Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Mike Tyson. Moja prawda - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
13 stycznia 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Mike Tyson. Moja prawda - ebook

Najlepsza, najbardziej męska autobiografia w historii sportu!

Niewinny, oskarżony o gwałt i skazany na 3 lata więzienia. Tam czytał Hrabiego Monte Christo i przygotowywał się do zemsty. Był tak wściekły, że nie pamięta, w jaki sposób odgryzł Holyfieldowi kawałek ucha. Zarobił na ringu kilkaset milionów dolarów, a mimo to zbankrutował. Zdobył tysiące kobiet, wlewał w siebie alkohol w ilościach przemysłowych, a do walk stawał naćpany i otępiony lekami. Ale był. Ostatnim prawdziwym królem boksu. Nieźle jak na „czarnucha z przyczepy”.

Ta książka rzuca na kolana. Jest bezprzykładnie szczera, okrutna, skandaliczna, komiczna i inspirująca zarazem. Obłędna podróż z dna na sam szczyt. Z powrotem na dno. I w końcu ku względnemu spokojowi i rodzinnemu szczęściu – mimo tragicznej śmierci córeczki.

Nieprawdopodobna, a jednak prawdziwa. Doskonale opisana życiowa droga Bestii, która biła tak mocno, jak nienawidziła.

***

Mike Tyson jest legendą, i nie mam tu na myśli tylko jego sportowych osiągnięć. To przede wszystkim człowiek, który pokazuje, jak dzięki sile charakteru i niezłomnej woli można wejść na sam szczyt, jak podnosić się po upadkach i zwyciężać od nowa. Zawsze jest o co walczyć!
Wiesław Włodarski, Prezes Zarządu FoodCare, producenta napoju energetycznego BLACK, sygnowanego przez  Mike’a Tysona

Mike’a Tysona podziwiam mniej za pasy mistrzowskie, a bardziej za wygraną walkę, którą nazywamy życiem. W tej najważniejszej walce miał wielu przyjaciół, gdy wygrywał rundy, ale kiedy przegrywał, był zupełnie sam.
Andrzej Gołota

Moja prawda opowiada o trwającej 48 lat gargantuicznej walce z samym sobą, poddawaniu się, powstawaniu, grzęźnięciu, wypełzaniu. Mike pisze o tym najczęściej tak, jak bił – mocno, zawzięcie – ze szczerością trzeźwego alkoholika. Ale bywa, że także z dystansem i bez mała tarantinowskim humorem.
Radosław Leniarski, Gazeta Wyborcza

Życie Mike’a Tysona to gotowy scenariusz na fascynujący film.
Andrzej Kostyra, Super Express / Polsat Sport

Ta książka nie jest apoteozą „króla Brownsville” z reputacją Robin Hooda, hojnie rozdającego pieniądze ludziom z marginesu i bohatersko witanego na Brooklynie salwą z broni. Spowiedź Mike’a Tysona jest gorzką konstatacją dla tych, którzy w demonicznym ringowym wizerunku Bestii nigdy nie dostrzegli dramatu człowieka samotnego, niekochanego, wybuchającego płaczem, skłonnego do depresji i dręczonego demonami. Oto lektura pełnego wzlotów i upadków życia jednego z najwybitniejszych pięściarzy w historii, który dopiero po roztrwonieniu liczonego w setkach milionów dolarów majątku uwolnił swoje bogactwo.
Artur Gac, dziennikarz sportowy, współpracownik Magazynu Olimpijskiego, Gazety Krakowskiej i Dziennika Polskiego

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7924-283-2
Rozmiar pliku: 18 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

Przez sześć tygodni, od momentu skazania za gwałt do ogłoszenia wyroku, zajmowałem się głównie podróżowaniem po kraju i romansowaniem ze wszystkimi moimi dziewczynami. Chciałem w ten sposób się z nimi pożegnać. W tym samym czasie broniłem się przed kobietami, które składały mi różne propozycje. Wszędzie, dokądkolwiek pojechałem, pojawiały się dziewczyny, które zapewniały: „Przecież nie powiem, że mnie zgwałciłeś. Chodź ze mną. Możesz wszystko nagrywać”. Później zrozumiałem, że w ten sposób próbowały mi powiedzieć: „Wiemy, że tego nie zrobiłeś”. Ale wtedy tak tego nie odbierałem. Byłem wściekły i odpowiadałem im opryskliwie. Te kobiety próbowały udzielić mi wsparcia, ale odczuwałem zbyt silny ból, żeby to zrozumieć. Byłem ignorantem, rozgoryczonym facetem, który musiał dorosnąć.

W pewnym sensie moja złość była jednak uzasadniona. Miałem dwadzieścia pięć lat i czekało mnie sześć lat więzienia za zbrodnię, której nie popełniłem. Powtórzę tutaj to, co mówiłem przed ławą przysięgłych, podczas ogłaszania wyroku, w trakcie przesłuchania w sprawie wcześniejszego zwolnienia i po tym, jak wyszedłem na wolność. Będę to powtarzał aż do śmierci. Nie zgwałciłem Desiree Washington. Ona dobrze o tym wie. Wie o tym również Bóg. Do końca życia Desiree towarzyszyć będzie świadomość tego, co zrobiła.

Mój promotor, Don King, zapewniał mnie, że zostanę uniewinniony. Powiedział mi, że w tajemnicy pracuje nad wyciszeniem całej sprawy. Zatrudnił Vince’a Fullera, najlepszego prawnika, jakiego można było dostać za milion dolarów. Vince pracował również dla Kinga jako doradca podatkowy. Prawdopodobnie Don był mu winien pieniądze. Od początku wiedziałem jednak, że nie usłyszę sprawiedliwego wyroku. Miałem być sądzony nie w Nowym Jorku czy w Los Angeles, ale w Indianapolis, w regionie, gdzie działały kiedyś najsilniejsze oddziały Ku-Klux-Klanu. Sprawę prowadzić miała Patricia Gifford, która wcześniej oskarżała w sprawach przestępstw seksualnych i którą nazywano „Bezlitosną Sędziną”. Zostałem uznany za winnego przez „równych mi” przysięgłych, wśród których znajdowała się zaledwie jedna czarnoskóra osoba. Nieobecność drugiego czarnoskórego członka została usprawiedliwiona przez sędzinę pożarem w hotelu, w którym mieszkali przysięgli. Sędzina zwolniła go ze względu na jego „stan umysłu”. Tak, jego stan umysłu był taki, że nie smakowało mu tamtejsze jedzenie.

Wiedziałem jednak, że nie mam „równych sobie”. Byłem najmłodszym mistrzem świata wagi ciężkiej w historii boksu. Byłem tytanem, reinkarnacją Aleksandra Wielkiego. Mój styl walki był wybuchowy, moja obrona nie do sforsowania. Byłem dziki. To niesamowite, jak niskie poczucie własnej wartości i ogromne ego mogą wytworzyć w człowieku złudzenie wielkości. Ale po zakończeniu procesu i naradzie przysięgłych ten bóg pośród ludzi musiał zawlec swoje czarne dupsko do sądu, żeby usłyszeć wyrok.

Przedtem jednak postanowiłem zwrócić się o pomoc do zaświatów. Calvin, mój bliski kolega z Chicago, powiedział mi o wróżbitce, która za pomocą zaklęcia mogła pomóc mi uniknąć więzienia.

– Nasikaj do słoika, włóż do środka pięć studolarowych banknotów i trzymaj to pod łóżkiem przez trzy dni, a następnie przynieś do niej – powiedział mi Calvin. – Ona będzie się nad nim za ciebie modlić.

– Ta jasnowidząca baba wyciągnie oszczane pieniądze ze słoika, wysuszy je i pójdzie na zakupy – powiedziałem. – Jakby ktoś ci dał 100 dolarów, przejmowałbyś się tym, że banknot jest oszczany?

Cieszyłem się reputacją gościa, który trwoni pieniądze na prawo i lewo, ale to już była przesada.

Później znajomi próbowali umówić mnie z czarownikiem wudu. Przyprowadzili ze sobą faceta w garniturze. Nie wyglądał na kogoś, kto zna się na wudu. Ten dupek powinien mieć na sobie koszulę dashiki i przyjść do mnie prosto z jakiegoś bagna. Wiedziałem, że gość do niczego się nie przyda. Nie przygotował nawet ceremonii. Napisał tylko jakieś pierdoły na kartce i próbował wcisnąć mi ten kit. Chciał, żebym nasmarował się jakimś dziwnym olejkiem i wypił specjalny eliksir. A ja piłem wtedy hennessy. Nie miałem zamiaru popijać czymkolwiek mojego koniaku.

Umówiłem się więc z kapłanem Santerii, żeby odprawił nade mną swoje bzdety. Któregoś dnia poszliśmy do budynku sądu z gołębiem i jajkiem. Rzuciłem jajkiem o ziemię i wypuściłem gołębia, krzycząc: „jesteśmy wolni!”.

Kilka dni później włożyłem szary garnitur w prążki i udałem się na rozprawę.

Po ogłoszeniu wyroku moi obrońcy sporządzili oficjalne oświadczenie. Był to imponujący dokument. Doktor Jerome Miller, dyrektor ośrodka Augustus Institute w Wirginii i jeden z najlepszych ekspertów w dziedzinie przestępstw seksualnych, zbadał mnie i stwierdził, że jestem „wrażliwym i rozważnym człowiekiem, którego problemy wynikają nie z patologii, ale z braków wychowawczych”. Był przekonany, że dzięki odpowiedniej, długotrwałej psychoterapii mógłbym osiągnąć zadowalające rezultaty. Jego raport kończył się słowami: „Pobyt w więzieniu opóźni ten proces, a najprawdopodobniej całkowicie go zatrzyma. Zdecydowanie rekomenduję wzięcie pod uwagę innych rozwiązań, które spełniałyby funkcję zarówno odstraszającą, jak i wychowawczą”. Oczywiście osoby, które przygotowywały treść wyroku, nie dołączyły do niego ostatniego akapitu tego raportu. Za to chętnie przytoczyły opinię oskarżycieli, która brzmiała: „Po przeanalizowaniu informacji dotyczących przestępstwa i jego sprawcy, główny śledczy – doświadczony specjalista od spraw przestępstw na tle seksualnym – doszedł do wniosku, że oskarżony może w przyszłości ponownie dopuścić się podobnego czynu”.

Moi prawnicy przygotowali załącznik składający się z zeznań czterdziestu ośmiu osób, które wypowiedziały się na mój temat. Byli to między innymi: dyrektor szkoły, do której uczęszczałem, zajmujący się mną pracownik socjalny ze stanu Nowy Jork, wdowa po Sugar Rayu Robinsonie, moja matka zastępcza Camille, mój sportowy hipnoterapeuta, a także sześć moich dziewczyn (i ich matki). Wszyscy oni zeznali, że jestem wyjątkowo łagodnym i spokojnym człowiekiem. Jedna z moich pierwszych dziewczyn z Catskill napisała nawet: „Po raz pierwszy odbyliśmy stosunek płciowy po trzech latach znajomości i pan Tyson ani razu nie próbował mnie do niczego zmuszać. Kocham go właśnie dlatego, że on kocha i szanuje kobiety”.

Ale oczywiście Don, jak to Don, musiał przedobrzyć. Poprosił wielebnego Williama F. Crocketta, Pierwszego Mistrza Ceremonii Zacnego Arabskiego Rodu Starożytnego Egiptu Oraz Mistycznej Świątyni Ameryki Północnej i Południowej, o napisanie w moim imieniu listu. Wielebny napisał: „Zaklinam was, oszczędźcie mu więzienia. Choć nie rozmawiałem z Mikiem od czasu jego ostatniej rozprawy, wiadomo mi, iż nie zachowuje się już wulgarnie, codziennie czyta Biblię, modli się i trenuje”. Oczywiście były to bzdury. Facet nawet mnie nie znał.

Don również napisał do sędziny płynący z serca list. Z jego treści można było wywnioskować, że wynalazłem lek na raka, opracowałem plan zaprowadzenia pokoju na Bliskim Wschodzie i generalnie zajmowałem się ratowaniem życia kociętom. Don opowiadał o tym, jak pracowałem dla fundacji Make-A-Wish i odwiedzałem chore dzieciaki. Poinformował sędzinę Gifford, że każdego roku w Święto Dziękczynienia rozdawaliśmy głodnym i potrzebującym czterdzieści tysięcy indyków. Wspominał nasze spotkanie z Szymonem Wiesenthalem, po którym tak się wzruszyłem, że przekazałem dużą sumę pieniędzy na pomoc w ściganiu nazistowskich zbrodniarzy wojennych. Don chyba zapomniał, że Klan nienawidził Żydów tak samo jak czarnych.

Ciągnęło się to przez osiem stron. „To niesłychane, aby osoba w jego wieku tak bardzo troszczyła się o innych, nie mówiąc już o cechującym go oddaniu i poświęceniu. Obdarzony jest boskimi, szlachetnymi cechami, takimi jak miłość, współczucie i chęć niesienia pomocy. Jest dziecięciem bożym oraz jedną z najbardziej wrażliwych, troskliwych, kochających i wyrozumiałych osób, jakie spotkałem w ciągu dwudziestu lat pracy z bokserami”. Cholera, to Don powinien wygłosić mowę końcową, a nie mój adwokat. W liście do sędziny Gifford człowiek Dona od public relations, czyli John Solberg, od razu przeszedł do rzeczy. „Mike Tyson nie jest bandziorem”, napisał.

Bandziorem może nie byłem, ale aroganckim dupkiem na pewno. W czasie procesu zachowywałem się tak gburowato, że nie było mowy, aby mnie uniewinnili. Nie zdobyłem się na pokorę nawet w takim momencie. Wszystko, o czym napisano w tamtym raporcie – te akcje charytatywne, indyki, troszczenie się o ludzi, pomaganie słabym i pokrzywdzonym – robiłem to wszystko, bo chciałem być pokorny, a nie dlatego, że taki byłem. Desperacko pragnąłem być takim człowiekiem, ale tak naprawdę w moim ciele nie było ani jednej pokornej kości.

26 marca 1992 roku, wyposażeni w zeznania moich znajomych, udaliśmy się więc do sądu na rozprawę końcową. Vince Fuller przesłuchał Lloyda Bridgesa, dyrektora ośrodka Riverside Residential w Indianapolis. Mój zespół obrońców wnioskował o zamianę kary pozbawienia wolności na wyrok w zawieszeniu i pobyt w ośrodku resocjalizacyjnym, gdzie mógłbym połączyć terapię z pracą społeczną. Bridges, który był wyświęconym kapłanem, prowadził tego typu program i stwierdził, że byłbym idealnym kandydatem na jego uczestnika.

Niestety, asystentka oskarżyciela wyciągnęła z Bridgesa informację, że w ostatnim czasie odnotowano cztery ucieczki pacjentów z ośrodka. A kiedy kapłan przyznał, że przeprowadził ze mną rozmowę w mojej rezydencji w Ohio, dokąd przyleciał za moje pieniądze, sprawa zupełnie się posypała. Teraz mogłem już tylko czekać na określenie wysokości wyroku przez „Bezlitosną Sędzinę”.

Głos zabrał tymczasem Fuller. Nadeszła pora, aby pokazał, za co zapłaciliśmy mu ten milion dolarów. Dostałem jednak jego standardowe, niewiele warte bzdury:

– Tyson obarczony jest dużym bagażem doświadczeń. Prasa go szykanuje. Nie ma dnia, żeby jakiś dziennikarz nie przypominał mu jego wykroczeń. Ale to nie jest Tyson, jakiego znam. Tyson, jakiego znam, to wrażliwy, rozsądny i opiekuńczy mężczyzna. Być może w ringu jest przerażający, ale kiedy z niego schodzi, staje się innym człowiekiem.

Nie mogło się to równać z przesadą w wykonaniu Dona Kinga, ale też było niezłe. Tyle tylko, że przez cały proces Fuller przedstawiał mnie jako dzikie zwierzę skupione wyłącznie na zaspokajaniu potrzeb seksualnych. Następnie przeszedł do mojego spędzonego w ubóstwie dzieciństwa i adopcji przez legendarnego trenera boksu, Cusa D’Amato.

– Jednak zawiera się w tym również tragedia – mówił. – D’Amato skupiał się wyłącznie na boksie. Tyson-człowiek liczył się dla niego w mniejszym stopniu niż wielki Tyson-bokser.

Camille, wieloletnia partnerka Cusa, była oburzona tą wypowiedzią. Czuliśmy się, jakby właśnie naszczano na grób mojego mentora. Tymczasem Fuller kontynuował swoją przemowę i robił to w sposób równie chaotyczny jak wcześniej.

Przyszła wreszcie moja kolej. Podniosłem się z miejsca i stanąłem na mównicy. Nie przygotowałem się do tego, nie miałem nawet notatek. Trzymałem w ręku jedynie kartkę od tego głupiego faceta od wudu. Wiedziałem jedno: nie mam zamiaru przepraszać za to, co wydarzyło się tamtej nocy w moim pokoju hotelowym. Przeprosiłem prasę, sąd i inne uczestniczki konkursu Miss Black America, ale nie za to, co zrobiłem wtedy w pokoju.

– Zachowałem się bardzo głupio, przyznaję. Ale nigdy nikogo nie zgwałciłem. Nigdy nie próbowałem nikogo zgwałcić. Przepraszam. – Spojrzałem na oskarżyciela, Grega Garrisona. – Moje życie osobiste zostało już skazane na więzienie. Zostałem skrzywdzony. To wszystko było jednym wielkim snem. Nie przyszedłem tu, aby błagać o litość. Spodziewam się najgorszego. Zostałem już ukrzyżowany. Zostałem poniżony na oczach całego świata. Upokorzono mnie. Cieszę się jedynie z otrzymanego wsparcia. Jestem gotowy na każdą karę.

Usiadłem obok obrońców, a sędzina zadała mi kilka pytań związanych z byciem wzorem dla dzieci.

– Nigdy nie nauczono mnie, jak radzić sobie ze sławą – odparłem. – Nie mówię dzieciakom, że powinny być takie jak Mike Tyson. Rodzice są dla nich lepszymi wzorami do naśladowana.

Głos należał teraz do oskarżycieli. Tym razem nie mówił jednak wieśniak Garrison, który spierał się ze mną w trakcie procesu, ale jego szef, Jeffrey Modisett, prokurator hrabstwa Marion. Przez dziesięć minut tłumaczył, że sławni i bogaci mężczyźni nie powinni być traktowani ulgowo. Następnie odczytał list Desiree Washington. „Wczesnym rankiem 19 lipca 1991 roku zaatakowano moje ciało i umysł. Zostałam fizycznie zdominowana do tego stopnia, że utraciłam swoje wewnętrzne ja. W miejscu, gdzie przez osiemnaście lat znajdowała się moja osobowość, panuje teraz pustka i chłód. Nie potrafię wyobrazić sobie swojej przyszłości. Mogę powiedzieć jedynie tyle, że każdy dzień po gwałcie upływa mi na powolnym odbudowywaniu zaufania do ludzi, nauce uśmiechania się i próbach odnalezienia tej Desiree Lynn Washington, którą 19 lipca 1991 roku odebrano nie tylko mnie, ale również tym, którzy mnie kochali. W chwilach, kiedy ze złością wspominam ból, jaki zadał mi napastnik, Bóg powtarza mi, że człowiek ten jest chory psychicznie. Czasami płaczę, widząc obecne wciąż w moich oczach cierpienie, ale potrafię współczuć swojemu oprawcy. Nadal mam nadzieję, że zostanie zresocjalizowany”.

Modisett odłożył list.

– Tyson nadal nie został zresocjalizowany – stwierdził. – Świat chce się przekonać, czy istnieje jeden spójny system sprawiedliwości. Musimy zrozumieć, że sprawca ma problem. Musimy uleczyć tego chorego człowieka. Gwałciciel Mike Tyson musi zniknąć z ulic.

Następnie zarekomendował, aby uzdrowiono mnie za pomocą ośmiu lat za kratkami.

Przyszła pora na przemówienie Jima Voylesa. Był to miejscowy prawnik zatrudniony przez Fullera. Voyles okazał się wyrozumiałym, bystrym i zabawnym facetem. Był jedynym prawnikiem z mojego obozu, z którym dobrze się dogadywałem. Poza tym przyjaźnił się z sędziną Gifford i jako „swój gość” mógł dotrzeć do serc przysięgłych z Indianapolis.

– Weźmy tego człowieka – powiedziałem Donowi na początku procesu.

Voyles mógł coś dla mnie zdziałać, ale Don i Fuller zrobili z niego głupka. Na nic mu nie pozwalali. Uciszali go. Jim był sfrustrowany. W rozmowie z przyjacielem stwierdził, że jest „jednym z najlepiej opłacanych podawaczy długopisów na świecie”. Ostatecznie jednak miał okazję wystąpić przed sądem. Z pasją mówił o konieczności zastosowania resocjalizacji zamiast więzienia, ale to było jak rzucanie grochem o ścianę. Sędzina Gifford i tak podjęła już decyzję.

Zaczęła od pochwalenia mojej pracy społecznej, „dzielenia się majątkiem” i od tego, jak traktuję dzieci. Zaraz jednak przeszła do tyrady na temat „randkowego gwałtu”, zaznaczając, że nie znosi tego określenia.

– Zdołaliśmy upowszechnić przekonanie, że jeśli mężczyzna zna kobietę lub jest z nią na randce, może zrobić z nią wszystko, co zechce – powiedziała. – Prawo bardzo jasno określa jednak, czym jest gwałt. Nie ma znaczenia, czy sprawca i ofiara się znają. Słowo „randka” w określeniu „randkowego gwałtu” nie zmienia faktu, że to wciąż jest gwałt.

W trakcie tego przemówienia kotłowało mi się w głowie. To wszystko naprawdę nie miało nic wspólnego z tamtą sytuacją. My nie byliśmy na randce. Świetny komik Bill Bellamy powiedziałby, że to był seks na telefon. Dokładnie. Zaraz jednak znowu się skupiłem.

– Wnioskując po zachowaniu oskarżonego, obawiam się, że gotów jest dopuścić się podobnego czynu po raz kolejny – powiedziała sędzina i zmierzyła mnie wzrokiem. – Miał pan dotychczas czystą kartotekę. Los dał panu wiele szans. Ale tym razem się panu nie udało.

Urwała na chwilę, a potem oświadczyła:

– W związku z pierwszym zarzutem skazuję pana na dziesięć lat pozbawienia wolności.

– Jebana dziwka – mruknąłem pod nosem. Czułem, że ciało mi drętwieje. Pierwszy zarzut dotyczył gwałtu. Pomyślałem sobie: kurwa, może trzeba było wypić ten eliksir od czarownika wudu.

– W związku z drugim zarzutem skazuję pana na dziesięć lat pozbawienia wolności.

Don King i moi zgromadzeni na sali przyjaciele westchnęli głośno. Drugi zarzut dotyczył użycia palców. Pięć lat za każdy palec.

– W związku z trzecim zarzutem skazuję pana na dziesięć lat pozbawienia wolności.

To z kolei dotyczyło użycia mojego języka. Przez dwadzieścia minut. Był to prawdopodobnie rekord świata, najdłuższa mineta, jaką kiedykolwiek zrobiono podczas gwałtu.

– Kary będą się odbywały jednocześnie – kontynuowała sędzina. – Nakładam na pana grzywnę w wysokości 30 tysięcy dolarów. Zawieszam również cztery lata z wyroku, aby mógł pan w tym czasie wziąć udział w psychoanalitycznym programie doktora Jerome’a Millera i odpracować społecznie sto godzin z trudną młodzieżą.

W tym momencie Fuller wtrącił się i powiedział, że powinienem otrzymać możliwość wyjścia za kaucją do czasu, kiedy uznany adwokat Alan Dershowitz przygotuje moją apelację. Dershowitz znajdował się wtedy na sali sądowej i przysłuchiwał się przebiegowi procesu. Kiedy Fuller skończył mówić, głos zabrał wieśniak Garrison. Wiele osób twierdziło później, że padłem ofiarą uprzedzeń rasowych. Myślę jednak, że faceci tacy jak Modisett i Garrison zabrali się do tej sprawy tylko po to, żeby zabłysnąć. Tak naprawdę niezbyt interesował ich wynik procesu. Chcieli tylko, żeby ich nazwiska znalazły się w papierach. Chcieli poczuć się ważni.

Garrison wstał i oświadczył, że jestem „brutalnym gwałcicielem, który może zachować się w ten sposób ponownie”.

– Pozwalając oskarżonemu wyjść na wolność, umniejszymy powagę zbrodni, ośmieszymy wymiar sprawiedliwości, narazimy niewinne osoby na niebezpieczeństwo i pozwolimy przestępcy kontynuować dotychczasowy styl życia – stwierdził.

Sędzina zgodziła się z Garrisonem. Żadnej kaucji. Co oznaczało, że miałem trafić prosto do więzienia. Gifford zamierzała już doprowadzić procedurę do końca, kiedy na sali powstało zamieszanie. Dershowitz zerwał się z miejsca, chwycił swoją walizkę i ruszył w stronę drzwi, rzucając pod nosem:

– Zabieram się stąd, żeby powalczyć o sprawiedliwość.

Wśród zebranych osób zapanowało poruszenie, ale sędzina uderzyła młotkiem w stół i było po wszystkim. Na miejscu pojawił się szeryf hrabstwa, który miał zabrać mnie do więzienia. Wstałem i zdjąłem zegarek oraz pasek, a potem razem z portfelem wręczyłem je Fullerowi. Moje dwie przyjaciółki, siedzące w pierwszym rzędzie dla publiczności, płakały spazmatycznie.

– Kochamy cię, Mike – powtarzały, chlipiąc.

Camille podeszła do ławy obrońców. Uściskaliśmy się na pożegnanie. Następnie szeryf wyprowadził mnie i Jima Voylesa przez tylne drzwi.

Zaprowadził mnie na dół, do rejestracji. Przeszukano mnie i zdjęto mi odciski palców. Na zewnątrz, wokół samochodu, który miał zabrać mnie do więzienia, czekał tłum dziennikarzy.

– Kiedy stąd wyjdziemy, pamiętaj, żeby trzymać płaszcz na kajdankach – doradzał mi Voyles.

Czy on sobie robił jaja? Powoli moje ciało uwalniało się z odrętwienia i z powrotem ogarniała mnie wściekłość. Miałem wstydzić się kajdanek? To był mój medal za odwagę. Jeśli zasłonię kajdanki, będę zwykłą dziwką. Jim myślał, że zakrywanie kajdanek pozwoli mi uniknąć wstydu, ale to właśnie tego musiałbym się wstydzić. Musiałem pokazać się z metalem na dłoniach. Ludzie, którzy mnie rozumieli, musieli mnie tak zobaczyć. Wyruszałem do szkoły dla wojowników.

Wszyscy inni niech się pierdolą.

Wyszliśmy z budynku sądu i skierowaliśmy się do samochodu, a ja uniosłem ręce skute kajdankami. Zrobiłem minę, jakbym chciał powiedzieć: „Wierzycie w całe to gówno?”. Zdjęcie, które mi wtedy pstryknęli, znalazło się na pierwszych stronach gazet na całym świecie. Wsiadłem do policyjnego samochodu, a Jim wcisnął się obok mnie.

– No dobra, wiejski chłopaczku, zostaliśmy teraz tylko we dwójkę – zażartowałem.

Zabrali nas do centrum diagnostycznego, żeby określić, na jaki oddział powinienem trafić. Rozebrali mnie do naga, kazali się nachylić i przeprowadzili badanie jam ciała. Potem dali mi jakieś gówno wyglądające jak pidżama i do tego klapki. Skierowali mnie do ośrodka Indiana Youth Center w Plainfield, gdzie przebywali skazańcy drugiego i trzeciego stopnia. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, wściekłość dosłownie mnie zżerała. Miałem zamiar pokazać tym skurwielom, jak się odsiaduje wyrok.

Zabawne, ale długo zajęło mi uświadomienie sobie tego, że wysyłając mnie do więzienia, tamta mała, biała sędzina być może uratowała mi życie.Szukaj w dobrych księgarniach i na

www.labotiga.pl

www.wsqn.pl

Kultowa biografia króla koszykówki

„Zapierająca dech w piersiach niczym koszykarskie wsady jej bohatera”.

W zgodnej opinii fachowców najlepsza książka o MJ-u, jaka kiedykolwiek
się ukazała.

Szukaj w dobrych księgarniach i na

www.labotiga.pl

www.wsqn.pl

„W szatni czułem się jak kawałek gówna”

Tak pobyt w drużynie wszech czasów może podsumować tylko Ibra.

Bezpośrednia, mocna, do bólu szczera. Zlatan Ibrahimović opowiada o swojej drodze z peryferii Malmö na piłkarski szczyt.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: