Czarne sezony - Michał Głowiński - ebook + książka

Czarne sezony ebook

Michał Głowiński

4,3

Opis

O spisaniu swych doświadczeń z czasów okupacyjnego dzieciństwa myślałem już od wczesnej młodości, nie zabierałem się jednak do pracy, nie byłem ani psychicznie, ani pisarsko do niej gotowy. Bym mógł ją podjąć, musiało minąć półwiecze. Zdałem sobie w pewnym momencie sprawę, że nie zrealizuję projektu, gdybym zamierzał napisać ciągłą opowieść. Pamiętam epizody - i na nich się koncentruję. Musiałem też przezwyciężyć wewnętrzne opory i strachy, od których trudno było się uwolnić. Pomogło mi to, że o swych losach z tamtych lat wielokrotnie opowiadałem różnym osobom. Nie chcę naśladować wielkiego Białoszewskiego ani tym bardziej zarozumiale z nim się równać, nie mogę jednak nie wyznać, że książkę tę najpierw wygadałem, a dopiero potem - napisałem. Tym, którzy chcieli słuchać, dziękuję.

Michał Głowiński

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 256

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (21 ocen)
9
9
3
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




MICHAŁ GŁOWIŃSKI
CZARNE SEZONY
Wydawnictwo Literackie
Kraków 2014
Redaktor prowadzący: BARBARA GÓRSKA
Redaktor: MAREK DRABIKOWSKI
Redaktor techniczny: BOŻENA KORBUT
Wybór fotografii: MARCIN STASIAK
Projekt okładki i stron tytułowych: ROBERT OLEŚ
Skład i łamanie: Studio Verbis
© Copyright by Michał Głowiński © Copyright by Wydawnictwo Literackie, Kraków 2002
Wydanie trzecie Poprzednie wydania ukazały się w Warszawie w 1998 i 1999 roku w wydawnictwie OPEN
ISBN 978-83-08-05647-9
Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kraków tel. (+48 12) 619 27 70 fax. (+48 12) 430 00 96 bezpłatna linia telefoniczna: 800 42 10 40 e-mail: [email protected] Księgarnia internetowa: www.wydawnictwoliterackie.pl
Konwersja: eLitera s.c.

Ułamki z getta

Słowo

Pamiętam, kiedy je usłyszałem po raz pierwszy. Na samym początku wojny, tuż po klęsce. Dochodziło do moich uszu, jak deliberowano: zamkną nas w getcie czy nie zamkną? Nie wiedziałem, co słowo to znaczy, zdawałem sobie jednak sprawę, że łączy się z przeprowadzką; orientowałem się, że dorośli mówią o tym z trwogą, ale mnie się wydawało, że będzie to ciekawa przygoda. I w końcu sobie wyobraziłem, że owo tajemnicze i niezrozumiałe getto to ogromny wielopiętrowy powóz, jeżdżący po ulicach miasta, ciągnięty przez kilkanaście koni. To w takim właśnie powozie nas umieszczą, zamieszkamy w nim – i okaże się to całkiem ciekawe i zabawne. Wyobrażałem sobie, że znajdzie się w nim wiele różnych schodów, tak że swobodnie będzie można przebiegać z piętra na piętro, a również okien nie zabraknie, nic zatem nie stanie na przeszkodzie, by się przyglądać nieznanemu światu. Ów fantazyjny powóz wyobrażałem sobie na wzór karawanu, czarnego powozu śmierci, jaki widywało się w naszym mieście. Szybko jednak dane mi było rozstać się z tymi dziecięcymi fantasmagoriami – rzeczywiście przeprowadziliśmy się, ale nie stało się to fascynującą przygodą. A precyzyjnego znaczenia słowa nauczyć mnie miały w najbliższej przyszłości bezpośrednie doświadczenia. Już wkrótce nie żywiłem żadnych wątpliwości co do jego sensów, choć jeszcze niedawno brzmiało tak tajemniczo, egzotycznie, intrygująco.

Kolor

Wciąż tej przestrzeni okolonej murami nie rozumiem, nie jestem w stanie jej ogarnąć i nad nią zapanować, nie potrafię odnaleźć zasad, które ją organizowały, stanowi ona dla mnie nadal chaos, jakiego nie sposób pojąć. I tak się dzieje nie tylko wówczas, gdy ją wspominam, gdy usiłuję ją sobie przypomnieć taką, jaką postrzegałem w czasie, gdy byłem w niej zamknięty. Tak się dzieje także wtedy, gdy patrzę na plan żydowskiej dzielnicy, która jakże szybko miała się okazać terenem zbiorowej śmierci. Pozostała ona dla mnie plątaniną ulic połączonych w sposób, którego dociec nie mogę, nie umiem uplasować w ich obrębie tych miejsc, w których mieszkaliśmy, nie potrafię wskazać, co w moim ówczesnym odczuciu było daleko, a co blisko, choć obecnie wiem, że te przestrzenne wyobrażenia nie miały wymiaru obiektywnego, bo za murami – jak we wszelkim więzieniu, we wszelkim obozie czy – ogólnie – we wszelkim miejscu, które da się określić jako kolonia karna – relacje w tej dziedzinie kształtują się w sposób specyficzny. Ta plątanina ulic nie pozostała w moim wspomnieniu ani na moment pusta. Nie przebywałem w niej, rzecz jasna, w czasie, w którym obowiązywała godzina policyjna i kiedy z natury rzeczy wszystko było wyludnione, widziałem te drogi za dnia – i byłem jednym z tłumu, tłumu gęstego, przez który trudno było się przecisnąć.

Getto pozostaje w mojej pamięci przestrzenią bezkształtną, pozbawioną idei porządkującej, przestrzenią, której odebrano – obwodząc murami – sens, tak jak odebrano sens życia ludziom, których w nią wtłoczono. Zapamiętałem jednak jej kolor, swoisty i niepowtarzalny, taki, jakim się odznacza być może każde zbiorowe nieszczęście. Kolor szaro-brunatno-czarny, jedyny w swoim rodzaju, wyzbyty jakiejkolwiek żywszej barwy, jakiegokolwiek urozmaicającego akcentu. Pozostała mi przed oczyma monochromatyczność getta, najlepiej chyba określa ją słowo „wyszarzałość”. Bo wszystko było właśnie wyszarzałe – niezależnie od tego, jaką miało pierwotnie barwę, a także bez względu na pogodę. Tej wyszarzałości nie mogły ożywić czy choćby lekko ubarwić nawet najbardziej intensywne promienie słoneczne. Ale czy w ogóle nad gettem świeciło kiedykolwiek słońce? Czy może się ono pojawić tam, gdzie nie ma ani centymetra zieleni?

Kolor getta jest w moim wspomnieniu kolorem papieru, jakim przykrywano leżące na ulicy trupy, zanim je uprzątnięto. A należały one do stałego krajobrazu, ulica była miejscem nie tylko śmierci nagłych i niespodziewanych, była miejscem powolnego konania – z głodu, z chorób, z wszelkich innych możliwych powodów. Sezon wielkiego umierania trwał w getcie nieprzerwanie. Przykryte płachtą papieru zwłoki robiły na mnie zawsze ogromne wrażenie. To właśnie ten papier stał się dla mnie jednym z ucieleśnień śmierci, jednym z jej symboli. Nie potrafię opisać koloru, jakim się odznaczał, nigdy już potem takiego papieru nie widziałem, myślę jednak, że określenie „wyszarzały” będzie najbliższe rzeczy, najbardziej odpowiednie. To właśnie ta barwa bez barwy – ani biała, ani popielata, ani nawet szara – określa kolorystykę getta, nadaje jej ton.

I ta wyszarzałość trwale zapisała się w moim umyśle. Wielce się zdziwiłem, gdy nagle ją ujrzałem od nowa – urealnioną i zmaterializowaną. Ujrzałem w kinie, w czarno-białym filmie Andrzeja Wajdy o Januszu Korczaku. Ale to nie jest zwykła czarno-białość – i to nie tylko dlatego, że reżyser posłużył się nią w czasie, w którym kino zdominowała barwa. Nie jest zwykła, bo stała się przekaźnikiem koloru getta, tej szarości bez granic i bez właściwości. Oglądając film, wręcz nie wierzyłem oczom, że widzę ów wyszarzały kolor, będący w istocie zaprzeczeniem koloru, w takiej właśnie postaci, w jakiej utrwalił się w mojej pamięci i osadził w niej na dziesięciolecia. I choćby tylko uchwycenie bezbarwnej barwy getta sprawia, że jestem Andrzejowi Wajdzie wdzięczny za ten film niezwykły i ważny, pod którego adresem jacyś fanatycy kierowali trudne do pojęcia pretensje.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki