Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Masz na imię Camille - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
28 września 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Masz na imię Camille - ebook

Historia Camille Claudel opowiedziana jej samej przez Autorkę. Dzieciństwo na prowincji Francji, pobyt w Paryżu, którego barwne opisy przenoszą czytelnika do XIX wieku, kiedy przy kawiarnianych stolikach w oparach absyntu artyści dyskutowali o sztuce oraz życiu, pełen namiętności, a zarazem cierpienia związek z Auguste’em Rodinem, kariera artystyczna Claudel, wreszcie jej pobyty w szpitalach psychiatrycznych tworzą niesamowitą mozaikę zdarzeń, uzupełnioną o nietłumaczoną dotąd korespondencję rzeźbiarki. Drugoplanowymi bohaterami książki stają się Paryż XIX wieku – fascynujące miasto pełne sprzeczności – oraz prace Camille Claudel. Przeanalizowane i zinterpretowane przez autorkę, osadzone w kontekście losów artystki, a jednocześnie przedstawione w szerokiej perspektywie, zyskują na kartach powieści nowe życie.

W zaskakującej, wciągającej narracji Agnieszka Stabro stawia również pytania o pozycję kobiet w ówczesnym społeczeństwie, opisując ograniczenia i nakazy, którym były poddawane. Camille Claudel nieustannie zdaje się przekraczać restrykcyjne normy społeczne, płacąc za to najwyższą cenę…

Czy to zakazana namiętność artystki i Auguste’a Rodina zaprowadziła ją za szpitalne mury? Czy jej postępujący obłęd był wynikiem społecznej presji, z którą nieustannie musiała walczyć? A może właśnie geniusz Camille Claudel oraz wychodzenie poza normy oraz schematy narzucane kobietom uznano za oznakę szaleństwa?

W Masz na imię Camille przeszłość spotyka się z teraźniejszością, wciągając czytelnika w pozornie niemożliwy dialog…

 

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7779-428-9
Rozmiar pliku: 13 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Pisząc niniejszą książkę, korzystałam m.in. z dzieła pt. Kobieta. Camille Claudel Anne Delbée (tłumaczenie z francuskiego oryginału pt. Une femme), będącego jedyną dotąd polską biografią Camille Claudel. Książka ta była pomocna w rekonstrukcji poszczególnych etapów życia rzeźbiarki, jednakże wydała mi się niepełna. Postanowiłam zatem zaproponować własną wizję życia artystki i uzupełnić ją o jej listy, częściowo nieprzetłumaczone dotąd na język polski.

Warto zaznaczyć, że życie Camille Claudel do dzisiaj stanowi zagadkę, istnieją bowiem różne przekazy dotyczące tych samych zdarzeń z biografii artystki. Listy rzeźbiarki, poprzez stosowanie przez korespondentów tylko sobie zrozumiałych skrótów myślowych, powiedzeń etc., nie zawsze przynoszą odpowiedź na pytanie: „Jak było naprawdę?”. W wielu miejscach są one niejasne i komplikują obraz sytuacji. Trzeba również pamiętać, że Camille Claudel nieraz celowo wprowadzała adresatów w błąd co do wydarzeń z jej życia. Należy mieć na uwadze jej pogarszający się stan psychiczny, co często znajduje odbicie właśnie w korespondencji.

W niniejszej książce przyjęłam ramy wydarzeń zaproponowane przez Anne Delbée, miejscami je modyfikując w oparciu o korespondencję oraz inne, obcojęzyczne książki na temat życia zarówno Camille Claudel, jak i Auguste’a Rodina.

Książka Masz na imię Camille jest zatem oparta na faktach, lecz równocześnie przedstawia moje wyobrażenie na temat tego, jak mogło wyglądać życie rzeźbiarki, stworzone na podstawie zarówno dostępnych materiałów, jak i własnej wyobraźni.Jeleń schwytany w potrzask pachniał niewyobrażalnym, panicznym strachem, a jego oczy były pełne obłędu. Nozdrza zwierzęcia pracowały szybko, wdychając mroźne, zimowe powietrze, czarne jak węgiel ślepia, w których przeglądało się poranne słońce, patrzyły niespokojnie.

Camille, widziałaś wyraźnie drżenie mięśni jego ciała, czułaś zapach sierści oraz potu, obserwowałaś ze łzami w oczach jego nerwowy bieg w małym kwadracie lasu, słyszałaś coraz ostrzejsze szczekanie psów. Zwierzę pozbawione drogi ucieczki znalazło się w pułapce, a tobie pozostało czekać i podziwiać lśniące w słońcu brązowe futro, porastające majestatyczną sylwetkę ze wspaniałym porożem.

Gdy tylko ojciec spuścił cię z oczu, zaczęłaś biec w stronę jelenia, chcąc objąć rączkami jego potężną szyję i wytrzeć małe kryształki łez, płynące z jego ślepi, jednak Louis Prosper Claudel niemal natychmiast cię dogonił, złapał mocno za rękę i kazał wracać do domu, nie zważając na twój krzyk, szamotanie, zapieranie się rękami o ziemię. Zanim zdążyłaś się odwrócić, padł strzał; zobaczyłaś na śniegu czerwoną kałużę krwi, a jeleń osunął się powoli, by za sekundę z potężnym hukiem runąć na ziemię. Podrygiwał przez moment przednimi kopytami, patrząc tępo w pustkę przed sobą, aż zamarł całkowicie.

Na pewno często zastanawiałaś się, Camille, dlaczego ojciec znajduje przyjemność w polowaniach, prawda? Z jakiego powodu podoba mu się naganianie zwierząt, zabijanie ich w nierównej walce, pozbawianie szansy na ucieczkę? Nie rozumiałaś, jak twój ukochany papa może karmić się przerażeniem danieli schwytanych w potrzask. Pierwsze wspomnienie z dzieciństwa – odgłos jelenia upadającego na śnieg, radość mężczyzn, triumf siły nad bezbronnością, zwycięstwo mordu nad życiem – niczym cień unosiło się nad twoim ukochanym lasem, którego zapachu próżno szukałaś przez długie lata. Patrząc na drzewa opierające się o siebie, oplatające nawzajem jak kochankowie, zastanawiałaś się, gdzie się kończy i zaczyna miłość, czym są przywiązanie, tęsknota, bliskość…

– Mój mały Paul! – krzyczałaś, śmiejąc się jednocześnie. – Mój mały Paul, gdzie jesteś?

Pamiętasz, jak często biegłaś przed siebie, szukając brata w krzakach i leśnych jamach? Myślę o twoich dziecięcych, leśnych eskapadach i jestem niemal pewna, że twój wzrok przykuwały przede wszystkim skały, kamienie o zadziwiającym, wspaniałym kształcie, jakby wyrzeźbione ludzką ręką. A kiedy znajdowałaś kawałek gliny, spod twoich dłoni wyrastały figurki, mali bogowie, zwierzęta, rośliny. Twój las zamieszkiwały nimfy wodne, chochliki kryjące się za drzewami, wróżki tańczące w powiewach wiatru, złote żuki wygrzewające się na słońcu; tworzyły królestwo, do którego nikt inny, oprócz ciebie i Paula, nie miał wstępu.

Sądzę, że nie wszyscy domownicy podzielali twoją fascynację przyrodą. Gdy często prosto z pola wbiegałaś do biblioteki ojca w sukience pobrudzonej ziemią, słyszałaś dobiegający z kuchni, karcący głos matki:

– Bój się Boga, jak ty wyglądasz!? Jak ty przychodzisz do domu!? To nie jest obora!

Jak się wówczas zachowywałaś, Camille? Brałaś sobie do serca słowa Louise-Athanaïse czy nie reagowałaś na jej krzyk i ukrywałaś się w gabinecie ojca, gdzie pod jego troskliwym wzorkiem czytałaś baśnie i legendy?

„Mała Camille, kim kiedyś będzie? – Ojciec coraz częściej niepokoił się o twoją przyszłość. – Już teraz jest inna niż jej siostra Louise – myślał. – Ucieka w samotność, glinę. Chce rzeźbić. Kobieta? To niemożliwe. Trzeba jej znaleźć inne zajęcie. Damskie, kobiece. Paul wciąż powtarza jej opowieści. – Martwił się. – O tajemnicach lasu, o królach i królowych drzew, o glinie, z której można zrobić wszystko, ulepić, stworzyć od nowa. Dlaczego nie może być taka jak jej siostra?”

Na te pytania nieustająco odpowiadała mu głucha cisza. Coraz częściej z głębokiego zamyślenia wyrywał go twój wrzask, dobiegający z odległych części domu:

– Tatusiu! – krzyczałaś, kiedy matka siłą wyrywała ci przyniesione do domu wyrzeźbione figurki. – Oddaj, to moje! – zwracałaś się do niej. – Nie masz prawa, oddawaj!

Pamiętasz, Camille, jak w napadach dziecięcej furii obrzucałaś ją błotem, drapałaś, gryzłaś, szarpałaś, ciągnęłaś za suknie, zostawiając ślady czerwonej gliny?

– Ja oszaleję z tą dziewczyną. – Kobieta w bezsilności załamywała ręce. – Dlaczego Bóg nas tak pokarał? Może trzeba ją oddać do jakiegoś internatu? – mówiła swoim metalicznym, bezbarwnym głosem.

– Przesadzasz. To jeszcze dziecko, wyrośnie z tego. Podłubie trochę w glinie i znudzi jej się zwykła, dziecięca zabawa. – Ojciec zawsze brał cię w obronę, prawda, Camille?

– To nie dziecko, a diabeł, nie widzisz, jak nas traktuje? Gotowa jest pozabijać za kawałek ziemi. Nie lubię, kiedy tak na mnie patrzy. Nie ma w sobie nic z siostry… jak to się mogło stać? Dlaczego?

Camille, gdy tylko pomyślę o łzach płynących po twojej twarzy, kroplach, które zastygały na policzkach i powoli stawały się murem oddzielającym cię od matki…

Niezaspokojona potrzeba ciepła, nieudane próby zaskarbienia sobie chociażby cienia jej uśmiechu owocowały obojętnością, oddaleniem, niechęcią. Coraz bardziej irytowało cię silne poczucie odpowiedzialności i obowiązku, które usiłowała ci wpoić; coraz rzadziej dostrzegałaś smutek, ból, niespełnienie czające się w jej spojrzeniach. Ilekroć mówiłaś o rzeźbie, widziałaś w jej oczach złość, rozczarowanie, a nawet przebłyski nienawiści, co musiało zniechęcać cię do jakichkolwiek prób podejmowania tematu.

Gdybyś widziała, jak Louis Prosper Claudel z niepokojem patrzył na grymas wykrzywiający twoją twarz, na której niechęć mieszała się ze strachem, obcość ze wzgardą… Obserwował, jak bardzo się od siebie oddalacie i nie potrafił zapobiec wzajemnej wrogości; z bólem stwierdzał, że nie lubiłaś przebywać ani z matką, ani z siostrą, która marzyła jedynie o wyjściu za mąż oraz poświęceniu się rodzinie. Ojciec wiedział, że najbardziej lubisz spędzać czas z nim i z Paulem, a jednocześnie zdawał sobie sprawę, że pomimo miłości, którą ich darzyłaś, najlepiej czułaś się sama ze swoimi myślami. Potrzebowałaś samotności, aby kawałek gliny pod naciskiem palców stał się dokładnie tym, czego pragnęłaś.

Tak niewiele wiadomo o twoim dzieciństwie, Camille, czy zatem uda mi się ciebie kiedykolwiek dobrze poznać? Kto odpowie mi dzisiaj na pytanie, jaka była zima 1864 roku, kiedy przyszłaś na świat? Mroźna, śnieżna, a może łagodna, pełna grudniowego, przyblakłego słońca? Jak uda mi się opowiedzieć o tobie na kartach tego najdłuższego listu, jaki kiedykolwiek zdarzyło mi się napisać? Jak uda mi się opowiedzieć tobie samej twoją historię?

Mogę się jedynie domyślać, że rodzinna wieś Villeneuve z biegiem czasu stawała się dla ciebie za ciasna, a ty uciekałaś coraz dalej od domu i od miejsc, do których wiele lat później tak bardzo pragnęłaś powrócić. Twoje poczucie niezależności z pewnością irytowało Louise-Athanaïse, która nie potrafiła znaleźć do ciebie drogi, nie miała z tobą wspólnego języka, a gdy obserwowała, jak wspaniale dogadujesz się z ojcem, zżerała ją nigdy nieuświadomiona zazdrość.

Matka była zawistna nie tylko o twoje kontakty z ojcem, lecz również o relację z bratem; doskonale musiałaś zdawać sobie z tego sprawę. Z przerażeniem słuchała Paula powtarzającego twoje słowa i poprzysięgła sobie, że jej syn nigdy nie będzie taki jak ty. Ganiła go, ilekroć w spojrzeniu chłopca dostrzegała twoją pogardę w stosunku do prostych, bogobojnych ludzi, oddanych rodzinie, codziennemu życiu, jednak jej wysiłki były daremne; Paul mówił tylko o twoich rzeźbach, glinie, wędrówkach. Patrzył na ciebie z podziwem, uwielbieniem, zachwytem, musiało ci to imponować, czyż nie?

„Wspaniała, posągowa Camille. Uparta, harda, wyniosła, nie taka jak Louise” – myślał.

Fascynowało go, że potrafiłaś rozmawiać z lasem, z wróżkami. Kiedy zabierałaś Paula na spacery, czułaś strach w silnym uścisku małej rączki, dostrzegałaś jego lęk przed nieznanym i zarazem wyczuwałaś całkowitą ufność, pewność, że nic złego nie może się przydarzyć, kiedy jesteście we dwoje.

Uczucie bliskości w miarę upływu czasu ustępowało trwodze oraz dystansowi, a matka po latach starań osiągnęła swój cel. Paul wymykał ci się w stronę jej silnych objęć, z których już nigdy nie miała go wypuścić. Zwracając się ku matce, oddalał się od ciebie w stronę Boga, Kościoła, żarliwej wiary, fanatyzmu. Bardzo musiało cię boleć, że przestawał cię rozumieć, że zniknęła łącząca was więź, że patrzył z niezrozumieniem i przerażeniem, gdy wpadałaś we wściekłość, furię, gdy ogarniał cię gniew, którego nie potrafiłaś powstrzymać. Latami nie rozumiał, co się z tobą dzieje, dlaczego pragniesz tak wiele, aż uznał, Camille, twoje szaleństwo za diabelski obłęd, a artystów za upadłe dusze, obezwładnione ciemnością, słuchające podszeptów i głosów sił nieczystych, co zaprowadziło cię wiele lat później do samych bram piekieł.

Rodzina lekceważyła twoje zamiłowanie do rzeźbienia, jednak dla ojca stawało się oczywiste, że dziecięce zabawy gliną są nie tylko sposobem na zabicie czasu. Było w tobie zbyt wiele powagi, skupienia na pracy, a za mało beztroski towarzyszącej psotom, by uznać je za młodzieńczą fanaberię. Czy zdawałaś sobie sprawę, Camille, że twoja miłość do tworzenia, objawiająca się stopniowo, napawała Louisa Prospera jednocześnie lękiem i dumą, wielką obawą, ale też nadzieją, strachem i radością? Obracał się w świecie, znał status kobiet artystek, wiedział, jak ciężka fizycznie jest praca rzeźbiarza. Środowisko bohemy było hermetyczne, brutalne, rządzone przez mężczyzn; modelki, panie lekkich obyczajów, młode dziewczyny do towarzystwa stanowiły jedynie obiekty pożądania, nigdy nie stały na równi z artystami.

„Co ona zrobi w tej jaskini lwów? Mała Camille. Jest taka niezależna i wolna, a jednocześnie tak bardzo potrzebuje aprobaty, uznania, ciepła, miłości” – martwił się ojciec.

Dalsze przebywanie w rodzinnym miasteczku nie miało sensu. Czy wiesz, Camille, że czasem, kiedy już spałaś, ojciec przyglądał się figurkom postawionym na parapecie pracowni? Ostrożnie brał je do ręki, oglądał kształty, postaci, zachwycając się uchwyconym ruchem, próbami odwzorowania tańca liści na drodze, podobiznami głów Paula i twojej siostry. Rozmyślał przez długie godziny; nie miał wątpliwości, że masz talent. Gdyby tylko udało ci się zdobyć to, co nieosiągalne, gdybyś zyskała sławę, nawet matka przekonałaby się do rzeźbienia…

Niebawem nadarzyła się okazja, aby sprawdzić twoje zdolności, gdyż w Villeneuve zamieszkał znany i ceniony na świecie, a przede wszystkim w Paryżu, rzeźbiarz Alfred Boucher. Słyszał o rodzinie Claudelów, o uzdolnionej muzycznie Louise, przejawiającym literackie zdolności Paulu, o tobie, twoim rzeźbieniu i ucieczkach. Gdy ojciec udał się do artysty z prośbą o wyrażenie opinii na temat dziecięcych rzeźbiarskich prób córki, Alfred Boucher pokiwał w zamyśleniu głową i po chwili namysłu powiedział, że chętnie cię odwiedzi, by rzucić okiem na skarby z namaszczeniem chowane do pudełek. Pamiętasz jego wizytę? Nie? Przypomnę ci…

– Camille! Camille, masz gościa! – krzyczał Louis Prosper, stojąc w progu małej szopy, w której urządziłaś warsztat pracy.

„Stało się, ktoś będzie mnie oceniał, oglądał moje prace, wydawał wyroki. A jeśli nie zrozumie?” – zmartwiłaś się.

Kiedy Boucher wszedł do małego, zagraconego i ciemnego pomieszczenia, z mroku wyłoniły się dziwne kształty; głowy, ręce, nogi były poustawiane w rzędach na oknie, na podłodze jawił się zarys jakiejś sylwetki. Stałaś obok niej z pewnością i dumą w oczach, w których odbiło się zaskoczenie artysty – nie spodziewał się, że zobaczy aż tak dojrzałe prace.

„Młoda, w zasadzie samouk, z powodzeniem mogłaby studiować w Académie des beaux-arts – zastanawiał się. – Jeśli teraz tak rzeźbi, mając zaledwie niecałe dwanaście lat, co będzie później? Dziecko z oczami dorosłego” – trochę się przeraził.

– Musicie wyjechać do Paryża. To dla niej jedyne właściwe miejsce. Może nie teraz, jest jeszcze za wcześnie. Za parę lat, ja do tego czasu wszystko odpowiednio przygotuję. Camille ma niewątpliwy talent. Dawno już nie widziałem tylu dobrych szkiców i prac – powiedział do Louisa Prospera.

– Poradzi sobie?

– Na pewno. Tutaj już nic więcej nie osiągnie, na razie niech rzeźbi dalej, lecz z pewnością czeka na nią Paryż.

Od wizyty Alfreda Bouchera rodzice często się kłócili, pamiętasz, Camille? Matka nie chciała słyszeć o wyjeździe, lecz ojciec uparł się i nie przyjmował żadnych argumentów, a ty już wiedziałaś, że będziesz kształcić się w dalekim, obcym, a jednocześnie dziwnie znanym Paryżu. Wielkim, niebezpiecznym mieście, w którym nareszcie byłabyś wolna. Widzę oczami wyobraźni, jak w czasie długich, jesiennych wieczorów siedzisz z Louisem Prosperem przy kominku w rodzinnym domu, słuchając opowieści o stolicy, wielkomiejskim życiu, atrakcjach oferowanych przez Paryż. Nabierasz rumieńców, oczy zaczynają ci się świecić, jesteś podekscytowana, nie potrafisz ukryć emocji.

– Po co to wszystko? Opowiadasz jej o Paryżu, a nie obchodzi cię, jak ja sobie tam poradzę? Skąd weźmiemy na to pieniądze? – Matka niecierpliwiła się, słysząc Louisa Prospera.

– Nie martw się. Zarobię na to. Camille musi rzeźbić. – Ojciec podjął ostateczną decyzję.

– Będziesz finansował wszystkie jej fanaberie? Ta dziewczyna wpędzi nas do grobu, przekonasz się.

Louis Prosper przestał zwracać uwagę na pretensje żony. Starał się zrozumieć jej zachowanie, jednak w głębi duszy wiedział, że nie ma racji. Czuł bardzo wyraźnie, że nie da się odbudować waszych relacji, gdyż zbyt wiele was dzieliło, a miało różnić jeszcze więcej; powstała przepaść, której już nic nie zdołało zasypać.

Oglądam twoje fotografie, Camille, i zastanawiam się, jak wyglądała twoja młodość… Czy miałaś przyjaciół, czy spędzałaś czas samotnie? Patrzę na twoje zdjęcia i myślę, że kolejne lata poświęciłaś przede wszystkim intensywnemu rzeźbieniu, które szło ci coraz lepiej; odkrywałaś nowe formy oraz możliwości materiału. Ruch stawał się najważniejszy, chciałaś zatrzymać świat i zamknąć go w ułamku sekundy.

„Jak dużo zależy od wzroku. Spojrzenie nadaje materii kształt, a wyraz rzeźbie wzrok, w oczach kryje się cała tajemnica” – rozważałaś.

Nie tylko tworzenie zajmowało twoje myśli. Paryż, o którym marzyłaś, tęsknie patrząc w okno, rozpalał wyobraźnię. Coraz silniej pragnęłaś przeprowadzki do stolicy; im byłaś starsza, tym bardziej rodzinne otoczenie stawało się dla ciebie zbyt ciasne.

Próbuję odnaleźć na mapie Francji Villeneuve – miejsce, które kochałaś i którego nienawidziłaś zarazem, ziemię twoich ucieczek i nigdy nieziszczonych marzeń o powrocie. Wodzę palcem po atlasie, mijając w wyobraźni kolejne miasta i miasteczka. Czy to prawda, że żyjąc wiele lat w stolicy, z żalem wspominałaś prowincję na północy Francji, pachnącą wrzosem, lawendą, świeżo skoszoną trawą, zbożem, słońcem, gdzie rytm dnia i życia mieszkańców wyznaczały kościelne dzwony? Znajduję twoje rodzinne miasteczko, oglądam je, szukam twoich miejsc, śladów, tropów. Myślę, Camille, że będąc w Paryżu, bardzo tęskniłaś za rozległymi jeziorami Villeneuve, które dawały ochłodę latem oraz ukojenie wiosną… Powiedz, czy stworzyło cię otoczenie, pełne erozyjnych skał, jaskiń i zagłębień? Wyobrażam sobie, jak godzinami obserwowałaś wyłaniające się zza horyzontu olbrzymie powierzchnie, gładkie niczym tafla jeziora, na których tańczyła twoja dziecięca wyobraźnia, otoczona rzeźbami i rozpadlinami…

Camille, czy wrzos zaczął cię dusić i postanowiłaś od niego uciec? Czy zaczęły przeszkadzać ci róże z rozległych ogrodów kościelnych, zakwitające na chwałę miasteczka i odurzające zapachem mieszkańców oraz przyjezdnych? Nie odpowiadasz… Tak już będzie wyglądać ta nasza dziwna rozmowa; ja będę mówić, a ty jedynie słuchać; będzie musiało mi wystarczyć twoje chmurne spojrzenie, baczny wzrok, którym patrzysz na mnie ze zdjęcia w kolorze sepii. Czy tam, gdzie teraz jesteś, kiwasz głową w zamyśleniu, czy raczej oburzasz się, słysząc moje słowa?

Odtworzyć czyjeś spojrzenia… czy to możliwe? Spróbuję.

Gdy biegałaś z Paulem dookoła kościelnego dziedzińca, stuletnie lipy dawały cień oraz schronienie przed upałami, a świątynia budziła twoją trwogę i zdumienie.

„Tyle wieków temu ludzie potrafili wznieść coś nieskończenie wspaniałego, doskonałego… Jak to możliwe?” – zastanawiałaś się.

Chrystus, zerkający z ołtarza i z naw bocznych, cierpiący, przypięty do krzyża z grymasem bólu na twarzy, budził zarówno współczucie, jak i złość. Nie rozumiałaś, dlaczego dał się tak poniżyć, po co nadstawił drugi policzek, czemu chciał cierpieć. Paul w przeciwieństwie do ciebie był oczarowany, pełen szacunku i jednocześnie dziecięcego lęku przed Nienazwanym. Ty patrzyłaś hardo prosto w oczy postaciom świętych, figurom Matki Bożej, zapamiętując każdy szczegół dłuta, oczu, fałdy szat, podczas gdy twój brat w nabożnym skupieniu chylił przed nimi głowę.

„Kiedyś też tak będę rzeźbić – myślałaś. – Ludzkie ciało jest najwspanialszą rzeźbą świata, tylko je warto uwieczniać”.

Wracam wyobraźnią do twojego rodzinnego miasteczka. Społeczność Villenueuve, licząca około trzystu mieszkańców, znała się doskonale i żyła własnym rytmem, nie interesując się obcym, dalekim światem; we wsi panowała cisza i spokój. Krajobraz przecinały rozległe pola i łany zbóż, sięgające po horyzont, wśród których, niczym wstęga, wiła się kręta, polna droga. Długo po wyjeździe do Paryża wracał do ciebie niepowtarzalny zapach piachu wymieszany z wonią łąk, świeżej trawy, pola i pasących się zwierząt. Przez lata czułaś na twarzy ciepło słońca, wiatr smagający cię po policzkach, jak wtedy, gdy snułaś marzenia o przyszłości, leżąc w świeżo skoszonym zbożu i obserwując płynące leniwie chmury, przybierające kształty bajecznych postaci.

Przeglądam archiwa oraz stare, wyblakłe fotografie. W wiosce znajdowały się niewielkie zabudowania, parterowe lub jednopiętrowe domki, nieduży kościół. Kobiety zakładały długie suknie, najlepsze kapelusze i buty na mszę, a po nabożeństwie rodziny szczelnie wypełniały niewielki ryneczek. Nie potrzebowano wiele do życia, nie wymagano zbyt dużo od losu; ludzie pragnęli być zdrowi i syci, znaleźć porządnego męża lub żonę, mieć gromadkę dzieci. O wielkim Paryżu nie śmiano marzyć, a wśród mieszkańców krążyły tajemnicze historie o stolicy; ciebie one jednak nie przerażały. Wierzyłaś, że posiądziesz to miasto, słyszałaś, jak woła cię tysiącami ulicznych latarni i szmerem małych kawiarenek. Zanim wyjechałaś, wiedziałaś, że Paryż jest twój.

W miarę upływu czasu relacje z matką układały się coraz gorzej, prawda? Nie rozumiała cię, a ty nawet nie próbowałaś zrozumieć jej, nie widziałaś cierpienia w jej oczach, nie dostrzegałaś nadziei na pojednawczy gest. Camille, byłaś zbyt porywcza, nie analizowałaś rzeczywistości, nie zastanawiałaś się nad racjami drugiej strony, zawsze zajmując bezkompromisowe stanowisko. Ponieważ Louise-Athanaïse nie znała innego sposobu życia, nie potrafiła docenić twoich aspiracji, a twój talent budził w niej przerażenie i strach o przyszłość. Twój świat zbyt różnił się od rzeczywistości, którą znała, by mogła go zaakceptować; gubiła się w fachowych terminach z zakresu historii sztuki, rodzajach gliny, dziejach rzeźby. Zajmowały ją bieżące problemy oraz rozpamiętywanie przeszłości – wczesnego wyjścia za mąż za dużo starszego Louisa Prospera Claudela i straty rok po ślubie pierwszego, parodniowego dziecka.

„Czy kochała ojca, wychodząc za niego?” – czasem przemknęło ci przez głowę.

Ty nie marzyłaś o małżeństwie, nie pragnęłaś dzielić losu z innym człowiekiem, już we wczesnej młodości chciałaś być samodzielna, mieć własną przestrzeń. Louise-Athanaïse, w przeciwieństwie do ciebie, nigdy nie miała wpływu na własne życie i nie kontrolowała go. Złość i frustracja, tajone całymi latami, skupiały się na tobie, Camille, ponieważ śmiałaś sięgać po pragnienia, po które ona nie miała odwagi wyciągnąć ręki, łamałaś wszelkie możliwe bariery i granice.

Sądzę, że drażniła cię uległość oraz pokora wobec życia, otoczenia, którą wykazywała matka. Louise-Athanaïse nie przejawiała woli walki; była zmęczona codziennością i przeszłością, nieustannie powracającą w snach. Śmierć Henriego była ogromnym ciosem dla obojga rodziców, nie potrafili o nim zapomnieć. Dwanaście miesięcy po tragedii urodziłaś się ty, Camille, i liczono, że zapełnisz pustkę, że zabliźnisz ranę powstałą po utracie pierwszego dziecka. Jednak trauma związana z przedwczesnym odejściem pierworodnego nie zniknęła, bowiem zamiast syna rodzice powitali na świecie dziewczynkę. Ojciec długo nie potrafił pogodzić się z przewrotnością losu; zabierał cię na polowania i pozwalał na więcej, aniżeli przystało panienkom. Był dla ciebie pobłażliwy, z jednej strony chcąc wynagrodzić ci początkowe rozczarowanie, niewystarczającą miłość matki, jej chłód i surowość, z drugiej – skupiając na tobie ambicje oraz oczekiwania, które miały przypaść w udziale męskiemu potomkowi.

Louise, która urodziła się dwa lata po tobie, była córką idealną, musisz przyznać sama. Świat sukien, salonowych rozmów, kokieterii, różu do policzków oraz jedwabnych tiuli był jej wymarzoną i jednocześnie ziszczoną rzeczywistością. Potrafiła pięknie grać na fortepianie i gdyby nie wpajane jej przez matkę uległość, konieczność skrywania emocji i właściwego zachowywania się na salonach, z pewnością zostałaby muzykiem. Brak odrobiny fantazji i szaleństwa sprawił, że talent twojej siostry stał się jedynie dodatkiem do jej posagu. Był umiejętnością stojącą na równi z zarządzaniem domem, haftowaniem, dzierganiem; zajęciem, które sprawi, że jej mężowi czas będzie płynął w przyjemnej atmosferze. Louise, w przeciwieństwie do ciebie, nigdy się nie buntowała, nie podważała słuszności matczynych nauk i zasad. Przypominała ci marionetkę, poruszaną za pomocą sznurków, z blond lokami, ubraną w różowe suknie, na które matka oszczędzała całymi miesiącami. Bezwolna, przestawiana z kąta w kąt, stanowiła zaprzeczenie niezależnego, autonomicznego człowieka.

Louis Prosper Claudel z dziećmi

A potem urodził się Paul. Domyślam się, jak cię bolało, że rodzina miała do chłopca zgoła inny stosunek aniżeli do ciebie. Twój brat szybko stał się ich dumą i chlubą, zarówno matka, jak i ojciec pokładali w nim wielkie nadzieje. Pisarstwo, którym się zaczął potem parać, było męskim zajęciem, stojącym na pograniczu artyzmu oraz przyzwoitego życia, nie wiązało się ze skandalami obyczajowymi jak malarstwo czy rzeźbiarstwo. Paul pisał, siedząc przeważnie w domu, w zaciszu swojego pokoju i matka nie traciła nad nim kontroli, a twórczość literacka, chociaż posiadająca swoją tajemnicę, łatwiej dała się oswoić. Często zastanawiałaś się, dlaczego z bratem oddalaliście się od siebie, z jakiego powodu nie potrafiliście znaleźć wspólnego języka, mimo że rozumieliście się jak artyści o nieograniczonej wyobraźni i pasji tworzenia.

Wyjazd do Paryża miał służyć rozwojowi jego talentu. Paul cieszył się, że zobaczy stolicę, którą dotychczas oglądał tylko na fotografiach, że będzie mógł przechadzać się bulwarami Montparnasse i spędzać czas na Montmartre. Zaczął dokładnie studiować mapy i śledzić trasy ulic. Zastanawiał się, które z nich prowadzą nad brzegi Sekwany, które do bibliotek oraz czytelni, które do zakazanych dzielnic miasta, gdzie mrok rozjaśniały szyldy domów uciechy, a do bram zapraszały skąpo ubrane panie lekkich obyczajów, kuszące bezczelnym spojrzeniem i pewnym siebie gestem. Pamiętasz, jak przyłapałaś Paula oglądającego w starym albumie zdjęcie łuku tryumfalnego przy Saint-Denis okwieconego girlandami różowych kwiatków?

– Zerwę je wszystkie dla ciebie – powiedział ze śmiesznym, dziecięcym akcentem. – Potem pojedziemy omnibusem prosto do ZOO. Camille, czy w Paryżu jest ZOO? – mówił, pokazując małym paluszkiem konny omnibus na ulicy Saint-Denis.

– A po co ci ZOO, głuptasie? – roześmiałaś się. – W Paryżu jest wiele innych ciekawych rzeczy. Są pracownie, malarze, rzeźbiarze, artyści, akademia, uniwersytet, są piękne panie i dostojni panowie, są wystawy obrazów i rzeźb, są piękne dworce i ogromne ulice, jest życie, cała feeria barw i dźwięków, nie będzie ci już potrzebne żadne ZOO, zobaczysz, mój mały Paulu.

Paul cieszył się z przeprowadzki, a zarazem bał się hałasu, pośpiechu miasta, o którym ty opowiadałaś z radością i przejęciem. Twój brat wiedział, że opuszczenie Villeneuve jest nieuniknione; to ty się uparłaś, a ojciec cię poparł i rodzina przestała protestować.

Pomału zaczęliście się pakować; walizki, torby, pudła na kapelusze i suknie, zapakowane apaszki i halki piętrzyły się przed domem. Matka musiała być bardzo podenerwowana; martwiła się o porcelanę oraz srebra, drżała, aby nic się nie potłukło. Chcąc odwrócić swoje myśli od niedorzeczności przeprowadzki, dbała o każdy drobiazg, jakby w przedmiotach gromadzonych latami zamknęła cząstkę siebie. Nie podejrzewałaś nawet, że stałaś się jej wrogiem, ponieważ przez ciebie musiała odmienić swoje życie. Louise-Athanaïse nienawidziła zmian, w stagnacji upatrywała szczęścia, bezpieczeństwa, w pewności każdego następnego dnia równowagi, harmonii, spokoju. Nie znosiła miasta, związanego z nim zgiełku, szumu, wiecznego niepokoju, rzeki ludzi płynącej ulicami, wylewającej się z bram w słoneczne dni, potrącania, przepychania się. Zmiany, których chciała uniknąć, jednak nadchodziły, były na wyciągnięcie ręki, zbliżały się wielkimi krokami; w końcu cała rodzina w 1880 roku przeprowadziła się na stałe do Paryża, traktując odtąd dom w Villeneuve jako letnią, wiejską rezydencję.Był taki czas, kiedy męski głos
Tak wytworny miał ton
Miłe słowa szeptał
Był taki czas, kiedy serca głos
Tak pogodny miał ton
Lekkie słowa śpiewał
Był taki czas, lecz ten sen już zgasł.
(…)
I wraca sen – znów ze mną jest
Razem spędzamy długie lata
Lecz to trucizna jest nie sen
A burza każdą tęczę zmiata
Ja los wyśniłam, który jest
Tak inny niż to piekło wkoło
Tak inny niż ten nędzny świat
Życie zdeptało
Dobry sen¹

1 Piosenka Wyśniłam sen z musicalu Nędznicy w przekładzie Daniela Wyszogrodzkiego; źródło: www.tekstowo.pl/piosenka,les_miserables,wysnilam_sen.html.

Dostępne w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: