Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Anegdoty z Białego Domu - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
30 lipca 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
38,00

Anegdoty z Białego Domu - ebook

Prezydenci Stanów Zjednoczonych. Każdy z nich był osobą szczególną, niepowtarzalną. Miał swe zalety i wady jako człowiek, i jako polityk. Dokonywali wielkich czynów, ale i popełniali błędy. Ich historie zostały opisane w łatwy i przystępny sposób, barwnym językiem. Książka zawiera obok ważnych faktów mniej istotne, niewiele znaczące, lecz nader interesujące zdarzenia, opinie i – szereg anegdot. Wokół prezydentów i prezydentury amerykańska historiografia nagromadziła ogromną liczbę mitów i legend. Jednak ich umieszczenie w tej publikacji oddaje doskonale mentalność Amerykanów i ich podejście do polityki. W najnowszym wydaniu pojawiają się nie wszyscy prezydenci, ale ci, którzy zapisali się najwyraźniej, najciekawiej, ale przede wszystkim wiele uwagi poświęcono najnowszym mieszkańcom Białego Domu – Barakowi Obamie i Donaldowi Trumpowi, o którym plotki i anegdoty zbierane były do ostatniej chwili przed wydaniem!

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-11-16249-5
Rozmiar pliku: 5,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

OD AUTORA

Od autora

Niniej­sza książka jest zarówno zabawna, jak i edu­ka­cyjna. Aneg­doty bowiem wiele mówią o oso­bo­wo­ści pre­zy­den­tów, o ich poli­tyce i w znacz­nym stop­niu są odzwier­cie­dle­niem danej epoki. Wśród pre­zy­den­tów ame­ry­kań­skich byli praw­dziwi mistrzo­wie humoru, o któ­rych krą­żyły liczne dow­cipne histo­rie. Można zali­czyć do nich m.in. Abra­hama Lin­colna, Johna Ken­nedy'ego i Ronalda Reagana. W Bia­łym Domu w zasa­dzie nie zasia­dali ponu­racy. O każ­dym pre­zy­den­cie krą­żyły jakieś opo­wie­ści.

Nie wszyst­kie histo­rie mogą się wydać inte­re­su­jące czy dow­cipne. Nie­które będą bar­dziej zro­zu­miałe dla osób zna­ją­cych histo­rię Sta­nów Zjed­no­czo­nych, bio­gra­fie pre­zy­den­tów, a także spe­cy­fikę kul­tury ame­ry­kań­skiej. W książce poja­wiają się nie wszy­scy pre­zy­denci, ale ci, któ­rzy zapi­sali się naj­wy­raź­niej, naj­cie­ka­wiej, a wśród nich wiele uwagi poświę­cono naj­now­szemu miesz­kań­cowi Bia­łego Domu – Donal­dowi Trum­powi, o któ­rym plotki i aneg­doty zbie­rane były do ostat­niej chwili przed wyda­niem.

Jako autor był­bym w pełni usa­tys­fak­cjo­no­wany, gdyby niniej­sza książka roz­luź­niła i zaba­wiła Czy­tel­nika, dostar­cza­jąc Mu rów­no­cze­śnie nieco wie­dzy na temat miesz­kań­ców Bia­łego Domu w Waszyng­to­nie.

_Lon­gin Pastu­siak_Pierw­szy pre­zy­dent Sta­nów Zjed­no­czo­nych uro­dził się 22 lutego 1732 roku w Pope’s Creek w Wir­gi­nii. Był pocho­dze­nia angiel­skiego, nale­żał do Kościoła epi­sko­pal­nego. Hodo­wał tytoń, zaj­mo­wał się poli­tyką i wiódł życie żoł­nie­rza. Nie­wiele zacho­wało się doku­men­tów z jego dzie­ciń­stwa i mło­do­ści. Nie wia­domo, czy w ogóle uczęsz­czał do szkoły. W wieku jede­na­stu lat stra­cił ojca. Opie­ko­wał się nim odtąd star­szy brat przy­rodni, Law­rence, w któ­rego towa­rzy­stwie w 1751 roku Geo­rge odbył jedyną w swoim życiu podróż poza kon­ty­nen­talne gra­nice Sta­nów Zjed­no­czo­nych – na wyspę Bar­ba­dos.

6 stycz­nia 1759 roku Geo­rge Washing­ton oże­nił się z naj­bo­gat­szą wdową Wir­gi­nii Mar­thą Dan­dridge Custis. Miał wów­czas 26 lat i prze­żył z nią 40 lat i 342 dni.

W 1774 roku zasia­dał w I Kon­gre­sie Kon­ty­nen­tal­nym, a w 1775 roku w II Kon­gre­sie Kon­ty­nen­tal­nym jako jeden z dele­ga­tów Wir­gi­nii. 15 czerwca 1775 roku Washing­ton został wybrany na dowódcę Armii Kon­ty­nen­tal­nej. 3 lipca tegoż roku for­mal­nie przy­jął dowódz­two w Cam­bridge w kolo­nii Mas­sa­chu­setts, a 4 lipca 1776 roku Kon­gres w Fila­del­fii przy­jął Dekla­ra­cję Nie­pod­le­gło­ści Sta­nów Zjed­no­czo­nych.

Po zwy­cię­skiej woj­nie o nie­pod­le­głość (1776–1783) Washing­ton wyco­fał się do swej posia­dło­ści w Mount Ver­non w Wir­gi­nii. W 1787 roku prze­wod­ni­czył kon­wen­cji, która opra­co­wała Kon­sty­tu­cję Sta­nów Zjed­no­czo­nych wpro­wa­dza­jącą urząd pre­zy­denta kraju. W latach 1789–1797 przez dwie kaden­cje był pre­zy­den­tem Sta­nów Zjed­no­czo­nych. Jest jedy­nym pre­zy­den­tem USA, który nie miesz­kał w Bia­łym Domu, ponie­waż to on budo­wał sto­licę Waszyng­ton i Biały Dom.

Zmarł 14 grud­nia 1799 roku w Mount Ver­non, gdzie został pocho­wany.

* * *

Wokół postaci Washing­tona naro­sło wiele legend. Młoda repu­blika w celu utrwa­le­nia swej toż­sa­mo­ści gwał­tow­nie potrze­bo­wała pan­te­onu z wła­snymi boha­te­rami, z wła­snymi świę­tymi. Washing­ton-czło­wiek sta­wał się coraz bar­dziej Washing­tonem-pomni­kiem.

Mały chło­piec zapy­tany w cza­sie lek­cji w szkółce nie­dziel­nej, kto był pierw­szym czło­wie­kiem, bez waha­nia odpo­wie­dział: „Geo­rge Washing­ton”. Kiedy nauczy­cielka go popra­wiła, mówiąc, że pierw­szym czło­wie­kiem był Adam, chło­piec wykrzyk­nął: „Jeśli uwzględ­nić cudzo­ziem­ców, to być może”.

Wil­helm Tell i Isaac New­ton mają swoje jabłko, Krzysz­tof Kolumb jajko, a Geo­rge Washing­ton ma swoje drzewko wiśniowe. Jak chce legenda, któ­rej uczyły się w prze­szło­ści i uczą się na­dal wszyst­kie dzieci ame­ry­kań­skie, przy­szły pre­zy­dent był psot­nym, ale praw­do­mów­nym chłop­cem. Kie­dyś wziął sie­kierę i ściął drzewko wiśniowe, rosnące przed domem. Kiedy ojciec wró­cił do domu i zoba­czył świeży pień po ścię­tym drze­wie, wpadł we wście­kłość. Krzy­czał na syna i pytał, kto ściął drzewko. „Ojcze – powie­dział Geo­rge – nie mogę skła­mać. To ja ścią­łem drzewko”. Ojca tak roz­bro­iła uczci­wość syna, że daro­wał mu karę. Ta mora­li­za­tor­ska histo­ryjka ma świad­czyć o wro­dzo­nej inte­gral­no­ści cha­rak­teru i uczci­wo­ści Geo­rge’a Washing­tona. Fak­tem jest, że poli­tyczni prze­ciw­nicy Washing­tona ni­gdy nie kwe­stio­no­wali jego uczci­wo­ści. Fak­tem jest rów­nież to, że przez całe życie Washing­ton poświę­cał drze­wom wiele uwagi. Nie tylko posa­dził oso­bi­ście wiele drzew, lecz także szcze­gó­łowo je opi­sy­wał. W swo­ich zapi­skach drze­wom poświę­cił ponad 10 000 słów.

Dziś Geo­rge’a Washing­tona wciąż sta­wia się dzie­ciom ame­ry­kań­skim za wzór i przy­kład praw­do­mów­no­ści.

– Mamo – pyta mały John – czy ludzie, któ­rzy kła­mią, ni­gdy nie idą do nieba?

– Oczy­wi­ście, synku – odpo­wiada matka.

– To musi być smutno w nie­bie. Jest tam tylko Bóg i Geo­rge Washing­ton.

Syn pyta ojca: „Dla­czego Geo­rge Washing­ton ni­gdy nie skła­mał, tato?”. „Ponie­waż nikt go nie pytał, kiedy zakoń­czy się rece­sja gospo­dar­cza” – odpo­wie­dział ojciec.

„Ojcze – powie­dział Geo­rge – nie mogę skła­mać. To ja ścią­łem drzewko”

Jesz­cze inna histo­ryjka opo­wiada o tym, jak to pew­nego dnia Washing­ton, jako młody mier­ni­czy zatrud­niony przez lorda Fair­faxa przy pomia­rach grun­tów, wszedł do tawerny i zamó­wił whi­sky. Kiedy przy­szło zapła­cić, oka­zało się, że nie ma przy sobie pie­nię­dzy, za to nosi w tor­bie cenioną wów­czas skórę szopa. Wła­ści­ciel tawerny przy­jął ją jako zapłatę i wydał klien­towi resztę w postaci 158 skór kró­li­czych. Washing­tona tak zado­wo­lił drink i wypła­cona reszta, że zaczął sta­wiać kolejki obec­nym przy barze gościom – aż do ostat­niej kró­li­czej skórki.

W 1754 roku puł­kow­nik Washing­ton sta­cjo­no­wał ze swym oddzia­łem w Ale­xan­drii w Wir­gi­nii. W tym cza­sie odby­wały się tam wybory do legi­sla­tury Wir­gi­nii. Jeden z miej­sco­wych oby­wa­teli, Wil­liam Payne, był prze­ciwny kan­dy­da­towi, za któ­rym opo­wia­dał się Washing­ton. W pew­nym momen­cie doszło do ostrego sporu mię­dzy męż­czy­znami. Washing­ton w fer­wo­rze dys­ku­sji użył jakie­goś obraź­li­wego słowa, a ura­żony Payne moc­nym cio­sem powa­lił go na zie­mię. Natych­miast zaczęli nad­bie­gać żoł­nie­rze, by sta­nąć w obro­nie swo­jego dowódcy, ale on naka­zał im wró­cić do kwa­ter.

Geo­rge jako roz­jemca w spo­rze mię­dzy kole­gami

Następ­nego dnia Payne otrzy­mał liścik zapra­sza­jący go do sąsied­niej tawerny. Przy­szedł tam prze­ko­nany, że czeka go poje­dy­nek. Ku swemu zasko­cze­niu Washing­ton zapro­sił go na wino, prze­pra­sza­jąc za swoje zacho­wa­nie poprzed­niego dnia sło­wami: „Pan uzy­skał swoją satys­fak­cję już wczo­raj, jeśli to panu wystar­czy – oto moja ręka, bądźmy przy­ja­ciółmi”. Od tego czasu Payne został zwo­len­ni­kiem Geo­rge’a Washing­tona.

Począ­tek kariery poli­tycz­nej przy­szłego pre­zy­denta nie był udany. Kan­dy­do­wał do legi­sla­tury Wir­gi­nii, House of Bur­ges­ses, ale bez powo­dze­nia. Kolejne wybory rów­nież prze­grał. Dopiero przy trze­cim podej­ściu, w 1758 roku, nauczył się korzy­stać z tech­niki wybor­czej. Na swą kam­pa­nię prze­zna­czył około 40 galo­nów pon­czu rumo­wego, 28 galo­nów wina, 26 galo­nów rumu, 46 galo­nów piwa, 6 galo­nów madery i 3,5 galona brandy. Ta metoda oka­zała się sku­teczna. Uzy­skał 310 gło­sów, a jego rywal tylko 45. Od tego czasu Washing­ton już nie prze­gry­wał wybo­rów.

* * *

Wielką miło­ścią jego życia była Sally Cary Fair­fax, żona przy­ja­ciela i sąsiada – Geo­rge’a Wil­liama Fair­faxa, córka plan­ta­tora, czło­wieka wykształ­co­nego. Ucho­dziła za bar­dzo piękną i wykształ­coną kobietę. Flir­to­wała z Washing­to­nem, ale nie wia­domo, czy poważ­nie trak­to­wała jego uczu­cie. To ona nauczyła go czy­tać Szek­spira.

Wiele lat po jego śmierci zna­le­ziono kilka wybla­kłych listów Washing­tona, m.in. z cza­sów, gdy wal­czył on z India­nami i Fran­cu­zami na pogra­ni­czu i był już zarę­czony z Mar­thą. Listy nie pozo­sta­wiają żad­nej wąt­pli­wo­ści, że Washing­ton żywił uczu­cie gorą­cej sym­pa­tii, a wła­ści­wie miło­ści do Sally Fair­fax. Histo­rycy i bio­gra­fo­wie są zgodni, że miłość ta ni­gdy nie została skon­su­mo­wana.

Po ślu­bie Geo­rge’a z Mar­thą Sally Fair­fax wraz z mężem odwie­dzała czę­sto Mount Ver­non, podob­nie jak Washing­to­no­wie bawili nie­jed­no­krot­nie w ich domu. Tuż przed śmier­cią, już jako wie­kowy męż­czy­zna, Washing­ton napi­sał ostatni list do Sally, w któ­rym stwier­dził: „Naj­szczę­śliw­szych chwil mego życia, które spę­dzi­łem w pani towa­rzy­stwie, nie wyma­zał z mojej pamięci czas”.

* * *

Jak w każ­dej armii, zwłasz­cza zło­żo­nej z ludzi, któ­rzy tra­fili do niej z róż­nych pobu­dek, i szla­chet­nych, i bar­dzo pro­za­icz­nych, poziom moralny żoł­nie­rzy pozo­sta­wiał wiele do życze­nia. 3 sierp­nia 1776 roku gene­rał Washing­ton wydał ze swej kwa­tery w Nowym Jorku roz­kaz ogra­ni­cze­nia uży­wa­nia prze­kleństw i obraź­li­wych słów. Ape­lo­wał on do ofi­ce­rów, aby znie­chę­cali żoł­nie­rzy do uży­wa­nia prze­kleństw. „W prze­ciw­nym razie – gło­sił roz­kaz – nie możemy mieć nadziei na bło­go­sła­wień­stwo Nie­bios dla naszej armii”.

Po jed­nej z bitew Geo­rge Washing­ton miał powie­dzieć: „Sły­sza­łem świst kul i wierz­cie mi, jest w tym dźwięku coś cza­ru­ją­cego”. Kiedy przy­to­czono te słowa kró­lowi Anglii Jerzemu II, ten rzekł zło­śli­wie: „Washing­ton nie powie­działby tego, gdyby zda­rzyło mu się czę­ściej sły­szeć świst kul”.

Geo­rge Washing­ton pomaga w gasze­niu pożaru

Pew­nego razu w cza­sie wojny o nie­pod­le­głość pewien ofi­cer w cywil­nym ubra­niu prze­jeż­dżał obok grupy żoł­nie­rzy budu­ją­cych redutę. Ich dowódca gło­śno pokrzy­ki­wał, wymy­ślał im, ale nic nie czy­nił, by im pomóc. Zagad­nięty przez ofi­cera, dla­czego nie pomaga swym żoł­nie­rzom, odrzekł: „Jestem kapra­lem, panie”. Ofi­cer zsiadł z konia i pomógł żoł­nie­rzom dokoń­czyć redutę. Dosia­da­jąc konia, powie­dział: „Panie kapralu, następ­nym razem, kiedy pan będzie miał pro­blemy z wyko­na­niem zada­nia, pro­szę się zwró­cić do Naczel­nego Wodza, to ponow­nie przy­jadę i pomogę panu”. Dopiero wów­czas, ku swemu zdu­mie­niu, kapral roz­po­znał Geo­rge’a Washing­tona.

W lipcu 1778 roku woj­ska ame­ry­kań­skie spo­tkały się z Angli­kami w oko­li­cach Mon­mo­uth. Washing­ton roz­ka­zał gene­ra­łowi Char­le­sowi Lee zaata­ko­wać woj­ska angiel­skie. Lee wydał woj­skom kilka sprzecz­nych roz­ka­zów, a sam szybko wyco­fał się z pola bitwy. Washing­ton, zoba­czyw­szy, co się dzieje, poga­lo­po­wał na swym ulu­bio­nym koniu o imie­niu Nel­son do gene­rała Lee i żądał wyja­śnień. Z odpo­wie­dzi Lee wyni­kało, że nie wie­rzy w zwy­cię­stwo nad Angli­kami. Wście­kły Washing­ton zbesz­tał tchórz­li­wego gene­rała. Mar­kiz de Lafay­ette, bli­ski Washing­tonowi w cza­sie wojny o nie­pod­le­głość, twier­dził póź­niej, że był to jedyny raz, kiedy sły­szał go prze­kli­na­ją­cego.

Washing­ton zdo­łał wów­czas powstrzy­mać ucie­ka­ją­cych żoł­nie­rzy ame­ry­kań­skich, ale szansa zwy­cię­stwa została zmar­no­wana. Char­lesa Lee zawie­szono na rok w czyn­no­ściach dowódcy, póź­niej dostał się on do nie­woli bry­tyj­skiej i dopu­ścił się zdrady, ujaw­nia­jąc Angli­kom ważne infor­ma­cje woj­skowe.

Armia angiel­ska ska­pi­tu­lo­wała 18 paź­dzier­nika 1781 roku pod York­town bez jed­nego wystrzału. Dowódca wojsk angiel­skich Char­les Corn­wal­lis, widząc przy­gnia­ta­jącą prze­wagę Ame­ry­ka­nów i Fran­cu­zów, pod­dał się.

Geo­rge Washing­ton modli się w Val­ley Forge

Ist­nieją różne wer­sje kapi­tu­la­cji pod York­town. Jedni histo­rycy twier­dzą, że lord Corn­wal­lis zło­żył swoją szpadę oso­bi­ście Washing­to­nowi, inni, że w tym cza­sie Corn­wal­lis był chory i nie mógł tego zro­bić. Pewne jest nato­miast, iż Washing­ton odmó­wił przy­ję­cia szpady lorda Corn­wal­lisa i naka­zał jej przy­ję­cie gene­ra­łowi Ben­ja­mi­nowi Lin­col­nowi, któ­rego w 1780 roku Anglicy zmu­sili w Char­le­ston do kapi­tu­la­cji i odda­nia szpady. W ten spo­sób stwo­rzył gene­ra­łowi Lin­col­nowi szansę uzy­ska­nia oso­bi­stej satys­fak­cji. Kiedy woj­ska angiel­skie pod York­town kapi­tu­lo­wały, ich orkie­stra grała melo­dię _Świat wywró­cił się do góry nogami_.

Po pod­pi­sa­niu aktu kapi­tu­la­cji Washing­ton zapro­sił Corn­wal­lisa i jego ofi­ce­rów na kola­cję. Dowódca wojsk fran­cu­skich gene­rał Rocham­beau wzniósł toast: „Za Stany Zjed­no­czone”. „Za króla Fran­cji” – zre­wan­żo­wał się Washing­ton. „Za króla” – zapro­po­no­wał toast lord Corn­wal­lis. „Anglii – dodał w tym momen­cie Washing­ton. – Ogra­niczmy go do Anglii, a wypiję pełny kie­lich”.

Geo­rge Washing­ton prze­kra­cza rzekę Dela­ware. Obraz Ema­nu­ela Leut­zego

Tuż po zwy­cię­stwie pod York­town Ben­ja­min Fran­klin jako poseł ame­ry­kań­ski uczest­ni­czył w Paryżu w przy­ję­ciu dyplo­ma­tycz­nym. Fran­cu­ski mini­ster spraw zagra­nicz­nych wzniósł toast: „Za Jego Kró­lew­ską Mość Ludwika XVI, który jak Księ­życ pokrywa zie­mię deli­katną, przy­jemną łuną”. Amba­sa­dor bry­tyj­ski zre­wan­żo­wał się ponoć toa­stem: „Za Jerzego III, który jak Słońce w ciągu dnia daje świa­tło światu”. Ben­ja­min Fran­klin zare­ago­wał na to okrzy­kiem: „Nie mogę wam dać Słońca ani Księ­życa, ale mogę wam dać Geo­rge’a Washing­tona, gene­rała armii Sta­nów Zjed­no­czo­nych, on jak Jozue wstrzy­mał Słońce i Księ­życ, które go posłu­chały”.

Rok 1782 w Sta­nach Zjed­no­czo­nych cha­rak­te­ry­zują chaos i anar­chia. Wybu­chał bunt za bun­tem, prze­ciw podat­kom lub posu­nię­ciom gospo­dar­czym władz. Zde­mo­bi­li­zo­wani żoł­nie­rze doma­gali się wypłaty zale­głego żołdu. Zwo­len­nicy rzą­dów sil­nej ręki i sil­nej wła­dzy wyko­naw­czej pro­po­no­wali, aby Washing­ton koro­no­wał się na króla ame­ry­kań­skiego. Z pro­po­zy­cją taką wystą­pił do niego powszech­nie sza­no­wany miesz­ka­niec Fila­del­fii puł­kow­nik Lewis Nicola. Przy­szły pre­zy­dent odrzu­cił jed­nak pro­po­zy­cję prze­kształ­ce­nia repu­bliki w monar­chię. „Pomysł taki – pisał z New­bur­gha w sta­nie Nowy York – uwa­żam za odra­ża­jący i sta­now­czo go potę­piam”. Powia­do­mił puł­kow­nika, że sprawę tę trak­tuje jako poufną. Jeżeli jed­nak puł­kow­nik będzie pro­wa­dził publiczną kam­pa­nię na rzecz koro­na­cji, poda do wia­do­mo­ści publicz­nej swoje sta­no­wi­sko w tej spra­wie.

Washing­ton i Lafay­ette w obo­zie Val­ley Forge w 1777 roku

Nie­po­koje jed­nak trwały. 10 marca 1783 roku w kwa­te­rze ofi­cer­skiej w New­bur­ghu doszło do otwar­tego buntu. Washing­ton spo­tkał się ze zbun­to­wa­nymi ofi­ce­rami. Pro­sił o cier­pli­wość, obie­cy­wał, że Kon­gres zadość­uczyni wszyst­kim rosz­cze­niom ofi­ce­rów i żoł­nie­rzy, ale nie prze­ko­nał ich. W pew­nym momen­cie przy­po­mniał sobie, że ma w kie­szeni list od jed­nego z człon­ków Kon­gresu, w któ­rym przy­rzeka on, że Kon­gres spełni wszyst­kie żąda­nia woj­ska. Mając trud­no­ści z odczy­ta­niem tek­stu, zaczął szu­kać oku­la­rów. Prze­pro­sił zebra­nych za prze­rwę i dodał: „Już posi­wia­łem w służ­bie ojczy­zny. Teraz zaczy­nam ślep­nąć”. Słowa te tak poru­szyły zebra­nych, że posłu­chali rady Washing­tona i w spo­koju się roze­szli. „Ni­gdy w cza­sie wojny Wasza Eks­ce­len­cja nie osią­gnął więk­szego zwy­cię­stwa niż w tym momen­cie” – powie­dział do Washing­tona gene­rał Phi­lip Schuy­ler, świa­dek tego wyda­rze­nia.

Geo­rge Washing­ton wjeż­dża do Nowego Jorku

Przy opra­co­wy­wa­niu kon­sty­tu­cji Sta­nów Zjed­no­czo­nych w cza­sie dys­ku­sji na temat sił zbroj­nych jeden z dele­ga­tów pro­po­no­wał usta­le­nie mak­sy­mal­nego pułapu sił zbroj­nych na pięć tysięcy żoł­nie­rzy. Washing­ton, jako prze­wod­ni­czący, nie mógł zgła­szać wnio­sków, ale szep­nął do sąsiada: „Byłoby o wiele lepiej, gdyby zgło­szono poprawkę do wnio­sku, że obce siły zbrojne doko­nu­jące inwa­zji Sta­nów Zjed­no­czo­nych nie powinny liczyć wię­cej niż trzy tysiące żoł­nie­rzy”.

Washing­ton przy­bywa do Nowego Jorku, pierw­szej sto­licy Sta­nów Zjed­no­czo­nych

Kiedy Washing­ton został wybrany na pre­zy­denta w 1789 roku, zasta­na­wiano się, jak należy się do niego zwra­cać, jak go tytu­ło­wać, aby brzmiało to dostoj­nie, god­nie i pre­sti­żowo, a rów­no­cze­śnie nie było powtó­rze­niem dwor­skiej ety­kiety, potę­pia­nej przez wielu repu­bli­ka­nów. W Kon­gre­sie odbyła się nawet debata na ten temat. Zgła­szano różne pro­po­zy­cje: „Jego Wybor­cza Mość”, „Jego Wybor­cza Wyso­kość”, „Jego Wyso­kość Pre­zy­dent Sta­nów Zjed­no­czo­nych i Pro­tek­tor Ich Praw”, „Wasza Wiel­kość”, „Jego Wyso­kość Pre­zy­dent-Gene­rał”, „Jego Wyso­kość”. Pro­po­no­wano rów­nież, by zwra­cać się do pre­zy­denta, uży­wa­jąc takich zwro­tów, jak: „Eks­ce­len­cja”, „Czci­god­ność” czy też po pro­stu „Pan”. Tę ostat­nią pro­po­zy­cję zgła­szał Tho­mas Jef­fer­son.

W końcu zde­cy­do­wano się na pro­stą i obo­wią­zu­jącą do dzi­siaj for­mułę: „Pre­zy­dent Sta­nów Zjed­no­czo­nych” (Pre­si­dent of the Uni­ted Sta­tes).

Geo­rge Washing­ton bar­dzo dbał, aby nie zro­bić jakie­goś nie­ostroż­nego kroku, mogą­cego zaszko­dzić auto­ry­te­towi urzędu, jaki repre­zen­to­wał. W cza­sie gdy prze­by­wał z wizytą w sta­nie Mas­sa­chu­setts, został zapro­szony do zło­że­nia wizyty guber­na­to­rowi tego stanu Joh­nowi Han­coc­kowi, który sam aktyw­nie wal­czył o nie­pod­le­głość Sta­nów Zjed­no­czo­nych. Washing­ton odpi­sał guber­na­to­rowi uprzej­mie, ale sta­now­czo: „Pre­zy­dent Sta­nów Zjed­no­czo­nych prze­syła wyrazy sza­cunku Guber­na­to­rowi i ma zaszczyt poin­for­mo­wać Go, że będzie prze­by­wał w swym domu do godziny dru­giej”.

Bar­dzo inte­re­so­wał się ideą zbu­do­wa­nia nowego mia­sta fede­ral­nego jako sto­licy Sta­nów Zjed­no­czo­nych. Kie­dyś odwie­dził nawet Davisa Burnsa, ską­pego i nie­ustę­pli­wego Szkota, wła­ści­ciela farmy tyto­nio­wej, miesz­ka­ją­cego dokład­nie w miej­scu, gdzie dziś znaj­duje się Biały Dom i plac Lafay­ette’a.

Kiedy opra­co­wy­wano plan zabu­dowy mia­sta, Szkot nie chciał oddać swo­jej ziemi. Washing­ton odwie­dził go i zachę­cał, by ofia­ro­wał zie­mię na budowę sto­licy pań­stwa. „Gdyby nie zapla­no­wano tu budowy fede­ral­nego mia­sta – powie­dział mu Washing­ton – pan doko­nałby tu żywota jako biedny wła­ści­ciel farmy tyto­nio­wej”. Burns zri­po­sto­wał natych­miast: „To prawda. Ale gdyby nie wdowa Custis i jej czar­nu­chy, pan na­dal byłby bied­nym mier­ni­czym”.

Washing­ton peł­nił funk­cję pre­zy­denta Sta­nów Zjed­no­czo­nych 7 lat i 308 dni. Ostat­niego dnia pre­zy­den­tury zapro­sił gości do swej rezy­den­cji, napeł­nił kie­liszki winem i powie­dział: „Po raz ostatni piję wasze zdro­wie jako osoba publiczna”. Po opusz­cze­niu fotela pre­zy­denc­kiego 3 marca 1797 roku powró­cił do swej posia­dło­ści w Mount Ver­non.

Washing­ton chęt­nie podej­mo­wał gości. Spra­wiało mu to praw­dziwą przy­jem­ność. W jego domu w Mount Ver­non pra­wie zawsze prze­by­wali zna­jomi. Washing­ton czuł się dobrze i swo­bod­nie wśród przy­ja­ciół. Pił, grał w karty, żar­to­wał. Jego nie­po­zba­wione iro­nii poczu­cie humoru ilu­struje opi­nia o mili­cji ochot­ni­czej, z którą miał sporo kło­po­tów w cza­sie wojny o nie­pod­le­głość. „Mili­cja zja­wia się nie wia­domo jak, opusz­cza cię, nie wia­domo kiedy. Kiedy skon­su­muje całe twoje zapasy, wów­czas opu­ści cię w naj­bar­dziej kry­tycz­nym momen­cie” – zwykł mawiać.

Kapi­tu­la­cja wojsk angiel­skich pod York­town w paź­dzier­niku 1781 roku

Washing­ton lubił polo­wać, zwłasz­cza na kaczki, grać w bilard (czę­sto ude­rzał gru­bym koń­cem kija), na wyści­gach kon­nych i w karty na nie­dużą stawkę (zapi­sy­wał skru­pu­lat­nie wszyst­kie wygrane i prze­grane). Jeżeli tylko miał spo­sob­ność, tań­czył i cho­dził do teatru i na kon­certy.

Pił alko­hol w spo­sób umiar­ko­wany. Uwiel­biał wino madera. Sam pro­du­ko­wał alko­hol w Mount Ver­non, a nawet go sprze­da­wał. Do jego ulu­bio­nych zajęć nale­żały także: udział w lote­riach fan­to­wych, polo­wa­nie na lisa, węd­kar­stwo, walki kogu­tów, hodowla psów myśliw­skich oraz pie­cze­nie mięsa na powie­trzu.

Uczest­ni­cząc kie­dyś w balu w miej­sco­wo­ści Ale­xan­dria w sta­nie Wir­gi­nia, gdzie nie podano alko­holu, Washing­ton iro­nicz­nie okre­ślił go jako „chle­bowo-maślany bal”. Lubił też tań­czyć. Mając 50 lat, cztery godziny bez prze­rwy tań­czył z żoną gene­rała Natha­niela Gre­ene’a.

W Mount Ver­non pasjo­no­wał się także polo­wa­niem na lisy ze swymi ulu­bio­nymi psami myśliw­skimi. Mar­kiz Lafay­ette prze­słał Washing­to­nowi w darze z Fran­cji psy wyspe­cja­li­zo­wane w polo­wa­niu na dziki. Kie­dyś psy wpa­dły do kuchni pani Washing­ton i pożarły leżącą tam szynkę.

Washing­ton wybiera miej­sce pod budowę przy­szłej sto­licy Sta­nów Zjed­no­czo­nych nazwa­nej jego imie­niem

Washing­ton był czło­wie­kiem bar­dzo punk­tu­al­nym. Tego samego wyma­gał rów­nież od swych gości. Spóź­nial­skich powi­tał raz sło­wami: „Pano­wie, w tym domu prze­strzega się punk­tu­al­no­ści. Mój kucharz ni­gdy nie pyta, czy goście już przy­byli, lecz czy nade­szła godzina posiłku”.

Innym razem Washing­ton był umó­wiony z han­dla­rzem na godzinę 17.15, by obej­rzeć konie do powozu. Ponie­waż kupiec spóź­nił się, musiał cze­kać cały tydzień, zanim Washing­ton umó­wił się z nim na roz­mowę o trans­ak­cji.

Latem 1797 roku rewo­lu­cjo­ni­sta fran­cu­ski Con­stan­tin Vol­ney odwie­dził Geo­rge’a Washing­tona w Mount Ver­non przed roz­po­czę­ciem swych podróży po Sta­nach Zjed­no­czo­nych. Opusz­cza­jąc posia­dłość, popro­sił byłego pre­zy­denta o list pole­ca­jący do spo­łe­czeń­stwa ame­ry­kań­skiego. Washing­ton, wie­dząc, że Vol­ney jest zna­nym wol­no­my­śli­cie­lem, i chcąc unik­nąć w związku z tym jakich­kol­wiek kon­tro­wer­sji, napi­sał na papie­rze nastę­pu­jące zda­nie: „C. Vol­ney nie potrze­buje żad­nych listów pole­ca­jących od G. Washing­tona”.

Washing­ton zda­wał sobie sprawę z bra­ków w swym wykształ­ce­niu. Dla­tego też w okre­sie, gdy zaj­mo­wał eks­po­no­wane sta­no­wi­ska, uni­kał inte­lek­tu­al­nych dys­ku­sji, nie wda­wał się w abs­trak­cyjne dys­puty. Jeżeli musiał zabrać głos, wypo­wia­dał się na piśmie. Nie znał żad­nego obcego języka. Ni­gdy nie był w Euro­pie. Odrzu­cił zapro­sze­nie do zło­że­nia wizyty we Fran­cji, gdyż uwa­żał, że poro­zu­mie­wa­nie się z gospo­da­rzami przez tłu­ma­cza skom­pro­mi­tuje go. W chwili śmierci posia­dał w swej pry­wat­nej biblio­tece 884 książki, co było pokaźną liczbą na owe czasy.

Od wcze­snej mło­do­ści aż do śmierci Washing­ton miał kło­poty z zębami. Jego oso­bi­ste notatki zawie­rają wiele wzmia­nek na ten temat. W wieku 57 lat stra­cił wszyst­kie zęby. Tuż przed zakoń­cze­niem wojny o nie­pod­le­głość poznał fran­cu­skiego den­ty­stę, który osie­dlił się w Nowym Jorku. Den­ty­sta ten odwie­dził go w Mount Ver­non i po kilku pró­bach wyko­nał sztuczną szczękę z kła noso­rożca. Tuż przed śmier­cią Washing­ton miał kilka takich szczęk, ale nie był z nich zado­wo­lony. Zbyt cięż­kie, nie­wy­godne, spra­wiały mu wiele kło­potu. Dla­tego też, choć przy­wią­zy­wał ogromną wagę do bez­po­śred­nich kon­tak­tów z ludźmi, uni­kał publicz­nych prze­mó­wień. Rzadko się też uśmie­chał w oba­wie, by szczęka mu nie wypa­dła.

Jedna ze sztucz­nych szczęk pre­zy­denta została przed­sta­wiona jako eks­po­nat na Wysta­wie Świa­to­wej w Chi­cago w 1933 roku.

* * *

Czy wie­cie, że Geo­rge Washing­ton był:

– jedy­nym pre­zy­den­tem, któ­rego uro­czy­stość inau­gu­ra­cji i zaprzy­się­że­nia odbyła się w dwóch mia­stach (Nowy Jork, 30 kwiet­nia 1789 roku, i Fila­del­fia, 4 marca 1793 roku);

– jedy­nym pre­zy­den­tem Sta­nów Zjed­no­czo­nych, który nie miesz­kał w Waszyng­to­nie;

– jedy­nym pre­zy­den­tem, który wybrany został jed­no­gło­śnie przez kole­gium elek­tor­skie (gło­so­wało na niego 69 elek­to­rów);

– pre­zy­den­tem, który odmó­wił kan­dy­do­wa­nia na trze­cią kaden­cję;

– pierw­szym pre­zy­den­tem uho­no­ro­wa­nym syl­wetką na znaczku pocz­to­wym. Dzie­się­cio­cen­towy czarny zna­czek z podo­bi­zną Washing­tona został wpro­wa­dzony do obiegu 1 lipca 1847 roku;

– jed­nym z dwóch, obok Jamesa Madi­sona, przy­szłych pre­zy­den­tów Sta­nów Zjed­no­czo­nych, któ­rzy pod­pi­sali kon­sty­tu­cję Sta­nów Zjed­no­czo­nych;

– pre­zy­den­tem, który mia­no­wał naj­wyż­szą liczbę (dzie­się­ciu) sędziów Sądu Naj­wyż­szego.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: