Major Hubal. Historia prawdziwa - Łukasz Ksyta - ebook

Major Hubal. Historia prawdziwa ebook

Łukasz Ksyta

4,0

Opis

Hubal ­– czyli major Henryk Dobrzański – to postać na pozór znana: ostatni żołnierz Rzeczypospolitej Polskiej, który w mundurze chciał przetrwać do przyjścia odsieczy z zachodu. Olimpijczyk – był świetnym jeźdźcem, wielkim znawcą koni. Z temperamentu zagończyk i indywidualista. Jego postawa do dziś wywołuje spory. Wiele sądów i opinii, nierzadko diametralnie różnych, wypowiadali o nim historycy i publicyści, poczynając od samego Melchiora Wańkowicza. Narosła przez lata legenda przesłaniała życie Hubala.
Właśnie życie Dobrzańskiego opisał szczegółowo Łukasz Ksyta, wykorzystując nie tylko bogatą literaturę przedmiotu, ale też docierając do wielu nieznanych wcześniej dokumentów. Książka ukazuje życie bohaterskiego oficera od dzieciństwa, poprzez pierwszą wojnę światową i międzywojenne dwudziestolecie aż po śmierć na polu walki, rekonstruuje dzieje dowodzonego przez niego oddziału i losy jego żołnierzy. Pokazuje wiele nowych faktów, nie stroniąc od tematów trudnych. Hubal jawi się na jej kartach nie jako pomnikowy ideał, lecz człowiek z krwi i kości.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 299

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (7 ocen)
2
4
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Projekt graficzny: Andrzej Barecki
Redakcja: ‌Leszek Kamiński/AKS Media
Korekta: Dobrosława ‌Pańkowska
Na okładce ‌wykorzystano zdjęcie z albumu H. Sobierajskiego ‌i A. Dyszyńskiego, „Hubal” major ‌Henryk Dobrzański 1897–1944, Warszawa ‌2012.
Autorzy i źródła zdjęć: (numery ‌stron dotyczą ‌wydania ‌papierowego)
Fot. Andrzej ‌Dyszyński – ‌s. ‌207, ‌209, ‌245, ‌247 ‌(u dołu), ‌Ze zbiorów Marty Czerwieniec ‌– s. 215
Ze ‌zbiorów Bogdana Jerzyły – ‌s. ‌111, 115, Ze zbiorów ‌Zbigniewa Krzywosza – ‌s. 187 (u dołu) ‌Ze zbiorów Urszuli ‌Łęczyckiej – s. ‌63 ‌(u góry), Ze zbiorów ‌Henryka Sobierajskiego ‌– s. ‌17, ‌21, 23, 25, ‌27, 33, 35, ‌37, 47, ‌51, 53, 55, ‌57, 63 ‌(dołu), ‌65, 67, 69, ‌71, 79, ‌119, Ze zbiorów Sylwestra Wilka ‌– s. 231 ‌(u góry), 233, 241 ‌(po lewej), 247 ‌(u góry), ‌Ze zbiorów Sebastiana Zakrzewskiego ‌– s. ‌241 (po prawej), Ze zbiorów ‌autora – ‌s. 39, 231 ‌(u dołu), 239, Archiwum ‌Akt Nowych – ‌s. ‌152 Archiwum Agencji Prasowej ‌Pajpress – ‌s. 203, Archiwum Państwowe ‌w Kielcach – ‌s. 137
CAW ‌– s. 45, 49, ‌59, 61, 73, Muzeum ‌Regionalne w Opocznie ‌– s. 155 ‌(u dołu), 191, Muzeum Sportu ‌i Turystyki ‌– s. 89, Muzeum ‌Wojska w Białymstoku – ‌s. 155 ‌(u góry), NAC – ‌s. 75, Państwowe ‌Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu – ‌s. 219, 221, ‌223, 225, 227, Śląska ‌Biblioteka Cyfrowa ‌– ‌s. 31, Zakład ‌Narodowy im. Ossolińskich ‌– s. 41, ‌Za: H. Sobierajski, A. Dyszyński, „Hubal” major Henryk Dobrzański 1897–1940, Warszawa 2012 – s. 83, 147, 148, 149, 151, 153, 183, 187 (u góry), „Światowid” nr 30/1926 – s. 87
Copyright © by Łukasz Ksyta, 2014
Copyright © by Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2014
ISBN 978-83-244-0365-3
WYDAWCA
Wydawnictwo ISKRY
ul. Smolna 11, 00-375 Warszawa
tel./faks (22) 827-94-24-15
www.iskry.com.pl
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej
Wstęp

„Broni nie złożę, munduru nie zdejmę. Tak mi dopomóż Bóg” – takie słowa przyświecały majorowi Henrykowi Dobrzańskiemu w najtrudniejszych dla historii Polski chwilach. Pozostał im do końca wierny i poświęcił dla ojczyzny swoje życie. Głęboko wierzył w sens podejmowanej walki i pociągnął za sobą innych. Zapisał się na kartach historii jako legendarny dowódca oddziału, który nie złożył broni i walczył do końca. Od jego śmierci minęło już ponad siedemdziesiąt lat. Wciąż wzbudza ciekawość, a działalność oddziału, którym dowodził, nadal wywołuje spory i emocje. Na przestrzeni lat jego postać obrosła legendą i mitami, które do dziś funkcjonują w świadomości wielu osób.

Mogłoby się wydawać, że tyle już o nim napisano, że nic więcej dodać się nie da. Jak się jednak okazało w toku wieloletnich badań, pewne fakty do dziś pozostawały nieznane, a na niejedno pytanie ciągle nie znamy odpowiedzi. Odkrywanie ich odbywało się zgodnie z powiedzeniem: „im dalej w las, tym więcej drzew”. Próbując zgłębić wszystkie, musiałem zmierzyć się również z tymi, które ktoś mógłby uznać za niewygodne dla autora.

Z postacią Henryka Dobrzańskiego pierwszy raz zetknąłem się jeszcze jako chłopiec, oglądając film Bohdana Poręby Hubal z niezapomnianą rolą Ryszarda Filipskiego. Nigdy bym wtedy nie przypuszczał, że za kilka lat główny bohater filmu stanie mi się tak bliski. Te lata minęły bardzo szybko, a wybór kierunku studiów okazał się prosty – historia. Jeden z moich wykładowców powiedział kiedyś: „Historyk to nie zawód, to sposób na życie”. Moim sposobem okazała się strona internetowa www.majorhubal.pl, którą poświęciłem Hubalowi oraz Jego żołnierzom. Mnóstwo listów, które otrzymałem za jej pośrednictwem, wiele pozyskanych dzięki niej dokumentów, utwierdziło mnie w przekonaniu, że był to pomysł trafiony. W ciągu kilku lat jej istnienia materiałów wciąż przybywało. Część „na gorąco” ukazywała się na stronie. Reszta czekała na ich opracowanie. W końcu los sprawił, że ich opublikowanie stało się możliwe.

Pewnie gdyby na mojej życiowej drodze nie stanęły właściwe osoby, to może nigdy tej książki by nie było. Okazuje się, że wiara czyni cuda, a przyjaciele pomagają w realizacji naszych planów. Jednym z nich okazał się Andrzej Dyszyński, z którym mam przyjemność współpracować na co dzień przy redagowaniu wszystkich materiałów, które ukazują się na stronie www.majorhubal.pl. Z zamiłowania fotografik, zgromadził w swoich zbiorach mnóstwo zdjęć, dokumentów i informacji. Od początku naszej znajomości wskazywał i doradzał mi, gdzie i czego szukać. Dziękuję mu za czas, który mi bezinteresownie poświęcił i nadal poświęca.

Optymizmem, marzeniami nie tylko o artykułach i książce zaraziła mnie pani Aleksandra Ziółkowska-Boehm, autorka wielu książek, nieraz poruszająca trudne tematy z historii Polski. W jej dorobku literackim wyjątkowe miejsce zajmują hubalczycy, a w szczególności Romuald Rodziewicz „Roman” i Henryk Ossowski „Dołęga”. Serdecznie jej dziękuję za pomoc w poszukiwaniach wydawcy, a także za długie telefoniczne rozmowy.

Chcę również podziękować Jackowi Lombarskiemu – radomskiemu dziennikarzowi, który z uporem tropi wszelkie ślady i pamiątki po Hubalu i hubalczykach, a wieloma z nich zechciał się podzielić, za co jestem mu wdzięczny; profesorowi Markowi Dutkiewiczowi za ważne wskazówki i uwagi oraz pomoc za każdym razem, gdy o nią poprosiłem; dyrektorowi Centralnego Archiwum Wojskowego doktorowi Andrzejowi Czesławowi Żakowi za bezcenną pomoc przy zbieraniu materiałów; Marcie Czerwieniec za wszystkie materiały i informacje, które od niej otrzymałem.

Nie sposób wymienić wszystkich z nazwiska. Tym, którzy przyczynili się do powstania tej książki, składam ogromne, gorące podziękowanie. Jestem wdzięczny za pomoc, jaką mi okazali w trakcie moich badań i poszukiwań.

Chciałbym na koniec podziękować – najserdeczniej jak potrafię – mojej żonie Iwonie. Dziękuję Jej za cierpliwość, wsparcie i otuchę w chwilach zwątpienia, za wyrozumiałość i wiarę w powstanie tej książki. Dziękuję, że znosiła moją częstą duchową nieobecność podczas pracy przy komputerze. Pewnie bez Jej współpracy ta książka nigdy nie mogłaby powstać.

Pamięć dla pokoleń

Mijają lata... a ja zawsze wspominam słowa Matki Hubala – mojej Babci. Gdy przeczuwała już bliską śmierć, tak mi powiedziała o swoim ukochanym Synu: Jestem szczęśliwa, że On zginął za Ojczyznę. Bardzo chciałam wychować Go na dzielnego, prawdziwego patriotę. Krysiuniu, bądź zawsze dumna z Ojca. Wierzę, że pamięć o Nim nigdy nie zagaśnie. I to zabrzmiało jak testament.

Do rąk czytelników trafia książka poświęcona mojemu bohaterskiemu Ojcu, będąca jeszcze jednym dowodem na to, że choć od Jego śmierci minęło ponad siedemdziesiąt lat, pamięć o Nim jest wciąż żywa. Umiłowanie Ojczyzny i wielki patriotyzm w tamtych tragicznych czasach kazały mu walczyć o naszą wolność, a nawet oddać za nią życie. Dziś, kiedy cieszymy się wolnością okupioną krwią i ofiarą wielu Polaków, postawa ta godna jest podziwu i naśladowania. Uczy nas, jak powinniśmy reprezentować interesy Polski i bronić dobrego imienia Rzeczypospolitej.

Krystyna Dobrzańska-Sobierajska,

Córka Hubala

Życie i działalność Henryka Dobrzańskiego w latach 1897–1939
Dzieciństwo i lata młodzieńcze

„Jasło to miasto powiatowe, oblane od północy Jasiółką, a od zachodu Dębówką, do której w pobliżu miasta uchodzi Ropa tak, że od tego miejsca te trzy rzeczki przybierają nazwę Wisłoki, leży w pięknej dolinie 233 m n.p.m. Miasto jest dobrze zabudowane, ma w rynku jednopiętrowe budynki, a w ulicach drewniane dworki. Działają tutaj szkoły ludowe czteroklasowe męskie i żeńskie oraz gimnazjum założone w 1868 roku. Kościół przy ulicy Farnej pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny to najstarszy kościół w mieście” – czytamy w Słowniku geograficznym Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich[1]. W parafialnych księgach ochrzczonych przy dacie 13 lipca 1897 r. znajduje się informacja o chrzcie Henryka Dobrzańskiego, który otrzymał trzy imiona: Henryk, Feliks, Józef[2]. Było to drugie dziecko Henryka i Marii z hrabiów Lubienieckich, którzy ślubowali sobie wierność kilka lat wcześniej w Przytyku koło Radomia[3]. Rodzicami chrzestnymi dziecka zostali: Tadeusz Sroczyński[4] (krewny rodziny Lubienieckich) i Maria Drohojowska (siostra ojca Henryka) oraz Roman Dobrzański (stryj Henryka, oficer 3. Pułku Ułanów Cesarstwa Austriackiego) i Leonia Dobrzańska[5].

Kiedy na świat przyszedł Henryk, rodzina mieszkała w Jaśle[6] wraz z pierwszą córką Leonią. Ojciec Dobrzańskiego pochodził z Łoniowa w powiecie sandomierskim z rodziny ziemiańskiej, zubożałej na skutek udziału jej członków w powstaniu styczniowym. Jego dziadek – płk Łukasz Dobrzański – swoją służbę rozpoczął w artylerii pieszej Księstwa Warszawskiego. Po awansie na podpułkownika w 1815 r. pełnił funkcję dowódcy 2 baterii w Brygadzie Lekkokonnej Artylerii[7], służył pod rozkazami Napoleona i został odznaczony Orderem Virtuti Militari, Legią Honorową i medalem św. Heleny. Jego synowie również zapisali się na kartach historii Polski. Rotmistrz Łukasz, oficer armii austro-węgierskiej, w powstaniu styczniowym był adiutantem generała Mariana Langiewicza. Porucznik Michał, absolwent Akademii Wojskowej w Wiener Neustadt, do walki w powstaniu wyruszył wraz z kuzynem i grupą przyjaciół. Walczył w Pułku Żuawów Śmierci, zginął 17 lutego 1863 r. pod Miechowem. Porucznik kawalerii – Roman, który również służył w oddziale Langiewicza, poległ w tym samym roku pod Małogoszczą[8].

Matka – Maria, a właściwie Marianna Eleonora Lubieniecka[9] – była wnuczką Hipolita Lubienieckiego, oficera wojsk polskich w czasie powstania listopadowego. Jej ojciec – Włodzimierz hr. Lubieniecki – należał do grupy uczestników powstania styczniowego, którzy po odzyskaniu niepodległości przez Polskę zostali zweryfikowani i otrzymali honorowy stopień ppor. weterana. Za udział w powstaniu pozbawiony został własności ziemskiej. Jego grób znajduje się na Cmentarzu Starym w Kielcach. Krystyna Dobrzańska-Sobierajska – córka majora Hubala – napisała po latach: „Kiedy zaś w 1912 roku odbywał się pogrzeb Włodzimierza Lubienieckiego na cmentarzu w Kielcach (dom rodzinny miał na Kielecczyźnie), przybyło wiele osób, by uczcić pamięć powstańca, a 15-letni Henio Dobrzański, późniejszy Hubal, rozlepiał klepsydry o śmierci swojego dziadka «uczestnika wypadków krajowych 1863–64 roku». Zresztą władze rosyjskie w obawie przed demonstracjami przysłały na cmentarz konnych Kozaków i policjantów”[10].

Pochodził więc Dobrzański z rodziny powstańców, zarówno po mieczu, jak i po kądzieli. Wychowywany był w atmosferze głębokiego patriotyzmu i rodzinnych tradycji wojskowych, podtrzymywanych szczególnie przez matkę. „Żywa pamięć Powstania Styczniowego, gloria rodzinna wokół dziadka powstańca i pradziadka Hipolita Lubienieckiego, oficera z 1830 r., kultywowana przez matkę, głęboko zapadły w serce Henryka”[11].

Marianna Dobrzańska – zdjęcie w stroju sanitariuszki, sierpień 1920

W pierwszych latach życia młody Dobrzański mieszkał razem z rodzicami i siostrą w pałacu Sroczyńskich w Gorajowicach, dokąd obie spokrewnione ze sobą rodziny wprowadziły się w 1901 r.[12]. W kronice Szkoły Podstawowej nr 10 w Jaśle[13] czytamy zapis: „Dnia 14 września 1901 wprowadzili się pp. Sroczyńscy do Gorajowic. Wszystkie trzy gminy z wójtami i dzieci szkolne z nauczycielstwem na czele powitały nowych dziedziców uprzejmie”[14]. Tadeusz Sroczyński – człowiek przedsiębiorczy, galicyjski nafciarz – zaangażował ojca Dobrzańskiego do pracy przy budowie kolejnej rafinerii[15]. Oprócz tego Dobrzański prowadził również w Jaśle spółkę, która nie przynosiła dochodów. Ujawnione potem kombinacje wekslowe zmusiły go do nagłej ucieczki z zaboru austriackiego.

Matka pozostała z dziećmi sama, radząc sobie z trudnościami dnia codziennego dzięki pomocy rodziny. Dzieci wychowywała patriotycznie, opierając się na tradycjach narodowych i przykładach z życia członków rodziny. Młody Henryk, słuchając tych opowieści, stawał się duchowym spadkobiercą walki swoich przodków. Podobnie jak inni rówieśnicy, zauroczony był Trylogią Henryka Sienkiewicza, która wtedy cieszyła się dużą popularnością. Jak pisał Sierant: „Żywe usposobienie dziecka było powodem częstych nieporozumień z rodzicami... Mały miał duże skłonności do psot, często też broił z chłopcami. Może to był skutek wczesnej utraty ojca, a może rozpuszczenia przez rozmiłowaną w chłopcu ciotkę Marię Mieroszewską z Czech koło Proszowic, która brak własnych dzieci wetowała sobie macierzyńską miłością do swawolnego dziecka”[16].

Od 1903 r. Henryk Dobrzański rozpoczął naukę w Miejskiej Szkole Ludowej w Jaśle. W tym okresie poziom szkolnictwa w Galicji był bardzo słaby, a liczba szkół znikoma. Dla przykładu, w powiecie Jasło na 124 gminy aż 79 pozostawało bez szkoły. Należy zauważyć, że tylko w Galicji język polski był używany w szkolnictwie na wszystkich poziomach edukacji, łącznie ze szkolnictwem uniwersyteckim, podczas gdy w zaborze rosyjskim tylko w niektórych szkołach prywatnych można było pobierać nauki w języku polskim. Natomiast w szkołach zaboru pruskiego obowiązywał język niemiecki[17].

Chłopca bardzo interesowały konie, każdą wolną chwilę spędzał w stajni i na łące, głównie w czasie wakacji u wujostwa Mieroszewskich w Czechach koło Słomnik. Kiedy miał osiem lat, skacząc przez przeszkodę, za którą obrał sobie jedną z pasących się krów na pastwisku, spadł z konia. Nie zraził się jednak do jeździectwa, mimo iż cała przygoda skończyła się wstrząsem mózgu.

W 1907 r. wraz z matką i starszą o dwa lata siostrą Leonią przenieśli się do Krakowa. Początkowo zamieszkali przy ulicy Garncarskiej 24, następnie przy Loretańskiej 12 i wreszcie przy alei Krasińskiego 21. Po latach, na antenie Radia Wolna Europa, młodego Henryka tak wspominała jego cioteczna siostra Helena Lubieniecka-Krzeczunowicz[18]:

Henia Dobrzańskiego znałam od dzieciństwa. Był moim ciotecznym bratem i często przyjeżdżał na wakacje do nas do Zameczka koło Radomia z Krakowa, gdzie po rozejściu się jego rodziców mieszkał z matką i siostrą i chodził do gimnazjum. Od dziecka był zamiłowany w koniach. Całymi dniami jeździł konno lub powoził. Także mój ojciec nie raz musiał zabraniać niebezpiecznego zajeżdżania najlepszych koni. Henio był siedem lat starszy ode mnie, świetnie się bawił z moimi starszymi braćmi, ale dla mnie niektóre jego zabawy były zbyt męczące. Na przykład chwytał mnie za warkocze, które uważał za lejce i kazał mi biegać przed sobą. I wojna światowa przerwała wiejską sielankę[19].

W Krakowie Henryk kontynuował edukację. Najpierw uczęszczał do II Wyższej Szkoły Realnej przy ulicy Michałowskiego, która powstała w 1902 r. i od początku miała profil matematyczno-przyrodniczy. Jej kierownikiem był Jan Bidziński, który swoją funkcję pełnił do 1917 r. Szkoła odznaczała się wysokim poziomem nauczania i kładła duży nacisk na naukę języków nowożytnych. Następnie Henryk kontynuował naukę w I Wyższej Szkole Realnej mieszczącej się przy ulicy Studenckiej 12, gdzie znajduje się ona do dnia dzisiejszego (obecnie jako V Liceum Ogólnokształcące im. Augusta Witkowskiego). Szkoła o profilu politechnicznym odznaczała się bardzo wysokim poziomem nauczania i uchodziła za jedną z najlepszych w Galicji. Jej dyrektorem do 1911 r. był Ignacy Petelenz – poseł do rady państwa.

Matka Henryka, pamiętająca dobrze porażkę finansową męża, bardzo chciała, aby syn nauczył się dobrego gospodarowania. Fakt, że mąż pozostawił ją z dwójką małych dzieci bez należytego zabezpieczenia finansowego, był powodem ogromnego żalu, a w konsekwencji doprowadził do zerwania z nim wszelkich kontaktów. W rodzinie mówiono o nim jak o osobie zmarłej, stąd też w niektórych źródłach można spotkać informacje o śmierci ojca Henryka[20].

Młody Dobrzański, mając wiele przykładów patriotycznych postaw w rodzinie, jeszcze jako uczeń szkoły realnej zgłosił się w 1912 r. do II Polskiej Drużyny Strzeleckiej w Krakowie. Jej komendantem był Janusz Gąsiorowski, który tę funkcję objął 23 X 1911 r. W instrukcji przyjmowania nowych członków do Drużyn Strzeleckich czytamy: „Warunki przyjęcia: Zgłoszenie pisemne podpisane przynajmniej przez 4 poręczycieli; ostateczne przyjęcie za zgodą Komendy po 2 miesięcznym balotowaniu”[21]. Organizacja była jawną formą przygotowania wojskowego, zatwierdzoną przez władze austriackie w 1911 r. Działała przede wszystkim na terenie Galicji, w mniejszym zakresie i nielegalnie w Królestwie Polskim i zaborze pruskim. Dążyła „(...) do wykształcenia uzdolnionych kierowników przyszłej walki o Niepodległość, do wytworzenia w społeczeństwie typu żołnierza polskiego dzielnego fizycznie, wykształconego wojskowo, gotowego zawsze stanąć pod broń, zdolnego do bezwzględnego poświęcenia się sprawie, do ugruntowania w narodzie polskim wiadomości wojskowych, do przygotowania środków przyszłej walki o Niepodległość”[22].

Henryk Dobrzański, około 1902

Henryk przeszedł tam trzymiesięczne szkolenie rekruckie, obejmujące zarówno zajęcia teoretyczne, jak i praktyczne, które odbywały się w podkrakowskich miejscowościach. W zakres szkolenia wchodziły: musztra, służba wewnętrzna, ćwiczenia polowe, strzelanie, wyekwipowanie i terenoznawstwo. Końcowy egzamin Dobrzański zdał pozytywnie[23].

Leonard Mieroszewski – wuj Henryka Dobrzańskiego, właściciel majątku Czechy koło Słomnik

Autorzy publikacji dotyczących Henryka Dobrzańskiego podają, że w czerwcu 1914 r. zakończył on edukację, zdając maturę[24]. W niektórych pracach można nawet znaleźć informację, że po maturze zapisał się na I semestr agronomii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Potwierdzają to akta wojskowe, gdzie sam zainteresowany podawał takie informacje[25]. W karcie kwalifikacyjnej dla komisji weryfikacyjnej w rubryce 11 „wykształcenie” czytamy: „ukończona szkoła realna 7 klas z maturą/II Szkoła Realna w Krakowie. Słuchacz I. półrocza agronomii w Krakowie”. W kolejnym punkcie 12 „Jakie posiada (ad 11) dokumenty i czy może je przedstawić” Dobrzański wymienił: „świadectwo maturalne, indeks i karta wojskowa Leg. Pol[26]. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że ze sprawozdań szkół, do których uczęszczał Dobrzański, wynika zupełnie coś innego. I tak według sprawozdania szkolnego I Wyższej Szkoły Realnej w Krakowie w roku szkolnym 1913/1914 Dobrzański został sklasyfikowany jako uczeń Va[27]. W kolejnym roku (1914/1915) jego nazwisko wymieniane jest wśród uczniów klasy VI z adnotacją: „nie zgłosił się do egzaminu”[28]. Jest zatem niemożliwe, aby Dobrzański mógł w czerwcu 1914 r. zdać maturę[29]. Czemu zatem podawał nieprawdziwe informację w aktach wojskowych? Wiadomo na pewno, że ogromna chęć i zapał do wstąpienia do Legionów nie powstrzymały go przed sfałszowaniem swojej daty urodzenia. Stąd też we wszystkich aktach wojskowych jako datę urodzenia podawał: 22 VI 1896. Dzięki temu, mając za sobą przeszkolenie w II Polskiej Drużynie Strzeleckiej, został przyjęty do Legionów[30]. Wszyscy autorzy zgodnie twierdzą, że Dobrzański już potem nigdy tego nie sprostował. Z tego wynika, że administracja wojskowa nie weryfikowała zbyt dokładnie informacji podawanych przez rekrutów. Zapis w kwestionariuszu, że „Kartę kwalifikacyjną wypełnia każdy oficer własnoręcznie i prawdziwość danych stwierdza podpisem. Odpowiedzialność sądowa za prawdziwość podanych dat całkowicie spada na podającego”, przerzucał odpowiedzialność za podane informacje na osobę wypełniającą. Mając ukończoną szkołę i maturę, Dobrzański jako żołnierz miał szansę dalszego awansu.

Henryk Dobrzański – uczeń Szkoły Realnej, Kraków 1909

Zabójstwo arcyksięcia Franciszka Ferdynanda Habsburga i jego małżonki Zofii, które miało miejsce w Sarajewie 28 czerwca 1914 r., stało się bezpośrednią przyczyną Wielkiej Wojny, nazwanej potem I wojną światową. Zamachowiec Gawriło Princip – członek organizacji Młoda Bośnia, oddał wtedy w kierunku księcia i jego żony kilka strzałów z pistoletu, które okazały się śmiertelne. W miesiąc później Austro-Węgry wypowiedziały wojnę Serbii, następnie do wojny przystępowały kolejne państwa zobligowane systemem sojuszy międzynarodowych. Wojna stała się faktem. Pod koniec września 1914 r. działania wojenne dotarły pod Kraków. Zagrożone rosyjskim atakiem miasto zostało ewakuowane.

Prastary gród piastowski, o którego basztowe mury rozbijały się niejednokrotnie ataki wrogie, co przezeń przewalały się skłębioną falą dalekiego przestworza czy też wewnątrz wzbudzały niebezpieczne wiry, co w otchłań wśród zamętu ponieść starały się wszelką myśl narodową – zmienił z nadejściem hiobowej wieści o wybuchu wojny zwykły swój wygląd. Miasto zazwyczaj ciche, spokojne i poważne, które w długie stulecia zdołało zachować charakter godny wspaniałej rezydencji królewskiej, nagle zawrzało ruchliwym, wzmożonym życiem. Ruch nadzwyczajny, jakiś gorączkowy, zapanował na jego ulicach. Długie szeregi pojazdów przewijały się wzdłuż głównych jego arterii, lotem strzały tu i ówdzie mknęły w dal wojskowe samochody, tam znowu sunęły poważnie i ociężale długie kolony ciężkich wozów trenu, a wśród tego wylągł z domów tłum i zaległ ulice i place i w dziwnym podnieceniu śledził tak bardzo prężące nerwy objawy wielkiej, grozę budzącej chwili. A wśród tego mrowiska ludzi można było zauważyć całą skalę uczuć, co pod jej wrażeniem w miarę nadpływających wieści na przemian zarysowywały się, radość wyładowywała się niejednokrotnie w entuzjastycznych odruchach, które psychologią tłumu wiedzione udzielały się szerokim masom, to znowu smutek barwił twarze cieniem lęku i obawy.

Henryk Dobrzański, Kraków 1914

Ustąpiły na plan daleki wszystkie troski szarego, codziennego dnia, wszystkie sprawy, co dawniej swym tenorem wybijały się ponad przejawy rozmaitych faz ludzkiego życia. Ich miejsce zajęła jedna myśl, która z rozmaitych punktów zarysowana, zmierzała zawsze do jednego ogniska, krwawego łuną ognia i pożogi, co ziemie polskie od nurtów Bałtyku po przełęcze gór zmieniała w zgliszcza i pogorzeliska – krwawego przelaną krwią, co płynąc strugami wśród dymu pożarów i kurzu krwi bratniej, kładła podwaliny pod budowę nieznanego gmachu przyszłości.

Tymczasem poczęły nadchodzić pierwsze wieści z pól walki. Donosiły o nich nadzwyczajne wydania dzienników, rozchwytywane przez ludność, którą często rozczarowywały, nie odpowiadały bowiem swą treścią oczekiwaniom wielu, którzy w kilkanaście dni po wybuchu wojny już pragnęli wieści o jakichś epokowych wydarzeniach, rozstrzygających swą powagą o wyniku krwawej, światowej wojny. (...)

Gwar ulicy, poważnej, wsłuchanej w pojawiające się wieści, czujnej nadzwyczajnie, wytrawnie chwytającej zewnętrzne objawy wojskowych zarządzeń, znachodził sporo tematu, wiadomości bowiem, chyżo z ust do ust podawane, przebiegały tłumy i rosły po drodze, zmieniając zupełnie swą pierwotną barwę. Na ulicach przystępowali jedni do drugich, opowiadali o dziarskich drużynach strzeleckich, które już przeszły granicę i obalają zaborowe słupy, to znów, że zajęły to lub inne miasto – myśl pracowała żywo i postawiona wobec ogromu chwili snuła złotą przędzę nadziei, pokładanych w tych szarych mundurach polowych młodzieży, co poszła ochotnie złożyć młode życie w ofierze wielkiej, narodowej sprawie.

Mknęła myśl szybko w minione lata, kędy krwawym szlakiem szły na bój mocarne legiony, co nieraz o głodzie i chłodzie, a czasem w strzępach z wysoko podniesionym sztandarem z dumą polskich rycerzy użyźniały krwią swą serdeczną glebę obcą pod siew lepszej dla nas doli. Dźwigały się nowe zaciężne wojska, rosły ich drużyny, nastrój budziły pojawiające się na murach miasta gorące, zapalne odezwy, zaczynające się od słów: „Polacy! Nadeszła chwila. Czas zerwać kajdany!”. Padały płomienne pełne żaru słowa i hasła na grunt podatny, przed komisją poborową stawały coraz szersze zastępy nie tylko młodzieży, ale i tych, którym siwizna szronem okryła głowy, tych, którzy już mieli trud życia za sobą[31].

Do końca 1914 r. Kraków opuściła jedna trzecia ludności. Dobrzański wraz z rodziną przeniósł się do podkrakowskiej wsi Czechy koło Słomnik, do majątku swego wuja. Zgodnie ze szlacheckimi obyczajami, Leonard Mieroszewski wyposażył swego krewniaka, dając mu najlepszego konia z rzędem i szablę. Msza pożegnalna, którą odprawił ks. Władysław Pawłowski, odbyła się w kościele w Niegardowie. Wydarzenie to opisał Juliusz Mieroszewski: „W mojej rodzinnej parafii, w Niegardowie nad Szereniawą, gdy szedł do legionów, szablę powstańczą ksiądz po sumie mu poświęcił. Henio, smyk siedemnastoletni, klęczał na stopniach ołtarza, a ksiądz, pamiętający rok 63, błogosławił broń i żołnierza. Baby chlipały, a stryj szron z wąsów obcierał”[32].

Służba w Legionach

1 grudnia 1914 r. siedemnastoletni Henryk Dobrzański stawił się na stacji zbornej Legionów Polskich w Krakowie:

...ochotnicy, zgłaszający się do Legionów, tak z byłego Królestwa, jak i z Małopolski (...) rekrutowali się w znacznej mierze z inteligencji i przedstawiali materiał moralnie wysoko wartościowy, chociaż jeszcze nie przywykły do trudów ciężkiej służby kawaleryjskiej. Wśród zgłaszających się ochotników do kawalerii znaleźli się bowiem i asystenci uniwersytetów, literaci, artyści malarze, artyści dramatyczni, obywatele ziemscy, technicy, górale i inni. Ci wszyscy ochotnicy, zanim zostali umundurowani, przedstawiali dziwny obraz. Obok dobrze skrojonych angielskich marynarek i twardych kapeluszy widziało się guńki góralskie, żakiety i kolorowo kraciaste ubrania obywateli z przedmieścia Krakowa, Zwierzyńca i Krowodrzy, jak i siermięgi chłopów okolicznych, a wszyscy owiani byli jedną myślą szybkiego oddania się ofiarnej służbie w szeregach polskiej kawalerii. Mimo braku koni, ekwipunku i uzbrojenia, zapał był wielki; wszyscy marzyli i pragnęli, by w kawalerii Legionów Polskich odrodziły się duch, męstwo i brawura historycznych szwoleżerów spod Somosierry i ułanów spod znaku księcia Józefa.

Konie pochodziły z konnego „Sokoła”, z daru ochotników i ziemian, oraz z zakupów czynionych przez Komendę Legionów, za pieniądze zebrane wśród społeczeństwa na Skarb Narodowy[33].

Ulotka nawołująca do wstępowania w szeregi polskich organizacji militarnych

Młody Dobrzański przebywał tam do maja 1915 r.[34]. W tym czasie odbył kurs podoficerski, a po jego ukończeniu przydzielono go do Plutonu Kawalerii Sztabu przy Komendzie Naczelnej Legionów Polskich[35]. Służbę rozpoczynał jako podoficer w stopniu kaprala[36]. W tym czasie zaprzyjaźnił się z kolegą z plutonu, kapralem Kazimierzem Papée, który w przyszłości został mężem jego siostry Leonii.

Jak wspomina spokrewniony z rodziną Dobrzańskich rtm. Jan Dunin-Brzeziński, z początkiem maja 1915 r. razem z Henrykiem Dobrzańskim wyruszył do Kielc, by objąć tam stanowisko inspektora werbunkowego. Zanim obaj dotarli do Kielc, najpierw zameldowali się u pułkownika Sikorskiego[37] w Piotrkowie Trybunalskim, gdzie od wiosny 1915 r. działał Departament Wojskowy Naczelnego Komitetu Narodowego[38]. Dunin-Brzeziński pisze: „W parę dni potem dostałem rozkaz pójścia jako inspektor werbunkowy do Kielc. (...) Pojechałem więc z Henrykiem Dobrzańskim do Piotrkowa, by się zameldować u pułkownika Sikorskiego. Spotkałem się tam wówczas ze wszystkimi możliwymi «łazikami», z największą hołotą oficerów ze wszystkich pułków. Po prostu nie miałem z kim gadać, gdyż mało który był kiedy na froncie (...). Kiedy na 3 Maja magistrat i miasto urządzało pochód, złożyłem z 40 przydzielonych mi żołnierzy oddział i w pochodzie brałem udział, również jak i w uroczystym posiedzeniu Rady Miejskiej”[39].

W grudniu 1915 r. Dobrzański na własną prośbę został przeniesiony do 3 szwadronu 2. Pułku Ułanów Legionów Polskich. W szeregach kawalerii walczył w pierwszej linii okopów w rejonie miejscowości Wołczeck, położonej pod Rafajłową, między Kowlem a Sarnami[40]. Swoją służbę ułana rozpoczął Dobrzański nietypowo, bo w okopach. Występujące wtedy kłopoty z zaopatrzeniem w pasze dla koni sprawiły, że konie odesłano na tyły w rejon Trojanówki i Czerska, a ułanom kazano pełnić służbę pieszą[41]. Ze względu na złe warunki atmosferyczne, a także pozycyjny charakter walk, był to dla nich ciężki okres. Czas wypełniały im codzienne patrole oraz zdarzające się nieraz potyczki ogniowe z Rosjanami.

Kpr. Henryk Dobrzański (pierwszy z prawej) podczas służby w 2. Pułku Ułanów Legionów Polskich, 1916

Henryk Dobrzański w mundurze ułana II Brygady Legionów Polskich, Kraków 1915

Cytowany już Jan Dunin-Brzeziński, dowódca i krewny Dobrzańskiego, tak pisał o walkach na froncie wołyńskim:

W Wołczecku tylko została komenda Brygady, która tak samo później do lasu nura dała. Tak, że byliśmy zupełnie sami. Straszna była wówczas aura, po prostu psa by nie wygonił w pole. Kwaterowałem w stosunkowo porządnej izbie. Dr Piotrowski i Bogusz byli ze mną oraz przyszedł wieczorem siostrzeniec mój Dobrzański, którego wobec zaistniałej zawieruchy namówiłem, by u mnie nocował. Kiedy więc w najlepsze spałem, o godz. wpół do drugiej w nocy huknął o kilkadziesiąt kroków od mojej chałupy granat z osiemnastki. Zerwałem się w koszuli na równe nogi, w izbie zimno było, ciemno, zaświeciłem świeczkę. Wiedziałem, że za jednym granatem pójdą inne. Ubrałem się instynktownie i również instynktownie, kiedy usłyszałem dalsze eksplozje, chciałem wyjść na pole. Kiedy jednak drzwi uchyliłem i uczułem ten straszny wicher, mróz, śnieg i zadymkę, tym prędzej wróciłem do izby. Przykre wrażenie robiła ta kanonada, gdyż zupełnie strzału się nie słyszało, tylko błyski widziało się z eksplodujących granatów, a potem następował huk. Byłem zdenerwowany jak nigdy, w izbie zimno było, dzwoniłem zębami, nie wiedząc sam właściwie dlaczego, tak straszne to wszystko robiło wrażenie.

Wypuścili wtenczas na nas około 70 granatów ciężkich. Podziwiałem wówczas, co to znaczy młodość, gdyż Dobrzański tylko raz się zbudził, spytał się, co się właściwie dzieje, obrócił się plecami i dalej spał[42].

Sytuacja uległa zmianie, kiedy 30 marca 1916 r. 2. Pułk Ułanów Legionów Polskich został wycofany z frontu do miejscowości Czewle w rejon Kowla, gdzie odpoczywał aż do początku czerwca. W tym czasie szkolono nowych ułanów, doskonalono umiejętności jeździeckie, prowadzono zajęcia teoretyczne i praktyczne z bronią.

Kpr. Henryk Dobrzański (z lewej) i rtm. Jan Dunin-Brzeziński na froncie w 2. Pułku Ułanów Legionów Polskich.

Zdjęcie przesłane jako pocztówka do matki Marii Dobrzańskiej, która przebywała w Wiedniu (14 kwietnia 1916)

Henryk Dobrzański na froncie jako ułan 2. Pułku Ułanów Legionów Polskich (15 stycznia 1916).

Zdjęcie przesłane jako pocztówka do Ireny Mieroszewskiej w Krakowie

10 czerwca pułk, jako bezpośrednie zaplecze frontu, przeszedł w rejon Maniewicz i po dłuższym odpoczynku walczył dalej, wchodząc w skład sił powstrzymujących ofensywę gen. Aleksieja Brusiłowa. W lipcu 1916 r. brał udział w ciężkich walkach odwrotowych na linii Wołczeck–Trojanówka–Stołychowa[43].

Pod koniec lipca 1916 r. Rosjanie rozpoczęli ostrzał artyleryjski pozycji obronnych piechoty pod Rudką Miryńską, a po kilku dniach rozpoczęli atak. Po przełamaniu frontu przez wrogie wojska do walki włączono trzy szwadrony 2. Pułku Ułanów, którymi dowodził Dunin-Brzeziński[44]. Tam też odznaczył się Dobrzański, za co wyróżniony został brązowym medalem za waleczność i Krzyżem Karola[45].

Po ogłoszeniu manifestu cesarzy austriackiego i niemieckiego z 5 listopada 1916 r. Legiony wycofano z frontu. Na mocy manifestu miało powstać Królestwo Polskie. W akcie tym czytamy m.in.:

Przejęci niezłomną ufnością w ostateczne zwycięstwo ich broni i życzeniem powodowani, by ziemie polskie przez waleczne ich wojska ciężkimi ofiarami rosyjskiemu panowaniu wydarte do szczęśliwej przywieść przyszłości, Jego Cesarska Mość Cesarz Niemiecki oraz Jego Cesarska i Królewska Mość Cesarz Austrii i Apostolski Król Węgier postanowili z ziem tych utworzyć państwo samodzielne z dziedziczną monarchią i konstytucyjnym ustrojem. Dokładniejsze oznaczenie granic Królestwa Polskiego zastrzega się. Nowe królestwo znajdzie w łączności z obu sprzymierzonymi mocarstwami rękojmię potrzebną do swobodnego sił swych rozwoju. We własnej armii nadal żyć będą pełne sławy tradycje wojsk polskich dawniejszych czasów i pamięć walecznych polskich towarzyszy broni we wielkiej obecnej wojnie.

2. Pułk Ułanów w pierwszej połowie października 1916 r. przerzucony został pod Baranowicze i rozlokowany w rejonie miejscowości Łotwicze oraz Błoszna. Na mocy porozumienia między Austrią a Niemcami wszystkie formacje legionowe przeszły pod komendę niemiecką i miały być wykorzystane do tworzonej przez Niemcy Polskiej Siły Zbrojnej[46]. Z tego względu w listopadzie pułk Dobrzańskiego przetransportowano do Warszawy, a następnie do Mińska Mazowieckiego. Tam też przeszedł on na niemieckie zaopatrzenie, przezbrojono go w niemiecką broń, żołnierzy zapoznano z nowymi regulaminami, a do szwadronu przydzielono niemieckich oficerów i podoficerów w charakterze instruktorów.

Tekst na odwrocie zdjęcia ze str. 35: „Droga Mamo! Widzisz, że jednakże częściej piszę niż Ty. Dziś dostałem zbiorową kartę od Lili.

Kto jest ten obywatel, który mi od «czci» wymyślał? Przysyłam Ci naszą fotografię, której takowy strasznie się wstydzi. Co słychać? Pisz na nowy adres. Całuję Cię. Twój Henryk”

Kapral Henryk Dobrzański (siódmy od prawej) pośród internowanych żołnierzy II Brygady Legionów Polskich

w obozie Szaldobos na Węgrzech, marzec 1918

Kiedy w kwietniu 1917 r. Niemcy przystąpili do organizowania opartej na oddziałach legionowych Polskiej Siły Zbrojnej, z każdym dniem mnożyły się konflikty i zatargi. Opozycja względem Niemiec nasilała się głównie w szeregach oficerów I Brygady. Niemcy, widząc nieprzychylność ze strony polskich żołnierzy, zażądali w końcu złożenia przysięgi. Józef Piłsudski, uznając rotę przysięgi za nie do pogodzenia z żołnierskim honorem i polskim interesem politycznym, wezwał do odmowy jej złożenia[47].

9 lipca 1917 r. I i III Brygada Legionów Polskich, w odpowiedzi na wezwanie Józefa Piłsudskiego, odmówiły złożenia przysięgi na „wierne braterstwo broni z Niemcami i Austro-Węgrami”. Nie złożyło jej 166 oficerów i ok. 5 tysięcy żołnierzy dawnej Ii III Brygady. Ci, którzy odmówili złożenia przysięgi, zostali internowani, oficerowie w Beniaminowie, podoficerowie w Szczypiornie pod Kaliszem.

Przysięgę złożyło około 60 oficerów i 1250 żołnierzy, wśród nich Dobrzański, w większości służących w II Brygadzie dowodzonej przez płk. Józefa Hallera, i wraz z legionistami pochodzącymi z Galicji zostali przekazani Austrii. Z żołnierzy tych utworzono Polski Korpus Posiłkowy, w którego skład wszedł także 2. Pułk Ułanów[48].

Ze ściśniętym sercem spoglądała II Brygada na tragiczne losy swoich niedawnych towarzyszy broni z Ii III Brygady, które w następstwie przesilenia przysięgowego przestały istnieć. (...) II Brygadę, złożoną przeważnie z Galicjan, wysłano pod koniec sierpnia 1917 r. pod Przemyśl, skąd w październiku przerzucono ją na Bukowinę, na stary szlak bojowy z 1915 r., na front austriacko-rosyjski[49].

Dokument podróży z dnia 20 kwietnia 1919 r. dla szwoleżera Eugeniusza Czosnykowskiego,

podpisany przez dowódcę szwadronu ppor. Henryka Dobrzańskiego

24 styczniu 1918 r. kpr. Dobrzański, jako jeden z wyróżniających się żołnierzy, został skierowany do Szkoły Podchorążych II Brygady w Mamajesti. Nauki jednak nie ukończył.

W lutym 1918 r., na znak protestu przeciwko podpisaniu traktatu brzeskiego[50], część oddziałów Polskiego Korpusu Posiłkowego, głównie z II brygady Legionów, pod dowództwem płk. Józefa Hallera, przebiła się przez front austriacko-rosyjski i przeszła na teren Rosji, gdzie połączyła się z II Korpusem Polskim[51].

Duża grupa żołnierzy, którym nie udało się przedrzeć przez linię frontu, została przez Austriaków rozbrojona i osadzona w obozach dla internowanych. Taki los spotkał też słuchaczy szkoły podchorążych. Henryk Dobrzański wraz z kolegami umieszczony został w obozie Talaborfalva na Węgrzech. Warunki bytowe były tam bardzo ciężkie, a racje żywnościowe głodowe. „Zagotowana woda z liśćmi tarniny wystarczała zupełnie na śniadanie i kolację. Zaś obiad składał się z 2 lub 3 kawałków buraka, gotowanego na twardo, lub też 15 kg cebuli, 2 kg mąki i końskiej paszczęki. To porcja na 560 ludzi. (...) Dostali raz po 1/4 chleba, co starczyło na 6 dni, potem znów, po 1/8, co było znów na 8 dni”[52]. Spowodowało to u Dobrzańskiego naturalny odruch oporu, dlatego też poddany został szczególnym sankcjom[53].

Możliwość ucieczki pojawiła się w momencie, gdy jako ciężko chory został skierowany do mniej strzeżonego lazaretu obozu w Szaldobos. Mimo iż miał wysoką temperaturę, zaryzykował ucieczkę, która się powiodła. Rotmistrz Jan Dunin-Brzeziński tak wspominał te wydarzenia: „Uciekł wówczas z obozu w Saldoborz mój siostrzeniec Dobrzański, wachm. Czulak i kpr. Menzel. Musiałem im wtedy pożyczyć pieniędzy na drogę i w niemałym byłem kłopocie, gdyż przekradli się oni do mnie potajemnie, pytając o radę. Naturalnie trudno mi było brać ich ucieczkę na moją odpowiedzialność, gdyż gdyby byli złapani, ciężko by to odpokutowali. Kiedy mi jednak Czulak, najpoważniejszy z nich, wytłumaczył, że jeśli on nie pójdzie, to oni sami uciekną, powiedziałem mu: «Niech się dzieje wola Boska, to już wolę, byś ty z nimi poszedł»”[54].

Karta internowania kaprala Henryka Dobrzańskiego w obozie na Węgrzech.

Na karcie widoczny adres: Mieroszewski Leonard, Kraków, Karmelicka 29, albo Czechy p. Słomniki, oraz zapis „pobrał nieprawnie drugą odznakę oficerską”

Do kraju Dobrzański wrócił jako pomocnik palacza, ukrywany przez maszynistę w parowozie[55]. W rodzinne strony dotarł pieszo. W Głębowicach koło Zatorza schronienia, na strychu własnego domu, udzielił mu miejscowy ziemianin Piotr Dunin[56]. Przez ostatnie miesiące wojny ukrywał się w rodzinnym majątku w Czechach koło Słomnik. Zbliżający się koniec I wojny światowej sprawił, iż nadzieje Polaków na odzyskanie niepodległości ponownie odżyły. W całym kraju odradzało się Wojsko Polskie.

6 listopada kapral Henryk Dobrzański dotarł do Krakowa, gdzie mobilizowano 2. Pułk Ułanów, którego formowanie rozpoczął 2 listopada jego były dowódca, rtm. Jan Dunin-Brzeziński. Jako jeden z pierwszych, 8 listopada 1918 r., Henryk Dobrzański zgłosił się na ulicę Długą 48, gdzie mieściła się adiutantura i biuro zaciągu[57].

Kariera w Wojsku Polskim

Gdy Dobrzański zgłosił się do mobilizowanego 2. Pułku Ułanów, został awansowany do stopnia plutonowego i natychmiast zajął się szkoleniem napływających rekrutów. W czasie gdy rozpoczęto mobilizację pułku, w Małopolsce trwały już walki polsko-ukraińskie. Zagrożony był Lwów i Przemyśl. Pomimo trudności[58] utworzono wydzielony pluton jazdy, który miał za zadanie wsparcie walk w Małopolsce[59]. „Plutonowy Dobrzański objął dowództwo utworzonego w pułku oddziału wydzielonego w sile plutonu [podkreślenie autora – Ł.K.] i znalazł się w grupie mjr. Juliana Stachiewicza”[60]. Następnie pluton wszedł w skład ekspedycji ppłk. Michała Karaszewicza-Tokarzewskiego, która 19 listopada ruszyła pociągami na odsiecz Lwowa. Operacja ta była ryzykowna ze względu na fakt, iż w niektórych miejscach tory zostały zniszczone. Istniało też duże ryzyko zorganizowania zasadzki przez Ukraińców. Mimo tych zagrożeń odsiecz dotarła do miasta 20 listopada 1918 r., a w dwa dni później Ukraińcy wycofali się ze Lwowa[61].

W grudniu 1918 r. Dobrzański awansowany został do stopnia chorążego i przejął dowództwo szwadronu odsieczy Lwowa. Brał czynny udział w walkach pod Lwowem, Stawczanami i Basiówką, walcząc pod bezpośrednim dowództwem pułkownika Władysława Sikorskiego[62], na którego wniosek 1 marca 1919 r. awansowano go do stopnia podporucznika[63].

Za swoje czyny został czterokrotnie odznaczony Krzyżem Walecznych. We wniosku o nadanie Krzyża Walecznych po raz trzeci czytamy: „W marcu wysłany jako d-ca wywiadu celem skonstatowania sił nieprzyjacielskich w miejscowości Wielkopole samorzutnie zręcznym manewrem flankuje okopanego koło wsi nieprzyjaciela, zdobywają, biorąc jeńców i przywożąc cenne meldunki mające duże znaczenie w przeprowadzeniu dalszych korzystnych akcji bojowych Grupy. (Rozkaz pochwalny Dow. Grupy Op. pułk. Sikorskiego)”[64].

Generał Nowina-Sawicki[65] poznał Dobrzańskiego w Legionach na froncie wołyńskim w 1915 r., a zetknął się z nim ponownie, gdy ten w randze plutonowego służył w Krakowie w 2. Pułku Ułanów. Po latach tak opisywał swojego przyjaciela:

Poznaliśmy się wcześniej na przełomie 1915/1916 na froncie wołyńskim Wołczeck. Bliższa znajomość przerodziła się w szczerą przyjaźń dopiero później, w trudnych dla Dobrzańskiego czasach pokojowych. Prezentował się zawsze świetnie, zdrowy, wysportowany, przystojny, kipiał energią, inicjatywą, odważny do zuchwalstwa, miał łatwą decyzję, intuicyjne wyczucie pola walki i wiarę w sprawę, o którą walczył, i w swój łut szczęścia w tej walce. Towarzyski, lubiący się zabawić, przyjaźnił się trudno (...) jego jasne drwiąco uśmiechnięte oczy patrzyły krytycznie, a szorstki ton i swoisty słownik nie jednały mu pokojowych zwierzchników. Bardzo wymagający, ale i bardzo dbający o podwładnych. Miał ich całkowite oddanie, a w akcji chętne i ofiarne wykonanie rozkazu. Nie uznawał potrzeby wygłaszania patetycznych słów. Jego rozkazy były krótkie, jasne jak cięcie szabli. Pistolet!

Pod szorstką pokrywą, nawet w rozmowach towarzyskich była nutka rozkazu, kryło się serce bardzo życzliwe i umiejące być wiernym. Mundur lubił i cenił. Nie widziałem go nigdy po cywilnemu. Bardzo dobry organizator, umiał doskonale zrealizować swoje inicjatywy. Łatwiej mu wszystko wychodziło, gdy mu się nikt nie wtrącał w wykonanie czegoś. Miał swoistą dyscyplinę dla podwładnych żelazną i bez cienia wahania się z ich strony wobec przełożonych upór w przeprowadzeniu swojej myśli. Najwydajniej pracował i walczył, gdy sam przetwarzał w czyn swój zamiar[66].

Wniosek na odznaczenie ppor. Henryka Dobrzańskiego krzyżem Virtuti Militari (V klasy) z dnia 30 sierpnia 1920

Po zakończeniu walk o Lwów jego szwadron w połowie maja 1919 r. powrócił do macierzystej jednostki, która 2 czerwca otrzymała nazwę 2. Pułku Szwoleżerów Rokitniańskich[67]. Następnie Dobrzański objął dowództwo 2 plutonu w 1 szwadronie, którym dowodził por. Henryk Jakubowski. Zadaniem szwadronu od sierpnia 1919 r. było zabezpieczanie linii demarkacyjnej na odcinku Piotrowice–Zarzewie–Strumień[68]. W sierpniu 1919 r. wszystkie oddziały pułku zostały skoncentrowane w Bielsku-Białej i w rejonie Bolska Cieszyńskiego. Od tego też momentu pułk działał już jako całość. W październiku ppor. Dobrzański wraz ze swoim pułkiem został przerzucony transportem kolejowymi na Kujawy w rejon Lipna. 23 października 1919 r. powstał Front Pomorski dowodzony przez gen. Józefa Hallera, którego zadaniem było przejmowanie Pomorza z rąk pruskiego zaborcy i zabezpieczanie tych terenów przed ewentualną akcją zbrojną Niemiec.

W styczniu 1920 r. pułk wraz z innymi oddziałami przekroczył granice z Niemcami i maszerując przez Dobrzyń, Golub, Wąbrzeźno, Grudziądz, Kościerzynę, Kartuzy, Wejherowo, Puck, dotarł do Bałtyku. „Przejmowanie Pomorza było jednym tryumfalnym marszem, a jednocześnie niekończącym się pasmem owacji i gościnności okazywanej przez ludność polską. Konsekwencje tego stanu rzeczy odczuwali nie tylko żołnierze, ale także konie, którym ludność wsi nie szczędziła owsa. Z tego niezwykłego marszu utkwiło żołnierzom w pamięci bicie dzwonów, widok chorągwi i baldachimów kościelnych, tłumy ludzi, «góry jadła» i «rzeki» napojów”[69]. W Pucku 10 lutego 1920 r. Dobrzański, będący w składzie szwadronu honorowego, wziął udział w symbolicznym akcie zaślubin Polski z morzem. Na Kaszubach pułk, pełniąc służbę patrolową, przebywał do połowy kwietnia, po czym został przerzucony na Front Ukraiński, do Galicji Wschodniej. Tam w dniach 20–27 kwietnia 1920 r. wziął udział w akcji ofensywnej, której wynikiem było zdobycie ważnego węzła kolejowego w miejscowości Koziatyń. W pierwszych dniach maja pułk, liczący 800 szabel, zajął Białą Cerkiew, a 8 maja zajmował kolejno: Szybówkę, Potok, Mironówkę i Jenówkę.

Legitymacja porucznika Henryka Dobrzańskiego uprawniająca do noszenia Krzyża Orderu Virtuti Militari (V klasy), z dnia 14 maja 1921

Przeciwnatarcie 1. Armii Konnej Siemiona Budionnego spowodowało zahamowanie działań zaczepnych i odwrót wojsk polskich. Ppor. Henryk Dobrzański był w tym czasie jednym z wyróżniających się żołnierzy, o czym świadczy opinia mjr. Rudolfa Ruppa, dowódcy pułku: „Podczas odwrotu z Ukrainy jest cenną jednostką podtrzymującą wytrwale ducha. Energiczny, w chwilach naszej największej przegranej daje dowody hartu, charakteru, dzielności i miłości ojczyzny. Odznacza się nadzwyczajną odwagą i dzielnością, będąc przykładem we wszystkich bitwach pułku”[70].

1 czerwca 1920 r. w bitwie pod Bielawiejką Dobrzański z własnej inicjatywy uderzył na silniejszego od siebie przeciwnika, dzięki czemu zapobiegł oskrzydleniu głównych sił. W końcu lipca pod Szczurowicami, wykazując duże umiejętności taktyczne, na czele plutonu zaatakował wroga, zdobywając przyczółek mostowy, o który przez dwa dni toczyły się walki. W bitwie pod Klekotowem 4 sierpnia, wraz z plutonem, śmiałym manewrem unieszkodliwił gniazdo karabinów maszynowych przeciwnika[71]. Przyczynił się również do uwolnienia dwóch batalionów piechoty w akcjach bojowych pod Radziechowem i Kulikowem[72].

Zdolności dowódcze, jakie wykazywał Dobrzański, zostały dostrzeżone przez ówczesnego dowódcę pułku mjr. Rudolfa Ruppa, który mianował go w miejsce rannego por. Tadeusza Łękawskiego adiutantem 2. Pułku Szwoleżerów Rokitniańskich. W akcji pod Borowem, 24 sierpnia 1920 r., Dobrzański w taki sposób poprowadził odwody pułku do boju, że nieprzyjaciel musiał cofnąć się o trzy kilometry[73]. Dowód wielkiej odwagi i męstwa dał także w walce pod Komarowem[74], gdzie trzykrotnie szarżował na przeciwnika[75]. Na początku października wziął również udział w kilkudniowym zagonie kawaleryjskim na Korosteń[76]. Mjr Rupp 30 sierpnia 1920 r. wystąpił z wnioskiem o odznaczenie ppor. Henryka Dobrzańskiego Orderem Virtuti Militari[77], który został mu nadany w maju 1921 r.

Wniosek z dnia 2 sierpnia 1921 na odznaczenie porucznika Henryka Dobrzańskiego Krzyżem Walecznych po raz czwarty

Już po zakończeniu wojny, za okres służby frontowej por. Henryk Dobrzański otrzymał od swego dowódcy wspaniałą opinię, zamieszczoną w Tymczasowej Liście Kwalifikacyjnej: „(...) bardzo dzielny, ogromnie troskliwy o swoich podwładnych i przełożonych, zdolny poświęcić życie za swego przełożonego (...)”[78]. Rupp wyrażał się o Dobrzańskim w samych superlatywach, podkreślając jego zdolności dowódcze, dobry kontakt z podwładnymi i troskę o nich. Wysoko oceniał również jego umiejętności jeździeckie, a także stwierdził, iż nadaje się on na dowódcę szwadronu oraz do szkoły Sztabu Generalnego. Opinia przełożonego oraz bogate już doświadczenie wojenne stworzyły doskonałe podstawy pod dalszą karierę wojskową dwudziestoczteroletniego por. Henryka Dobrzańskiego.

Po wojnie 2. Pułk Szwoleżerów Rokitniańskich skierowany został do Bożyszcza pod Łuckiem. Dobrzański w dalszym ciągu pełnił funkcję adiutanta. Wiosną 1921 r. jednostkę przeniesiono do garnizonu w Bielsku (dowództwo, kwatermistrzostwo, 2. szwadron, szwadron km i pluton łączności, w Pszczynie stacjonował 1. szwadron, a w Bochni – 3. i 4. szwadron oraz kadra, tj. ewidencja personalna, remonty i mobilizacja). O sytuacji, jaka panowała w Bochni, pisał płk. Andrzej Kunachowicz skierowany tam na stanowisko dowódcy: „Trudno o tym pisać i nie wyjść na samochwałę, ale sytuację w dziedzinie mobilizacji i administracji zastałem w stanie rozpaczliwym. Na szwadronach byli Klimek Rudnicki i Wicio Sawicki[79], młode konie (remonty) prowadził Henio Dobrzański. Tym mogłem zaufać. Przedkładali mi tylko programy do zatwierdzenia, których przestrzeganie im powierzyłem”[80].

Por. Henryk Dobrzański z siostrą Leonią – prawdopodobnie Kraków 1921

Henryk Dobrzański i Zofia Zakrzeńska jako narzeczeni

W tym czasie mjr Rupp napisał wniosek o awansowanie Dobrzańskiego do stopnia rotmistrza. Wniosek poparli: dowódca 7. Brygady Jazdy ppłk Henryk Brzozowski oraz dowódca 1. Dywizji Jazdy płk Juliusz Rómmel. Został on jednak odrzucony, a w uzasadnieniu odmowy napisano m.in.: „Zasługi tego oficera są spełnieniem obowiązków wymaganych od każdego oficera. O ile były nadzwyczajne czyny bojowe, to za nie został już podany do odznaczenia Virtuti Militari, a więc nagrodę otrzyma. Na awans nie zasługuje”[81]