Krystyna Sienkiewicz - Grzegorz Ćwiertniewicz - ebook + książka

Krystyna Sienkiewicz ebook

Grzegorz Ćwiertniewicz

3,4

Opis

Niezwykle interesująca, bogato ilustrowana opowieść o dzieciństwie, młodości (barwne lata legendarnego STS-u) i dorosłym życiu, o miłości i przyjaźniach, a przede wszystkim wspaniałej karierze Krystyny Sienkiewicz – gwiazdy telewizji, filmu, kabaretu, radia i estrady. Fascynującą biografię i prezentację dorobku – licznych ról filmowych (m.in. w „Rzeczpospolitej babskiej”, „Lekarstwie na miłość” czy serialu „Rodzina Leśniewskich”), teatralnych i kabaretowych (gwiazda niezapomnianego Kabareciku Olgi Lipińskiej) – dopełniają opinie filmoznawców i teatrologów oraz wspomnienia przyjaciół aktorki. Osobny rozdział poświęcony został jej wieloletniej przyjaźni z Agnieszką Osiecką.

Grzegorz Ćwiertniewicz przedstawia też mniej znaną twarz Sienkiewicz – utalentowanej plastycznie (była studentką ASP w Warszawie) i literacko.

Rzetelność autora – polonisty i recenzenta teatralnego – jego wnikliwość i fascynacja bohaterką książki zaowocowały świetnym opisem osobowości niepowtarzalnej i uwielbianej przez kilka pokoleń widzów Krystyny Sienkiewicz. Od lat kojarzona z tzw. komedianctwem lirycznym, o swej publiczności powiedziała w jednym z wywiadów: „Oni wiedzą, że ja chcę być ich doktorkiem. Leczyć śmiechem”.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 574

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,4 (13 ocen)
2
5
3
2
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Redaktor prowadzący: DOROTA KOMAN
Redakcja: DOROTA KOMAN
Korekta: DOROTA KRAJEWSKA, DOROTA KOMAN
Projekt okładki, opracowanie graficzne i typograficzne: ANNA POL
Łamanie: | manufaktu-ar.com
Zdjęcie na okładce: © kadr z filmu Lekarstwo na miłość, reż. Jan Batory, rok prod. 1966, fot. Jerzy Bielak, Licencja: Studio Filmowe KADR / mat. Filmoteka Narodowa
Wydawnictwo Marginesy dołożyło należytej staranności w rozumieniu art. 335 par. 2 kodeksu cywilnego w celu odnalezienia aktualnych dysponentów autorskich praw majątkowych do zdjęć opublikowanych w książce. Z uwagi na to, że przed oddaniem niniejszej książki do druku nie odnaleziono niektórych autorów zdjęć, Wydawnictwo Marginesy zobowiązuje się do wypłacenia stosownego wynagrodzenia z tytułu wykorzystania zdjęć aktualnym dysponentom autorskich praw majątkowych niezwłocznie po ich zgłoszeniu do Wydawnictwa Marginesy.
Copyright © by Grzegorz Ćwiertniewicz Copyright © by Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2015
Warszawa 2015 Wydanie pierwsze
ISBN 978-83-65282-15-6
Wydawnictwo Marginesy ul. Forteczna 1a 01-540 Warszawa tel. (+48) 22 839 91 27 e-mail:[email protected]
Konwersja:eLitera s.c.

Kochanej i niezastąpionej żonie – Marioli

WSTĘP

Krystyna Sienkiewicz należy bez wątpienia do grona najwybitniejszych polskich aktorek. Tymczasem artystką została dzięki szczęśliwemu dla niej zbiegowi okoliczności. Jako niespokojny Wodnik szybko nudziła się jednym zajęciem. Już jako młoda dziewczyna wciąż poszukiwała nowych wrażeń artystycznych. Na Krakowskim Przedmieściu 5, w gmachu Akademii Sztuk Plastycznych, malowała obrazy, a przy ulicy Świerczewskiego 76b projektowała scenografię dla Studenckiego Teatru Satyryków. Ale nie tylko. Obsługiwała również lewy reflektor i sprzedawała bilety. Dla przyszłej wybitnej aktorki teatralnej i filmowej STS stał się domem i miejscem wyłącznie miłych doznań. To na jego scenie zdobywała bezcenne doświadczenie. Nie pojawiłaby się na niej, gdyby nie została poproszona przez koleżankę Aleksandrę Gustkiewicz o nagłe zastępstwo. W 1958 roku wystąpiła zamiast niej w spektaklu teatralnym wyreżyserowanym przez Jerzego Markuszewskiego. Udział w przedstawieniu otworzył jej drogę do dalszych sukcesów. Do dziś wspomina z rozrzewnieniem recenzję, jaką otrzymała wtedy od Krzysztofa Teodora Toeplitza: „Różowe zjawisko STS-u”. Należy jednak pamiętać, że nie był to jej artystyczny debiut. Aktorka statystowała wcześniej w filmie Leonarda Buczkowskiego Sprawa pilota Maresza (1955). Ale to Studencki Teatr Satyryków był dla młodej studentki swoistą enklawą kultury. Poznała prawdziwą elitę, zasiadającą wówczas na widowni: Leszka Kołakowskiego, Jana Kotta, Kazimierza Brandysa, Jeremiego Przyborę czy profesora Tadeusza Kotarbińskiego. Miała okazję pracować z Andrzejem Drawiczem, Agnieszką Osiecką, Stanisławem Tymem, Janem Stanisławskim, Ernestem Bryllem i Andrzejem Jareckim. STS zastąpił jej szkołę teatralną. Tam zakochała się w teatrze, w jego idei, w jego instytucji.

Doświadczenie zdobyte w STS-ie umożliwiło młodej aktorce podjęcie współpracy ze znanymi teatrami – Ateneum, Rozmaitości, Syrena, Komedia, Scena Prezentacje, Na Woli, Rampa czy poznański Teatr Polski. Artystka odnalazła się również na estradzie, w filmie i kabarecie.

Niedawno zapytana przeze mnie, na czym polega fenomen Krystyny Sienkiewicz, odpowiedziała, że nie uważa się za fenomenalną aktorkę. Starała się być zawsze blisko publiczności, nie przemawiać do widza z mównicy, nie pouczać go, nie tworzyć zbędnego dystansu. Nigdy nie chciała robić z siebie aktorki „piedestałowej”, co mogłoby ją skazać na klęskę zawodową. Uważa, że aktor powinien brać udział w przedsięwzięciu powszechnie użytecznym, służącym ludziom.

W 2015 roku Krystyna Sienkiewicz obchodzi sześćdziesięciolecie pracy zawodowej. W jej dorobku artystycznym znajduje się ponad sto ról (teatralnych i filmowych). Jest autorką trzech sztambuchów: Haftowane gałgany, Zgadnij, z kim leżę i Cacko. Zapytana, jaka naprawdę jest, odpowiada z uśmiechem: „Jestem przytulna. Garnę się do ludzi. Głaszczę ich po głowach i chcę być pogłaskana. Marzę o tym”[1].

Choć Krystyna Sienkiewicz wykonuje zawód aktorki od ponad pół wieku, nie powstała dotychczas o niej żadna monografia. Podobnie jak w przypadku wielu innych wielkich aktorów. „Jest cechą charakterystyczną – pisze Alicja Helman – że prac ściśle biorąc «fachowych», poświęconych teoretycznym aspektom aktorstwa, znajdziemy najmniej. [...] piszących o aktorstwie (oraz tych, którzy to czytają) najmniej interesuje aktor jako specyficzny składnik dzieła filmowego”[2] lub teatralnego. W przypadku Krystyny Sienkiewicz dziennikarze uciekają się jedynie do informacji związanych z aktualnymi wydarzeniami (choroba, problemy z córką) lub też odwołują się do początku kariery zawodowej Sienkiewicz (głównie STS[3]).

Warto podkreślić, że Krystyna Sienkiewicz od początku miała świadomość, iż trzy sztambuchy, które wydała, stanowią raczej luźne refleksje, a nie merytoryczną syntezę. Zainteresowanie tymi wydawnictwami wśród czytelników potwierdziło nie tylko ich sympatię dla artystki, ale także ich „upodobanie do lektury autobiografii i wszelkiego rodzaju «dzienników intymnych»”[4] oraz „powszechnie znaną potrzebę szerokich rzesz czytelników do tej formy kontaktu z «osobistościami» ukazanymi en pantouffles”[5].

Książka, którą poświęcam Krystynie Sienkiewicz, nie sprowadza się do swoistej apoteozy. Stanowi portret bogatej osobowości bohaterki i jej życia osobistego oraz dorobku artystycznego. Dążyłem do ukazania jej drogi do aktorstwa, ewolucji jako aktorki, relacji pomiędzy grą w teatrze, filmie i kabarecie; śledziłem też, jak wątki z życia osobistego wpływały na życie zawodowe i – co ważne – starałem się zaprezentować charakterystyczne dla niej typy aktorstwa, kładąc nacisk na uprawiane przez nią komedianctwo liryczne. Mając na względzie pogląd Sławomira Świątka, że „o rodzajach gry aktorskiej czy rodzajach aktorstwa powinni się wypowiadać przede wszystkim aktorzy”[6], pozyskałem wiele opinii od przyjaciół i współpracowników artystki, wśród których, poza aktorami, znajdują się również przedstawiciele innych dziedzin sztuki, a także osoby spoza środowiska artystycznego. Wykorzystałem również listy, pamiętniki, dzienniki, notatki, fotografie, ustne opowiadania, czyli różnego rodzaju dokumenty osobiste zdobyte samodzielnie lub otrzymane od bohaterki książki.

Krystyna Sienkiewicz – choć początkowo zastanawiała się, czy jej życie i dorobek zawodowy to problemy istotne dla historii teatru, filmu, estrady, radia i telewizji – zgodziła się uczestniczyć w procesie pisania tej książki. Jednak w żadnym razie nie wpływała na jej kształt. Udzielała wywiadów, udostępniała materiały z prywatnych zbiorów dokumentów i pamiątek, ułatwiała mi kontakty ze swymi przyjaciółmi.

Taki bezpośredni kontakt z bohaterką książki przyniósł oczywiście nieocenione korzyści – przede wszystkim mogłem na bieżąco weryfikować fakty (co nie oznacza, że w tej kwestii Krystyna Sienkiewicz trochę nie kluczyła!). Z drugiej strony – zaciągnąłem tym samym u niej spory dług. Mam nadzieję, że ta książka choć częściowo pozwoli mi spłacić dany mi kredyt zaufania.

Dziękuję Ci, Krysiu!

I

„CEROWANE MARZENIA”[1]

1

Życie Krystyny Sienkiewicz, przepełnione z jednej strony tragizmem, a z drugiej – bogate w zabawne epizody, mogłoby stanowić kanwę scenariusza filmu, ale nie komedii; nie zawsze bowiem aktorka była komediantką w pozaartystycznej, nie wolnej od trosk, rzeczywistości. Komedianctwo, w którym znakomicie się odnalazła, pełniło w pewnym sensie funkcję zasłony dymnej. Skrywało jej marzycielstwo, wrażliwość, liryzm, melancholię, niedzisiejszość. Było poniekąd jej terapią, przywracało równowagę, ale nigdy nie wyleczyło z przeszłości. Nie oznacza to, że jej komiczność to wytwór fałszu. Wręcz przeciwnie. Aktorka obdarzona jest ogromnym poczuciem humoru i zaraża nim ludzi, którzy na co dzień mogą przebywać w jej towarzystwie. Ale poza tym, co trzeba wyraźnie zaznaczyć, Krystyna Sienkiewicz jest filozofką, myślicielką, mądrą rozmówczynią; nie stroni od trudnych tematów, bacznie obserwuje rzeczywistość i niezwykle trafnie ją puentuje. To przede wszystkim dzięki intelektowi, a ponadto – oczywiście – talentowi, może być bardzo dobrą aktorką. Na to właśnie musiałby zwrócić uwagę scenarzysta, gdyby chciał oddać prawdziwą naturę artystki.

Opowieść o dzieciństwie Krystyny Sienkiewicz i losach jej rodziny przysparza wiele trudności. Niechętnie opowiada ona o tamtym okresie, starając się jednocześnie za wszelką cenę ukryć bolesne przeżycia i niewygodną prawdę, która mogłaby kłaść się cieniem na kreowanym przez nią od lat niemalże krystalicznym wizerunku. Jeśli już decyduje się na rozrachunek z tragicznymi przeżyciami, czyni to, bazując na pamięci kilkuletniej dziewczynki, którą wówczas była. „Niewiele [...] pamiętam z dzieciństwa. Mam tylko strzępy wspomnień. Bo dziecko pamięta tylko tyle, ile opowiedzą mu rodzice, a ja zbyt wcześnie ich straciłam”[2]. Szczegółowe odtworzenie jej historii jest więc prawie niemożliwe. Można jednak podjąć próbę zrekonstruowania wydarzeń, w czym pomocne okażą się wspomnienia aktorki opisane w jej książkach (zwłaszcza w Haftowanych gałganach; istnieje jednak niebezpieczeństwo popełnienia błędu: w zbiorze tym rzeczywistość miesza się z fantazją, co miało ułatwić wyrażanie myśli; niekiedy ich autorka posługuje się pseudonimem „Waleria” lub „Walesia”, zmienia imiona ludzi i nazwy miejscowości) czy też zasłyszane podczas spotkań z nią, listy, które otrzymała od osób znających jej rodziców, opowieści ciotki oraz dokumenty. Niezwykle ważne są też opowieści ludzi, którzy bezpośrednio lub pośrednio zetknęli się wtedy z Krystyną lub jej bliskimi.

2

Rodzina Krystyny Sienkiewicz pochodzi spod Grodna. Dawno temu, po jednym z wywiadów w radiu, zadzwoniła do niej pewna słuchaczka, która powiedziała, że rodzina artystki pochodzi dokładnie z Sopoćkiń, spod Grodna, bo ona to jakoś sobie zapamiętała. Krystyna była kiedyś w Grodnie z pomocą humanitarną. Z wyjazdu zapamiętała rynek i rozebrany kościół, a także sentymentalne opowieści o tym, jak to wszystko wyglądało za polskich czasów. Podekscytowana zapytała wówczas jedną z kobiet, gdzie są Sopoćkinie. „A tam, gdzie słońce wschodzi, czyli na wschód od Grodna” – usłyszała. Było to dla niej niebywale symboliczne, że jej rodzina pochodzi stamtąd, gdzie słońce wschodzi. „Sienkiewiczowie to była jakaś szlachta zaściankowa. Wiem, że mam herb, ale to dla mnie bez znaczenia”[3] – wyznaje aktorka.

W Sopoćkiniach, miejscowości oddalonej o dwadzieścia sześć kilometrów od Grodna, znajdującej się wówczas na terytorium Królestwa Polskiego i należącej do guberni suwalskiej, mieszkała Ludwika Sienkiewicz – matka ojca Krystyny. „Duża babcia” zapadła wnuczce w pamięć, gdyż często mówiono o niej w jej obecności. Nie tylko w dzieciństwie, ale również w dorosłym życiu: „Była ładną kobietą – wspomina aktorka, przeglądając zdjęcia. – Mam po niej kawałki różnych gałganków. Podobno przygotowała dla mnie kilka kufrów wiana, ale zostały po stronie rosyjskiej. Kupiłam sobie dwadzieścia pięć kufrów i zapełniam je. To jest moje odrastanie”[4]. Babcia Ludwika cieszyła się powodzeniem u mężczyzn. O jej rękę starało się wielu adoratorów, a ona na drugiego męża wybrała pana o nazwisku Rybko.

„Według mojej rodziny nazywał się haniebnie. Jak po Sienkiewiczu ktoś wychodzi za Rybko – popełnia mezalians. Gdyby chociaż Rybka... Może brzmiałoby to lepiej. Ale Rybko? To brzmi ukraińsko, białorusko”[5].

3

Dwudziestego trzeciego października 1902 roku w Sopoćkiniach urodził się ojciec Krystyny Sienkiewicz – Edward Sienkiewicz. Z zachowanych dokumentów wynika, że był mężczyzną średniego wzrostu (mierzył 169 cm), miał niebieskie oczy i brązowe włosy. Córka do dzisiaj pieszczotliwie nazywa go tatulkiem lub tatusiem.

Sopoćkinie po pierwszej wojnie światowej do 1939 roku znajdowały się w granicach Rzeczypospolitej. Były siedzibą wiejskiej gminy Wołłowiczowce w powiecie augustowskim. Miejscowość zamieszkiwali głównie Polacy, a przed drugą wojną światową również Żydzi, z których większość została zamordowana przez Niemców. Na mocy postanowień konferencji jałtańskiej władze sowieckie zobowiązały się do zwrotu Polsce terytoriów na zachód od linii Curzona, która w tym rejonie przebiegała wzdłuż Niemna. Sopoćkinie spełniały ten podstawowy warunek, bowiem znajdowały się na zachód od tej linii. Ponadto, o czym już wspomniano, zamieszkane były prawie wyłącznie przez Polaków. Mimo to zapadła decyzja o pozostawieniu miejscowości w granicach Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Do Białorusi należą do dzisiaj, choć w dalszym ciągu mieszkają tam Polacy, którzy dbają o swoją odrębność kulturową. Warto dodać, że Sopoćkinie to jedyna białoruska miejscowość, której władze zgodziły się na dwujęzyczne – polskie i białoruskie – nazewnictwo ulic. „W Sopoćkiniach była ziemia, tam mój ojciec budował dom, tam miało przebiegać całe moje dzieciństwo. Rybki i Rosja pozabierały wszystko”[6] – opowiada Krystyna Sienkiewicz.

Po lewej: Edward Sienkiewicz, ojciec Krystyny. Po prawej: mama Krystyny Anna Sienkiewicz, babcia Ludwika, ojciec i pies Neron.

Matka aktorki, Anna Sienkiewicz z domu Berdowska, urodziła się 17 grudnia 1906 roku w okolicy Lajki, w powiecie szczuczyńskim, w dawnej gminie wiejskiej Ostryna, istniejącej do 1939 roku w województwie nowogródzkim w Polsce (obecnie na Białorusi). Córka zapamiętała ją jako bardzo ładną kobietę średniego wzrostu, o owalnej twarzy, ciemnoblond włosach i ciemnych oczach. Jest przekonana, że talenty artystyczne odziedziczyła właśnie po niej. O ile z matką ojca łączyły Krystynę jakieś wspomnienia, o tyle o „małej babci”, rodzicielce mamy, nie wie nic. Nie zna nawet jej imienia.

4

„Krystyna Sienkiewicz to oryginał, mówiąc delikatnie. Może się wydawać dziwna, jednak każdy byłby dziwny na jej miejscu”[7] – tak aktorkę postrzega jej bratanek Jakub Sienkiewicz, muzyk, autor tekstów, lider zespołu Elektryczne Gitary, z wykształcenia lekarz neurolog, doktor nauk medycznych.

Krystyna Waleria urodziła się jako drugie dziecko państwa Anny i Edwarda Sienkiewiczów. Pierwszy był jej brat – Ryszard – starszy od niej o prawie trzy lata (ur. 18.08.1932). Krysia przyszła na świat 14 lutego 1935 roku. „Wiem, że urodziłam się 14 lutego, bo stryjenka Janina Pieńkowska mówiła mi, że jestem w połowie miesiąca urodzona. A rok? To nie ma znaczenia. Geny i osobowość są ważne. Potrzeba tańcowania!”[8]. Co do roku rzeczywiście nie można mieć pewności, gdyż, jak aktorka sama przyznaje, „świadkowie plączą się w zeznaniach”[9], ale nie ma to dla niej większego znaczenia, ponieważ „odczuwa konsekwentną niechęć do dat w swoim życiu”[10]. Poza dniem urodzenia wątpliwości nie budzi również znak zodiaku: „Moim znakiem jest Wodnik. W mądrej książce można przeczytać o mnie, że najbardziej uduchowieni ludzie rodzą się pod tym znakiem. Wielu z nich to duchowi samotnicy nienadający się do kolektywnego życia. Chyba że sami propagują ideę wspólnoty. Słynna kabalarka Pellegrini podaje, że szczęśliwe numery to: 7, 14, 20. Kolory: szary, zielony, kobalt. Roślina: paproć. Kwiat: azalia. Metal: chrom. Minerał: sód. Ptak: jaskółka. Drzewo: modrzew. Zbierać: maski. W żadnym innym znaku zodiaku nie spotykamy tylu poetów, myślicieli, wynalazców i innych ciekawych ludzi, co w tym”[11].

Krysia Sienkiewicz z przyjaciółką Krysią Tarkowską (po prawej).

Urodziła się w Ostrowi Mazowieckiej, mieście będącym wówczas siedzibą powiatu. „Urodziłam się w miejscowości, w której nikt nigdy nie mieszkał: ani ojciec, ani matka, bo my spod Grodna. A ja mam zapisane w metryce Ostrów Mazowiecka”[12]. „Nic o tym mieście nie wiem [...]. Mama musiała mnie urodzić w szpitalu w Ostrowi Mazowieckiej. Mieszkaliśmy pewnie w jakiejś wsi kościelnej pod Ostrowią. Na chwilę”[13]. Ostrów Mazowiecka okaże się być jej miastem nie tylko z metryki. Los sprawi, że mała Krysia spędzi w nim kilka miesięcy swojego życia.

Rodzice Ryszarda i Krystyny byli wykształconymi ludźmi. Nie wiadomo, jak zeszły się ich drogi: „Nie mam pojęcia, jak się poznali. Nie byłam w takim wieku, żeby mnie to interesowało. Nie dopytywałam”[14]. Państwo Sienkiewiczowie wymyślili sobie, że „jako ci Judymowie będą pracować we wsiach i małych miasteczkach”[15]. Matka ukończyła przedwojenną wyższą szkołę pedagogiczną. Była nauczycielką. Uczyła języka polskiego, rysunku i śpiewu. Śpiewała w kościelnym chórze. Poświęcała Krysi bardzo dużo czasu i uwrażliwiała ją na piękno, czytając między innymi baśnie J.Ch. Andersena czy braci Grimm. „Zaczęłam czytać, gdy miałam cztery lata. Dlatego, że byłam ciekawa. Mama dużo mi czytała, ale potem mówiła, żebym się sama nauczyła. I ja się nauczyłam. Taką moją pierwszą, no, też nie dorosłą, ale taką doroślejszą książką były Pamiętniki Neptunka. Nie znałam autora, ale byłam pewna, że tę książkę napisał pies, bo to był pamiętnik psa. No i dla mnie od tego czasu psy piszą, czytają i mówią dużymi literami”[16].

O ile w rodzinnym domu zarażono Krysię miłością do literatury, o tyle nigdy nie nauczono pływać i jeździć na rowerze. Tym musiałby zająć się tato, ale historia mu to uniemożliwiła. Działał w Armii Krajowej. Wcześniej pracował w gminie jako sekretarz. Prawdopodobnie do 29 października 1929 roku pełnił funkcję sekretarza Rady Gminnej w miejscowości Nur, oddalonej o niecałe czterdzieści kilometrów od Ostrowi Mazowieckiej i o niecałe dwadzieścia od Zarębów Kościelnych, które w życiu małej Krysi również odegrają znaczącą rolę. Jego nazwisko zostało wymienione w artykule poświęconym ówczesnym władzom gminnym, opublikowanym w „Przeboju”[17] – ilustrowanym czasopiśmie regionalnym. Ta informacja nie jest potwierdzona, bo Urząd Gminy w Nurze nie dysponuje archiwalnymi materiałami: „Nur od 17 września 1939 roku był okupowany przez wojska radzieckie i nie posiadamy informacji o dokumentach urzędowych lub o miejscu ich ewentualnego przechowywania”[18]. Jednak fakt, że po 1929 roku Edward Sienkiewicz pracował jako urzędnik w miejscowościach położonych blisko Nuru, uwiarygodnia tę hipotezę.

5

Do jedenastego roku życia Krystyna Sienkiewicz mieszkała w różnych wioskach, w wynajętych domach. Jedną z nich było Wąsewo, wieś znajdująca się obecnie w obszarze województwa mazowieckiego i powiatu ostrowskiego. „Mieszkaliśmy w Wąsewie. Mam stamtąd zdjęcie Matki Boskiej. Kościół był zbombardowany, ktoś napisał, że kompletnie, a został ołtarz z Matką Boską, i przysłał mi ten ktoś zdjęcie Matki Boskiej z Wąsewa. Ze wsi Wąsewo dostałam złotą obrączkę mamy z imieniem mojego ojca – Edward, ale zginęła, nie na wojnie, ale już w moim własnym domu. Gdzieś wywędrowała. Dostałam po mamie wazę do zupy, też chyba z Wąsewa, zdjęcia i trochę koronek. Nie ma przypadków w życiu”[19].

Najprawdopodobniej tutaj mieszkali państwo Sienkiewiczowie, kiedy w oddalonej o dwadzieścia kilometrów Ostrowi Mazowieckiej urodziła się Krystyna – ich drugie dziecko. To w wąsewskiej szkole Anna Sienkiewicz pracowała jako nauczycielka, której uczennicą była Sabina Skrzecz. Kiedy Krystyna Sienkiewicz zaczęła być znana, otrzymała od niej dwa listy, stanowiące nie tylko pamiątkę, ale zawierające bezcenne dla adresatki informacje o jej rodzinie:

Szanowna Pani Krystyno,

Może zdziwi Panią ten list po tylu latach. Jestem już na rencie. Wspominam swoją młodość, lata szkolne i przypomniałam sobie panią Sienkiewicz, która uczyła mnie przed wojną. Była moją Wychowawczynią w sali gminnej na dole. A mieszkała z mężem i dwójką dzieci na górze. Chociaż to było w jednym budynku, ale bała się o swoje maleństwa, żeby im się krzywda nie stała. Krysia miała zaledwie półtora roku, a Rysio miał trzy latka, bo biegał po kuchni. A Krysię, która siedziała w łóżeczku dziecinnym przy ścianie, karmiłam manną kaszką. Chodziłam pilnować dzieci w czasie lekcji, bo byłam lubiana przez Mamę. Tato był Sekretarzem w gminie, a Mama nauczycielką w szkole. Prowadziła chór w szkole i w kościele w Wąsewie. Była bardzo przystojna i ładna. Wspaniała nauczycielka Sienkiewicz. Pani Krysiu, jak słyszę Panią w radiu, telewizji, to przyglądam się i chciałabym przemówić. Zbierałam się od kilku lat napisać ten list, ale zawsze mi przeszkadzały rodzinne kłopoty. Pozostały mi wspomnienia z młodzieńczych szkolnych lat, zapach Jej włosów i bladych Jej lic, pamięć o pani Sienkiewicz. Łączę serdeczne pozdrowienia dla Krysi Sienkiewicz i Ryszarda Sienkiewicza.

Sabina Skrzecz

wieś Mokry Las[20]

Kochana Szanowna Pani Krysieńko!

Dziękuję za Pani słowa, które mi Pani odpisała. Gdybym nie znała Rodziców Pani, nie napisałabym. Wiem, że Mama zmarła, Ojca zamordowali Niemcy. Ja zdałam do siódmej klasy, miałam 14 lat, jak zaczęła się wojna. Szkoda mnie Rysia. Był bardzo troskliwy o swoją młodszą siostrzyczkę Krysię. Pani Krysiu, Pani dla swojej Mamy była gwiazdeczką, a Rysio słoneczkiem. Pamiętam te słowa. Ja bym prosiła Panią, żeby Pani mię odwiedziła, jeżeli to dla Pani możliwe. Byśmy miały co powspominać, porozmawiać, że po tylu latach odnalazłam gwiazdkę swojej Pani Sienkiewicz.

Sabina Skrzecz[21]

Mama z Krystyną i jej starszym bratem Ryszardem.

6

Drugą wsią, w której zamieszkali Sienkiewiczowie, były Zaręby Kościelne. Trudno ustalić dokładną datę osiedlenia, ale stało się to na pewno nie później niż 21 czerwca 1939 roku. W tym dniu bowiem wójt Jan Kietliński wydał Annie Sienkiewicz dowód osobisty. Przed wojną Zaręby Kościelne były osadą typu miejskiego, z przewagą ludności żydowskiej. W połowie września 1939 roku obszar ten został zajęty przez Niemców, a następnie, na mocy porozumień niemiecko-radzieckich, przekazany Rosjanom, więc od końca września miejscowość znajdowała się pod okupacją radziecką.

Choć Krystyna Sienkiewicz była wtedy bardzo małą dziewczynką i niewiele powinna pamiętać, na całe życie utrwaliła w swojej świadomości obraz ówczesnego domu i jako dorosła kobieta często rozmawiała o nim z ciocią Janiną – swoją opiekunką. Z tamtych czasów pamięta tylko drobiazgi. Wciąż widzi przed oczyma umeblowaną kuchnię z okapem, kredens, stół, sypialnię, wszystkie meble stojące po izbach, kształt okien, firanki z portretami mężczyzny i kobiety, koronkowe ażurowe kapy, obrazek, który wisiał nad jej łóżkiem: klęczącą dziewczynkę w różowej koszuli, opartą o żelazne łóżeczko, a obok niej pies; modlą się, bo zaraz pójdą spać – za mamusię, za tatusia, za Rysia i za Nerka. Neron był wyżłem. Pierwszy pies w życiu Krysi. Piękny, dropiasty Neron, który woził ją zimą na sankach. Bardzo ich kochał – z wzajemnością. Pamięta też parter domu i podwórko za stodółką, jakiś chlewik oraz jeża Tuptusia. Pamięta również zabawy ze swoim braciszkiem Rysiem, który gdy była malutka, stanął nad nią z ogromnym polanem i krzyknął: „Smerda, won z mojej luli!”. Pewnie chciał powiedzieć: „Smarkulo, won z mojej kołyski!”. Na szczęście zobaczyła to mama i go powstrzymała. Pamięta, że dała mu kiedyś w prezencie zabawkę z papieru: „Piekło, niebo, czyściec, raj, Panie Boże, chleba daj”. Budowała z takich zabawek wieżę Eiffla. Ciotka nie mogła nadziwić się, jak trzyletniemu dziecku mogły utkwić w pamięci choćby takie drobiazgi. Zdarzało się, że obrazki odtwarzane przez dziewczynkę, później już przecież znacznie starszą, bo przynajmniej dziewięcioletnią, odbierała jak opowieści, w których rzeczywistość mieszała się z dziecinną fantazją: „To niemożliwe, że ty to pamiętasz, byłaś za mała”[22] – mówiła.

Zaręby Kościelne zmieniły życie Krystyny Sienkiewicz i zabrały jej wszystko, co kochane.[23] Może dlatego tak bardzo utkwiły jej w pamięci. Pewnego wieczoru Sienkiewiczów odwiedził pan Grynszpan i poinformował, że znajdują się na liście osób przewidzianych do wywózki na Syberię. „Rodzice pospiesznie, w milczeniu zaczęli nas ubierać w ciepłe ubranka. Mnie tato włożył do swojego plecaka, a mama zabrała Rysia i torebkę”[24]. „Tej nocy uciekaliśmy przed wywiezieniem na Syberię”[25], z okupacji bolszewickiej do Generalnej Guberni. „Cenny był też pies Nerek, ale próba przejścia przez granicę z psem oznaczała nieudaną ucieczkę”[26]. „Nerek został zamknięty w komórce pod schodami”[27]. „Jako dziecko dałam sobie słowo honoru, że odpłacę Nerkowi i będę się zajmowała porzuconymi, biednymi zwierzętami”[28].

Mama Krysi z małym Ryszardem.

Jesienią 1940 roku, po wielogodzinnej niebezpiecznej wędrówce pod osłoną nocy, udało im się dotrzeć do Goworowa – przytulnej i łaskawej[29], tylko pozornie bezpiecznej wioski zakorzenionej w żydowskich tradycjach: „I tam zamieszkaliśmy. Było to gdzieś na styku frontu, bo z okupacji bolszewickiej przeszliśmy pod niemiecką”[30]. Matka często powtarzała Krystynie, że choć Polska jest „żydożercza”, ona powinna kochać Żydów, bo jeden z nich uratował im życie. Goworowo wydawało się być bezpieczne – Niemcy zdążyli już spacyfikować wioskę, podpalając zabudowania i mordując nie tylko Żydów, ale również Polaków. Mieszkańcy nie spodziewali się kolejnej agresji. Niewykluczone, że właśnie dlatego Sienkiewiczowie postanowili przeczekać tutaj wojnę. Po przybyciu do Goworowa znaleźli schronienie w czerwonym budynku należącym do Żyda Nuty Rydza. Poza nimi mieszkali tam także ludzie pracujący w młynie, po którym nie ma już dzisiaj śladu. Później przenieśli się do budynku urzędu gminy, w którym ojciec Krystyny pracował jako sekretarz. Zamieszkali na piętrze. Niedaleko znajdowała się szkoła, w której uczyła jej matka (w dokumentacji nie ma o tym jednak żadnej wzmianki).[31]

7

Dzięki doskonałej pamięci Krystynie Sienkiewicz udało się zebrać wspomnienia, zwłaszcza te najwcześniejsze, dotyczące rodziców, brata, atmosfery rodzinnego domu, pierwszego przedszkolnego przedstawienia, w którym odegrała rolę grzybka. Zapamiętała swego pierwszego narzeczonego, od którego dostała w prezencie piękną broszkę, oraz ucznia jej mamy, który zabierał ją na przejażdżki sankami. Zapamiętała również Goworowo nad rzeką Orz, nazywane przez nią Rumiankami: „Pamiętam Orz, drogę do kościoła, plac przy kościele. Tam była szkoła, którą potem gdzieś przenieśli. I cmentarz pamiętam – duży i stary. Mam zdjęcia z rodzicami z jakiegoś parku”[32]. Do kościoła mama stroiła ją w piękne kapelusze, których Krysia się zawsze wstydziła.

Krystyna zapamiętała również sołtysa, z którym wiąże się pewna anegdota. Któregoś dnia w Goworowie pojawili się Niemcy, gdyż wywęszyli jakiś sabotaż. Rozwścieczeni zaczęli krzyczeć: „Sabotaż! Sabotaż!”. Do niedosłyszącego sołtysa dotarły dwa inne słowa: „Sobota! Sobota!”. Opanowany, choć rozentuzjazmowany odkrzyknął: „Zrobi się! Zrobi się!”, co wprowadziło żołnierzy niemieckich w konsternację.

Jako dziewczynka Krystyna nie stroniła od podwórkowych zabaw. Jedną z jej ówczesnych koleżanek była Halina Reluga (ur. 1929), którą los również przywiódł do Goworowa: „Byłyśmy małymi dziewczynkami. Bawiłyśmy się razem na podwórku, kiedy odwiedzałam dziadków. Robiłyśmy wspólnie laleczki. Krystyna była grzecznym, miłym, przyjemnym dzieckiem – wspominała. – Miała piękne oczy”[33]. To dlatego dzieci nazywały ją „sową z Goworowa”.

Z czasem mała, filigranowa dziewczynka z blond czupryną, w czerwonej sukience, przestała postrzegać wieś jako Arkadię, a jako dorosła kobieta będzie kojarzyć ją już tylko z gehenną: „Dzieciństwo nie było najlepszym okresem w moim życiu. Nie miałam szczęścia! Dom, w którym mieszkałam we wsi Rumianki[34], stał na pustym, płaskatym placu, a nie w cieniu modrzewi. W oknach nie kwitły azalie. Przez te łyse okna musiałam często wypatrywać, czy coś podejrzanego nie dzieje się na ulicy. Takie były czasy. Ćwiczyłam mówienie szeptem. Na taniec, tak przeze mnie umiłowany, zostawało mi bardzo mało czasu. A jak już byłam trochę wolniejsza, to zapadała godzina policyjna. Ale nieraz przy łaskawszym słonku wyfruwałam na łąki, jako maleńka pszczółka Walesia. Wylatywałam na pastwiska leżące nad rzeką Orz. Po prostu Orz!”[35].

Samego wybuchu drugiej wojny światowej Krystyna Sienkiewicz nie pamięta. Miała zaledwie cztery i pół roku. Trudno też, aby jako mała dziewczynka zdawała sobie sprawę z zagrożenia. Na wojnę patrzyła dziecięcymi oczami, szukając piękna i okazji do zabawy. Nic więc dziwnego, że radowała się na widok samolotów pikujących w dół z ogromną szybkością, ciągnących za sobą szarfę dymu, wyglądających w nocy jak piękne lampiony. Sens tego, co wówczas obserwowała, pojęła znacznie później. Wspomina zdarzenie, którego nie wymazała z pamięci i jako Krysia, i jako Krystyna. Opisała je w opowiadaniu Owoc żywota[36], będącym rozrachunkiem z nieszczęśliwym momentem życia – z dzieciństwem – nazwanym później przez Jeremiego Przyborę bachorstwem. Niektóre wydarzenia zostały wymyślone, ponieważ tak autorce łatwiej było rozprawić się z przeszłością. Emocje są jednak prawdziwe. Forma literacka okazała się dla aktorki swoistym katharsis. Fragmenty opowieści trzeba w tym miejscu bezsprzecznie przywołać. Nie tylko dlatego, że opowiadanie jest swego rodzaju świadectwem. Na uwagę zasługuje również baśniowa stylizacja i poetycki, przepełniony metaforami, język autorki:

„We wsi Rumianki już od tygodnia panował jakiś groźny, nic dobrego nie wróżący spokój. Ale zanim tak ucichło, Niemcy wysadzili w powietrze młyn. Potężny podmuch jeszcze głębiej wgniótł ludzi do schronów, dostraszył, żeby potem zabrzęczeć w uszach fałszywą ciszą. Kiedy mieszkańcy Rumianek ośmielili się wyleźć ze swoich w ziemi powydłubywanych kryjówek, zobaczyli, że we wsi nie ma ani jednego Niemca. Hitlerowcy polikwidowali w popłochu swoje urzędy, kwatery i czmychnęli. Teraz trzeba było nasłuchiwać, skąd dolecą odgłosy wybuchów. Wojna się nie skończyła. Musiała być gdzieś niedaleko, bo ziemia – gdy ucho do niej przyłożyć – jęczała. Jęczała od strony kartoflisk albo czasami zapalała się łuną za kościołem. Słońce po niebie łaziło wystraszone. Patrzyło na ludzi krwawymi ślepiami i zapadało się w bruzdy. Bało się, żeby go nie zestrzelili.

Ludzie też zapadali się w swoich schronach. W chałupach mało kto mieszkał. Baby nie stały przy garnkach, by z kominów nie leciał dym. Całe życie wioski skupiało się w ziemiankach i przed ziemiankami. Czasami ktoś ciekawski rozglądał się to na prawo, to na lewo, albo w górę, w niebo, gdzie walczyły samoloty. I nasłuchiwał... Tylko rumiankowe dzieci były bardziej ożywione i podniecone niż zwykle. Samoloty to nawet im się podobały. Tak ładnie wyglądały, gdy strzelały do siebie małymi obłoczkami albo pikowały w dół karbowanym beżowo-rudym dymem u ogona. Ale koło krzyża, na rozstaju, za drewnianym płotem u Prośnaśki były ważniejsze sprawy. Wisiały na jabłonkach jabłka i same się prosiły, żeby je zerwać. Wystarczyło się tylko skrzyknąć, zebrać w małą kompanię i lecieć. Skrzyknęły się więc dzieciaki i pofrunęły do ogródka Marii Prośnaś, u której tej dziwnej jesieni było dużo więcej jabłek niż zwykle”[37].

8

W 1942 roku ojciec Krystyny „padł ofiarą swojego patriotyzmu”[38]. Aktorka była przekonana, że został aresztowany w Goworowie po tym, jak pewna kobieta, stojąca na zdjęciu obok jej ojca, złożyła na niego donos, że działał w Armii Krajowej: „Ta donosicielka żyła z gestapowcem. Mieszkała na strychu urzędu gminy. Zniknęła po wojnie i Polska się na niej nie zemściła”[39]. Goworowianie wymieniają jednak nazwisko Chlebowskiego – mężczyzny, który przyjechał do ich wioski nagle z Ostrowa Wielkopolskiego (najprawdopodobniej to on zastąpił Sienkiewicza na stanowisku sekretarza gminy).

Edward Sienkiewicz (czwarty od lewej) przed budynkiem Urzędu Gminy w Goworowie. Obok Edwarda kobieta, która doniosła na niego Niemcom.

„Pamiętam jak wpadli do nas gestapowcy”[40] – wspomina aktorka. Trzynastego lipca 1942 roku Edward Sienkiewicz został osadzony na Pawiaku.[41] Spędził tam niecałe dwa miesiące, bo już 22 września 1942 roku przewieziono go, transportem skierowanym przez placówkę SD Warschau, do obozu koncentracyjnego w Auschwitz. W karcie więźnia zapisano, że został zatrzymany, ponieważ był aktywnym funkcjonariuszem ZPZ (organizacji występującej przeciwko Niemcom). W wymienionym transporcie więźniów z Pawiaka do Auschwitz przywieziono siedemdziesięciu pięciu mężczyzn, oznaczając ich numerami od 64779 do 64853. Analiza danych wskazuje, że Edward Sienkiewicz mógł być zarejestrowany pod numerami: 64846, 64847 albo 64848. Nie zachowały się dane personalne tych więźniów, ale pozostały ich fotografie.[42] Konfrontacja zdjęć obozowych z cywilnymi pozwala sądzić, że Edward Sienkiewicz zarejestrowany został pod numerem 64848.

Krystyna Tarkowska, Krysia Sienkiewicz (jak zwykle z psem, tym razem pluszowym), jej brat Ryszard i koleżanka z Goworowa.

Dzięki dokumentacji znajdującej się w International Tracing Service w Bad Arolsen w Niemczech[43], czyli w międzynarodowym ośrodku dokumentacji i badań na temat prześladowań nazistowskich, pracy przymusowej i Holokaustu w nazistowskich Niemczech i okupowanych przez Rzeszę Niemiecką regionów, możliwe było w miarę dokładne odtworzenie losów więźnia Edwarda Sienkiewicza. Trzynastego marca 1943 roku został wywieziony z Auschwitz do Gross-Rosen (numer obozowy: 9357), a już 21 kwietnia 1943 roku – do Oranienburga, do Sachsenhausen. W rejestrze obozowym widniał pod numerem 63698.[44]

Z karty personalnej więźnia[45] wynika, że w obozach koncentracyjnych Edward Sienkiewicz został przysposobiony do zawodu ślusarza i zaznajomiony z obsługą giętarki do rur. Od 13 marca do 20 kwietnia 1943 roku był wykwalifikowanym pracownikiem (Facharbeiter) w Gross-Rosen, natomiast od 12 października 1943 roku do 6 stycznia 1944 roku i od 10 stycznia 1944 roku do 5 lipca 1944 roku, będąc więźniem Sachsenhausen, pracował jako niewolnik, wykonując części do samolotów dla niemieckich zakładów lotniczych Heinkel w Oranienburgu. Od 8 do 12 stycznia 1944 roku podlegał ochronie przed pracą (Schonung), dzięki której miał odzyskać siłę po przebytej chorobie.[46]

Z obozu w Sachsenhausen Edward Sienkiewicz pisał do mieszkającej w Goworowie rodziny listy w języku niemieckim, w których treść ani żona, ani dzieci nie wierzyły. Uznawali je za „prawdziwe kłamstwo”. Mieli bowiem świadomość, że ich autor nie mógł źle wyrażać się o warunkach, w jakich przyszło mu żyć. Niemniej jednak mają dla Krystyny Sienkiewicz wartość sentymentalną.

List z dnia 20 kwietnia 1943 roku[47]:

Moja kochana Hanko!

Jestem zdrowy. Twoje listy z 30.4. i 7.5. otrzymałem. Dziękuję. Cieszę się, że Wy jesteście zdrowi, że dobrze razem żyjecie, że dobrze zrozumieliście mój list o Gross-Rosen. Za paczki, o których piszecie i za wszystko bardzo dziękuję [...]. Jankowi życzę wszystkiego najlepszego z okazji imienin. Całuję Ciebie i dzieci. Wszystkim ślę serdeczne pozdrowienia dla Franza, Olka, Mirka i Krajewskich. Wasz Edek.

List z dnia 3 listopada 1943 roku:

Moja kochana Hanko!

Jestem zdrowy. Po zakazie (blokadzie) znów otrzymałem paczki od Ciebie i od Rysia. Jedna paczka, jak zawsze z rękawicami, pantoflami i innymi rzeczami. Dziękuję Ci za Twoją troskę. Ilość tabaki i artykułów spożywczych, które przysyłasz, wystarcza mi na 5–7 dni. Napisz mi, proszę, czy jesteście zabezpieczeni przed zimą. Pozdrawiam i całuję was serdecznie. Serdeczne pozdrowienia dla całej rodziny i moich znajomych. Wasz Edward.

List z dnia 14 listopada 1943 roku:

Moja najdroższa Rodzino.

Wasz list z 21.10. otrzymałem. Cieszy mnie, że jesteście zdrowi i dobrze żyjecie. Ja też jestem zdrów. W październiku i pierwszych dniach listopada otrzymałem dużo paczek żywnościowych. Artykułów spożywczych i papierosów mam wystarczająco. Pani Zarembinie, jak i wszystkim znajomym, serdecznie dziękuję za tak długą pamięć. Wszystkie paczki otrzymałem zgodnie z porządkiem. Wasze zdjęcia nie są zbyt wyraźne. Wolałbym Was widzieć osobiście. Pozdrawiam Was i całuję serdecznie. Serdeczne pozdrowienia dla wszystkich znajomych. Wasz Edward.

Edward Sienkiewicz. Zdjęcie wykonane po przywiezieniu do KL Auschwitz.

Listy Edwarda Sienkiewicza z KL Sachsenhausen do rodziny.

9

W dramatycznych momentach najczęściej tworzą się legendy. Niewykluczone, że powstała ona również wokół śmierci Anny Sienkiewicz. O nieścisłościach w faktografii świadczą choćby rozbieżności w relacjach Krystyny Sienkiewicz, Jakuba Sienkiewicza i Jana Pieńkowskiego. Według aktorki, po pojmaniu jej ojca matka sama musiała troszczyć się o byt swój i swoich dzieci: „Dzielna mama zarabiała tajnymi kompletami”[48]. W 1944 roku bardzo się rozchorowała. Cierpiała na niedrożność jelit („skręt kiszek”). Ze względu na trwającą wojnę i przepełnione wojskiem pociągi nie udało się jej dowieźć na czas do lekarza. Kiedy dotarła do warszawskiego Szpitala Dzieciątka Jezus, było już za późno. Umarła na stole operacyjnym.[49] Nie wiadomo, kto przetransportował chorą do szpitala. Może Stefania Tarkowska? W każdym razie wiadomość, z którą wróciła do Goworowa, była tragiczna: „Koleżanka, która odwoziła mamę, wróciła i powiedziała: «Wasza mama nie żyje». Mieliśmy z Rysiem złamane serca i wielkie oczy, wciągnęliśmy powietrze, zaczęliśmy płakać, tupać nóżkami, tylko że to nic nam nie dawało, nie umieliśmy sobie z tym poradzić”[50].

Anna Sienkiewicz miała zostać pochowana na Cmentarzu Bródnowskim na dwa miesiące przed wybuchem powstania warszawskiego[51]. „Bardzo mocno pamiętam rok 1944, bo zostałam sierotą.[52] Po dwóch latach moja rodzina przestała istnieć [...]. I pomyśleć, że urodziłam się 14 lutego w dzień Świętego Walentego – patrona miłości, radości i szczęścia...”[53].

Relacja Jakuba Sienkiewicza jest zgoła odmienna. Wynika z niej, że jego babcia zmarła „na ostry dur brzuszny w pociągu podczas podróży, w czasie jednej z wielkich, ciągłych wędrówek ludności”[54]. Wnuk nie wspomina w ogóle o miejscu jej pochówku. Jeszcze inaczej rzecz ujmuje Jan Pieńkowski, syn Janiny – ciotki i późniejszej opiekunki Krystyny: „Moja mama opowiadała mi, że mama Krysi zmarła w szpitalu na tzw. suchoty – tak kiedyś nazywano gruźlicę”[55].

W okresie okupacji warszawski Szpital Dzieciątka Jezus był schronieniem dla żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego, a także niósł pomoc prześladowanej ludności żydowskiej. Hospitalizowano w nim również osoby cywilne. Trudno jednak ustalić, kiedy Anna Sienkiewicz przebywała w jego murach, ponieważ placówka nie dysponuje dokumentacją medyczną z 1944 roku.[56] Goworowo jest wsią oddaloną od Warszawy o ponad sto kilometrów. Pokonanie takiej odległości w czasie drugiej wojny światowej było przedsięwzięciem i skomplikowanym, i karkołomnym dla ludzi zdrowych, nie wspominając już o chorych, którzy cierpieli na przykład na niedrożność jelit, zakaźny tyfus lub gruźlicę – jak w przypadku matki Krystyny i Ryszarda. Nie było to mimo wszystko niewykonalne. W czasie wojny istniało połączenie między Ostrołęką a Warszawą. Pociąg przekraczał granicę w miejscowości Gierwaty. Najpopularniejszą stacją, z której najczęściej ruszano do Warszawy na handel, były Pasieki. Pociągi składały się z wagonów osobowych z drewnianymi ławkami. Żandarmi stacjonujący w Goworowie często wpadali na tutejszą stację, otaczali teren i rekwirowali towar. Pasażerowie uciekali w pole do Pokrzywnicy i Goworówka. Nierzadko strzelano za nimi lub ścigały ich dwa czarne psy.[57] Należy zatem zadać pytanie, czy w takich warunkach transport osoby chorej był w ogóle możliwy. I następne: czym po dotarciu do okupowanej Warszawy udało się dostać ze stacji kolejowej do szpitala? Ponadstukilometrowa wyprawa była niezwykle czasochłonna i logistycznie złożona, a w sytuacji, kiedy życie Anny Sienkiewicz było zagrożone, czas miał szczególne znaczenie. Dlaczego po pomoc wyruszono do odległego miasta, skoro w Goworowie równie trudnymi przypadkami zajmował się wówczas ceniony i szanowany przez lokalną społeczność doktor Glinka? Dlaczego niezwiązana z Warszawą Anna Sienkiewicz została pochowana na Cmentarzu Bródnowskim, a nie w Goworowie?

W karcie grobu zapisano, że Annę Sienkiewicz pochowano na Cmentarzu Bródnowskim 1 lipca 1944 roku.[58] Pogrzeb odbył się więc nie na dwa, a na miesiąc przed wybuchem powstania warszawskiego. Data śmierci nie jest znana. Wszystkie osoby chowane są na Bródnie na podstawie karty oraz aktu zgonu. Podczas wojny część dokumentów uległa zniszczeniu i dlatego też w ewidencji cmentarza widnieje jedynie data pochówku.[59] Z 1944 roku nie brakuje pojedynczych dokumentów, ale całej teczki zmarłej. Data pochówku została odtworzona w oparciu o księgę zmarłych przepisaną na podstawie dokumentów, które uległy zniszczeniu w czasie wojny.[60] Czy to możliwe, aby w okresie wojennej zawieruchy dokumentacja cmentarna była rozbudowana na tyle, że prowadzono oddzielnie rejestr zgonów i rejestr pochówków? A jeśli tak, dlaczego w tym konkretnym przypadku zniszczeniu uległ akurat ten pierwszy?

W czasie okupacji na Cmentarzu Bródnowskim organizacje konspiracyjne przechowywały w grobowcach broń i amunicję. Cmentarz pełnił również funkcję poligonu i miejsca ćwiczeń. Przez wiele miesięcy znajdowali tu schronienie ludzie poszukiwani przez Gestapo. Jesienią 1944 roku teren nekropolii został zbombardowany przez Niemców. Zniszczeniu uległa centralna część cmentarza. Zgodnie z obecnym planem kwatera Anny Sienkiewicz znajduje się w jego wschodniej części – od ulicy Św. Wincentego (16I/1/15).

10

Najprawdopodobniej przez kilkadziesiąt lat[61] rodzina Sienkiewiczów żyła w przekonaniu, że ojciec Krystyny i Ryszarda zmarł w obozie koncentracyjnym. Krystyna Sienkiewicz do niedawna twierdziła, że został zgładzony przez Niemców w Oranienburgu[62], natomiast Jakub Sienkiewicz, że zginął w Buchenwaldzie, ale nie z rąk Niemców – zabili go alianci, którzy wyzwalali obóz.[63]

Rzecz z Edwardem Sienkiewiczem miała się jednak zupełnie inaczej. Trzynastego lutego 1945 roku przeniesiono go z Sachsenhausen do obozu w Mauthausen, w Austrii. Tam figurował pod numerem 131960. Dwudziestego piątego marca 1945 roku skierowano go do niewolniczej pracy do oddalonej o blisko sto kilometrów austriackiej miejscowości Ebensee, gdzie znajdował się podobóz Mauthausen. Oba obozy zostały wyzwolone 6 maja 1945 roku przez wojska amerykańskie. Z kartoteki Lagerschreibstube KL Mauthausen, obozowej izby pisarskiej w obozie Mauthausen, odzwierciedlającej stan więźniów na dzień wyzwolenia, wynika, że Edward Sienkiewicz przeżył.[64] Do rodzinnego domu nigdy jednak nie powrócił.

11

Dziewięcioletnia Krysia, przekonana o śmierci obojga rodziców, bardzo głęboko przeżyła ich stratę. O tym, co czuła, nigdy nie lubiła opowiadać wprost. Sekrety powierzała lalkom, którym przyszywała tęskniące, wystraszone oczy. Przerażona sieroctwem, każdej książkowej postaci dorysowywała drugą, by ta nie czuła się samotna i smutna. Bolesne doświadczenia pokutować będą w całym jej dorosłym życiu. Dominować będzie tęsknota za prawdziwym domem.

Kiedy kończyło się jej dzieciństwo, kończyła się również wojna. Musiała od nowa uczyć się życia i świata. Podrzucana była bez przerwy do różnych krewnych i znajomych. Nie wyjechała z Goworowa. Zaopiekowali się nią państwo Tarkowscy. Pani Stefania była nauczycielką, koleżanką jej matki, a jej mąż Michał zajmował się pszczelarstwem. Mieli córkę – imienniczkę Krysi[65]. Zamieszkała wraz z nimi w parterowym domu (w niezmienionym kształcie przetrwał do czasów współczesnych i znajduje się przy ulicy Księdza Stanisława Dulczewskiego 22). Dwunastoletnim Ryszardem zaopiekowała się pani Chlebowska.[66] Z czasem Ryszard Sienkiewicz trafił do Zakładu dla Sierot im. Józefa Piłsudskiego przy Krypskiej 39 w Warszawie (obecnie znajduje się tam przychodnia), a następnie do domu dziecka w Aleksandrowie Łódzkim.

W międzyczasie Stefanię Tarkowską odwiedziła Janina Pieńkowska z domu Sienkiewicz, przyszła opiekunka Krystyny, stryjeczna siostra jej ojca. „Pamiętam, że miała w butach słomę i gazety [...]. Ciocia dostała kożuszek po mojej mamie”[67] – wspomina aktorka. Obiecała Tarkowskiej, że gdy tylko zrobi się cieplej, przyjedzie, by zabrać dziewczynkę do siebie. „Z rodziny Berdowskich natomiast nikt się losem sierot nie zainteresował”[68].

„Kiedy Niemcy mieli spotkać się w Goworowie z Rosjanami”[69], Stefania Tarkowska w trosce o Krystynę, odesłała ją do swoich kuzynek, do Ostrowi Mazowieckiej. „To właśnie w Ostrowi widziałam pędzonych Niemców wziętych w niewolę, niemieckich wisielców. To straszne obrazki, ale – mimo iż ludzkie oczy robią tak dużo zdjęć – nie blakną one w dobrej pamięci”[70]. Los zrządził, że w nieznanej dotychczas miejscowości Krysia znalazła tymczasowe schronienie. Spędziła w niej kilka miesięcy. „Burzany[71] były małym miasteczkiem położonym niedaleko Warszawy i oddalonym o piętnaście kilometrów od wioski, z której Walerka wyjechała. Takie typowe, biedne miasteczko z rynkiem, ratuszem, apteką i księgarnią”[72]. Zamieszkała wraz z trzema kobietami w niewielkim, niskim, narożnym domu z małym poddaszem przy ulicy Słowackiego 1: „Ten róg to księgarnia, której właścicielką była poczciwa staruszka, babcia Paszkowska. Miała osiemdziesiąt dwa lata i tyle tylko, że żyła, bo problemy tego świata już ją nie interesowały. Nawet nie orientowała się, która to wojna skończyła się dla Burzan, z kim była prowadzona i kto w niej zwyciężył. Opiekowały się nią trochę dwie młodsze siostry cioteczne: Zofia i Michalina. Młodsza z nich, Zofia, miała siedemdziesiąt jeden lat. Księgarnię wynajęły osobie nie z rodziny, żeby po prostu wyprzedawała książki sprzed wojny, a same, żyjąc z zaoszczędzonych grosików, egzystowały na tyłach sklepu, w pokoju z kuchnią i z werandą, na której stał zielony, okrągły jak kolumna, piec. Sypialnia opalana była trociniakiem. Te piece wymyślone były przez biedne czasy. A składzik trocin zrobiony był w dawnej spiżarni – ciemnym schowku przy kuchni.[73] Pamiętam wędrujących za chlebem ludzi, którzy przychodzili do babci Paszkowskiej i nocowali na pięknym ganku z kolorowymi szybkami i właśnie tym okrągłym, zielonym piecem kaflowym. Od tamtej pory mam namiętność do pieców kaflowych. Jedni z tych piechurów mieli ze sobą cukier. Któraś z opiekujących się mną pań powiedziała do nich: «Z nami jest taka sierotka, dajcie jej trochę cukru». Poszłam do nich strasznie zawstydzona, z blaszanym pudełkiem w ręku, na którym był obrazek murzynka z kawą, i powiedziałam: «Poproszę trochę cukru», po czym dygnęłam, podziękowałam im i uciekłam”[74].

Jedyną rzeczą, jakiej nie brakowało w ich domu, były jajka. A to dzięki Krystynie. Szyła bowiem z gałganków lalki, którymi się później bawiła. Były to śmieszne kukły. Na ich głowach zamiast włosów znajdowały się skrawki futerek. Miały wystraszone buzie i patrzyły tęskniącymi oczami. Kiedy lalek było już w domu za dużo, starsze panie postanowiły je sprzedawać. Co jakiś czas trafiały do księgarni: „«Może kupi pani lalkę od biednej sierotki?». «Za ile?». «Co łaska». I mamusie dawały «co łaska». Jedno jajko, dwa jajka, trzy [...]. Najsmutniejsze były te dni, w których za lalki płacono pieniędzmi. Za pieniądze nie można było nic kupić”[75].

Na poddaszu wypełnionym półkami z książkami mieszkał jeszcze pan Zdzisław, który jako sublokator płacił właścicielkom komorne. W domu bardzo sprawiedliwie rozdzielano czynności. Rola babci Paszkowskiej ograniczała się do jedzenia i spania, Michalina i Zofia gotowały oraz sprzątały, pan Zdzisław pozostawał do dyspozycji w razie nagłej awarii, natomiast Krystyna chodziła codziennie z dzbankiem po przydziałową zupę, bowiem biedniejsi ludzie dożywiani byli przez miasto. Pilnowała również poddasza, kiedy pan Zdzisław wychodził z domu, ponieważ nie było klucza do drzwi. Spędzała czas na wpatrywaniu się w półki, przeglądała i czytała książki, także te nie dla dzieci. Krysia wychowała się na Chłopcach z Placu Broni Ferenca Molnára, powieściach o puszczy, zwierzętach i Indianach, które pisywał Grey Owl [Szara Sowa; wszystkie przypisy w nawiasach kwadratowych pochodzą od autora], literaturze o zwierzętach autorstwa Jana i Antoniny Żabińskich i książkach Jamesa Olivera Curwooda. Interesowała się także książkami zupełnie nie dla dzieci. Kiedy sięgnęła po Dziady Adama Mickiewicza, Michalina nie tylko skarciła Krysię, ale również zabroniła jej czytać dramat, zakładając, że i tak nic z niego nie zrozumie. Kiedy już poszła do szkoły, okazało się, że Dziady są lekturą obowiązkową i nie mogła zrozumieć, dlaczego nie pozwolono jej ich przeczytać, skoro nie były wcale miłosnym romansem. Krysia wszystkie wiersze, które przypadły jej do gustu, przepisywała do zeszytu i ilustrowała je naiwnymi obrazkami przedstawiającymi krasnoludki lub królewny w pałacach.

Z tamtego okresu Krystyna Sienkiewicz dobrze pamięta kurę, z którą się „zakolegowała”. Przychodziła do drzwi, siadała, a ona ją głaskała.[76] W dorosłym, już aktorskim, życiu wykorzysta tę „znajomość”, gdy będzie przygotowywała się do jednego ze spektakli.

O opiekunkach z Ostrowi Mazowieckiej aktorka nigdy nie zapomniała: „Mając w pamięci ciotki z Burzan, często i chętnie rysowałam różne starsze panie siedzące na kufrze z panieńską wyprawą, którą dostały od swoich rodziców, aby wnieść ją w wianie przyszłemu oblubieńcowi. Były to zwykle panie zrobione całe na drutach, ubrane w ręcznie uścibolone z wełny czy z kordonku suknie, z kłębkami wełny w rękach, wśród nitek splątanych przez dyżurującego przy nogach kotka. Bo gdzie kłębek, tam i bawiący się kotek”[77].

12

Krystyna powróciła do Goworowa, ale na krótko. Ciotka Pieńkowska, zgodnie ze złożoną obietnicą, przyjechała, by wziąć ją pod swoją opiekę: „Wojna właśnie się skończyła albo kończyła... Była straszna zima, śnieżno-mroźna, trzydzieści parę stopni mrozu, kiedy ciocia przyjechała po mnie do Goworowa”[78]. Wyprawę tę zapamiętał również Jan Pieńkowski: „Mama zostawiła mnie pod opieką rodziny ojca w Szczytnie, a sama pojechała do Goworowa. Stamtąd przywiozła do nas Krysię. Krysia była wtedy bardzo niepewna, wystraszona”[79].

Jan Pieńkowski (po lewej) i (obok) Janina Pieńkowska, Edward i Anna Sienkiewiczowie. Z przodu siedzą Krysia i Rysiek. Ostatnie szczęśliwe dni w Goworowie.

Janina Pieńkowska urodziła się 14 grudnia 1906 roku w Grodnie; „doświadczyła na sobie wszystkich nieszczęść wojny”[80]. Przeżyła powstanie warszawskie. „Ciocia mi opowiadała, że pędzili ich na rozstrzelanie, kamienice płonęły i nie wiem, w jaki sposób jej się udało wskoczyć przez okienko piwniczne. Gdzieś się zapadła, a Niemcy tylu ludzi pędzili, że jej nie zauważyli. Ale po chwili znów ją wygarnęli i dostała się do Pruszkowa, do obozu pod Warszawą”[81]. Wywieźli ją do Germanii na roboty, miała przy sobie pierścionki i wykupiła się z ciężkich robót, wróciła okazjami do Polski i przybiegła po sierotę do Goworowa.[82] W powstaniu zginął jej mąż Jan Pieńkowski „Pająk” (ur. 15.10.1910). Miał trzydzieści cztery lata. „Ona nawet nie wiedziała, gdzie to się stało”[83] – wyznaje artystka. Z dokumentów znajdujących się w archiwum Muzeum Powstania Warszawskiego wynika, że poległ 6 sierpnia 1944 roku na Woli, przy ulicy Chłodnej róg Żelaznej.[84] Pieńkowska została sama z małym synem Janem (ur. 1943).

Krystyna Sienkiewicz opuściła Goworowo na zawsze. Długo wzbraniała się przed ponownym odwiedzeniem tej wioski. „Tak to Goworowo pamiętam – jako metę mojego dzieciństwa i życia rodziców [...]. Nie, nie byłam od tego czasu, nie byłam w stanie. Chociaż może powinnam tam pojechać, zobaczyć, przypomnieć sobie. Chciałabym odnaleźć grób pani Stefanii i położyć na nim wielki bukiet czerwonych róż”[85] – wyznała aktorka w 1995 roku. Zdobyła się na odwagę i odwiedziła to miejsce już jako znana artystka 4 września 1997 roku.

„Bardzo chciała przyjechać do Goworowa, ale miała opory i obawy podyktowane sytuacjami, które się tutaj wydarzyły, a także bolesnymi wspomnieniami. Nie jestem uprawniona, aby o nich mówić. Miała po prostu traumę”[86] – opowiada Danuta Domasik, goworowianka, jedna z organizatorek wizyty aktorki. „Pani Krystyna Sienkiewicz była w Goworowie tylko raz – dodaje inna mieszkanka Maria Piórkowska. Buszowała po posesji państwa Tarkowskich, po komórkach. Pamiętała wszystko. Nawet kredens, który kiedyś stał w kuchni”[87]. Artystka odwiedziła budynek, w którym w 1943 roku śpiewała w chórze. „Miło mi deptać po swoich śladach” – napisała w szkolnej kronice. Spotkała się także wówczas z mężczyzną, od którego dowiedziała się, że na strychu domu, w którym mieszkała, znaleziono jej szkolne zeszyty i książki. W książkach tych znajdowały się portrety pisarzy. Jako mała dziewczynka dorysowywała każdemu z nich żonę. Nieznajomy pan przypomniał jej opowiadania o wilkach, w których toczyła z nimi żywą rozmowę. Krysia zawsze odczuwała potrzebę pisania o zwierzętach, stania blisko jakiegoś zwierzaczka i fantazjowania na jego temat. Zbierała także obrazki, na których znajdowały się dzieci w marynarskich strojach. Tak „odrastała”.

13

Janina Pieńkowska pracowała wcześniej w Polskim Monopolu Tytoniowym. Wraz z rodziną mieszkała w domu wybudowanym przez fabrykę. Ze względu na dramatyczne przeżycia postanowiła już nigdy nie wracać do Warszawy. Poza tym – nie miała do czego. Jej mieszkanie, na drzwiach którego wisiała wizytówka „J. J. J. Pieńkowscy”, zostało zniszczone. Wybrała miejsce, z którym nie wiążą się żadne wspomnienia, miejsce, które nie mąciło jej i tak złamanego życia. Wybrała Ziemie Odzyskane. Dowiedziała się, że Polacy zaczęli osiedlać się na Mazurach: „Miała, jak to wtedy było, jakieś puste domy do wyboru”[88]. Wraz z synem zamieszkała w Szczytnie przy ulicy Chopina 4, „w niewielkim domku z czerwoną dachówką, stojącym wśród jabłonek”[89]. Kiedy już się w nim urządziła, sprowadziła do siebie Krysię: „Z małym tobołkiem bogactw, bez których nie można się obejść, przeniosłam się na Mazury”[90]. Ulicę, przy której znajdował się dom, aktorka doskonale pamięta: „To uliczka blisko roszarni, która wtedy paskudziła świat i śmierdziała. Parę minut dalej piechotą miałam jezioro i też było zanieczyszczone przez roszarnię. I to jedyne, co wspominam z grymasem na twarzy. Bo Szczytno to piękne miasteczko, którego Rosjanie w całości nie spalili. Gdzieniegdzie jeszcze kwitły też niemieckie klematisy. Były domy pruskie, krzyżackie”[91].

Dom cioci Pieńkowskiej stał się dla dziewczynki drugim domem rodzinnym. W otoczeniu przepięknych mazurskich lasów, łąk i jezior stworzyła w wyobraźni swój własny świat: „Jakie teraz wielkie pole (wprawdzie trochę zaminowane) miałam znów do tańca. Raz na zawsze zakończyły się czasy ponurej okupacji, brukwi, godziny policyjnej i niemieckich marszów wojskowych. Coraz więcej było ładnej, lirycznej muzyki, a w domach coraz dłużej paliło się światło, i to nie z karbidówek.

Ze snu długiego zimowego

Pszczółki z ula wstają

I łapkami kosmatymi

Oczka przecierają.

Krysia w Szczytnie. Po prawej ciocia Janina Pieńkowska.

Śpiewałam tę słodką piosenkę wyzwolonych skrzydlatych koleżanek. Śpiewałam ją na różnych akademiach szkolnych, ubrana w spódniczkę z różowej, marszczonej bibułki, z przyklejonymi do palców kurzymi piórkami”[92].

Najgorsze i najsmutniejsze dla Krystyny było to, że w domu cioci zamieszkała bez brata Ryszarda, który został w warszawskim domu dziecka: „Bardzo za nim tęskniłam. Byłam przerzucana jak papierek na wietrze. Życie za mnie wybierało. Jako dziecko popełniłam samobójstwo. Nie mogłam tego przeżyć. Że nikogo nie ma. Rysia nie ma, taty nie ma. Mówili, że tata wróci, nie wracał. Nie wiem, co to były za opowiadania, może tylko dla mnie, żeby łzy osuszyć. Usiadłam w zagłębieniu domu, gdzie nigdy słońce nie padało, ziemia była wilgotna, dżdżownice wychodziły, a ja się strasznie brzydziłam robali. Zdjęłam majtki i usiadłam na zimnej ziemi, żeby się przeziębić i umrzeć. I usiadł mi na nosie motylek, biały kapustnik, zaczęłam go spędzać, a on tak nie bardzo. No to wstałam i go wyniosłam na słońce. I włożyłam majtki, i poszłam też się ogrzać. Mówię – znak, dusza mamusi [...]. Są znaki, tylko trzeba nauczyć się je czytać”[93].

To z powodu strasznej biedy Pieńkowska nie mogła zająć się Rysiem. Krystyna pamięta, że ciotka robiła kreseczki na maśle, dzięki którym wiadomo było, ile można zjeść, żeby go na dłużej wystarczyło.

14

Janina Pieńkowska założyła w Szczytnie pierwsze powojenne przedszkole, które mieściło się przy ulicy Niepodległości 15. Następnie podjęła pracę w przedszkolu przy Pasymskiej. W końcu pełniła funkcję kierownika powstałego w 1947 roku Państwowego Przedszkola nr 2 w Szczytnie, znajdującego się do dziś przy Polskiej 42. Stanowisko to objęła po pierwszej kierowniczce – Reginie Tyszko. Jako szefowa przyczyniła się do rozwoju tego miejsca, w którym brakowało nie tylko zabawek, ale i pomocy naukowych. Potwierdzają to choćby zapisy poczynione w przedszkolnej kronice. Można w niej przeczytać, że „praca z dziećmi w przedszkolu nabrała większego rozmachu, gdy kierowniczką została koleżanka Janina Pieńkowska”[94]. Przez wiele lat spełniało ono rolę przedszkola ćwiczeń, w którym doskonalono umiejętności przyszłej kadry pedagogicznej. Nic więc dziwnego, że ciocia zapragnęła, aby Krystyna kształciła się w zawodzie przedszkolanki. Na szczęście pojawiły się przed nią inne perspektywy.

Nie później niż w 1946 roku Janina Pieńkowska zapisała Krystynę do gimnazjum, do którego „mogły chodzić tylko te dzieci, które przedstawiły zaświadczenie, że już nie bawią się lalkami, i miały sprytnie sporządzoną metrykę na podstawie zeznań dwóch naocznych świadków”[95]. W okresie gimnazjalnym Krystyna Sienkiewicz należała do harcerstwa. Szkoła znajdowała się „koło żółtego jak cytryna ratusza”[96], zbudowanego w latach 1936–1937 według projektu królewieckiego architekta Kurta Fricka. Obecnie pełni funkcję siedziby władz miejskich oraz Muzeum Mazurskiego. „Ten ratusz miał być symbolem Zamku Krzyżackiego, a był w sumie wstrętnawą budowlą niemiecką. Tylko fantazja dziecięca pozwoliła uwierzyć, że jest to ten zamek, o którym pisał w Krzyżakach Sienkiewicz i w którego bramach stawał pokorny Jurand ze Spychowa”[97]. „Nie ma już w Szczytnie tego krzyżackiego zamku. Zostało trochę zabudowań gospodarczych i ratusz w kolorze cytrynowym”[98].

Krystyna Sienkiewicz podczas szkolnych występów w Szczytnie.

Nauka w gimnazjum nie należała do najprzyjemniejszych, „bo panowała w nim matematyka i fizyka”[99], a Krystyna Sienkiewicz do dziś „nie jest w stanie zapamiętać, ile jest 7 razy 9”[100], przez co dwukrotnie uczęszczała do dziewiątej klasy. „Moja kariera szczytnowskiej uczennicy była więc krótka. W pierwszym roku nagroda książkowa Miasto mojej matki, w drugim też jakaś książka, a w trzecim poprawka z matematyki. Przyrzekłam profesorowi z matmy, że za trójkę z tego przedmiotu zniknę mu z oczu, i słowa dotrzymałam”[101].

W czasie edukacji w gimnazjum Krysia chętnie angażowała się w działalność społeczną i artystyczną. Realizowała się w harcerstwie i w sztuce.

Mazurski okres życia Krystyny Sienkiewicz można łączyć z początkami jej kariery estradowej, bowiem od dzieciństwa przejawiała zdolności sceniczne. „Już we wczesnym dzieciństwie miałam swoje audytorium, a gdy zapytano mnie, kim będę, odparłam, że zakonnicą. I wtedy kilka osób chórem odpowiedziało: filmową. Dzisiaj, gdy patrzę na zdjęcia malutkiej Krysi kilkulatki, widzę, że już wtedy coś we mnie było. Chciałam coś przedstawiać, nie wystarczyło mi samo oddychanie”[102].

Już jako mała dziewczynka potrafiła koncentrować na sobie uwagę innych. Największą przyjemność sprawiało jej rozśmieszanie innych ludzi. Lubiła też płatać im dziecinne figle. Bywało, że dzwoniła do ich drzwi, klękała i obserwowała zachowanie osoby, która myślała, że ma przed sobą karzełka, po czym wstawała i śmiała się wraz z gospodarzami. Na co dzień nie chciała wyróżniać się z tłumu, natomiast na szkolnej scenie lubiła wzbudzać zainteresowanie. Wszelkie wystąpienia były dla niej okazją do wyrażania siebie poprzez swoje liczne talenty. Z przyjemnością brała udział w szkolnych uroczystościach, na ogół w charakterze solistki, gdyż była za mała dla partnerów. Jakby została stworzona do odgrywania ról skrzatów, duszków i zwierzątek.

W Szczytnie grywała w spektaklach teatralnych, a nawet wykonywała taniec pszczółki wychodzącej z tulipana. Sceniczny debiut na długo zapadł w pamięć nie tylko młodziutkiej artystce, ale również oglądającym przedstawienie widzom. Urocza pszczółka miała wyjść z gracją z tulipana, który, niestety, się zaciął. Zdołała wyjść z kwiatka, ale z hałasem przewróciła się na deski sceny. Aktorka wspomina, że nie przebierała wtedy w słowach. Ciotka Janina, która była jej pierwszym recenzentem, powiedziała, że brzydko wypadła. To jednak nie przeszkodziło upartej dziewczynie „w robieniu kariery tancereczki”[103]. „Innym razem jako krasnoludek chowałam się bez trudu pod muchomorem o pięćdziesięciocentymetrowej średnicy kapelusza. Jako malutki chłopczyk zagrałam nawet Skierkę w Balladynie. A w III części Dziadów zagrałam u boku braciszka siostrzyczkę ze skrzydełkami z tekstem: «do mamy lecim, do mamy...»”[104].

15

W szczytnowskim gimnazjum Krystyna Sienkiewicz nawiązała wiele przyjaźni, które, niestety, nie przetrwały próby czasu. Aktorka zapamiętała przede wszystkim dwie koleżanki: Irenę Przybyłowską z Szydłowca i Teresę Warpechowską. Z tą pierwszą spotkała się jeszcze później w Warszawie. Przybyłowska studiowała polonistykę, a budynek Uniwersytetu Warszawskiego znajduje się naprzeciwko Akademii Sztuk Pięknych, dzięki temu koleżanki mogły utrzymywać częste kontakty. Irena Przybyłowska-Hanusz, niezwykle wierna, pisuje do Krystyny życzenia, na które aktorka stara się odpowiadać, choć ze względu na problemy ze wzrokiem sprawia jej to ogromną trudność.

„Nie pamiętam momentu, w którym się poznałyśmy – opowiada Przybyłowska-Hanusz. – Krysia była bardzo malutka i kruchutka. Wydawało się, że potrzebuje jakiejś przyjaźni i opieki. Nie wiem dlaczego, ale takie sprawiała wrażenie. Chciałam jej towarzyszyć. Mieszkałam w Szczytnie przy Dannenberg Straße. Później ulica ta nazywała się Bieruta, a teraz – Sikorskiego. Myślę, że mój dom był domem ciepłym. Taką rodzinną atmosferę stworzyli rodzice. Moje koleżanki chyba dobrze się w nim czuły. Przychodziły do mnie między innymi Tereska Warpechowska, z którą siedziałam w jednej ławce, i Krysia Sienkiewicz. Rodzice nie byli ponurakami, a raczej przyjemnymi i wesołymi ludźmi. Bardzo lubili Krysię, choć miewała śmieszne, często zwariowane, pomysły. Gdyby kto inny tak szalał, być może mój tata by się zgorszył, ale jej wszystko uchodziło. Śmiał się z jej wygłupów, aż mu się uszy trzęsły. Krysia, pomimo że była tak drobna, iż chciało się nią zaopiekować, wcale tej opieki nie potrzebowała. Nigdy się jej nie domagała. Brakowało jej na pewno ciepła rodzinnego, pomimo że opiekująca się Krysią ciocia Pieńkowska okazywała jej tyle serca, ile tylko mogła. Nie umiem osądzić, czy ciotka należała do ciepłych osób. Wydaje mi się, że była nieco ostra i surowa. Miała swoje zmartwienia i swoje kłopoty. Samotnie wychowywała małego synka, który po przeżyciach wojennych, po powstaniu wojennym, zrywał się nocą... Myślę, że była kobietą bardzo poranioną przez życie – samotna, straciła męża w powstaniu. Pani Pieńkowska była w ogóle bardzo biedna. Jej drugie małżeństwo nie było udane. Pan Kardoliński pochodził z bardzo dobrej rodziny, ale był nazbyt uzależniony, pomimo swojego dojrzałego wieku, od mamusi. Któregoś dnia przyjechała, zabrała go i na tym małżeństwo się skończyło. Miała naprawdę nieszczęśliwe życie. Trudno się dziwić, że żyła swoimi sprawami. A moi rodzice bardzo Krysię lubili.

Poza tym – jej nie dało się nie lubić. Była zawsze wesoła i dowcipna, raczej niekłótliwa. Bardzo dobrze się rozumiałyśmy. Krysia rzadko się zwierzała, ale z nią można było porozmawiać o swoich problemach. Wzbudzała ogromne zaufanie. Nie szukała na siłę sympatii. Była dziecinna – również w kontaktach z kolegami. To my jej mówiłyśmy, że powinna znaleźć sobie jakiegoś chłopca.

W szkole odnosiła sukcesy. Była wszechstronnie utalentowana. Poza matematyką. Zawsze miała lekkie pióro. Kiedyś ogłoszono w szkole konkurs na recenzję filmu radzieckiego Opowieść o prawdziwym człowieku na podstawie powieści Borysa Polewoja. Wszystkie musiałyśmy ją napisać. Nagrodę dostała Krysia. Bardzo mi się jej recenzja podobała. Zaczęła ją od słów «Zima... Śnieg...», a później pisała, jak ten prawdziwy człowiek brnął...

Krysia była bardzo wysportowana i giętka. Miała ogromną łatwość poruszania się w tańcu. Kiedyś do naszego gimnazjum przyszła nowa uczennica, Lodzia Bomertówna, córka właściciela sklepu rzeźniczego. Wcześniej chodziła do jakiejś szkoły baletowej. Miała ambicje działalności instruktorskiej. Zrealizowała z nami takie programy artystyczne jak Taniec Krasnoludków i Taniec Kwiatów. Była to bardzo poetycka wizja. Krysia pojawiła się w tym drugim przedstawieniu jako primabalerina. Bez żadnego przygotowania najpierw tańczyła, a na końcu robiła szpagat. To niełatwe zadanie! Lodzia została wyrzucona ze szkoły z powodu bywania na zabawach w sali «za drągiem» i w klubie oficerskim w koszarach wojskowych.

Występowałyśmy z Krysią także w teatrze szkolnym. Nasz dyrektor, który był polonistą, przygotowywał z nami, jako reżyser, różne sztuki teatralne – między innymi Dziady. Krysia była Rózią, a nasza koleżanka Tereska – Józiem. Cała klasa brała w tym udział. Przyjechał nawet kiedyś na konsultacje jakiś aktor czy reżyser z Olsztyna.

Byłyśmy z Krysią również zapalonymi harcerkami. Należałyśmy do I Szczycieńskiej Żeńskiej Drużyny Harcerek Słońce im. Emilii Plater. Miałyśmy żółte chusty. Brałyśmy udział w biwakach, podchodach. To było bardzo emocjonujące. Uczestniczyłyśmy także w obozach harcerskich, m.in. w Kulce. Było tam jezioro, które miało śliczny turkusowy kolor. Nie obyło się bez przygód. Po przeciwnej stronie byli harcerze z Jędrzejowa. Nosili czarne chusty. Były rozmowy, flirty. Nasze koleżanki ukradły im flagę, później oni chcieli ukraść nam... Krysię odwiedził wtedy nawet jej brat – Rysiek. Pamiętam, że napisała jakiś wiersz o jeziorze – mocno poetycki, który on skrytykował i próbował ściągnąć ją na ziemię. Miałyśmy w harcerstwie koleżankę, Krysię Krajewską, która po latach została żoną aktora Witka Grabarczyka – starszego pana z serialu Klan. Krysia Krajewska postanowiła wyreżyserować Balladynę. Krysi Sienkiewicz dostała się rola Skierki. Krysia nigdy w okresie gimnazjalnym nie wspominała, że chciałaby być aktorką. Rysowała. Po latach żałowała, że nigdy nie była w żadnej szkole baletowej. Bardzo chciała tańczyć.

Po Szczytnie Krysia przeniosła się do Łodzi. Uczyła się w liceum plastycznym. Później wyjechała do Warszawy. Rozpoczęła studia w Akademii Sztuk Plastycznych. Mieszkałyśmy razem w jednym budynku. Do dziekanki studentów Akademii Sztuk Pięknych wchodziło się od ulicy Bednarskiej, a do nowej dziekanki – od Krakowskiego Przedmieścia. Pamiętam mieszkanie plastyków. Szyby były zamalowane witrażami. Różniłyśmy się z Krysią tym, że ja, pomimo iż jestem jedynaczką, byłam zawsze bardziej praktyczna. Krysia zamiast obiadów kupowała za stypendium lalki, czego ja, jako zwykła dziewczyna, nie mogłam zrozumieć. Była artystką! Pieniądze się jej nie trzymały.

Była śliczną dziewczyną. Wzbudzała zainteresowanie wśród mężczyzn. Na studiach miała adoratora – studenta medycyny. Miał takie dziwne imię, które nie pasowało do współczesności. Krysia mówiła o nim, że ma złote serce i złote zęby. Nie była do niego przekonana. Jak co roku wybierałyśmy się z Krysią do Szczytna na wakacje. Aby się z nią spotkać, absztyfikant zamierzał wziąć praktykę w miejscowym szpitalu. Krysia powiedziała mu, że jeśli chce się z nią spotkać w lipcu, to nie będzie to możliwe, ponieważ ona ma inne plany. Zaproponował sierpień, ale ona znowu coś wykręciła. Przyjechałam do domu wcześniej. Ona tuż po mnie. Powiedziałam jej, że przyjechał ten, co ma złote serce i złote zęby i odbywa już praktykę. «O, ja biedna, nieszczęśliwa» – zaczęła lamentować. Przyznałam się jej, że żartowałam. Zadarła spódnicę do góry i zaczęła tańczyć. Krysi przyglądali się nie tylko mężczyźni. Zwracały na nią uwagę również kobiety, a to dlatego, że zawsze miała dobry gust”[105].

16

Okres szczytnowski to również pierwsze miłości Krystyny Sienkiewicz: „Pierwsza miłość była w Szczytnie. Zamek Krzyżacki. Odnowiony ratusz. Ja byłam Danuśką, on był Zbyszkiem”[106]; „przewracał oczami, wzdychał i podstawiał nogę”[107]. To był Tadzik – brat Krystny Krajewskiej, blondynek. Aktorka wspomina, że nie domyślała się, dlaczego on się tak koło niej kręcił. Z czasem miłość została odwzajemniona. Tadek posyłał Krysi listy miłosne przez swoją starszą siostrę. W jednym z nich napisał: „Całuję Cię do utraty tchu i zmysłów”. Zaczęli chodzić razem do kościoła, na majowe nabożeństwa, ale w świątyni nigdy obok siebie nie stali: „Po wyjściu odprowadzał mnie do domu. Ja opowiadałam mu o gwiazdach, o zdjęciach, które zbierałam. Nie, nie marzyłam o byciu aktorką”[108]. On mówił jej natomiast o piłce nożnej. Przeważnie jednak milczeli, ponieważ wstydzili się swoich płomiennych słów przesyłanych w listach.

Finał miłości był jednak fatalny. Krysia na koniec roku miała poprawkę z matematyki. Ciotka postanowiła, że za karę nie pójdzie na bal kotylionowy z okazji zakończenia roku szkolnego. Było jej bardzo przykro, ponieważ w szafie wisiała uszyta właśnie sukienka z resztek krawieckich, a na półce leżały kotyliony zrobione przez Krysię – jeden dla królewny, drugi dla królewicza. W końcu ciocia pozwoliła jej włożyć nową sukienkę, zaplotła warkocze i posłała na zabawę do szkoły, podczas której Krysia miała spotkać się ze swoim wybrańcem. To, co zobaczyła, spowodowało, że „serce zamarło i nie ożywiło się nawet wtedy, kiedy została królową balu”[109]. Tadek, przy melodii Jak w balladzie, w serenadzie, tańczył „wtulony w Tereskę. Największe piersi w szkole!”[110]. Dla Krysi nie miała już znaczenia pierwsza nagroda zdobyta za kotyliony: „Nic nie może ucieszyć serca kobiety, która tańczy nie ze swoim królewiczem”[111]. Następnego dnia wszystkie listy miłosne od Tadka wywiesiła w ogródku na jabłonce: „A wśród nich i ten list, w którym on ją całował «do utraty tchu i zmysłów»”[112].

17

Ryszard