Pokrewne dusze - Virginia Woolf - ebook + książka

Pokrewne dusze ebook

Virginia Woolf

3,8

Opis

W dorobku pisarskim Virginii Woolf listy stanowią szczególną pozycję. Podobnie jak dziennik, pisała je przez całe życie, często po kilka dziennie. Do najbliższych, rodziny, przyjaciół, znajomych, ale również do wydawców czy instytucji. Zachowało się ich ponad cztery tysiące, zarówno w zbiorach publicznych w Anglii i w Stanach Zjednoczonych, jak u osób prywatnych. 

            Pokrewne dusze stanowią ich wybór: otwiera go dziecinny list do ojca, pisany drukowanymi literami przez sześcioletnią dziewczynkę. Zamyka ostatni, pożegnalny list do męża. Pomiędzy nimi możemy prześledzić całe życie Virginii Woolf, od dzieciństwa, przez lata panieńskie, pierwsze próby pisarskie, małżeństwo, załamanie, pierwszą wojnę, po sukcesy zawodowe i wydawnicze. Możemy przyjrzeć się jej z bliska, chyba nawet lepiej niż w Dzienniku, bo tu spotykamy ją w rozmowie z innymi i widzimy wiele stron jej osobowości, inaczej bowiem pisała do siostry, inaczej do przyjaciółki z młodości, a jeszcze inaczej do osób, które dopiero poznawała, czy których wręcz nie znała. Może bardziej niż inne teksty, listy pozwalają odpowiedzieć na pytanie – jaka była Virginia?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 802

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,8 (6 ocen)
2
2
1
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




VIRGINIA

WOOLF

pokrewne dusze

wybór listów

przekład: Maja Lavergne

Tytuł oryginału: Congenial spirits. Selected Letters

Text by Virginia Woolf.

Editorial notes by Joanne Trautmenn Banks

Copyright © 2014, MG

Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kopiowanie w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych – również częściowe – tylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela praw.

ISBN: 978-83-7779-223-0

Tłumaczenie: Maja Lavergne

Projekt okładki oraz skład: Zuzanna Malinowska

Wybór ilustracji: Angelika Witkowska

Korekta: Dorota Ring

www.wydawnictwomg.pl

[email protected]

Konwersja do formatu EPUB:

Legimi Sp. z o.o. | www.legimi.com

Virginia w wieku około 12 lat.

1882 – luty 1904

Adeline Virginia Stephen, która jako Virginia Woolf miała zmienić świat współczesnej literatury, urodziła się w 1882 roku w Kensington, w rodzinie wyższej klasy średniej. Jej ojciec, Leslie Stephen, blisko pięćdziesięcioletni w chwili jej urodzenia, był wybitnym krytykiem i filozofem, a także redaktorem i inicjatorem Dictionary of National Biography. Matka Julia z domu Jackson była przedstawicielką nieistniejącego już gatunku Wielkich Piękności. Julia przyjaźniła się z malarzami i pisarzami. Sama napisała wiele utworów, ale życie spędziła, głównie opiekując się ludźmi w potrzebie i rodząc dzieci. Urodziła ich siedmioro: troje przyszło na świat w jej pierwszym małżeństwie z Herbertem Duckworthem – George (1868), Stella (1869) i Gerald (1870); a czworo w drugim, z Lesliem Stephenem – Vanessa (1879), Thoby (1880), Virginia (1882) i Adrian (1883). Drugą przyrodnią siostrą Virginii była Laura (urodzona w 1870 roku), dziecko Lesliego z jego pierwszego małżeństwa z córką Thackeraya; kiedy Virginia przyszła na świat, Laura byłą już uznana za upośledzoną umysłowo; być może cierpiała na dziecięcą schizofrenię.

Podczas gdy bracia wyjechali do szkół, Virginia i Vanessa uczyły się w domu – nie wyrządzono im takiej krzywdy, jak Virginia sobie później wyobrażała, w tym sensie, że miała dostęp do biblioteki ojca i pozostawała pod jego kuratelą. Do 25. roku życia obracała się głównie w środowisku rodziny i jej przyjaciół i ogólnie rzecz biorąc, przedłużyła okres dorastania poza normę swego miejsca i czasu. Od dzieciństwa chciała pisać, ale poważnie zaczęła się tym zajmować dopiero po śmierci ojca w 1904 roku, do którego to wydarzenia odnosiła się z głęboką ambiwalencją.

Skondensowanie czasu w pierwszej grupie listów – nieuchronne, bo napisanych zostało niewiele pięknych listów, a zachowało się ich jeszcze mniej – sprawia, że wczesne życie Virginii szybko przelatuje. Ważne wydarzenia, choroby i śmierć wydają się dziać gdzieś w tle. Oczywiście zajmowały centralne miejsce. Zanim skończyła 22 lata, Virginia straciła matkę, siostrę Stellę i ojca. Dwukrotnie – w 1895 i 1897 roku – utraciła także równowagę psychiczną. Na szczęście miała pociechę w siostrze Vanessie i bliskiej przyjaźni z Violet Dickinson, pierwszej z swych głównych korespondentek.

Julia Stephen z małą Virginią (1884 rok)

0: DO LESLIEGO STEPHENA [b.a.]

[b.d.][1]

MÓJ KOCHANY TATO,

NIE KĄPALIŚMY SIĘ JESZCZE JUTRO BĘDZIEMY ŚPIEWALIŚMY FPOCIĄGU TWOJA KOCHAJĄCA VIRGINIA.

00: DO GEORGE’A DUCKWORTHA 22, Hyde Park Gate, S.W.

[b.d.]

MÓJ KOCHANY GEORGE,

JESTEM CHŁOPCZYKIEM A ADRIAN JEST DZIEWCZYNKĄ POSŁAŁAM CI CZEKOLADKI DO WIDZENIA VIRGINIA

1: DO JAMESA RUSSELLA LOWELLA [22, Hyde Park Gate, S.W.]

20.8.88

MÓJ KOCHANY CHRZESTNY PAPO[2] CZY BYŁEŚ W ADIRONDACKS I CZY WIDZIAŁEŚ MNÓSTWO DZIKICH ZWIERZĄT I MNÓSTWO PTAKÓW W GNIAZDACH JESTEŚ NIEGRZECZNY ŻE TU NIE PRZYJEŻDŻASZ DO WIDZENIA

TWOJA KOCHAJĄCA VIRGINIA

1a: DO JULII STEPHEN [22, Hyde Park Gate, S.W.]

[b.d.]

Moja kochana Mamo,

Poszłyśmy na spacer ze Stellą rano do stawu i było mnóstwo dużych łodzi. Posprzątałyśmy dziś rano mały pokój i wyczyściłyśmy rzeczy ze srebra gdysz były okropnie brudne. Było okropnie wesoło u wypchanych zwierząt.[3] Edwin poszedł[4] z nami do nich Pani Prinsep[5] mówi, że pojedzie tylko powolnym pociągiem bo mówi wszystkie szybkie pociągi mają wypadki i opowiedziała nam o staruszku 70 letnim, któremu nogi się zaplontały w koła a pociąg zaczął jechać i ciągnął tego starego pana ze sobą aż pociąg zajoł się ogniem a on wołał żeby ktoś mu odciął nogi, ale nikt nie przyszedł i się spalił. Do widzenia

Twoja Kochająca Virginia

1b: DO JULII STEPHEN Limnerslease, Guildford [Surrey]

[b.d.]

Moja kochana Mamo

Właśnie wróciliśmy ze spaceru [trzymilowego] do Guildford. Złowiłam perłowca [motyl perłowiec] dzisiaj rano. Pani Crane[6] całkiem długo siedziała wczoraj. Jemy śniadanie i podwieczorek w pokoju zabaw ale kolację z państwem Watts.[7] Czy ojciec zrobił już coś szokującego i czy znalazł jakieś kwiaty. Łóżka są takie miękkie, że zapadasz się całkiem głęboko jak się położysz. Państwo Watt kładą się około pół do dziewiątej, a wstają koło piątej. Pani Watts poszła do kościoła dzisiaj rano o pół do ósmej. Daliśmy Emmie[8] trochę dzikich róż, jest ich tu wprost zatrzęsienie. Z okiem Nessy dzisiaj w porządku tylko dość zamknięte, więc zdjęła bandaż. Jest bardzo ładnie, ale jak to powiedziałam, to przypuszczam, że zacznie padać. Adrian znalazł stary pejcz, którym ma zamiar zbić Shaga [psa]. Kukułka kukała tuż przed nami, ale nie słyszeliśmy słowika, a Ty? Spodziewam się, że inni piszą to samo co ja. Do widzenia.

Twoja kochająca Ginia

2: DO THOBY’EGO STEPHENA [Hyde Park Gate, S.W.]

Piątek, 6 marca [1896]

Mój kochany Thoby,[9]

Jak się miewa [rodzinne entomologiczne] Muzeum? Ojciec mówi, że odkryli małpę, która jest bliższa człowieka niż wszystko inne co odkryto.[10] Oczywiście mają na myśli rodzaj „Sambo”, który jak niewątpliwie pamiętasz, złowiłeś ze mną dwadzieścia lat temu. Żona kamerdynera pana Gibbsa[11] trzyma sędziwego jamnika. To zwierzę zdecydowanie odmawia noszenia kagańca[12], ona twierdzi, że podnosi wrzask na sam jego widok więc mają zamiar kupić klatkę, żeby go w niej wyprowadzać!

Virginia z młodszym bratem Adrianem grają w krokieta w ogrodzie ich rodzinnego, letniego domu Talland House w St. Ives w Kornwalii.

Dzisiaj jest tak wietrznie, że panna Jan[13] boi się zaryzykować wyjście na dwór. Przedwczoraj wiatr zarzucił jej spódnicę na głowę i dreptała w czerwonych flanelowych majtkach ku uciesze wikariusza, który akurat wychodził z kościoła. Przysięga, że zaczerwieniła się przybierając kolor wspomnianych majtek, ale trzeba w to uwierzyć na słowo. Nie mam Ci nic do powiedzenia, Wasza Wysokość; i moja świeczka uparcie się przewraca; a Nessa warczy na ten odgłos; i muszę się zająć Wergiliuszem; i pewnie musisz iść do szkoły; więc Do Widzenia, wasza Potężność; napisz do mnie jak będziesz miał ochotę; Twój kochający Imć Koziołus…

Czy interesują cię Włosi i o co w tym wszystkim chodzi i po czyjej stronie jestem?[14]

26: DO EMMY VAUGHAN[15]Warboys Rectory, Warboys, Huntingdonshire[16] (taki adres wystarczy)

12 sierpnia 1899

Najukochańsza Ropucho,

[…] Widzisz, moja kochana Ropucho, że okropna depresja tego klimatu nie popsuła mi jeszcze humoru. Podejrzewam Ciebie i Marny o ukryte motywy, kiedy tak zaczerniacie nasze umysły albo może jesteście tak pozbawione wyobraźni i bezduszne, że nie czujecie piękna tego miejsca. Wierz mi na słowo, Ropciu, nigdy nie byłam w domu, ogrodzie czy hrabstwie, które choćby w połowie tak mi się podobało, wyłączając z tego St Ives. Wczoraj pojechaliśmy na rowerach do Huntingdon – i złożyliśmy wizytę krewnym.[17] Wracając zapomniałyśmy o wszystkich zmartwieniach – (a było ich wiele – Nessa i ja miałyśmy każda siatkę pełną melonów, które obijały nam się o kolana przy każdym ruchu) patrząc – chłonąc – zatapiając się w Niebie. Nie widzi się nieba, dopóki się nie mieszka tutaj. Przestałyśmy być mieszkankami ziemi. Jesteśmy naprawdę zrobione z chmur. Jesteśmy mistyczne i rozmarzone i gramy Fugi na fisharmonii. Czy czytałaś Dog’s Farm swojej bratowej? Opisuje okolice bardzo podobne do tutejszej; widać jak ona, osoba o prawdziwie artystycznej duszy, upaja się tą krainą. Uznam to na przyszłość za test dla przyjaciół – czy doceniają krainę Fen. Chcę czytać o niej książki i pisać o niej sonety przez cały dzień. To jedyne miejsce odpoczynku dla umysłu i ciała i zadowolenia i kremowego purée z kartofli i wszelkich radości życia. Zamieniam się w zamyśloną krowę rasy Alderney. A są ludzie, którzy uważają, że tu jest nudno i nieinteresująco!!!!

Wszystko to wypłynęło z moich ust bez mojej woli i wiedzy. Chciałam tylko być zwięzła i rzeczowa. Biedna Ropucha – jak przyjedziesz, zapytam Cię: Czytałaś mój list? A Ty wyznasz, że trochę próbowałaś po drodze i naprawdę masz zamiar się przymierzyć znowu w drodze powrotnej. I czekasz tylko na dżdżysty dzień, żeby go dokończyć. Augusta uważa, że to szkodzi na wzrok a Marny przysłała depeszę „Zabraniam ci czytać listy Virginii”. Jestem trochę rozbita dziś po południu, to najgorętszy dzień, jaki przeżyłam. Przeczytałam całą długą powieść; zaczęłam rano przy śniadaniu, a skończyłam o czwartej po południu.[18] […]

Twój zawsze

Koziołus

35: DO EMMY VAUGHAN 22, Hyde Park Gate, S.W.

23 kwietnia [1901]

Moja najdroższa Ropucho.

[…] Jedyną rzeczą na tym świecie jest muzyka – muzyka i książki, i jeden czy dwa obrazy. Mam zamiar założyć kolonię, gdzie nie będzie wychodzenia za mąż – chyba że się zakochasz w symfonii Beethovena – żadnego ludzkiego elementu w ogóle, oprócz tego co przychodzi poprzez Sztukę – nic poza idealnym spokojem i niekończącą się medytacją.[19] Ten świat istot ludzkich robi się zbyt skomplikowany, jedyne, czemu się dziwię, to to, że nie zapełniamy więcej domów wariatów: wiele przemawia za obłąkanym poglądem na życie – może jest w końcu zdrowy; a my, smutni trzeźwi szacowni obywatele, w istocie majaczymy w każdej chwili naszego życia i zasługujemy na to, żeby nas na zawsze zamknąć.[20] Moja wiosenna melancholia rozwija się w tych gorących dniach w letni obłęd. […]

Do widzenia, najdroższa Ropucho, kochana śliczna urocza utalentowana Ropucho!

37: DO EMMY VAUGHAN Fritham House [Lyndhusst, Hampshire]

8 sierpnia [1901]

Najdroższa Ropciu,

Nasz londyński sezon, o który pytasz, można opisać jako najnudniejszy. Byłam tylko na trzech tańcach – i chyba nigdzie więcej. Ale prawdą jest, że – jak sobie często mówimy – jesteśmy nieudacznicami.[21] Naprawdę, nie umiemy błyszczeć w Towarzystwie. Nie wiem jak to się robi. Nie lubią nas – siedzimy w kącie i wyglądamy jak niemowy, które tęsknią za pogrzebem. Jednakowoż są w tym życiu ważniejsze rzeczy – z tego co słyszę, nie poproszą mnie do tańca w następnym, i to jest jeden z powodów, dla których mam nadzieję się tam znaleźć. […]

Twoja kochająca,

Koza

39: DO THOBY’EGO STEPHENA [22 Hyde Park Gate, S.W.]

5 listopada [1901]

Mój kochany Ponury,

[…] Prawdziwym powodem tego, że piszę, jest uczynić Ci wyznanie – to znaczy odwołać całą furę kozizmów, którymi posługiwałam się we Fritham[22] i gdzie indziej, kiedy mówiłam o pewnym wielkim pisarzu angielskim – największym: czytałam Marlowa [sic] i zrobił na mnie o tyle większe wrażenie, niż się spodziewałam, że przeczytałam Cymbelina po prostu, żeby zobaczyć, czy jest więcej w wielkim Williamie, niż przypuszczałam. I byłam dość wytrącona z równowagi! Rzeczywiście i naprawdę jestem teraz dopuszczona do towarzystwa wielbicieli – chociaż wciąż się czuję nieco przytłoczona – chyba jego wielkością. Kiedy się zobaczymy, będę prosiła o wykład; chodzi o wyjaśnienie paru kwestii co do Sztuk. Mam na myśli postaci. Dlaczego nie są bardziej ludzkie? Imogena i Posthumus, i Cymbelin – nie pojmuję ich – Czy to moja kobieca słabość umysłowa? Ale naprawdę są jak wycięci nożyczkami – jak idzie o zwykłe ludzkie cechy – Oczywiście mówią bosko. Wypatrzyłam najlepsze kwestie w sztuce – powiedziałabym, że w niemal każdej sztuce – Imogena mówi – Czemuś odepchnął swoją ślubną żonę? Pomyśl, że stoisz na skale, a teraz Pchnij mnie raz jeszcze! No, jeśli od tego ciarki nie chodzą Ci po plecach, nawet jeśli jesteś przy kuropatwach na zimno i kawie – nie jesteś prawdziwym miłośnikiem Szekspira! Ojej, ojej – właśnie jak jestem w nastroju, żeby rozmawiać o takich rzeczach, Ty wyjeżdżasz i usadawiasz się w Cambridge.

Jutro przechodzę do Bena Jonsona, ale nie polubię go tak jak Marlowa. Przeczytałam Doktora Faustusa i Edwarda II – i uznałam, że są bardzo zbliżone do sztuk tamtego wielkiego człowieka – powiedziałabym, że są bardziej ludzcy – nie mają takiego tragicznego wymiaru. Oczywiście pomniejsze postaci Szekspira są ludzkie; chcę powiedzieć, że te, które są nadludzkie, są rzeczywiście nadludzkie. Wytłumacz mi to – a także dlaczego jego fabuły są po prostu popękane – fabuły Marlowa są słabsze, wszystko jest słabsze, ale są też bardzo „grzmiące” (określenie Stracheya[23]) kwestia i mowy i całe sceny – na przykład kiedy Edward umiera – a potem kiedy zabierają Kenta, żeby go ściąć, a mały Król tego nie chce i matka stara się sprawić, żeby zapomniał i zaprasza go na przejażdżkę po parku, a on mówi „A wujek Edmund pojedzie z nami?”. To jest ludzki akcent! Ależ mnie będziesz uważał za ramola! Ale pomyślałam, że muszę po prostu napisać i powiedzieć Ci – […]

Tw. Koza

57: DO VIOLET DICKINSON[24]22 Hyde Park Gate, S.W.

[październik/listopad]

Moja Kobieto,

[…] Nessa uczy się teraz u Sargenta w Akademii, a córka Denty jutro jej pozuje.[25] Sargent wart jest wszystkich innych nauczycieli, jakich miała. Na ile się mogę zorientować, podobają mu się jej prace, ale malarze się tak marnie wysławiają. W każdym razie on się jej podoba – jego głos – nawet jego zielone oczy. Stoi, wpatrując się wprost w płótno przez 10 minut, a potem mówi „Ma pani właściwe wyobrażenie”. Wszystkie inne niepozorne istoty zielenieją z zazdrości. Czym są kobiety! Chodzę teraz i szperam w London Library. Wczoraj dotarłam do piwnic, gdzie trzymają „Timesa” i musiał mnie stamtąd wyłowić jakiś człowiek. Ale zbyt wiele książek już napisano – nie ma sensu pisać więcej. Mówią, że Eleanor[26] odgrywana jest gorszą Pedantką niż w czytaniu – sama gadanina. Mam zamiar napisać wielką sztukę, która też będzie samą gadaniną – ale tak emocjonującą, że Cię skręci na fotelu. To jest plan mój i Jacka[27] – mamy zamiar napisać ją razem – jestem pewna, że dałoby się to zrobić. Będzie tam mężczyzna i kobieta – pokażę, jak dorastają – nigdy się nie spotykają – nie znają się – ale przez cały czas czujesz, jak są coraz bliżej siebie. To będzie naprawdę pasjonujące (jak widzisz) – ale kiedy prawie się spotykają – dzielą ich tylko drzwi – widzisz, jak się rozmijają – skręcają w bok i nigdy już się nie znajdują obok siebie. Będą oceany gadania i emocje bez końca.[28] […]

71: DO VIOLET DICKINSON [22 Hyde Park Gate, S.W.]

[Luty? 1903]

Kobieto,

Przyjdź, którego dnia chcesz – codziennie – jeżeli tu przyjdziesz, zobaczysz, jak ojciec się miota w szale – ale gwizdnij, a Sparroy przyjdzie do Ciebie. Ojciec oszukuje, jest chory tylko dla swoich pań.[29] Chciałabym być chora i mieć obok panie. Jestem taka podatna na kobiece wdzięki, prawdę mówiąc, ofiarowałam swoje poranione serce jednej pani w Paryżu, jeśli nie dwóm.[30] Ale daleko najpierwszą jest ta boska Wenus, która jest Katie[31] i Tobą i Nessą i wszystkimi dobrymi i pięknymi (do których się chyba zaliczasz?) kobietami – które uwielbiam. Ronię łzy czułości na myśl o tym wielkim sercu litości dla Sparroya zamkniętym w kamieniu – nigdy mnie nie obejmie – co by zrobiła, gdyby mogła – wiem, o tym i czuję to. Poważnie, było coś z Katie w jej głupiej pięknej głowie, a Katie w ręczniku kąpielowym miałaby, jak go nazywasz, biust dokładnie taki jak jej, tylko że Katie nigdy nie otwarłaby ramion (które nie są z kamienia – Wenus w ogóle ich nie ma, nawiasem mówiąc), żeby w nie wszedł ten biedny Sparroy. Potem była jeszcze jedna, ale kobieta czeka na listy. Gerald [Duckworth] obraża mnie – mówi, że piję whiskey – wymawia tak prostacko – ja mówię, że to mieszanka Wenus i Violet.

Tw. S[parroy]

76: DO VIOLET DICKINSON 22 Hyde Park Gate, S.W.

[10 kwietnia 1903]

Moja kobieto,

[…] Czy widzisz, że na każdych 1000 ślubnych narodzin jest 40 nieślubnych? Czy nie niepokoi Cię to? Ryzyko zejścia na złą drogę wydaje się ogromnie zwiększone, w istocie praktycznie nieuchronne, od czasu jak to przeczytałam […]

Tw. Sparroy

80: DO VIOLET DICKINSON [22 Hyde Park Gate, S.W.]

[4 maja? 1903]

Moja Ukochana Kobieto,

Twoje listy są jak balsam dla serca. Naprawdę myślę, że muszę zrobić coś, czego nigdy nie robiłam – zachować je. Nigdy przez całe życie nie zachowałam ani jednego listu – ale ta romantyczna przyjaźń powinna być przechowana. Bardzo niewielu ludzi ma uczucia do wyrażenia – przynajmniej jeśli chodzi o przywiązanie czy współczucie – a jeśli ci, którzy czują, nie wyrażają – świat jest o tyle podobniejszy do wypalonego księżyca – życia w zimnie dla Sparroyów i Violet. To dlatego, że myślisz, albo mówisz, że nie powinnaś pisać miłych gorących listów. Kitty[32] nigdy nie przekłuwa mojej szorstkiej skóry, ani nie próbuje. Przyszła przedwczoraj odwiedzić ojca, pierwszy raz od jego choroby i zapytała, dlaczego nie zaszedł do niej przez cały ten czas, co moim zdaniem było nadto modne. A mnie nie ofiarowała niczego poza podejrzaną białą rękawiczką – może to naturalne – tylko że to tłumaczy, dlaczego w kryzysach uczuciowych to Violet jest Współczującym Zlewem, a nie Kitty.

Wszyscy Stephenowie są z natury egotyczni; więcej biorą, niż dają – ale kiedy to zrozumiesz, a nic się na to nie poradzi, może Ci się z nimi dobrze ułożyć. Niektórzy z nich to naprawdę całkiem uroczy ludzie. […]

Tw. Sparroy

Julia Jackson Stephen ze starszą siostrą Virginii – Vanessą.

145: DO VIOLET DICKINSON 22 Hyde Park Gate, S.W.

Czwartek wieczór [31 grudnia 1903]

Moja Violet,

[Dr] Wilson uważał dziś rano, że ojciec jest słabszy – tętno miał niezbyt dobre.[33] Miał temperaturę 37,8 cały dzień; o 2 nad ranem podnosi się do 38,9. Wilson uważa, że temp. może spaść, tak jak to było wcześniej – ale nie wiem, czy ojciec zdoła przeżyć tę słabość, która musi przyjść potem. Większą część dnia dzisiaj przespał, bardzo spokojnie. Śpi coraz więcej, ale kiedy się budzi, jest najzupełniej przytomny. Myślę, że słabnie z każdym dniem – i nic nie je, tylko pije trochę mleka i wywaru mięsnego, a i to z trudnością. Ale w jakiś sposób jestem bardziej zadowolona z jego powodu – jest mniej zdolny do tego, żeby rozmyślać i martwić się – a to jest najgorsze. Ale jakby na to patrzeć, to przygnębiający czas. Gdyby był umarł od razu, byłoby łatwiej, ale teraz trzeba utracić więcej – mam na myśli wszystkie te dni, kiedy tu jest i może trochę rozmawiać i był czas, żeby pomyśleć – a jednak wiem, że będę zadowolona.

Łaziliśmy dziś po południu z Beatrice po Bloomsbury i gapiliśmy się na obskurne domy.[34] Jest ich do kupienia mnóstwo – ale Boże, jakie ponure! Bloomsbury wydaje się takie odległe, takie zimne i ponure – ale myślę, że to przez ciemność i zimno. Naprawdę nigdy nie będziemy mieli domu, który byśmy tak lubili jak ten, ale jednak lepiej się wyprowadzić.

Jesteśmy najzdrowszą na umyśle rodziną w Londynie i śmiejemy się i rozmawiamy, jak gdyby nic się nie działo; Adrian i Thoby mają zamiar śpiewem powitać nowy rok! Nigdy by się nam ze sobą tak nie układało, gdyby nie takie sprawy.

Piszę listy tylko o nas samych. Nie spiesz się z powrotem z naszego powodu. Rozgniewa to twojego męża[35], a nie ma naprawdę powodu, poza tym, że chcemy Cię mieć tutaj, a to nie dosyć.

Pielęgniarki są dosyć uciążliwe, ale teraz zrobiły się godne i milczące, więc w każdym razie jest spokój. [Pielęgniarka] Traill jest przygnębiona, chyba jest tym wszystkim trochę zmęczona.

Tw. AVS

158: DO VIOLET DICKINSON 22 Hyde Park Gate, S.W.

[Luty 1904]

Moja Violet,

Wilson mówi, że jest praktycznie tak samo. Nie ma wątpliwości, że narośl albo skrzep krwi uniemożliwia truciźnie dostawanie się do pęcherza tak prędko jak wcześniej, ale mówi, że to się może załamać w każdej chwili.

Ojej – to bardzo trudne. Może żyć chyba jakiś tydzień albo koniec może nadejść w każdej chwili! Nie umieją powiedzieć, a my musimy po prostu tu siedzieć. Ale nic go nie boli, a gorączka teraz jest niższa. To czekanie jest nieznośnie – ale Boże, tak się rzeczy mają, a my musimy nadrabiać miną! Najgorsze jest to, że jest taki zmęczony i wyczerpany, myślę, że chce umrzeć, i tylko utrzymują go przy życiu. Zrobię co w mojej mocy, żeby zniszczyć sobie zdrowie, zanim dojdę do jego wieku, żeby umrzeć szybciej!

Tw. AVS

Virginia Stephen, 1902 rok.

marzec 1904 – grudzień 1906

Ojciec Virginii umarł w lutym 1904 roku. Młodzi Stephenowie, którym czasem towarzyszył George albo Gerald Duckworth, a czasem Violet Dickinson, natychmiast wyjechali, najpierw do Manorbier na wybrzeżu Walii w Pembrokeshire, później do północnych Włoch i Paryża. W maju 1904 roku, nękana przedłużającym się okresem smutku i poczuciem winy, Virginia doznała drugiej zapaści psychicznej. Była ona poważna: Virginia wymagała opieki trzech pielęgniarek, prześladowały ją urojenia, paranoja i strach przed jedzeniem, próbowała nawet popełnić samobójstwo, rzucając się z okna domu Violet Dickinson w Welwyn, dokąd pojechała na trzy miesiące. Słaba, ale w końcu zdrowa, dołączyła do braci i siostry, którzy spędzali letnie wakacje w Nottinghamshire przed przeprowadzką do Bloomsbury. Tam powoli zaczęła wracać do pisania.

W bardzo krótkim czasie dużo napisała i zaczęto ją publikować. Poczynając od recenzji i eseju pod koniec 1904 roku, w następnych dwóch latach opublikowała ponad pięćdziesiąt krótkich utworów tego rodzaju. Pisanie nie było już abstrakcyjną fantazją. Miała zachętę nie tylko ze strony Violet, ale, co ważniejsze, ze strony pisarki Margaret Symonds Vaughan. Wzbogacała swoje życie, ucząc w szkole dla dorosłych, biorąc udział w dyskusjach w czwartkowe wieczory, które ogólnie uważa się za źródło „Grupy z Bloomsbury” i podróżując za granicę. Podczas wyprawy do Grecji Vanessa zachorowała. Dwoje spośród pozostałych osób wspierających Virginię, Violet i Thoby, również zachorowało, i to poważnie. Ta sytuacja była źródłem najdziwniejszych listów, jakie Virginia napisała.

182: DO VIOLET DICKINSON Manor House, Teversal [Nottinghamshire]

26 września [1904]

Moja Violet,

[…] Och, moja Violet, gdyby istniał Bóg, błogosławiłabym go za to, że wyzwolił mnie, bezpieczną i zdrową, od udręk ostatniego półrocza! Nie możesz sobie wyobrazić, jaką cudowną radością jest dla mnie teraz każda minuta życia i modlę się tylko, żebym dożyła siedemdziesiątki. Naprawdę uważam, że mogę z tego wyjść mniej samolubna i pewna siebie, niż byłam i z większym zrozumieniem dla kłopotów innych.

Julia Stephen, Vanessa, Thoby i Virginia. Zdjęcie rodzinne zrobione na schodach Talland House w St. Ives, 1894 rok.

Smutek, jak odczuwam teraz z powodu Ojca, jest łagodzący i naturalny i sprawia, że życie jest więcej warte, chociaż smutniejsze. Nigdy nie będę umiała Ci powiedzieć, czym byłaś dla mnie przez cały ten czas – po pierwsze nie uwierzyłabyś mi – ale jeżeli czułość jest coś warta, masz i zawsze będziesz miała moją.

To dziwne, teraz, kiedy mam się lepiej, fizycznie odczuwam o tyle więcej. Dość mi dokucza newralgia, ale znika dzięki jedzeniu i świeżemu powietrzu, a niewiele mogę próbować robić ponadto, że się wygrzewam i jem.

Miło będzie znowu Cię zobaczyć. Nessa taka zadowolona.

Tw. kochająca

AVS

Tęsknię za tym, żeby zacząć pracę.

186: DO VIOLET DICKINSON The Porch, Cambridge[36]

30 paźdz. [1904]

Moja Violet,

Bardzo byłam zadowolona z Twojego listu. Wizyta Nessy była rozkoszna, i rozmawiałyśmy przez cały czas, chociaż nie całkiem na tematy, które uspokajają. Nie mogę sprawić żeby ona, ani Ty, ani ktokolwiek zrozumiał, że to dla mnie ciężka próba musieć spędzić kolejne dwa długie miesiące, snując się po niewygodnych cudzych domach, kiedy mam swój własny, który na mnie czeka, a czynsz jest regularnie opłacany co kwartał. To takie naturalne, jak się patrzy z zewnątrz, że otrzymuję tylko gratulacje i ludzie mówią, jakie mam szczęście i jaka powinnam być zadowolona, że jestem poza Londynem. Nie rozumieją, że Londyn oznacza mój własny dom i książki i obrazy i muzykę, od których jestem oddzielona od lutego – i nie przeżyłam podlejszych 8 miesięcy w swoim życiu. A jednak ten tyrański i moim zdaniem krótkowzroczny Savage[37] upiera się przy kolejnych dwóch. Powiedziałam mu, kiedy się z nim widziałam, że jedynym miejscem, gdzie mogę być spokojna i wolna, jest mój dom z Nessą: ona rozumie moje nastroje i zostawia mnie z nimi, podczas gdy Zakonnicy muszę wyjaśniać każde przypadkowe słowo – a to jest takie wyczerpujące. Marzę o dużym pokoju dla siebie, z książkami i niczym więcej, gdzie mogę się zamknąć i nikogo nie widywać i czytać do osiągnięcia spokoju. Byłoby to możliwe na Gordon Sq, i nigdzie indziej. Zastanawiam się, dlaczego Savage tego nie widzi. Nawiasem mówiąc, mój sen nie poprawił się ani o krztynę od czasu, jak tu jestem, a środek nasenny, który mi przepisał, przyprawia mnie o ból głowy i nic więcej. Jednak będę miała kilka dni w Londynie w przyszłym tygodniu, co będzie pewną ulgą, a w międzyczasie mogę dać upust swojej irytacji w liście do Ciebie! Nessa zdołała powiedzieć, że nikomu nie robi różnicy, łącznie z nią, jak sądzę, czy jestem tutaj, czy w Londynie, co mnie rozgniewało, ale ona jest geniuszem w mówieniu nieprzyjemnych rzeczy swoim rzeczowym głosem!

Napisałam z prośbą do Madge, żebym mogła przyjechać około szesnastego, zgodnie z aprobatą Savage’a – naprawdę, doktor to gorzej niż mąż! Och jakże będę wdzięczna, kiedy będę panią samej siebie i wyrzucę te ich głupie lekarstwa do kubła z nieczystościami! Nigdy nie uwierzę ani nie wierzyłam w nic, co mówi jakikolwiek doktor – poznałam ich całkowitą bezradność, kiedy chorował Ojciec. Umieją zgadnąć, w czym rzecz, ale nie umieją jej naprawić.

To jest długie i egoistyczne narzekanie, ale tak mam czasem tego wszystkiego dosyć; tego wiecznego odpoczywania i przejmowania się głupstwami i rozkazywania mi, żebym nie robiła tego i tamtego. Chciałabym móc obciąć sobie nogę i mieć z tym spokój, zamiast przechodzić przez niekończące się kłopoty i opóźnienia z powodu załamania nerwowego.[…]

Tw. AVS

Londyński dom przy Hyde Park Gate, w którym wychowała się Virginia.

190: DO VIOLET DICKINSON 46 Gordon Square, Bloomsbury

Czwartek [10 listopada 1904]

Moja Violet,

Natrafiłam na ten rodzaj eseju, który napisałam w Manorbier.[38] Niewiele jest wart, bo pisałam wtedy żeby sobie udowodnić, że nic mi nie jest – a zaczynałam się już bać, że jest. Również pisałam bardzo prędko i pospiesznie – jak to mówią, nie myśląc o publikacji. Ale słowa Kwakierki przynoszą owoce; myślę, że mogę równie dobrze wysłać go do pani Lyttelton, żeby jej pokazać, co robię.[39] Oczywiście ani przez chwilę się nie spodziewam, że go weźmie; zapewne jest za długi albo za krótki, albo z jakiegoś powodu całkowicie nieodpowiedni. Chcę tylko mieć jakieś pojęcie, czy mogłaby chcieć, żebym coś pisała w przyszłości – na przykład w Giggleswick.[40] Czy możesz go wysłać na adres jej biura, którego nie mam. Nie chcę, żeby myślała, że musi mi zrobić najmniejszą uprzejmość, z Twojego powodu! […]

Tw. AVS

193: DO VIOLET DICKINSON Giggleswick School, Settle, Yorkshire

21 list. [1904]

Moja Violet,

Oto jestem, siedzę przy swoim oknie pod wrzosowiskami, które są całe białe od śniegu i szronu, a temperatura poniżej zera. Ogrzewam się kominkiem i futrzanym pledem; i mogłabym być w sercu Alp. Mówią, że śnieg czasem leży na Wzgórzach do czerwca albo lipca. Szkoła jest położona w małym wgłębieniu, odosobniona, z wielkimi urwistymi wrzosowiskami ze wszystkich stron. Marzę, żeby pójść na dobry spacer pośród nich, ale dotychczas Madge miała drobne kłopotliwe obowiązki w Szkole, a ja niemal nie miałam okazji wyjść poza ogród. Okolica ze swoimi wrzosowiskami przechodzącymi w szare kamienie i szare kamienne murki zamiast żywopłotów i kamienne domy przypomina mi Kornwalię i ciągle się spodziewam, że zobaczę Atlantyk.

Odbyłam swój przydział obowiązków w Szkole – Wykłady, Koncerty, Kaplica, Aula – i mój świat jest śmiertelnie nudny. Dotychczas nie zjedliśmy ani jednego posiłku sami – zawsze są chłopcy albo nauczyciele. Więc mało rozmawiam z Madge, ilekroć przez minutę jesteśmy same, wpada Will, jak George, i prosi mnie, żebym nie pozwalała Madge na ponure rozmowy. Dość się obawia, że mam na nią zły wpływ, jej zdaniem – i stale jej przypomina o obowiązkach żony Dyrektora. W dziwny sposób rzeczywiście przypomina George’a; ma tylko solidniejszy mózg; ale jest konwencjonalny do szpiku kości i wprost kocha te wszystkie drobne godności i obowiązki swojego stanowiska. Madge pragnie jedynie zabawnych i niekonwencjonalnych ludzi – artystów i pisarzy – i jak mówi – tyle że Madge mówi różne rzeczy, których nie myśli – Will jest Filistrem i uważa, że nie jest dobrze być bystrym. Nie mogę się nie zastanawiać, czy nie byłaby szczęśliwsza, gdyby nie wyszła za mąż – przynajmniej nie za Willa. Rzeczywiście wygląda na to, że się tu marnuje. Oczywiście uwielbia tę okolicę, ale życie jest nudne i nie ma przyjaciół – nie ma żadnych ludzi, z którymi mogłaby się zaprzyjaźnić – z wyjątkiem nauczycieli i jednej czy dwóch starych panien we wsi. Jest bardzo urocza i artystyczna i tyra bohatersko, i stara się interesować piłką nożną i szkolnymi zawodami, ale nie umiem sobie wyobrazić bardziej ponurego bytu dla nikogo – a cóż dopiero dla Madge. Prawdopodobnie będzie tu tkwić do końca życia. Will to świetny stary słoń w składzie porcelany, bardzo niezawodny i uczciwy, ale jak mówię, tępy i konwencjonalny na tyle, że może rywalizować ze swoim bratem ciotecznym George’em. Nie ma nic z taktu George’a, tak więc nie sprawia, że życie codzienne toczy się gładko.[41] Dzieci są rozkoszne, bardzo zdrowe i niezależne zwierzątka, nie są wobec mnie ani trochę nieśmiałe; naprawdę musiałam je wszystkie spędzić z kolan i odmówić opowiedzenia kolejnej długiej historii o Psie. Wymyśliłam już mnóstwo cudownych faktów o Wilkach i Koniach, które one chłoną bardzo dosłownie i zadają mi najrozmaitsze niemożliwe pytania. Rozbawiło mnie wczoraj, kiedy w odpowiedzi na żądania Janet[42] opisałam wygląd i zwyczaje smoka – którego obraz noszę na łańcuszku od zegarka. Musiałam go uczynić możliwie najstraszniejszym; i nagle stwierdziłam, że ojcowskie oko Willa patrzy na mnie z dezaprobatą; nie chciał, żeby jego dzieciom opowiadać bajki, szczególnie w niedzielę. Mają swoje niedzielne książki – ale muszę powiedzieć, że nie wydaje się, żeby cierpiały na duchu. Madge ciągle się stara, żeby szły własną drogą i miały własne pomysły – a Will chce je „zdyscyplinować” w iście pedagogiczny sposób. Jednak jest najbardziej kochającym Ojcem i Mężem, jeśli o to chodzi – chociaż myślę, że trochę ślepym. […]

Właśnie przychodzi służąca powiedzieć, że ogrodnik jest bardzo chory i czy może trzeba wezwać doktora. Madge oczywiście musi iść przez śnieg do domku ogrodnika – Will nie pozwala jej wziąć brandy, o ile nie zaordynuje tego doktor. Więc oto wraca; doktor ordynuje Brandy, jako że przy tym nagłym zimnie ogrodnik ma kłopoty z sercem; więc Madge idzie jeszcze raz, a wtedy służąca mówi, że musi mieć Posługaczkę do pomocy – i tak to się toczy – a ta nieszczęsna powieść, którą Madge pragnie dalej pisać, będąc w nastroju, mało się posunie dzisiaj rano, jak przewiduję.[43] Will uważa to wszystko za część dziennej pracy, a pisanie powieści i wszystko inne, co jest artystyczne w rodzaju, musi temu ustąpić. Muszę powiedzieć, że Madge przyjmuje to jak anioł. Mnie to jednak dość złości. […]

Tw. AVS

198: DO MADGE VAUGHAN 46 Gordon Square, Bloomsbury

1 grudnia [1904]

Moja najdroższa Madge,

Chciałabym, żebyś przysyłała swoje długie bajdurzenia – ale wobec ich braku bardzo mi się podobają również Twoje logiczne listy – za bardzo. Naprawdę lubię pochlebstwa! Nigdy nie myślałam poważnie o tym, żeby sobie odmówić przyjemności pisania, jakkolwiek by to szkodziło publicznej moralności! W istocie jestem na tyle próżna, żeby uważać, że lepiej, żeby czytano mnie niż popularniejszych autorów. „Geniusz” nie jest słowem, którego można używać nierozważnie; robi mi wielką przyjemność i nawet więcej niż przyjemność, że znajdujesz coś z tego we mnie. Ja nie osądzam; i mówiąc uczciwie, nie wiem, czy moje zdolności są pierwszej, drugiej, czy dziesiątej klasy. Popadam z jednej skrajności w drugą; ale kiedy będę najgłębiej pogrążona, wydobędę się z wody, czytając Twoje słowa zachęty, ponieważ, jakkolwiek by były ekstrawaganckie, wiem, że mówisz je szczerze. Nie mogę nie pisać – i na tym koniec. Bardzo się też cieszę, że pomimo moich niedoskonałości nie wydałam Ci się ostatecznie nietolerancyjna i surowa – a to są dwie rzeczy, których bardzo nie lubię. Pamiętaj, Twoje badania mojej ręki pokazały, że moje serce jest równie silne jak głowa: i jeżeli nie jestem pewna swoich sił umysłowych, to jestem zupełnie pewna siły swojego serca; i tego, że naprawdę lubię pewnych ludzi – Ciebie na przykład i te niebiańskie – (i ziemskie) maleństwa. Całkiem na stałe. Więc zaprzyjaźnijmy się! […]

Tw. AVS

202: DO MADGE VAUGHAN 46, Gordon Square, Bloomsbury

[połowa grudnia 1904]

Najdroższa Przybrana Matko Madge,[44]

[…] Moja prawdziwa przyjemność recenzowania to mówienie paskudnych rzeczy, a dotychczas musiałam okazywać szacunek. Uważam, że najgorsze w tym jest to, że bardzo nieliczni ludzie mają dość rozumu, żeby napisać naprawdę złą powieść, podczas gdy każdy umie napisać godną szacunku nudną. […]

Tw. kochająca AVS   Pisz.

224: DO VIOLET DICKINSON 46, Gordon Square, Bloomsbury

Święto [24 kwietnia 1905]

Moja Violet,

Dzięki naszemu statkowi dotarliśmy do Liverpoolu dopiero późnym wieczorem wczoraj[45] i wróciliśmy pierwszym pociągiem dziś rano, kiedy to znalazłam Twój list, na który teraz odpowiadam po napisaniu nie wiem ilu listów, więc rękę mam zdrętwiałą, mózg wyjałowiony i Bóg wie jakiego listu się spodziewasz, ponieważ mieszkasz w wiejskim domku, dokąd listonosz zachodzi raz na tydzień, i to jeśli nie pada, i który jest domem, czy raczej więzieniem, przykrych wspomnień, w każdym razie dla jakiegoś biednego nieszczęśnika![46]Oto zdanie godne „Guardiana” w najlepszym wydaniu – można by je wydrukować, tak jak stoi, bez żadnego redaktorskiego przecinka – a sprawiłoby, że kościołowi anglikańskiemu zadrżałyby trzewia. Morze pozostawiło moją głowę w stanie rozchlapanego płynnego trzęsawiska, tak że przesiedziałam całe popołudnie na kolanach Nessy w płaczliwym nastroju. Czy nie powiedziałam w jednym z bardziej natchnionych kawałków, które wrzuciłaś do ognia, że powrót do domu jest najlepszą częścią wyjazdu? Naprawdę. Szczególnie jeśli podróżujesz po Hiszpanii, gdzie pociągi zatrzymują się co 5 minut, żeby odetchnąć, a potem idiotyczny statek spóźnia się w Lizbonie. Ale żeby znowu ująć pióro, kiedy przyjechaliśmy do Grenady – tam było nam bardzo wygodnie w hotelu Washington Irving – zapytałam, czy ktoś pamięta Angielską Damę długości siedmiu okazałych mężczyzn[47], podróżującą z piękną, ale wyniosłą arystokratką, z własną wanną w wodoodpornej kurtce – ale Twoja sława w każdym razie opuściła już była Grenadę.

To stanowczo najlepsza miejscowość, jaką odwiedziliśmy, myślę niemal, że jaką w ogóle widzieliśmy – wygrzewałam się jak jaszczurka w ogrodach, a było tak gorąco jak w Anglii w sierpniu, co nie przekazuje niczego Twojemu umysłowi, ale pomyśl o drzewach pomarańczowych z pomarańczami i wszystkich innych rodzajach drzew z dużymi zielonymi liśćmi i wszystkich możliwych kwiatach. Ogród przy domku jest niczym w porównaniu z tym. Tutaj moja zdolność opisowa zawodzi.

Potem musieliśmy jechać 24 czy 48 godzin do Lizbony i spaliśmy jedną noc w małej przydrożnej wiejskiej karczmie – gdzie ogień palił się pośrodku pokoju, a grupa hiszpańskich wieśniaków siedziała wokół, piła i gapiła się na nas, a my spodziewaliśmy się, że w każdej chwili przyłożą nam nóż do gardła. Potem dali nam jeden pokój – jedyną sypialnię – z jednym łóżkiem i płóciennymi drzwiami pomiędzy nami a rodziną, która rozbierała się na zewnątrz, i zamknęliśmy swoje drzwi najlepiej jak się dało – i położyliśmy się delikatnie w ubraniach i słyszeliśmy, jak staruszka liczy pieniądze przeklinając i spluwając, i powoli zasnęliśmy, a o 9 przynieśli nam kozie mleko i kazali wstać i wynieść się. Wszystko to się zdarzyło na krawędzi wysuszonej pustyni oświetlonej gwiazdami, słodko pachnącej łąką w cieniu Mauretańskiego Zamku!

Następnego dnia pojechaliśmy do Badajoz – i we wtorek przyjechaliśmy do Lizbony, gdzie wzięliśmy kąpiel i to jest najcudowniejsza rzecz, jaką tam zrobiliśmy. Musieliśmy czekać 2 dni na statek i wypłynęliśmy we czwartek. Statek był bardzo mały i bardzo zalatywał morzem, jak tylko znaleźliśmy się na morzu, zaczął się zataczać niczym pijany, a ja usiadłam do kolacji i nagle wstałam i bez słów wyszłam z pokoju. Było strasznie zimno i okropnie – jednak nazajutrz było lepiej i w końcu mieliśmy dobrą podróż i wczoraj o jedenastej wieczór przybiliśmy do portu, ciągle śpiąc w swoich kojach.

Tak więc teraz nasze podróże się skończyły. […]

Tw. AVS

237: DO VIOLET DICKINSON [46, Gordon Square, Bloomsbury]

[lipiec 1905]

Moja Violet,

[…] Przez całe rano próbowałam zanalizować panią Carlyle; i stwierdzam, że piszę takie cudowne suche bzdury. Czasami wątpię w wartość słów, co jest strasznym wyznaniem dla dziennikarki. Przyszła korekta Andaluzyjskiej Gospody i krótka recenzja, która jest o cień pogardliwsza, niż zamierzałam.[48] Ale nie przypuszczam, żeby najwrażliwszego z autorów obchodziło, co o nim mówi „Guardian” – zaraz w następnym zdaniu wygłaszający kazanie o dobroczynnej działalności parafii. Może pani Lyttelton nawieje do mózgu trochę morskiego zdrowego rozsądku.[49] […]

Bierzemy krzesła i siedzimy na balkonie po kolacji i obserwujemy, jak służące chichoczą z kelnerami w cieniu drzew. Naprawdę Gordon Square z zapalonymi lampami i światłem na trawniku jest romantyczny – nawet ulubione miejsca mogą być mrzonkami. W moim artykule o Carlyle’u mówię „Bardziej skrzy się w listach”![50] Taka i tak głęboka jest moja mądrość. Czy wolisz bardziej mój styl płynny okrągły, czy zwięzły i jadowity? – albo wolisz najbardziej – jak powiedzieliby Sichelowie[51] tego świata.

Jem jutro wieczorem kolację z Savage’em[52] i chyba go zapytam, co to za bzik mnie ogarnia, kiedy piszę do Ciebie. Sympatyczny obłęd, jak przypuszczam. Wiesz, że musisz być naprawdę obłąkana, żeby wyjeżdżać z Anglii i uważać, że poszerzysz sobie umysł, tłukąc się dookoła świata. Przywieziesz nam zdjęcia do oglądania! Wyrażam tutaj stanowczą odmowę spojrzenia choćby na jedno. Jestem teraz traktowana ze współczuciem jako ktoś, kto za chwilę utraci jedyną przyjaciółkę. Rzeczywiście, nie umiem sobie wyobrazić żałośniejszego przypadku i oblewam go skrytymi i gorzkimi łzami. Nikogo, kto by mnie zapytał, czy bolą mnie plecy ani czy ostatnio coś napisałam – albo obiecał, że w przyszłości będzie dobrze. Listy z Równika muszą przychodzić gorące od pochwał, bo zrezygnuję z literatury i zajmę się małżeństwem. Przedwczoraj widzieliśmy, jak dziecko George’a dostaje butelkę, teraz kiedy umie jeść, wygląda bardziej po chrześcijańsku. Nadal ma zamknięte oczy i zezuje; jakoby jest podobne do swojego kuzyna, lorda Porchester![53]

Virginia z siostrą Vanessą, bratem Adrianem oraz psem w 1892 roku.

Ale wszystko to jest głęboko nieinteresujące; i zaczynam myśleć, że jedno zdanie z mojego artykułu jest w każdym razie prawdziwe. Idę na kolację do Buxtonów[54], żeby omówić moje dobroczynne – takie jest w każdym razie założenie – prace – Listy nie są literaturą! Tak dziwnie jest zanurzyć się nagle w towarzystwie filantropijnym, mieszkającym na drugim brzegu rzeki.

Teraz muszę napisać dwa inne listy.

Tw. AVS

250: DO VIOLET DICKINSON Trevose View, Corbis Bay, Cornwall

1 października [1905]

Moja Violet,

[…] Mieliśmy gości przez ostatnie 4 tygodnie: Kitty i Leo [Maxse] z zakwaterowaniem; Gerald, Imogen Booth[55], Sylvia Milman[56], Jack [Hills], a teraz dwóch młodzieńców z Cambridge.[57] Ci ostatni to wielka udręka. Siedzą w milczeniu, w absolutnym milczeniu cały czas; czasami zakradają się gdzieś do kąta i chichoczą nad jakimś łacińskim dowcipem. Może się zakochują w Nessie; kto wie? Byłby to milczący i bardzo uczony proces. Jednak nie sądzę, żeby mieli dość siły, żeby wiele odczuwać. Och, mnie interesują kobiety, a nie te nieożywione stwory. […]

Całkiem sporo napisałam, jak zawsze pod Twoim surowym okiem odszukującym mnie poprzez świat. Chciałabym Cię tu mieć dla zachęty. Nikt naprawdę nie przejawia większego zainteresowania, bo niby z jakiej racji, moją pisaniną. Czy myślisz, że napiszę kiedyś dobrą książkę? W każdym razie radzę sobie lepiej niż wcześniej, chociaż ciągle mam okropne gołe i niepłodne okresy. Dużo też czytałam, głównie o XVIII wieku; to był mój słaby punkt. Pisanie jest boską sztuką i im więcej piszę i czytam, tym bardziej to kocham, […]

Tw. kochająca AVS

266: DO VIOLET DICKINSON U Pani Turner, Giggleswick, Settle, Yorkshire[58]

Poniedziałek [16 kwietnia 1906]

Moja Violet,

[…] Prowadzę życie Samotnicy: czytam i piszę[59], i zjadam posiłek, i chodzę po wrzosowisku i jem podwieczorek z Madge, i rozmawiam z nią, a potem sama jem kolację i czytam książkę, co mogłabym robić i teraz, gdybym nie pisała do Ciebie.

Jest tu dyskretna starsza osoba, pani James, która mi usługuje i podaje posiłki, kiedy tylko chcę; wczoraj na kolację dostałam kiełbaski. Ale jest milcząca i ma rodzinę gdzieś na dole. Kiedy chcę się wykąpać, staję na schodach i wołam; odpowiada jakiś mężczyzna. Pani Turner zeszła na dół, Panienko. Rano przynosi do mojego pokoju coś, co wygląda jak dziecięca trumienka, na co mówi „to”. Trumny nie mają płci, ale są ściśle bezosobowe.

W moim życiu panuje grecka surowość, co jest piękne i może w prosty sposób stać się płaskorzeźbą. Możesz sobie wyobrażać, że nigdy się nie myję ani nie układam włosów, tylko chodzę olbrzymimi krokami po dzikim wrzosowisku, wykrzykując ody Pindara, kiedy przeskakuję z grani na grań, i upajam się powietrzem, które się na mnie zwala i głaszcze mnie jak surowy, ale kochający rodzic! To Stephenowska Brontësiada; niemal równie dobra jak prawdziwa. […]

Tw. AVS

272: DO MADGE VAUGHAN 46 Gordon Square, Bloomsbury

[lipiec 1906]

Moja najdroższa Madge,

Czuję się dość winna, że Ci kazałam tyle pisać i czytać pośród wszystkiego innego.[60] Ale jestem Ci ogromnie wdzięczna i mam nadzieję, że mi wierzysz.

Zgadzam się z każdym Twoim słowem i wydaje mi się, że rozumiem, o co Ci chodzi.

Na swoją obronę mam tylko to, że piszę o rzeczach tak, jak je widzę i jestem cały czas całkiem świadoma, że to bardzo wąski i dość bezkrwisty punkt widzenia. Myślę – gdybym była panem Gosse piszącym do pani Green![61] Mogłaby trochę wyjaśnić, dlaczego tak jest z powodów zewnętrznych, takich jak wykształcenie, styl życia etc. Tak więc może zdołam napisać coś lepszego, jak będę starsza. Zdaje mi się, że George Eliot miała blisko 40 lat, kiedy napisała pierwszą powieść, Sceny [z życia duchownych].

Ale w moim obecnym odczuciu ten niewyraźny i jakby z sennego marzenia świat, bez miłości ani serca, ani namiętności, ani erotyki jest rzeczywiście światem, który lubię i uważam za interesujący. Ponieważ, chociaż dla Ciebie to są sny, a ja zupełnie nie umiem ich odpowiednio wyrazić, dla mnie te rzeczy są najzupełniej realne.

Ottoline Morrell, Carrington, Lytton Strachey, Duncan Grant, Vanessa Bell.

Ale proszę nie myśl ani przez chwilę, że jestem zadowolona albo myślę, że mój punkt widzenia obejmuje jakąś całość. Tylko wydaje mi się, że lepiej pisać o rzeczach, które naprawdę czuję, niż bawić się w coś, czego szczerze mówiąc w ogóle nie rozumiem. To jest rodzaj gafy – w literaturze – która wydaje mi się okropna i niewybaczalna: chodzi mi o ludzi, którzy tarzają się w emocjach, nie rozumiejąc ich. Są wtedy jedynie zwierzęcy i ohydni. Ale, oczywiście, każdy wielki pisarz traktuje je tak, że są piękne i zamienia posągi w mężczyzn i kobiety. Ciekawa jestem, czy w ogóle rozumiesz mój pedantyczny i niedojrzały umysł? Te rzeczy, które Ci posłałam, były jedynie eksperymentami; i nigdy nie będę próbować ich przedstawiać jako ukończone utwory. Będą tkwić w biurku, dopóki się ich nie spali! Ale bardzo się cieszę, że byłaś taka szczera, bo miałam tak niewiele krytyki swojej pracy, że naprawdę nie wiem, jakie robię wrażenie. Ale pamiętaj, proszę, że jeśli jestem bez serca, kiedy piszę, to w istocie jestem bardzo sentymentalna, tylko nie wiem, jak to wyrazić, i bardzo oddana Tobie i dzieciom, i chcę tylko, żeby mnie traktowano jak miłe dziecko. […]

Tw. kochająca AVS

295: DO VIOLET DICKINSON [46 Gordon Square, Bloomsbury]

Środa [14 listopada 1906]

Moja Violet,

Jest mi tak gorąco – przychodzi mi na myśl tylko jedno porównanie i uważam, że jest niestosowne. To nie jest ogień piekielny, więc nie zgaduj, że to to. Jesteśmy naprawdę weseli jak ptaszki w tej rodzinie, a każde napomknienie o Grecji spotyka się z histerycznym aplauzem.[62]

Przychodzą goście i bardzo się posługują chusteczkami do nosa; teraz zaczynam od powiedzenia: mój brat ma tyfus, moja siostra zapalenie wyrostka – nie śmiej się. Thoby miał doskonały dzień i doktor mówi, że możemy być całkiem zadowoleni, jego temp. spada i wszystko jest zadowalające.

[Pielęgniarka] McKechnie przyszła dzisiaj i zaczęła się kuracja wypoczynkowa – ale to bardzo wesoła sprawa, a [dr] Thompson mówi, że bardzo się jej poprawiło i powinna być całkiem zdrowa w bardzo krótkim czasie. Jest zaskoczony, że tak się pozbierała. Więc siedzę tutaj i rozmyślam o wielu rzeczach: takich jak rury i bojlery, i karbol, i baseny – nigdy się nie dowiem, dlaczego zawsze przychodzą mi do głowy. Myślę, że w moim umyśle pozostała moja bohaterska postawa w Grecji. Omawiam enemy przy podwieczorku w Peterem[63] – czy wymawia się je jako enema, czy enima – albo enigma – jaka jest właściwie różnica między terpentyną a gliceryną. To go uczłowiecza. Czy to dość gorący temat? moja kudłata pchełkowata? Beatrice [Thynne] przychodzi punktualnie niczym stroiciel fortepianów i z takich samych doskonałych powodów. Ale kiedy wychodzi, całujemy się i czasem jest czułe przytulenie do piersi w holu, podczas gdy jej parasolka kłuje mnie w palec u nogi. […]

Tw. kochająca AVS

301: DO VIOLET DICKINSON [46 Gordon Square, Bloomsbury]

Wtorek [20 listopada 1906][64]

Moja Violet,

Nie wiem, jak możesz ufać jakiejkolwiek pielęgniarce, jeśli idzie o pisanie, przy Twoim słownictwie. Mojej pacjentce [Vanessie] wolno tylko bardzo sporadycznie napisać list do panny Snowden[65] – to są przykazania dra. Uważa, że ją poruszasz – każda kobieta tego wzrostu musi być ekscentryczna – podczas gdy sam zobaczył Snow i zdiagnozował jej przypadek.

Dobrze przechodzimy przez kolejne etapy. To długi proces, ale nie ma powodu do niepokoju. Muszę znowu wyjąć pióro i zmusić je do zajęcia się pracą. Zrecenzowałam 2 niemądre powieści, pozostają numery 3 i 4.[66] Moim celem jest teraz wylanie 500 czystych słów, zachowując porządek, symetrię i smak – nieważne co to znaczy.

Dlaczego nie przeczytasz całych Creevey Papers?[67] Nie potrafię przestać chłonąć niecnych plotek; zaczynam rozumieć, co to znaczy lubić wspomnienia – jak lady Hilton i Margaret [Lyttelton]. Czy to zarozumialstwo? Ale zajmują resztki mojego mózgu, kiedy się wyczerpał na zapaleniu wyrostka i przyczepiają się jak pijawki do Creeveya. Chyba napiszę artykuł dla Akademii. Ale to Cię nie interesuje. Ty lubisz przysięgi i skandale. Więc zauważ, mój pomarszczony pierwiosnku, w styczniu będę miała siostrzenicę.[68]

Susie Grosvenor jest zaręczona z Johnem Buchanem[69], a mądrzy – to znaczy Jack [Hills] – przepowiadają tragedię. Jak ma przeżyć wszystkie dni swego życia z bystrym człowiekiem? Jest ładna, płowowłosa i niemądra (to głos Jacka), musi mieć mężczyznę, żeby jej trzymał chusteczkę do nosa – ale jej serce jest doskonałe – On jest łebski, redaguje „Spectatora” i myśli o polityce. Teraz, kiedy leżysz w łóżku, zrób z tego opowiadanie i myśl o mnie.

Jutro dzień ważenia, zdaje się, jeżeli Gerald nie zepsuł maszyny.

Dobranoc i niech Bóg – czy mam prawo do jakiegoś Boga? – ześle Ci sen.

Wall[70] wtula nos i chce miłości.

Tw. AVS

306: DO VIOLET DICKINSON 46 Gordon Square, Bloomsbury

25 [listopada 1906]

Moja Violet,

[…] Nessie również cały czas przybywa. Uważam, że kłopoty są rzeczywiście za nami – ale to był okropny czas. Próbowałam pisać – ale nieustanny rozsądek scalił mi mózg. Thoby czyta recenzje Biografii[71] i pyta, czy czujesz się na siłach. Dr mówi, że ma najsilniejszy mózg, jaki zna, a jego serce jest zdolne obsłużyć dwóch ludzi. Ale to jeszcze długo potrwa, bo trzeba być tak ostrożnym z jedzeniem – a przy tym, ponieważ miał kłopoty z płucami, jest niebezpieczeństwo zaziębienia – a on jest jak dziecko. Mamy nadzieję, że wyjedzie za 3 tygodnie z Bellem; a Nessa będzie bardziej niż gotowa wyjechać przedtem. W tym tygodniu ma wstać i zejść na dół, jeśli będzie chciała – ale kazałam jej obiecać, że zostanie mniej więcej w swoim pokoju do wyjazdu – a przynajmniej uczyni go swoją główną kwaterą. Jest rzeczywiście cudowną kobietą. Solidnie wzięła się do powrotu do zdrowia, skonfrontowała się ze wszystkimi doktorami i dowiodła, że cały czas miała rację. Jednego dnia wdziała się z Kitty [Maxse], ale zasadniczo widuje się tylko z nami. Pozwalają jej teraz robić, co uważa; od miesięcy nie byłam z niej tak zadowolona. Wydaje mi się całkowicie wypoczęta – umysł i ciało – i gotowa zacząć znowu, świeża jak skowronek.

A teraz, kiedy Thoby jest poza niebezpieczeństwem, wszystko pójdzie jak po maśle: tylko moje kochane kudłate musi wyzdrowieć – i przyjść na świąteczną kolację. To jest zapewne najnudniejszy list, jaki kiedykolwiek napisało moje pióro; oczywiście gdyby go napisała Snow [Margery Snowden], albo Ella [Crum], albo Herbert Paul[72]– myślałoby się o nich inaczej. Dziś rano pojechałam z Adrianem do zoo; i Kinkażu uwiesiło się mojej ręki: O Kinkażu, powiedziałam – gdybym była z tobą tu! Zrozumiesz, że to okrzyk, a także wiersz. I widziałam kangura z dzieckiem w torbie, które oblizywało sobie nos i przecierało oczy. To jest Violet, krzyknęłam.

Tw. AVS

318: DO VIOLET DICKINSON 46 Gordon Square, Bloomsbury

Poniedziałek [10 grudnia 1906]

Moja Violet,

[…] Thoby miewa się dobrze; je coś w rodzaju rosołu z kury i do Bożego Narodzenia wstanie. Dr zgodził się na jego wycieczkę z Peterem [Clive Bell], ale nie chce jeszcze powiedzieć, kiedy to będzie. Pewnie na początku stycznia. Ma mnóstwo kwiatów i atencji, jest bardzo kochany i zachwyca pielęgniarki. Dr mówi, że ma wybitny umysł. […]

Przejdziemy do ciekawszych tematów – takich jak Walter Headlam i moje rękopisy. Tutaj Violet podnosi się na łóżku i woła do pielęgniarki, żeby trochę podniosła żaluzje i prosi ją, żeby powiedziała panu Crumowi, żeby jeszcze przez chwilę nie wchodził.

Mam mu posłać wszystkie swoje niepublikowane utwory; napisze mi trzeźwą krytykę. Czy nie robi Ci to dobrze i nie sprawia, że wierzysz, że życie zawiera w sobie pewne możliwości? Co więcej, chce zadedykować swój przekład Agamemnona mnie zamiast Swinburne’owi, z wdzięczności za 3 strony najlepszej krytyki, jaką zna, które napisałam i wysłałam 4 lata temu! Ile moich listów powstanie w taki sposób i wyda owoce? Może jestem wylęgarnią Bóg wie jakich wspaniałości.[73]

W jakim jesteś stanie ciała oraz ducha? Mój plan to traktować Cię jak oderwanego ducha; może Twoje ciało ma tyfus; to bez znaczenia (ucieszysz się); zwracam się do nieśmiertelnej części i wystrzeliwuję ogniste słowa wysoko w powietrze, które zamieszkują duchy. Przeszywają Cię jak błyskawica i ożywiają Twoją duszę, natomiast gdybym powiedziała, jak spałaś i co jadasz, zapadłabyś się w nerwy i arterie i grube poduszki swojego ciała i może Twój płomień by tam zgasł i umarł. Kto wie?

Tw. AVS

326: DO VIOLET DICKINSON 46 Gordon Square, Bloomsbury

[18 grudnia 1906]

Ukochana Violet,

Czy nienawidzisz mnie za tyle kłamstw?[74] Wiesz, że musieliśmy to zrobić, musisz myśleć, że Nessa jest promiennie szczęśliwa[75] a Thoby był do końca wspaniały.

Te wielkie sprawy nie są straszne i wiem, że ciągle umiemy sobie z tym poradzić – i jesteś nam coraz bardziej potrzebna. Nie wiedziałam, dopóki to się nie stało, jak zwrócić się do Ciebie i chcieć, żebyś była przy mnie, kiedy nikt inny nie mógł pomóc.

To zupełna prawda, moja ukochana Violet, i muszę ją od razu zapisać. Myślę o Tobie jako o jednej z osób – Adrian jest drugą – które sprawiają, że warto jest żyć i być szczęśliwą. Jesteś częścią tego co najlepsze i najszczęśliwsze w naszym życiu. Thoby zawsze pytał mnie o Ciebie. Wiem, że go kochałaś, i on Cię kochał.

Czuję, że jedyną rzeczą, jakiej bym nie mogła znieść, byłaby myśl, że ta wiadomość sprawi, że Ci się pogorszy. To by nie było w porządku. Potrafię czuć się szczęśliwa z jego powodu; był taki dzielny i silny, a jego życie było doskonałe.

Musimy teraz znaczyć dla siebie więcej niż kiedykolwiek; i będzie całe życie Nessy, na które się cieszę. Jest cudownie zdrowa.

„Ogólnie myślę, że z każdym dniem czuję się bardziej zadowolona – chociaż trudno jest myśleć, że kiedykolwiek mogę być szczęśliwsza, niż byłam chwilami przez kilka ostatnich tygodni”. Tak pisze dzisiaj.

Ukochana, zdrowiej i wracaj do swojego Walla, który Cię kocha.

Tw. AVS

Virginia Stephen z mężem swojej siostry Vanessy – Clivem Bellem, na plaży Studland w Dorset (1909 rok)

[1] Jedynym z pięciu listów Virginii z dzieciństwa, którego datę można określić, jest nr 1, który był dołączony do datowanego listu Lesliego Stephena do Jamesa Russella Lowella. Virginia miała wtedy sześć i pół roku. Dwa z pozostałych listów (0) i (00), sądząc po drukowanych literach i treści, są wcześniejsze. Kiedy pisała list opatrzony numerem 1a, używała już zwykłych liter. W 1b poprawiła ortografię, interpunkcję i składnię.

[2] Leslie Stephen, zażarcie elokwentny agnostyk, nie ochrzcił dzieci, ale wybrał im „opiekunów”; Lowell, poeta, krytyk i amerykański ambasador w Londynie w latach 1880-1885, był „chrzestnym ojcem” Virginii. Lowell i Stephen byli przyjaciółmi od wizyty tego ostatniego w Stanach Zjednoczonych podczas wojny secesyjnej.

[3] Tak dzieci nazywały Muzeum Historii Naturalnej.

[4] Edwin Fisher, brat cioteczny Virginii, urodził się rok po niej.

[5] Virginia była spokrewniona z Prinsepami przez małżeństwo ciotki swojej matki, Sary Pattle z Thobym Prinsepem.

[6] Mary, żona malarza Waltera Crane’a, którą Watts namalował w 1891 roku. Crane’owie mieszkali niedaleko Stephenów na Kensington.

[7] Malarz G. F. Watts (1817-1904) i jego żona Mary Fraser Tytler Watts, również malarka. Ukończyli budowę Limnerslease w 1891 roku. Zatem najprawdopodobniejsza data tego listu to 1892 albo 1893 rok. Wiemy, że Virginia była w Limnerslease w lutym 1894, ale odniesienia w liście do wiosny i stopień wyrafinowania listu sprawiają, że późniejsza data jest mało prawdopodobna. Watts znał matkę Virginii od dziecka, kiedy mieszkał u Prinsepów.

[8] Prawdopodobnie chodzi o siostrę cioteczną Virginii, Emmę Vaughan, która była o kilka lat starsza, ale później stała się jej bliską przyjaciółką.

[9] Thoby, uczeń w Clifton College, miał 15 lat. Virginia miała lat 14 i tak jak jej siostra Vanessa, pobierała nauki w domu. Ten list napisała na maszynie pod okiem ojca.

[10]Pithecantropus erectus, którego skamieniałe szczątki odkrył na Jawie w 1891 roku Eugene Dubois. Jego sprawozdanie ukazało się w 1894 roku.

[11] Frederick Waymouth Gibbs (1821-98), adwokat i przyjaciel Lesliego Stephena.

[12] Ustawa o Stołecznych Ulicach (Metropolitan Streets Act) z 1867 roku, w celu zapobiegania wściekliźnie wymagała, żeby każdy pies nosił kaganiec, jeśli nie idzie na smyczy. Ustawę uchylono w 1903 roku.

[13] Sama Virginia. Zainspirowane wyobraźnią Virginii, dzieci Stephenów prowadziły zmyślone życie, które wymagało używania wyszukanych przezwisk dla każdego z nich i dla przyjaciół rodziny. Np. Thoby był nazywany „Wasza Wysokość”, „Wasza Potężność” albo „Ponury”. Blisko zaprzyjaźniona siostra cioteczna (zob. kolejne trzy listy) była „Ropuchą”. Virginię, której nieporadność – jak w opisanym tu incydencie – była częścią rodzinnej tradycji, nazywano również „Kozłem”.

[14] 1 marca 1896 roku włoskie siły inwazyjne zostały rozbite przez Abisyńczyków pod Adową. Bitwa doprowadziła do traktatu, który uznał niepodległość Etiopii.

[15] Siostra cioteczna Virginii (1874-1960), która później studiowała muzykę w Dreźnie a potem, niezamężna, spędzała wiele czasu na pracy dobroczynnej. Jej siostra Margaret („Marny”, 1862-1929) poświęciła życie pomocy biednym. Kolejna siostra, Augusta (1860-1953), również wspomniana w tym liście, poślubiła Roberta Crofta, a ich brat, William Wyamar Vaughan (1865-1938) był ożeniony z Margaret („Madge”) Symonds (1869-1925), autorką książek podróżniczych i pamiętnikarką, córką krytyka Johna Addingtona Symondsa. Jej Days Spent on a Doge’s Farm wyszły w 1893 roku.

[16] Dom wynajmowany przez Stephenów podczas corocznych wakacji. Po śmierci Julii Stephen cztery lata wcześniej rodzina zrezygnowała z ukochanego Talland House w St Ives w Kornwalii, tak blisko związanego ze wspomnieniem jej osoby.

[17] Rodzina lady Stephen, wdowy po bracie Lesliego.

[18] Przesada jest częścią wypowiedzi Virginii. W dzienniku z tego okresu (wydanym w 1989 roku), 6 sierpnia mówi, że czyta Cranford pani Gaskell (1853), a 10-11 sierpnia Barchester Towers Trollope’a (1857).

[19] Virginia niedawno widziała się z Willem i Madge Vaughanami, których małżeńska nierozłączność ją drażniła, w dużej mierze dlatego, że była zadurzona w artystycznej Madge.

[20] Brat cioteczny Emmy i Virginii, Hervey Fisher (1869-1921). był teraz w St Mary of Bethlehem, szpitalu dla umysłowo chorych w Lambeth, Sama Virginia przeszła poważne załamanie w wieku 13 lat, po śmierci matki. Dwa lata później, podczas śmiertelnej choroby przyrodniej siostry, Stelli, stan psychiczny Virginii był ponownie niepewny.

[21] Osierocona przez matkę Vanessa, której debiut towarzyski zaaranżował jej ambitny przyrodni brat, George Duckworth, nie znosiła towarzyskiej frywolności i planów brata co do niej samej. Bardziej interesowało ją malarstwo. Bardzo rozczarowany, George zwrócił się teraz do Virginii, u której do protekcjonalności i niezręczności, jakich doznawała siostra, dołączał się strach.

[22] Fritham House, Lyndhurst, Hampshire, który Stephenowie wynajęli na sierpień i wrzesień tego roku.

[23] Przyszły biograf i krytyk, Lytton Strachey (1880-1932), był bliskim przyjacielem Thoby’ego w Trinity College w Cambridge i stał się później jednym z najbliższych przyjaciół Virginii.

[24] Violet Dickinson (1865-1928), niemal dwadzieścia lat starsza od Virginii, była pierwszą bliską osobą spoza rodziny. Przyjaźniła się z Duckworthami, głównie ze Stellą, ale Virginia poznała ją dobrze, dopiero kiedy odwiedziła ich we Fritham kilka tygodni przed napisaniem tego listu. Wiele innych przyjaciółek Violet było bogatych i utytułowanych i w listach Virginii do niej (zachowało się ponad 400) są liczne wzmianki na ich temat. Violet byłą ważna dla Virginii przez swoje towarzyskie i mile macierzyńskie usposobienie i dlatego, że była przekonana, że pewnego dnia Virginia będzie wielką pisarką. Ze strony Virginii ta przyjaźń łączyła się z flirtem, romantyzmem i w jakiejś mierze z namiętnością. Pisząc do Violet, nazywała siebie „Sparroyem”, wyimaginowanym zwierzątkiem – w połowie ptakiem, w połowie może małpką – które lubi się przytulać.

[25] Wielki portrecista John Singer Sargent (1856-1925) uczył w Royal Academy Schools, gdzie przyjęto Vanessę w 1901 roku.

[26] Sztuka pani Humphry Ward (1851-1920) oparta na jej powieści (wydanej w 1900 roku) pod tym samym tytułem. Pani Ward była przyjaciółką Lesliego i Julii Stephenów i czasami przychodziła na Hyde Park Gate.

[27] John Waller Hills (1867-1938), adwokat, a później poseł do Parlamentu, był wdowcem po Stelli Duckworth.

[28] Struktura, która bardzo przypomina powieść Virginii z 1925 roku, Pani Dalloway.

[29] Niezupełna prawda. Sir Leslie Stephen (został Kawalerem Orderu Łaźni w 1903 roku) przeszedł z grudniu operację raka jelita. Wydawało się, że wyzdrowiał, ale pod koniec kwietnia miało się okazać, że są przerzuty. Prawdą jest jednak, że jego choroba powodowała wizyty ze strony licznych przyjaciółek i krewnych, których pełna szacunku stateczność złościła Virginię.

[30] Nie ma żadnych dowodów na to, że Virginia była już w Paryżu. Tą, której ofiarowała serce, była Wenus z Milo – widziała jej liczne reprodukcje.

[31] Lady Cromer, z domu lady Katherine Thynne (1865-1933), córka 4. markiza Bath i żona 1. lorda Cromera.

[32] Katherine Maxse, z domu Lushington (1867-1922). Jej rodzina i rodzina Virginii były od dawna zaprzyjaźnione, szczególnie Vanessa czuła się z nią blisko związana. Była jednym z pierwowzorów pani Dalloway.

[33] Stan sir Lesliego od kwietnia powoli się pogarszał. Chociaż od czasu do czasu odzyskiwał siły, dla wszystkich było jasne, że umiera. Virginia wysyłała częste biuletyny do Violet, zwłaszcza kiedy koniec był coraz bliższy.

[34] Czwórka młodych Stephenów planowała już przeprowadzkę z Kensington po śmierci ojca i zamieszkanie razem w niemodnym, ale dającym poczucie swobody Bloomsbury. Ich towarzyszką była siostra Katie Cromer, lady Beatrice Tynne (1867-1941).

[35] Violet Dickinson nigdy nie wyszła za mąż. „Twój mąż” był stałym żartem, zapoczątkowanym przez Virginię, która często posługiwała się takimi środkami dla scementowania przyjaźni. Mogła mieć na myśli konkretnego mężczyznę, na przykład sąsiada Violet, pana Cruma, albo nawet jej brata Ozziego, z którym mieszkała.

[36] Virginia przebywała w Cambridge u siostry swego ojca, Caroline Emilii Stephen (1834-1909). „Zakonnica” albo „Kwakierka”, jak ją nazywała rodzina, była nawróconą kwakierką, która pisała o mistycyzmie. Lekarz Virginii przekonał jej rodzinę, że nie powinna się jeszcze przeprowadzać do nowego domu Stephenów na Gordon Square w Bloomsbury, ale kontynuować wypoczynek na wsi, najpierw u ciotki, a potem u brata ciotecznego Willa Vaughana i jego żony Madge w Yorkshire.

[37] Dr George Henry Savage (1842-1921), wybitny klinicysta i uczony. Chociaż przez długi czas był jednym z lekarzy rodzinnych Stephenów, jego reputacja opierała się w dużej mierze na znajomości chorób neurologicznych i psychicznych.

[38] W marcu 1904 roku. Utwór się nie zachował.

[39] Mary Kathleen Lyttelton (zm. 1907), wdowa po biskupie Arthurze Lytteltonie i matka Margaret, przyjaciółki Violet, była redaktorką kobiecego dodatku do „Guardiana”, tygodnika dla kleru.

[40] Giggleswick School w Settle, Yorkshire, gdzie Will Vaughan był dyrektorem.

[41] Niemniej Vaughan został wykładowcą w Wellington College (1910-1921) i dyrektorem szkoły Rugby (1921-31), a Virginia zmieniła zdanie. W liście nr 194, napisanym do Violet pięć dni później, stwierdza: „Madge jest rozkoszna i godzinami rozmawiamy o literaturze i innych rzeczach. Jest jak bystre i urocze dziecko, ale zupełnie niedojrzałe. Ona i Will, co widzę z każdym dniem lepiej, są absolutnie szczęśliwi.[…] On jest prawdziwie jej zbawieniem i na wiele sposobów sprawia, że funkcjonuje. Nie wyobrażam sobie co by zrobiła bez tego, że za nią decyduje. Stanowią uroczą parę”.

[42] Najstarsza z dzieci Vaughanów, urodzona w 1899 roku. Kiedy dorosła, została lekarzem-naukowcem, dyrektorem Somerville College w Oksfordzie, otrzymała tytuł Dame Imperium Brytyjskiego. W tym czasie dzieci było troje; czwarte urodziło się w 1906 roku.

[43] Margaret Symonds opublikowała powieść A Child of the Alps dopiero w 1920 roku.

[44] Virginia zwracała się do Madge Vaughan również „Mamo”, mówiąc o sobie „Twoje dziecko”.

[45] 29 marca Virginia i Adrian popłynęli do Portugalii i Hiszpanii. Zwiedzili Lizbonę, Sewillę i Grenadę.

[46] Chodzi o pobyt Virginii podczas jej choroby w 1904 roku.

[47] Violet miała dobrze ponad 180 cm wzrostu.

[48] Wszystkie eseje Woolf można teraz przeczytać w sześciotomowym Essays of Virginia Woolf pod redakcją Andrew McNeille’a. Te trzy artykuły, opublikowane w „Guardianie”, to: The Letters of Jane Welsh Carlyle, An Andalusian Inn i recenzja z Rose of Lone Farm, Eleanor G. Hayden (Essays, I, 54, 49, 49).

[49] Pani Lyttelton i Violet Dickinson wybierały się niebawem w długi rejs.

[50] Virginia napisała, że skrzenia Charlesa Lamba są niespontaniczne i że listy Thomasa Carlyle’a są napisane z myślą o biografach, ale że Jane Carlyle była w listach szczera.

[51] Edith Sichel (1862-1914), której Catherine de Medici Virginia recenzowała w kwietniu tego roku dla „Times Literary Supplement”, co było jej drugim zleceniem dla nich. Redaktor, Bruce Richmond (1871-1964), odrzucił recenzję, mówiąc, jak Virginia powiedziała Violet, że: „»Times« jest gazetą akademicką i traktuje książki w duchu naukowym – podczas gdy ja nie” (List 225).

[52] George Savage był nie tylko lekarzem Virginii, ale również przyjacielem jej rodziny i teraz starał się wciągnąć ją w swój krąg towarzyski.

[53]