Dziedzictwo krwi. Potomkowie władców Polski na tronach Europy - Iwona Kienzler - ebook

Dziedzictwo krwi. Potomkowie władców Polski na tronach Europy ebook

Kienzler Iwona

3,6

Opis

Wielu władców europejskich znanych z kart historii i bynajmniej niekojarzonych z Polską miało polskie korzenie albo przynajmniej, jak w przypadku wywodzących się z Litwy Jagiellonów, było potomkami monarchów panujących w naszym państwie. A wszystko dzięki małżeństwom córek polskich królów i książąt z władcami innych krajów. Już Mieszko I wydał swoją córkę Świętosławę za skandynawskiego władcę. Spośród piastowskich córek niewątpliwie największą karierę zrobiła siostra i wnuczka Kazimierza Wielkiego. Z kolei krew Jagiellonów, za sprawą niebywale płodnej żony Kazimierza Jagiellończyka, Elżbiety Rakuszanki, płynie w żyłach większości dynastii panujących po dziś dzień w Europie.

Bohaterami niniejszej publikacji są wybrani potomkowie władców polskich, których córki lub, jak w przypadku Kazimierza Wielkiego, wnuczki, wydały na świat. Nie zabraknie też osób, których większość nie podejrzewa nawet o pokrewieństwo z władcami naszego kraju, jak chociażby Marii Medycejskiej, jednej z najsłynniejszych królowych Francji, po kądzieli praprawnuczki Kazimierza Jagiellończyka.

Poznajmy zatem potomków polskich królów, zasiadających na tronach państw Starego Kontynentu i dowiedzmy się, czy odziedziczone po matkach geny, jak również wychowanie, miały wpływ na postrzeganie przez nich świata i poglądy. I czy pamiętali o związkach z Polską, krajem ich przodków.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 290

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,6 (5 ocen)
1
1
3
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wstęp

Wstęp

Kiedy dowia­du­jemy się, że jakiś znany na świe­cie aktor, pisarz, nauko­wiec czy po pro­stu cele­bryta może pochwa­lić się pol­skimi korze­niami, mimo­wol­nie roz­piera nas duma. Bo jak tu nie być dum­nym z faktu, że na przy­kład znani z ekranu arty­ści, gwiazdy ame­ry­kań­skiego i euro­pej­skiego kina, jak Gwy­neth Pal­trow, Mia Wasi­kow­ski, Scar­lett Johans­son, Adrien Brody, Natha­lie Port­man czy Juliette Bino­che, a nawet Lisa Kudrow, gwiazda Przy­ja­ciół, mają pol­skich przod­ków? Bez wąt­pie­nia nasze ego mile łechce też lista lau­re­atów Nagrody Nobla, bo cho­ciaż pol­skie źró­dła wymie­niają tylko sze­ściu Pola­ków, któ­rych nagro­dzono tym wyróż­nie­niem, to w spi­sie nobli­stów znaj­dziemy aż szes­na­stu lau­re­atów wywo­dzą­cych się z naszego kraju. Wszy­scy wpraw­dzie są Żydami, ale uro­dzili się, wycho­wali i kształ­cili w Pol­sce. Więk­szość z nich miała oby­wa­tel­stwo pol­skie. Nato­miast Maria Skło­dow­ska-Curie, słynna uczona naro­do­wo­ści pol­skiej, w dniu, w któ­rym odbie­rała Nagrodę Nobla, była oby­wa­telką Fran­cji – oby­wa­tel­stwo fran­cu­skie przy­jęła wycho­dząc za Pio­tra Curie. A ponie­waż wyje­chała z rodzin­nej War­szawy, jesz­cze zanim Pol­ska po latach zabo­rów odzy­skała nie­pod­le­głość, nie miała oby­wa­tel­stwa pol­skiego. Ni­gdy go zresztą nie uzy­skała, a prze­cież była rodo­witą Polką. Wśród nobli­stów o pol­skich korze­niach oprócz pisa­rza Isa­aca Sin­gera znaj­dują się mię­dzy innymi wywo­dzący się z Wło­cławka che­mik, Tade­usz Reich­stein, nagro­dzony w 1950 roku za odkry­cie kor­ty­zonu, Józef (Joseph) Rot­blat, wybitny fizyk, lau­reat Poko­jo­wej Nagrody Nobla za wysiłki na rzecz reduk­cji broni jądro­wej na świe­cie, który do końca życia przed­sta­wiał się jako Polak z bry­tyj­skim pasz­por­tem, Leonid Hur­wicz, praw­nik i eko­no­mi­sta, który w 2007 został uho­no­ro­wany nagrodą w dzie­dzi­nie eko­no­mii, czy Andrzej Wik­tor Schally (Andrew Vik­tor Schally), lau­reat Nagrody Nobla z dzie­dziny medy­cyny w 1977 roku.

W 2010 roku cały świat mówił o pol­skich korze­niach Krzysz­tofa Kolumba. A wszystko za sprawą histo­ryka ama­tora, na co dzień pra­cu­ją­cego w Duke Uni­ver­sity w Sta­nach Zjed­no­czo­nych, Manu­ela da Silva Rosa, który pod­su­mo­wu­jąc swoje ponad­dwu­dzie­sto­let­nie bada­nia nad pocho­dze­niem Kolumba w pracy Kolumb: nie­opo­wie­dziana histo­ria, przed­sta­wił nowe dowody na pocho­dze­nie odkrywcy Ame­ryki. Według niego słynny podróż­nik był natu­ral­nym synem pol­skiego króla, Wła­dy­sława War­neń­czyka, który nie zgi­nął w bitwie pod Warną w 1444 roku, jak głosi ofi­cjalna wer­sja, ale cudem oca­lał, by inco­gnito podró­żo­wać po świe­cie i osta­tecz­nie osiąść na por­tu­gal­skiej Made­rze. Fakt, że jest to tylko hipo­teza, i to zda­niem pro­fe­sjo­nal­nych histo­ry­ków mocno nacią­gana, ale prze­cież miło jest pomy­śleć, że słynny odkrywca był synem pol­skiego władcy, a więc Jagiel­lo­nem po mie­czu.

Jak się oka­zuje, wielu wład­ców euro­pej­skich zna­nych z histo­rii i nie­ko­ja­rzo­nych z Pol­ską miało pol­skie korze­nie albo, jak notuje się to w przy­padku wywo­dzą­cych się z Litwy Jagiel­lo­nów, było potom­kami monar­chów panu­ją­cych w naszym kraju. A wszystko dzięki mał­żeń­stwom córek pol­skich kró­lów z wład­cami innych kra­jów, które miały sce­men­to­wać ist­nie­jące wcze­śniej lub zawie­rane przy oka­zji owych mariaży poli­tyczne soju­sze. Już Mieszko I wydał córkę Świę­to­sławę za skan­dy­naw­skiego władcę, potem podob­nie postą­pili jego syn i wnuk oraz kolejni Pia­sto­wie zasia­da­jący na tro­nie, a Pia­stówny rodziły swoim mężom synów, przy­szłych wład­ców. Na przy­kład księż­niczka Ger­truda, córka Mieszka II Lam­berta i Rychezy Lota­ryń­skiej, wyszła za wiel­kiego księ­cia kijow­skiego Izja­sława I i uro­dziła trzech ksią­żąt Rusi. Z kolei Ryksa, córka Bole­sława Krzy­wo­ustego, wycho­dziła za mąż aż trzy­krot­nie: jej pierw­szym mężem był panu­jący w Szwe­cji Magnus Silny, dru­gim – książę nowo­grodzki Wło­dzi­mierz Wsie­wo­ło­do­wicz, a po jego śmierci wró­ciła do Skan­dy­na­wii i wzięła ślub z kró­lem Swer­ke­rem I Star­szym. W pierw­szym związku Pia­stówny uro­dził się syn, przy­szły król Danii, Kanut V. Uro­dzony z ostat­niego związku Bole­sław zmarł w nie­mow­lęc­twie albo we wcze­snym dzie­ciń­stwie, ale córka Zofia, która uro­dziła się w mał­żeń­stwie z księ­ciem ruskim, poślu­biła króla Danii Wal­de­mara I Wiel­kiego, obda­rza­jąc go licz­nym potom­stwem. Z tego związku pocho­dzili dwaj kró­lo­wie Danii, Kanut VI i Wal­de­mar II, oraz dwie kró­lowe: Ryksa, która poślu­biła Eryka X, wła­da­ją­cego Szwe­cją, oraz Inge­borga, mał­żonka króla Fran­cji, Filipa II Augu­sta. Z kolei młod­sza sio­stra Ryksy, Agnieszka, wyszła za mąż za księ­cia pere­ja­sław­skiego, wło­dzi­mier­sko-wołyń­skiego i wiel­kiego księ­cia Mści­sława Izja­sła­wo­wica i uro­dziła czte­rech synów, z któ­rych dwaj, Roman i Wsie­wo­łod, ode­grali nie­małą rolę w histo­rii Rusi.

Spo­śród pia­stow­skich córek nie­wąt­pli­wie naj­więk­szą karierę zro­biły sio­stra i wnuczka Kazi­mie­rza Wiel­kiego. Pierw­sza z wymie­nio­nych, Elż­bieta, poślu­biła bowiem Karola Roberta z dyna­stii Ande­ga­we­nów, wła­da­ją­cego Węgrami. Pia­stówna nie tylko wspie­rała go w rzą­dach, ale z cza­sem stała się także naj­po­tęż­niej­szą kró­lową śre­dnio­wiecz­nej Europy. Elż­bieta była matką króla Węgier, panu­ją­cego także w Pol­sce, Ludwika, funk­cjo­nu­ją­cego w histo­rio­gra­fii węgier­skiej jako Wielki, a w pol­skiej – Węgier­ski. Zda­niem histo­ry­ków był to jeden z naj­wy­bit­niej­szych wład­ców Węgier, który uczy­nił ze swo­jego pań­stwa bogate i potężne mocar­stwo. Z kolei wnuczka Kazi­mie­rza Wiel­kiego, Elż­bieta Pomor­ska, poślu­biła Karola IV, cesa­rza z dyna­stii Luk­sem­bur­gów, któ­rego obda­rzyła sze­ścior­giem dzieci. Naj­więk­szą rolę w histo­rii Europy ode­grał jej syn, Zyg­munt Luk­sem­bur­ski, który wła­dał Węgrami, Niem­cami, Cze­chami, Wło­chami, Chor­wa­cją i Buł­ga­rią, otrzy­mał także koronę cesar­ską. Był to zara­zem tak nie­zwy­kły, pełen sprzecz­no­ści i kon­tro­wer­syjny władca, że docze­kał się dra­stycz­nie róż­nych ocen w póź­niej­szej histo­rio­gra­fii. Jed­nak nawet naj­za­go­rzalsi prze­ciw­nicy tego nie­tu­zin­ko­wego monar­chy przy­znają, że był czło­wie­kiem o nie­prze­cięt­nej inte­li­gen­cji i nie­by­wa­łych ambi­cjach, które pchały go w różne poli­tyczne awan­tury i kon­flikty. Cho­ciaż więk­szość jego pla­nów nie docze­kała się reali­za­cji, nie tylko ze względu na ich uto­pij­ność, ale także na sku­tek sprzecz­no­ści, które tar­gały Zyg­muntem, to stwo­rzone przez niego impe­rium stało się zaląż­kiem przy­szłej potęgi Habs­bur­gów. W dość dłu­gim, bo trwa­ją­cym sześć­dzie­siąt dzie­więć lat życiu zdą­żył też zwie­dzić kawa­łek świata, co było nie­zwy­kłe wśród ówcze­snych wład­ców. Podró­żo­wał z Budy do Pragi, ze Spiry do Frank­furtu, z Bazy­lei do Wied­nia, odwie­dził Rzym, Paryż, Lon­dyn, Kra­ków, Łuck, Wołosz­czy­znę, udał się na dwór anty­pa­pieża Bene­dykta na Majorce, a ucie­ka­jąc po prze­gra­nej bitwie pod Niko­po­lis, zawi­tał do Kon­stan­ty­no­pola i błą­dził po morzach i wyspach grec­kich. Nic zatem dziw­nego, że jeśli ktoś chciał się zwró­cić do monar­chy z prośbą, skargą czy pety­cją, naj­pierw musiał usta­lić, gdzie władca obie­ży­świat prze­bywa. Trzeba przy­znać, że całe życie Zyg­munta było cie­kawe i obfi­to­wało w dra­ma­tyczne wyda­rze­nia. Już jako nasto­letni mło­dzie­niec wpra­wiał się w poli­tyce, nego­cju­jąc w imie­niu swo­jej teścio­wej, pro­wa­dził kru­cjatę prze­ciwko Tur­kom zagra­ża­ją­cym chrze­ści­jań­skiej Euro­pie, grał pierw­sze skrzypce na sobo­rze w Kon­stan­cji, zało­żył zakon rycer­ski, do któ­rego nale­żał ojciec Włada Palow­nika, pier­wo­wzoru wam­pira Dra­culi, spi­sko­wał prze­ciwko Pol­sce Jagiełły wraz z Krzy­ża­kami, wystą­pił nawet z pro­po­zy­cją roz­bioru naszego pań­stwa. Poza tym, tak jak jego pra­dziad po kądzieli, Kazi­mierz Wielki, uwo­dził kobiety, docze­kał się nawet nie­ślub­nego syna, który był zna­czącą posta­cią w histo­rii Węgier, Jana Huny­ady­ego, a jego życie wie­lo­krot­nie bywało w nie­bez­pie­czeń­stwie. Był też jed­nym z nie­wielu koro­no­wa­nych wład­ców, któ­rych pod­dani, nie bacząc na kró­lew­ski maje­stat, wtrą­cili do wię­zie­nia, ale jak na czło­wieka obda­rzo­nego lisim spry­tem przy­stało, władca wyszedł z tych tara­pa­tów bez szwanku. Wpraw­dzie nie sły­nął z odwagi i nie­jed­no­krot­nie ucie­kał z pola bitwy, ale naj­bar­dziej bał się… wła­snej żony.

Histo­ria uczy, że aby zostać matką wybit­nego władcy, nie trzeba było wycho­dzić za władcę impe­rium. Mazo­wiecka księż­niczka, Cym­barka, córka księ­cia Sie­mo­wita IV i Alek­san­dry, sio­stry Wła­dy­sława Jagiełły, z woli swo­jego wuja wyszła za mąż za Erne­sta Żela­znego, członka nie­zbyt liczą­cego się wów­czas rodu Habs­bur­gów. Jej syn, Fry­de­ryk III, nie tylko powięk­szył tery­to­rium swego pań­stwa i został cesa­rzem, ale także, głów­nie dzięki swo­jej dłu­go­wiecz­no­ści, poło­żył fun­da­menty pod przy­szłą potęgę Habs­bur­gów, któ­rzy przez sześć­set lat wła­dali w Austrii, Cze­chach, na Węgrzech, w Nider­lan­dach, we Wło­szech, w Hisz­pa­nii i Por­tu­ga­lii, a także w nale­żą­cych do dwóch ostat­nich państw roz­le­głych kolo­niach w Azji oraz obu Ame­ry­kach. Tytuł cesar­ski zdo­łał Habs­bur­gom na krótko wydrzeć przed­sta­wi­ciel dyna­stii Wit­tels­ba­chów, Karol VII, w któ­rego żyłach pły­nęła rów­nież pol­ska krew. Cesarz był bowiem wnu­kiem Jana III Sobie­skiego.

Z kolei krew Jagiel­lo­nów za sprawą nie­by­wale płod­nej żony Kazi­mie­rza Jagiel­loń­czyka, Elż­biety Raku­szanki, pły­nie w żyłach więk­szo­ści dyna­stii panu­ją­cych do dziś w Euro­pie. Córki kró­lew­skiej pary obda­rzyły króla i kró­lową Pol­ski aż dzie­więt­na­stoma wnucz­kami i dwu­dzie­stoma trzema wnu­kami, choć wieku doj­rza­łego dożyło tylko jede­na­ście kobiet oraz trzy­na­stu potom­ków płci męskiej, przy czym zde­cy­do­wana więk­szość z nich przy­szła na świat jako księż­niczki i ksią­żęta Rze­szy. Kró­lewna Zofia, druga córka Raku­szanki i Jagiel­loń­czyka, poślu­biła mar­gra­biego bran­den­bur­skiego, a jej potom­ko­wie należą do dyna­stii hano­wer­skiej, póź­niej wind­sor­skiej, któ­rej człon­ki­nią jest Elż­bieta II, panu­jąca obec­nie w Wiel­kiej Bry­ta­nii. Kró­lewna Bar­bara, szó­sta córka kró­lew­skiej pary, poślu­biła księ­cia saskiego i to wła­śnie od niej wywo­dzą się Hohen­zol­ler­no­wie, póź­niejsi kró­lo­wie Prus i cesa­rze Nie­miec. Naj­młod­sza z gro­madki potom­stwa kró­lew­skiej pary, Elż­bieta, została wydana za księ­cia pomor­skiego i od niej pocho­dzą człon­ko­wie dyna­stii szle­zwicko-holsz­tyń­skiej, z któ­rej po kądzieli wywo­dzą się kró­lo­wie Danii i Nor­we­gii. Naj­star­szy syn Raku­szanki i Jagiel­loń­czyka, Wła­dy­sław, wydał swoją córkę Annę za cesa­rza Fer­dy­nanda I Habs­burga i wła­śnie z tej linii wywo­dzi się dyna­stia Sach­sen-Coburg-Gotha, do dziś panu­jąca w Bel­gii. Jego młod­szy brat, Zyg­munt I Stary, zaaran­żo­wał mał­żeń­stwo swo­jej naj­star­szej córki Jadwigi z elek­to­rem bran­den­bur­skim, a jej potom­stwo po kądzieli dało począ­tek dyna­stii holen­der­skiej, ksią­żąt Luk­sem­burga i ksią­żąt Monako.

Boha­te­rami tej książki są wybrani władcy euro­pej­scy, któ­rych uro­dziły córki lub – jak w przy­padku Kazi­mie­rza Wiel­kiego – wnuczki wład­ców pol­skich. Jest to oczy­wi­ście wybór subiek­tywny, uka­zu­jący nie­ko­niecz­nie naj­wy­bit­niej­szych kró­lów czy ksią­żąt o pol­skich korze­niach, ale takich, któ­rzy ode­grali zna­czącą rolę w histo­rii Europy lub zapi­sali się jako twórcy dyna­stii. Nie zabrak­nie też osób, któ­rych nawet nie podej­rzewa się o pokre­wień­stwo z wład­cami naszego kraju, jak cho­ciażby Maria Medy­cej­ska, jedna z naj­słyn­niej­szych kró­lo­wych Fran­cji, po kądzieli pra­pra­wnuczka Kazi­mie­rza Jagiel­loń­czyka.

Poznajmy zatem potom­ków pol­skich kró­lów, zasia­da­ją­cych na tro­nach państw Europy, i dowiedzmy się, czy odzie­dzi­czone po mat­kach geny oraz wycho­wa­nie miały wpływ na postrze­ga­nie przez nich świata oraz na ich poglądy i wresz­cie, czy pamię­tali o związ­kach z Pol­ską, kra­jem ich przod­ków.

Król Knut Wielki z dwo­rza­nami na brzegu morza, rycina z XIX wieku

Knut Wielki – wnuk Mieszka I władcą Anglii, Danii i Nor­we­gii

Knut Wielki – wnuk Mieszka I władcą Anglii, Danii i Nor­we­gii

Świę­to­sława, Sygryda, Storråda, Geira, a może Gun­hilda – kim była matka Knuta Wiel­kiego?

„Swen Widło­brody po matce był pół-Sło­wia­ni­nem, a skoro żonę wziął z Pol­ski, to jego syn Kanut Wielki, pomni­kowy władca Skan­dy­na­wów, wedle krwi w trzech czwar­tych był Sło­wia­ni­nem, a w poło­wie Pia­stem – zauważa wybitny pol­ski medie­wi­sta i arche­olog, Prze­my­sław Urbań­czyk. – Podob­nie jak król Szwe­cji Olaf Skötkonung. Skan­dy­na­wo­wie nie lubią, by im o tym przy­po­mi­nać”1. Kto wie, może wła­śnie ta nie­chęć leży u pod­staw wąt­pli­wo­ści doty­czą­cych toż­sa­mo­ści Świę­to­sławy-Storrådy, która według tra­dy­cji była matką trzech wład­ców Skan­dy­na­wii, wła­da­ją­cych Danią, Szwe­cją i Nor­we­gią, jak rów­nież Anglią, a wywo­dziła się z Pol­ski. Co wię­cej, miała być córką Mieszka I, a co za tym idzie, także sio­strą pierw­szego koro­no­wa­nego władcy naszego pań­stwa, Bole­sława Chro­brego. Cho­ciaż trzeba przy­znać, że wśród wąt­pią­cych w jej toż­sa­mość, a dokład­nie w jej pia­stow­skie korze­nie, znaj­dują się rów­nież histo­rycy pol­scy. Ich wąt­pli­wo­ści budzi to, że żadna ze śre­dnio­wiecz­nych pol­skich kro­nik nawet nie wspo­mina o ist­nie­niu Świę­to­sławy, jed­no­cze­śnie obszer­nie roz­pi­su­jąc się o pierw­szych panu­ją­cych z dyna­stii Pia­stów. Co wię­cej, nie­któ­rzy kwe­stio­nują jej ist­nie­nie, uzna­jąc, że opo­wie­ści o Świę­to­sła­wie to zle­pek życio­ry­sów kilku innych księż­ni­czek i to nie o pol­skim czy sło­wiań­skim, ale skan­dy­naw­skim rodo­wo­dzie. Tym­cza­sem nie­obec­ność córki Mieszka I w pol­skich kro­nikach by­naj­mniej nie dowo­dzi, że jest to postać fik­cyjna. Nasi dzie­jo­pi­so­wie, na czele z Gal­lem Ano­ni­mem, w ogóle nie roz­pi­sy­wali się o kobie­tach, żonach, mat­kach, sio­strach czy cór­kach kró­lów i ksią­żąt, o ich kochan­kach nie wspo­minając, dla­czego zatem mie­liby pisać o sio­strze Bole­sława, która znacz­nie więk­szą rolę ode­grała w dzie­jach Skan­dy­na­wii niż Pol­ski? Na przy­kład Gall, któ­rego dzieło powstało na dwo­rze Wła­dy­sława Her­mana, ani sło­wem nie wspo­mniał o cór­kach Chro­brego, mówi o nich tylko nie­miecki kro­nikarz Thiet­mar i to przy oka­zji pisa­nia o potom­stwie pierw­szego koro­no­wa­nego władcy naszego pań­stwa. Tym­cza­sem Pia­stówna wymie­niona jest w śre­dnio­wiecz­nych źró­dłach powsta­łych poza gra­ni­cami naszego kraju, a mia­no­wi­cie w Kro­nice Thiet­mara, Czy­nach bisku­pów kościoła ham­bur­skiego autor­stwa Adama z Bremy oraz w ano­ni­mo­wym utwo­rze Enco­mium Emmae Reignae (łac. Pochwała kró­lo­wej Emmy). To ostat­nie dzieło jest rodza­jem śre­dnio­wiecz­nej bio­gra­fii napi­sa­nej mniej wię­cej w latach 1041–1042 przez nie­zna­nego z imie­nia mni­cha z klasz­toru Saint-Ber­tin we flan­dryj­skim Saint-Omer. Wpraw­dzie pierw­szy z kro­ni­ka­rzy, Thiet­mar, nie podaje imie­nia pol­skiej księż­niczki, ale pisze o córce Mieszka I, a zara­zem sio­strze Bole­sława Chro­brego, która poślu­biła Swena Widło­bro­dego i powiła dwóch synów – Knuta i Haralda. Infor­ma­cja ta jest uwa­żana za wia­ry­godną, ponie­waż nie­miecki kro­ni­karz był dosko­nale zorien­to­wany w spra­wach pań­stwa Chro­brego, władcy spra­wia­ją­cego nie­mało kło­po­tów kra­jom ościen­nym. Dzie­jo­pis nie darzył sym­pa­tią syna Mieszka, ale wła­śnie z powodu tej anty­pa­tii wiele miej­sca w swo­jej kro­nice poświę­cił Pol­sce i dzięki temu mamy dość szcze­gó­łowe infor­ma­cje o życiu, dzia­łal­no­ści i poli­tyce Chro­brego.

Wzmianki o Świę­to­sła­wie znaj­dują się także w sta­rych skan­dy­naw­skich sagach, choć wystę­puje w nich pod róż­nymi imio­nami, ale trudno trak­to­wać owe utwory jako wia­ry­godne źró­dła histo­ryczne. Tym bar­dziej że forma, w jakiej prze­trwały do naszych cza­sów, jest daleka od ory­gi­nału. Począt­kowo owe sagi ist­niały tylko w for­mie ust­nej, prze­ka­zy­wane z poko­le­nia na poko­le­nie, z cza­sem zmie­niane, uzu­peł­niane o mity i legendy, które z nie­fra­so­bli­wo­ścią łączono z fak­tami histo­rycz­nymi, dopa­so­wu­jąc je do gustów i potrzeb kolej­nych poko­leń słu­cha­czy. I trudno mieć o to pre­ten­sje do auto­rów owych wer­sji, gdyż zasad­ni­czym celem takich utwo­rów nie była nauka histo­rii, ale dostar­cze­nie roz­rywki. Mimo wszystko jed­nak bada­czom, skru­pu­lat­nie oddzie­la­ją­cym ziarna od plew, udaje się dotrzeć do histo­rycz­nych wyda­rzeń i postaci, o któ­rych opo­wia­dają. Więk­szość owych utwo­rów spi­sano sto­sun­kowo późno, bo dopiero dwie­ście lat po powsta­niu pierw­szej, ust­nej wer­sji. Dla­tego wydaje się praw­do­po­dobne, że celowo zastą­piono trudne do wymó­wie­nia przez Skan­dy­na­wów imię matki wład­ców z począt­ków pań­stwo­wo­ści Danii, Szwe­cji i Nor­we­gii na swoj­sko brzmiące Sygryda (Sigrida) Storråda, Saum–Aesa, Astrida czy Gun­hilda. Ten zabieg bar­dzo skom­pli­ko­wał sprawę bada­czom zaj­mu­ją­cym się rodo­wo­dem matki Knuta.

Zda­niem nie­któ­rych histo­ry­ków Mieszko I, zanim oże­nił się z Dobrawą Prze­my­ślidką, miał inną żonę – córkę króla duń­skiego Haralda Bla­tanda, Geirę. I wła­śnie z tego związku miały pocho­dzić dwie córki: imien­niczka matki, Geira, wydana za mąż za Eryka Tryg­gva­sona, oraz Astryda, która poślu­biła jarla Joms­borga Sigwalda Stru­dhald­sona z dyna­stii zelandz­kiej. Kiedy Mieszko zde­cy­do­wał się na przy­ję­cie chrze­ści­jań­stwa, Geira już nie żyła, dla­tego mógł poślu­bić Dobrawę. Dowody na to miałby się znaj­do­wać w dwu­na­sto- i trzy­na­sto­wiecz­nych sagach, które wspo­mi­nają o władcy Wen­dów lub Sło­wian, nie­ja­kim Bury­sła­wie lub Buri­sle­ifie, mają­cym trzy córki: Gun­hildę, Astrid oraz Geirę. Zda­niem nie­któ­rych bada­czy Bury­sław to wła­śnie Mieszko I. Z kolei Rafał T. Prinke, histo­ryk spe­cja­li­zu­jący się w gene­alo­gii, w 2004 roku wysu­nął śmiałą tezę, jakoby Świę­to­sława była rze­czy­wi­ście córką twórcy pań­stwa pol­skiego, ale nie pocho­dziła z jego mał­żeń­stwa z Dobrawą, lecz ze związku z Odą, co prze­suwa datę uro­dze­nia księż­niczki w cza­sie. Jed­no­cze­śnie podał w wąt­pli­wość tezę o mał­żeń­stwie Miesz­kówny z Ery­kiem Zwy­cię­skim, twier­dząc, że została żoną Swena Widło­bro­dego, z któ­rym docze­kała się czwórki dzieci, w tym Knuta (Kanuta), któ­rego doty­czy ten roz­dział. Tym­cza­sem Thiet­mar nie wspo­mina, żeby księż­niczka, żona duń­skiego władcy, była przy­rod­nią sio­strą Bole­sława, a prze­cież gdyby tak było, to nie omiesz­kałby zamie­ścić tej infor­ma­cji, tym bar­dziej że jej matką miała być Niemka, Oda.

Zda­niem więk­szo­ści histo­ry­ków rację ma Thiet­mar, Świę­to­sława ist­niała naprawdę i była córką Mieszka i Dobrawy. Nawet kró­lowa Elż­bieta II pod­czas wizyty w Pol­sce w 1996 roku, wygła­sza­jąc prze­mowę w sej­mie, powie­działa: „Utrzy­my­wane przez nas na prze­strzeni wie­ków kon­takty dyna­styczne, han­dlowe i poli­tyczne były bogate i zróż­ni­co­wane. Jeden z mych bar­dzo dale­kich przod­ków, król Kanut, był sio­strzeń­cem waszego króla Bole­sława Chro­brego”2. Ponie­waż nie wypada poda­wać w wąt­pli­wość słów monar­chini, z któ­rej zda­niem zga­dza się nie­je­den badacz, uznajmy zatem, że Knut Wielki (zwany także Kanu­tem) był rodzo­nym wnu­kiem Mieszka I i Dobrawy, owo­cem związku córki pol­skiego władcy ze Swe­nem Widło­bro­dym. Zanim jed­nak Świę­to­sława poślu­biła duń­skiego władcę o malow­ni­czym przy­domku, była żoną Eryka Zwy­cię­skiego, z któ­rym docze­kała się dwojga dzieci – syna Olafa (Olofa) oraz córki Holm­frydy. O ile o losach Holm­frydy nie wiemy prak­tycz­nie nic, poza fak­tem, że poślu­biła nor­we­skiego jarla (księ­cia) Svena Hakons­sona, o tyle jej star­szy brat zapi­sał się na stałe w dzie­jach Szwe­cji i Kościoła.

Olaf Skötkonung – sio­strze­niec Chro­brego w gro­nie świę­tych

Zagadką jest, dla­czego Pia­sto­wie bodaj jako jedyna dyna­stia w śre­dnio­wiecz­nej Euro­pie nie docze­kali się wynie­sie­nia na ołta­rze żad­nego ze swo­ich człon­ków. Z pew­no­ścią przy­czyną tego nie było ich grzeszne życie, kiedy czyta się bowiem bio­gra­fie innych patro­nów kró­lew­skich rodów, któ­rych po śmierci zali­czono w poczet świę­tych Kościoła, cza­sem włos się jeży na gło­wie. Z małymi wyjąt­kami póź­niejsi święci wywo­dzący się z monar­szych bądź ksią­żę­cych rodów nie wie­dli bogo­boj­nego żywota, wręcz prze­ciw­nie – mieli na sumie­niu liczne zbrod­nie, okru­cień­stwa i gwałty, wobec któ­rych poczy­na­nia pierw­szych Pia­stów, nawet naganne, wydają się nie­winną igraszką. Jeden władca o pia­stow­skim rodo­wo­dzie, wpraw­dzie po kądzieli, tra­fił jed­nak do pan­te­onu świę­tych. To Olaf Skötkonung, syn Świę­to­sławy i Eryka Zwy­cię­skiego.

Miesz­kowi I wyda­ją­cemu córkę za szwedz­kiego władcę przy­świe­cały dale­ko­siężne plany poli­tyczne; ów mariaż miał bowiem przy­pie­czę­to­wać poten­cjalny sojusz wymie­rzony prze­ciwko Danii i umoc­nić wpływy księ­cia w Joms­borgu na wyspie Wolin. Fakt, że przy­szłych mał­żon­ków znacz­nie wię­cej dzie­liło, niż łączyło, a Świę­to­sława była młod­sza od narze­czo­nego o całe poko­le­nie, pol­skiego władcę nie obcho­dził, podob­nie jak świa­do­mość, że serce jego córki należy do kogoś innego. Księż­niczka poko­chała bowiem pew­nego woja rodem ze Skan­dy­na­wii, Olafa Tryg­gva­sona, który na sku­tek burz­li­wych wypad­ków słu­żył w dru­ży­nie jej ojca. Poda­wał się za syna Tryg­gve Ola­vs­sona. Olaf Tryg­gva­son chciał odzy­skać wła­dzę po ojcu, któ­rego zamor­do­wano, zanim docze­kał się naro­dzin swego pier­wo­rod­nego. W tym celu przy­był na dwór pol­skiego księ­cia. Wpraw­dzie nie udało mu się namó­wić Mieszka do udzie­le­nia zbroj­nej pomocy, ale za to zawró­cił w gło­wie jego jedy­nej, wów­czas nasto­let­niej, córce. Nie możemy oczy­wi­ście wyklu­czyć, że Mieszko roz­wa­żał wyda­nie Świę­to­sławy za Olafa, ale osta­tecz­nie zaaran­żo­wał jej mał­żeń­stwo z innym skan­dy­naw­skim władcą, kró­lem szwedz­kim Ery­kiem Zwy­cię­skim, który już spra­wo­wał rządy w pań­stwie i nie musiał nikomu udo­wad­niać praw do swego dzie­dzic­twa. Przy­do­mek zawdzię­czał zwy­cię­skiej walce sto­czo­nej z bra­tan­kiem, kon­ku­ren­tem do obję­cia wła­dzy. W histo­rii Szwe­cji władca zapi­sał się rów­nież jako zało­ży­ciel Sig­tuny, naj­star­szego szwedz­kiego mia­sta, któ­rego początki datują się na rok 980.

Według nie­któ­rych prze­ka­zów Mieszko, wypra­wia­jąc córkę za morze, przy­dzie­lił jej nie­jako w cha­rak­te­rze posagu dobrze wyszko­loną gwar­dię, skła­da­jącą się ze zna­mie­ni­tych wojów, któ­rzy z cza­sem oka­zali się dla pol­skiej księż­niczki bar­dzo przy­datni. Świę­to­sława została żoną Eryka mię­dzy 980 a 984 rokiem i zapewne pierw­sze kil­ka­na­ście lat mał­żeń­stwa upły­nęło jej w szczę­ściu i spo­koju, a ona cie­szyła się dziećmi i pozy­cją żony władcy. Zda­niem nie­któ­rych bada­czy to wła­śnie przy­by­wa­jąc do Szwe­cji, pol­ska księż­niczka zmie­niła sło­wiań­skie imię, ozna­cza­jące „świę­to­ścią sławna”, na Sygryda, a pod­dani dodali jej przy­do­mek Storråda, co zna­czy „mocna w sło­wach”, „odważ­nie wypo­wia­da­jąca wła­sne zda­nie” lub po pro­stu – „odważna”. Jed­nak owa rodzinna sie­lanka nie trwała wiecz­nie, jak wynika z zacho­wa­nych świa­dectw z epoki, w 995 roku Eryka dotknęła cho­roba psy­chiczna. Pew­nego dnia, ku zdu­mie­niu i prze­ra­że­niu Świę­to­sławy, mał­żo­nek oświad­czył, że sły­szy głosy naka­zu­jące mu zło­że­nie Ody­nowi w ofie­rze swego malut­kiego syna Olafa. Było to o tyle dziwne, że wpraw­dzie w owych cza­sach w Szwe­cji chrze­ści­ja­nie koeg­zy­sto­wali z poga­nami, ale Eryk od dawna był chrze­ści­ja­ni­nem i przy­naj­mniej ofi­cjal­nie dawno porzu­cił wiarę przod­ków. Nie­szczę­sna Świę­to­sława drżała o los swego pier­wo­rod­nego, bo wpraw­dzie mogła liczyć na wojów, któ­rzy z roz­kazu Mieszka towa­rzy­szyli jej na obczyź­nie, gotowi dla niej i jej dzieci poświę­cić życie, ale wie­działa też, że kiedy wokół osza­la­łego władcy zbiorą się jego pogań­scy pod­dani, Olaf znaj­dzie się w praw­dzi­wym nie­bez­pie­czeń­stwie. Na szczę­ście malca nic złego nie spo­tkało, bo Eryk wkrótce zmarł. Ist­nieją dwie wer­sje poda­jące przy­czynę zgonu władcy. Zgod­nie z pierw­szą Świę­to­sława go otruła, a potem, korzy­sta­jąc z pomocy wier­nych wojów, kazała prze­nieść ciało męża do świą­tyni Thora i pod­ło­żyć pod nią ogień. Jed­nak nie zacho­wały się rela­cje, które by świad­czyły, że współ­cze­śni zarzu­cali jej zamach na męża, a żaden z krew­nych zmar­łego nie poku­sił się o prze­ję­cie wła­dzy w pań­stwie, wyko­rzy­stu­jąc oskar­że­nie wdowy. Być może więc, zgod­nie z drugą wer­sją, nie­szczę­sny Eryk sam w przy­pły­wie sza­leń­stwa roz­nie­cił pożar i zgi­nął w pło­mie­niach. W każ­dym razie po śmierci męża Świę­to­sława została regentką, pra­wo­wity następca tronu był bowiem dziec­kiem. Świę­to­sława miała wów­czas dwa­dzie­ścia sie­dem lub dwa­dzie­ścia osiem lat, była więc jesz­cze dość młoda i zapewne wciąż uro­dziwa, wkrótce więc wokół niej zaro­iło się od zalot­ni­ków. Jed­nak wład­czyni nie myślała o kolej­nym ślu­bie, co wię­cej, posta­no­wiła pozbyć się dwóch naj­bar­dziej zapa­lo­nych ado­ra­to­rów, aby pozo­sta­łym dać do zro­zu­mie­nia, że męż­czy­zna nie jest jej potrzebny. Kiedy obaj pechowcy po suto zakra­pia­nej uczcie wyda­nej przez wład­czynię odda­wali się relak­sowi w łaźni, Świę­to­sława roz­ka­zała pod­pa­lić budy­nek i dwaj nie­szczę­śni zalot­nicy spło­nęli żyw­cem. Rze­czy­wi­ście była zuchwała, ważąc się na taki czyn: jeden z nich, Harald Gren­ske, był władcą Vest­fol­dii, nie­wiel­kiego pań­stewka na tere­nie obec­nej Nor­we­gii, drugi zaś ruskim księ­ciem o imie­niu Wisa­wald (Wsie­wo­łod?). Zapewne ambitna wład­czyni uznała, że są to za małe płotki, by mogła obda­rzyć któ­re­go­kol­wiek z nich swo­imi wzglę­dami.

W końcu jed­nak w jej życiu poja­wił się ktoś, dla kogo gotowa była poświę­cić wol­ność i nie­za­leż­ność, zwłasz­cza że dobrze go znała, a kie­dyś nawet kochała – Olaf Tryg­gva­son, który w tym cza­sie został już kró­lem Nor­we­gii. Co wię­cej, wśród pod­da­nych cie­szył się zasłu­żoną sławą nie­ustra­szo­nego wojow­nika i żegla­rza, ponoć udało mu się nawet dopły­nąć do Ame­ryki, cho­ciaż oczy­wi­ście ani on sam, ani nikt z jemu współ­cze­snych nie zda­wał sobie sprawy, że dotarł do nowego, nie­zna­nego kon­ty­nentu. Odważny władca popro­sił o rękę Świę­to­sławy, ale jed­no­cze­śnie posta­wił twarde warunki: po ślu­bie Szwe­cja i Nor­we­gia staną się jed­nym orga­ni­zmem pań­stwo­wym, któ­rego władcą zosta­nie Tryg­gva­son, a syn Świę­to­sławy i Eryka, Olaf, zosta­nie pozba­wiony następ­stwa tronu. Wład­czyni jako dobra matka nie mogła się na to zgo­dzić, dla­tego odmó­wiła, dotkli­wie raniąc dumę nor­we­skiego władcy. Ona sama zapewne łykała łzy, wspo­mi­na­jąc chwile szczę­ścia z Ola­fem na dwo­rze swo­jego ojca, ale w tym wypadku kobieta prze­grała z matką i wład­czy­nią, sta­wia­jącą dobro dziecka i dyna­stii nad wła­sne szczę­ście.

Wkrótce potem na hory­zon­cie poja­wił się nowy zalot­nik – władca ościen­nej Danii Swen, noszący malow­ni­czy przy­do­mek Widło­brody.

Swoją drogą, w śre­dnio­wie­czu ludzie mieli sporo fan­ta­zji, ale też zło­śli­wo­ści, skoro wielu swo­ich wład­ców obda­rzyli takimi oso­bli­wymi przy­dom­kami. W pol­skiej histo­rii Pia­sto­wie byli nazy­wani: Bro­daty, Brzu­chaty, Kędzie­rzawy czy Lasko­nogi, ale wielu euro­pej­skich wład­ców nosiło znacz­nie gor­sze przy­domki. Buł­gar­ski car Iwajło, wła­da­jący car­stwem Buł­ga­rii w latach 1278–1279, zwany był Świ­nio­pa­sem, angiel­ski władca Jan bez Ziemi, bywał nazy­wany też… Mięk­kim Mie­czem, a król Kasty­lii i Leónu, Hen­ryk IV, obda­rzony został przy­domkiem el Impo­tente, co można tłu­ma­czyć jako Bez­silny czy Bez­radny, ale rów­nież jako Impo­tent. I rze­czy­wi­ście świa­dec­twa z epoki mówią, że miał poważne pro­blemy z wypeł­nie­niem mał­żeń­skich obo­wiąz­ków, a Joanna, pocho­dząca z jego dru­giego mał­żeń­stwa z Joanną Por­tu­gal­ską, była owo­cem związku żony z kró­lew­skim doradcą… Naj­go­rzej pod tym wzglę­dem histo­ria obe­szła się z bizan­tyj­skim cesa­rzem, Kon­stan­ty­nem V, panu­ją­cym w VIII wieku n.e., który wcale nie był złym władcą, ale jako iko­no­kla­sta3 nara­ził się Kościo­łowi zacie­kłym zwal­cza­niem kultu ikon. Nie tylko palił ilu­stro­wane księgi, ale kazał wyry­wać mozaiki ze ścian kościo­łów i klasz­to­rów, dewa­stu­jąc świą­ty­nie. Ponie­waż plotka gło­siła, że jako małe dziecko pod­czas chrztu przy­szły władca zanie­czy­ścił odcho­dami chrzciel­nicę, kro­ni­ka­rze kościelni nadali mu przy­do­mek Kopro­nim, co zna­czy ni mniej, ni wię­cej… Mam na Imię Kupa. Ojciec Swena Widło­bro­dego, Harald, znany jest jako Sino­zęby, przy czym nie wia­domo, czy przy­do­mek wziął się od sinego, czyli mar­twego zęba, czy jak chcą nie­któ­rzy, od koloru szat władcy. Jesz­cze inni uwa­żają, że zęby władcy były zabar­wione na gra­na­towo od jagód, które Harald uwiel­biał. Jeżeli cho­dzi o Swena, to epi­tet Widło­brody zawdzię­czał zapewne sumia­stym wąsom, które zapla­tał w cha­rak­te­ry­styczny spo­sób, koja­rzący się z widłami.

Jak wspo­mi­nał Prze­my­sław Urbań­ski, władca sta­ra­jący się o rękę Świę­to­sławy miał sło­wiań­skie korze­nie, jego matką była bowiem córką Mści­woja, księ­cia Obo­dry­tów, nale­żą­cych do Sło­wian połab­skich, zamiesz­ku­ją­cych w owych cza­sach tereny dzi­siej­szej Meklem­bur­gii – Pomo­rza Przed­niego i Szle­zwiku-Hol­szynu, a więc lan­dów wcho­dzą­cych w skład współ­cze­snych Nie­miec. Co cie­kawe, według rela­cji Thiet­mara sło­wiań­ski książę był chrze­ści­ja­ni­nem, taką wiarę wyzna­wała też jego córka, Tofa bądź Tófa, która poślu­biła Haralda Sino­zę­bego i uro­dziła Swena. Zda­niem wielu bada­czy syn Haralda uszczę­śli­wił rodzi­ców swoim poja­wie­niem się na świe­cie około 960 roku, kiedy władca duń­ski przy­jął chrze­ści­jań­stwo, choć nie­wy­klu­czone, że jest to tylko piękna legenda, wymy­ślona po latach jako dowód łaski, która spły­nęła na Haralda za sprawą chrztu. Matka wywo­dząca się ze Sło­wian nie była jedy­nym sło­wiań­skim akcen­tem w życiu Swena, tra­dy­cja głosi, że jego wycho­wa­nie powie­rzono Pal­na­to­kiemu, na poły legen­dar­nemu wodzowi Jom­swi­kin­gów miesz­ka­ją­cych u ujścia Odry. Oso­bliwe imię tego wodza sta­now­czo nie jest pocho­dze­nia nor­dyc­kiego i zda­niem bada­czy sta­nowi skrót od Toke Pal­le­sen i ozna­cza… mówią­cego po pol­sku. Kto wie, może języka Polan nauczył także swego pod­opiecz­nego i ten potem roz­ma­wiał po pol­sku ze Świę­to­sławą, zdo­by­wa­jąc dzięki temu jej przy­chyl­ność?

Jeżeli wie­rzyć śre­dnio­wiecz­nym prze­ka­zom, Swen był postaw­nym, przy­stoj­nym i nieco rubasz­nym w obej­ściu męż­czy­zną, dla­tego zapewne przy­padł do gustu Świę­to­sła­wie, która w 995 roku przy­jęła jego oświad­czyny, a rok póź­niej została kró­lową Danii. Zanim jed­nak do tego doszło, zło­żyła regen­cję, zor­ga­ni­zo­wała koro­na­cję swo­jego pięt­na­sto­let­niego syna Olafa, zadbała, by w jego oto­cze­niu zna­leźli się zdolni, doświad­czeni i mądrzy doradcy i pozo­sta­wiła u jego boku gwar­dię przy­dzie­loną jej nie­gdyś przez ojca. Pier­wo­rodny Świę­to­sławy oka­zał się mądrym i zapo­bie­gli­wym władcą, umie­jęt­nie korzy­sta­ją­cym z rad pole­co­nych przez matkę dorad­ców. Nadany mu przy­do­mek Skötkonung można wywo­dzić od skott – poto­mek lub od skatt – danina. W więk­szo­ści bio­gra­mów władcy prze­waża ta druga wer­sja, zgod­nie z którą ozna­cza nakła­da­ją­cego podatki, daniny. Jest to o tyle wia­ry­godne, że wła­śnie za pano­wa­nia syna Świę­to­sławy w Szwe­cji zaczęto bić monetę, jak rów­nież wpro­wa­dzono pierw­sze w histo­rii tego kraju podatki.

W roku 1000, kiedy brat Świę­to­sławy, Bole­sław Chro­bry, orga­ni­zo­wał słynny zjazd w Gnieź­nie, jego sio­strze­niec miał oka­zję wyka­zać się umie­jęt­no­ściami stra­te­gicz­nymi i dowód­czymi, i to w bata­lii mor­skiej, w któ­rej zjed­no­czone floty Szwe­cji, Danii i Pol­ski starły się z sześć­dzie­się­cioma okrę­tami Olafa Tryg­gva­sona. Według roman­tycz­nej wer­sji do bitwy dopro­wa­dziła Świę­to­sława, nama­wia­jąc Swena do nawią­za­nia koali­cji prze­ciwko Tryg­gva­so­nowi, chcąc się zemścić za doznane upo­ko­rze­nia, ale to tylko legenda. W rze­czy­wi­sto­ści przy­czyną kon­fliktu było marze­nie Olafa o stwo­rze­niu wiel­kiego skan­dy­naw­skiego kró­le­stwa, oczy­wi­ście pod jego ber­łem, na co ani Szwe­dzi, ani Duń­czycy nie chcieli się zgo­dzić. Mimo zgro­ma­dze­nia potęż­nej floty, jakiej ni­gdy wcze­śniej nie widziano na wodach Bał­tyku, nor­we­ski władca w bitwie pod Oer­sund, zwa­nej także bata­lią pod Solvą lub bitwą trzech króli, gdyż starło się w niej trzech skan­dy­naw­skich wład­ców, poniósł sro­motną klę­skę. Opie­wa­jąca to star­cie Saga o Ola­fie Tryg­gva­so­nie opi­suje nor­we­skich wojow­ni­ków jako ludzi obda­rzo­nych nad­ludzką siłą i wiel­kimi umie­jęt­no­ściami, w star­ciu z któ­rymi zarówno Duń­czycy, jak i Szwe­dzi ponie­śli znaczne straty. Nie można wyklu­czyć, że Nor­we­go­wie wyka­zali się wielką odwagą, ale osta­tecz­nie ponie­śli klę­skę, a sprzy­mie­rzone siły duń­skie i szwedz­kie zato­piły wszyst­kie okręty wroga oprócz jed­nego, na któ­rym znaj­do­wał się Olaf. Władca, nie chcąc dostać się do nie­woli, w przy­pły­wie despe­ra­cji sko­czył wprost w mor­skie odmęty, co zakoń­czyło bitwę.

Na wszyst­kim sko­rzy­stali syn i mąż Świę­to­sławy – Nor­we­go­wie obrali Swena na swo­jego władcę, a Olaf otrzy­mał nor­we­skie regiony Bohuslän i Trøndelag, z cza­sem udało mu się rów­nież opa­no­wać Gotlan­dię. W 1008 roku wnuk Mieszka I posta­no­wił przy­jąć chrzest, co ozna­czało przy­ję­cie chrze­ści­jań­stwa przez całą Szwe­cję. Współ­cze­snych czy­tel­ni­ków może zasta­na­wiać, dla­czego syn chrze­ści­jań­skiej księż­niczki dotąd trwał w pogań­stwie, jed­nak ma to swoje przy­czyny. Jak wspo­mniano, w ówcze­snej Szwe­cji chrze­ści­jań­stwo w zasa­dzie współ­ist­niało z reli­gią pogań­ską, któ­rej wyznaw­ców było znacz­nie wię­cej niż chrze­ści­jan. Wpraw­dzie misjo­na­rze odwie­dzali ten kraj już w latach trzy­dzie­stych IX stu­le­cia, ale więk­szość wypraw misyj­nych spo­ty­kała się z aktywną reak­cją pogań­stwa, a nowa reli­gia przyj­mo­wała się bar­dzo, ale to bar­dzo opor­nie. Król wyzna­jący jedy­nego, uni­wer­sal­nego Boga mógł nie zna­leźć akcep­ta­cji w oczach więk­szo­ści pod­da­nych, któ­rzy modlili się do bogów przod­ków. Marzący o wła­dzy mło­dzie­niec wolał więc trwać w pogań­stwie, przy­naj­mniej ofi­cjal­nie. Nie możemy jed­nak wyklu­czyć, że jego chrze­ści­jań­ska matka zapo­znała go z zasa­dami swo­jej wiary. Zgod­nie z tra­dy­cją Olaf miał przy­jąć chrzest w Husaby z rąk angiel­skiego biskupa Zyg­fryda, choć według nie­któ­rych źró­deł został ochrzczony przez misjo­na­rza o imie­niu Ber­nard i przy­brał chrze­ści­jań­skie imię Jakub. Kiedy poczuł się pew­nie na tro­nie, z wielką ener­gią zabrał się do umac­nia­nia kościel­nych struk­tur w swoim pań­stwie, zakła­da­jąc pierw­sze biskup­stwo w Ska­rze, pod­po­rząd­ko­wane arcy­bi­skup­stwu w Ham­burgu–Bre­mie, ufun­do­wał też w sto­łecz­nym Sig­tu­nie kościół, z cza­sem prze­kształ­cony w kate­drę. Swój chrzest upa­mięt­nił wybi­ciem monet przez min­ce­rzy spe­cjal­nie w tym celu spro­wa­dzo­nych z Anglii. Monety te mają na jed­nej stro­nie podo­bi­znę władcy, a na dru­giej – krzyż. Aktyw­ność Olafa na tym polu spo­tkała się z gwał­tow­nym sprze­ci­wem wyznaw­ców wiary pogań­skiej, któ­rzy, zjed­no­czyw­szy się pod wodzą jarla Ragnvalda Ulfs­sona, opa­no­wali Sig­tunę, zmu­sza­jąc króla do ucieczki na Gotlan­dię.

Trzeba przy­znać, że Olaf gusto­wał w Sło­wian­kach, obie kobiety jego życia wywo­dziły się wła­śnie ze Sło­wiańsz­czy­zny, co wię­cej, obie poja­wiły się w jego życiu nie­mal rów­no­cze­śnie, przy czym jedna była praw­do­po­dob­nie nie­wol­nicą, która tra­fiła do Szwe­cji jako łup wojenny, druga zaś została wysłana tam przez ojca, nie­zna­nego z imie­nia wodza obo­dryc­kich Poła­bian, jako gwa­ran­cja pokoju. Córka wodza miała na imię Astryda (Astrid, Estrid) i około 1000 roku została żoną Olafa i kró­lową Szwe­cji. Mniej wię­cej w tym samym cza­sie na kró­lew­ski dwór tra­fiła też domniemna nie­wol­nica o imie­niu Elda, która urze­kła Olafa na tyle, że uczy­nił z niej swoją nałoż­nicę, mimo że wła­śnie oże­nił się z Astrydą i wraz z nią przy­jął chrzest. Z prze­ka­zów histo­rycz­nych wynika, że król trak­to­wał obie kobiety nie­mal jed­na­kowo, nie wyróż­nia­jąc żad­nej, co wię­cej, potom­stwo pocho­dzące z obu związ­ków cie­szyło się takimi samymi przy­wi­le­jami. Sto­sunki mię­dzy pra­wo­witą mał­żonką i kon­ku­biną Olafa nie ukła­dały się jed­nak naj­le­piej, a Astryda, z którą władca docze­kał się dwójki dzieci, bar­dzo źle trak­to­wała syna nałoż­nicy. Władca, oba­wia­jąc się o życie chłopca, wysłał go na Pomo­rze, gdzie miał się wycho­wy­wać pod opieką krew­nych ze strony matki.

Cho­ciaż syn Świę­to­sławy, jak widać, nie wiódł wstrze­mięź­li­wego życia, regu­lar­nie łamiąc szó­ste przy­ka­za­nie, to jed­nak został wynie­siony na ołta­rze. Zda­niem hie­rar­chów Kościoła swoje grze­chy odku­pił, nie tylko wpro­wa­dza­jąc chrze­ści­jań­stwo w pań­stwie, ale także swoją męczeń­ską śmier­cią na prze­ło­mie 1021 i 1022 roku. Poniósł ją z rąk pogan, kiedy odmó­wił zło­że­nia ofiary pogań­skim bóstwom.

Pier­wo­rodny syn Świę­to­sławy naj­wy­raź­niej nie czuł żad­nych wię­zów z ojczy­zną matki, skoro przez cały okres swego pano­wa­nia utrzy­my­wał bar­dzo dobre sto­sunki z Rusią, a jego oddziały wspo­ma­gały nawet Jaro­sława Mądrego w zma­ga­niach ze Świę­to­peł­kiem, zię­ciem Bole­sława Chro­brego, wujem szwedz­kiego króla. Z cza­sem kijow­skiego władcę i szwedz­kiego króla połą­czyły rodzinne więzi, bo Olaf wydał za niego swoją córkę, Inge­gerdę, która po przy­jeź­dzie do ojczy­zny męża przy­jęła imię Anna. Para docze­kała się dzie­się­ciorga dzieci. Cho­ciaż Olaf nie utrzy­my­wał prak­tycz­nie żad­nych sto­sun­ków z wujem, to miał dobre rela­cje z ojczy­mem i przy­rod­nim bra­tem, Knu­tem, a latem 1015 roku wspo­mógł brata w jego wypra­wie do Anglii.

Pod skrzy­dłami wojow­ni­czego ojca

Drugi mąż Świę­to­sławy był męż­czy­zną nie­tu­zin­ko­wym, a pań­stwo, w któ­rym wła­dzę odzie­dzi­czył po ojcu, było lide­rem śre­dnio­wiecz­nej Skan­dy­na­wii. Bez wąt­pie­nia Dania zawdzię­czała swoją potęgę Haral­dowi Sino­zę­bemu, rzą­dzą­cemu tym pań­stwem od 958 do 987 roku. Władcy udało się pod­po­rząd­ko­wać Nor­we­gię, wła­dał też Ska­nią, połu­dniową czę­ścią Szwe­cji. Mimo tych osią­gnięć pozy­cja Haralda po przy­ję­ciu przez niego chrze­ści­jań­stwa osła­bła na tyle, że wła­dzę w pań­stwie w nie do końca jasnych oko­licz­no­ściach prze­jął jego syn, Swen, w któ­rego żyłach pły­nęła sło­wiań­ska krew. Zda­niem nie­któ­rych bada­czy syn Sino­zę­bego, sta­nąw­szy na czele pogań­skiej rebe­lii, wypę­dził ojca z kraju. Harald pró­bo­wał z nim wal­czyć. Kro­ni­karz Saxo Gra­ma­tyk twier­dzi, że do decy­du­ją­cej bitwy doszło koło cypla Helgenæs w Djur­sland na Jutlan­dii. Zakoń­czyła się ona porażką Sino­zę­bego, który odniósł w bata­lii poważne rany. Wierni wojo­wie prze­wieźli go do Joms­borga, gdzie wkrótce umarł. Miesz­kańcy Joms­borga posta­no­wili pomścić władcę, dla­tego powstali prze­ciwko Swe­nowi i upro­wa­dzili go w nie­wolę, z któ­rej Widło­brody wydo­stał się dopiero po zło­że­niu okupu i po zrze­cze­niu się zwierzch­nic­twa nad Joms­bor­giem i Pomo­rzem. Współ­cze­śni histo­rycy jed­nak wąt­pią w wer­sję wyda­rzeń przed­sta­wioną przez kro­ni­ka­rza, skoro wia­domo z innych źró­deł, że osta­tecz­nie Swen zabrał zwłoki ojca do ojczy­stej Danii i urzą­dził uro­czy­stą stypę, na którą zapro­sił Jom­swi­kin­gów. Wła­śnie wów­czas zgod­nie z tra­dy­cją ofi­cjal­nie prze­jął wła­dzę w pań­stwie.

Według jed­nej z wer­sji bio­gra­fii tego władcy krótko po opi­sa­nych wyda­rze­niach Swen stra­cił wła­dzę w Danii na sku­tek napa­ści na ten kraj Eryka Zwy­cię­skiego i został wygnany, dla­tego z wier­nymi mu ludźmi doko­nał najazdu na Anglię. Współ­cze­śni histo­rycy jed­nak odrzu­cają wer­sję o wygna­niu Widło­bro­dego, uwa­ża­jąc, że wpraw­dzie w latach dzie­więć­dzie­sią­tych X stu­le­cia rze­czy­wi­ście najeż­dżał on Anglię, ale były to wyłącz­nie wyprawy o cha­rak­te­rze łupież­czym i z całą pew­no­ścią Swen nie szu­kał tam schro­nie­nia. Wąt­pli­wo­ści budzi też kwe­stia wyzna­nia władcy. Wia­domo, że ochrzczono go w dzie­ciń­stwie, zacho­wały się także dowody, że na pod­le­głych mu zie­miach powsta­wały nowe kościoły, jed­nak współ­cze­śni mu kro­ni­ka­rze, na czele z Ada­mem z Bremy, podej­rza­nie czę­sto oskar­żają Widło­bro­dego o wyzna­wa­nie pogań­stwa. Władca zapewne wspie­rał Kościół i wyzna­wał chrze­ści­jań­stwo, ale toczył bez­u­stanne spory z hie­rar­chami, któ­rzy w więk­szo­ści wywo­dzili się z Nie­miec i bar­dziej niż los Danii inte­re­so­wało ich dobro cesar­stwa. Praw­do­po­dob­nie owe „prze­śla­do­wa­nia chrze­ści­jan” w Danii, o któ­rych wspo­mina Adam z Bremy, doty­czą wła­śnie kon­fliktu z hie­rar­chami, a nie z pod­da­nymi wyzna­ją­cymi nową wiarę.

Jakub Mora­wiec, pol­ski medie­wi­sta i wybitny znawca śre­dnio­wiecz­nej histo­rii Skan­dy­na­wii, skal­dów islandz­kich oraz ich poezji, zga­dza się z kro­ni­ka­rzem w kwe­stii wygna­nia Swena z ojczy­stej Danii, uzna­jąc, że wła­śnie ten fakt był powo­dem jego obec­no­ści na Wyspach. Tak czy ina­czej, drugi mąż Świę­to­sławy wypra­wił się tam począt­kowo z jej nie­gdy­siej­szym uko­cha­nym, Ola­fem Tryg­gva­so­nem, co wzmian­kują anglo­sa­skie źró­dła z lat 991–994. Obaj mieli przy­pły­nąć z bli­sko setką okrę­tów i pod­jąć bez­sku­teczną próbę zdo­by­cia Lon­dynu. Mia­sta wpraw­dzie nie opa­no­wali, ale i tak dali się mocno we znaki miesz­kań­com, gra­biąc ich kraj, dopóki nie uzy­skali obiet­nicy okupu. Panu­jący wów­czas w Anglii król Ethel­red II, obda­rzony przy­dom­kiem Bez­radny, osta­tecz­nie wypła­cił im ogromny okup, obej­mu­jący szes­na­ście tysięcy fun­tów sre­bra oraz dostawy żyw­no­ści dla armii najeźdź­ców. Uzy­skaw­szy tak sowitą daninę, Skan­dy­na­wo­wie wró­cili do swo­ich kra­jów. Jed­nak z cza­sem, jak wiemy, nie­gdy­siejsi sojusz­nicy prze­obra­zili się we wro­gów, ście­ra­jąc się w bitwie trzech króli, w któ­rej Tryg­gva­son stra­cił życie, w efek­cie czego Widło­bro­demu udało się narzu­cić zwierzch­nic­two jar­lom nor­we­skim. Dzięki temu w 1002 roku ponow­nie mógł wyru­szyć na Anglię, po raz kolejny uzy­sku­jąc okup w wyso­ko­ści trzy­dzie­stu sze­ściu grzy­wien sre­bra. W tym cza­sie był już mężem Świę­to­sławy i ojcem dwóch synów, któ­rymi obda­rzyła go Pia­stówna – Haralda i Knuta. Data uro­dzin pierw­szego nie jest znana, zaś młod­szy uro­dził się w 996 lub 997 roku.

O dzie­ciń­stwie Knuta wła­ści­wie nie­wiele wia­domo, choć można sądzić, że było podobne do dzie­ciń­stwa innych skan­dy­naw­skich dzieci, w któ­rych wycho­wa­niu kul­ty­wo­wano tra­dy­cje i zwy­czaje znane od wielu wie­ków. Możemy zatem przy­pusz­czać, że obaj kró­lew­scy syno­wie, podob­nie jak inni mali wikin­go­wie, mieli nie­ustanny kon­takt z naturą. Zapewne grali w piłkę, strze­lali z łuku, a zimą bawili się na śniegu i jeź­dzili na łyż­wach bądź nar­tach, wyko­na­nych z drewna lub kości. Latem mogli kąpać się w lodo­wa­tych wodach miej­sco­wych jezior, a zimą w prze­rę­bli. Wszystko po to, by wyro­śli na zdro­wych i sil­nych wojow­ni­ków, zdol­nych prze­trwać, a co waż­niej­sze, wal­czyć nawet w naj­bar­dziej nie­ko­rzyst­nych warun­kach. Sztuki walki uczono chłop­ców od naj­młod­szych lat, a już jako szes­na­sto­lat­ko­wie uczest­ni­czyli w wypra­wach wojen­nych. Wbrew pozo­rom wikin­go­wie bar­dzo lubili się kąpać i obo­wiąz­kowo robili to raz w tygo­dniu – w sobotę, czym szo­ko­wali na przy­kład Anglo­sa­sów, zaży­wa­ją­cych kąpieli raz, naj­wy­żej dwa razy w roku.

Tak więc zarówno Knut, jak i jego star­szy brat, wycho­wy­wani w dość suro­wych warun­kach, od dziecka byli przy­zwy­cza­jani do wojen­nego rze­mio­sła. Wydaje się, że Widło­brody szy­ko­wał młod­szego syna na woja, zabie­rał go bowiem na wyprawy wojenne do Anglii, na które wypły­wał regu­lar­nie, za każ­dym razem przy­wo­żąc ze sobą pokaźny łup. Wpraw­dzie dzięki spe­cjal­nie wpro­wa­dzo­nemu podat­kowi, zwa­nemu dane­geld, Anglicy unik­nęli pod­boju, ale do ich kraju ścią­gali duń­scy osad­nicy i chęt­nie się tam osie­dlali. Sam król Ethel­red dał Knu­towi pre­tekst do najazdu, kiedy, jak głosi tra­dy­cja, 13 listo­pada 1002 roku roz­ka­zał wymor­do­wać wszyst­kich osad­ni­ków duń­skich w Anglii. Jak pisze ówcze­sny kro­ni­karz: „Król naka­zał wymor­do­wa­nie wszyst­kich Duń­czy­ków, któ­rzy byli w Anglii. Stało się to w dzień świę­tego Bryk­cju­sza (13 listo­pada), ponie­waż kró­lowi donie­siono, że (Duń­czycy) pla­nują zdra­dziecko pozba­wić życia jego i wszyst­kich jego dorad­ców, a następ­nie prze­jąć kró­le­stwo w posia­da­nie”4. Jed­nak współ­cze­śni bry­tyj­scy histo­rycy, kie­ru­jąc się usta­le­niami arche­olo­gów, skła­niają się ku poglą­dowi, że krwawy mord doko­nany na Skan­dy­na­wach był nie tyle skut­kiem kró­lew­skiego roz­kazu, ile odwe­tem pod­da­nych od ponad dzie­się­ciu lat łupio­nych i ter­ro­ry­zo­wa­nych przez wikin­gów, a masa­kra, wbrew temu, co można prze­czy­tać w kro­ni­kach, miała ogra­ni­czony zasięg. Na pod­sta­wie zna­le­zisk arche­olo­gicz­nych usta­lono, że doszło do niej tylko w Oks­for­dzie, Lon­dy­nie i kilku mniej­szych mia­stach, a w trak­cie owych dra­ma­tycz­nych wyda­rzeń nie zabi­jano kobiet i dzieci, ale tylko nie­dawno przy­by­łych na te tereny wikiń­skich wojow­ni­ków. W zbio­ro­wych mogi­łach z tego okresu zna­le­ziono szczątki mło­dych, zdro­wych męż­czyzn przed trzy­dziestką, pocho­dzą­cych ze Skan­dy­na­wii. Usta­le­nia arche­olo­gów zadają więc kłam prze­ka­zowi histo­rycz­nemu, zgod­nie z któ­rym krwawe repre­sje dosię­gły wszyst­kich Skan­dy­na­wów miesz­ka­ją­cych na tere­nie Anglii, a w zamiesz­kach życie stra­ciła sio­stra Swena Widło­bro­dego, Gun­hilda, i jej syn. Zda­niem Wil­helma z Mal­mes­bury kobieta została ścięta, a jej syn został prze­bity czte­rema włócz­niami.

To wła­śnie masa­kra w dniu świę­tego Bryk­cju­sza stała się powo­dem kolej­nego ataku Swena Widło­bro­dego na Anglię, do któ­rego doszło w 1003 roku. Według nie­któ­rych źró­deł kolej­nej wypra­wie sta­now­czo prze­ciw­sta­wiała się Świę­to­sława, która nawet wymo­gła na mężu obiet­nicę, że oszczę­dzi lud­ność cywilną, ale raczej należy to wło­żyć mię­dzy bajki. Pamię­tajmy, że Pia­stówna była córką Mieszka, który oparł wła­sne bogac­two i dobro­byt kraju na han­dlu nie­wol­ni­kami, i wnuczką Bole­sława I Sro­giego z dyna­stii Prze­my­śli­dów, pod któ­rego okiem w Pra­dze odby­wał się targ nie­wol­ni­ków, trudno zatem posą­dzać ją o tak wysu­bli­mo­wane uczu­cia. Sama też kilka lat wcze­śniej kazała spa­lić żyw­cem dwóch nie­mi­łych jej sercu zalot­ni­ków. Prawdą jest to, że wów­czas w jej mał­żeń­stwie źle się działo i z cza­sem Swen odda­lił ją od sie­bie, być może nawet wziął sobie drugą żonę. Dumna Pia­stówna wyje­chała do Pol­ski, na dwór brata, Bole­sława Chro­brego, który zachę­cony suk­ce­sem odnie­sio­nym pod­czas zjazdu gnieź­nień­skiego marzył o kró­lew­skiej koro­nie.

Nie wiemy, co działo się z naj­star­szym synem Świę­to­sławy i Swena ani z cór­kami pocho­dzą­cymi z tego związku, ale Knut praw­do­po­dob­nie z woli ojca został oddany na wycho­wa­nie Thor­kel­lowi Wyso­kiemu, Jom­swi­kin­gowi z Wolina. Nie było w tym nic nie­zwy­kłego: wikin­go­wie czę­sto odda­wali swoje dzieci na pewien czas do domów przy­ja­ciół, mogą­cych zapew­nić im życie na takim samym pozio­mie jak w rodzin­nym domu, a sami przyj­mo­wali na wycho­wa­nie ich potom­ków. Taka wymiana dzieci, a wła­ści­wie synów, z reguły doty­czyło to bowiem męskiego potom­stwa, miała u wikin­gów długą tra­dy­cję. Jeżeli tak było w przy­padku Knuta, to Thor­kell musiał wywrzeć na niego duży wpływ, co nie było dla chłopca dobre. W oso­bie jego wycho­wawcy sku­piają się bowiem wszyst­kie nega­tywne cechy wikinga zdo­by­wa­ją­cego wła­dzę i mają­tek wyłącz­nie siłą i spry­tem. Thor­kell miał też wręcz zdu­mie­wa­jącą umie­jęt­ność prze­wi­dy­wa­nia, pozwa­la­jącą mu opo­wie­dzieć się po zwy­cię­skiej stro­nie kon­fliktu, w który się zaan­ga­żo­wał. Wszyst­kie te cechy prze­jął po nim Knut.

Swen Widło­brody kil­ka­krot­nie wypra­wiał się do Anglii w celach łupież­czych, ale w końcu posta­no­wił pod­bić ten kraj. W 1013 roku zebrał wielką armię, roz­po­czy­na­jąc zwy­cię­ską kam­pa­nię, na którą zabrał Knuta. „Kiedy wresz­cie się zebrali, weszli na pokłady zdo­bio­nych wie­ży­cami okrę­tów, gdzie na obi­tych spi­żową bla­chą dzio­bach widzo­wie mogli roz­róż­nić sto­ją­cych wodzów – rela­cjo­no­wał pewien mnich piszący kro­nikę w jed­nym z klasz­to­rów we Flan­drii. – Oto na jed­nym z dzio­bów dostrzega się lwy odlane ze złota, gdzie­nie­gdzie na topach masz­tów ptaki, które ruchem swoim wska­zują, skąd wia­try wieją, lub pstre smoki ciska­jące pło­mie­nie z noz­drzy; gdzie indziej znowu ludz­kie figury z masyw­nego złota lub sre­bra, migo­cące czer­wie­nią, podobne nawet do żywych ludzi, jesz­cze gdzie indziej byki z unie­sio­nymi łbami i wycią­gnię­tymi do przodu kopy­tami, jakby były żywe, i rycząc, zry­wały się do biegu. Były też del­finy z brązu i cen­taury z tego samego metalu wyko­nane, które przy­wo­dziły na pamięć stare legendy. Pew­nie mógł­bym ci jesz­cze wymie­nić liczne inne figury z tych okrę­tów, podob­nej roboty, lecz nie znam nie­stety nazw tych dziw­nych potwo­rów, które przed­sta­wiały. Teraz burty stat­ków – a cze­muż miał­bym ci o nich wspo­mi­nać? Oto nie tylko były poma­lo­wane wspa­nia­łymi bar­wami, ale całe pokryte rzeź­bie­niami w zło­cie i sre­brze. Wresz­cie okręt kró­lew­ski o tyle prze­wyż­szał wspa­nia­ło­ścią pozo­stałe, co sam król prze­wyż­sza swoim dosto­jeń­stwem ryce­rzy swo­jej armii, ale lepiej może będzie, iż zamil­czę, ani­żeli bym miał tę wspa­nia­łość w zbyt lichych bar­wach przed­sta­wić”5.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

P. Urbań­czyk, Pol­skie tropy wikin­gów, roz­mowę prze­pro­wa­dziła Beata Janow­ska, https://wybor­cza.pl/ale­hi­sto­ria/7,121681,21379916,pol­skie-tropy-wikin­gow.html[wróć]

Wypo­wie­dzi na posie­dze­niach Sejmu – archi­wum. Zgro­ma­dze­nie posłów i sena­to­rów w dniu 26.03.1996. Kró­lowa Zjed­no­czo­nego Kró­le­stwa Wiel­kiej Bry­ta­nii i Irlan­dii Pół­noc­nej Elż­bieta, http://www.sejm.gov.pl/Sejm7.nsf/wypo­wiedz.xsp?posie­dze­nie=zw1&dzien=1&wyp=001&kad=2[wróć]

Iko­no­kla­ści (gr. eikōn – obraz; klásis – zła­ma­nie) – przed­sta­wi­ciele ruchu reli­gij­nego, będą­cego pod wpły­wem juda­izmu i islamu, sze­rzą­cego się na tere­nie Bizan­cjum, w pań­stwie Fran­ków oraz w Nider­lan­dach od VIII do X wieku, sprze­ci­wia­ją­cego się kul­towi obra­zów o tema­tyce sakral­nej, w tym Matki Boskiej i Jezusa, jak rów­nież wize­run­ków świę­tych. [wróć]

J. Mora­wiec, Knut Wielki. Król Anglii, Danii i Nor­we­gii (około 995––1035), Kra­ków 2013, s. 58. [wróć]

M. Kozłow­ski, Swen Widło­brody – duń­ski mocarz, https://hist­mag.org/Swen-Widlo­brody-dun­ski-mocarz-8900[wróć]