Kochanki i przyjaciółki Hitlera - Douglas Botting, Ian Sayer - ebook

Kochanki i przyjaciółki Hitlera ebook

Douglas Botting, Ian Sayer

4,3

Opis

Światowy bestseller autorów Złota nazistów, który jest nie tylko fascynującą opowieścią biograficzną, ale rzuca nowe światło na osobowość Hitlera i jego decyzje polityczne.

„Moją miłością są Niemcy. Ożeniłem się ze wszystkimi niemieckimi kobietami.” ADOLF HITLER

Kobiety Hitlera… Jedna odebrała sobie życie, druga po nieudanej próbie samobójczej do śmierci pozostała w szpitalu. Inna wiele lat po wojnie z rozrzewnieniem wspominała, jak ziściła się jej miłość w ramionach ukochanego Führera. Na liście zauroczonych były tancerki, śpiewaczki, gwiazdy filmowe – także Pola Negri. Przez lata walczyła z nimi Eva Braun, by wreszcie zdobyć Wodza dla siebie i ze stojącej w cieniu kochanki przeistoczyć się w „Pierwszą Damę” i zostać z nim do końca.

Na podstawie relacji świadków, raportów z przesłuchań, osobistych wyznań i prywatnych dokumentów – listów, wspomnień, pamiętników – Ian Sayer i Douglas Botting odtwarzają nieznaną prawdę o życiu uczuciowym i erotycznym Adolfa Hitlera, i prawdziwe historie kobiet, z którymi łączyły go intymne związki. Wódz Trzeciej Rzeszy nie dopuszczał, by tajemnice jego alkowy ujrzały światło dzienne – każdy, kto je poznał, był likwidowany lub musiał ratować się ucieczką. Teraz wreszcie zostały ujawnione!

IAN SAYER, znawca historii Trzeciej Rzeszy, jest właścicielem największego w Wielkiej Brytanii prywatnego archiwum dokumentów dotyczących II wojny światowej. Odnalazł nieznane wcześniej dokumenty Waltera Wagnera, tajemniczego uczestnika ślubu Hitlera, które zainspirowały go do napisania tej książki. DOUGLAS BOTTING, pisarz, podróżnik, autor filmów dla BBC, członek Royal Institute of International Affairs. Wspólnie napisali światowy bestseller Złoto nazistów, książkę, która przyczyniła się do odnalezienia części zaginionego złota.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 330

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (20 ocen)
10
6
4
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MariaWojtkowiak

Dobrze spędzony czas

Ciekawie przedstawiony fragment historii.
00

Popularność




Redakcja stylistyczna

Eugeniusz Melech

Korekta

Hanna Lachowska

Projekt graficzny okładki

Renata Ulanowska

Zdjęcia na okładce i w środku

Ian Sayer Collection

Tytuł oryginału

Hitler and Women

The Love Life of Adolf Hitler

Poprzednie polskie wydania książki pod tytułem:

Szczęśliwe i tragiczne kobiety Hitlera (2008 r.)

Kobiety Hitlera. Życie intymne dyktatora (2012 r.)

Copyright © Ian Sayer and Douglas Botting, 2004.

All rights reserved.

For the Polish edition

Copyright © 2019 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.

ISBN 978-83-241-7873-5

Warszawa 2022. Wydanie II

Wydawnictwo AMBER Sp. z o.o.

www.wydawnictwoamber.pl

Konwersja

Autorzy pragną zadedykować tę książkę swoim dzieciom, z wdzięcznością i miłością

Kate

Przedmowa

Oto nowa książka o Adolfie Hitlerze – o jego życiu uczuciowym, jego kobietach, dziwnych skłonnościach – dla nowego pokolenia czytelników. Adolf Hitler był zagadką dla wielu ludzi. Współcześni historycy wciąż starają się zrozumieć niuanse jego życia publicznego i kariery – jak zdobył władzę, jak ją wykorzystywał i jak ją utracił. Jeszcze bardziej tajemnicze jest jego życie prywatne, ukrywane przed społeczeństwem, a nawet przed jego najbliższymi współpracownikami i nielicznymi bliskimi mu osobami. Można pokusić się o stwierdzenie, iż to destrukcyjna natura Hitlera sprawiła, że nie znalazł życiowej partnerki. Hitler, którego naród nazywał z czcią Führerem, nie życzył sobie, by dowiadywano się o jego prywatnych sprawach. Każdy, kto je poznał, a został uznany za niegodnego zaufania – czy to cenieni lekarze, czy szanowani dziennikarze, a nawet stronnicy polityczni i dawne kochanki – albo był natychmiast likwidowany, albo musiał uciekać, by ocalić życie. Nic też dziwnego, że Hitler nikogo nie wpuszczał za próg swojej sypialni, zwłaszcza jeśli oprócz niego był w niej ktoś jeszcze. „Moją miłością są Niemcy – mawiał. – Ożeniłem się ze wszystkimi niemieckimi kobietami”.

Badanie prywatnego życia i upodobań erotycznych Adolfa Hitlera przypominało szukanie drogi w labiryncie zbudowanym na plaży zalewanej przez przypływ. A może lepiej byłoby je porównać do prowadzenia śledztwa w sprawie wielkiego skandalu lub zbrodni czy tajnej operacji wywiadowczej, której wszyscy uczestnicy zginęli, główny podejrzany nigdy nie złożył żadnego zeznania, a dostępne dowody – których, trzeba dodać, jest całkiem sporo – są często sprzeczne i nieobiektywne, oparte na słowach zwolenników lub wrogów manipulujących faktami dla osiągnięcia różnych, nie zawsze uczciwych celów, łącznie z celami politycznymi. Nie istnieje żaden jednoznaczny dokument (choć wiele jest relacji ustnych), nie ma wyroków sądowych, rozwodów ani dzieci, ale sam obraz jest dostatecznie wyraźny.

Nie ulega wątpliwości, że Hitler lubił kobiety, zarówno młode, ładne i seksowne, jak i emanujące matczynym ciepłem matrony. Równie oczywiste jest to, że z kilkoma łączyły go różne związki; jedną z nich adorował, inną nawet poślubił.

Pozostaje jednak zasadnicze pytanie: czy Hitler z nimi współżył. Współcześni mu nieustannie zadawali sobie to pytanie. Jego przyjaciółki – te, które przeżyły – udzielały sprzecznych odpowiedzi. Historycy, biografowie, seksuolodzy, psychopatologowie i detektywi, tacy jak Sayer i Botting, wciąż je sobie zadają. Sądzimy, że udało nam się znaleźć odpowiedź, ponieważ jednak zdajemy sobie sprawę, że może istnieć więcej niż jedno rozwiązanie tej zagadki, zbadaliśmy i opisaliśmy również inne możliwości.

Oto więc sekretna historia Adolfa Hitlera – dzieje miłości, a nie walki o władzę.

Ian Sayer

Douglas Botting

Część IPiękna i brutal

Spacer w nierealnym świecie

Stanął u dołu schodów. Na górę prowadziło trzydzieści osiem stopni. Tak jak wszystko inne w tym miejscu – podłogi, ściany, sufity – schody były z litego betonu. Musiały być takie. Z każdym krokiem ku powierzchni huk bomb wybuchających w ogrodzie na górze stawał się coraz głośniejszy, coraz bardziej niepokojący.

Trzydziestosiedmioletni urzędnik miejski, któremu przydzielono zadanie rejestrowania narodzin, zgonów i małżeństw – niepozorny mężczyzna w brunatnym mundurze partii nazistowskiej z czerwoną opaską Volkssturmu (pospolitego ruszenia) na ramieniu. W życiu nie pozostało mu już nic poza poczuciem obowiązku wobec kraju i miłością do młodej, niewidzianej od pół roku żony i maleńkiego synka. W jego odczuciu huk pocisków spadających nad głową jeszcze bardziej podkreślał nierealność kilku ostatnich godzin.

Walter Wagner, człowiek o skromnych ambicjach i twarzy nieznanej dotychczas możnym tego świata, odegrał bardzo istotną rolę w jednym z ostatnich rytuałów najwyższego władcy największego imperium, jakie kiedykolwiek widziała Europa. Uczestniczył w ostatnim akcie przełomowego momentu dziejów – obłąkanej ceremonii, fantastycznego koszmaru. Teraz zaś, według wszelkiego prawdopodobieństwa, miał zginąć. Nietrudno odgadnąć stan jego umysłu. Na własne oczy widział, że jego wódz jest roztrzęsionym wrakiem człowieka, że gra się skończyła, że nie ma już żadnej nadziei.

Zagubiony i przerażony, wspinał się po schodach do wyjścia bezpieczeństwa. Z każdym krokiem rozrywający uszy huk salw artyleryjskich stawał się głośniejszy, ściany drżały, z sufitu sypał się cementowy pył. Z pokoju daleko na dole – gdzie ocalała elita napawała się efektami własnych poczynań w ostatnich godzinach umierającego imperium – dobiegały słowa sentymentalnego refrenu popularnej piosenki z ostatniej zachowanej płyty gramofonowej Czerwone jak krew róże wyczarują szczęście dla ciebie.

Możemy tylko zgadywać, co działo się w jego głowie. Gdyby tylko mógł o tym opowiedzieć Corduli. „Wiesz, że Führer w końcu dał się złowić? A zgadnij, kto się do tego przyczynił. Ja! To ja ożeniłem Adolfa Hitlera – powiedziałby swojej żonie. – To ja zapytałem go, czy jest Aryjczykiem, uwierzyłabyś? Zapytałem nawet Führera, czy jest umysłowo upośledzony, możesz sobie wyobrazić?” Cordula na pewno by mu nie uwierzyła. Ale nie miałby do niej o to pretensji. Wygląda na to, że Wodzowi zostało już niewiele życia. Hitler cały drżał. Ledwie udało mu się podpisać akt ślubu. A kim była ta piękna kobieta, która za niego wyszła? Jakaś tam Eva. Teraz Eva Hitler. Skąd się nagle wzięła? Wagner nigdy o niej nie słyszał. Czy w ogóle ktokolwiek o niej słyszał? Dalej, Herr Wagner, poganiała go, czas ucieka. Co za lekceważenie! Po tym wszystkim, co przeszedł, żeby się tu dostać. Nie zważając na ostrzał Rosjan… A teraz czeka go to jeszcze raz. Co za wstrząs! No nic, lepiej tutaj niż w tej dziurze na dole. Jak oni zamierzają szybko się stamtąd wydostać? Eva w czarnej jedwabnej sukience i diamentowej kolii jest taka piękna. Szkoda jej, naprawdę szkoda.

Był prawie u szczytu schodów. Jego myśli nie krążyły już zapewne wokół absurdalnego koszmaru, który zostawił za sobą, a raczej skupiały się na aż nazbyt rzeczywistym koszmarze, który go czekał. W końcu znalazł się na górze. Dwaj uzbrojeni esesmani w długich butach wiernie stali na straży. Oddali Walterowi Wagnerowi jego panterkę, stalowy hełm, pistolet, granaty i pistolet maszynowy. Na koniec, życząc mu szczęścia, otworzyli pancerne drzwi i Wagner wyszedł z bunkra do ogrodu Kancelarii Rzeszy – i wkroczył w ostatnią fazę swojego życia.

Było już dobrze po pierwszej w nocy 29 kwietnia 1945 roku. Rosjanie przypuścili generalną ofensywę na centrum miasta, a Walter Wagner za chwilę miał się znaleźć w oku cyklonu. Rozejrzał się szybko dookoła, sprawdzając, czy bezpiecznie jest iść dalej. To, co zobaczył, było piekłem na ziemi.

Cały Berlin stał w płomieniach. Ani na chwilę nie ustawał ogłuszający huk ciężkiej artylerii, moździerzy i pancerfaustów. Ze wszystkich stron dobiegał grzechot karabinów maszynowych i pojedyncze strzały; walki uliczne toczyły się coraz bliżej. Powietrze było gęste od dymu, oparów i popiołu, który opadał na ziemię niczym sucha mżawka; nocne niebo było sine i żółte jak siarka od tysięcy bomb, które spadały z góry; tu i ówdzie pojawiała się czerwona poświata, nad miejscami, gdzie pożary pochłaniały ostatnie ślady tego, co zostało z wielkiej stolicy.

Wagner ostrożnie ruszył przez niesamowity, rozjaśniany błyskami mrok, przedzierając się na wschód przez zryty lejami i zasypany gruzem ogród Kancelarii, do ulicy, która powinna go zaprowadzić do jego kompanii Volkssturmu na modnym niegdyś Potsdamer Platz w centrum oblężonego miasta. Sytuacja Berlina, podobnie jak Wagnera, była rozpaczliwa. Wojska radzieckie zajęły już całą stolicę, z wyjątkiem dzielnicy rządowej – obszaru mniejszego niż Westminster czy Manhattan – gdzie wciąż przebywał Adolf Hitler z nielicznymi ocalałymi dygnitarzami niemal już nieistniejącej Tysiącletniej Rzeszy. Linia frontu znajdowała się niecałe 400 metrów od bunkra Kancelarii, a na ulicach wokół niego trwały już zacięte walki.

Wagner znajdował się w środku koszmaru, zawieszony między życiem a śmiercią, raz bliżej jednego, raz drugiego. Nie widział jeszcze swojego synka Michaela, miał nadzieję, że jest bezpieczny z Cordulą na spokojnej, małej wysepce Föhn, daleko na zachód od tego piekła. Może już nigdy go nie zobaczy. Nie tak dawno w jednym z ostatnich listów ze skazanej na zagładę stolicy pisał do ukochanej żony:

Cokolwiek los ma dla nas w zanadrzu, jednego możemy być pewni – że pozostaniemy związani prawdziwą miłością aż do ostatniego tchnienia. Swoją miłością nadałaś całemu mojemu życiu szczególne znaczenie i uczyniłaś mnie bardzo, bardzo szczęśliwym. W tej godzinie chcę, żebyś wiedziała, że moje serce na zawsze należy do Ciebie, że bardzo, bardzo Cię kocham i zawsze będę kochał. Jestem też myślami z naszym kochanym małym Michaelem, który sprawił, że nasze życie stało się jeszcze bogatsze.

W końcu dotarł na Potsdamer Platz. Ujrzał istną apokalipsę. Cały rozległy plac był pełen ruin, usiany wrakami samochodów i zniszczonych ambulansów, w których wciąż znajdowali się ranni. Wszędzie leżały ciała zabitych, wiele straszliwie okaleczonych, rozjechanych przez czołgi i ciężarówki. Rannych, którzy nie zostali rozerwani na strzępy, nie zabierano z ulicy. Cywile ukryci w piwnicach bali się ich – zbyt wielu powieszono jako dezerterów. Nie było ani chwili odpoczynku, przerwy w walce, nie było normalnych posiłków, zdobycie kawałka chleba graniczyło z cudem, a wodę można było tylko czerpać z kanału i filtrować.

„Moja droga, kochana Cordulo, nasze wspólne życie jeszcze nadejdzie – pisał Wagner do młodej żony, ze smutkiem, tracąc już nadzieję. – Niestety, w chwili, kiedy czytasz ten list, nie mogę być przy Tobie, ale jestem z Tobą myślami, bardziej niż kiedykolwiek”.

I tak Walter Wagner – zagadkowy świadek ostatnich godzin Hitlera i jego dworu, człowiek obarczony delikatnym zadaniem połączenia węzłem małżeńskim Adolfa Hitlera i Evy Braun głęboko w trzewiach bunkra – zniknął w ciemnościach i bitewnym zgiełku, znikając jednocześnie z kart historii.

Nigdy nie było do końca jasne, skąd przyszedł, kiedy pojawił się na scenie obok Führera w tej dramatycznej sytuacji, ani co się z nim stało. Wiele lat później jedno z największych niemieckich czasopism, „Stern”, podało – błędnie, jak się okazało – że Walter Wagner ma się całkiem dobrze i mieszka niedaleko Frankfurtu. Teraz, po raz pierwszy, możemy opowiedzieć całą tę historię – historię o człowieku, który dał ślub Hitlerowi, o dozgonnej miłości Adolfa i Evy, o czterech pogrzebach i weselu, o ucieczce, śmierci i micie – a także wielu innych rzeczach.

Pokój bez widoku

Kiedy zatrzasnęły się hermetyczne, wodoszczelne i dźwiękoszczelne drzwi betonowej celi, którą nazywali salonem, nie słyszała niemal nic. Tylko od czasu do czasu dobiegał głuchy huk dalekiej eksplozji, od której dygotały ściany. Ale tutaj, w bunkrze, 10 metrów pod centrum Berlina, nie musieli się tym martwić. A gdyby coś się stało, w ciągu kilku minut umrą wszyscy.

Ubrała się specjalnie na tę okazję – miała na sobie błękitną szyfonową sukienkę z białym kołnierzykiem z falbankami, wyglądającą wiosennie i świeżo, oraz eleganckie, modne pantofelki. W końcu była to bardzo szczególna okazja. Właściwie ostatnia okazja, wielkie pożegnanie. A ona tak bardzo chciała być piękną nieboszczką. Dlatego w grę nie wchodziła kula z pistoletu, żadnej krwi i rozpryśniętego mózgu – przynajmniej jeśli o nią chodzi. Po prostu szybko spokojnie zaśnie. Taką miała w każdym razie nadzieję. On oczywiście zamierzał zrobić to inaczej. Ale on brał udział w wojnie, a właściwie to nawet w dwóch – w jednej walczył, drugą prowadził – a poza tym był mężczyzną; mężczyźni znają się na pistoletach i w ogóle na broni. Ona jednak straszliwie się bała.

Zrzuciła pantofelki i skuliła się na pokrytej biało-niebieskim brokatem sofie, podciągając nogi, aby nieco się rozluźnić. Jej nowo poślubiony mąż siedział sztywno na przeciwległym końcu. Wyglądał elegancko w brązowym mundurze Führera. Dziś na jego ubraniu nie było żadnych plam z jedzenia. Eva osobiście wyczyściła przed uroczystością plamy z sosu pomidorowego i musztardy. Nie miało to szczególnego znaczenia, ale zawsze lepiej trzymać się zasad, szczególnie w historycznych momentach, takich jak ten.

O czym on myśli? Po wszystkich latach chwały, po tym jak ocalił Vaterland i był uwielbiany przez miliony, miał zakończyć życie w betonowej klatce w dziurze w ziemi, wśród gołych cementowych ścian w nijakim szarym kolorze, rdzawobrązowych lub pomarańczowych, zawilgoconych, a nawet miejscami pokrytych pleśnią, oddychając powietrzem cuchnącym starymi butami, środkiem dezynfekcyjnym i zatkanymi ściekami. Zdradzony przez wszystkich – co za niewdzięczność, nikt by tego nie zniósł.

Na stoliku obok niego stała oprawiona w ramkę niewielka fotografia jego dawno zmarłej matki. Jakże byłaby z niego dumna, gdyby żyła! Jej mały chłopiec, taki skromny i nieśmiały, a patrzcie, co z niego wyrosło: król, cesarz, dyktator, Führer, bóg – nazwijcie go, jak chcecie. Ale ona się martwiła. Ręce drżały mu tak silnie w tych dniach, że obawiała się, iż może nie trafić i przestrzelić sobie tylko ucho albo nawet trafić w głowę swojego bohatera, Fryderyka Wielkiego, którego portret wisiał na ścianie.

Nie zamierzała użyć pistoletu, który jej dali, i nic na to nie mogła poradzić. „Poczekaj, aż usłyszysz strzał – radzili jej ludzie, którzy znali się na takich rzeczach – i wtedy weź kapsułkę”. Palcem dotknęła kapsułki leżącej na dłoni. Taka śliczna, malutka rzecz. Wyglądała jak błyszczący miedziany pojemniczek na szminkę, wewnątrz ukryta była mała fiolka ze złocistym płynem. Kiedy rozgryzie fiolkę, cyjanek w kilka sekund spowoduje zatrzymanie oddechu, paraliż i utratę świadomości.

Dzień, w którym po raz pierwszy się spotkali, pamiętała, jakby to było wczoraj. Wtedy jeszcze nie był Führerem, tylko jednym z wielu polityków, lecz piął się w górę. Pół życia temu. Zawsze go kochała, w lepszych i gorszych czasach, w szczęściu i w nieszczęściu, i kochała go również tutaj, teraz, gdy tylko minuta dzieliła ich od wieczności. Ileż się zdarzyło od tamtego czasu – rewolucja, wojna, podboje, potem cały świat się zawalił, wróg u bram. Ich dziwna, burzliwa miłość, a teraz to: fiolka cyjanku między zębami, na stoliku obok walther gotowy do strzału, który zakończy życie jej ukochanego i będzie sygnałem, by zacisnęła szczęki, kończąc własne.

Mogło być gorzej. Miała obok siebie człowieka, którego kochała, i wiedziała, że od niej nie odejdzie. Teraz nikt jej go już nie odbierze. Nie będzie bolało, ona nie będzie płakać, jest w domu – w betonowej klatce wielkości łazienki, w głębi katakumb, ale dla niej to środek świata. I wszyscy ją zapamiętają.

Pamiętajcie o mnie!

Czekaj, aż usłyszysz strzał… czekaj, aż usłyszysz strzał.

Usłyszała.

„Ten człowiek patrzy na moje nogi”

Dziwny był ciąg wydarzeń, które doprowadziły ją do betonowej, hermetycznej celi, do ostatnich minut życia, które pobiegło zupełnie nieoczekiwanym torem i równie nieoczekiwanie miało się zakończyć właśnie tutaj. Na zawsze zapamiętała dzień, w którym spotkała go po raz pierwszy – ów kluczowy moment, który zapoczątkował to wszystko. Był wrzesień 1929 roku, miała 19 lat, właśnie ukończyła szkołę i pracowała w zakładzie fotograficznym Heinricha Hoffmanna w Monachium.

„Weszłam na drabinę, żeby sięgnąć do segregatorów na najwyższej półce szafy – opowiadała później siostrze. – Wtedy wszedł mój szef w towarzystwie mężczyzny w nieokreślonym wieku, z zabawnym wąsikiem, w jasnym płaszczu angielskiego kroju i z dużym filcowym kapeluszem w dłoni. Obaj usiedli naprzeciwko mnie, a ja czułam, że ten człowiek patrzył na moje nogi. Właśnie tego dnia skróciłam spódnicę”.

Możliwe, że gdyby właśnie tego dnia nie skróciła spódnicy, ów mężczyzna z zabawnym wąsikiem, który w tamtych dniach przedstawiał się jako Herr Wolf, nie zacząłby przyglądać się jej nogom i nie spotkałaby go nigdy więcej. Ale jeden przypadek pociągał za sobą następne.

Widząc fascynację Herr Wolfa dziewczyną, Hoffmann wysłał ją do tawerny za rogiem po kiełbaski i piwo. Nieistotne, że Herr Wolf był wegetarianinem, niemal nigdy nie jadł kiełbasek, rzadko pił piwo, i to tylko słabe. Nie o to przecież chodziło. Chodziło o to, by Eva siedziała z nim przy jednym stole. Miała okrągłą twarz, jasne włosy i błękitne oczy, była ładna, zgrabna, młoda, pełna życia, fizycznie atrakcyjna, niezbyt mądra. Jak to ujął dosadnie przyszły służący człowieka, którego Eva, widząc po raz pierwszy, nazwała „starszym dżentelmenem”, miała „dobre nogi, solidne piersi, okrągły tyłek”; ideał aryjskiej Fräulein. Herr Wolf był porażony.

„Umierałam z głodu – opowiadała później Eva swojej siostrze. – Zjadłam kiełbasę i przez grzeczność łyknęłam piwa. Ten starszy dżentelmen prawił mi komplementy. Rozmawialiśmy o muzyce, o teatrze, a on cały czas pożerał mnie wzrokiem. W końcu zrobiło się późno i pożegnałam się. Odmówiłam, kiedy zaproponował, że podwiezie mnie swoim mercedesem, lecz zanim wyszłam, Hoffmann wziął mnie na stronę. »Nie domyślasz się, kim jest ten człowiek? To Hitler! Adolf Hitler!«” Hoffmann wiedział to dokładnie. Był fotografem Hitlera.

To właśnie on, ów „starszy dżentelmen” – a właściwie mężczyzna zbliżający się do średniego wieku – z zabawnym, przypominającym szczoteczkę do zębów wąsikiem pod pokaźnym nosem, z pasmem czarnych włosów przyklejonych do czoła i oczami wyłupiastymi jak u oposa, o twarzy psychopaty – szczupłej, natchnionej i fanatycznie skupionej; „twarz i głowa mieszańca złej rasy, niskie, cofnięte czoło”, jak pewien nazistowski zwolennik czystości rasy opisał nienordyckiego przyszłego Führera. Miał na sobie szczelnie zapięty skórzany płaszcz i nieco dziwny mundur nazistowskiego bojówkarza lub dowódcy skautów, a w dłoni pejcz z hipopotamiej skóry – wypisz wymaluj Charlie Chaplin. Trudno byłoby go uznać za marzenie kobiet.

W tamtym czasie Adolf Hitler był dopiero początkującym politykiem, pnącym się w górę ze zmiennym powodzeniem, a jego nazwisko jeszcze nie było powszechnie znane. Eva nigdy o nim nie słyszała i kiedy wróciła do domu, zapytała ojca: „Kto to taki, ten Adolf Hitler?”

„Hitler? – odparł ojciec. – To awanturnik, imbecyl, który uważa się za wszechwiedzącego i chce zmieniać świat. Myśli, że mądrość wyssał z mlekiem matki. Przechodzę na drugą stronę, kiedy spotykam go na ulicy”.

Był taki okres w życiu Hitlera – szczerze mówiąc, obejmujący całą młodość – kiedy wszyscy na jego widok zdawali się przechodzić na drugą stroną ulicy. Ten samotny, ekscentryczny człowiek, który panicznie bał się kobiet i grzechów cielesnych, nawet nie pomyślałby o tym, by popatrzyć na nogi młodej dziewczyny w taki sposób, w jaki tego popołudnia przyglądał się nogom Evy. Teraz oczywiście stał się zupełnie inny. A wszystko dzięki doktorowi Kruegerowi.

„Trochę niechlujny mężczyzna”

Doktor Kurt Krueger dobrze zapamiętał pierwsze spotkanie z przyszłym Führerem Niemiec i zdobywcą świata. Tak przynajmniej zapewniał kontrowersyjny autor o tym nazwisku, który twierdził, że był lekarzem i psychiatrą Hitlera, zanim z obawy o własne życie musiał uciekać z Niemiec. Napisał on książkę, która po raz pierwszy została wydana w Nowym Jorku w 1941 roku pod tytułem Inside Hitler (Wewnątrz Hitlera), a wznowiona w 1942 i 1943 jako I Was Hitler’s Doctor (Byłem lekarzem Hitlera).

Pewnego wieczoru pod koniec sierpnia 1919 roku – wspominał doktor – otworzyły się drzwi do jego skromnego, połączonego z mieszkaniem gabinetu w Monachium i stanęła w nich dziwna postać: „średniego wzrostu, szczupły, trochę niechlujny mężczyzna – pisał Krueger – z rzadką, dziwnie małą kozią bródką zdobiącą cofnięty podbródek”. Hitler nie wyglądał zbyt imponująco, gdy tak stał w starym płaszczu, zapewne ukrywającym ubóstwo pozostałych części jego ubioru, jak domyślał się doktor. Dalej Krueger wspominał:

Muszę przyznać, że kiedy zostałem sam na sam z tym człowiekiem, poczułem się dość nieswojo. Pomijając jego dziwaczny wygląd, wydawał się, mimo słownego demonstrowania pewności siebie, głęboko nieszczęśliwy, wciąż poprawiał na sobie ubranie i wyglądał, jakby wielką ulgę mogła mu sprawić możliwość podrapania się. W żaden sposób nie mogłem go pocieszyć, siedział więc, wyglądając żałośnie, szarpiąc swoją dziwaczną kozią bródkę. Przypominał mi jednego ze starych polskich Żydów, jakich widywałem na froncie wschodnim.

Jest to chyba pierwszy znany opis tego niepozornego człowieka – który całkiem niedługo miał poruszyć świat, zniszczyć całą rasę i kontynent europejski – na samym początku jego kariery politycznej, w pierwszych miesiącach ery powojennej. Wielu historyków odrzuca opis Hitlera z brodą jako nieautentyczny, choć trzeba pamiętać, że w tamtym okresie Hitler pracował jako agent niemieckiej Partii Robotniczej w Monachium i mógł zapuścić bródkę, aby zmienić swój wygląd. Również agenci Office of Strategic Studies (Biura Studiów Strategicznych amerykańskiej służby wywiadowczej z czasów wojny) wspominali w mniej więcej tym samym czasie o brodzie Hitlera. W każdym razie, jak zauważył doktor, bródkę wkrótce zastąpił „przystrzyżony zarost nad górną wargą”.

Owego pierwszego wieczoru Hitler przedstawiał sobą obraz, który doktor Krueger określił jako tragiczny – pod twardą skorupą ukrywał bezradną słabość po czterech latach służby na zachodnim froncie I wojny światowej w randze kaprala piechoty. „Wyglądał na wystraszonego i chorego – zauważył Krueger – miał przepełnione cierpieniem oczy, na twarzy wyraz osamotnienia i skrywanego bólu”. Pod względem fizycznym nie wywierał imponującego wrażenia. Psychicznie wciąż był na polu walki; nerwowo zaciskał i prostował palce, jakby nieustannie atakował lub był atakowany. Dalej Krueger pisał:

Najbardziej jednak obawiał się zasadzek życia. Ten nieszczęśliwy żołnierz nie umiał odejść do cywila; skołatane nerwy pchały go na pole nieustającej walki z samym sobą, co błędnie odbierał jako wrogość świata.

Oba łokcie oparł na blacie mojego biurka, opuścił głowę na otwarte dłonie w geście skrajnego zmęczenia i zniechęcenia. W końcu spojrzał na mnie i powiedział:

– Przypuszczam, że mam tylko starą francuską chorobę.

Uśmiechnąłem się.

– Ma pan na myśli syfilis?

Skinął głową.

– Może przejdziemy do laboratorium? – zaproponowałem.

Posłusznie poszedł za mną do sąsiedniego pokoju i niezdarnie zdjął swoje znoszone ubranie. Badałem dosłownie setki syfilityków i spodziewałem się, że mój pacjent będzie w co najmniej drugim stadium tej strasznej choroby, skoro cierpiał na nią od sześciu lat. Ale nie – wciąż miał mocne włosy i skórę niemal bez skazy, a zaczerwienienie oczu, co mogłoby być symptomem, okazało się skutkiem ataku gazowego, który niemal pozbawił go wzroku.

– Ma pan tak niewiele zwykłych oznak syfilisu – oznajmiłem mu – że zaryzykowałbym twierdzenie, iż pierwsza diagnoza pana przypadku była błędna.

Popatrzył na mnie ze zdumieniem.

– Ale jeśli nie mam syfilisu, to dlaczego jestem całkowitym impotentem?

Tak więc szydło wyszło z worka: nowy pacjent doktora miał zamienić łachmany na bogactwa i anonimowość na sławę w czasie znacznie krótszym, niż potrzeba było, aby znaleźć lekarstwo na jego przypadłość, mającą całkowicie psychologiczne podłoże.

Badania krwi potwierdziły, że Hitler nie miał syfilisu – o ile kiedykolwiek na niego chorował. Jednak jego główny problem pozostał i nie było łatwo go rozwiązać. Doktor Krueger wspominał:

Seksualna niemoc Hitlera polegała na złym funkcjonowaniu jego fizycznych organów. Podobnie jak większość żołnierzy, którzy doznali potworności wojny, był spragniony towarzystwa kobiet. Wspomnienia dawnych związków musiały go palić za każdym razem, gdy widział lub przypominał sobie kobietę. Tamtego pierwszego popołudnia w moim gabinecie najbardziej rzuciła mi się w oczy jego rozpacz. Seksualna niemoc może wpędzić ogarniętego erotyczną obsesją mężczyznę w piekło rozpaczy.

„Niemożność prawidłowego funkcjonowania – oznajmił doktor Krueger Hitlerowi – nie jest wynikiem jakiegoś fizycznego defektu pana ciała, lecz schorzenia pana umysłu”.

Nawet jeśli doktor Krueger nie spisał tej relacji – nawet jeśli nigdy nie istniał, jak być może słusznie twierdzi wielu historyków – wyszła ona spod ręki kogoś bardzo przenikliwego, spostrzegawczego, doskonale znającego Hitlera.

„Żona Putyfara!”

Hitler, wychowany w surowej, katolickiej, drobnomieszczańskiej rodzinie chłopskiego pochodzenia w małym, bogobojnym miasteczku w Dolnej Austrii, z głęboko wpojoną miłością do uwielbiającej go matki i nienawiścią do okrutnego, zapijaczonego ojca – emerytowanego urzędnika celnego, który bił go, czasami wymierzając nawet 32 ciosy za jednym razem, odziedziczył wszystkie obawy i uprzedzenia dotyczące seksu, typowe dla ludzi jego czasów i pochodzenia, a równocześnie wykształcił własne upodobania.

Co było u Hitlera ważniejsze: natura czy wychowanie? Najprawdopodobniej połączenie jednego z drugim, ewoluujące niczym niezwykły wirus, który wbrew rachunkowi prawdopodobieństwa przetrwał wiele przeciwności losu, utworzyło z niego mesjanistycznego psychopatę. W odpowiednim momencie wirus ten przeniknął do politycznej tkanki Europy, zarażając ją śmiertelną chorobą zwaną nazizmem, równocześnie obnażając niemoc Hitlera w takich dziedzinach jak seks i reprodukcja. „Zagadka enigmy” – tak określił go jego przyszły śmiertelny wróg Winston Churchill, a wiele zakochanych w Hitlerze niemieckich dziewcząt – i nawet kilka Angielek – potwierdziłoby tę opinię.

Często przywiązywano wielką wagę – niemal na pewno nie bez powodu – do faktu, iż młody Adolf uwielbiał i adorował swoją matkę, prawdopodobnie jedyną istotę ludzką, którą naprawdę kochał bez żadnych zastrzeżeń, a równocześnie nienawidził i bał się skłonnego do przemocy pijanego ojca. Niektórzy interpretują pewien fragment testamentu politycznego Hitlera, Mein Kampf (Moja walka), w którym małe dziecko jest naocznym świadkiem gwałtownego zbliżenia seksualnego swoich rodziców – właściwie gwałtu dokonanego na matce przez ojca – jako (mówiąc językiem psychologicznym) pierwotną traumę, która ukształtowała na zawsze jego podejście do seksu i seksualności. Fragment ów brzmi następująco:

Wyobraźmy sobie coś takiego: w dusznym, dwupokojowym mieszkaniu w piwnicy żyje robotnicza rodzina. (…) Wśród dzieci jest chłopiec, powiedzmy 3-letni. Ciasnota nie stwarza korzystnych warunków. Z tego powodu często dochodzi do kłótni i awantur. Kiedy rodzice kłócą się niemal każdego dnia, a pijany ojciec brutalnie atakuje matkę, biedny mały chłopiec odczuwa to boleśnie. Młody „obywatel” trafia do szkoły moralnie skażony.

To, co opisał tu Hitler, zazwyczaj interpretuje się jako wspomnienie sceny z domu rodziców, której świadkiem był jako dziecko. Taka interpretacja została już dokonana w czasie ostatniej wojny w raporcie OSS, dotyczącym psychiki Adolfa Hitlera. Przez pewien czas traktowano ją jako wyjaśnienie przyczyny patologicznych zaburzeń charakteru Hitlera, podłoże jego seksualnych i politycznych perwersji.

Jego późniejszy współpracownik, Ernst „Putzi” Hanfstaengl, pisał:

Psychologowie mogą napisać całą książkę o Hitlerze, zaczynając od jego własnych opisów samego siebie jako maminsynka. Hitler twierdzi, że był to tylko pewien etap w jego życiu, z którego wyrósł, lecz wielu ludzi nigdy z tego nie wyrasta – i on też nie. Fakt, że miał on wszystkie cechy tego typu, wyolbrzymione do monstrualnych rozmiarów, miał przynieść Niemcom i całemu światu wiele cierpienia. Z trudem przyjmując do wiadomości, że nie jest zdolny uwiecznić samego siebie, zostając ojcem, wykształcił w sobie zastępczą obsesję, dążąc do tego, by jego imię zostało zapamiętane – i budziło lęk – przez wieki, niezależnie od tego, jak potwornych czynów by to wymagało. Stał się współczesnym odpowiednikiem Herostratsa, który pragnąc zyskać wieczną sławę, spalił w Efezie świątynię Artemidy.

Różne interpretacje pojawiają się i są odrzucane, a najważniejsza zagadka – niewyobrażalnie skomplikowane galaktyki wciąż badanego, lecz nigdy do końca niezgłębionego umysłu Hitlera – nadal pozostaje nierozwiązana.

Nie mamy żadnych informacji o tym, by młody Adolf kiedykolwiek miał dziewczynę, a w czasach jego wczesnej młodości w przedwojennym Linzu, Wiedniu i Monachium, kiedy starał się zarabiać na życie jako kiepski student akademii sztuk pięknych i bezdomny włóczęga, sprzedając własne, niezbyt udane landszafty, sypiając w opuszczonych domach i brudnych pokoikach przy bocznych uliczkach, wiodło mu się nie najlepiej. Przyznał później: „Sądzę, że ci, którzy mnie znali, uważali mnie za ekscentryka”. Nieśmiały i pełen zahamowań, samotnik i introwertyk, blady, chudy, nieogolony młody człowiek miał za mało pewności siebie, by nawet zacząć rozmowę z dziewczyną. W Linzu, w wieku 16 lat, zakochał się platonicznie w pięknej Stefanie, którą tęsknie obserwował z daleka na ulicach lub w parku. Była wysoka i szczupła, miała szlachetny wygląd i nosiła jasne włosy upięte w kok. Później niektórzy twierdzili, że jej nazwisko brzmiało Isac i była Żydówką, co nie jest prawdą. Hitler nie miał jednak odwagi, by się do niej zbliżyć, a tym bardziej odezwać, i Stefanie dowiedziała się o jego fascynacji dopiero ćwierć wieku później. Hitler twierdził później, że czasami zdobywał się na odwagę i brał sobie jedną z licznych w Wiedniu prostytutek, z których wiele było Żydówkami. „W tamtych czasach – pisał po latach, kiedy stał się już patologicznym antysemitą, na najlepszej drodze do zostania Führerem i architektem Holocaustu – czułem, że seks jest nieczystym aktem, którego najlepiej dokonywać z przedstawicielkami nieczystej rasy”. Jego jedyną prawdziwą miłością była matka, Klara, a kiedy umarła na raka tuż przed świętami Bożego Narodzenia 1907 roku, Hitler miał 18 lat i właśnie oblał egzamin na studiach. Przeniósł się do Wiednia, zostając całkiem sam, z pustką w duszy.

Nie potrafił wejść w poważny związek z żadną kobietą, nabawił się natomiast trwającego przez całe życie lęku przed prostytutkami i syfilisem (z przyczyn, które wkrótce poznamy), wstrząsając się z odrazą na myśl o perspektywie seksu z jedną z rozpustnych, wypacykowanych dam lekkich obyczajów, jakich nie brakowało w miejskim tyglu, w którym spędzał swoje samotne dnie i noce. August Kubizek, jego najbliższy kompan w tych dniach w Wiedniu, wspominał jedno z takich spotkań:

Gdy zobaczyliśmy kartkę „Pokój do wynajęcia” na jednym z domów przy Zollergasse, zadzwoniliśmy do drzwi. W wejściu pojawiła się „madam”, prawdziwa dama w jedwabnej sukience i bardzo eleganckich pantoflach. Dama była wyraźnie rozczarowana tym, że to ja chciałem wynająć pokój, a nie Adolf. W czasie rozmowy była bardzo ożywiona i przy gwałtownym ruchu rozluźnił się pasek sukienki. Natychmiast poprawiła ubranie, lecz ten krótki moment wystarczył, byśmy zauważyli, że pod spodem nie ma nic oprócz bardzo skąpych majtek. Adolf poczerwieniał jak indor, zerwał się i chwycił mnie za ramię, mówiąc: „Idziemy, Gustl!” Naprawdę nie wiem, jak stamtąd wyszliśmy. Pamiętam tylko, że kiedy w końcu znaleźliśmy się na ulicy, Adolf rzucił z wściekłością: „Żona Putyfara!”

Osiem lat po zakończeniu II wojny światowej Kubizek potwierdził, że Hitler potępiał nie tylko kobiety, ale w ogóle wszelkie sprawy związane z seksem, również homoseksualizm. „Wydawało mi się całkiem naturalne – wspominał Kubizek – że homoseksualizm i inne seksualne dewiacje budziły w nim przerażenie i odrazę i że w odróżnieniu od innych kolegów nie oddawał się masturbacji. We wszystkich sprawach związanych z seksem trzymał się ściśle surowego kodeksu, który chciał później wprowadzić w całym kraju”.

W Monachium w miesiącach poprzedzających wybuch I wojny światowej Hitler żył jeszcze bardziej ascetycznie; całe dnie spędzał na malowaniu obrazów, wieczorami prowadził dyskusje o polityce i nadciągającej wojnie. Nigdy nie pojawiła się żadna wzmianka o jakiejkolwiek kobiecie w jego otoczeniu. „Jakie plany miał Bóg – zapytywał sam siebie jego przyjaciel Kubizek – kiedy stworzył tego młodego człowieka?”

W czasie I wojny światowej Hitler służył w armii niemieckiej, wyróżniając się odwagą i karnością jako kapral piechoty i kurier rowerzysta na froncie zachodnim. Został odznaczony Krzyżem Żelaznym (pierwszej i drugiej klasy) oraz Krzyżem za Zasługi Wojskowe (trzeciej klasy), był ranny i przeżył atak gazowy. Długi pobyt na linii frontu, na którym na własnej skórze doświadczył potworności wojny, wywarł ogromny wpływ na wiele aspektów osobowości Hitlera.

Przede wszystkim uczucie wstydu i rozpaczy wywołane ostateczną klęską Niemiec zrodziło w nim pragnienie przyczynienia się do zmycia hańby porażki, przywrócenia ojczyźnie chwały i potęgi.

Zupełnie nieoczekiwanym efektem ubocznym brytyjskiego ataku gazowego, przeżytego na froncie zachodnim w październiku 1918 roku, było powstanie w jego pogrążonej w chaosie psychice niezachwianego przekonania, że to właśnie on jest wybrańcem, który w następnych latach ma poprowadzić swój pokonany naród, a nawet całą rasę germańską, do potęgi i dominacji. Cały świat drogo zapłacił za ów atak gazowy, który zapoczątkował ten proces. Uznano wówczas, że kapral Hitler stracił wzrok, i wywieziono go do szpitala wojskowego w Pasewalk, prawie 1000 kilometrów za linią frontu, gdzie opiekował się nim psychiatra doktor Edmund Forster. Zdając sobie sprawę, że ślepota Hitlera ma podłoże raczej psychologiczne niż fizyczne, Forster poddał go specjalnemu rodzajowi terapii, która w gruncie rzeczy była rodzajem medycznego oszustwa. Wyjaśnił Hitlerowi, że przyczyna jego ślepoty jest natury fizycznej (choć wiedział, że to nieprawda) i że istnieje ryzyko, iż straci wzrok na zawsze. Takie kalectwo może przezwyciężyć tylko – wyjaśniał – „człowiek opatrznościowy, wybrany przez wyższą siłę do jakichś szczególnych celów”. Wybrańcom – kontynuował Forster – przydarzają się różne cuda. „Dla człowieka o wyjątkowej sile woli nie ma żadnych ograniczeń – mówił znękanemu kapralowi. – Proszę uwierzyć w siebie; wtedy odzyska pan wzrok”.

Później Hitler opisywał w autobiograficznym testamencie politycznym Mein Kampf „wizję”, której doświadczył, gdy był leczony z czasowej ślepoty (w rzeczywistości wizja ta była dziełem doktora Forstera, który wywołał ją, używając świateł). Hitler nigdy nie spoglądał wstecz, a doktor Forster – wraz z 40 000 000 innych istot ludzkich w całej Europie – zapłacił życiem za rzekomo cudowne uzdrowienie Hitlera.

„Hitler był doskonałym żołnierzem – zeznawał po ostatniej wojnie przed Trybunałem Norymberskim jego dowódca z czasów I wojny światowej Fritz Wiedemann. – Odważny, godny zaufania, spokojny i skromny. Ale nie widzieliśmy powodów, by go awansować, ponieważ nie miał zdolności dowódczych”. Doktor Forster wypuścił dżinna z butelki i świat miał zmienić się raz na zawsze.

Pod innymi, bardziej osobistymi względami Hitler pozostał jednak taki sam jak zawsze. Frontowe przeżycia najwyraźniej tylko ugruntowały w nim już i tak głęboko zakorzenioną odrazę wobec zwyczajnych, żołnierskich stosunków seksualnych do tego stopnia, że koledzy nazywali go „mnichem” i „wrogiem kobiet”. Wojnę zakończył nie tylko jako początkujący mesjasz polityczny, ale również jako seksualny neurotyk z fobią dotyczącą prostytutek i syfilisu. Ponieważ syfilis można było złapać od prostytutek, prostytutki zaś były niewątpliwie kobietami, Hitler nabrał przekonania, że wszystkie kobiety są niebezpieczne. Czas miał jednak pokazać, że ten obraz był znacznie bardziej skomplikowany.

Znajomi Hitlera doskonale wiedzieli o jego nieufności wobec kobiet i lęku przed tym, by jego nazwisko wiązano z którąś z nich. Koledzy widzieli jego rozpaczliwe próby uniknięcia jakiegokolwiek bliższego kontaktu z kobietami, jakby bał się, że w łóżku okaże się całkowicie bezużyteczny lub wpadnie w pułapkę. Te kobiety, którym udało się zaciągnąć go do łóżka, później przyznawały, że nie wszystko szło zgodnie z planem. Bliskie kontakty Hitlera z przyjaciółmi mężczyznami w tamtych latach – z Augustem Kubizkiem w przedwojennym Wiedniu i z Ernstem Schmidtem w czasie wojny – rodziły wśród niektórych jego ówczesnych znajomych (a także części historyków) podejrzenie, że Hitler był homoseksualistą. W rzeczywistości jednak wszystkie dostępne świadectwa wskazują, że było wręcz przeciwnie. Wydaje się pewne, że pociągały go zwyczajne, atrakcyjne kobiety – najczęściej młode, ładne, jasnowłose, z obfitym biustem, zdrowe, wesołe, ekstrawertyczne i niezbyt wyrafinowane. Wydaje się też, że poziom jego męskiego libido – zarówno wtedy, jak i później – był najzupełniej przeciętny lub nieco poniżej przeciętnego.

Problem polegał na tym – co zaczęło się okazywać w pierwszych latach po wojnie – że między seksualnym obiektem (kobietą) a protagonistą (nim samym) nie dochodziło do połączenia. Innymi słowy, kiedy przyszło co do czego, nie sprawdzał się – krótko mówiąc, był impotentem, przynajmniej przejściowo. Ten problem dość często dotyka mężczyzn; może być efektem nadmiernego zaangażowania umysłu, stresu. Dla Hitlera było to przykre odkrycie, zwłaszcza że przypisywał swoje niepowodzenia syfilisowi, którym – jak przypuszczał – zaraził się w czasie jednego z nieudanych kontaktów przed wojną. Jego następnym krokiem było więc znalezienie lekarstwa i właśnie dlatego kilka tygodni po odejściu z armii, gdy wojna dobiegła końca, stanął podobno w drzwiach praktykującego w Monachium lekarza i psychoanalityka, tajemniczego doktora Kurta Kruegera zajmującego się leczeniem tego rodzaju przypadłości – tak w każdym razie podaje książka opublikowana później w Nowym Jorku.

Ów doktor Krueger zanotował, iż Hitler obawiał się, że miłość go zniszczy. Jedyną terapią mogła być psychoanaliza – „właściwie kierowana, sondująca konwersacja”, jak rzekomo powiedział Kruegerowi wiele lat wcześniej wynalazca tej metody, Sigmund Freud; zdaniem Hitlera była to jednak „żydowska nauka, wymyślona przez Izrael jako sposób na ogłupienie reszty świata”. W każdym razie miał to być długi i nieskuteczny proces, trwający przez następnych 15 lat; w tym czasie Krueger zebrał na temat skłonności seksualnych Hitlera mniej informacji, niż którakolwiek z jego przyjaciółek mogła zgromadzić w pięć minut. Wydaje się, że jeszcze w styczniu 1940 roku Hitler był pewny, że główną przyczyną jego problemów jest syfilis. Dopiero wiele kolejnych badań przekonało go, że nie cierpi ani na syfilis, ani na postępujący paraliż.

„Duszący zapach dzisiejszego erotyzmu”

Było oczywiste, że Hitler bardzo rozpaczał nad swoim stanem. Albert Speer – przyjaciel Hitlera oraz jego architekt i minister uzbrojenia i produkcji wojennej – powiedział ludziom przesłuchującym go po wojnie, że choć Hitler w życiu prywatnym nie był skłonny do okazywania uczuć, to pod względem seksualnym nie odbiegał od normy.

Kwestia seksualności Hitlera – doboru partnerek, jego skłonności, libido, zachowań i całej reszty – zawsze pozostawała niejasna i tajemnicza, zwłaszcza za jego życia, i była przedmiotem plotek (które stawały się jeszcze liczniejsze, gdy Hitler szybko piął się ku władzy). Wśród ludzi obserwujących go z zewnątrz panowało powszechne przekonanie, że Hitler nie ma nic do ukrycia, a zatem nie należy doszukiwać się żadnych sensacji. Nawet jednemu z najwybitniejszych amerykańskich dziennikarzy śledczych, Johnowi Guntherowi, nie udało się przeniknąć zasłony dymnej otaczającej prywatne życie Hitlera i w swoim monumentalnym opublikowanym przed wojną raporcie Inside Europe (Wewnątrz Europy) oznajmiał z przekonaniem:

Hitler zupełnie nie interesuje się kobietami w sensie erotycznym. „Życie naszego narodu musi być wolne od duszącego zapachu dzisiejszego erotyzmu”, pisał w Mein Kampf. Jego życie osobiste jest najpełniejszym ucieleśnieniem tej koncepcji. Nie nienawidzi kobiet, lecz stara się ich unikać. Ma maniery powściągliwego dżentelmena; ogranicza się do pocałunku w rękę – i nic więcej. Pociąga wiele kobiet, które jednak muszą zrezygnować z tej zdobyczy. Jest całkiem możliwe, że Hitler nigdy w życiu nie miał do czynienia z żadną kobietą. Nie jest też – jak się często przypuszcza – homoseksualistą. Nie znaleziono żadnych dowodów na to, by Hitler kiedykolwiek wszedł w bardziej zażyłe stosunki z osobą którejkolwiek płci. Większość niemieckich autorów, którzy mogą coś o tym wiedzieć, sądzi, że Hitler jest prawiczkiem.

Magda Goebbels, żona doktora Josepha Goebbelsa, towarzysza broni Hitlera i przyszłego ministra propagandy, była szczególnie sfrustrowana niemożnością znalezienia Hitlerowi odpowiedniej partnerki. Specjalnie dla niego organizowała wieczorne przyjęcia, na które zapraszała piękne, dystyngowane kobiety, lecz nie udało jej się go wyswatać. Pewnego razu wyznała:

Mojemu mężowi bardzo zależało, żeby Hitler zainteresował się jakąś miłą dziewczyną – dobrze by mu zrobiło, gdyby mógł się odprężyć i podzielić zmartwieniami ze współczującą kobietą. Niestety nie byłam dobrą swatką. Zostawiałam go sam na sam z najbardziej czarującymi spośród moich przyjaciółek, lecz on nie reagował. Hitler pod pewnymi względami po prostu nie jest człowiekiem. Mój mąż był straszliwie rozczarowany, kiedy nie udało mu się go nakłonić, by którąś sobie wybrał.

Mówiąc o „jakiejś miłej dziewczynie”, doktor Goebbels i jego żona (która sama była zainteresowana Hitlerem) mieli na myśli odpowiednio elegancką, dobrze urodzoną damę, może nawet jakąś piękną, uznaną gwiazdę filmową, która mogłaby się pokazywać i fotografować z przyszłym Führerem. Taka małżonka miałaby ogromną wartość propagandową w budowaniu oficjalnego wizerunku Hitlera, jak królowa lub cesarzowa u boku wielkiego przywódcy narodu. Wydaje się, że przynajmniej na zewnątrz Hitler z biegiem lat dostosował się do tego stereotypu i jego nazwisko romantycznie łączono z różnymi możnymi damami monachijskiej socjety, niemal zawsze o pokolenie starszymi od niego. Wśród kobiet tych była jego bogata patronka Helen Bechstein, żona producenta fortepianów, Gertrud von Seydlitz, której rodzina miała papiernie w Szwecji, zwana „matką rewolucji nazistowskiej” Viktoria von Dirksen, a także pewna wdowa po dyrektorze szkoły, żona wydawcy milionera, żona konsula generalnego, córka ambasadora, niemiecka księżniczka, angielska lady, fińska piękność i dawna zakonnica (zarazem zagorzała nazistka).

„Król Monachium”

Nieliczne z tych dojrzałych dam z wyższych sfer być może łączył z Hitlerem jakiś romantyczny związek, lecz większość przyznawała później, że żywiły wobec niego uczucia raczej macierzyńskie niż erotyczne. Traktowały go jak uroczego, choć nieco nieokrzesanego syna, niekiedy popełniającego zabawne towarzyskie gafy (takie jak dodawanie cukru do wina) i zadowalały się delikatnym gładzeniem go po głowie, kiedy składał ją (co czasami robił) na ich obfitych, lecz zawsze osłoniętych biustach.

Hitler jednak coraz bardziej uświadamiał sobie swój hipnotyczny wpływ na kobiety. Być może w wyniku długich, oczyszczających sesji ze swoim monachijskim psychiatrą, doktorem Kruegerem, uwolniony od niepokojów i zahamowań w sferze erotycznej, w latach 20. w końcu poczuł się gotów do rozpoczęcia życia nowo narodzonego donżuana.

Wszystko to było dość niezwykłe, gdyż patrząc obiektywnie, Hitler nie był zbyt imponującym okazem mężczyzny, a z całą pewnością nie miał powierzchowności Apollina. Tajny raport na temat Führera, sporządzony w czasie wojny przez OSS, przedstawiał mężczyznę pod względem fizycznym daleko odbierającego od idola seksu według wyobrażeń niemieckich kobiet. Raport ów głosił:

Wzrost ma nieco poniżej przeciętnego. Jego biodra są szerokie, a ramiona stosunkowo wąskie. Mięśnie ma wątłe, jego nogi są krótkie i chude. Ma duży tors i zapadniętą klatkę piersiową. (…) W ustach widać brązowe, zepsute zęby. Pod względem fizycznym nie spełniłby warunków stawianych kandydatom do jego elitarnej gwardii.

Przez pewien czas we wczesnych latach nosił szpiczastą bródkę, a ciemnobrązowe włosy czesał z przedziałkiem pośrodku i natłuszczał, tak że były przyklejone do głowy. Nie chodził godnym krokiem jak żołnierz czy przywódca polityczny, lecz raczej dreptał. „To bardzo kobiecy sposób chodzenia – komentował jeden z naocznych świadków cytowanych w raporcie OSS. – Stawia małe, lekkie kroczki. Co chwila nerwowo ogląda się przez prawe ramię, równocześnie podrywając lewą nogę. Ma też tik polegający na tym, że bezwiednie unoszą mu się kąciki ust”. Ubierał się również niezbyt elegancko. Początkowo często nosił bawarski strój złożony z białej koszuli i krótkich skórzanych spodni na szelkach. Przy bardziej uroczystych okazjach, zanim zaprojektowano dla niego specjalny mundur, wkładał zwykły niebieski garnitur.

Nic dziwnego, że na wielu ludziach, którzy w tamtym czasie mieli okazję go spotkać, nie wywarł najlepszego wrażenia. „Czy ten prowincjonalny dandys, z lepkimi ciemnymi włosami, niemodnym płaszczem, dziwaczną gestykulacją i gładką mową to ów budzący grozę buntownik? Przypomina raczej wędrownego sprzedawcę odzieży”.