Listy na czas przełomu - Jan Paweł II, kard. Stefan Wyszyński - ebook

Listy na czas przełomu ebook

Jan Paweł II, kard. Stefan Wyszyński

4,0

Opis

Słowa, które zmieniają świat

Listy dwóch wielkich przywódców – Jana Pawła II i kardynała Stefana Wyszyńskiego – zaskakują swoją mocą i aktualnością. Ich słowa wpłynęły na rozwój wypadków w Polsce i na świecie. W tej bogatej korespondencji sprawy bardzo osobiste przeplatają się z refleksjami o ładzie międzynarodowym i sytuacji politycznej w reżimowym państwie.

Myśli Jana Pawła II i Stefana Wyszyńskiego wypełnia troska o nieprzyjaciół, nawet tych najbardziej bezwzględnych. Trwająca aż do śmierci Kardynała listowna rozmowa odsłania obraz Polski i świata widziany z perspektywy gabinetów dwóch wybitnych mężów stanu. Diagnozy i przewidywania rozmówców świadczą o ich do dzisiaj intrygującej przenikliwości.

Z pragnienia tego przyjazdu, ze starań o jego realizację, zrezygnować nie mogę, gdyż w ten sposób zawiódłbym moich Rodaków.
Jan Paweł II (przed pierwszą pielgrzymką do Polski), 15 grudnia 1978

Przerobienie naszych Kardynałów i Biskupów na Pasterzy jest jakimś pilnym zamówieniem Kościoła powszechnego. Może jeszcze bardziej trzeba by wyzwolić ich z ceremoniału „celebrowania” swojej osoby, by ludzie dostrzegli w nich Chrystusa. Zwłaszcza Kardynałowie są nadal jeszcze zbyt sztywni i niedostępni.
kard. Stefan Wyszyński, 14 lutego 1979

Miliony Polaków oglądających inaugurację pontyfikatu Jana Pawła II dobrze zapamiętały scenę, gdy nowy papież podniósł się z tronu, by uścisnąć i pocałować klęczącego przed nim kard. Stefana Wyszyńskiego, Prymasa Tysiąclecia. Listy na czas przełomu dają czytelnikom unikalną szansę poznania spraw, jakie absorbowały tych dwóch wielkich ludzi Kościoła katolickiego w pierwszych latach pontyfikatu Jana Pawła II, tak szczególnych dla XX-wiecznych dziejów Polski i świata.
prof. Antoni Dudek

Wybór Wojtyły to był szok dla świata, dla Kościoła, ale kto wie czy nie największy szok dla władz kraju, z którego Wojtyła pochodził… W listach wyczuwa się panującą wówczas atmosferę.
Hanna Suchocka 

Udostępniana nam korespondencja odsłania nieco mniej znane, można powiedzieć, prywatne oblicze obydwu, rzucając nowe światło na ich wzajemne relacje.
Prymas Wojciech Polak

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 205

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (4 oceny)
2
1
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
aniasci

Dobrze spędzony czas

Dosyć nieduża książka, nietrudna do czytania :)
00

Popularność




Hanna SuchockaWielki przełom, wielkie słowa

Wymuszona zmiana strategii

Wybór Karola Wojtyły to był szok dla świata, dla Kościoła, ale kto wie, czy nie największy szok dla władz kraju, z którego ­Wojtyła pochodził.

Władze komunistyczne przygotowywały się do wyboru nowego papieża i próbowały wypracować taktykę dotyczącą kontaktu z nim. Uważano, że trzeba będzie prowadzić rozmowy z Watykanem ponad głową kard. Stefana Wyszyńskiego, a zwłaszcza jeszcze bardziej niebezpiecznego dla państwa komunistycznego, bo nowoczesnego – kard. Wojtyły. Po wyniku konklawe z października 1978 roku okazało się, że ta taktyka na nic się nie przyda.

Władze od pierwszego momentu, od chwili ogłoszenia wyboru, znalazły się w sytuacji zagubienia, zmuszone do porzucenia przygotowywanych rozwiązań. Nie ulegało dla nich wątpliwości, że Wojtyła zna doskonale słabe punkty reżimu i nie można mu przedstawić wyidealizowanego obrazu systemu. Znał nie tylko realia polskie, ale zasady i praktykę funkcjonowania „obozu” za żelazną kurtyną. Tak w 1978 roku zakończył się pewien etap gry komunistów z Watykanem w ramach dotychczasowej Ostpolitik. Nie ulegało wątpliwości, że ten papież będzie prowadził swoją politykę wschodnią (Ostpolitik), odmienną od dotychczasowej.

W listach wyczuwa się atmosferę, jaka wówczas panowała. Okres, który obejmuje zamieszczona w książce korespondencja – między jesienią 1978 a wiosną 1981 roku, kiedy Prymas umiera – obfituje w wydarzenia. Znajduje to odzwierciedlenie w listach: bardzo zdyscyplinowanych słownie, a bogatych w treści.

Wśród poruszanych w korespondencji tematów są takie, które w tamtym okresie były niezwykle ważne, kluczowe dla określenia roli i działania Kościoła w sferze publicznej, ale przeszły już do historii. Są też takie, które dotyczą szerszej przestrzeni politycznej i społecznej (np. troska o plagę pijaństwa), i te, które dotyczą kwestii wewnątrzkościelnych, kształtowania kapłanów i statusu uczelni katolickich. Są jednak kwestie, które wciąż wracają w debacie publicznej, jak chociażby debata tocząca się wokół miejsca i roli Kościoła w państwie.

Spór o pielgrzymkę

List Jana Pawła II z 15 grudnia 1978 roku1, a zatem napisany zaledwie dwa miesiące po wyborze na Stolicę Apostolską, pokazuje jak silne było zakorzenienie nowego papieża w sprawach polskich i troska o polski Kościół. List wprowadza nas od razu w centrum wielkiego problemu politycznego, jakim dla władz PRL była wyrażona przez Papieża chęć odbycia pielgrzymki do Polski. Kłopot sprawiała sama ewentualność wizyty Papieża w kraju będącym pod dominacją sowiecką. Wszak odmówiono Pawłowi VI złożenia wizyty w czasie uroczystości 1000-lecia chrztu Polski w 1966 roku. W przypadku Karola Wojtyły dochodziły także problemy z okolicznościami przyjazdu – jako były wieloletni metropolita krakowski chciał wziąć udział w tamtejszych obchodach 900-lecia męczeńskiej śmierci św. Stanisława.

Władze stawiają zdecydowane veto. Takie podejście spotyka się z kolei z ostrym sprzeciwem nowego papieża. Pisze wprost: „nie możemy przyjąć interpretacji «politycznej» naszego jubileuszu. Interpretacja taka jest próbą narzucenia Kościołowi w Polsce celów, którym ani postać św. Stanisława, ani jego jubileusz nie służyły i nie mają służyć”2. Ta – jak pisze Papież – „z gruntu tendencyjna interpretacja ma stanowić dla władz PRL podstawę do negatywnego ustosunkowania się do sprawy mojego ­przyjazdu do Polski w maju 1979”3.

Jak wynika z dalszych listów, kwestią sporną powoli przestawał być dla władz sam przyjazd Ojca Świętego do Polski – komunistyczny rząd zaczął zdawać sobie sprawę z tego, że nie będzie można całkowicie zablokować przyjazdu Papieża do własnego kraju. Kluczową kwestią stało się powiązanie przyjazdu z majową datą jubileuszu śmierci świętego. Przypomnijmy historię – św. Stanisław, biskup krakowski z XI wieku, upomniał króla za niemoralne prowadzenie się i z jego ręki poniósł męczeńską śmierć. Dla władz państwowych był to obraz zbyt symboliczny: męczennika, który ginie z rąk władzy. Pamiętać zaś trzeba, że rok 1978 to czas po wypadkach radomskich, okres zwiększającego się napięcia pomiędzy władzą i społeczeństwem oraz tworzenia się podziemnych struktur opozycyjnych. Stąd też skojarzenie wizyty Papieża z majową datą obchodów jubileuszu było dla władz nie do przyjęcia.

Negatywna decyzja władz została przekazana Stolicy Apostolskiej przez ambasadora PRL przy Republice Włoskiej. Wywołała ona ogromne oburzenie Jana Pawła II. Słowa użyte w liście są bardzo mocne: „stanowisko władz (…) zaskoczyło mnie i zażenowało. Starałem się w związku z moim wyborem i początkiem pontyfikatu uczynić wszystko, ażeby przedstawicielom władz naszego Państwa okazać szacunek wyjątkowy. Proszę się nie dziwić, że, gdy Sekretarz Stanu – Francuz powiadomił mnie w czasie urzędowej audiencji o oporach pod adresem mojego przyjazdu, było mi po prostu wstyd… za moich ­Rodaków”4. Tak mocnych słów Jan Paweł II używał tylko w chwilach ­szczególnego wzburzenia.

Przebieg dyskusji z władzami komunistycznymi, o której szczegółowo informowano Ojca Świętego, jest szeroko opisany w dodatku do listu Prymasa z 14 lutego 1979 roku. Zawierał on sprawozdanie z posiedzenia specjalnej komisji kościelno-państwowej, które odbyło się w dniu wysyłki listu w Urzędzie ds. Wyznań5. Raport pokazuje nieugiętość obu stron. Obawa jednoznacznych symbolicznych skojarzeń nie tylko z osobą św. Stanisława, ale także z sytuacją, gdy użycie przez władzę przemocy wobec kogoś wchodzącego z nią w spór doprowadza do rozruchów społecznych, spowodowała silną determinację władz. Nie było pola manewru. Jak pokazała bliska przyszłość, nie był to problem tylko historyczny – odżył przy męczeństwie ks. Jerzego Popiełuszki.

Z załączonego sprawozdania można by zakładać, że nie dojdzie do żadnego kompromisu także ze strony kościelnej. Tak się jednak nie stało. W korespondencji nie znajdujemy wyraźnego śladu, kiedy nastąpiło przełamanie impasu i ustępstwo ze strony Episkopatu, polegające na wyrażeniu zgody na zmianę daty wizyty. Nie dowiadujemy się, jaki miał na to wpływ sam Ojciec Święty i jakie argumenty w ostateczności o tym zadecydowały. Nasuwa się jednoznaczny wniosek, że wizyta w Polsce miała dla Papieża tak wielkie znaczenie, że ustąpiono w kwestii daty.

Ukryte aspekty Ostpolitik

W listach znajdujemy za to niezwykle ważne odniesienia do Ostpolitik. Ta kwestia miała istotny wpływ na sytuację Kościoła w państwie. Z listów kardynała Wyszyńskiego wynika bardzo krytyczna ocena dotychczasowego kierunku Ostpolitik i zarazem nadzieja na zmianę.

Ostpolitik zainicjowana w czasie pontyfikatu Jana XXIII, ale prowadzona głównie przez Pawła VI, miała pomóc Kościołom Europy Środkowej, a konkretnie w Czechosłowacji, na Węgrzech, w Jugosławii i w Polsce, w nawiązaniu konstruktywnego dialogu z rządami komunistycznymi tych krajów. Jej symbolem stał się kluczowy negocjator kard. Agostino Casaroli, a także abp Luigi Poggi. Uznawano negocjowanie i poszukiwanie modus vivendi pomiędzy państwem a Kościołem, ale w ramach podziału na bloki powstałe po nastaniu „zimnej wojny”. ­Ostpolitik obejmowała między innymi niedrażnienie władz komunistycznych i w konsekwencji ograniczanie ostrej publicznej krytyki systemu komunistycznego. Konsekwencją Ostpolitik były decyzje, które wywoływały kontrowersje, jak na przykład cofnięcie przez Stolicę Apostolską uznania dla istnienia Ambasady RP przy Stolicy Apostolskiej, która ­reprezentowała rząd londyński.

W taki sposób pojmowana polityka wschodnia de facto pozwalała na większą ingerencję władz komunistycznych w sprawy Kościoła pod hasłem rzekomej normalizacji stosunków z Watykanem. Powszechne stało się zjawisko infiltracji przez służby wywiadowcze delegacji biskupów na Sobór Watykański II. To pozwala ocenić, że w dużym stopniu zawodziły metody ­dyplomatyczne stosowane przez Stolicę Apostolską.

Wynikało to zapewne z faktu, że brak było hierarchów z Watykanu, którzy by znali „od środka” zróżnicowane realia Kościołów w państwach komunistycznych. Można zakładać, że kard. Casaroli, podobnie jak inni politycy, uznawał, iż sytuacja osiągnęła constans w długiej perspektywie. Poszukiwano rozwiązań, które pozwoliłyby na przełamanie wzajemnych oporów, ale w ramach istniejącego układu. Ze strony komunistów wyrażało się to między innymi cofnięciem zakazu przyjazdu księży z niektórych krajów na Sobór Watykański II, ze strony Watykanu zaś uznaniem dyplomatycznym dla państw pod panowaniem sowieckim. Jako skutek uboczny w ówczesną politykę Watykanu wpisana była nieufność w stosunku do wszystkich katolików żyjących w Europie Wschodniej.

W ramach prowadzonej Ostpolitik nie wzięto zupełnie pod uwagę odmienności sytuacji Kościoła w Polsce: silnego Episkopatu i Prymasa, mających mocne oparcie w społeczeństwie. Z tego względu Ostpolitik została odrzucona przez prymasa Wyszyńskiego, a wspierał go w tych działaniach kard. Wojtyła. Wyszyński nieraz narażał się na krytykę ze strony watykańskiej dyplomacji jako nieodpowiedni negocjator. To wywołało u niego pewien uraz w stosunku do dyplomatów – echo znajdujemy także w listach do Papieża, już w liście z 10 grudnia 1978 roku6, w którym Prymas wręcz stwierdza, że „metoda dyplomatyczna nie przynosi owoców”7.

Ta odmienna sytuacja Kościoła polskiego wynikała z jego historycznej roli. Po II wojnie światowej, w wyniku włączenia Polski w sferę wpływów radzieckich, naturalnymi przywódcami narodu stali się polscy biskupi, na czele z kardynałem krakowskim Adamem Sapiehą i prymasem kard. Augustem Hlondem, a w późniejszym okresie z prymasem Stefanem Wyszyńskim. Nic więc dziwnego, że Prymas Polski miał w pełni świadomość siły Kościoła w Polsce i nie ukrywał tego zarówno w kontaktach ze Stolicą Apostolską, przedstawicielami polskiej emigracji, jak i z polskimi komunistami.

Zarówno prymas Hlond, jak i później prymas Wyszyński nie mieli złudzeń co do prawdziwych intencji komunistów i Związku Sowieckiego wobec Polski, nie mieli też zaufania do ówczesnej, podzielonej i skłóconej, emigracji politycznej. Mieli pewność, że tylko Kościół może wskazać narodowi kierunek na przyszłość i pełną świadomość, że Polacy dali mu na to przyzwolenie.

Stolica Apostolska jednak nie niuansowała swojej polityki. Różnicę tę podkreśla wyraźnie prof. Giovanni Barberini w swojej książce L’Ostpolitik della Santa Sede, gdzie pisze: „można powiedzieć, że Kościół polski, w odróżnieniu od innych państw socjalistycznych, nie potrzebował wsparcia Stolicy Apostolskiej, aby być aktywnym, ale wiedział sam, jak przeciwstawiać się, i to z sukcesem, reżimowi komunistycznemu”8.

Nie ulega wątpliwości, że prymasa Wyszyńskiego cechowała duża nieufność nie tylko wobec komunistów, ale także w stosunku do delegacji watykańskich prowadzących rozmowy z rządem w Warszawie9. Ta postawa wynikała z wieloletnich bezpośrednich doświadczeń, rozmów i spotkań z ówczesnymi władzami komunistycznymi, które miał za sobą Prymas Polski, a o których nie mogli mieć pojęcia dyplomaci watykańscy. Stąd też wynikał jego sceptycyzm do metody obranej w ramach Ostpolitik.

Na ocenę Ostpolitik ze strony prymasa Wyszyńskiego wpływ miał jeszcze jeden czynnik. Rozumiał on w pełni, że realizacja tej polityki petryfikowałaby istniejący układ geopolityczny. Celem jej było, co prawda, zapewnienie minimalnej przestrzeni prawnej, w której mogłyby funkcjonować Kościoły za żelazną kurtyną. Jednak w punkcie wyjścia akceptowała ona faktycznie podział Europy: na prawdziwą Europę Zachodnią, leżącą na zachód od Łaby, i leżącą po drugiej stronie tej rzeki Europę Wschodnią, znajdującą się w komunistycznej strefie wpływów.

Ostpolitik odbierana była w Polsce jako wspieranie ówczesnych władz kosztem Kościoła katolickiego i prymasa Wyszyńskiego. Władze komunistyczne kontaktowały się z Watykanem niejako ponad głowami biskupów. Jednak mimo prób otwarcia Stolicy Apostolskiej na PRL i skłonności władz komunistycznych do bezpośredniego pertraktowania z Watykanem, nie doszła do skutku wizyta Pawła VI w Polsce. Rozpoczął się natomiast, począwszy od listopada 1966 roku, cykl wizyt wtedy jeszcze arcybiskupa Casarolego w Polsce10.

Wydarzenia te odbiły się na roli Komisji Wspólnej (pierwotnie zwanej Mieszaną), w której od 1949 roku z inicjatywy Prymasa zasiadali przedstawiciele władz PRL i polskiego Kościoła. Rządzący nie dostrzegali w tej sytuacji potrzeby zwoływania jej posiedzeń. Stąd też od 20 stycznia 1967 roku Komisja Wspólna Rządu i Episkopatu przestała się w zasadzie zbierać. Przerwa w pracach Komisji trwała 13 lat, aż do 24 września 1980 roku.

Nowy papież miał możliwość realizacji innej polityki w ­stosunku do państw bloku komunistycznego.

Swego czasu toczyły się dyskusje na temat tego, w jakim stopniu pontyfikat Jana Pawła II w dziedzinie polityki wschodniej był kontynuacją polityki Pawła VI: czy różnice dotyczyły tylko odmienności czasów, w których obaj Ostpolitik realizowali, czy też chodziło o zupełnie inne wizje. Zgodzić się należy niewątpliwie z tymi, którzy podkreślają, że Wojtyła, przychodząc z komunistycznego kraju, miał zupełnie inną, głębszą wiedzę dotyczącą sytuacji Kościoła za żelazną kurtyną i relacji ówczesnych władz do Kościoła. Z tego już chociażby względu musiał mieć zupełnie inny pogląd na kształt, koncepcję i realizację polityki wschodniej11.

Jego spojrzenie oparte było na zasadniczo odmiennym fundamencie – w perspektywicznym myśleniu Jana Pawła II mieścił się rozpad bloku komunistycznego. Przedstawił zatem zupełnie nową politykę europejską, która opierała się na założeniu, że wszystkie narody mają prawo odwoływać się do praw człowieka, w tym oczekiwać wolności religijnej, oraz na założeniu, że cała Europa czerpie z tego samego źródła kultury, jakim jest chrześcijaństwo. Tak Europa Zachodnia, jak Środkowa i Wschodnia. Ilustracją tego stanu rzeczy była wielokrotnie powtarzana przez Papieża przenośnia o dwóch płucach, którymi oddycha Europa.

W takim projekcie szczególne miejsce przypadało narodom Europy Środkowej, które stanowią element równowagi i pomostu między Europą Zachodnią a Europą Wschodnią. Europa musi odnaleźć swoją jedność, która zawiera się w różnorodności. Nie można jednak pomijać i lekceważyć żadnego z elementów tej jedności – wspólnym fundamentem są chrześcijańskie korzenie.

Tutaj warto przywołać pojęcie „Słowiańszczyzna”. Zwróćmy szczególną uwagę na list z 10 grudnia 1978 roku oraz dodatek do niego12 – szczególne dokumenty dotyczące Kościoła czechosłowackiego. To niezwykle ważne świadectwa. Właśnie w Polsce i w polskim Papieżu – z uwagi na jego myślenie o Europie Środkowej – upatrywano możliwość nowego podejścia do sprawy Kościoła w Czechosłowacji i przekreślenia działań abp. Poggiego.

W liście napisanym 2 lutego 1979 roku13 widzimy zmaganie się prymasa Wyszyńskiego z polityką „po Casarolim” nie tylko w Polsce, ale także w innych państwach komunistycznych. Kard. Wyszyński pisze o swoim spotkaniu z kapłanami pracującymi na Wschodzie: „ukończyli seminarium duchowne w Rydze, a dziś pracują na terenie Ukrainy Zachodniej, Podola, Białorusi (…) bardzo są wdzięczni [Janowi Pawłowi II] za akcenty w mowie litewskiej, białoruskiej, ukraińskiej”. Prymas komentuje: „uważają, że to jest zatarcie podpisu abp. Casarolego na karcie w Helsinkach. Są wdzięczni Ojcu Świętemu za te akcenty i ­podnoszą się na duchu, że jednak ktoś o nich pamięta”.

Po drodze były Helsinki

Ciekawe jest obserwowanie w publikowanej korespondencji różnic opinii, wyrażanych w sposób delikatny, ale jednak sygnalizowany przez obydwu autorów. W sposób szczególny dotyczy to konferencji helsińskiej.

W listach kard. Wyszyńskiego przejawia się wyraźny sceptycyzm wobec faktu, że Stolica Apostolska przystąpiła do Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy Europejskiej (KBWE) w Helsinkach, podpisując Akt końcowy. Bardzo krytyczna ocena procesu helsińskiego wyrażona jest we wspomnianym już liście napisanym 2 lutego 1979 roku14. Prymas między innymi oskarża „proces helsiński” o negatywne skutki, jakie wywołał ten układ dla obecności Kościoła „na tych terenach” (Finlandii), „jak ciężko się tam żyje, ile tam trwogi, poczucia osamotnienia i beznadziejności”15.

Można odnieść wrażenie, że ta ocena nie jest całkiem zasadna. Zakładać należy, że wynika ona z bardzo subiektywnej oceny Ostpolitik, nacechowanej negatywnymi doświadczeniami Prymasa. Proces helsiński był przez niego postrzegany jako logiczna konsekwencja Ostpolitik.

Konferencja helsińska miała niewątpliwie znacznie szerszy wymiar i zakres. To jeden z problemów, może jedyny zasadniczy, w którym opinie obu autorów się różnią. Nie wynika to wprost z korespondencji, albowiem Papież nie wchodzi w tym zakresie w polemikę z Prymasem. Dostrzec to można poprzez pryzmat działań Stolicy Apostolskiej za pontyfikatu Jana ­Pawła II. Stolica Apostolska i osobiście Papież widział w procesie helsińskim pewną szansę dla Kościołów właśnie w państwach komu­ni­stycznych.

Dla Stolicy Apostolskiej jako instytucji o zasięgu globalnym był to akt niezwykle ważny. To właśnie konferencja w Helsinkach podjęła w ramach tak zwanego trzeciego koszyka problem praw człowieka, będący w centrum zainteresowania Jana ­Pawła II. W 7. zasadzie Aktu końcowego wyrażono wprost uznanie dla wolności religijnej, co formalnie legitymizowało Kościół przy negocjacjach bilateralnych z państwami i podpisywaniu porozumień. Pozwalało także odwoływać się do prawa do wolności religijnej, tak ważnego dla Papieża. Przecież ogłosił je pierwszym prawem podczas swojego wystąpienia w ONZ.

Czas pokazał, że ta krytyczna ocena wyrażana przez kard. Wyszyńskiego, osadzona w ówczesnych realiach politycznych, nie była uzasadniona. KBWE, przekształcona później w OBWE (­Organizację Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie), stała się jedną z najważniejszych instytucji międzynarodowych, w których uczestniczy Stolica Apostolska na zasadzie pełnego członkostwa. Z uwagi na pełne członkostwo Stolicy Apostolskiej w OBWE, a zarazem ze względu na obecność w niej wszystkich państw poradzieckich, OBWE może służyć jako platforma dla realizacji polityki watykańskiej wobec państw powstałych po ­rozpadzie ZSRR, w tym także w stosunku do Rosji.

W kierunku nowych relacji z Watykanem?

19 października 1972 roku Stolica Apostolska cofnęła ostatecznie swoje uznanie dla rządu polskiego na emigracji. Uznawanie tego rządu było traktowane jako jedna z przeszkód w negocjacjach z władzami PRL. Tym samym z punktu widzenia Stolicy Apostolskiej zakończył swoją misję jako ambasador RP powołany na to stanowisko w lipcu 1939 roku Kazimierz Papée. Formalnie jednak prezydent RP na uchodźstwie odwołał go z funkcji ambasadora dopiero cztery lata później, 24 maja 1976 roku. Tymczasem w lipcu 1974 roku w wyniku spotkania abp. Casarolego z ówczesnym wiceministrem spraw zagranicznych PRL Józefem Czyrkiem został powołany do życia Zespół ds. Stałych Kontaktów Roboczych między PRL a Stolicą Apostolską. Od jesieni 1974 roku PRL wysyłała do Watykanu swoich przedstawicieli, którzy rezydowali w Rzymie na stałe w ambasadzie przy ­Republice Włoskiej. Nie oznaczało to jednak ustanowienia relacji ­dyplomatycznych pomiędzy Stolicą Apostolską a PRL.

Celem powołanego Zespołu było przygotowanie normalizacji stosunków między Kościołem i państwem polskim. Dla Watykanu (zespołowi przewodniczył abp Poggi) najważniejsze było utworzenie stałej delegatury apostolskiej w Warszawie16.

Wybór papieża Polaka sam w sobie nie przewartościował myślenia ówczesnych władz PRL w sprawie zmiany statusu prawnego stosunków między Polską a Stolicą Apostolską. Było ono podporządkowane jednolitej linii partyjnej we wszystkich tzw. demokracjach ludowych, a ona nie przewidywała, co więcej, nie dopuszczała zawarcia stosunków dyplomatycznych ze Stolicą Apostolską. Formalne stosunki dyplomatyczne, mimo wyboru Polaka na Stolicę Piotrową, nie zostały nawiązane.

Sprawę porusza Papież już w liście z 19 grudnia 1978 roku17, co jest dowodem na to, jak zagadnienie stosunków dyplomatycznych pomiędzy Polską a Stolicą Apostolską było dla niego ważne. Można odnotować pełną zgodność poglądów pomiędzy Janem Pawłem II a Prymasem w kwestii uregulowania tej kwestii na poziomie międzynarodowym (list jest w jakimś stopniu odpowiedzią na propozycje Prymasa zawarte w liście z 10 grudnia 1978 roku18). W liście Papieża jest wyrażona pełna akceptacja dla planu, zaprezentowanego przez Prymasa, swoistej roadmap przygotowującej nawiązanie takich relacji. „Trzeba dążyć – pisze Ksiądz Prymas – do wypracowania porozumienia o charakterze międzynarodowym, którego ukoronowaniem mogłoby być ustanowienie przedstawicielstw dyplomatycznych o właściwej kompetencji”.

Chodzi zatem o formę porozumienia, umowy międzynarodowej. Forma (konkordat czy konwencja) nie jest tutaj jeszcze sprecyzowana. Ważne jest rozpoczęcie rozmów i drążenie sprawy. Jan Paweł II ma pełną świadomość przełomowości takiego aktu. Dążenie do takiego porozumienia jest dążeniem do zasadniczej zmiany w koncepcji umów międzynarodowych zawieranych w bloku sowieckim. Umowy ze Stolicą Apostolską o charakterze konkordatu nie były dopuszczalne. Pisze o tym wprost: „Zdajemy sobie wspólnie sprawę, że chodzi tutaj o dokonanie swoistego «wyłomu» w przyjętym ze strony bloku «schemacie»”19.

Zatem zaledwie dwa miesiące po wyborze zarówno Papież, jak i Prymas traktują kwestię nawiązania stosunków dyplomatycznych jako jedną ze spraw priorytetowych. Polska należała historycznie do tzw. państw konkordatowych, a więc państw powiązanych umową międzynarodową ze Stolicą Apostolską. Konkordat został wypowiedziany w 1946 roku jednostronnie przez władze komunistyczne. Z tego też względu Papież pochodzący z obszaru po drugiej stronie muru berlińskiego ­przywiązuje do zawarcia takiej umowy wielką wagę.

Obaj autorzy zdają sobie sprawę, że droga do zawarcia takiego porozumienia jest długa. Nie chcą też podejmować pochopnie żadnych działań, które mogłyby przez stronę rządową być potraktowane jako już „załatwienie sprawy” minimalnymi środkami. Papież daje wyraźną dyrektywę, jak należy postępować, a mianowicie, że utrzymuje się nadal funkcję kierownika Delegacji Stolicy Apostolskiej do stałych kontaktów z Rządem PRL w ścisłym kontakcie z Prymasem i Episkopatem Polski, zaznaczając zarazem, że Kierownik nie ma charakteru Delegata Papieskiego przy Episkopacie. Znając doskonale polityczną sytuację polską i przebiegłość ówczesnych władz Jan Paweł II zarazem wyraźnie przestrzega, że należy „wstrzymać się z wysłaniem Kierownika Delegacji do Warszawy aż do czasu, kiedy potrafimy ustalić, jakie jest stanowisko strony «rządowej» w sprawie «przeniesienia» procesu normalizacji na wyższy poziom”20. W liście Prymasa z 22 lutego 1980 roku wyrażone jest jednoznacznie zdanie, że „Kościół (…) w Polsce jest zbyt wielką pozycją, by poprzestał na pozorach normalizacji bez rzeczywistego poprawienia swojego statusu prawnego”21.

Istniała zatem silna obawa, że w sytuacji, jaka powstała w świecie po wyborze papieża Polaka, władze komunistyczne mogą uczynić drobny gest instytucjonalny niezmieniający w sposób zasadniczy pozycji Kościoła. Dlatego ważna jest kwestia podniesienia regulacji wzajemnych pomiędzy państwem i Kościołem na poziom międzynarodowy.

Zgodnie ze wskazówkami Papieża należy instytucjonalnie utrzymać sytuację dotychczasową, dopóki nie zostanie zawarta umowa międzynarodowa. Nie dokonywać pochopnych ruchów, raczej czekać.

Brak w Watykanie przedstawicielstwa dyplomatycznego Polski, jak i innych państw Europy Środkowej i Wschodniej, był dla Jana Pawła II niezwykle bolesny. Można to zauważyć już w jego pierwszym wystąpieniu do Korpusu Dyplomatycznego ze stycznia 1979 roku. Mówi wtedy w sposób zawoalowany, ale jednak jednoznaczny: „Stolica Apostolska cieszy się z obecności tak licznych przedstawicieli; byłaby wręcz szczęśliwa widząc jeszcze wielu innych, przede wszystkim reprezentujących narody i ludy, które miały często w tej dziedzinie wiekowe tradycje. Myślę tu przede wszystkim o narodach, które można uważać za katolickie. Ale również i o innych”22. Nie ulega wątpliwości, że jest to wyraźne nawiązanie do krajów za ówczesną żelazną kurtyną.

Kwestia nawiązania stosunków dyplomatycznych poruszana jest także w następnym liście, z 20 grudnia 1978 roku23. ­Częstotliwość listów w tej sprawie w krótkim okresie po wyborze na Stolicę Piotrową podkreśla z jednej strony jej znaczenie dla Jana Pawła II, a z drugiej pokazuje nadzieję Papieża, że może właśnie teraz, w wyniku szoku i reakcji świata na wybór, uda się problem szybko rozwiązać.

Papież zdaje sobie w pełni sprawę z tego, że byłoby to doprowadzenie do wyłomu, ale właśnie dokonanie tego wyłomu jest jego celem. Znajduje to swoje odzwierciedlenie w następujących słowach: „Uważam, że byłoby to wielkim osiągnięciem, gdybyśmy mogli «przekroczyć schemat» (…) i ukształtować stosunki wzajemne na poziomie godnym naszego Narodu i jego dziejów. A równocześnie w sposób odpowiadający zwyczajom współczesności. Te wymogi rozumiem jako powszechne dążenie do pokoju, bezpieczeństwa, poszanowania praw każdego narodu, jego suwerenności i kultury – i właśnie w tym kontekście poszanowanie misji Kościoła, jego zwyczajnych praw istnienia i działania dla dobra narodu i państwa”24.

Właściwie można powiedzieć, że Jan Paweł II miał w pewnym sensie już gotowy zarys takiej umowy pomiędzy Polską a Stolicą Apostolską. Świadczy o tym m.in. zacytowane powyżej ostatnie zdanie z tego listu. Przytoczone tam zasady, na jakich miałaby opierać się umowa, można odnaleźć w konkordacie polskim z 1993 roku. Są one zarazem głęboko osadzone w linii Soboru Watykańskiego II, a także nawiązują do zasad zawartych w dokumencie konferencji helsińskiej o pokoju, bezpieczeństwie i wolności religijnej.

Czas pokazał, że na taką umowę (konkordat) trzeba było czekać jeszcze 15 lat, do 1993 roku. Do zawarcia stosunków dyplomatycznych doszło tylko trochę wcześniej, bowiem w 1989 roku, w wyniku zasadniczej zmiany sytuacji politycznej w kraju.

Czas przełomu

Wizyta Jana Pawła II z czerwca 1979 roku przyniosła milionom ludzi wewnętrzne wyzwolenie i obudziła pragnienie wolności, prawdy, solidarności i odpowiedzialności. Znamienne były jego słowa: „Nie lękajcie się… Otwórzcie granice państw, systemów ekonomicznych i politycznych, szerokie dziedziny kultury, ­cywilizacji, rozwoju!”.

To Papież wezwał do przekroczenia granic, do przekroczenia systemów. Papież wlał w ludzi nową nadzieję, a także wiarę i przekonanie, że mogą, że są w stanie zmieniać świat.

Prymas Wyszyński jest niezwykle wnikliwym obserwatorem ewolucji społecznej i politycznej, jaka następuje w Polsce od tamtej wizyty. Dokonuje jej pogłębionej analizy i zapisuje dla Ojca Świętego. Jednym z najważniejszych jego listów w tym kontekście jest list z 22 lutego 1980 roku25, pisany zatem osiem miesięcy po wizycie Jana Pawła II.

Oto początek 1980 roku. Dokonują się przetasowania polityczne. Odsunięty zostaje premier Jaroszewicz. Prymas pisze o tym w liście. Równocześnie jednak wyraża pewien sceptycyzm co do rozwoju sytuacji w Polsce. Pisze wprost, że „nie można będzie oczekiwać zasadniczej poprawy sytuacji społeczno-politycznej, od czego zależy w pewnym stopniu i poprawa gospodarcza”26. Nie wiąże też wielkich nadziei z nowymi wyborami do Sejmu PRL, które mają się odbyć 23 marca 1980 roku. Nie przejawia też optymizmu w kwestii normalizacji stosunków między państwem a Kościołem, co wydawało się dość bliskie w atmosferze bezpośrednio po wyborze Jana Pawła II i o czym świadczą pierwsze listy z tego zbioru. Oczekiwano wówczas przyznania Kościołowi charakteru publiczno-prawnego. Teraz ta wizja się odsuwa. Dlatego Prymas z goryczą pisze: „Dla nas jest to conditio sine qua non. Ale dla Partii jest to konkurent na terenie administracji publicznej”27.

Nie ma zatem warunków wewnątrz kraju do prowadzenia dalszych konkretnych rozmów na ten temat. Sprawa jednak nie zostaje całkowicie zawieszona. W nowej rzeczywistości watykańskiej istnieje możliwość podjęcia tej inicjatywy z poziomu Stolicy Apostolskiej. I sugestię, aby przenieść tę inicjatywę na poziom międzynarodowy, wysuwa Prymas, stwierdzając: „Jest na pewno impas na tym odcinku, ale inicjatywa dalszych rozmów mogłaby wyjść tylko w porozumieniu Sekretariatu Stanu z Episkopatem Polski”28. Jest to zatem inna perspektywa i inna droga, aniżeli ta, która była realizowana w czasach Ostpolitik. Równocześnie nie wyklucza ona dalszych działań wewnętrznych, ale nie mogą one doprowadzić tylko do jednostronnego uznania ze strony władz publiczno-prawnej obecności Kościoła w Polsce, gdyż Kościół ma to uznanie należne historycznie.

Rok 1980 to rok, w którym w Polsce wiele się dzieje. Nasilają się strajki robotnicze. Rodzi się „Solidarność”. Podpisane zostają słynne porozumienia sierpniowe. Nie znajduje to odzwierciedlenia w korespondencji. Możemy odnaleźć jedynie drobną wzmiankę ze strony Jana Pawła II, kiedy pisze w liście z 8 grudnia 1980 roku: „Dane mi było po wielokroć razy przekonywać się o tym, z jakim uznaniem opinia ludzi z różnych stron świata i całych społeczeństw odnosiła się i nadal się odnosi do tego, co się dokonywało w Polsce w okresie od sierpnia do 10 listopada tego roku”29. Papież w krótkich, ale mocnych słowach komentuje tę nową sytuację, nie odwołując się wprost do powstania „Solidarności”, a raczej do prawa do życia w pokoju każdego narodu, a w szczególności Polski, która tak wiele wycierpiała podczas II wojny światowej.

Jest w tych słowach wyrażone w sposób subtelny, ale jednak bardzo zdecydowany wsparcie dla całego ruchu „Solidarnościowego” w kraju. Papież tę myśl będzie potem rozwijał, a wybrzmi ona w sposób szczególny podczas jego kolejnej pielgrzymki, w 1983 roku na Zaspie w Gdańsku, po tym, kiedy doszło do zdławienia tego ruchu w wyniku wprowadzenia stanu wojennego.

Wielka szkoda, że ten legendarny już okres narodzin „Solidarności”, tak ważny dla Polski, także z perspektywy zmian, jakie w przyszłości miały dokonać się w relacjach państwo – Kościół, nie znalazł szerszej dokumentacji w listach dwóch wielkich ­mężów stanu.

W gruncie rzeczy szeroka analiza fenomenu „Solidarności” zawarta jest dopiero w liście Prymasa z 8 stycznia 1981 roku30. Przedstawia w nim zdumiewająco trafne i bardzo realistyczne oceny sytuacji w Polsce. Jego opinie dalekie są od uniesień emocjonalnych, jakie były powszechne w tamtym czasie. Przejawia analityczny krytycyzm. Uderza w tym liście lakoniczna, ale ­trafna ocena przywódcy „Solidarności”.

Zdaje sobie sprawę z nieprzygotowania lidera „Solidarności” do stawienia czoła takiej sytuacji. „Nagły rozwój «Solidarności» (…) postawił p. Wałęsę wobec zadania ponad Jego siły. Czuje się On nieprzystosowanym do pracy ­systematycznej”31. W tym zdaniu wyrażona jest opinia, ale także i niepokój, i przenikliwość. Tym bardziej, że przychodzi Wałęsie działać w warunkach nieprzyjaznych. Prymas mówi wręcz o poważnym niebezpieczeństwie dla tego ruchu ze strony PZPR, administracji politycznej, pozostałych resztek dawnej Centrali Związków Zawodowych, ale i ośrodków konkurencyjnych. Ocena zagrożeń ze strony innych ruchów opozycyjnych, które nazywa ośrodkami konkurencyjnymi, jest niezwykle interesująca i niewątpliwie może pobudzać do polemiki.

„Solidarność” powstawała z wielu nurtów intelektualnych, patriotycznych, społecznych, chrześcijańskich, ale i laickich. Prymas wyraża niepokój o kształt tego ruchu. Obawia się działań radykalnych w kontekście geopolitycznym. To celne i ważne słowa. Z tego listu wyraźnie przebija zaniepokojenie, że radykalności ruchu, zmierzającej do podjęcia prób odebrania władzy, nie wytrzyma Związek Radziecki, co może doprowadzić do kryzysu i rozwiązań siłowych. Zadaje kluczowe pytanie: jaka jest wytrzymałość Związku Radzieckiego? Ta obawa w liście Prymasa rzuca się oczy. Właściwie cała analiza jest nią przesiąknięta. Jakby przeczuwał to, co stanie się zimą tego roku.

Prymas bardzo stanowczo opowiada się za łagodną linią działania „Solidarności”, raczej klasycznego związku zawodowego, a nie siły politycznej. Jest to swoisty program minimum dla nowego ruchu. Pisze wręcz, że należy unikać pracy ściśle politycznej. Przestrzega również, co jest bardzo interesujące, przed pokusą tworzenia partii katolickiej, co także wprowadziłoby „Solidarność” w wewnętrzną oś sporu ideowego i osłabiło ten ruch.

Taki program minimum spotykał się z krytyką w ówczesnych warunkach. W wizji Prymasa był on ukierunkowany na ochronę narodu. Analiza zawarta w tym liście niezwykle sugestywnie oddaje klimat tamtych lat i napięcia, jakie czaiły się w tle tego, z czym musiała mierzyć się „Solidarność”, ale także Kościół w definiowaniu swojego stosunku do „Solidarności”.

Kwestie te wyraźnie ujawniają się w opisie dotyczącym zorganizowania pierwszej pielgrzymki „Solidarności” do Ojca Świętego. List ten jest pełen obaw o wykorzystanie zjawiska „Solidarność” przez różne włoskie związki zawodowe dla realizacji swoich celów politycznych i wykorzystania do tego pozycji Lecha Wałęsy.

Trafnie przedstawiona jest w tym liście analiza sytuacji wewnątrz partii komunistycznej. Rozwój wydarzeń spowodował, że ten list prymasa Wyszyńskiego można widzieć jako swoisty testament polityczny. Jest to jego ostatni list w tym zbiorze, pełen niepokoju o rozwój sytuacji politycznej, społecznej i gospodarczej. Minęły zaledwie trzy miesiące od zarejestrowania „Solidarności”, ale wyrażone w nim obawy miały profetyczny charakter.

Nie ma w zbiorze reakcji Jana Pawła II na ten list. Są życzenia na Święta Wielkanocne32 i list z 28 marca 1981 roku33, który stanowi formę odpowiedzi na te niepokoje wyrażone w ostatnim liście Prymasa. Ale także Papież wyczuwa napięcie. Widząc zwiększające się napięcie w kraju, podziela obawy Prymasa o interwencję zewnętrzną, wyrażając je m.in. w słowach: „Polacy mają ścisłe prawo do tego, ażeby sami, własnymi siłami rozwiązywali swe własne problemy”34.

Jak potoczyły się dalej wydarzenia, wiemy – przyszedł 13 grudnia 1981 roku. Zatem ten niepokój Prymasa nie był bezpodstawny, mimo że formalnie interwencja zewnętrzna nie nastąpiła.

W tym miejscu urywa się korespondencja. Prymas Wyszyński umiera. Jan Paweł II po zamachu znajduje się w szpitalu.

Ale ze szpitala 7 lipca 1981 roku kieruje słowa do biskupów, duchowieństwa i rodaków, wpisując się nimi w testament prymasa Wyszyńskiego: „równocześnie nie przestaję prosić Boga, ażeby całe to trudne dzieło wielorakiej odnowy, do której dążą miliony ludzi dobrej woli – również pomimo różnic w dziedzinie szczegółowych, a nawet podstawowych zapatrywań – mogło się nadal rozwijać i dokonywać przy pełnym poszanowaniu praw człowieka i praw narodu”35.

1 Zob. list Starania o pierwszą pielgrzymkę do Polski(Jan Paweł II, 15 grudnia 1978).

2 Tamże.

3 Tamże.

4 Tamże.

5 Zob. list Wierni potrzebują oddanych pasterzy (kard. Stefan Wyszyński, 14 lutego 1979) oraz dodatek do niego: Wierna relacja z posiedzenia przedstawicieli polskiego Kościoła oraz rządu PRL w Urzędzie do spraw Wyznań (dodatek nr 2).

6 Zob. list Myśli o piśmie „L’Osservatore Romano” (kard. Stefan Wyszyński, 10 grudnia 1978).

7 Tamże.

8 G. Barberini, L’Ostpolitik della Santa Sede, un dialogo lungo e faticoso, Bologna 2007, s. 141.

9 Por. np. tamże, s. 290, 291, 295, 296, 302, 307.

10 Wizyty te przyniosły pewien pozytywny skutek w postaci podniesienia w maju 1967 r. przez Pawła VI czterech struktur tzw. administracji apostolskich na Ziemiach Zachodnich do rangi osobnych jednostek administracyjnych. Szerzej: J. Żaryn, Dzieje Kościoła katolickiego w Polsce (1944–1989), Warszawa 2003, s. 267 i n.

11 G. Weigel, Papiestwo i władza, „Czas” 2001, nr 17–18.

12 Zob. list Myśli o piśmie „L’Osservatore Romano” (kard. Stefan Wyszyński, 10 grudnia 1978) oraz towarzyszący mu dokument: Stan Kościoła w Czechosłowacji (dodatek do listu).

13 Zob. list O „akcencie wsparcia” dla przewodniczącego Edwarda Gierka (kard. Stefan Wyszyński, napisany 2 lutego 1979).

14 Tamże.

15 Tamże.

16 Szerzej: J. Kowalczyk, Konkordat między Stolicą Apostolską i Rzecząpospolitą Pol­ską 1993/1998, Płock 2013, s. 41 i n.

17 Zob. list Swoboda Kościoła w krajach komunistycznego reżimu (Jan Paweł II, 19 grudnia 1978).

18 Zob. list Myśli o piśmie „L’Osservatore Romano” (kard. Stefan Wyszyński, 10 grudnia 1978).

19 Zob. list Swoboda Kościoła w krajach komunistycznego reżimu (Jan Paweł II, 19 grudnia 1978).

20 Tamże.

21 Zob. list Spojrzenie na Polskę i palące problemy do rozwiązania (kard. Stefan Wyszyński, 22 lutego 1980).

22Address of His Holiness John Paul II to the Diplomatic Corps Accredited to the Holy See, „L’Osservatore Romano. Weekly Edition in English” 1979, n. 4, s. 6–7.

23 Zob. list Relacje Stolicy Apostolskiej i rządu PRL (Jan Paweł II, 20 grudnia 1978).

24 Tamże.

25 Zob. list Spojrzenie na Polskę i palące problemy do rozwiązania (kard. Stefan Wyszyński, 22 lutego 1980).

26 Tamże.

27 Tamże.

28 Tamże.

29 Zob. list Życzenia dla Polaków przed Bożym Narodzeniem (Jan Paweł II, 8 ­grudnia 1980).

30 Zob. list Panoramiczne spojrzenie Prymasa na sytuację w Polsce (kard. Stefan Wyszyński, 8 stycznia 1981).

31 Tamże.

32 Zob. list Więź między Papieżem a ojczyzną – życzenia Wielkanocne dla polskiego Kościoła (Jan Paweł II, 19 kwietnia 1981).

33 Zob. list O potrzebie porozumienia w Polsce (Jan Paweł II, 28 marca 1981).

34 Tamże.

35 Zob. list Nominacja nowego prymasa Józefa Glempa i wspomnienie prymasa Stefana Wyszyńskiego (Jan Paweł II, 7 lipca 1981).

prof. Olaf ŻyliczOkiem psychologa

„Czułem tak wielkie wzruszenie…”

Listy jakie wymieniali między sobą Jan Paweł II i prymas Wyszyński wydają się bardzo naturalne, w wielu miejscach nieobrobione, jak wtedy gdy nie planujemy oddać ich do druku czy nie bierzemy pod uwagę, że mogą zostać opublikowane pośmiertnie. Chociaż oczywiście część sformułowań można by wprost przenieść do listów duszpasterskich czy jakiejś adhortacji, jak rozważania o obchodach rocznicowych Stanisława biskupa. Dominuje jednak język prywatny, właściwy osobom sobie bliskim, szanującym siebie mimo wszelkie różnice wieku, mentalności czy, jak wielu mówi, również po części wizji Kościoła w Polsce. Gdyby obydwaj piszący wiedzieli, że owe listy będą publikowane lub chociażby oglądane przez osoby trzecie, to można by się spodziewać form bardziej ułożonych, zwłaszcza u Jana Pawła II bardziej jeszcze literackich i w stylu eleganckich. Listy są (w zdecydowanej większości) prywatną wymianą myśli, a zarazem ze względu na stanowiska obydwu protagonistów siłą rzeczy jakoś urzędowe.

Jednocześnie trudno się oprzeć wrażeniu, że daje się w listach wyczuć jakąś czujność wobec służb wiadomych, które z pewnością czyniły wiele, aby znać ich treść. Często zaznaczano w przypisach: listy bezpośrednio doręczone. I nawet jeśli obydwaj uczestnicy korespondencji zasadniczo wiedzieli, że owe listy są zabezpieczone przed niepożądanym wzrokiem partyjnych inwigilatorów, to kilkadziesiąt lat własnych doświadczeń życia w kontrolowanej rzeczywistości PZPR-owskiej Polski musiało było odcisnąć swoje piętno. Prymas Wyszyński w jednym z listów napisał słowa typowe dla rozmów telefonicznych stanu ­wojennego: „a resztę opowiem osobiście”.

W wielu miejscach listy wyrażają organiczną, wszechogarniającą religijność i pobożność Papieża i Prymasa – tę drugą w bardzo silnie maryjnych tonacjach, która jawi się jako dla nich obydwu wyjątkowo ważna i bliska, ale też jako przestrzeń ich wspólnego duchowego doświadczenia i języka. Gdy autorzy listów dzielą się swoim życiem duchowym, często opisują je językiem, który obecnie, zwłaszcza dla młodego czytelnika, nawet tego, dla którego religia stanowi centrum życia, zdawać się może miejscami barokowy, nadmiarowy. Myślę, że gdyby dane nam było teraz posłuchać ich głosu z góry, z tamtego dopełnionego świata, powiedzieliby: „Tacy byliśmy, taka była nasza żarliwa i prosta religijność w fundamentalnym oddaniu misji realizowania dzieł Bożych, z Maryją jako nieustającą orędowniczką w sprawach, któreśmy Jej przedkładali”. Intelektualizujące sformułowania religijne często bywają zasłoną niepozwalającą ich autorom, jak i odbiorcom dotknąć rzeczywistości żywej wiary w jej ­codziennych emanacjach, prostych i prawdziwych.

Dzięki temu listy pozwalają zbliżyć się do religijności obydwu autorów bardziej niż poprzez oficjalne teksty kazań, listów duszpasterskich, książek czy adhortacji. Porusza lektura tych bardzo osobistych emocjonalnych wyznań, które czasami pojawiają się u mężów skądinąd osobowościowo silnych, nieskorych do czułostkowości. Jak w liście z 17 grudnia 1978, gdy Papież po lekturze tekstów na święto Matki Bożej Gromnicznej pisał: „czułem tak wielkie wzruszenie, że ledwo mogłem powstrzymać się od płaczu”. W konsekwencji ta bezpośrednia siła płynąca z ich wiary zaprasza, a może nawet przymusza czytelnika, zwłaszcza tego religijnego, do odpowiedzenia sobie, kim ja sam jestem względem spraw i wyzwań ostatecznych, na ile pozwalam, mówiąc językiem psychologii, aby religia pełniła bezwarunkowo centralną, regulacyjną funkcję w moim życiu.

Wyjątkowy moment dziejów

Zwłaszcza nad początkowymi listami zdaje się unosić ciągle zadziwienie „niepojętymi dziełami Bożymi”, które objawiły się 16 października 1978 roku w Kaplicy Sykstyńskiej. Mimo całą przejmującą radość, jaką prymas Wyszyński odczuwał z decyzji konklawe, do czego wracał wielokrotnie w listach, musiał był – jakby powiedzieć językiem organizacji – nauczyć się funkcjonować w sytuacji, gdy nagle jego podwładny zostaje przełożonym. Przełożonym, który chociaż nie ma wojskowych dywizji, zarządza najliczniejszą organizacją na świecie i wedle nauczania Kościoła jest rzeczywistym zastępcą Chrystusa na ziemi. To trochę jak w przypadku rodziców dziecka, którzy zdali sobie nagle sprawę, że ich syn ma misję prorocką do spełnienia. I wtedy już nic nie jest w relacjach takie samo jak było. Ta sytuacja była też z pewnością wyzwaniem dla nowo wybranego Papieża.

Sześć dni po konklawe prymas Wyszyński uczestniczy w inauguracji pontyfikatu Jana Pawła II, której kluczowym elementem jest uroczyste złożenie hołdu nowemu Papieżowi przez kardynałów. Chwilę po tym jak Prymas Tysiąclecia pocałował Papieża w pierścień, Jan Paweł II podniósł się z tronu, sam ucałował go w rękę i uścisnął. Trudno wyobrazić sobie bardziej głębokie okazanie szacunku przez Papieża drugiemu człowiekowi. I właśnie listy są zapisem okazywanej sobie wzajemnie rewerencji, która przekracza wszelkie nakazane protokołem wyrazy szacunku.

W pierwszych listach to może nie dziwi. Obydwaj piszący mogli bowiem niejako chować się za wzniosłymi, pełnymi szacunku sformułowaniami, jak „Czcigodny” i „Umiłowany”, żeby wypracować jakiś styl komunikowania się. Ale ten sposób zwracania się do siebie utrzymuje się niezmiennie do ostatniego listu. Musiał był wynikać z jakieś bardzo głębokiej potrzeby. Nie tylko z szacunku i admiracji, ale również – jak można próbować nazwać – z autentycznej braterskiej miłości, jaką do siebie żywili. „Zawsze byłem przekonany o tym – Jan Paweł II pisze w liście z 30 października 1979 rodzaj duchowej laudacji na cześć Prymasa – że Duch Święty powołał Waszą Eminencję w wyjątkowym momencie dziejów Ojczyzny i Kościoła – i to nie tylko w Polsce, a na całym świecie”. I dodaje w tym samym liście, dziękując za książkę Prymasa Wszystko postawiłem na Maryję: „Będziemy czytać te teksty z należytą czcią i wdzięcznością”. I pisze to osoba, która dźwiga odpowiedzialność za setki milionów ludzi Kościoła na całym świecie! Czasami w tych pełnych szacunku i bliskości wypowiedziach pojawiają się nuty humorystyczne (list z 1 stycznia 1979): „przyrzekam Waszej Eminencji, że będę się starał postępować roztropnie… w miarę”.

Listy prymasa Wyszyńskiego, od pozdrowień po zakończenie, zarówno wprost, jak i przez sposób opisywania problemów czy formułowania pytań, wyrażają fundamentalny szacunek dla Papieża. Czasami Prymas, który wszak w Polsce dla bardzo wielu był majestatycznym i niezłomnym interrexem, tymczasowym królem w czasach ciemnej komunistycznej nocy, pisze niezwykle osobiście, wręcz intymnie o swoim stosunku do Papieża. I tak na przykład w liście z 6 grudnia 1978: „Dziś całą noc całowałem Jego dłonie na rozmowie w jakimś watykańskim zaułku. Pragnę się przyznać, że każdego ranka (…), gdy wracam do świadomości ze snu, klękam z Nim na progu Sanktuarium Jasnogórskiego”. Niekiedy tylko się sumituje, czy może nie posunął się zbytnio w jakiejś poufałości, jak w tym samym liście, gdy wypowiedział się na temat różnych stanowisk kościelnych: „Proszę wybaczyć te myśli, które nawet nie są sugestiami”. Wzajemny szacunek, jaki sobie okazywali prymas Wyszyński i Papież, jest zasadniczo zrozumiały. Zaskakiwać co najwyżej może jego głębia. Obydwaj towarzyszyli polskiemu i powszechnemu Kościołowi oraz narodowi, szczególnie blisko siebie, od kiedy dwadzieścia lat wcześniej, w 1958 roku Karol Wojtyła został biskupem pomocniczym w Krakowie. Z duchowych i społecznych względów jako ważniejszy niż szacunek okazywany sobie nawzajem jawi się fundamentalny, nie pragmatyczny, szacunek, jaki obydwaj przejawiali wobec tych, z którymi zdecydowanie nie było im po drodze, czyli władzom komunistycznym. Kto żył w tamtych czasach, doskonale pamięta, że władze kontrolowały niemal wszystkie obszary życia przez reglamentowanie papieru, mięsa i samochodów, dawanie bądź nie paszportów, zezwalanie bądź niezezwalanie na budowę kościołów. Szczególnie więziony w latach 50. Prymas mógł przejawiać silny resentyment, popychający go w prywatnej korespondencji do jakiejś formy lekceważenia.

Warto w lekturze listów zwrócić uwagę na drobny, acz znamienny szczegół. Generalnie, gdy mowa jest w listach o przedstawicielach władz, obydwaj autorzy piszą p. Edward Gierek czy p. Józef Czyrek. Nikt nie miałby im za złe, gdyby pisali „Czyrek powiedział” lub „Gierek zrobił”. Już w liście pierwszym (z 15 grudnia 1978) sygnowanym przez Papieża, czytamy: „Starałem się w związku z moim wyborem i początkiem pontyfikatu uczynić wszystko, ażeby przedstawicielom Władz naszego państwa okazać szacunek wyjątkowy”. Władze w dużej mierze są przeciwnikiem, mają przeciwne interesy, ale nie są „tamtymi złymi”, wrogami. To mimo wszelkie spory pozwala się spotkać, widzieć w tamtym, tak bardzo innym, człowieka, i dostrzegać obszary, w których możemy działać razem dla wspólnego dobra.

W tych wypowiedziach i idących z nimi w parze zachowaniach wobec władz PRL-u widać nade wszystko rzeczywisty, a nie deklarowany fundamentalny szacunek dla drugiego człowieka. Pewnie również obydwaj autorzy listów mieli głęboko przyswojone przesłanie wyrażone w Liście do Rzymian, że w jakiejś mierze każda władza pochodzi od Boga, nawet jeśli jest ona obca ideologicznie i którą godziwymi środkami godzi się zmieniać. Takie podejście pozwoliło prymasowi Wyszyńskiemu napisać w roku 1980 do Kazimierza Kąkola szefującego Urzędowi do Spraw Wyznań, przez lata zastępcy członka Komitetu Centralnego PZPR: „Wiem, że Pan Minister pojmuje swoje zadanie w duchu Służby Narodowi. (…) Do tej pracy wniósł Pan Minister ducha rzetelnego poszanowania ludzi Kościoła, należnego wszystkim – niesienia pomocy, woli zrozumienia Kościoła i Jego służby w Narodzie, a zwłaszcza zabezpieczenia Jego praw przez normalizację. Okres urzędowania Pana Ministra uważam za najlepszy odcinek stosunku Kościoła i Państwa”. Z kolei Kazimierz Kąkol już w latach 80. poświęca książkę Prymasowi, a na koniec życia, jak należy domniemywać – nie wbrew swej woli, ma pogrzeb religijny.

Papież, składając życzenia na Boże Narodzenie (list z 24 grudnia 1979), niezwykle dobitnie pisze do Polaków: „Obejmuję nimi każdego i wszystkich, nikogo nie wyłączając”. W czasach Polski współczesnej, gdy politycy, zarówno rządzący, jak i będący w opozycji, zwykle totalnie odrzucają tych drugich, odbierając im prawo do bycia prawdziwymi Polakami czy czasami nawet ludźmi, możemy marzyć o takich postawach, jakie ­reprezentowali Jan Paweł II i prymas Wyszyński.

Wsparcie pomimo wszystko

Te ich postawy otwartości wiązały się ściśle ze stylem działania przy rozwiązywaniu ważnych spraw społecznych czy kościelnych, w sytuacji nawet dużej polaryzacji wzajemnych postaw. W liście z 20 grudnia 1978 Jan Paweł II