Dostojewski. Portret intymny - Alex Christofi - ebook

Dostojewski. Portret intymny ebook

Christofi Alex

4,8

Opis

Miłość. Ruletka. Syberia.

Życiem Dostojewskiego można by obdarzyć kilku rosyjskich klasyków. Młody rewolucjonista skazany na śmierć, po tajemniczej próbie egzekucji zesłany na Syberię, by przeżyć koszmar w obozowym "domu umarłych". W czasach politycznej zawieruchy zostaje przyjęty do wewnętrznego kręgu cara, a jego życie zaczyna kręcić się wokół dwóch wielkich słabości pisarza: kobiet i hazardu. Mimo choroby znajduje czas, by stworzyć nie tylko opowiadania i teksty publicystyczne, ale i monumentalne powieści, uznane przez pokolenia czytelników za jedne z najlepszych, jakie kiedykolwiek napisano.
Christofi splata biografię i twórczość Dostojewskiego z historycznym kontekstem, tworząc zaskakującą mozaikę Rosji jego czasów. Syberyjski obóz, jaskinie hazardu, wilgotne cele więzienne carskiej twierdzy czy wytworne salony Petersburga to tylko kilka scenerii, w jakich przyszło żyć temu pisarzowi, a także trzem kobietom, z którymi łączyły go wielkie romanse. To Maria, chora na gruźlicę wdowa, prorokująca zabójstwo cara Polina i wierna stenografka Anna. To one inspirowały jego twórczość, a właśnie dzięki ostatniej z nich możemy nadal po nią sięgać.
"Dostojewski" to wierny portret prawdziwego artysty. Oddanego kochanka, empatycznego przyjaciela ludu, lojalnego brata… i pisarza zdolnego przeniknąć głębię ludzkiej duszy.

Odważny i hipnotyzujący zwrot w sztuce biografii.
Douglas Smith, autor książek "Rasputin" i "Skazani. Ostatnie dni rosyjskiej arystokracji"

Wspaniale pomyślana i napisana, ale dopiero uczucie, jakie Christofi żywi do opisywanego tematu, sprawia, że jest to tak poruszająca książka.
"The Guardian"

Alex Christofi - dyrektor redakcji Transworld Publishers, laureat nagród literackich za książki "Let Us Be True" i "Glass". Pisał dla wielu magazynów, w tym "The Guardian" czy "London Magazine". "Dostojewski" to jego pierwsze dzieło non-fiction - wyjątkowa biografia, po którą mogą sięgnąć zarówno miłośnicy, jak i czytelnicy mający jeszcze przed sobą zachwyt twórczością tego niezwykłego pisarza.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 327

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,8 (4 oceny)
3
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
peterpancio1

Nie oderwiesz się od lektury

piękna pieśń o życiu Mistrza
00

Popularność




 

 

Tytuł oryginału

DOSTOEVSKY IN LOVE

AN INTIMATE LIFE

 

Copyright © Alex Christofi, 2021

Published by agreement with

Jonathan Pegg Literary Agency UK

& Book/lab Literary Agency, Poland.

 

Projekt okładki

Paweł Panczakiewicz

 

Redaktor inicjująca

Magdalena Gołdanowska

 

Redakcja

Joanna Habiera

 

Korekta

Katarzyna Kusojć

Bożena Hulewicz

 

ISBN 978-83-8234-866-8

 

Warszawa 2021

 

Wydawca

Prószyński Media Sp. z o.o.

02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28

www.proszynski.pl

 

Takie jednak Wspomnienia jak Pańskie mogłyby się, jak sądzę, stać tworzywem przyszłego dzieła literatury pięknej, przyszłego obrazu – minionej już epoki nieładu. Ba, kiedy przeminie to, co paląco aktualne, i nastanie przyszłość, wtedy przyszły artysta odnajdzie piękne formy przedstawienia nawet minionego nieładu i chaosu. […] Ocaleją w nich przynajmniej niektóre prawdziwe rysy, z których można będzie odgadnąć, co mogło się kryć w duszy tego czy owego młodzika z dawnych czasów zamętu.

Młodzik1

1 Przeł. A. Pomorski, Znak, Kraków 2021, s. 598.

 

 

KALENDARIUM

Daty są podane w „starym stylu” juliańskim, czyli z opóźnieniem o dwanaście dni w porównaniu z gregoriańskim kalendarzem „nowego porządku” używanym wówczas w Europie Zachodniej. Przy listach wysyłanych z Europy zamieszczam w nawiasach datę według kalendarza gregoriańskiego.

30 października 1821

Fiodor Michajłowicz Dostojewski przychodzi na świat w Moskwie2.

27 grudnia 1837

Umiera matka Fiodora, Maria Fiodorowna Dostojewska (z domu Nieczajewa).

16 stycznia 1838

Fiodor rozpoczyna studia w Wojskowej Szkole Inżynieryjnej.

6 czerwca 1839

Umiera ojciec Fiodora, Michał Aleksiejewicz Dostojewski.

październik 1844

Fiodor odchodzi z Wojskowej Szkoły Inżynieryjnej.

15 stycznia 1846

Powieść Biedni ludzie ukazuje się w wydawanym przez Mikołaja Aleksiejewicza Niekrasowa „Pietierburgskim Sborniku”.

1 lutego 1846

Sobowtór ukazuje się w czasopiśmie „Otieczestwiennyje Zapiski”.

23 kwietnia 1849

Dostojewski zostaje aresztowany za zdradę stanu.

22 grudnia 1849

Dostojewski bierze udział w pozorowanej egzekucji.

15 stycznia 1854

Zostaje uwolniony z więzienia w Omsku.

6 lutego 1857

Żeni się w Kuźniecku z Marią Dmitrijewną Isajewą.

grudzień 1859

Przeprowadza się do St. Petersburga.

styczeń 1860

Ukazuje się pierwszy numer pisma „Wriemia”, które Dostojewski wydaje razem z bratem Michałem.

1860–1862

Wspomnienia z domu umarłych są publikowane w czasopismach „Russkij Mir” i „Wriemia”.

1861

Powieść Skrzywdzeni i poniżeni ukazuje się na łamach pisma „Wriemia”.

24 maja 1863

„Wriemia” zostaje zamknięte przez cenzurę.

sierpień–październik 1863

Dostojewski podróżuje po Europie z Apolinarią (Poliną) Prokofiewną Susłową.

24 stycznia 1864

Otrzymuje pozwolenie na wydawanie pisma „Epoka”.

1864

Notatki z podziemia ukazują się na łamach „Epoki”.

15 kwietnia 1864

Maria umiera w Moskwie.

10 lipca 1864

Michał umiera w Pawłowsku.

wiosna 1865

„Epoka” zostaje zamknięta.

1866

Zbrodnia i kara ukazuje się w odcinkach w piśmie „Russkij Wiestnik”.

4 października 1866

Anna Grigoriewna Snitkina zostaje stenografką Dostojewskiego.

15 lutego 1867

Dostojewski żeni się z Anną.

14 kwietnia 1867

Wyjeżdża do Europy, by uciec przed wierzycielami.

1868

Idiota ukazuje się w odcinkach na łamach „Russkiego Wiestnika”.

8 lipca 1871

Dostojewski wraca do Petersburga.

1871–1872

Biesy ukazują się w odcinkach w „Russkim Wiestniku”.

1873

Pierwsze artykuły z Dziennika pisarza są publikowane w wydawanym przez Dostojewskiego czasopiśmie „Grażdanin”.

1875

Młodzik jest publikowany w odcinkach w „Otieczestwiennych Zapiskach”.

1876

Ukazuje się wydanie książkowe Dziennika pisarza.

1879–1880

Bracia Karamazow są publikowani w odcinkach w piśmie „Russkij Wiestnik”.

8 czerwca 1880

Dostojewski wygłasza mowę podczas uroczystości odsłonięcia pomnika Aleksandra Puszkina w Moskwie.

28 stycznia 1881

Umiera na rozedmę płuc.

1 lutego 1881

Zostaje pochowany w Petersburgu.

2 Zob. The Dostoyevsky Encyclopedia, s. XVII; L. Grossman, Dostojewski, przeł. S. Pollak, Czytelnik, Warszawa 1968, s. 7; P. Sekirin, The Dostoevsky Archive, McFarland & Co., 1997, s. 288.

 

 

OD AUTORA3

Po co pisać książkę o Dostojewskim? Na większości portretów wygląda jak ponury Święty Mikołaj (tak się składa, że w pewną noc Bożego Narodzenia jechał przez Rosję w otwartych saniach). Miał w sobie tyle sprzeczności, że zarówno ci, którzy zaliczali się do liberalnej lewicy, jak i do reakcyjnej prawicy, byli niezbicie przekonani, że działa na rzecz wroga. W odróżnieniu od wielu dzisiejszych czytelników był głęboko wierzącym wyznawcą prawosławia, choć zasłynął z licznych wypowiedzi na temat rozterek duchowych. Znam ludzi, którym imponuje objętość jego czterech najsłynniejszych powieści. Inni godzą się być może z opinią, że był wielkim filozofem, ale nie mają cierpliwości do jego natarczywego stylu, cechującego się powtórzeniami i dygresjami. Sam, kończąc pierwszą z tych czterech wielkich powieści, przyznał: „Już od dwudziestu lat męczy mnie to poczucie, i wyraźniej od innych dostrzegam wadę mojego pisarstwa: wielosłowie – i w żaden sposób nie mogę się od tego uwolnić”4. Tak czy inaczej, potrafił być irytujący, a mimo to wydaje mi się, że wiele jego myśli zachowuje po dziś dzień niepokojącą aktualność: to, jak ważne jest zrozumienie, iż niezależność i wolność są dla nas cenniejsze niż racjonalny interes własny w ujęciu ekonomistów; że złe idee zabijają więcej ludzi niż szczere uczucie; że społeczeństwo bez wielkiej narracji podatne jest na polityczny ekstremizm. Bardzo się starał zrozumieć gniewnych młodych, którzy za jego życia grozili zniszczeniem Rosji i reszty Europy – może dlatego, że pamiętał, jak to jest być takim jak oni. A nade wszystko był pisarzem głęboko moralnym i nie chciał odwracać wzroku od cierpienia współczesnych mu niewolników (bo w praktyce chłopi pańszczyźniani byli niewolnikami), wyrzutków społeczeństwa, prostytutek, upokorzonych, chorych i uciszanych. Żarliwie angażował się w sprawę polepszenia losu uciśnionych i udzielenia im głosu. Dlatego, choć przedstawiam Dostojewskiego jako kochanka i męża, zajmę się również szerszym, bardziej inkluzywnym rodzajem miłości, która w jego przekonaniu była jedyną możliwą odpowiedzią na cierpienie na tym świecie.

Abstrahując od jego twórczości, życie Dostojewskiego zalicza się do najbardziej brzemiennych w wydarzenia biografii powieściopisarzy w historii. Był nałogowym hazardzistą i epileptykiem, nieustannie na skraju ruiny finansowej i fizycznej. Za młodu stanął przed sądem jako rewolucyjny socjalista i o włos uniknął wyroku śmierci, pod koniec życia zaś był zapraszany na kolacje w gronie carskiej rodziny i został uznany za narodowego proroka. W różnych okresach był inżynierem, żołnierzem i poetą. Prowadził nadzwyczaj burzliwe życie miłosne. Nie będzie przesadą twierdzenie, że był fetyszystą stóp (choć w Rosji istniała dawna tradycja symbolicznego ich całowania). Swojej drugiej żonie oświadczył się z taką nieśmiałością, że wprost chciałoby się go przytulić. Niestety, wielu najbliższych mu ludzi – przyjaciół, ukochanych, członków rodziny – zmarło za młodu.

Autobiografia Dostojewskiego byłaby fascynującą lekturą. Miał zamiar ją napisać. W Wigilię 1877 roku, w dwudziestą ósmą rocznicę swojej wywózki, spisał w czterech punktach plany „na resztę życia”, dzieląc pozostałe mu lata na cztery projekty, z których trzecim było spisanie pamiętników. Oceniał, że zajmie mu to co najmniej dziesięć lat, „a mam już pięćdziesiąt sześć”5. Niestety, jego pesymizm okazał się zasadny, ponieważ pisarz zmarł, zanim zdążył przystąpić do realizacji tych planów. Jednakże duch autobiografii jest obecny w jego dziełach i nawet jego pierwszy biograf zadaje sobie trud odnotowania motywów dających cenny wgląd w życie pisarza „w subiektywnych fragmentach rozproszonych po jego powieściach”6.

Nie ulega wątpliwości, że jego najsilniej oddziałujące dzieła zostały oparte na osobistych przeżyciach, czy będzie to relacja o quasi-mistycznym doznaniu podczas ataku padaczki w Idiocie, czy o ciężkiej pracy na katordze we Wspomnieniach z domu umarłych. W niniejszej książce ochoczo popełniam błąd niegodny naukowca, łącząc autobiograficzne wątki zawarte w twórczości Dostojewskiego z jego niezmiernie ciekawą biografią, z czego, mam nadzieję, powstanie efekt odtworzonego pamiętnika. (Rzecz w tym, że nie jest to ani opowiadanie, ani pamiętnik)7. Nie jestem naukowcem, a jeśli szukacie biografii, która nie przekracza takiej granicy, to wiele się ich już ukazało, zwłaszcza wspaniała intelektualna biografia autorstwa Josepha Franka, publikowana w latach 1976–2002. Na drugim biegunie mamy powieściopisarzy jak Leonid Cypkin i J.M. Coetzee, którzy stworzyli dzieła obrazujące życie wewnętrzne Dostojewskiego. Moim celem jest zbadanie, czy możliwa jest synteza – opowieść zarówno fabularyzowana, jak i faktograficzna, przedstawiająca Dostojewskiego jego własnymi słowami. Jego dalekosiężny projekt polegał bowiem na zrozumieniu, jak ludzie myślą – zrozumieniu irytujących niekiedy sposobów, na jakie tłumaczymy się i oszukujemy siebie samych – i wiernym oddaniu tych myśli, tak by inni mogli siebie lepiej poznać.

Tam, gdzie korzystam z licentia poetica, przyjąłem ustalone zasady. Wszystko, co zamieszczam w cudzysłowach, to bezpośredni cytat z dzieł Dostojewskiego lub kogoś z jego współczesnych, opatrzony przypisami bibliograficznymi. Główna narracja opiera się na relacjach z epoki oraz pracach rzetelnych badaczy. Szczególny dług zaciągnąłem u Anny Dostojewskiej, Josepha Franka, Leonida Grossmana, Kennetha Lantza i Petera Sekirina. Fragmenty pisane kursywą – czyli wszystko w pierwszej osobie, przedstawione jako myśli pisarza – mogły zostać zaczerpnięte z jego listów, notatników, publicystyki lub utworów literackich. Narrator to mówi do siebie, to znów zwraca się jakby do niewidzialnego słuchacza, do jakiegoś sędziego. Tak zresztą bywa zawsze w rzeczywistości8. Kiedy pisarze tworzą fabułę, często używają wspomnień wyjętych z kontekstu, by użyć ich jako cegieł, z których budują swój nowy świat. Jest to swego rodzaju umyślna amnezja pomijająca źródła. Dokonując dokładnej analizy tego, co wiadomo o życiu Dostojewskiego, można z powrotem umieścić w kontekście wiele wspomnień i wrażeń zmysłowych tak licznie obecnych w jego twórczości i uzyskać wgląd w jego sposób myślenia. (A tutaj, w tej jednej sprawie, można odkryć cały nowy szlak. Na podstawie samych tylko danych psychologicznych można wykazać, jak należy szukać właściwego śladu. Oni mówią: „Mamy fakty w ręku!”. Ależ fakty to jeszcze nie wszystko; przynajmniej połowa zależy od tego, czy się umie faktami operować!)9. Tam, gdzie poważyłem się na przypisanie tego życia wewnętrznego do określonego miejsca w czasie, parafrazowałem, łączyłem i skracałem oryginalny tekst Dostojewskiego, żeby dopasować do kontekstu, a oryginał cytowałem dla zainteresowanych. Gdy występują różne relacje o jakimś zdarzeniu, wybierałem przeważnie wersję opowiedzianą przez Dostojewskiego. Nasze „ja” to przecież tylko historia, którą sami opowiadamy, żeby nadać sens swoim uczynkom, i to ostatecznie jestem zdecydowany odkryć.

 

Otóż i cała przedmowa. Chętnie przyznaję, że jest zbędna, ale skoro ją napisałem, to niech już sobie zostanie.

A teraz do rzeczy10.

3Będzie krótkie. Jak powiadał Dostojewski: „Znamy przecież te autorskie przedmowy!”, Biesy, przeł. A. Pomorski, Znak, Kraków 2010, s. 479.

4 List do M.N. Katkowa, 19 lipca 1866.

5 G. Kjetsaa, Fyodor Dostoevsky: A Writer’s Life, Macmillan, 1988, s. 309–310; J. Catteau, Dostoyevsky and the Process of Literary Creation, Cambridge University Press, 1989, s. 118.

6 Orest O. Miller, za P. Sekirinem, dz. cyt., s. 48. Niedawno badacz Kenneth K. Lantz zauważył, że Dostojewski „wykorzystał własną biografię, by nadać swej twórczości ogromną siłę oddziaływania. […] Dołożył znacznych starań, żeby aura jego życia dodała energii jego dziełu. Czytelnik uświadamia sobie, że jest jakiś obszar poza fabułą powieści, gdzie dzieło zdaje się wchodzić w półcień tekstualności” (A Writer’s Diary, vol. I, s. 21–22).

7 Potulna, w: Dziennik pisarza, t. 2, przeł. M. Leśniewska, PIW, Warszawa 1982, s. 300.

8 Tamże.

9 Zbrodnia i kara, przeł. Cz. Jastrzębiec-Kozłowski, w: Dzieła wybrane, t. 1, PIW, Warszawa 1984, s. 141.

10 Bracia Karamazow, przeł. A. Wat, w: Dzieła wybrane, t. 4, PIW, Warszawa 1984, s. 9.

 

 

PROLOG: ŻYCIE JEST DAREM

1849

Dzisiaj, 22 grudnia, zawieziono nas na plac Siemionowski11.

Obok Fiodora stał jego przyjaciel Siergiej Durow. W ziemię były wkopane trzy słupy.

– Nie mogą nas przecież stracić – szepnął Fiodor12. Durow wskazał na stojący w pobliżu wóz, na którym, jak się wydawało, leżały trumny przykryte materiałem.

Fiodor zwrócił się do innego kolegi, Mikołaja Spieszniewa.

– Będziemy u Chrystusa – powiedział cicho po francusku13. Ale Spieszniew uśmiechnął się tylko i wskazał ziemię.

– Garść prochu – odparł.

Tam wszystkim nam odczytano wyrok śmierci, dano krzyż do ucałowania, złamano nad głowami szpady i ubrano nas w śmiertelne stroje (białe koszule)14.

Trzech pierwszych – Pietraszewskiego, Mombelliego i Grigoriewa – poprowadzono do słupów, przywiązano, a na oczy nasunięto im białe kołpaki15. Byłem w następnej kolejce i życia miałem przed sobą nie więcej niż minutę16. Chciałem wyobrazić sobie jak najszybciej i jak najdokładniej, jak to być może:– teraz jestem i żyję, a za trzy minuty będę już czymś zupełnie innym. Nieopodal stał kościół i szczyt katedry z pozłacanym dachem błyszczał w jasnym słońcu. Pamiętałem, że ze straszliwą uporczywością wpatrywałem się w dach i odbijające się od dachu promienie; oczu nie mogłem oderwać od tych promieni17.

Spodziewałem się wykonania wyroku dopiero za jakiś tydzień; liczyłem na zwykłą formalistykę. A tymczasem z jakiegoś tam powodu sprawę przyśpieszono18.

O piątej rano spałem. Było to pod koniec października; o piątej jest jeszcze ciemno i zimno. Wszedł inspektor więzienia i ostrożnie dotknął mojej ręki; podniosłem się. „Co to takiego?” „O dziesiątej egzekucja”.

Świeżo zbudzony ze snu, nie uwierzyłem, zacząłem dowodzić, że papier nadejdzie dopiero za tydzień, ale gdy się całkiem ocknąłem, przestałem się spierać i umilkłem. „Jednak to ciężko tak nagle…” –i znowu umilkłem.

Następne trzy, cztery godziny upływają na wiadomych sprawach: ksiądz, śniadanie, do którego dają kawę, wódkę i pieczeń wołową. Wreszcie wiozą mnie przez miasto na miejsce egzekucji. „Jeszcze długo, jeszcze przez trzy ulice będę żył, tę przejadę, potem będzie jeszcze ta, przy której jest po prawej stronie piekarnia… a zanim dojedziemy, upłynie sporo czasu!”19. W najstraszniejszych chwilach ludzkiego życia, kiedy wiozą człowieka na szafot, pamięta on właśnie drobiazgi. O wszystkim zapomni, a zapamięta jakiś zielony dach, który mignął po drodze, albo kawkę na krzyżu20. Najsilniejszy ból pochodzi nie od ran, ale od świadomości, że za godzinę, potem za dziesięć minut, potem za pół minuty, potem za chwilę, zaraz – dusza wyleci z ciała i że już nie będzie się człowiekiem; a najważniejsze to, że na pewno. Zabójstwo na mocy wyroku jest bez porównania okropniejsze niż zabójstwo dokonane przez bandytę. Ten, kogo bandyci zabijają, mordują w nocy, w lesie albo jakoś tam, niewątpliwie ma jeszcze nadzieję wyratowania się, ma ją do ostatniego momentu. A tu całą tę ostatnią nadzieję odbierają człowiekowi na pewno; tu jest wyrok, i w tym, że na pewno się nie uniknie jego skutków, tkwi cała ta okropna męka, od której nie ma nic na świecie silniejszego. Chrystus też mówił o tej męce. Nie, z człowiekiem nie wolno tak postępować!21.

Duchowny, człowiek zapewne mądry, przestał mówić, tylko mi dawał krzyż do całowania. Nogi mi słabły i kostniały i mdło mi się robiło, jakby mnie coś dusiło w gardle. Rozsądek nie opuszczał mnie, ale nie miał już żadnej władzy. Kiedy zaczynałem słabnąć, duchowny podsuwał mi krzyż do samych ust. Całowałem krzyż z chciwością, tak jakbym się spieszył nie zapomnieć o czymś, co mi jest potrzebne na zapas. W tej ostatniej chwili życia myślałem o bracie, dopiero wtedy uświadomiłem sobie, jak go bardzo kocham!22.

Wreszcie uderzono w werble, tych, którzy byli przywiązani do słupów, przyprowadzono z powrotem i odczytano nam, że Jego Cesarska Mość darowuje nam życie.

 

Moje życie zaczyna się dziś na nowo. Skazano mnie na cztery lata robót w twierdzy, a następnie służyć będę jako szeregowiec. Życie wszędzie jest życiem, życie jest w nas samych. Obok mnie będą ludzie i być człowiekiem między ludźmi – oto na czym polega życie. Uświadomiłem to sobie. Idea ta przeniknęła ciało i krew moją. Tak! To prawda. Ta głowa, która tworzyła i żyła wyższym życiem sztuki, głowa, która była świadoma i oswojona z wyższymi potrzebami ducha, ta głowa ścięta została z moich ramion. Pozostała pamięć i postacie, które stworzyłem, nie oblekając ich w kształt cielesny. To prawda, staną się one moją udręką! Pozostało jednakże we mnie serce i to samo ciało i krew, które tak samo potrafią kochać i cierpieć, współczuć i pamiętać, a to przecież jest właśnie życie.

Gdy patrzę w przeszłość, widzę, ile czasu straciłem na darmo, ile zaprzepaściłem przez omyłki, błędy, próżniactwo i nieumiejętność życia, jak nie ceniłem go, ile razy występowałem przeciwko memu sercu i duszy – i ogarnia mnie żal. Życie to dar, życie to szczęście, każda jego chwila mogłaby być szczęściem wiecznym. Gdyby młodość wiedziała! Teraz, zmieniając życie, przeradzam się w nową formę.

 

Ale właściwie zacząłem swoje opowiadanie nie wiadomo dlaczego ze środka. Jeżeli ma się pisać o wszystkim, to już trzeba zacząć od początku23.

11 List do M. Dostojewskiego, 22 grudnia 1849, w: Listy, przeł. i komentarz oprac. Z. Podgórzec, R. Przybylski, PIW, Warszawa 1979, s. 90.

12 O. Miller, About F.M. Dostoevsky, w: P. Sekirin, dz. cyt., s. 94.

13 J. Frank, Lectures on Dostoevsky, Princeton University Press, 2020, s. 52.

14 List do M. Dostojewskiego, 22 grudnia 1849, dz. cyt.

15 Idiota, przeł. J. Jędrzejewicz, w: Dzieła wybrane, t. 2, PIW, Warszawa 1984, s. 70.

16 List do M. Dostojewskiego, 22 grudnia 1849, dz. cyt., s. 91.

17 Idiota, dz. cyt., s. 70.

18 Tamże, s. 74.

19 Tamże.

20Bracia Karamazow, dz. cyt., s. 834. W tłumie stał siedemnastolatek w trójgraniastym kapeluszu, Aleksandr Jegorowicz Wrangel, któremu Dostojewski uściśnie rękę 5 lat później w miejscu zwanym Diabelską piaskownicą.

21 Idiota, dz. cyt., s. 29–30.

22 Idiota, dz. cyt., s. 75; list do Michała Dostojewskiego, 22 grudnia 1849, s. 91.

23 List do M. Dostojewskiego, 22 grudnia 1849, s. 90, 91–92, 94; Skrzywdzeni i poniżeni, przeł. W. Broniewski, w: Dzieła wybrane, t. 2, PIW, Warszawa 1984, s. 710.

 

Rozdział pierwszy

BIAŁE NOCE

1821–1845

Wprawdzie mogę sobie przypomnieć, jak przez sen, także coś niecoś z wcześniejszego okresu24.

Fiodor przyszedł na świat w Szpitalu Maryjskim dla ubogich, dużym moskiewskim szpitalu, gdzie pracował jego ojciec. Michał Andriejewicz Dostojewski, którego przodkowie byli duchownymi, opuścił kilka lat wcześniej rodzinę na Ukrainie, żeby podjąć studia medyczne. Miał na celu jedno: pracą zapewnić byt sobie i najbliższym. Awansował na kolejne stopnie jako lekarz wojskowy i w 1819 roku mógł już poślubić córkę kupca Marię Fiodorownę Nieczajewą. Rok później urodził się ich pierwszy syn, Michał, a 30 października 1821 roku – drugi, Fiodor Michajłowicz Dostojewski25.

Dostojewscy mieli siedmioro dzieci26. Wszyscy tłoczyli się w ciasnym mieszkaniu na terenie szpitala: Michał i Fiodor spali za przepierzeniem, najstarsza siostra Warwara na kanapie, a najmłodsze dzieci w różnych miejscach sypialni rodziców, odgrywając rolę tradycyjnego środka antykoncepcyjnego. Mały Fiodor był energicznym, ciekawskim dzieckiem. Wciąż zagadywał do nieznajomych i wyprawiał się w nieznane, żeby poznawać okolicę, dopóki nie zgarnęła go troskliwa matka. Pamiętam jeszcze koło domu olbrzymie drzewa, chyba lipy, poza tym czasem mocne światło słońca w otwartych oknach, żywopłot z kwiatami, ścieżkę, a mamę pamiętam tylko z jednej chwili, kiedy mi w tamtejszej cerkwi raz udzielali komunii i mama podniosła mnie, żebym przyjął sakrament i pocałował kielich; to było lato i gołąb przeleciał w poprzek pod całą kopułą, od okna do okna…27.

Doktor Dostojewski starał się odkładać ze swojej pensji, ile tylko mógł, a po godzinach przyjmował prywatnych pacjentów. Kiedy Fiodor miał siedem lat, ojca udekorowano Orderem św. Anny za „wierną służbę”, dzięki czemu rodzina została oficjalnie zaliczona do szlachty dziedzicznej, choć najniższego szczebla. Mieli służbę – woźnicę, kucharkę, pokojówkę i nianię, wysoką i tak otyłą, że brzuch opadał jej prawie na kolana. Kiedyś niania przeziębiła się, kaszlała i twierdziła, że zapadła na suchoty. Małego Fiodora niezmiernie ucieszyła wizja, że niania zmizernieje.

Poza niedzielami, kiedy Maria grała dzieciom na gitarze, dni zlewały się w jeden monotonny potok. Życie Dostojewskich w Moskwie biegło według wskazówek zegara. O szóstej pobudka, o ósmej lekcje, o pierwszej obiad, dwie godziny ciszy, kiedy ojciec ucinał sobie drzemkę, a któreś z młodszych dzieci odganiało od jego twarzy muchy gałązką lipową. Kolacja, modlitwa i do łóżka. Dwaj starsi chłopcy bawili się czasami z dziećmi pacjentów lub personelu w szpitalnym ogrodzie, a Fiodor wdawał się w rozmowy z dorosłymi, choć wiedział, że mu nie wolno28.

Kiedy pozwalano im wyjść poza teren szpitala, to tylko na krótką przechadzkę wczesnym wieczorem, gdy było dostatecznie ciepło, co rzadko się zdarzało. Częściej wyglądali przez okno, obserwując ubogich pacjentów, którzy snuli się po podwórzu w beżowych szlafrokach, albo prosili nianię, żeby przeczytała im bajkę. Czytała szeptem w ciemnym pokoju, żeby nie przeszkadzać rodzicom: opowieści z Księgi tysiąca i jednej nocy albo o Sinobrodym. Fiodor był oczarowany. Czytać zacząłem żarliwie i rychło lektura urzekła mnie całkowicie. Wszystkie moje nowe potrzeby, wszystkie niedawno zbudzone dążenia, wszystkie niejasne jeszcze porywy młodzieńczego wieku – wszystko to nagle znalazło na długo nieoczekiwane ujście. Wkrótce mój umysł i serce zostały tak oczarowane, moja wyobraźnia tak się rozwinęła, że zapomniałem wprost o całym dotychczas otaczającym mnie świecie29. Czytał wszystko, co wpadło mu w ręce: najpierw był to zbiór historii ze Starego i Nowego Testamentu, później utwory Charlesa Dickensa i Mikołaja Gogola. Najbardziej Fiodor lubił wiersze współczesnego poety Aleksandra Puszkina, które czytał wciąż na nowo, ślęczał nad nimi razem z Michałem, a fragmentów uczył się na pamięć.

Teraz, kiedy doktor Dostojewski został zaliczony do szlachty, miał prawo posiadać ziemię. Rodzina poważnie się zadłużyła, żeby kupić niewielki majątek Darowoje, odległy od Moskwy o dzień jazdy, a także sąsiednią wioskę Czeremoszna. Posiadłość liczyła zaledwie sto dusz30, ziemia nie była szczególnie żyzna, tak że chłopi z zebranych plonów ledwo zdołali wyżywić inwentarz, ale dla chłopca, którego cały świat ograniczał się dotąd do miejskich zabudowań dla ubogich, chorych ludzi, Darowoje okazało się rajem. Odkąd Fiodor ukończył dziewięć lat, każdej wiosny razem z matką i rodzeństwem pakowali się do powozu, on zajmował miejsce obok woźnicy, i zostawiali doktora Dostojewskiego w mieście, a sami przenosili się na spokojną, bezpieczną wieś, gdzie dzieci, na które mieli baczenie miejscowi chłopi, mogły przez cały dzień swobodnie biegać i dokazywać. Bawiły się między innymi w „koniki”, co polegało na tym, że panicze zbierali grupy chłopskich dzieci, kazali im się ścigać po drodze i karmili je resztkami z pańskiego stołu. Wieczorami mali Dostojewscy pomagali łuskać groch przy trzasku wilgotnych polan palących się pod kuchnią, a Fiodor, zanim położył się spać, pisał liścik, w którym grzecznie prosił, żeby poczekać kilka dni z pogrzebem, jeśli umrze w nocy, bo może się obudzi31. Uniesiony wspomnieniami, rozpłakałem się jak dziecko. Przypominam sobie wszystko tak żywo, tak żywo.

Dom stał na wzgórzu, a poniżej, obok zagajnika, w którym rosły lipy i brzozy, Maria kazała wykopać duży staw. Pierwszego lata Fiodor spędzał tam tyle czasu, że miejsce to nazwano zagajnikiem Fiedii. Świeżość! Chłód! W nadbrzeżnych chatach zjawiają się światła, zaczynają spędzać bydło. Niebo jest chłodne, niebieskie, na widnokręgu namotane ogniste czerwone pasma32. Najbardziej na świecie kochał to miejsce, pełne grzybów i jagód, żuków, jeży i wiewiórek, pachnące mokrym drewnem. Panowała tu kojąca cisza, przez co tym głośniejsze wydawały się najdelikatniejsze dźwięki, które ją naruszały: trzepot skrzydeł spłoszonego ptaka, szelest poruszanego wiatrem sitowia, ryba żerująca tuż pod powierzchnią wody, za którą zbierała się czasem lekka mgła i w niej wszystko wydawało się dwuwymiarowe, a drzewa majaczyły w głębi jak bezkształtne olbrzymy. Ale raj ma to do siebie, że się go traci, a to wspomnienie – o bezpieczeństwie, odkryciach, zabawach i kochającej matce – było tym słodsze, bo wszystko trwało tak krótko.

Pewnego suchego, pogodnego, wietrznego dnia pod koniec tego pierwszego lata spokój Fiedii zakłócił okrzyk: „Wilk biegnie!”.

Przerażony dziewięciolatek wypadł z zagajnika i podbiegł do jedynego dorosłego, który był w zasięgu jego wzroku, chłopa Marka Jefremowa, orzącego pole odległe o trzydzieści kroków. Fiodor złapał go za rękaw i ledwo łapiąc dech, opowiedział o wilku. Chłop rozejrzał się po polu i lesie, po czym uśmiechnął się z pobłażaniem.

– Przywidziało ci się – powiedział, aby dodać chłopcu otuchy33.

Biedny Fiodor był śmiertelnie blady i drżał na całym ciele. Chłop wyciągnął rękę i pogłaskał go po twarzy. Ten rosły mężczyzna pod pięćdziesiątkę, z siwiejącą brodą, okazał się czuły jak matka. Fiodorowi zaczęło świtać, że musiał się przesłyszeć, nawet jeśli nie mógł się otrząsnąć z wrażenia, jakie to na nim wywarło. Chłop przeżegnał chłopca, a potem siebie i stał, patrząc za nim, kiedy Fiodor szedł do domu, kiwając mu uspokajająco głową, dopóki nie zniknął z oczu. Gdybym był jego własnym synem, nie mógłby patrzeć na mnie wzrokiem jaśniejącym większą miłością. A kto go zmuszał do tego? Był naszym własnym chłopem pańszczyźnianym, a ja mimo wszystko jego paniczem34.

Wtedy po raz ostatni Fiodor widział posiadłość w nienaruszonym stanie. Trzeciego dnia Wielkanocy 1832 roku, kiedy rodzina siedziała za okrągłym stołem przy herbacie, zjawił się nagle chłop z majątku Darowoje.

– Co to znaczy? – zapytał doktor Dostojewski. – Co się stało?35

– Dwór się spalił.

Niejaki Archip Sawieliew, poddany, przygotowując się do świąt, postanowił w Wielki Piątek upiec prosię na rożnie. Dzień był wietrzny i płomienie objęły chatę, przerzuciły się na słomianą strzechę i dalej na całą posiadłość.

Kiedy Dostojewscy pojechali obejrzeć straty, śnieg padał dużymi wilgotnymi płatkami, które topniały, dotknąwszy ziemi. Z chałup zostały poczerniałe skorupy, połowa była spalona prawie doszczętnie, sterczały tylko belki. A na drodze stanęły baby, pełno bab, rzędem, wychudzone, wyniszczone, o brunatnych twarzach. Zwłaszcza jedna z pierwszych, koścista taka, wysoka, może ma lat czterdzieści, a może tylko dwadzieścia, twarz chuda i długa, na ręku trzyma niemowlę, a piersi zapewne wyschnięte, bez kropli mleka. I płacze, płacze niemowlę, i rączki wyciąga, zaciska piąstki, a rączki gołe, z zimna zsiniałe36.

Doktor i jego żona uznali to za karę boską. Maria dała wszystkim chłopom po pięćdziesiąt rubli, jeszcze bardziej pogrążając rodzinę w długach37. Z trudem się odbudowywali. Stodoła i spichlerz spaliły się do cna, nie było więc nawet dość ziarna na siew. W chudych latach, które potem nastały, chłopi ściągali strzechy z dachów chat, żeby wyżywić głodujący inwentarz. Doktor Dostojewski był w ponurym nastroju. Na głos wyrażał niepokój o niesfornego Fiodora, przepowiadając, że jeśli się nie poprawi, skończy jako katorżnik. Był szczególne surowy dla dwóch najstarszych synów, którzy przebywali obecnie w szkole z internatem, przygotowując się do zawodu inżyniera wojskowego. Ojciec stawał się z każdym dniem coraz bardziej ponury, niezadowolony i zły, charakter zupełnie mu się zmienił38. Kiedy przyjeżdżali do domu na sobotę i niedzielę, kazał im stawać koło stołu i deklinować łacińskie słówka, a jeśli któryś popełnił najdrobniejszy błąd, doktor Dostojewski wpadał we wściekłość. Nie mogłem się pogodzić z tym, że jedna z dwu istot, które tak pragnąłem kochać, pieści mnie i kocha, a do drugiej boję się podejść39. Chłopcom nie wolno było nigdzie samym chodzić, nie wolno było przyprowadzać kolegów do domu, nie dostawali kieszonkowego.

Zgorzknienie i zawiść doktora przenikały atmosferę w domu. Nieraz przychodzę ze szkoły, a tu wszyscy mają takie smutne twarze. Matka cicho płacze, ojciec się gniewa40. Doktor skarżył się żonie, że posiadłość Darowoje jest źle zarządzana, że pominięto go przy awansach, że marnuje mnóstwo pieniędzy na edukację chłopców, że chłopi zasługują na chłostę. Kiedy się dowiedział, że brat Marii wdał się w romans z pokojówką, spoliczkował szwagra i zakazał mu wstępu do swojego domu. A jakże można było męczyć biedną mamę? Serce pękało, gdy patrzyłem na nią: policzki i oczy zapadły się41.

Maria coraz bardziej chudła, męczył ją kaszel, którego nie mogła powstrzymać. Wkrótce było już oczywiste, że choruje na gruźlicę, chorobę, która rozwija się powoli, lecz nie ma na nią lekarstwa42. Pod koniec 1836 roku Marii obcięto włosy, cerę miała ziemistą. Oddychała z najwyższym trudem. Na policzkach płonęły złowieszcze krwawe plamy, spiekłe od wewnętrznego żaru wargi drżały43. Fiodor wraz z rodzeństwem dotrzymywali matce towarzystwa, recytując jej ulubione wiersze, by podnieść ją na duchu.

Maria nie opuszczała pokoju. Wkrótce nie było już nadziei na wyzdrowienie. Lekarz, który kiedyś przychodził codziennie, przestał się pojawiać. Maria poprosiła, żeby przyniesiono jej ikonę, i pobłogosławiła całą płaczącą rodzinę. Wróciłem do mamusi, położyłem się obok niej, objąłem ją i nic nie powiedziałem… Mamusia uścisnęła mnie również i o nic nie pytała. Patrzę na nią, a ona już jak gdyby mnie nie widzi, tylko trzyma mocno moją rękę. Wyjąłem ostrożnie rękę44. Maria zmarła o siódmej rano 27 lutego 1837 roku. Miała 37 lat. Zamykałem oczy i widziałem jej twarz z drżącymi wargami, kiedy żegnała się krzyżem, obrócona ku cerkwi, potem kreśliła krzyż nade mną45.

Doktor Dostojewski zadręczał się śmiercią Marii. Zamknął się w swoim pokoju, głośno rozmawiał ze zmarłą, bił głową w ścianę i zawodził. Tylko alkohol na jakiś czas koił jego rozpacz. Do literatury pięknej nigdy go nie ciągnęło, polecił więc Michałowi i Fiodorowi wynaleźć epitafium na grób matki. Wybrali wers z epitafium Mikołaja Karamzina: „Spoczywajcie, drogie prochy, do radosnego świtu”46. Jakby ich smutku było mało, do Moskwy dotarła wieść, że Aleksander Puszkin, uważany już za największego poetę Rosji, zginął w pojedynku. Zaraz po śmierci Marii cały naród okrył się żałobą.

Nigdy nie dowiesz się, mamo, jak cię wtedy kochałem! Mamusiu, gdzie teraz jesteś, czy mnie słyszysz? Mamo, mamo, a pamiętasz gołąbka na wsi?47.

 

Fiodora i jego starszego brata nic już w Moskwie nie trzymało. Dwójka młodszego rodzeństwa zamieszkała u wujostwa, a starsi chłopcy mieli podjąć naukę w szkole wojskowej, żeby wykształcić się na inżynierów i niebawem dołożyć się do skromnego rodzinnego budżetu. Miesiąc i kilka dni po śmierci matki piętnastoletni Fiodor spakował się i wyruszył w podróż do odległego o siedemset wiorst Petersburga48. Po raz ostatni rozglądam się wokoło, w sercu czując gorycz, odgadując nieuchronną, może surową i wrogą przyszłość, jaka czeka na nowej drodze49.

Maj był ciepły. Ojciec z synami podróżowali niespiesznie, nie zmieniając koni, zatrzymując się na dwie, trzy godziny na każdej stacji. Pamiętam, jak się nam pod koniec sprzykrzyła ta podróż, trwająca prawie tydzień. Brat i ja dążyliśmy wtedy do nowego życia, marzyliśmy gorąco o wszystkim, co „piękne i wzniosłe” – wtedy to słówko było jeszcze świeże i wymawiano je bez ironii. Planowaliśmy, że po przyjeździe do Petersburga od razu pójdziemy na miejsce pojedynku i dostaniemy się do dawnego mieszkania Puszkina50.

Pewnego popołudnia zatrzymali się na stacji pocztowej w guberni twerskiej. Fiodor usiadł w zajeździe, wyglądając przez okno. Zobaczył, że zajechała trojka51, a z powozu wyskoczył kurier, wysoki, zwalisty mężczyzna o purpurowej twarzy. Wbiegł do budynku stacji, żeby wychylić kieliszek wódki. Tymczasem młody woźnica z kapotą zarzuconą na ramię przesiadł się do drugiego powozu, który podstawiono z końmi na zmianę. Kurier zbiegł po schodach, wskoczył do powozu i zaczął pięścią bić woźnicę po karku. Zaskoczony chłopak z całej siły smagnął batem nieszczęsnego dyszlowego konia. Konie ruszyły, ale to nie ułagodziło kuriera. Co chwila walił woźnicę straszną pięścią w kark, a ten, ledwo trzymając się na koźle, smagał konie. Tak to trwało, aż trojka zniknęła z oczu. Władza bije sługi, sługi biją zwierzęta. Ten odrażający obrazek pozostał w moim wspomnieniu jako związek przyczyny ze skutkiem. Każdy cios zadany zwierzęciu wyskakiwał sam przez się z każdego ciosu zadanego człowiekowi. Gdyby mi się kiedyś zdarzyło założyć towarzystwo filantropijne, koniecznie kazałbym wytłoczyć tę kurierską trójkę na jego pieczęci – jako emblemat i wskazówkę52.

Niebawem przybyli do Petersburga. W samym centrum rozciągał się plac Pałacowy, a przy nim siedziba cara Mikołaja I. Stąd potęga i wpływy rozchodziły się wokół jak koła na wodzie. W sercu miasta znajdowały się trzy siedziby rosyjskiej władzy imperialnej: Admiralicja, Pałac Zimowy i ogromna katedra, wówczas jeszcze w budowie.

Na środku placu stała kolumna wzniesiona na cześć cara Aleksandra I, monolit o wadze sześciuset ton, który postawiono, by upamiętnić zwycięstwo nad Napoleonem. Niedaleko znajdował się konny pomnik Piotra Wielkiego, od którego imienia miasto wzięło swoją nazwę. Puszkin uwiecznił go w poemacie Jeździec miedziany. Gdyby ktokolwiek wątpił, że pomnik ma symbolizować potęgę imperium rosyjskiego, stanął on na postumencie z granitu nazwanym Kamieniem Grzmotu. Był to największy głaz kiedykolwiek przeniesiony przez ludzi, ważył ponad tysiąc ton, a czterystu mężczyzn ciągnęło go przez dziewięć miesięcy z odległości sześciu wiorst.

Jeśli plac Pałacowy uznać za serce miasta, to jego życiodajną arterią był Newski Prospekt, biegnący w kierunku południowo-wschodnim do monasteru Aleksandra Newskiego. To tutaj mieszkańcy miasta odbywali popołudniowe przechadzki, oficerowie przepychali się wśród tłumu inteligentów, kupców i niezliczonych urzędników państwowych w zielonych mundurach. Na Newskim Prospekcie zgromadzono luksusowe towary z całej Europy, parfumeries, Buchhändlerin i barbieri widniały między szyldami pisanymi cyrylicą. Rankiem ulicę wypełniał zapach świeżo pieczonego chleba, stare kobiety w łachmanach wylegały, prosząc o jałmużnę, ale spokój panował do południa, kiedy pojawiali się guwernerzy i guwernantki ze swoimi podopiecznymi, którym kazali trzymać się prosto. Od godziny drugiej ulica rozkwitała barwami. Urzędnicy kończyli pracę, pary spacerowały pod ramię, panie paradowały w swoich najlepszych sukniach, a panowie obnosili kunsztowne bokobrody. Czasem zatrzymywali się, żeby wstąpić na herbatę lub przeczytać gazetę. Im bardziej przechodzień oddalał się od pałacu, tym mniej była widoczna pozłotka cywilizacji, aż w końcu trafiał między małe domki i warsztaty, składy i szopy. W środku nocy mógł się uraczyć niecodziennym widokiem obwieszonych biżuterią prostytutek w jedwabnych sukniach i kapeluszach z piórami, zmuszonych przez posterunkowych do zamiatania trotuarów.

Wybitny krytyk Wissarion Bieliński zauważył kiedyś, że dwór jest miastem w mieście, państwem w państwie. Lecz w czasach, kiedy Fiodor przybył do Petersburga, były już tam i inne ośrodki wpływów: kółka literackie, które powstały wokół takich ludzi jak Bieliński i w których dyskutowano o ideach, co nigdy nie mogłyby ukazać się drukiem. Wiadomo nawet, że cały Petersburg jest niczym innym jak skupiskiem ogromnej liczby małych kół, z których każde ma swój regulamin, swoje zwyczaje, swoje prawa, swoją logikę i swoją wyrocznię. Jest to poniekąd wytwór naszego charakteru narodowego, który jeszcze trochę stroni od życia publicznego i najchętniej siedzi w domu53. Trochę jednak lat upłynie, zanim Fiodor efektownie wkroczy do kręgu Bielińskiego i równie szybko wypadnie z jego łask.

Petersburg, zbudowany na rozkaz cara, był miastem zeuropeizowanym i w osobliwy sposób sztucznym, w niczym niepodobnym do znanej Fiodorowi słowiańskiej Moskwy. Najbardziej abstrakcyjne i wymyślone miasto na całej kuli ziemskiej54. Było tak nowe, że w wielu miejscach trwały dopiero prace budowlane. Kiedy Fiodor tu przybył, kończono właśnie pierwszą w Rosji linię kolejową łączącą plac Siemionowski z podmiejskim Carskim Siołem. Był to niesamowity czas, kiedy w zmieniającym się mieście można było obserwować nowo powstające budowle, w tym przykłady najambitniejszej w świecie architektury. Pałac Zimowy, który niedawno odremontowano po wielkim pożarze, mieścił tysiąc pięćdziesiąt siedem pokojów, sto siedemnaście klatek schodowych, tysiąc dziewięćset czterdzieści pięć okien i tysiąc siedemset osiemdziesięcioro sześcioro drzwi. Nie wiem, czy mam słuszność, ale zawsze sobie wyobrażałem Petersburg jako młodego, rozpieszczonego synalka czcigodnego papcia, człowieka starej daty. Synalek puszcza się w życie, fasuje europejski strój, wąsy, bródkę hiszpańską55. Papa jest przerażony, widząc tylko bródkę hiszpańską, widząc, że synalek czerpie bez rachuby z szerokiej rodzicielskiej kieszeni, dostrzegłszy wreszcie, że synalek jest trochę odszczepieniec i nie w ciemię bity. Ale synalek musi żyć i zabrał się do tego z takim pośpiechem, że jego młody rozpęd daje mimo woli do myślenia56.

Michała z powodu gruźlicy nie przyjęto do słynnej Wojskowej Szkoły Inżynieryjnej mieszczącej się w Zamku Michajłowskim. Podjął więc naukę na mniej wymagającej uczelni w Rewlu57. Fiodor miał chrypkę, bo przed wyjazdem nabawił się przeziębienia, ale uznano go za zdrowego i został w Petersburgu. Wbrew nadziejom ojca nie otrzymał stypendium, z którego mógłby pokrywać czesne – żeby je dostać, trzeba było dać sowitą łapówkę. Choć w szkole kładziono nacisk na naukę przedmiotów kierunkowych, zachowała cechy akademii wojskowej. Poza wykładami studenci uczyli się szermierki, tańca, śpiewu i oczywiście bez końca odbywali musztrę. Fiodor ze względu na ojca przykładał się do nauki, ale w wolnym czasie czytał Hoffmanna, Scotta, de Quinceya, Schillera, Hugo, Balzaka i Puszkina (zawsze Puszkina). Kiedy wyszła nowa powieść George Sand, zarwał noc, pochłaniając ją z gorączkową ekscytacją.

Ten poeta w przebraniu inżyniera dobrze wiedział, ile dla jego rówieśników znaczy wygląd zewnętrzny. Raczej nie uchodził za kogoś z klasy wyższej. Obawiam się tylko jednego: obawiam się plotek. Co powiedzą moi wrogowie, co powiedzą te wszystkie złe języki, kiedy wyjdę bez płaszcza? Przecież to właściwie dla ludzi nosi się płaszcz i buty. Buty są mi potrzebne dla podtrzymania mego honoru, mego dobrego imienia – w dziurawych trzewikach traci się jedno i drugie58. Cechowała go paranoja typowa dla ambitnego członka niższej klasy średniej, który desperacko pretenduje do lepszego towarzystwa, ale jest przekonany, że zostanie wykluczony za sprawą jakiegoś niewidocznego kodu. Zaczął kupować herbatę, żeby uzupełniać swój poranny i wieczorny posiłek, i często pisał do ojca z prośbą o pieniądze.

Doktor Dostojewski na wieść, że Fiodor nie zaliczył pierwszego roku (obraził bowiem nauczyciela matematyki), doznał lekkiego udaru. Kilka miesięcy później w odpowiedzi na kolejną prośbę o pieniądze wysłał synowi surowy list, opisując stan rzeczy w majątku Darowoje: „Od początku wiosny nie spadła ani kropla deszczu, nie było nawet rosy. Upały i straszne wiatry wszystko zniszczyły. Grozi nie tylko ruina, ale głód. I po tym wszystkim ty wciąż narzekasz na ojca, że nie przysyła ci pieniędzy?”59. W kopercie była suma, o jaką Fiodor poprosił. Był to ostatni list od ojca, który tydzień później już nie żył.

Wieśniacy znaleźli go rankiem leżącego w rowie60. W rodzinie krążyły ponure pogłoski o tym, co się działo w Darowoje. Ojciec przed śmiercią jeszcze więcej pił i miewał ataki szału, podczas których bezlitośnie chłostał chłopów. Wiejska dziewczyna Akulina, którą w wieku dziesięciu lub jedenastu lat wzięto do domu, asystowała doktorowi Dostojewskiemu przy zabiegach medycznych, choć miała dopiero czternaście lat. Doktor zrobił z szesnastoletniej pokojówki Katii swoją kochankę. Urodziła dziecko, które zmarło z powodu śmierci łóżeczkowej61. To, że doktora zamordowali jego właśni chłopi, wydawało się makabryczne, ale wiarygodne. Flaszka spirytusu do gardła i szmata w ustach. Ciało przez dwa dni leżało porzucone na polu. Na pierwszy rzut oka argumenty wydały się ważkie62. Nigdy jednak niczego nie dowiedziono – nie dało się dowieść. Jeśli jednak nie został zamordowany, mógł umrzeć w wyniku stresu, ponieważ pił, żeby zażegnać niepokój, zapracowywał się, by oddalić od bliskich widmo ruiny, harował, żeby zapewnić Fiodorowi przyszłość w zawodzie inżyniera – przyszłość, z jakiej syn zrezygnował. Fiodor nigdy nie okazał wprost poczucia winy, ale gdy układał sobie nowe życie w Petersburgu, z dala od zwęglonych gruzów, w jakie obróciły się marzenia ojca, w jego głowie nabierał kształtów pierwszy z wielkich archetypów obecnych w jego twórczości: pijak, rozpustnik, człowiek naznaczony śmiercią.

Wyznaję – Petersburg, sam nie wiem czemu, wydawał mi się zawsze jakąś tajemnicą. Już jako dziecko, niemal zagubiony, porzucony w Petersburgu, zawsze się go jakoś bałem63. Teraz, gdy był sierotą, a ukochany brat Michał znajdował się w odległym o trzysta pięćdziesiąt wiorst Rewlu, Fiodor większość czasu spędzał na rozmyślaniach, leżąc na łóżku, albo na samotnych wędrówkach szerokimi równymi ulicami, przypatrując się miastu, jakby chciał, żeby zdradziło mu swoje tajemnice. Nigdy się tej łaski nie doczekał, jeśli nie liczyć pewnego mroźnego styczniowego wieczoru, niedługo po śmierci ojca. Był to szczególny moment, kiedy Fiodor, przechodząc po moście przez Newę, zobaczył wszystko z przeraźliwą jasnością. Zachodzące słońce dopalało się właśnie na horyzoncie, a niebo nad miastem okryło się purpurą. Ogromna przestrzeń Newy, spuchnięta od zamarzłego śniegu, skrzyła się igłami szronu. Marznąca para buchała z nozdrzy koni, a słupy dymu wznosiły się nad dachami jak olbrzymy, wzbijając się w górę i przeplatając, sprawiały wrażenie, że całe nowe miasto kształtuje się w powietrzu ponad starym. Wydawało się w tym momencie, że cały świat, ten prawdziwy, na ziemi, z jego mieszkańcami silnymi i słabymi, z nędznymi domami i luksusowymi, pełnymi złota willami, jest tylko fantastyczną wizją, marzeniem, które pewnego dnia uniesie się jak dym ku niebu i zniknie. Drgnąłem i serce moje jakby oblał w tej chwili gorący strumień krwi, która zakipiała nagle od przypływu potężnego, dotąd mi nieznanego uczucia. Jakbym zrozumiał w tej chwili coś, co dotychczas ledwo poruszało się we mnie, lecz jeszcze nie nabrało sensu; jakbym przejrzawszy, ujrzał coś nowego, całkowicie nowy świat, nieznajomy mi, znany tylko z jakichś mglistych, niejasnych słów, z tajemnych jakowychś znaków. Sądzę, że właśnie od tamtej chwili zaczęło się moje istnienie…64.

 

Ukończywszy studia i uzyskawszy pozwolenie na zamieszkanie w mieście, Fiodor został zatrudniony w kreślarni, gdzie zajmował się geometrią rzutową i kartografią. Nie obcowałem z nikim, unikałem nawet mówienia i coraz głębiej zaszywałem się w swój kąt. Zawsze, kiedy zjawiałem się w biurze, usiłowałem zachowywać się możliwie swobodnie, żeby mnie nie podejrzewano, że jestem podły65. Natychmiast po godzinach urzędowania biegłem do siebie, na strych, wkładałem dziurawy szlafrok, otwierałem Schillera i marzyłem, upajałem się, cierpiałem takie bóle, które są słodsze od wszelkiej rozkoszy, i kochałem, kochałem…66.

Fiodor wynajmował kolejne pokoje, jedne lepsze, inne gorsze. Choć pobierał stałą pensję, pieniądze się go nie trzymały. Nie mógł sobie pozwolić na prawdziwą kawę i pił paskudną miksturę wyrabianą z jęczmienia. Mógł jednak opłacić abonament w wypożyczalni Smirdina, jeśli nie kupił sobie butów (dziury zasmarowywał atramentem). Często bywał bez grosza i żywił się chlebem i mlekiem kupowanymi na kredyt w sklepiku. Od czasu do czasu pisywał do młodszego brata Andrzeja, prosząc o parę rubli na opał.

W sąsiednim pokoju mieszkał starszy mężczyzna o niecodziennym przezwisku Ssakowicz, którego żona chorowała na suchoty. Chodził w lichych butach, pięcioro jego dzieci często głodowało. Była tam też młoda kobieta imieniem Nadia, z którą Fiodor czytał powieści. Do dzisiaj nie mogę wspominać tych wieczorów bez wstrząsu nerwowego. Za to, że jej czytał, cerowała mu stare skarpetki i krochmaliła dwa gorsy od koszuli. Mijając się z nim czasem na brudnych schodach, zaśmieconych skorupkami jaj, które trzeszczały pod stopami, oblewała się rumieńcem. Też była marzycielką, dobrą, łagodną i miłą. Ale miała narzeczonego.

Ten się w końcu wprowadził – drobny urzędnik w płaszczu z kołnierzem z kota, który miał udawać kunę. Liczył sobie około czterdziestu pięciu lat, miał guza na nosie. Potem razem z Nadią się wyprowadzili. Ucałowałem jej ładną rączkę, pierwszy raz w życiu; ona pocałowała mnie w czoło i tak jakoś dziwnie się uśmiechnęła, tak dziwnie, że ten śmiech potem przez całe życie ranił mi serce. O, czemu tak się zaśmiała? Czemu to wszystko tak boleśnie wryło się w moją pamięć?

Fiodor szukał pociechy w literaturze. Pomyślał, że mógłby się zająć pisaniem sztuk teatralnych. Zaczął i wkrótce zarzucił dramat pod tytułem Żyd Jankiel. Próbował tłumaczyć George Sand i Balzaka. W Szkole Inżynierii poznał kilku studentów zainteresowanych literaturą. Czasami spotykali się, żeby rozmawiać o Gogolu albo grać w karty. W domu przede wszystkim dużo czytałem. Chciałem zewnętrznymi doznaniami zagłuszyć to wszystko, co mnie nieustannie nurtowało. Lektura oczywiście była bardzo pomocna, ale chwilami okropnie mi się przykrzyło. Pragnąłem jednak ruchu. Rozpustę uprawiałem w odosobnieniu, nocami, potajemnie, bojaźliwie, ze wstydem, który mnie nie opuszczał67.

Czasami Fiodor pisał do bogatej ciotki, też prosząc o pieniądze. Wybłagał w końcu tysiąc rubli i czując, że jest wreszcie przy forsie, wybrał się na wieczorną przechadzkę. Zatrzymał się w kawiarni Dominique, żeby popatrzeć na grających w bilard. Ktoś zaproponował, że nauczy go grać w domino. Była to fascynująca gra, łącząca w sobie logikę i łut szczęścia. Żeby ją opanować, musiał rozegrać jakieś dwadzieścia pięć partii, ale w końcu przegrał wszystkie pieniądze, jakie miał przy sobie, i powlókł się do domu.

Znalazł w końcu lichwiarza, który gotów był udzielić mu pożyczki pod zastaw czteromiesięcznej wypłaty. Fiodor podpisał zgodę. Jego trudności materialne pogłębiało i to, że dawał pieniądze ludziom, którzy opowiadali mu historie swego życia. Należeli do nich pacjenci jego przyjaciela doktora Riesenkampfa, a także młody Niemiec, który był świetnym gawędziarzem, lecz wykorzystywał Fiodora bezlitośnie. A ten co mógł zrobić? Wiedział, że przeznaczone jest mu zostać pisarzem, ale nie można się wypowiedzieć, zanim się nie posłucha.

Choć Fiodor bynajmniej nie miał zapewnionej przyszłości finansowej, uległ temu, co nieuchronne, i zrezygnował z pracy w kreślarni. Podałem się do dymisji, dlatego że, przysięgam Ci, iż miałem już dość służby wojskowej. Życie nie cieszy człowieka, gdy najlepsze jego lata idą na marne68. Nie miał ani kopiejki na ubrania. Napisał do krewnych, proponując, że w zamian za kolejne tysiąc rubli wypłacone z góry odstąpi swoją część majątku, ale najwyraźniej mu nie uwierzyli, kiedy zapewniał, że już więcej nie poprosi o pieniądze.

Zamieszkał z Dmitrijem Wasiliewiczem Grigorowiczem, ponurym młodzieńcem, który lepiej władał francuskim niż rosyjskim i studiował w Wojskowej Szkole Inżynierii rok wyżej. Grigorowicz opublikował już zbiór opowiadań utrzymanych w manierze Gogola i pracował nad esejem o petersburskich kataryniarzach. Co istotne dla Fiodora, miał kontakty w kręgach literackich. Dwaj młodzi ludzie całymi dniami i nocami czytali, pisali i rozmawiali o literaturze, przede wszystkim o Gogolu, którego niedawno opublikowane Martwe dusze zostały od razu uznane za jedno z najwybitniejszych dzieł, jakie powstały w języku rosyjskim. Czytam. Czytam namiętnie i lektura działa na mnie dziwnie. Coś, co już przeczytałem dawno, czytam od nowa i niejako nabieram nowych sił. Wnikam we wszystko, dokładnie staram się zrozumieć i sam uczę się umiejętności tworzenia69. Zwidywały mu się twarze, cały ich tłum, niezdolne dostrzec, że mają do rąk i nóg przywiązane sznurki, i nieświadome tego, że stoi za nimi śmiejący się lalkarz. Gogol mógł tak pisać, ale Fiodor chciał nadać swoim postaciom więcej godności. Wyobraził sobie dwoje ubogich sąsiadów – starego radcę tytularnego, urzędnika najniższej rangi, ale uczciwego, moralnego i oddanego swej pracy, oraz zbiedniałą i smutną młodziutką kobietę. Głęboko zraniły mi serce ich dzieje70.

 

Po odejściu ze służby Fiodor poświęcił się pracy nad powieścią, dosyć oryginalną, jak sam oceniał71, o objętości Eugenii Grandet Balzaka. Całkowicie się pogrążył w świecie swoich postaci, wciąż pisał i przepisywał. Jeśli byłem kiedykolwiek szczęśliwy, to wtedy, kiedy jeszcze nikomu nie czytałem i nie pokazywałem mego rękopisu: podczas tych długich nocy pełnych entuzjastycznych nadziei i marzeń, i namiętnego ukochania pracy, kiedy zżyłem się z postaciami, które sam stworzyłem, jak z bliskimi; kochałem je, cieszyłem się i smuciłem razem z nimi, a niekiedy nawet płakałem rzewnymi łzami nad skromnym moim bohaterem72.

Jesienią przepisał manuskrypt Biednych ludzi na nowo i w listopadzie 1844 roku ukończył powieść. W grudniu postanowił znów ją przejrzeć i przepisać, a w lutym skracał tekst, wygładzał, uzupełniał i skreślał. Niemalże dwukrotnie na tym zyskała. Teraz już jest ukończona i jest to ostatnia przeróbka. Dałem sobie słowo, że już jej nie tknę. Los pierwszych utworów zawsze taki bywa. Przerabiasz je bez końca73. Kiedy był już wreszcie zadowolony ze swojego dzieła, nastała wiosna, pora petersburskich białych nocy, kiedy światło dnia trwa nieustannie i wydaje się, że ciemność już nigdy nie nadejdzie. Na biurku leżała pierwsza powieść Fiodora, gruby notes zapisany drobnym pismem.

Chciał ją wysłać do popularnego radykalnego periodyku „Otieczestwiennyje Zapiski”, gdzie naczelnym krytykiem był Bieliński, ale wiedział, że w redakcji piętrzą się stosy rękopisów, których nikt nie czyta. Bielińskiego czytałem już od kilku lat z zapałem, ale wydawał mi się groźny i straszny, i – wyśmieje moich Biednych ludzi! – wydawało mi się niekiedy. Ale tylko niekiedy74. Rozważał różne opcje (wydać własnym sumptem, wrzucić do Newy itd.), bił się z myślami. Pewnego dnia jednak powiedział o rękopisie Grigorowiczowi, który wspomniał, że jego znajomy Mikołaj Niekrasow zaczyna wydawać nowe czasopismo. Zapytał, czy może pokazać mu powieść. Niekrasow był rówieśnikiem Fiodora, ale zdążył już zrobić imponującą karierę. Gdy odmówił wstąpienia do wojska, ojciec przestał wspomagać go finansowo i Niekrasow przez całe lata wegetował w nędzy, pracując na reputację poety i utalentowanego krytyka w „Otieczestwiennych Zapiskach”. Przyjaźnił się z dobrze zapowiadającym się nowelistą Iwanem Turgieniewem i znał nawet samego Bielińskiego.

Fiodor poszedł z Grigorowiczem do Niekrasowa, żeby wręczyć mu rękopis, ale nerwy tak go zżerały, że wymówił się i prawie natychmiast uciekł. Poszedł na długi spacer po Petersburgu, a po drodze wpadł do dawnego kolegi ze studiów, aby odwlec powrót do domu. Zasiedzieli się do późna, tak jak słońce, które niechętnie skryło się tylko na chwilę przed nadejściem nowego dnia. Wróciłem do domu dopiero o czwartej rano wśród białej, jasnej jak dzień petersburskiej nocy. Była piękna, ciepła pogoda, więc wszedłszy do swego mieszkania, nie położyłem się, lecz otworzyłem okno i usiadłem przy nim. Nagle rozległ się dzwonek, który mnie bardzo zaskoczył75.

Niekrasow i Grigorowicz wpadli do pokoju Fiodora i porwali go w objęcia ze łzami w oczach. Kiedy Fiodor poszedł, wzięli rękopis Biednych ludzi do mieszkania Niekrasowa, zamierzając przeczytać dziesięć stron, a następnie podjąć decyzję. Po dziesięciu stronach postanowili przeczytać następne dziesięć, a potem już siedzieli przez całą noc, na zmianę czytając na głos. Kiedy skończyli, od razu poszli do niego.

Spędzili u mnie wtedy jakieś pół godziny i przez te pół godziny Bóg wie ileśmy się nagadali, rozumiejąc się wzajem w pół słowa, z okrzykami, w pośpiechu: mówiliśmy o poezji i o prawdzie, i o „obecnej sytuacji”, ma się rozumieć, i o Gogolu, lecz przede wszystkim o Bielińskim76.

„Jeszcze dziś zaniosę Bielińskiemu pańską powieść” – zapewnił z entuzjazmem Niekrasow, potrząsając Fiodora za ramiona. „Zobaczmy, co się stanie. Ach, co to za człowiek. Musicie się poznać, zobaczy pan, co to za dusza. Muszę już iść, niech się pan położy, a później zapraszam do siebie”. Wyszli, lecz Fiodor oczywiście nie mógł zasnąć. Przez całe życie, póki tylko marzyłem, jak będę postępować z ludźmi – wszystko układało mi się bardzo mądrze; kiedy tylko w praktyce – zawsze bardzo głupio. Wyznaję szczerze, że zawsze sam się zdradzałem własnym gadaniem77.

– Po co? Jaką rolę ja będę u niego odgrywać? – zadawał sobie pytanie Fiodor, kuląc się78. – Co my mamy z sobą wspólnego? To jest uczony, znany literat, znakomity krytyk, a ja… czymże ja jestem?

– Fiodorze Michajłyczu! Cóż to za pokora, i to wobec kogo? Czyż nie czytałem Biednych ludzi? Czy Bieliński ich nie czytał?

– No to co, to co z tego? – zapytał przymilnie Fiodor, powstrzymując uśmiech. Paraliżująca niepewność siebie walczyła w nim z próżnością, aż w końcu Niekrasowowi udało się wypchnąć go przez drzwi.

Bieliński mieszkał na rogu Newskiego Prospektu w wielkim domu nad Fontanką, gdzie handlowano jabłkami i piernikami. Zajmował apartament od podwórza, z oknami wychodzącymi na stajnie. Fiodor podszedł do dzwonka, ale zaraz cofnął się na schody. Niekrasow musiał go przestrzec, że bardziej zdenerwuje Bielińskiego swoją nieobecnością. Dopiero wtedy młody pisarz zgodził się zawrócić i przedstawić.

Wprowadzono ich do schludnego gabinetu pełnego roślin, na biurku panował porządek, zewsząd spoglądali giganci literatury: portrety i popiersia Woltera, Rousseau, Puszkina i Gogola. W tym otoczeniu zjawił się Bieliński, niski blondyn o tak poważnym spojrzeniu, że patrzeć mu w oczy nie było łatwo nikomu, co dopiero mówić o Fiodorze, który w takich chwilach zwykł kulić się w sobie, jakby dyskretnie i po cichu chciał zniknąć z pomieszczenia79. Kiedy usiedli, Bieliński zawołał w podnieceniu:

– Ale czy pan sam rozumie, co pan napisał?!80.

Fiodor siedział, nie udało mu się zniknąć.

– Tylko danym od Boga instynktem, jako artysta, mogłeś pan to napisać, ale czy sam rozumiesz całą tę straszną prawdę, na którą nam zwróciłeś uwagę? To niemożliwe, żebyś pan przy swoich dwudziestu dwu latach już to rozumiał.

Bieliński rozwodził się nad postacią starego urzędnika, nad tym, jak autor tak żywo uwydatnił całą tragedię bohaterów poprzez tak znaczące drobne momenty. O taką właśnie powieść społeczną wołała rosyjska literatura i tego Bieliński oczekiwał od młodego pokolenia.

– Panu prawda została odkryta i zwiastowana jako artyście, spadła z nieba, ceń więc pan ten swój talent i pozostań mu wierny – a będziesz wielkim pisarzem!

Fiodor wyszedł od Bielińskiego w upojeniu. Zatrzymał się na rogu ulicy, popatrzył na jasny dzień, na przechodniów i poczuł, że w jego życiu zdarzyło się coś decydującego, coś, czego nie przewidział nawet w najskrytszych marzeniach. Bardzo dobrze pamiętam tę chwilę. Nigdy potem nie mogłem jej zapomnieć. Była to najbardziej zachwycająca chwila w całym moim życiu81.

CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI

PEŁNY SPIS TREŚCI:

KALENDARIUM

OD AUTORA

PROLOG: ŻYCIE JEST DAREM

Rozdział pierwszy. BIAŁE NOCE

Rozdział drugi. KOŁA WEWNĄTRZ KÓŁ

Rozdział trzeci. DOM UMARŁYCH

Rozdział czwarty. DIABELSKA PIASKOWNICA

Rozdział piąty. MŁODA ROSJA

Rozdział szósty. POLINA

Rozdział siódmy. KONIEC EPOKI

Rozdział ósmy. GRACZ

Rozdział dziewiąty. IDIOTA

Rozdział dziesiąty. ŚMIERĆ ROSJANOM

Rozdział jedenasty. OBYWATEL

Rozdział dwunasty. PROROK

EPILOG

WYBRANA BIBLIOGRAFIA

BIBLIOGRAFIA POLSKA

PODZIĘKOWANIA

24 Nietoczka Niezwanow, przeł. G. Karski, w: Białe noce i inne opowiadania, PIW, Warszawa 1963, s. 76.

25Druga część rosyjskich imion, patronimik, tworzona jest od imienia ojca. Wszyscy synowie Michała byli więc Michajłowiczami, a córki Michajłownami.

26Piąta córka Wiera miała siostrę bliźniaczkę, która zmarła na skutek śmierci łóżeczkowej.

27 Młodzik, przeł. A. Pomorski, Znak, Kraków 2021, s. 119.

28Później pojawiła się interesująca pogłoska o tym okresie życia przyszłego pisarza. Jak podaje radziecki badacz Siergiej Biełow, Zinaida Trubiecka podsłuchała, jak Dostojewski pod koniec lat siedemdziesiątych opowiadał, że jako dziecko bawił się z delikatną dziewięcioletnią dziewczynką, córką stangreta lub kucharki. Lubiła pokazywać mu kwiaty. Pewnego dnia zgwałcił ją jakiś pijak i wykrwawiła się na śmierć, zanim doktor Dostojewski zdążył się nią zająć. „Biada temu, kto skrzywdzi dziecko” (Bracia Karamazow, s. 378).

29 Nietoczka Niezwanow, dz. cyt., s. 172.

30Wielkość posiadłości ziemskich określano wówczas liczbą przynależnych do takiego majątku chłopów pańszczyźnianych, czyli „dusz”.

31 W Biesach Stiepan Trofimowicz tak wspomina swojego syna: „Zanim położy się spać, bije pokłony i żegna poduszkę znakiem krzyża, żeby nocą nie umrzeć” (s. 97).

32 Biedni ludzie, przeł. A. Stawar, PIW, Warszawa 1955, s. 93.

33 Chłop Mareusz, przeł. M. Leśniewska, w: Opowieści fantastyczne, Wyd. Literackie, Kraków 1979, s. 48–49.

34 Tamże, s. 51.

35 Dziennik pisarza, przeł. M. Leśniewska, t. 2, PIW, Warszawa 1982, s. 116.

36 Bracia Karamazow, dz. cyt., s. 590.

37W tamtych czasach wynajęcie na rok drogiego apartament w Petersburgu kosztowało około czterystu pięćdziesięciu rubli. Rubel ma sto kopiejek; w II poł. XIX wieku wykwalifikowani rzemieślnicy zarabiali przeciętnie 117 kopiejek dziennie, robotnicy niewykwalifikowani 71 kopiejek, a robotnicy rolni 30 kopiejek. Zob. Wages and prices in Imperial Russia, „The Russian Review”, vol. 69, nr 1 (styczeń 2010), s. 47–72.

38 Biedni ludzie, dz. cyt., s. 23.

39 Nietoczka Niezwanow, dz. cyt., s. 80.

40 Biedni ludzie, dz. cy., s. 23.

41 Tamże.

42Powolne tempo zapadania na zdrowiu i twarzowa bladość sprawiły, że gruźlica stała się dla romantyków ulubionym rodzajem coup de grace. Lord Byron powiedział kiedyś: „Chciałbym umrzeć na suchoty”. Zmarł na malarię, w czym mieli swój udział lekarze, którzy pomimo jego próśb uparli się przy upuszczeniu krwi, posługując się niewysterylizowanymi narzędziami.

43 Nietoczka Niezwanow, dz. cyt., s. 199.

44 Skrzywdzeni i poniżeni, dz. cyt., s. 1030, 1031.

45 Młodzik, dz. cyt., s. 358.

46 To jedno z napisanych przez Karamzina w 1792 roku epitafiów pojawia się później w Idiocie, a także w opublikowanym w Dzienniku pisarza opowiadaniu grozy o rozkładających się nieboszczykach, którzy rozmawiają na podtopionym cmentarzu.

47 Młodzik, tamże.

48Wiorsta to niewiele więcej niż kilometr.

49 Nietoczka Niezwanow, dz. cyt., s. 186.

50 Dziennik pisarza, t. 2, dz. cyt., s. 30.

51Tradycyjny rosyjski zaprzęg składał się z trzech koni i był sprzężony „w poręcz” (konie obok siebie). Środkowy biegł kłusem, a dwa po bokach galopowały. Taki układ miał podobno odstraszać wilki. Zaprzęg mógł osiągać prędkość prawie pięćdziesięciu kilometrów na godzinę. Rosyjski bicz (nahajka), gruby warkocz z rzemieni zakończony skórzaną, a czasem nawet metalową kulką, też służył do obrony przed wilkami.

52 Tamże, s. 31–32.

53 Kronika petersburska, przeł. M. Leśniewska, w: Dziennik pisarza, t. 1, PIW, Warszawa 1982, s. 20.

54 Notatki z podziemia, przeł. G. Karski, w: Notatki z podziemia. Gracz, Puls, Londyn 1992, s. 10.

55 Fiodorowi jeszcze nie sypał się wąs.

56 Kronika petersburska, dz. cyt., s. 28–29.

57Dziś Tallin.

58 Biedni ludzie, dz. cyt., s. 69 i 84.

59 J. Frank, Dostoevsky, Princeton University Press, 2010, s. 47.

60 Nietoczka Niezwanow, dz. cyt., s. 57.

61 Te skąpe szczegóły przywodzą na myśl osobliwy układ Tockiego, bohatera Idioty, z małą Nastasją. Idiota, dz. cyt., s. 48–50, 52: „Jak wszyscy dżentelmeni, co już użyli życia, z pogardą myślał na początku o tym, że tak tanio zdobył tę duszę nie znającą świata”.

62 Nietoczka Niezwanow, dz. cyt., s. 58.

63 Petersburskie senne widziadła wierszem i prozą, przeł. M. Leśniewska, w: Opowieści fantastyczne, dz. cyt., s. 5.

64 Tamże, s. 6.

65 Notatki z podziemia, dz. cyt., s. 37, 38.

66 Petersburskie senne widziadła…, dz. cyt., s. 7.

67Notatki z podziemia, dz. cyt., s. 41, 42. W liście do Michała (22 grudnia 1841) Dostojewski skarży się na młodszego brata Andrzeja, który z nim mieszka: „Nie sposób pracować ani się zabawić – sam rozumiesz”. Później napisze do Michała, że „Minny, Klary, Marianny itp. bardzo wypiękniały, ale strasznie drogo kosztują. Turgieniew i Bieliński zbesztali mnie w tych dniach za nieuporządkowane życie” (16 listopada 1845).

68 List do M. Dostojewskiego, 30 września 1844, w: Listy, dz. cyt., s. 30.

69 List do M. Dostojewskiego, 24 marca 1845, Listy, dz. cyt., s. 36.

70 Petersburskie senne widziadła…, dz. cyt., s. 9.

71 List do M. Dostojewskiego, 30 września 1844, dz. cyt., s. 31.

72 Skrzywdzeni i poniżeni, dz. cyt., s. 721–722.

73 List do M. Dostojewskiego, 4 maja 1845, dz. cyt., s. 37.

74 Dziennik pisarza 1877–1881, t. 3, dz. cyt., s. 28.

75 Tamże, s. 29.

76 Tamże.

77 Młodzik, dz. cyt., s. 89.

78 L. Grossman, dz. cyt., s. 62.

79Dostojewski przypisał sobie wynalezienie słowa opisującego taką sytuację: stuszować się (стушевáться). Znaczy to zniknąć z powierzchni ziemi, „delikatnie, łagodnie, niepostrzeżenie, zapadając się w nicość. Coś w rodzaju tego, jak niknie cień na zamalowanej tuszem strefie rysunku, gdzie czerń coraz bardziej się rozjaśnia, aż w końcu staje się całkiem biały i zanika” (Dziennik pisarza, t. 3, dz. cyt., s. 301).

80 Dziennik pisarza, t. 3, dz. cyt., s. 30.

81 Tamże, s. 31.