Zamknij oczy i zobacz - Nicram - ebook

Zamknij oczy i zobacz ebook

Nicram

3,0

Opis

eBook z gatunku fantasy, science fiction? A może literatura faktu? Faktu, który został zbadany w innym czasie. W czasie dopiero dla Ciebie nadchodzącym.

Skąd wiesz, czy ten tekst nie jest spisany dzięki komuś, kto potrafi zaginać czas i naginać prawa fizyki? Może dzisiejsze wydarzenia już minęły, a Ty dopiero zaczynasz je odkrywać.

Czy na pewno znasz cel swojej wędrówki? Wiesz, jakie są prawdziwe zadania postawione przed Tobą?

Możliwe, że ten eBook rzuci nowe światło na to, o czym dobrze wiesz, ale przestałeś się przejmować. Możliwe, że ktoś, kto przechodził dziś obok Ciebie jest jednym z opisanych bohaterów... ale, czy on sam już o tym wie?”

Nicram

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 113

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (1 ocena)
0
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




NICRAM

Zamknij oczy i zobacz

© CopyrightNicram

[email protected]

ISBN 978-83-7859-463-5

Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo.pl

www.e-bookowo.pl

[email protected]

Projekt i skład SUPPORT STUDIO

[email protected]

Korekta: e-bookowo.pl

Patron medialny: on|music

www.on-music.pl

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części

lub całości bez zgody autora zabronione.

– dla Kasi –

Warszawa, 2015

Konwersja do epubA3M Agencja Internetowa

„eBook z gatunku fantasy, science fiction? A może literatura faktu? Faktu, który został zbadany w innym czasie. W czasie dopiero dla Ciebie nadchodzącym.

Skąd wiesz, czy ten tekst nie jest spisany dzięki komuś, kto potrafi zaginać czas i naginać prawa fizyki? Może dzisiejsze wydarzenia

już minęły, a Ty dopiero zaczynasz je odkrywać.

Czy na pewno znasz cel swojej wędrówki? Wiesz, jakie są prawdziwe zadania postawione przed Tobą?

Możliwe, że ten eBook rzuci nowe światło na to, o czym dobrze wiesz, ale przestałeś się przejmować. Możliwe, że ktoś, kto przechodził dziś obok Ciebie jest jednym z opisanych bohaterów... ale, czy on sam już o tym wie?”

NICRAM

Spełnienie, to pierwsze uczucie, jakie dotarło do mnie po przekroczeniu bramy. Po przybyciu do miejsca, w którym jestem teraz i, do którego podążałem przez całe życie.

Jednak droga nie była zbyt prosta... choć mogłaby być o wiele łatwiejsza. Szkoda, że ją sobie komplikowałem. Na szczęście okazało się, że nie byłem sam i dane mi było otrzymać dar, który bardziej pasował do powieści fantastycznych, niż do życia zwykłego śmertelnika, w najzwyklejszych czasach.

Większość z nas nie zdaje sobie sprawy z tego, że żyje w jednym z wielu wymiarów. Niestety nie do końca równoległych. W pozostałych nie ma sobowtórów, lecz zupełnie inni ludzie – często wykorzystujący możliwości swojego mózgu o wiele lepiej niż np. mieszkańcy strefy czasowej GMT +01:00. Całą wielowymiarową społeczność łączy ten sam cel i droga, która prowadzi do niego. Czasem jednak trzeba stracić wzrok, żeby najpierw usłyszeć, później zobaczyć to, co dzieje się między wymiarami. A tam dzieje się najwięcej.

To właśnie tam stoczyła się decydująca bitwa o wszystko co jest związane z Życiem, Światłem i Miłością. Nikt o zdrowych zmysłach nie przypuszczał, że tam to się miało stać. Przecież najważniejsze staropisy naszego wymiaru podawały, że między Światłem a Ciemnością jest wielka przepaść, której nie da się pokonać. Nikt też nie przypuszczał, że w Ciemność podąży taka ilość dusz, która zapełni tę otchłań.

Stworzony z nieszczęśników pomost, ułatwi niezliczonym masom wdrapać się po nim, by stanąć u bram Wiecznego Królestwa.

Zanim jednak wielka bitwa stała się zwieńczeniem czasów ostatecznych, na ich początku zaczęły pojawiać się sygnały zapowiadające zmiany, jakich mieliśmy być świadkami. Z czasem sygnały te pojawiały się tak często, że ludzie przestali zwracać na nie uwagę. Informacje o UFO, sektach, nadprzyrodzonych umiejętnościach, czy tajemniczych zniknięciach nie były już sensacją, a nawet ciekawostką w brukowcach.

Obojętność, to nie tylko cecha, ale również jeden z wielu punktów zwrotnych najnowszej historii życia pod każdą postacią. Pozwoliła na łatwiejsze włamywanie się do naszego wymiaru tym, którzy nie powinni tu przebywać. Nawet jeśli dzięki niektórym z nich szybciej poznaliśmy metody leczenia najcięższych chorób, a nasza technologia rozwinęła się nienaturalnie szybko.

Choć sam zawdzięczałem moją nową umiejętność jednemu z nich, myślę, że nie byliśmy jeszcze gotowi. Nie do końca zgadzam się ze zwrotem: „wszystko jest dla ludzi”. Uważam, że do wszystkiego trzeba dojrzeć. Dzięki temu można w pełni wykorzystywać dary i osiągnięcia. Tym bardziej, że wiele z nich ma potężną moc – często autodestrukcyjną.

*

– Panie doktorze, co mam teraz zrobić? Czy można to wyleczyć?

– Trzeba rozpocząć kurację, która niestety tylko spowolni postępy choroby. Jest pan jednak już w wieku, w którym rośnie szansa na takie spowolnienie, żeby na starość zachować możliwość swobodnego poruszania się, a nawet czytania.

– Na czym polega kuracja?

– To zwyczajne krople do oczu. Preparat pozwalający naczyniom krwionośnym lepiej odżywiać nerwy wzroku.

Tymi słowami zakończyła się ostatnia wizyta u okulisty, przed rozpoczęciem leczenia i zbliżenia się do wiedzy, która czekała na mnie u kresu jednego z moich ulubionych zmysłów.

Wtedy nie pozostało mi nic innego, jak tylko wsiąść do samochodu, zastanowić się przez chwilę „Co dalej?” i pojechać do domu.

Teraz przypominam sobie wiele szczegółów, wówczas nic nie znaczących. Na przykład facet na przystanku, wpatrujący się we mnie z taką siłą, jakby mnie bardzo dobrze znał. Pamiętam, że jego siwa czupryna przypominała fryzurę Einsteina, a śniada cera i jasnoniebieskie oczy,w połączeniu z nienaganną posturą – modela lub sportowca... Ale to jego ubranie powinno przede wszystkim zwracać uwagę, bo nawet na bardzo wyzwolone modowo czasy było zbyt futurystyczne. Kto jednak w połowie XXI wieku zwracał uwagę na takie szczegóły?(!) Dlatego rzuciłem tylko spojrzenie w jego kierunku i pojechałem dalej, zapominając o „Einsteinie”… jak mi się wtedy wydawało na zawsze.

Droga do domu była tak monotonna, jak następne dni, które mijały na codziennych obowiązkach, przeplatanych próbą rozwiązania zagadki mojego istnienia.

„Dlaczego jestem?”

„Czy jedynym powodem mojego jestestwa jest fakt poczęcia?”

Czułem podświadomie, że mam do wykonania jakieś zadanie, a myśl o tym powodowała lekki dreszcz emocji, co samo w sobie było subtelną podpowiedzią, której wówczas nie potrafiłem odczytać.

Bezsilność w rozwiązywaniu tej zagadki stawała się nie do zniesienia, a samotność w domu potęgowała poczucie mojej porażki. Tylko spacer po mieście i jego gwar pomagał trochę w zwalczaniu przemyśleń. Był tym, czego potrzebowałem w chwilach zwątpienia.

Po kilku dniach dotarło do mnie, że myśli przestały wbijać się do głowy i wreszcie stałem się panem samego siebie.

Uznałem, że moje spacery mają zbawienną moc, więc włączyłem je do głównych punktów każdego dnia. Aż w końcu zostawiłem auto w garażu i zacząłem chodzić również do pracy. Wymagało to wcześniejszego wstawania, ale i tak wówczas nie spałem za dobrze, często budząc się nad ranem. Dziwne było również, że nie pamiętałem żadnego ze snów, a po przebudzeniu czułem graniczne wyczerpanie. Zmęczenie co prawda mijało już po kilku chwilach, ale systematyczność tego zjawiska była przerażająca.

Zastanawiałem się wtedy, co się ze mną dzieje? Czułem, że zaczynam rozpadać się na kawałki. Postanowiłem jednak nie szukać kolejnego lekarza. Poddałem się temu, myśląc: „Co ma być, to będzie”.

Gorzej, że krople do oczu nie dawały oczekiwanych efektów i naprawdę obserwowałem postępującą utratę wzroku. Już nie tylko wydruki z wynikami badań były jedynym tego dowodem. Nawet mój okulista stał się dziwnie poddenerwowany za każdym razem, gdy zaglądał mi w oczy przez soczewki najnowszej zdobyczy inżynierów okulistyki. To był przykry widok, gdy miotając się po gabinecie, szukał w najnowszych biulety– nach medycznych podobnego przypadku. Wiedziałem, że robi wszystko co w jego mocy, ale z każdym dniem okazywałem się coraz bardziej ewenemetem, niż osobą kwalifikującą się do rutynowego leczenia.

Nie pozwalał mi jednak tracić nadziei, choć miałem wrażenie, że bardziej stara się pocieszać siebie niż mnie.

Następna wizyta była odwołana, a dowiedziałem się o tym dopiero przed gabinetem. Okazało się, że czeka na mnie informacja od samego dr. Reko. Zostawił specjalnie dla mnie kopertę z wyjaśnieniem. Dzięki temu poczułem się naprawdę wyjatkowo, na tle innych pacjentów, narzekających w recepcji na brak wcześniejszego poinformowania o odwołanych wizytach.

Ciekawość jest jedną z moich wad… a może zaletą. W każdym razie, szybko znalazłem dobrze oświetlone miejsce i otworzyłem kopertę, żeby sprawdzić powód odwołania wizyty. Pomyślałem, że może moje schorzenie przybiło go za bardzo i zaczyna przede mną uciekać. Z drugiej strony miał facet poczucie humoru, zostawiając ślepnącemu informację zapisaną odręcznie w pośpiechu. Dobrze, że nie było wiele do czytania. Kartka zawierała tylko tekst: „Musiałem wyjechać! Jest szansa!”

I duży rysunek przedstawiający coś na wzór amuletu, składającego się jakby z dwóch słońc, chowających się za horyzontem. Nie wiedziałem za bardzo o co chodzi, ale zapaliło to we mnie mały płomyk ostatniej nadziei.

Kolejne dni zaczęły zlewać się w całe tygodnie. Spacerowałem kiedy i gdzie tylko mogłem. A moje spacery dawały niespodziewane efekty. Poznałem miasto, jak nikt i nad wyraz poprawiłem kondycję. Niestety wzrok znowu pogorszył się i po raz pierwszy pomyślałem o białej lasce.

Czy to ten czas? Chyba tak, bo chodziłem już bardziej na pamięć i słuch. W firmie stałem się zerowydajny i zalecono mi poszukiwania jakiegoś Zakładu Pracy Chronionej. Zostały jednak do wykorzystania całe lata urlopu, więc pożegnawszy się z załogą rozpocząłem zasłużony odpoczynek.

Czas ten wykorzystywałem na poprawę sprawności fizycznej i wzmacnianie mięśni, a ćwiczenia zaczęły sprawiać mi nawet przyjemność. Pozytywne oznaki treningu zauważyłem szybko – w przeciwieństwie do zimy, która nadeszła bez ostrzeżenia. Nie zdążyłem wyczuć przemijającej jesieni, charakteryzującej się szeleszczącymi pod butami liśćmi. Niespotykana zbyt często w tym okresie pogoda, zmyliła z pewnością nie tylko mnie. Aż w końcu chłodne dni stały się codziennością i coraz częściej wyczuwałem na twarzy płatki śniegu.

Już prawie nie rozróżniałem kształtów i świat zaczął przypominać psychodeliczną twórczość jednego z tych malarzy, którzy zawdzięczają swoje dzieła odpowiedniej dawce systematycznie przyjmowanej chemii. Pewnie dziwnie wyglądałem w czarnych okularach na tle białego miasta, ale nie chciałem straszyć błędnym wzrokiem mijających mnie przechodniów. Ciągle jeszcze próbowałem otwierać szeroko oczy.

Na szczęście poznana, za sprawą systematycznych i długich spacerów okolica, nie była już dla mnie labiryntem. Przeciwnie, czułem się bardzo pewnie w każdym zaułku. Dodatkowo słuch mi się wyostrzył i stał się uzupełnieniem w nawigowaniu. Wystarczyło tupnąć mocniej nogą lub wyjść zza budynku, żeby zorientować się, czy dochodzę do skrzyżowania. W niedługim czasie moja pewność siebie stała się tak duża, że zacząłem zastanawiać się nad bieganiem. Niestety był to zbyt optymistyczny pomysł i po kilku próbach zrezygnowałem na rzecz stacjonarnej bieżni, którą zamówiłem dzień później. Jeśli więc chciałem pobiegać – biegałem w domu. Jednak nie zaprzestałem spacerów, żeby być na bieżąco z miastem. Przemierzając je, słyszałem bardzo dobrze, jak rozbierane są stare budynki i na ich miejscu powstają nowe. Dzięki temu wiem, że szklana elewacja inaczej odbija dźwięk niż beton. A odgłosy pracy maszyn budowlanych i żarty robotników dobrze oddawały to, co dzieje się w okolicy.

Przyzwyczaiłem się już do mojej, nowej rzeczywistości i przestałem zwracać uwagę na czas. Zapomniałem także o liściku od dr. Reko. Uznałem, że szansa okazała się niezbyt wielka. Poza tym, dla mnie było już chyba za późno.

I właśnie wtedy zadzwonił telefon. Kobiecy głos poinformował mnie, że dr. Reko jeszcze nie wrócił, ale prosił o przekazanie dobrych wieści. Prowadzi bardzo obiecujące badania i wkrótce odezwie się do mnie osobiście. Nie chciałem zgasić entuzjazmu w głosie dzwoniącej do mnie kobiety, więc nie wspominałem, że praktycznie nie widzę już nic. Podziękowałem za dobrą wiadomość i obiecałem cierpliwie czekać na kontakt z Doktorem.

Spokojnie sączyłem czas, często pozwalając mu przelewać się przez palce. Dni już dawno przestały różnić się między sobą. Każdy zaczynał i kończył tak samo. Najwięcej energii poświęcałem na spacery i treningi, w czasie których słuchałem audiobooków. Po przypomnieniu, a tak naprawdę nadrobieniu zaległości z literatury okresu międzywojennego, natrafiłem na premierowe wydanie (w formacie audio) staropisów z pierwszych wieków, po wydarzeniach ostatnio mało docenianych.

Każde dziecko zna dobrze historię Światła przychodzącego na Świat, aby oddać życie z miłości do ludzi. Jednak dopiero w obecnym okresie mojego życia, byłem w stanie pozwolić sobie na rzetelną analizę tekstów spisanych tak dawno i, o których słyszałem od dzieciństwa. Łącząc ze szczerym odczuwaniem i przeżywaniem wszystkiego, co działo się w mojej duszy wraz z rozwojem ciała, naprawdę zaczynałem je rozumieć.

Już sama świadomość tego, że za kilka chwil usłyszę z głośników słowa staropisów, powodowała identyczny dreszcz, który czułem przy dawnych rozmyślaniach nad moim istnieniem, urojonym zadaniem i przeznaczeniem. Coś ciągnęło mnie bardzo i pobudzało moją ciekawość, związaną z wydarzeniami sprzed tysiącleci. Podobne uczucie i taki sam dreszcz zwrócił moją uwagę, podczas spacerów. Lecz było to zawsze tak subtelne, że nie mogłem sprecyzować, w którym momencie, w jakim miejscu zaczynałem je wyczuwać. Wiedziałem tylko tyle, że uczucie to towarzyszyło mi aż do drzwi mieszkania.

Natchniony