Z dziennika berlińskiego - Max Frisch - ebook + książka

Z dziennika berlińskiego ebook

Max Frisch

3,8

Opis

Opracował i podał do druku Thomas Strässle przy współpracy Margit Unser.

Max Frisch (1911–1991) był jednym z czołowych twórców literatury niemieckiej XX wieku. Niedługo po przeprowadzce do Berlina zaczął prowadzić codzienne zapiski, które złożyły się na dzieło unikatowe w jego dorobku literackim. Autor zażądał jednak, by z uwagi na bardzo osobisty charakter notatki te opublikowano dopiero po dwudziestu latach od jego śmierci.

Ideowy spadkobierca Bertolda Brechta, przyjaciel Güntera Grassa i Uwe Johanssona, mistrz portretu psychologicznego, wnikliwy obserwator sytuacji politycznej, mieszkaniec Berlina Zachodniego śledzący zmiany po drugiej stronie muru, moralista wnikliwie przyglądający się relacjom międzyludzkim, starzejący się pisarz świadomy swojej sławy, mąż dużo młodszej kobiety – autor Homo faber Stillera daje się poznać z wielu stron.

„To nie jest brulion, tylko książka, od początku do końca skomponowana, prywatne zapiski też są na czysto, precyzyjnie sformułowane, to nie takie sobie notatki. Przymus formułowania jest ważny, inaczej zostaje tylko użalanie się nad sobą” – ta myśl przyświeca Frischowi w czasie pisania dziennika, który zaczyna w momencie przeprowadzki do nowego mieszkania w roku 1973, a kończy w chwili wyjazdu do USA rok później.

„Można tu odnaleźć Maxa Frischa w pełni, z bezmiernym bogactwem tematów, z właściwą mu przenikliwością psychologiczną i ciekawością spraw społecznych.” Jörg Magenau, „Süddeutsche Zeitung”

„Istna skarbnica wiedzy, a przede wszystkim gęste, przesycone atmosferą epoki świadectwo.” Helmut Böttiger, Deutschlandradio Kultur

„„Z dziennika berlińskiego” to portrety naszkicowane z wielką empatią.” Volker Hage, „Der Spiegel”

„Zapiski „Z dziennika berlińskiego” obejmujące lata 1973–1974 to najobszerniejsza wypowiedź Frischa o stosunkach w NRD […]. Dla współczesnego czytelnika będzie to relacja z obcego świata, niczym ponura opowieść o Niemczech z gatunku science fiction.” Richard Kämmerlings, „Die Welt”

„To literackie wydarzenie, w którym Max Frisch obserwuje sam siebie.” „Focus”

„Wnikliwe i interesujące są zapiski o elitach kulturalnych Berlina Wschodniego lat 70.” Detlef Kuhlbrodt

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 161

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,8 (4 oceny)
2
1
0
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Max Frisch

Z dziennika berlińskiego

Opracował i podał do druku Thomas Strässle przy współpracy Margit Unser

Przełożyła Małgorzata Łukasiewicz

Wszelkie powielanie lub wykorzystanie niniejszego pliku elektronicznego inne niż autoryzowane pobranie w zakresie własnego użytku stanowi naruszenie praw autorskich i podlega odpowiedzialności cywilnej oraz karnej.

Tytuł oryginału niemieckiego Aus dem Berliner Journal

Projekt okładki Agnieszka Pasierska / Pracownia Papierówka

Projekt typograficzny Robert Oleś / d2d.pl

Fotografia na okładce © by ullstein bild / Getty Images

Copyright © by Suhrkamp Verlag Berlin 2014

All rights reserved by and controlled through Suhrkamp Verlag Berlin

Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Czarne, 2017

Copyright © for the Polish translation by Małgorzata Łukasiewicz, 2017

Redakcja Agnieszka Frysztak / d2d.pl

Korekta Marcin Piątek / d2d.pl, Alicja Listwan / d2d.pl

Redakcja techniczna Robert Oleś / d2d.pl

Skład Agnieszka Frysztak / d2d.pl

The translation of the book was supported by the Swiss Arts Council Pro Helvetia

Przekład książki został dofinansowany przez Swiss Arts Council Pro Helvetia

Skład wersji elektronicznej d2d.pl

ISBN 978-83-8049-588-3

Z dziennika berlińskiego

Z zeszytu 1 [1973]

6.02

Odbiór mieszkania (Sarrazin Strasse 8)1 i wieczór u Grassa. Nerki.

Wściekły, jak gdyby mnie spotkała niebywała krzywda, potem zrozpaczony, że nie umiem zmienić sytuacji (zrozumiałem już, że o krzywdzie nie ma mowy), wchodzę na parapet, grożę (jeszcze zobaczycie!) w przekonaniu, że dopóki krzyczę, potrafię świetnie fruwać, i nawet skaczę, przerażony i butny, ale krzyku nie starcza na długo, upadek następuje tym szybciej, racja jest po ich stronie.

7.02

Anna Grass2 pożycza nam dwa łóżka, jeszcze nie mieszkamy. Terminy dostaw. Biurko, zamówione wcześniej przez Uwego Johnsona3, już jest, do tego pierwsza lampa. Czekamy na urządzenia techniczne (lodówka, ­lustro i oświetlenie w łazience, zamki w drzwiach itd.). Bez telefonu. M.4 znajduje ładny stół, antyczny, szklanki i trochę naczyń. Nie ma jeszcze ciepłej wody. Pierwsze krzesło. W pustych białych pokojach każdy krok, każdy odgłos rozbrzmiewa echem. Ile jest potrzeb. Pieniędzy nie brak, przeciwnie.

9.02

Świadomość, że mam jeszcze trzy albo cztery lata do wykorzystania; ale nie żyje się z tą świadomością na co dzień, stąd za każdym razem popłoch. Zwłaszcza przy przebudzeniu. O tym nie da się z nikim rozmawiać.

Czekanie na rzemieślników, nie mogę nawet czytać, krążę po pustym mieszkaniu, echo kroków; muzyka z tranzystora, w przerwach głos NRD. Jestem rad.

Wczoraj z Uwem i Elisabeth Johnsonami5 we włoskiej restauracji tu, we Friedenau. Nieprawda, że z wiekiem nie zawiązują się nowe przyjaźnie.

Jeden z rzekomych powodów, dla których nie mieszkam (albo nigdy przez dłuższy czas) w Zurychu: bo tam zbyt wielu ludzi rozpoznaje mnie na ulicy, w knajpie. Zaraz po przybyciu do Berlina (hotel Steinplatz) łapie mnie czytelnik, inżynier od betonu, który właśnie przeczytał dziennik z wczesnych lat, wszystko inne już znał; innym razem czekam w Banku Handlowo-Przemysłowym na odpowiedź teleksem, ale zanim nadejdzie, zjawia się urzędnik, przeprasza, że mnie od razu nie rozpoznano; teleks niepotrzebny. Potem młody ślusarz; kiedy mam mu podać nazwisko, pyta: Pan jest tym pisarzem? Na czytanie nie ma czasu, mówi, może kiedyś, później. To samo w sklepie z lampami, przy czym zawsze podaję nazwisko w odwrotnej kolejności: Frisch, Max; kiedy już zanotował, zdumiewa się: Autor Gantenbeina? W sklepie z antykami facet aż przysiada, woła żonę, żeby jej powiedzieć: To jest Max Frisch. Skąd zna moje nazwisko? No wie pan, mówi, czytamy pana. Nie może się uspokoić, dziękuje za moją fizyczną obecność w jego przepełnionym sklepie. Tapeciarz pyta: Szykuje pan znów jakąś sztukę? Kiedy muszę raz jeszcze iść do sklepu z lampami, bo jednej z lamp nie da się zamontować, i zachodzę do warsztatu na zapleczu, żeby podać technikowi jakiś szczegół, sprzedawca mówi: Ten to przeczytał więcej pana książek niż ja. Cieszy mnie, gdy widzę, dokąd trafiają książki.

Murarz, który mówi jak Barlog6, chce zainstalować lodówkę w czasie przerwy obiadowej, fucha, zaczął trzy dni temu, ale wciąż nie może zdążyć, musi wypożyczyć świder; potem znowu widzę go z taczką, przerwa obiadowa się skończyła. Daje mi ukradkiem znak, że przyjdzie, jak tylko się da. Nic takiego, roboty na pół godzinki. Jutro, powiada w przelocie, jutro już na pewniaka. Sześć śrub na kołki. Świder elektryczny, własność firmy, jest dziś w użyciu gdzie indziej. Daje znak ręką: na pewno dotrzyma słowa. Tytułuje mnie „panem doktorem”. Dziś, znienacka, w kuchni huczy świder. Kolejny otwór, trzeci, zanim go zawołają; szef jest w budynku. Albo poziomica, również własność firmy, akurat jest w użyciu gdzie indziej. Jutro też pan tu będzie, panie doktorze? Potem znów słychać świdrowanie, ale w tej samej chwili widzę go na dole z taczką wypełnioną cegłami; pędzi z taczką. Świdruje za niego pomocnik malarski; sam nie nadąża. Kiedy wchodzę do kuchni, nie ma nikogo; wciąż brakuje ostatniego otwo­ru. Facet nie nadąża. Jest wciąż zagoniony, ­Woyzeck jako murarz7.

[…]

10.02

Pierwsze zakupy na cotygodniowym targu8, który w przyszłości będzie naszym targiem, Breslauer Platz, zaprowadził mnie Günter Grass; ryboznawstwo.

75. urodziny Brechta.

[…]

11.02

Niedziela, wprowadzamy się do mieszkania. Jutro ma być też ciepła woda.

12.02

Uwe Johnson przynosi mały obraz w ramkach, zapakowany, jako wkupne do nowego mieszkania. Co to może być? 5.10.72, kiedy podpisałem umowę kupna, wręczył mi teczkę zawierającą: plan Friedenau, encyklopedyczną notkę o Sarrazinie9, którego nazwisko upamiętnia ta ulica, krótką historię dzielnicy, formularz do założenia konta pocztowego, formularz do rejestracji telefonu. Zapytał, czy po oględzinach trwających kwadrans mam w pamięci mieszkanie, i kazał mi na poczekaniu narysować na kartce plan. Dzisiejszy podarek: mój ówczesny szkic, oprawiony, rysunek flamastrem, na pierwszy rzut oka jak natchniony ręko­pis, który nie od razu rozpoznaję; przedpokój i toaleta z błędami.

13.02

Telewizor jako jedyny mebel w pustym białym pokoju.

Najwyraźniej uważałem, że mam się czuć odpowiedzialny za bieg świata, wynika to z korespondencji (wysłanej na dotychczasowe adresy i przekierowanej tutaj): zaproszenie na Ewangelickie Dni Kościoła w Niemczech, zaproszenie od węgierskiego PEN Clubu i tym podobne, listy od czytelników jako sympatyczne echo tegoż mylnego przekonania.

Ulice Berlina i jego knajpy, berlińskie Wannsee, berlińskie sosny, berlińskie północne niebo, ta czy owa stacja kolejki podziemnej; patyna tego miasta, patyna dla mnie: próby teatralne z Casparem Neherem, Hanne Hiob, Ernstem Schröderem, Tillą Durieux i wieloma innymi (inscenizacji Kortnera i inscenizacji Schweikarta swego czasu nie obejrzałem)10 oraz zdrady małżeńskie11.

Po południu do miasta, aby zakupić sprzęty kuchenne; mniej więcej po raz siódmy M. i ja urządzamy kuchnię12. Dwa razy w Rzymie, Via Margutta; w Berzonie; dwa razy w Zurychu, na osiedlu Lochergut i przy Birkenweg. Potrzebne są jeszcze wieszaki.

Pierwsza przymiarka do NRD-owskiej telewizji. Obawiam się, że można się szybko wdrożyć; paradoksalnie te jałowe uproszczenia przypominają czasy nazizmu.

Nasze mieszkanie leży w korytarzu powietrznym Tempelhof, o czym zresztą wiedziałem; samoloty nadlatują z zachodu i startują na zachód. W przerwach cisza, Friedenau, dużo emerytów. Przeraźliwy huk raczej podnieca, niż przeszkadza.

14.02

Potrzeb jest nadspodziewanie więcej, niż można było przypuszczać, potrzebna jest na przykład listewkowa żaluzja z powodu porannego słońca na całym biurku.

W 1959 w szpitalu Männedorf (zapalenie wątroby)13 robiłem zapiski tylko dla siebie. Myśli o szarym poranku, wyuczone na pamięć, więc zdania możliwie krótkie; brakło sił, żeby zapisywać od razu, potem godzinami kroplówka, przy tym strach, że mógłbym zapomnieć te parę zdań, a po kroplówce kompletne wyczerpanie; dopiero po południu mogłem notować z pamięci, przy tym lęk, że zawiodą oczy, mimo okularów musiałem trzymać kartkę tuż przy żółtej twarzy, te parę zdań jeszcze jakoś tkwiło w głowie, ale trudności z pisaniem: N zmieniało się w M, R wyglądało jak P, każdą linijkę trzeba było wielokrotnie przepisywać. Na koniec, zanim nieodwołalnie nadchodził sen, ulga, jak gdyby udało się coś ocalić; ocknąwszy się, wydobywałem kartkę z szuflady, aby sprawdzić, cóż takiego rano wydawało mi się godne uwagi, i stwierdzałem, że tu i tam brakuje nie tylko rodzajnika, ale często też czasownika. Mimo to po wyzdrowieniu przechowywałem te notatki, jakkolwiek chaotyczne. Po co? Kilka lat później, w Rzymie, usłyszałem od Ingeborg Bachmann14, że znalazła notatki ze szpitala (byłem przekonany, że są w zamkniętej szufladzie) i spaliła je. Czuła się uprawniona, a co więcej – zdradzona. Było to przed południem, w Café Canova, Piazza del Popolo. Od tamtej pory nie rozmawialiśmy już ze sobą.

Walka z alkoholem, co tydzień porażka pod tym względem. Diagnoza medyczna (styczeń) jest nienaganna; żaden lekarz nie wie, dlaczego krążą nade mną sępy. Każdy lekarz, w Zurychu czy w Nowym Jorku, pokazuje mój elektrokardiogram z prawdziwym zachwytem. Co do alkoholu: brak mi już nawet woli szczerego wyznania, nawet przed samym sobą.

Z M. spacer wokół Schlachtensee. Gdy jest wesoła, nic w ogóle nie wydaje mi się nierozwiązywalne.

Deformacja wskutek pisarstwa jako zawodu, straszak opinii publicznej; jak gdyby żyło się po to, żeby coś powiedzieć. Komu?

15.02

Jürgen Gruner, szef VOLKUNDWELT15, pisze, jak bardzo ucieszyłaby go moja wizyta w wydawnictwie. Pierwsze spotkanie niedawno w Zurychu. Nieświadomy, że nie wolno im, kiedy podróżują na Zachód, przyjmować zaproszeń do prywatnych mieszkań, zaprowadziłem pana Grunera do przyzwoitej restauracji (REBLAUBE) na rozmowę. Wydają teraz HOMO FABER, ale STILLERA wciąż jeszcze nie16; jedno i drugie od dawna opublikowane w ZSRR. Kelnerka proponuje aperitif; pan Gruner natychmiast odmawia, jakby trąciło to przekupstwem, ale gdy zamawiam dla siebie campari, przyjmuje koniak i wodę mineralną. Nie chciałby, mówi już z dokumentami w ręku, nadużywać mego cennego czasu, a kiedy podsuwam mu otwarte menu: Niechże pan nie przesadza z oficjalnością! Jest 19.30, pora kolacji, czasu na rozmowę wystarczy. Mężczyzna w średnim wieku, partyjny, literacko bardzo otrzaskany, choć inaczej niż my; niektórych nazwisk, jemu dobrze znanych, nigdy nie słyszałem. Wbrew oczekiwaniu sprawdzają, czy w NRD nie dałoby się jednak opublikować ­DZIENNIKA 1966–197117; jeśli nie akurat teraz, to później. Haczyk: moje zapiski z ZSRR. Swobodna rozmowa, powiedzmy: swobodna; w pewnym momencie sam mówi: Tak nas wychowano, obowiązek przede wszystkim! Mimo dokumentów, które pan Gruner od razu rozłożył na stoliku, pozwoliłem sobie zamówić butelkę wina, dôle, tylko proszę tego nie brać za nachalną demonstrację naszego zachodniego dobrobytu. Człowiek uważa z pytaniami, łatwymi dla tego, kto pyta, i jest zaskoczony każdą szczerą odpowiedzią, przejawem zaufania. Pozostaje jednak cień lęku, w każdym razie nieustanna oględność, jak gdyby mogła nas słyszeć jakaś nader drażliwa instancja; ponadto troska, by nie wyjść na prowincjusza. Nie, za deser dziękuje; podróż służbowa nie ma na celu rozkoszy podniebienia. Z jedzeniem uwinęliśmy się dość szybko. Sam też nie zamawiam deseru; tyle że moja dieta ma inny charakter. Co wolno nam obydwóm: koniak. Jest dopiero 22.00, właściwie dobrze się rozmawia, ale pan Gruner nie chciałby nadużywać mego czasu, jak mówi, chociaż raz jeszcze zapewniam, że nie mam innych planów na wieczór. Moja propozycja: powałęsać się po mieście, może zajść gdzieś na piwo. Ale pan Gruner raz jeszcze dziękuje, że poświęciłem mu aż tyle czasu. Bóg mi świadkiem, nie chcę go wodzić na pokuszenie i odprowadzam go do małego hoteliku przy dworcu, tak, do zobaczenia w NRD, tak, obustronna serdeczność. Dziś jego list: „z wielką radością dowiaduję się właśnie — ”.18

Wkręcam pięć wieszaków na garderobę, żeby wreszcie było gdzie powiesić płaszcze, i właściwie od razu szkoda. Wszystkie inne ściany są białe i puste. Czy naprawdę potrzebny jest telefon? Właściwie rad jestem, że dostawy się przeciągają. Jeszcze przedwczoraj mówiliśmy: Idę teraz do mieszkania. Dziś mówimy: Idę teraz do domu. Właściwie już mieszkamy. Kartonowe pudła wyglądają jak meble; jak gdyby stały na swoim miejscu. Zamówione zostało to, co się zwykło uważać za niezbędne: regały na książki, tapczan, stara szafa, potem przybywa wygodne krzesło, a kiedyś, gdy trafimy na coś odpowiedniego, przybędzie kanapa i tak dalej, i tak dalej, mały odkurzacz już jest.

Nie mam pojęcia, gdzie stoi mój samochód, nigdzie go nie widać, krajobraz pod Zurychem, wstydzę się powiedzieć, że chodzi o jaguara19. Następnie: Franz Josef Strauss szalenie sympatyczny, potem w postaci żółwia, a ja utrąciłem mu główkę, trzeba zmykać, ucieczka. Nasi znajomi w Zurychu, ich miny: Dobrze mu tak! Różnego rodzaju śmieszne prześladowania. Walter ­Höllerer20 i ktoś, kogo nie umiem zidentyfikować, też zresztą nie może na dłuższą metę pomóc; nie będzie sądu, ale trwają przygotowania do jakiejś śmiesznej egzekucji, przed czym znowu ratuje mnie tylko przebudzenie.

Reszta tekstu dostępna w regularniej sprzedaży.

Objaśnienia

Na podstawie wydania niemieckiego opracowała tłumaczka.

1Odbiór mieszkania (Sarrazin Strasse 8) W 1972 roku Max Frisch kupił mieszkanie w Berlinie, w dzielnicy Friedenau, do którego wprowadzili się z żoną w lutym 1973 roku. We Friedenau wówczas chętnie osiedlali się pisarze, w sąsiedztwie mieszkali między innymi: Hans Magnus Enzens­berger, Günter Grass, Lars Gustafsson, Uwe Johnson i Christoph Meckel. Z perspektywy czasu, w rozmowie z Volkerem Hagem w 1982 Frisch stwierdził: „Zdecydowaliśmy się wtedy na mieszkanie we Friedenau, bo niedaleko mieszkali Grass i Johnson” (»Ich bin auf Erfahrung sehr angewiesen«. Volker Hage im Gespräch mit Max Frisch [w:] Volker Hage (Hg.), Max Frisch. Sein Leben in Bildern und Texten, Berlin: Suhrkamp, 2011, s. 235; dalej jako »Ich bin auf Erfahrung sehr angewiesen«).

2Anna Grass Anna Grass z domu Schwarz (ur. 1932), szwajcarska tancerka, w latach 1954–1978 żona Güntera Grassa.

3Uwego Johnsona Frisch i Uwe Johnson (1934–1984) poznali się w 1962 roku w Rzymie, gdzie Max Frisch z Ingeborg Bachmann mieszkali od 1960 roku, a Johnson przebywał jako stypendysta Villi Massimo.

4M. Inicjałem M. oznaczona jest w całym dzienniku Marianne Frisch z domu Oellers (ur. 1939), która w latach 1968–1979 była żoną Maxa Frischa.

5z Uwem i Elisabeth Johnsonami Elisabeth Johnson z domu Schmidt (ur. 1935) poślubiła Uwego Johnsona w 1962 roku po ich ucieczce z NRD. Rozstali się w 1978 roku.

6Murarz, który mówi jak Barlog Boleslaw ­Barlog (1906–1999), reżyser i wieloletni kierownik literacki Schloss­park Theater i Schiller Theater w Berlinie. Za jego czasów wystawiono tam kilka sztuk Frischa, m.in. Don Juana albo miłość do geometrii (1953) i Hrabiego Öderlanda (1961).

7Jest wciąż zagoniony, Woyzeck jako murarz Por.Georg Büchner, Woyzeck, przeł. Jerzy Liebert: „Woyzeck, czemuż to on zawsze taki zagoniony” (w: tegoż, Utwory zebrane, przeł. Wilam Horzyca i in., Warszawa: PIW, 1956, s. 235).

8Pierwsze zakupy na cotygodniowym targu Zob. też skondensowany opis codziennego życia w Berlinie w: Max Frisch, Montauk, przeł. Stanisław Kołodziejczyk, Warszawa: Czytelnik, 1978, s. 83 i nast. (dalej jako Montauk).

9o Sarrazinie, którego nazwisko upamiętnia ta ulica Otto Sarrazin (1842–1921), inżynier budowlany, zajmował się również kulturą języka, był przewodniczącym Allgemei­ner Deutscher Sprachverein, opracował Verdeutschungs-Wörterbuch (1886).

10próby teatralne z Casparem Neherem, Hanne Hiob, Ernstem Schröderem, Tillą Durieux i wieloma innymi (inscenizacji Kortnera i inscenizacji Schweikarta swego czasu nie obejrzałem) Frisch wspomina zapewne próby do inscenizacji MuruChińskiego w 1955 roku w Theater am Kurfürstendamm (prapremiera drugiej wersji). Fritz Kortner (1892–1970) reżyserował w Berlinie Andorę (1962, Schiller Theater), przedtem we Frankfurcie nad Menem Hrabiego Öderlanda (1956, Städtische Bühne). Hans Schweikart (1895–1975) reżyserował w Berlinie Grę w życie (1968, Schlosspark Thea­ter), przedtem w Monachium – Andorę (1962, Münchner Kammerspiele).

11zdrady małżeńskie Ta wzmianka może odnosić się do romansu Frischa z Margot Schaake w 1947 roku.

12mniej więcej po raz siódmy M. i ja urządzamy kuchnię 1. Rzym, Via Giuseppe de Notaris 1F (1962); 2. Rzym, Via Margutta 53B; 3. ten sam adres, mieszkanie-pracownia na górnym piętrze (1963); 4. Berzona, Ticino (1965); 5. Zurych, Lochergut (1966); 6. Küsnacht, Birkenweg 8 (1968); 7. Berlin, Sarrazin Strasse 8 (1973).

13W 1959 w szpitalu Männedorf (zapalenie wątroby) Zob. też Montauk, s. 147 i nast. Frisch trafił do szpitala z powodu ciężkiego zapalenia wątroby. Od tamtej pory dręczyły go obawy o stan mózgu i pamięci, ujawniane też w dzienniku, zob. s. 87 i 152.

14Kilka lat później, w Rzymie, usłyszałem od Ingeborg Bachmann Zob. też Montauk, s. 155. W rozmowie z Volkerem Hagem na pytanie, co takiego zawierał zniszczony przez Ingeborg Bachmann dziennik i jaka była jego objętość, Frisch odrzekł: „Nie umiałbym dokładnie powiedzieć. Chodziło tylko o wiosnę 1959 roku, zapiski robiłem głównie w szpitalu, obolały, pod kroplówką. Ale na pewno był to dziennik dotyczący wyłącznie naszego związku. Prawdo­podobnie sam bym go zniszczył, co nie likwiduje rzecz jasna pytania, czy ona miała do tego prawo. Nie chcę teraz robić z tego afery. To przecież nie był dziennik z całych ośmiu lat. Przypuszczalnie chodziło o ostatni razem przeżyty okres. Mam nadzieję, że naprawdę to zniszczyła, że nie leży gdzieś w jej archiwum. Nie byłem przy tym, nie widziałem na własne oczy. Wiem to od niej. Zniszczenie było aktem gniewu, niewspółmiernym, ale emocjonalnie zrozumiałym. Wierzę jej. W przeciwnym razie byłaby to rozmyślna złośliwość” (»Ich bin auf Erfahrung sehr angewiesen«, s. 232).

15Jürgen Gruner, szef VOLKUNDWELT Jürgen Gruner (ur. 1930), w latach 1970–1991 szef berlińskiego wydawnictwa Volk und Welt, najważniejszej w NRD oficyny publikującej światową literaturę piękną.

16Wydają teraz HOMOFABER, ale STILLERA wciąż jeszcze nie Wydawnictwo Volk und Welt od 1961 roku miało w planach Stillera, jednak wskutek sprzeciwu Komitetu Centralnego SED powieść ukazała się dopiero w 1975; obiekcje budził nie tylko tekst Frischa, ale również osoba autora posłowia, Hansa Mayera (1907–2001), który w 1963 roku wyjechał na Zachód i nie wrócił do NRD. Natomiast Homo Faber mógł się ukazać już w 1973 roku.

17Wbrew oczekiwaniu sprawdzają, czy w NRD nie dałoby się jednak opublikować DZIENNIKA 1966-1971 Dzienniki Frischa przez długi czas nie mogły być opublikowane w NRD. Za późny i niespodziewany sukces wydawnictwa Volk und Welt wolno uznać edycję Dziennika 1946–1949 z 1987 roku. Planów integralnej edycji Dziennika 1966–1971 nie udało się urzeczywistnić za czasów NRD. Problemem były zwłaszcza zapiski z dwóch podróży Frischa do Związku Sowieckiego, w 1966 i w 1968 roku. (Por. Dziennik 1946–1949, 1966–1971, przeł. Jakub Ekier, Krzysztof Jachimczak, Warszawa: W.A.B., 2015, s. 388–390, 464–477; dalej jako Dziennik 1946–1949, 1966–1971).

18Dziś jego list: „z wielką radością dowiaduję się właś­nie  — ” W liście do Maxa Frischa z 13.02.1973 Jürgen Gruner napisał: „Wielce Szanowny Panie, z wielką radością dowiaduję się właśnie za pośrednictwem Elisabeth Borchers, że znalazł się Pan geograficznie niedaleko od wydawnictwa i że rysuje się już nawet zamiar podróży na Targi Lipskie”. Oryginał listu przechowywany jest w Max Frisch-Archiv przy Bibliotece ETH w Zurychu (dalej oznaczane skrótem MFA).

19chodzi o jaguara Max Frisch posiadał ­jaguara 420 z 1967 roku. W listopadzie 1990 podarował go Volkerowi Schlöndorffowi w podzięce za sfilmowanie Homo Faber; przekazanie samochodu przy Stadelhofen w Zurychu zostało udokumentowane fotograficznie. Zob. też s. 37; por. Montauk: „tylko w snach zdarza się, że nie mogę znaleźć wozu” (s. 54).

20Walter Höllerer Walter Höllerer (1922–2003), niemiecki literaturoznawca, krytyk i pisarz, zaprzyjaźniony z Maxem Frischem; Frisch był ojcem chrzestnym jego syna Floriana; Höllerer był świadkiem na ślubie Marianne i Maxa Frischów.

WYDAWNICTWO CZARNE sp. z o.o.

czarne.com.pl

Sekretariat: ul. Kołłątaja 14, III p., 38-300 Gorlice

tel. +48 18 353 58 93, fax +48 18 352 04 75

[email protected], [email protected]

[email protected], [email protected]

[email protected]

Redakcja: Wołowiec 11, 38-307 Sękowa

[email protected]

Sekretarz redakcji:[email protected]

Dział promocji: ul. Marszałkowska 43/1, 00-648 Warszawa

tel./fax +48 22 621 10 48

[email protected], [email protected]

[email protected], [email protected]

[email protected]

Dział marketingu:[email protected]

Dział sprzedaży:[email protected]

[email protected]

[email protected]

Audiobooki i e-booki:[email protected]

Skład:d2d.pl

ul. Sienkiewicza 9/14, 30-033 Kraków

tel. +48 12 432 08 52, [email protected]

Wołowiec 2017

Wydanie I