Spódniczka ze starej podszewki - Urszula Ziober - ebook + książka

Spódniczka ze starej podszewki ebook

Urszula Ziober

4,5

Opis

Historia widziana oczami babci, spisana słowami wnuczki

W Spódniczce ze starej podszewki Urszula Ziober opisuje historię swojej babci, Janiny Janowicz. To opowieść o słonecznym dniu w domu na poznańskich Winogradach. O pełnej strachu podróży w nieznane. O przeraźliwym zimnie kazaskiego stepu. Wreszcie o nadziei.

Jak mówi autorka: „Moja babcia zawsze powtarza, że wojna zabrała jej nie tylko dzieciństwo, ale i młodość. Mimo pozornie szczęśliwego zakończenia i powrotu do Polski po sześciu długich latach zesłania, później nic już nie było takie samo. Nie wszystko można bowiem odbudować tak, jak zniszczone bombami domy. Świat, który znała, zniknął bezpowrotnie. Na zawsze odeszli ludzie, których kochała. Pozostały tylko wspomnienia.

Urealnienie tych wspomnień poprzez słowa i tę książkę to jedyne, co mogę jej dzisiaj dać”. 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 374

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (12 ocen)
8
2
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
ewaperyt

Nie oderwiesz się od lektury

poruszająca opowieść druga wojna światowa wywózka do Kazachstanu powrót do kochanej Polski losy Polski poznańskiej rodziny bardzo polecam
00
ewunia5

Całkiem niezła

Bardzo ciekawe losy wywiezionych z Polski rodzin do Kazachstanu. Dużo autentycznych zdjęć osób i głównej postaci Janki. Warto przeczytać.
00

Popularność




Urszula Ziober Spódniczka ze starej podszewki ISBN Copyright © by Urszula Ziober, 2017All rights reserved Redakcja Ewa Krawczyk Projekt okładki i stron tytułowych Anna M. Damasiewicz Fotografie na okładce oraz wszystkie materiały ilustracyjne zamieszczone w książce pochodzą z archiwum Autorki Projekt graficzny i opracowanie techniczne Przemysław Kida Wydanie 1 Zysk i S-ka Wydawnictwo ul. Wielka 10, 61-774 Poznań tel. 61 853 27 51, 61 853 27 67 faks 61 852 63 26 dział handlowy, tel./faks 61 855 06 [email protected] Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark). Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku. Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione. Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w Zysk i S-ka Wydawnictwo.
Wszystkich słów i tak będzie za mało...

Przedmowa

Umarłych wieczność dotąd trwa,

dokąd pamięcią się im płaci.

Wisława Szymborska, Rehabilitacja

Dlaczego w ogóle opowiadam?

Dlatego, że mam pewność [...],

że powinnam opowiadać o świecie,

który był, którego już nie ma,

po którym zostało tak mało śladów.

Hanna Krall

Ludzka pamięć bywa zdradliwa. Niekiedy nasze wspomnienia odbijają się w niej niczym w krzywym zwierciadle. Umysł płata nam figle, podsuwając obce słowa i obrazy, które z czasem przyjmujemy za własne. Jak we śnie, tak i w pamięci niektóre osoby i miejsca zmieniają się niepostrzeżenie w zupełnie inne. Nieraz trudno nam odtworzyć niezbyt odległe w czasie wydarzenia, cóż więc mówić o tych, które miały miejsce ponad pół wieku temu? Pamiętając o tym wszystkim i słuchając historii mojej Babci, starałam się zweryfikować jak najwięcej jej fragmentów. Przynajmniej tych dotyczących dat i miejsc oraz osób, które nadal żyją i z którymi mogłam się spotkać. Dziś jednak uważam, że chociaż nadają one wiarygodność, to nie są najważniejsze w tej relacji. Nie jestem historykiem, a niniejsza książka nie ma być kalendarium czy zapisem ważnych faktów historycznych. To raczej zbiór odczuć i emocji dziewczynki wplątanej w wir wydarzeń, które odcisnęły tak tragiczne piętno na losach jej rodziny i które niejako ilustrują dzieje całego pokolenia. Im więc poświęcam najwięcej uwagi i miejsca na kartach tej książki. Zdaję sobie jednak sprawę również z tego, jak czasem wybiórcza i pobieżna jest wiedza ludzi współczesnych o czasach drugiej wojny światowej. Dlatego uznałam za niezbędne nakreślenie dokładniejszego tła historycznego opisywanych wydarzeń, gdyż pewne sprawy należy przedstawić jasno i precyzyjnie, nie pozostawiając wszystkiego dedukcji i domysłom czytelników. Dokumenty, akty prawne, rozporządzenia, pakty i sojusze tworzą mozaikę będącą tłem dla opowieści o utraconym dzieciństwie i szczęściu oraz walce o ujawnienie prawdy i odzyskaniu spokoju oraz wolności. Być może pozwolą też lepiej zrozumieć zagmatwaną i dramatyczną historię narodu polskiego, od pokoleń uwikłanego w spory etniczne, terytorialne i polityczne.

Napisałam tę książkę dla mojej Babci, bo całym swoim życiem zasłużyła na to, żeby opowiedzieć jej historię. Ale chciałam też napisać ją dla ludzi, których nigdy nie dane mi było poznać. To, co mi po nich pozostało, to ukochany dom rodzinny, kilka bibelotów i zdjęcia w starym albumie. Druga wojna światowa zabrała wielu z nich i zniszczyła świat, w którym żyli. Później nic już nie było takie samo. Wspomnienia o świecie sprzed wojny były baśniami mojego dzieciństwa. Wychowałam się na tych opowieściach i od dawna marzyłam, by wskrzesić choć fragment tamtego świata, spisując wspomnienia mojej Babci.

Długo czekałam na odpowiedni moment. Czułam, że muszę do tego dorosnąć, przygotować się i spróbować zrozumieć. Ale dopiero teraz wiem, jak trudne zadanie postawiłam przed sobą. Nigdy nie słyszałam huku bomb, nigdy nie czułam przejmującego głodu i syberyjskiego zimna. Nigdy nie zostałam wypędzona z domu. Nigdy nie widziałam wojny i umierających ludzi. Nie znam tamtych zapachów, kolorów i tych wszystkich pozornie nic nieznaczących drobiazgów, z których składa się ludzka pamięć. Jak więc opisać coś, czego się nie przeżyło, nie widziało i nie dotknęło? Jak opisać cudze wspomnienia?

Mogę jedynie układać słowa, ozdabiać zdania, ale ta opowieść tak naprawdę nigdy nie będzie moja.

Druga wojna światowa i najciemniejsze lata komunizmu w Polsce to dla mnie historia. Ale historia żywa. Opowiadana przez Babcię i wielu ludzi, którzy sami to przeżyli. Upływ czasu spowodował, że wrażenia z tamtych lat zostały zapomniane, lub też ludzie, którzy ich doświadczali, sami wybrali milczenie, nie chcąc już więcej wracać do traumatycznych przeżyć. Teraz odchodzą w ciszy. A wraz z nimi umierają ich historie. Niektóre heroiczne, a inne zupełnie zwyczajne, ale naznaczone piętnem koszmaru najstraszniejszej wojny w dziejach Europy i świata. Takie właśnie były losy mojej Babci i całego jej pokolenia. Ukochany ojciec — oficer wojska polskiego i weteran wojny 1920 roku o utrzymanie niepodległości młodej Polski. Troskliwa matka, gorliwa patriotka, a do tego dobrze wykształcona i niezwykle elegancka kobieta. Szczęśliwe dzieciństwo przerwane nagle we wrześniu 1939 roku. Koniec beztroskiego i spokojnego świata. Koniec wszystkiego, co znała. A w zamian poniewierka, zesłanie, głód i śmierć. Później wieści o zbrodni w Katyniu, gdzie zamordowano jej ojca oraz prawie cztery i pół tysiąca polskich jeńców. I wreszcie powrót do domu, z którego pozostały tylko ruiny. Wieloletnia bieda i nigdy niespełnione marzenia. Ciągła walka o przetrwanie i zachowanie godności. Gdyby nie wybuch wojny, jej życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Ale mimo to nigdy nie słyszałam, by narzekała. Przyjmowała wszystko z pokorą i żyła dla innych. Przez wszystkie te lata wciąż się kimś opiekowała, o kogoś troszczyła. I robi to do dziś, mimo swoich osiemdziesięciu ośmiu lat. Nadal jest pogodna, energiczna i pełna optymizmu.

Postanowiłam napisać tę książkę, ponieważ uważam, że to także mój obowiązek. Należę do pokolenia, które jest pomostem między przeszłością i przyszłością. Do pierwszego, które wyrosło w Polsce wolnej od widma wojny i totalitaryzmu. I jednocześnie do ostatniego, które może słuchać historii opowiadanych przez naocznych świadków tamtych wydarzeń. Otrzymałam w darze narodzin to wszystko, za co oni walczyli i umierali. I dlatego jestem im winna wdzięczność i pamięć. Niech ta opowieść będzie moim hołdem dla nich.

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Rok 1928

Dla moich Polaków

nie ma rzeczy niemożliwych.

Napoleon Bonaparte

Trzecia dekada XX wieku. W starych kronikach to szalone czasy wolności, zabawy i dynamicznych zmian. Po czterech długich latach wyniszczającej wojny totalnej świat rzucił się w wir przemian i nieograniczonej swobody. Skończyła się epoka wielkich mocarstw i nastał nowy porządek — polityczny i społeczny. Powstały nowe państwa, zmieniły się granice. Upadły stare rządy i monarchie, a ich miejsce zajęły nowe. Ale zmiany można było dostrzec także na ulicach niemal wszystkich europejskich miast. Paul Poiret definitywnie uwolnił kobiety od długich, ciężkich krynolin i zapierających dech w piersiach gorsetów, a Coco Chanel ubrała je w krótkie, proste sukienki i odsłoniła ponętne nogi w jedwabnych pończochach. Król fryzjerów, Antoni Cierplikowski, obciął je na krótko, stwarzając ponadczasową „chłopczycę”, która stała się symbolem buntu przeciw skostniałym normom społecznym i obyczajowym epoki wiktoriańskiej. Zza oceanu przybyła do Europy Czarna Perła — Josephine Baker. Równie egzotyczna, co ekstrawagancka. Przywiozła ze sobą jazz i... geparda, z którym przechadzała się po paryskich ulicach. W kawiarniach i na dancingach królował swing i czarnoskóre big-bandy. Sztuka znowu żyła awangardą, buntem i skandalami. Bohema z Montparnasse miała nową muzę i królową — Kiki. Jej ciało malowali, rzeźbili i fotografowali wszyscy wielcy artyści. Na arenie literackiej pojawiły się wielkie kobiety swojej epoki — Gertrude Stein i Virginia Woolf, a na ekranach kinematografów królowali Marlena Dietrich, Greta Garbo i Charlie Chaplin. Wielki świat świętował, gdy tymczasem we wrześniu 1928 roku w swoim zabałaganionym laboratorium Aleksander Fleming odkrył przez przypadek penicylinę. Prowadzono też badania nad działaniem promieni rentgenowskich i podstawami mechaniki kwantowej. A dzięki skonstruowaniu aparatu małoobrazkowego fotografia stała się dostępna nawet amatorom.

List Juliana Nietupskiego do rodziny, w którym informuje o narodzinach swojej pierwszej córki Janki

W Polsce zaczęły powstawać plany „szklanych domów”, a rodzimi artyści postulowali stworzenie stylu narodowego — zarówno w rzeźbie, malarstwie, jak i w architekturze. Po stu dwudziestu trzech latach zaborów odrodziło się polskie życie kulturalne i społeczne. Elity bawiły się w kawiarniach i na rautach. W kabarecie debiutował Mieczysław Fogg, a swoje największe przeboje śpiewały uwielbiane przez tłumy Hanka Ordonówna i Zula Pogorzelska.

W polskiej polityce, po krótkim okresie zachłyśnięcia się wolnością, znowu rozgorzały spory. Rok 1928 to ciągłe przepychanki między sanacją a endecją, między zwolennikami silnej władzy marszałka Piłsudskiego a obrońcami demokracji z różnych stronnictw — od radykalnej lewicy poprzez socjalistów do narodowej demokracji.

Ale już pod koniec lat dwudziestych ubiegłego wieku skończył się okres prosperity, a świat stanął nagle u progu wielkiego kryzysu finansowego. Czarny czwartek na nowojorskiej giełdzie miał wkrótce zatrzymać rozpędzoną gospodarkę światową. Nadchodziły zmiany. W Niemczech faszyści szykowali się do przejęcia władzy. Większość ludzi nadal jednak żyła dniem powszednim, nie przywiązując wagi do wielkiej polityki.

14 stycznia 1928 roku na stadionie Cracovii wystąpił indyjski fakir Ben-Kuro, który miał zostać zakopany w trumnie na dwadzieścia cztery godziny, jednak trzeba go było z niej wydobyć znacznie szybciej, gdyż zaczął się dusić. Pokaz hinduskiej magii okazał się blagą, a fakir przebranym Polakiem z Pomorza. 28 marca tego samego roku weszło w życie rozporządzenie o zmianie odcienia czerwieni na fladze Rzeczypospolitej z karmazynu na cynober. 31 lipca Halina Konopacka zdobyła dla Polski pierwszy złoty medal na olimpiadzie w Amsterdamie. We wrześniu zainaugurowano pierwszy wyścig Tour de Pologne, a Kościół katolicki usunął z przysięgi małżeńskiej fragment zobowiązujący kobietę do posłuszeństwa mężowi. W grudniu powstały polskie linie lotnicze LOT, a już dwa lata później ich samoloty latały do Bukaresztu, Aten i Bejrutu.

Tymczasem w Poznaniu, mimo siarczystego mrozu sięgającego minus trzydziestu stopni Celsjusza, trwały ostatnie przygotowania do Powszechnej Wystawy Krajowej, która miała pokazać światu dorobek gospodarczy, kulturalny, naukowy i polityczny niepodległej Polski. Rozmach tego przedsięwzięcia był wprost olbrzymi. W oczekiwaniu na gości z całego świata powiększano dworzec, dodając reprezentacyjne wejście zachodnie, układano torowiska tramwajowe i rozbudowywano palmiarnię, w której teraz można było podziwiać największy w Polsce zbiór roślin tropikalnych. Powstało sto dziewiętnaście pawilonów targowych, a wiele innych budowli zmodernizowano i odnowiono. Na ukończeniu była także budowa hotelu Polonia. Miał on mieć trzysta sześćdziesiąt dwa pokoje, sześćset trzy łóżka i powierzchnię trzech tysięcy stu metrów kwadratowych, przez co stawał się największym hotelem w Polsce. Poznań powoli przekształcał się w metropolię i ten dynamiczny rozwój był widoczny niemal na każdym kroku.

W takim właśnie mieście w mroźną środę, 26 grudnia, przyszła na świat dziewczynka.

Jej rodzice to Regina, z domu Radomska, i oficer wojska polskiego, kapitan Julian Nietupski. Po czterech latach zgodnego małżeństwa wreszcie doczekali się córki, której dali na imię Janka. Była ich pierwszym dzieckiem. Po kolejnych czterech latach miało im się urodzić jeszcze drugie. Na razie mieszkali w przydziałowym mieszkaniu wojskowym na Śródce, ale Julian już planował budowę domu na nowej ulicy Winogrady, tuż przy stokach pruskiej cytadeli. Jak wszyscy młodzi ludzie, rodzice małej Janiny byli szczęśliwi, mieli wiele wspaniałych planów i liczyli, że przyszłość przyniesie tylko to, co dobre.

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Rozdział pierwszy

Dom państwa Nietupskich

Dzieciństwo jest królestwem,

w którym nikt nie umiera.

Edna St. Vincent Millay, z poematu o takim samym tytule

Regina i Julian byli szczęśliwym i zżytym małżeństwem. Ich córki wychowywały się w domu, w którym panował nastrój beztroski i miłości. Rzadko wybuchały awantury, a wszelkie spory szybko rozwiązywano. Gdy pewnego dnia zdarzyło się, że Julian rozdrażniony jakimś zachowaniem żony podniósł na nią głos, wystarczyło, że spojrzała na niego i zapytała cicho: „I co ty tak na mnie krzyczysz, Julciu? Co chcesz mi zrobić?” — żeby on, speszony i zawstydzony nagłym wybuchem, już począł ją przepraszać i całować po rękach. Bo choć naturę Julian miał dość wybuchową, to miał też gołębie serce, a żonę i dzieci kochał ponad wszystko.

Mała Janka z rodzicami, Julianem i Reginą Nietupskimi

Regina z małą Janką i psem Biziem

Regina, Julian i mała Janka

Janka z młodszą siostrą Basią w ogrodzie na Winogradach (przed drugą wojną światową)

Początek lat trzydziestych był prawdopodobnie najszczęśliwszym okresem w ich życiu. Po kilkuletniej tułaczce i ciągłym przenoszeniu się z jednego mieszkania do drugiego wreszcie mieli szansę osiąść gdzieś na stałe. W 1935 roku zdecydowali się na opuszczenie ciasnego mieszkania na Śródce i budowę własnego domu. W tym czasie Wojskowa Spółdzielnia Mieszkaniowa, do której należał Julian, wykupiła tereny wzdłuż ulic Winogrady i Szelągowskiej na działki budowlane, przeznaczone dla wojskowych. Był to piękny teren, niezbyt oddalony od centrum, na tyle jednak, by nie docierał tu miejski gwar i zgiełk. Po ulicy wyłożonej kocimi łbami z rzadka przejeżdżały zaprzężone w konie bryczki i powozy. Rozległe przydomowe ogrody, ciągnące się wzdłuż całych Winograd, opierały się o zbocza fosy wokół rozległego fortu Winiary i tworzyły sielankową atmosferę podmiejskich willi. Wiele budynków w tej okolicy stylizowano zresztą na otoczone parkiem szlacheckie dworki. Fasady wzbogacano o neoklasycystyczne portyki z kolumnami lub wysuwano do przodu półokrągłe ryzality zwieńczone facjatkami i balkonami z ozdobną balustradą.

Dom państwa Nietupskich pod numerem 138 nie prezentował się wprawdzie tak okazale, ale za to prowadziła do niego romantyczna alejka obsadzona pnącymi różami, które późną wiosną pięknie zakwitały i rozsiewały słodką woń wokół całego domu. Sam budynek był prostą, dwupiętrową bryłą z niewielkim, oszklonym gankiem. Na górze planowano jeszcze obszerny strych, ale będąc pewnego dnia na budowie, Regina ze zgrozą odkryła, że wszystkie belki stropowe zostały obcięte mniej więcej na wysokości metra od podłogi. Okazało się, że Julian w obawie, iż nie wystarczy im pieniędzy, aby pociągnąć wyżej klatkę schodową, kazał drastycznie obniżyć dach domu. Była to feralna decyzja, której skutków nie dało się niestety zniwelować tanim kosztem, więc Regina, chcąc nie chcąc, musiała się w końcu pogodzić z faktem, że jej strych — gdzie planowała urządzić pokoje gościnne — będzie pomieszczeniem praktycznie bezużytecznym. Tego dnia były z nią również obie jej córki, Janka i Basia. Przyszły z matką sadzić kwiaty nad cytadelową fosą. Aby tego dokonać, musiały najpierw przedrzeć się przez zarośnięty i nieuporządkowany jeszcze ogród, idąc wzdłuż drutu kolczastego oddzielającego parcele. Dziewczynki czuły się niemal jak w dżungli i już myślały o końcu budowy i przeprowadzce, po której będą mogły do woli buszować w tym tajemniczym ogrodzie.

Państwo Nietupscy, mimo dość młodego wieku, mogli sobie pozwolić na budowę domu nie tylko dzięki kapitańskiej pensji kierownika apteki, którym był Julian, lecz także dzięki zapobiegliwości jego teścia. Bazyli Radomski każdą ze swoich sześciu córek wyposażył bowiem w pokaźny posag w postaci depozytu złożonego w banku aż do osiągnięcia przez nie pełnoletności. Oszczędności te składał w niemieckich markach, które w tamtym czasie bite były z czystego złota, więc nie dotknęła ich dewaluacja po 1918 roku. Dzięki temu młodzi na budowę domu musieli zaciągnąć tylko kilka tysięcy złotych kredytu, który zamierzali spłacić w ciągu pięciu, sześciu lat od zakończenia budowy.

Janka w wieku kilku lat

Janka Nietupska w dniu pierwszej komunii świętej

Ich nowe mieszkanie było skromne, ale bardzo gustownie urządzone, gdyż Regina osobiście zadbała o wszystkie szczegóły umeblowania. W przestronnej jadalni stał duży prostokątny stół, przy którym oprócz krzeseł ustawiono dwa potężne fotele gdańskie z rzeźbionymi maszkaronami na oparciach. Bufet i kredens wypełniała zastawa stołowa, srebrne sztućce i kryształowe kieliszki. W rogu stała obszerna kanapa obita zielonym gobelinem i mały stolik, na którym ustawiono mosiężny samowar oraz grawerowane pudełko z papierosami. Janka bardzo lubiła zapach tytoniu i często siadywała z ojcem, przypatrując się, jak w specjalnej maszynce skręca papierosy. W wykuszu od strony ogrodu zgrabne mebelki w stylu empire z giętymi nóżkami i poręczami z drewna wiśniowego, obite złocistym jedwabiem w kwiaty, zapraszały, żeby na nich odpocząć lub pogrążyć się w lekturze. Ale Regina najbardziej dumna była z potężnego terakotowego kwietnika w stylu antycznym, który przedstawiał trzy greckie boginie wsparte o fragment kolumnady. Z jadalni można było przejść do gabinetu, gdzie przy okrągłym stoliku stały dwa obszerne fotele i mała kanapa. W rogu umieszczono tapczan dla gości, a po przeciwnej stronie biurko ojca i piękną bibliotekę. Nie było tam lektur dla dzieci, ale Janka bardzo lubiła oglądać ozdobne grzbiety książek ze złoconymi tytułami. W sypialni rodziców stały dwa łóżka, szafa i toaletka z otwieranymi skrzydłami, które kryły potrójne lustro. Regina siadywała przed nim na małej gondolce z ciemnego wiśniowego drzewa o złoconym ornamencie. Wyciągała ze szkatułki biżuterię, otwierała flakoniki, z których unosił się słodki zapach perfum, i srebrną szczotką czesała długie, ciemne włosy, układane codziennie w eleganckie, modne fale. Pani kapitanowa interesowała się sztuką, więc w jej domu na ścianach nie mogło zabraknąć obrazów i rycin. Janka szczególnie lubiła portret górala, który matka kupiła kiedyś od znanego poznańskiego malarza, Adama Batyckiego.

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki