Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dość dobre powody, aby pozostać przy życiu - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
11 stycznia 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Dość dobre powody, aby pozostać przy życiu - ebook

Matt Haig jest brytyjskim bestsellerowym autorem, którego powieści zostały przetłumaczone na 30 języków. Na polskim rynku wydawniczym ukazały się m.in. Ludzie. Powieść dla Ziemian oraz Radleyowie. Matt jest również autorem książek dla dzieci.

Dorastał w Nottinghamshire, obecnie mieszka w Brighton.

CO ZNACZY ŻYĆ NAPRAWDĘ?

Prawdziwa historia Matta Haiga, bestsellerowego brytyjskiego autora, który przeszedł kryzys, wygrał z depresją i nauczył się żyć na nowo. Dość dobre powody, aby pozostać przy życiu to poruszająca, a zarazem pokrzepiająca opowieść, która jest czymś więcej niż wspomnieniem. To przewodnik, jak najlepiej wykorzystać dany nam czas.

Rzeczy, które ludzie mówią osobom cierpiącym na depresję, a nie mówią w innych zagrażających życiu sytuacjach

„Ej, wiem, że masz gruźlicę, ale mogło być gorzej. Przynajmniej nikt nie umarł”.

„Skąd wiesz, że masz raka żołądka?”

„Tak, wiem, że rak jelita jest ciężką chorobą, ale czy chciałbyś żyć z kimś, kto się z tym zmaga? Do licha! Koszmar”.

„Alzheimer, powiadasz? Hmm, nawet mi nie mów. Cały czas mnie to dopada”.

„Zapalenie opon mózgowych? Daj spokój, myśl rozsądnie”.

„No tak, twoja noga płonie, ale gadanie o tym cały czas niczego nie zmieni, no nie?”

„No okay, może twój spadochron się nie otworzył, ale głowa do góry”.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8110-029-8
Rozmiar pliku: 1 000 B

FRAGMENT KSIĄŻKI

Ta książka miała nie powstać

TRZYNAŚCIE LAT TEMU byłem pewien, że to się nie wydarzy. Miałem umrzeć albo przynajmniej oszaleć.

Nie miałem szans zostać na tym świecie. Czasami nawet wydawało mi się, że nie przetrwam najbliższych dziesięciu minut. Trudno było też sobie wyobrazić, że ponownie uwierzę w siebie i poczuję się na tyle dobrze, żeby o wszystkim napisać.

Jednym z objawów depresji jest brak nadziei. Życie nie ma przyszłości. Nie widzisz żadnego światełka w tunelu, bo tunel, w którym utknąłeś, jest zamknięty z obu stron. Gdybym tylko znał wtedy przyszłość, gdybym wiedział, że czeka mnie w życiu jeszcze coś lepszego, znalazłbym wyjście z tunelu, w stronę światła. Fakt, że ta książka powstała, jest zatem dowodem, że depresja kłamie. Depresja sprawia, że twoje myśli są zafałszowane.

Ale depresja sama w sobie nie jest kłamstwem. To najbardziej realne doświadczenie w moim życiu. Mimo że jest niewidoczna.

Innym ludziom wydaje się, że to przecież nic wielkiego. Chodzisz z płonącą głową, ale nikt tych płomieni nie widzi. Skoro depresja jest w dużej mierze niewidoczna i tajemnicza, łatwo ją piętnować, a takie piętno jest szczególnie okrutne dla chorego, bo wpływa na myśli, a depresja jest właśnie chorobą myśli.

Kiedy jej doświadczasz, czujesz się samotny i wydaje ci się, że jesteś jedynym, którego to spotkało. Przeraża cię, że ludzie mogą cię uznać za szaleńca, więc zamykasz się w sobie. Przeraża cię, że ludzie cię odepchną, więc milczysz, nie mówisz o chorobie, a szkoda, bo mówienie o niej pomaga. Słowa – mówione lub pisane – łączą nas ze światem, więc opowiadanie czegoś ludziom czy przelewanie myśli na papier ułatwia nawiązanie kontaktu zarówno z nimi, jak i z prawdziwą wersją siebie.

Wiem, wiem, istoty ludzkie lubują się w skrytości. W odróżnieniu od innych zwierząt nosimy ubrania i kopulujemy za zamkniętymi drzwiami. I wstydzimy się, gdy coś złego się z nami dzieje. Ale wyrastamy z tego, właśnie rozmawiając o kłopotach, czytając o nich czy pisząc.

Wierzę w to, ponieważ po części przez czytanie i pisanie wyszedłem z mroku. Odkąd zdałem sobie sprawę, że moja choroba kłamała na temat przyszłości, chciałem napisać książkę o swoich doświadczeniach, aby poradzić sobie z depresją i lękiem. Ta książka ma służyć dwóm celom: ma osłabić piętno choroby i – to chyba cel bardziej idealistyczny – wyjaśnić ludziom, że jeśli znajdą się na dnie doliny, zawsze będą mieć ograniczony widok. Napisałem tę książkę, ponieważ oklepane frazesy są zawsze najprawdziwsze. Czas leczy rany. Na końcu tunelu naprawdę jest światełko, nawet jeśli nie jesteśmy w stanie go dostrzec. Po każdej burzy wychodzi słońce. Niekiedy słowa mogą nas wyzwolić.Parę uwag, zanim zaczniemy na dobre

UMYSŁY SĄ NIEPOWTARZALNE. Psują się w niepowtarzalny sposób. Mój umysł zepsuł się trochę odmiennie niż pozostałe. Doświadczenia ludzi częściowo się pokrywają, ale nie są takie same. Takie etykiety jak depresja (czy lęk, lęk napadowy, zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne) są przydatne, pod warunkiem że zdajemy sobie sprawę, że ludzie doświadczają tych zaburzeń w różny sposób.

Depresja dla każdego jest inna. Odczuwamy ból na różne sposoby, w różnej skali i wywołuje on różne reakcje. Gdyby użytecznymi książkami były tylko te odzwierciedlające nasze doświadczenia, jedyną wartą przeczytania byłaby książka napisana przez nas samych.

Nie ma złego czy dobrego sposobu przeżywania depresji, napadu paniki albo myśli samobójczych. Te rzeczy po prostu są. Cierpienie, tak jak joga, nie ma nic wspólnego ze współzawodnictwem. Z czasem odkryłem jednak, że czytając o innych ludziach, którzy przeżyli głęboką rozpacz i jakoś sobie z nią poradzili, znalazłem pokrzepienie. Nabrałem nadziei. I teraz mam nadzieję, że ta książka również ją przyniesie.Dzień, w którym umarłem

PAMIĘTAM DZIEŃ, KIEDY umarł dawny ja.

Zaczęło się od myśli. Coś było nie tak. Taki był początek, zanim na dobre zdałem sobie sprawę, o co chodzi. A sekundę później zrodziło się w mojej głowie dziwne uczucie. Jakaś biologiczna aktywność z tyłu mojej czaszki, trochę ponad szyją. Móżdżek. Pulsujące, intensywne trzepotanie, jakby uwięziony był tam motyl, uczucie mrowienia. Nie byłem jeszcze świadomy dziwnych fizycznych objawów, które mogą wywoływać depresja i lęk. Myślałem, że po prostu umrę. I wtedy moje serce zaczęło przyspieszać. A potem ja przyspieszyłem. Zapadłem się, szybko spadając w klaustrofobiczną i duszącą rzeczywistość. I dopiero po roku z okładem poczuję się znowu chociaż w połowie normalnie.

Do tego momentu nie rozumiałem do końca depresji. Wiedziałem, że mama cierpiała na nią przez pewien czas po moim urodzeniu, a prababcia ze strony ojca popełniła samobójstwo. Choroba więc była obecna w mojej rodzinie, ale nie myślałem o niej za często.

W każdym razie miałem 24 lata. Mieszkałem w Hiszpanii − w jednym z najbardziej spokojnych i pięknych zakątków Ibizy. Był wrzesień. Za dwa tygodnie miałem wrócić do Londynu, do rzeczywistości. Po sześciu latach studenckiego życia i wakacyjnych prac. Dorosłe życie odkładałem w czasie, jak długo się tylko dało, ale wyłaniało się przede mną jak czarna chmura. Chmura, z której za chwilę miał spaść na mnie deszcz.

Najdziwniejszą cechą umysłu jest to, że mogą się w nim dziać bardzo intensywne rzeczy, ale nikt inny nie jest w stanie ich dostrzec. Świat wzrusza ramionami. Możecie wytrzeszczać oczy. Możecie mówić niespójnie. Wasza skóra może się świecić od potu. Ale mieszkańcy tej hiszpańskiej wioski, którzy widywali mnie w owym czasie, nie mieli szans zobaczyć, co czuję. Nie mieli szans dostrzec dziwnego piekła, w którym się znalazłem, ani zrozumieć, czemu śmierć wydawała się takim świetnym pomysłem.

Spędziłem w łóżku trzy dni. Ale nie spałem. Moja dziewczyna, Andrea, w regularnych odstępach czasu podawała mi wodę albo owoce, które ledwo mogłem przełknąć.

Przez otwarte okno wpływało trochę świeżego powietrza, ale w pokoju i tak było gorąco. Pamiętam, że byłem zdumiony, że nadal żyję. Wiem, to brzmi melodramatycznie, ale depresja i panika dają ci do zabawy tylko melodramatyczne myśli. W każdym razie ulga nie przychodziła. Chciałem umrzeć. Nie, to niezupełnie tak. Nie chciałem umrzeć, po prostu nie chciałem żyć. Śmierć mnie przerażała. A śmierć przydarza się tylko ludziom, którzy wcześniej żyli. Wielu ludzi nigdy się nie narodziło. Ja chciałem być jedną z tych osób. Pobożne życzenie – aby nigdy się nie narodzić, aby być jednym z trzystu milionów plemników, które nigdy nie dotarły do celu.

(Jakie to cudowne być normalnym! Wszyscy balansujemy na niewidzialnej cienkiej linie, możemy się poślizgnąć w każdej sekundzie i stanąć oko w oko z egzystencjalnym horrorem, który drzemie w naszym umyśle).

Pokój był praktycznie pusty. Łóżko, biała kołdra, białe ściany. Może wisiał tam jakiś obraz, ale nie jestem pewny. Żadnego nie pamiętam. Przy łóżku leżała książka. Sięgnąłem po nią raz i odłożyłem. Nie mogłem skupić się na dłużej niż sekundę. Nie byłem w stanie w pełni wyrazić tego doświadczenia słowami. Nie umiałem dobrać odpowiednich słów, każde wydawało się trywialne w porównaniu z bólem, którego doświadczałem.

Pamiętam, że martwiłem się o moją młodszą siostrę, Phoebe. Przebywała w Australii. Bałem się, że właśnie ona, najbliższa mi genetycznie, może też się tak czuć. Chciałem z nią porozmawiać, ale nie byłem w stanie. W dzieciństwie, w rodzinnym domu w Nottinghamshire, wymyśliliśmy system komunikacji. Kiedy przychodziła pora snu, pukaliśmy w ścianę między naszymi pokojami. Teraz pukałem w materac, wyobrażając sobie, że może mnie usłyszy z tej odległości.

Puk. Puk. Puk.

Nie miałem w głowie takich określeń jak „depresja” czy „lęk napadowy”. Ze śmiechu wartą naiwnością sądziłem, że to, czego doświadczałem, nikomu wcześniej się nie przytrafiło. Uznałem, że skoro to przeżycie dla mnie jest takie obce, jest obce dla całego gatunku.

– Andrea. Jestem przerażony.

– W porządku. Wszystko będzie w porządku.

– Co się ze mną dzieje?

– Nie wiem, ale wszystko będzie dobrze.

– Nie rozumiem, czemu to się dzieje.

Trzeciego dnia wyszedłem z pokoju, z willi. Żeby się zabić.Piękny widok

SŁOŃCE MOCNO ŚWIECIŁO. Powietrze pachniało sosną i morzem, które znajdowało się na wyciągnięcie ręki, tuż poniżej klifu. A krawędź klifu tylko kilka kroków przede mną. Nie więcej niż dwadzieścia. Jedyny plan, jaki wtedy miałem, to przejść dwadzieścia jeden kroków w stronę klifu.

„Chcę umrzeć”.

W pobliżu zauważyłem jaszczurkę. Prawdziwą jaszczurkę. Poczułem się oceniany. Jaszczurki się nie zabijają. Jaszczurki potrafią przetrwać. Może odpaść im ogon i w to miejsce odrasta drugi. Nie są smutasami. Nie wpadają w depresję. Radzą sobie ze wszystkim, bez względu na surowe i nieprzyjazne środowisko. W tamtym momencie najbardziej chciałem być taką jaszczurką.

Willa znajdowała się za moimi plecami. Najprzyjemniejsze miejsce, w jakim w życiu mieszkałem. Przede mną najpiękniejszy widok, jaki w życiu widziałem. Mieniące się Morze Śródziemne przypominające turkusowy obrus z małymi diamentami, otoczone linią brzegową utworzoną z wapiennych klifów i małe, prawie śnieżnobiałe opustoszałe plaże. Pasowało to do definicji piękna każdej żyjącej istoty. A jednak, mając przed sobą najpiękniejszy widok na świecie, nadal chciałem popełnić samobójstwo.

Nieco ponad rok wcześniej, gdy pisałem pracę magisterską, czytałem sporo tekstów Michela Foucaulta. Głównie Historię szaleństwa. Myśl, że szaleństwu powinno pozwolić się być szaleństwem. Że strachliwe, represyjne społeczeństwo nazywa inność chorobą. Ale to była choroba. To nie tylko szalone myśli. To nie bycie trochę stukniętym. To nie czytanie Borgesa, słuchanie Captain Beefheart, palenie fajki czy wyobrażanie sobie gigantycznego batona Mars. To był ból. W jednej chwili nic mi nie dolegało, a potem nagle wszystko się zmieniło. Byłem chory, nieważne, czy to wina społeczeństwa czy nauki. Nie mogłem po prostu czuć się tak ani sekundy dłużej. Musiałem ze sobą skończyć.

I zamierzałem to zrobić. W chwili kiedy moja dziewczyna została w willi, myśląc, że chcę tylko zaczerpnąć świeżego powietrza.

Ruszyłem, licząc swoje kroki, potem pogubiłem się w liczeniu, błądziłem gdzieś myślami.

– Tylko nie stchórz – powiedziałem do siebie. Albo przynajmniej tak mi się wydawało.

Dotarłem do krawędzi urwiska. Mogłem zakończyć wszystko kolejnym krokiem. To było tak absurdalnie proste. Jeden krok kontra ból istnienia.

Posłuchajcie. Jeżeli kiedykolwiek uwierzyliście, że osoba w depresji chce być szczęśliwa, to niesłusznie. Kompletnie jej na tym nie zależy. Ona po prostu nie chce odczuwać bólu. Chce uciec od umysłu, który płonie, w którym płoną myśli i spalają się jak dobytek w pożarze. Chce poczuć się normalnie. A jeśli to niemożliwe, chce chociaż poczuć pustkę. Jedyny zaś sposób, aby poczuć pustkę, to ze sobą skończyć. Jeden minus jeden daje zero.

Tak naprawdę nie było to jednak łatwe. Depresja to dziwna choroba. Mimo że masz myśli samobójcze, strach przed śmiercią pozostaje taki sam, jakbyś ich nie miał wcale. Jedyną różnicą jest ogromny ból istnienia. Dlatego jeśli słyszysz, że ktoś się zabił, wiedz, że był przerażony śmiercią równie mocno. Nie był to „wybór” w sensie moralnym. I moralizowanie w tej kwestii to wielkie nieporozumienie.

Stałem tam przez chwilę, zbierając się na odwagę, żeby ze sobą skończyć. A potem zbierając się na odwagę, żeby żyć. Żeby być. Żeby nie być. W tym momencie śmierć była bardzo blisko. Kilkanaście gramów przerażenia więcej i szala by się przechyliła. Być może istnieje wszechświat, gdzie postawiłem ten jeden krok, ale to nie ten.

Miałem rodziców, siostrę i dziewczynę. Czworo ludzi, którzy byli tak blisko i którzy mnie kochali. W tamtym momencie marzyłem szalenie o tym, żeby nie mieć nikogo. Żywej duszy. Miłość uwięziła mnie na tym świecie. A oni nie wiedzieli, jak to jest być mną, co dzieje się w mojej głowie. Może gdyby mogli pobyć w moim umyśle choćby przez dziesięć minut, powiedzieliby: „OK, masz rację. Powinieneś skoczyć. Nie możesz odczuwać przecież tyle bólu. Weź rozbieg i skocz. Zamknij oczy i po prostu to zrób. Gdybyś płonął, mógłbym cię ugasić kocem, ale płomienie są niewidoczne. Nic nie możemy zrobić. Więc skacz. Albo daj mi broń, a ja cię zastrzelę. Taka forma eutanazji”.

Ale to tak nie działa. Gdy chorujesz na depresję, twój ból jest niewidoczny.

Ponadto, szczerze mówiąc, bałem się. A jeżeli nie zginę? Jeżeli będę sparaliżowany, uwięziony w swoim ciele, bez możliwości ruchu? Na zawsze.

Uważam, że jeśli odpowiednio uważnie słuchamy, życie zawsze daje nam powód, żeby nie wybierać śmierci. Może on być związany z przeszłością – będą to ludzie, którzy nas wychowali, czy nasi przyjaciele, kochankowie – lub z przyszłością – wówczas będą to szanse, które będziemy po kolei eliminować.

Dlatego postanowiłem żyć dalej. Wróciłem do willi i zwymiotowałem cały stres.Rozmowa przeszłości z teraźniejszością – część pierwsza

JA WTEDY: Chcę umrzeć.

JA TERAZ: Hmm, tak się nie stanie.

JA WTEDY: To okropne.

JA TERAZ: Nie, to wspaniałe. Zaufaj mi.

JA WTEDY: Nie umiem sobie poradzić z bólem.

JA TERAZ: Wiem. Ale będziesz musiał. Warto.

JA WTEDY: Dlaczego? Czy przyszłość jest idealna?

JA TERAZ: Nie, oczywiście, że nie. Życie nigdy nie jest idealne. I nadal, od czasu do czasu, czuję się przygnębiony. Ale jestem teraz w lepszym momencie swojego życia. Ból nie jest taki okropny. Dowiedziałem się, kim jestem. Jestem szczęśliwy. Teraz, w tym momencie. Burza przeszła. Uwierz mi.

JA WTEDY: Nie mogę.

JA TERAZ: Dlaczego?

JA WTEDY: Jesteś z przyszłości, a dla mnie nie ma przyszłości.

JA TERAZ: Właśnie ci powiedziałem, że jest…Leki

W TAMTYM CZASIE NIE odżywiałem się dobrze, ale też nie odczuwałem głodu. Z powodu tych szalonych rzeczy, które działy się z moim ciałem i mózgiem. Andrea kazała mi jeść. Poszła do lodówki i przyniosła karton gazpacho don simon (w Hiszpanii piją go jak sok owocowy).

– Wypij − powiedziała, odkręcając nakrętkę i wciskając mi karton do ręki.

Wziąłem łyk. W tym momencie zdałem sobie sprawę, jaki jestem głodny. Wypiłem trochę więcej. Wypiłem połowę, ale musiałem pójść do łazienki, żeby zwymiotować. W sumie zwrócenie gazpacho don simon nie musi oznaczać choroby, ale Andrea nie chciała ryzykować.

– O mój Boże − powiedziała. – Idziemy.

– Gdzie? − zapytałem.

– Do przychodni.

– Dadzą mi leki. Nie chcę ich brać.

– Matt, ale ty ich potrzebujesz. Już dawno minął moment, kiedy był to jeszcze wybór. Idziemy, dobrze?

Niby umieściłem znak zapytania na końcu wypowiedzi Andrei, ale nie pamiętam, czy faktycznie było to pytanie. Nie wiem, co odpowiedziałem, poszliśmy jednak do przychodni i dostałem leki.

Lekarz obejrzał moje dłonie. Trzęsły się.

– Jak długo trwał atak paniki?

– Nadal trwa. Moje serce nadal bije bardzo szybko. Czuję się dziwnie.

Na tyle dziwnie, że nie byłem w stanie tego ukryć, ale tego już mu nie powiedziałem. Samo mówienie stanowiło ogromny wysiłek.

– To adrenalina, nic poza tym. Jak twój oddech? Przyspieszony?

– Nie. To moje serce. Znaczy… mój oddech… jest dziwny… ale wszystko wydaje się dziwne.

Zbadał moje serce. Swoją ręką. Dwa palce przycisnął do mojej klatki piersiowej. Przestał się uśmiechać.

– Brałeś jakieś prochy?

– Nie!

– A kiedykolwiek brałeś?

– Kiedykolwiek? Tak. Ale nie w tym tygodniu. Za to dużo ostatnio piłem.

– Vale, vale, vale – powiedział. – Potrzebujesz diazepamu. Maksymalną dawkę. – Jak na lekarza w kraju, gdzie diazepam jest dostępny bez recepty, niczym paracetamol albo ibuprofen, to były mocne słowa. − To ci pomoże, obiecuję.

Leżę i wyobrażam sobie, że leki działają. Na moment panika obniżyła się do poziomu silnego lęku. Ale chwila tymczasowego odprężenia wywołała jeszcze większą panikę, która mnie dosłownie zalała. Czułem, jak wszystko się ode mnie oddala. Jak w tej scenie z filmu Szczęki, kiedy Brody siedzi na plaży i wydaje mu się, że widzi rekina. Leżałem na sofie, ale czułem, jakbym odsuwał się coraz dalej od rzeczywistości.Zabójca

W TAKICH KRAJACH JAK Wielka Brytania czy Stany Zjednoczone samobójstwo jest jedną z głównych przyczyn zgonów. Na 100 osób więcej niż jedna umiera z tego właśnie powodu. Według danych Światowej Organizacji Zdrowia to częstsza przyczyna śmierci niż rak żołądka, marskość wątroby, rak jelita grubego, rak piersi czy alzheimer. Często popełniają samobójstwo chorzy na depresję, dlatego jest to jedna z najbardziej zabójczych chorób na świecie. Jest nawet bardziej zabójcza niż działania wojenne, terroryzm, przemoc domowa, napady czy przestępstwa z użyciem broni i tym podobne razem wzięte.

Co dziwniejsze, depresja częściej niż inne choroby staje się powodem samobójstwa. A jednak wciąż ludzie nie traktują jej poważnie. Gdyby podchodzili do niej poważnie, nie wypowiadaliby się o niej w sposób, w jaki to robią.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: