaczęła polityczną karierę, czyli przed uzupełniającymi wyborami 1996 roku”⁶.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: