Moja misja wojenna - Klementyna Mańkowska - ebook + książka

Moja misja wojenna ebook

Mańkowska Klementyna

5,0

Opis

Brawurowa historia polskiej arystokratki, jednej z najlepszych agentek alianckich w czasie II wojny światowej.

Spisane przez Klementynę Mańkowską w latach osiemdziesiątych sensacyjne wspomnienia poznali najpierw czytelnicy we Francji i Niemczech, zanim w 2003 roku po raz pierwszy ukazały się w Polsce w bardzo ograniczonym nakładzie. Nowe wydanie Mojej misji wojennej zawiera wstęp syna autorki, Krzysztofa Mańkowskiego, napisany specjalnie do tej edycji, oraz wiele zdjęć z rodzinnego archiwum.

Hrabina Klementyna Mańkowska była spokrewniona z najznamienitszymi polskimi rodami. Wyrzucona przez Niemców w grudniu 1939 roku z pałacu w Winnogórze, uciekła z dziećmi z transportu i trafiła do Warszawy. Tam wstąpiła do wciąż jeszcze owianej aurą tajemnicy organizacji Muszkieterów. Dzięki swoim kontaktom, także z arystokratami niemieckimi, oraz „aryjskiej” urodzie, już wkrótce zaczęła zdobywać bezcenne informacje wywiadowcze. W czerwcu 1940 roku zamieszkała na wyspie Noirmoutier na wybrzeżu Atlantyku. Pracując w niemieckiej komendanturze, dostarczała Muszkieterom dalsze bezcenne materiały, m.in. o planie „Barbarossa”. Po dłuższej obserwacji skontaktował się z nią wysoki rangą przedstawiciel Abwehry – Mańkowska przypuszczała, że był to sam Canaris – by przekazała aliantom informację o opozycji wobec Hitlera. Gdy po wielu perypetiach Mańkowska dotarła do Londynu, musiała stawić czoło nowym niebezpieczeństwom: Anglicy podejrzewali, że jest agentką Abwehry, a generał Sosnkowski ostrzegł, że może paść ofiarą zamachu II Oddziału AK.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 343

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Mojemu synowi Krzysz­to­fowi oraz wszyst­kim Roda­kom w kraju i tym, któ­rych losy zagnały daleko od stron rodzin­nych, pra­gnę prze­ka­zać moje wła­sne hasło pokoju: wypleń­cie z serc Waszych wszelki strach, nie­na­wiść i chęć zemsty, aby przy­szłe poko­le­nia mogły żyć w rodzą­cej się Euro­pie w pokoju, zgo­dzie i miło­ści. Tak nam dopo­móż Bóg.

Autorka

KRZYSZ­TOF MAŃ­KOW­SKI

Wstęp

W marcu 1953 roku prze­by­wa­łem w Peter­bo­ro­ugh, w Wiel­kiej Bry­ta­nii, na stażu w fabryce F. Per­kins. Miesz­ka­łem przy East­field Road, w oko­licy robot­ni­czej. Rodzice znaj­do­wali się wtedy w Élisabethville w Kongu Bel­gij­skim. Mój Ojciec był redak­to­rem lokal­nej gazety „L’Essor du Congo”, a Matka pra­co­wała w Sabe­nie (bel­gij­skie linie lot­ni­cze). Ponie­waż nie skoń­czy­łem jesz­cze 21 lat, mia­łem praw­nego opie­kuna. Był nim ojciec Gerald Vann, domi­ni­ka­nin i sławny autor ksią­żek reli­gij­nych. Pew­nego dnia zadzwo­nił do mnie. „Jestem w New­ton u pań­stwa Wal­sto­nów i pani domu zapra­sza cię na week­end”. „Tak, ale jak tam doje­chać?” – samo­chodu nie mia­łem. „Przy­ślemy ci auto”. Wra­ca­jąc z pracy w pią­tek, zasta­łem przed domem olbrzy­miego mer­ce­desa 500 z szo­fe­rem. Na East­field Road nikt wtedy nie posia­dał samo­chodu. Doje­cha­li­śmy do New­ton Hall, obszer­nego, nie­ład­nego z zewnątrz dworu, który jed­nak wewnątrz krył nie­sa­mo­wity luk­sus i praw­dziwą gale­rię nowo­cze­snego malar­stwa. Dom nale­żał do pana Henry’ego Wal­stona; far­mera, Żyda z pocho­dze­nia, mul­ti­mi­lio­nera i poli­tyka. Henry Wal­ston był póź­niej wice­mi­ni­strem spraw zagra­nicz­nych w rzą­dzie labu­rzy­stow­skim i spę­dzał więk­szość czasu w Lon­dy­nie. Cathe­rine, jego żona, śliczna, mło­dziutka Ame­ry­kanka, pro­wa­dziła w New­ton jeden z naj­cie­kaw­szych salo­nów w Anglii. Bywali u niej znani pisa­rze, arty­ści, księża, pro­fe­so­ro­wie, poli­tycy. Wśród nich czę­stym gościem był Hugh Dal­ton, kanc­lerz Skarbu Wiel­kiej Bry­ta­nii. Pod­czas II wojny świa­to­wej Hugh Dal­ton był mini­strem wojny eko­no­micz­nej i spra­wo­wał nad­zór nad Kie­row­nic­twem Ope­ra­cji Spe­cjal­nych (SOE). Jak mnie zoba­czył u Wal­sto­nów, to zapy­tał, czy znam Kle­men­tynę Mań­kow­ską. Powie­dzia­łem mu, że to moja Matka. „Czy wiesz, że ze wszyst­kich naszych agen­tów to ona nam przy­wio­zła naj­cen­niej­sze wia­do­mo­ści? Po woj­nie chcie­li­śmy jej dać Krzyż Jerzego, ale wła­dze pol­skie się na to nie zgo­dziły”. Nieco póź­niej w tym samym roku moja Matka zna­la­zła się w Lon­dy­nie i przy­pad­kowo spo­tkała w „Ogni­sku” gen. Bora-Komo­row­skiego, któ­rego znała z cza­sów przed­wo­jen­nych. Pamię­tam, jak nam opo­wia­dała, że gene­rał powie­dział jej wów­czas: „Wiesz, Iniu, Anglicy chcieli ci dać Krzyż Jerzego, ale ja się na to nie zgo­dzi­łem, ponie­waż pra­co­wałaś dla Musz­kie­te­rów, a nie dla AK”. W latach 80. gen. Kle­mens Rud­nicki, który był kon­sul­tan­tem MI6, otrzy­mał dla nas od wywiadu bry­tyj­skiego mały frag­ment raportu mojej Matki; szef też mu powie­dział, że rząd bry­tyj­ski chciał jej dać Krzyż Jerzego, ale wła­dze pol­skie się na to nie zgo­dziły. Gen. Bór-Komo­row­ski był nie­wąt­pli­wie szla­chet­nym czło­wie­kiem, nie­stety nie­zbyt mądrym.

Matka spi­sała swoje wspo­mnie­nia po fran­cu­sku w latach 1983–1984. Miała wtedy 73 lata i cho­ciaż zacho­wała dobrą pamięć, nie­do­kład­nie opi­sała dwa wyda­rze­nia, a o trze­cim zupeł­nie zapo­mniała.

Pierw­sze wyda­rze­nie to wydo­sta­nie mego Ojca ze szpi­tala polo­wego, w któ­rym leżał ciężko ranny. Matka dowie­działa się, że feld­fe­bel codzien­nie wozi karty jeń­ców do komen­dan­tury. Na wierz­chu zawsze znaj­do­wały się karty ofi­ce­rów, któ­rzy mieli być wysłani do obozu do Nie­miec, a pod spodem karty żoł­nie­rzy, któ­rzy mieli być zwol­nieni. Feld­fe­bel poko­ny­wał te kilka kilo­me­trów rowe­rem. Pogoda była tego dnia paskudna, więc Matka zapro­po­no­wała feld­fe­blowi, że zabie­rze go samo­cho­dem. On się oczy­wi­ście zgo­dził. W poło­wie drogi prze­krę­ciła zawór, który kon­tro­lo­wał przy­pływ ben­zyny, i samo­chód sta­nął. Feld­fe­bel od razu wysko­czył i zaczął spraw­dzać motor. Tym­cza­sem Matka wycią­gnęła z jego teczki karty jeń­ców i kartę mego Ojca oraz kilku jego kole­gów ofi­ce­rów wsu­nęła pomię­dzy karty żoł­nie­rzy. W komen­dan­tu­rze na pierw­szych kar­tach jak zwy­kle przy­sta­wiono stem­pel „obóz”, a na pozo­sta­łych „zwol­niony”. Porzą­dek nie­miecki był taki, że urzęd­nik nie brał pod uwagę moż­li­wej pomyłki w uło­że­niu kart. Po powro­cie do szpi­tala Matka popro­siła o kartę mego Ojca. Miał być zwol­niony. Wzięła go więc do samo­chodu i poje­chała do Win­no­góry.

Dru­gie wyda­rze­nie to nasza wywózka pocią­giem ze Środy Bóg wie dokąd. Rodzina znaj­do­wała się w wago­nie bydlę­cym. Było strasz­nie zimno. Andrzej i ja dosta­li­śmy się do drzwi, które pro­wa­dziły do wagonu pasa­żer­skiego. W kory­ta­rzu stał młody ofi­cer Wehr­machtu i palił papie­rosa. Feld­fe­bel, który pil­no­wał drzwi, nie pozwo­lił nam przejść do dru­giego wagonu. Nie byłem przy­zwy­cza­jony, żeby zwy­kły żoł­nierz wyda­wał mi roz­kazy, zaczą­łem więc na niego krzy­czeć, po nie­miecku oczy­wi­ście. Ofi­cer się odwró­cił i zoba­czyw­szy nas, dał żoł­nierzowi roz­kaz, żeby nas wpu­ścił. Weszli­śmy do prze­działu, w któ­rym sie­działo kilku ofi­cerów Wehr­machtu. Nudzili się strasz­nie, bo te pociągi jechały godzi­nami. No i zaczęła się zabawa. Opo­wia­da­li­śmy im, że Wehr­macht lubimy (doświad­cze­nia z Win­no­góry), ale że uwa­żamy Hitlera za świ­nię. Ofi­cerowie wybu­chli śmie­chem. Po jakimś cza­sie zapy­tali nas, gdzie są rodzice. A w wago­nie obok. To pro­szę ich zapro­sić. Rodzice przy­szli i wkrótce Matka ocza­ro­wała ofi­cerów swo­imi opo­wia­da­niami. Po jakimś cza­sie pociąg sta­nął. Wszy­scy musieli wyjść i prze­siąść się do pociągu, który stał obok. My sie­dzimy w prze­dziale dla ofi­cerów i nie wiemy, co robić. W pew­nej chwili wraca jeden z ofi­cerów. Kazał nam się scho­wać pod fote­lami i nie ruszać się; zasu­nął firanki i powie­dział, że nasz pociąg ma doje­chać pusty do War­szawy. Kiedy sta­nie na Dworcu Zachod­nim, mamy ucie­kać. I tak zro­bi­li­śmy.

Moja Matka była dwa razy prze­słu­chi­wana przez Gestapo w Paryżu – przed pierw­szym i dru­gim wyjaz­dem do Pol­ski. To dru­gie prze­słu­cha­nie opi­sała we wspo­mnie­niach. Nato­miast o pierw­szym widocz­nie zapo­mniała. Ponie­waż opo­wia­dała nam tę histo­rię wie­lo­krot­nie, powta­rzam ją tutaj. Przy­je­chali po nią samo­cho­dem na wyspę Noir­mo­utier i zawieźli do Paryża. Chcieli ją prze­no­co­wać w wię­zie­niu, ale ona im wytłu­ma­czyła, że nie ma naj­mniej­szego zamiaru ucie­kać i popro­siła o noc­leg w hotelu. Hote­lem Gestapo był wtedy „Raphaël” na ave­nue Kléber, więc umie­ścili ją tam. Pil­no­wana była całą noc przez kobietę z Gestapo. Następ­nego dnia zapro­wa­dzili Matkę do sie­dziby Gestapo na ave­nue Foch. Wcho­dzi do pokoju, w któ­rym sie­dzą trzej ofi­ce­ro­wie. Oni wstają i cze­kają, aż ona usią­dzie; potem zaczyna się bar­dzo dokładne roz­py­ty­wa­nie o jej życie od samego dzie­ciń­stwa. Zacho­wują się grzecz­nie. Kolej­nego dnia ta sama pro­ce­dura, ale od początku zupeł­nie inna atmos­fera. Matka ledwo sia­dła, a oni kie­rują mocne reflek­tory pro­sto w jej oczy. No i zaczęli na nią krzy­czeć. Matka mówiła nam, że nie wie, jak długo to zno­siła. W końcu jed­nak wstała i rzu­ciła im: „Nie jestem przy­zwy­cza­jona do takiego trak­to­wa­nia. Jeste­ście nie­miec­kimi ofi­ce­rami, a nie jakąś bol­sze­wicką hołotą; zano­tuję wasze nazwi­ska i rangi i zro­bię raport dla waszych sze­fów”. Ofi­ce­ro­wie zgłu­pieli; ni­gdy żadna podej­rzana osoba tak się wobec nich nie zacho­wała. Nie wie­dzieli, z kim mają do czy­nie­nia. Zga­sili reflek­tory i przez resztę prze­słu­cha­nia zacho­wy­wali się spo­koj­nie i grzecz­nie. Trze­ciego dnia puł­kow­nik powie­dział mojej Matce: „Jeste­śmy prze­ko­nani, że pani jest nie­winna”. Odpro­wa­dził ją do bramy i wrę­czył jej kopertę. Matka spy­tała, co to. Bilet z Paryża do Nan­tes. „Panie puł­kow­niku, wyście mnie tu przy­wieźli samo­cho­dem, czy mam teraz wra­cać pocią­giem i auto­bu­sem?” „Prze­pra­szam, pani hra­bino, popro­szę mego szo­fera, żeby panią odwiózł na wyspę”.

Moja Matka była nad­zwy­czajną osobą. Miała kolo­salną odwagę, niczego i nikogo się nie bała; była piękna i miała praw­dziwą cha­ry­zmę; była zna­ko­mitą aktorką; a co naj­waż­niej­sze – miała pod­czas wojny dużo, dużo szczę­ścia.

Dziś leży na sta­rym cmen­ta­rzu w Noir­mo­utier, obok swego męża i młod­szego syna Andrzeja.

R.I.P.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Copy­ri­ght © by Krzysz­tof Mań­kow­ski 2021

All rights rese­rved

Copy­ri­ght © for the Polish e-book edi­tion by REBIS Publi­shing House Ltd., Poznań 2021

Infor­ma­cja o zabez­pie­cze­niach

W celu ochrony autor­skich praw mająt­ko­wych przed praw­nie nie­do­zwo­lo­nym utrwa­la­niem, zwie­lo­krot­nia­niem i roz­po­wszech­nia­niem każdy egzem­plarz książki został cyfrowo zabez­pie­czony. Usu­wa­nie lub zmiana zabez­pie­czeń sta­nowi naru­sze­nie prawa.

Redak­tor tego wyda­nia: Kata­rzyna Raź­niew­ska

Zdję­cia i doku­menty z archi­wum Krzysz­tofa Mań­kow­skiego

Pro­jekt i opra­co­wa­nie gra­ficzne okładki: Kata­rzyna Bor­kow­ska/[email protected]

Foto­gra­fia Kle­men­tyny Mań­kow­skiej na okładce z archi­wum Krzysz­tofa Mań­kow­skiego

Wyda­nie I e-book (opra­co­wane na pod­sta­wie wyda­nia książ­ko­wego: Moja misja wojenna. Bez trwogi i nie­na­wi­ści, wyd. II popra­wione, Poznań 2022)

ISBN 978-83-8188-916-2

Dom Wydaw­ni­czy REBIS Sp. z o.o.

ul. Żmi­grodzka 41/49, 60-171 Poznań

tel. 61 867 81 40, 61 867 47 08

e-mail: [email protected]

www.rebis.com.pl

Kon­wer­sję do wer­sji elek­tro­nicz­nej wyko­nano w sys­te­mie Zecer