Gdy inni świętowali. Historia mojej matki - Jens Orback - ebook

Gdy inni świętowali. Historia mojej matki ebook

Jens Orback

4,0

Opis

 

 

 

Opowieść syna o dramatycznych losach matki – Niemki z Kaszub. Przedwojenne i wojenne losy rodziny autora – szwedzkiego dziennikarza – przeplatają się ze współczesnym powrotem do ojczyzny przodków.

Zapisana z ogromną wrażliwością opowieść o odkrywaniu rodzinnej przeszłości – po to, by ją zrozumieć i by się uwolnić od jej trującego wpływu. Autor rekonstruuje historię swojej matki, Niemki pochodzącej z rodziny od pokoleń mieszkającej na Pomorzu, która wiosną 1945 roku doświadczyła wielokrotnych gwałtów ze strony przechodzących przez ten teren Sowietów. Powrót do przeszłości daje okazję do szukania odpowiedzi na pytania o zbiorową i indywidualną odpowiedzialność, o więzi między pokoleniami, a także o relacje między wysiedlonymi Niemcami i obecnymi mieszkańcami tych terenów, które stały się dla nich „małą ojczyzną”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 292

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (9 ocen)
2
5
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Wojtask81

Nie oderwiesz się od lektury

Jedyna w swoim rodzaju! Ta histora dotknie każdego kto zechce ja przeczytać. W czasie czytania moja rzeczywistość stawała się bardziej wdzięczna za to co dostaje od tu i teraz. Czytelniku po tej lekturze staniesz się kimś innym. Trzeba odświeżać historię II wojny światowej żeby dalsze pokolenia były ludżmi dla ludzi.
00
Agnesu1986

Nie oderwiesz się od lektury

Wstrząsająca relacja powojennej rzeczywistości z punktu widzenia wypędzonych Niemców z terenów obecnie będących w granicach Polski. Okrucieństwo pozostawia trwały ślad w rozważaniach o skutkach drugiej wojny światowej.
00
Dotmagia

Dobrze spędzony czas

Znowu trudne tematy rozliczeń z przeszłością. Te nieszczęsne ziemie, na których nikt nigdy nie był u siebie. Czy to Prusy, czy Tysiącletnia Rzesza, czy Rzeczpospolita może. Ten to Niemiec, tamten Kaszub, za płotem Polak, a na rozstajach zapewne Żyd. Wysiedlenia, przesiedlenia, plebiscyty. Kryteria rasowe, narodowościowe. Takie, śmakie i owakie. Ty masz prawo tu mieszkać, a ty nie. Ty wywołałeś wojnę, a ty nie niej ucierpiałeś. Ty będziesz żył, a ty umrzesz. A gdzieś tam w całym tym rozgardiaszu jest zwykły, pojedynczy człowiek. Człowiek, który chce żyć. Tylko i aż tyle. Dlaczego nic nie zrobił? Albo dlaczego postąpił tak, a nie inaczej? Bo chciał żyć? Bo chciał, żeby przeżyli jego najbliżsi? Czy mógł zrobić coś więcej? Dlaczego nie stać go było na bohaterskie czyny? Bo chciał tylko przeżyć? Ilu jest ludzi, a ilu bohaterów? I czy nie zdarza się tak, że dawni bohaterowie czasem po latach okazują się nie tak znowu wcale nieskalani? Komu to wszystko oceniać i komu wydawać wyroki? Na nie cz...
00
AnnaSzerszen
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

Historia mieszkańców Prus wschodnich którzy mimowolnie stali się ofiarami nacjonalizmu najpierw faszystowskiego potem sowieckiego. To kolejny przykład na to ze za krzywdy wrogów w trakcie konfliktów wojennych płacą kobiety i ich rodziny. Echo podobnej historii tułaczki i pohańbienia Niemek z Prus wschodnich przewijało się również i w mojej rodzinie. Szczątki opowieści o ich nieszczęściu słyszałam od mojej prababci, urodzonej w 1905 roku. Pradziadkowie dotarli na tereny Warmii po wypędzeniu i ucieczkach Polaków z Wołynia. Tu osiedliwszy się w końcu wojny stali się świadkami gehenny tubylców. Bieda, głód, tyfus i bestialstwo wyzwolicieli sowieckich nie oszczędził tu nikogo. Pierwsza żona dziadka ze strony mojego ojca również stała się łupem Sowietów i przypłaciła to życiem. Los ludności z tamtego okresu odchodzi w strzępach szeptów wraz z nimi. Nie opowiedziane historie nasze babcie i dziadkowie zabierają ze sobą odchodząc na wieczny spoczynek. Opowieść Katii, jej matki Karen i babki Edi...
00

Popularność




JENS ORBACK (UR. 1959) – szwedzki ekonomista, dziennikarz telewizyjny i polityk. Były minister ds. demokracji, integracji i równości płci. Obecnie dyrektor wykonawczy Global Challenges Foundation i przewodniczący szwedzkiego oddziału międzynarodowej organizacji Save the Children.

Wprowadzenie

Książka Jensa Orbacka jest opowieścią o mierzeniu się z przeszłością – z traumą, która zatruwa życie, choć na pozór nie odczuwa się jej obecności. Dotyka tematyki wciąż stanowiącej społeczne tabu i rzadko pojawiającej się w historycznych świadectwach – gwałtów, których doświadczały niemieckie kobiety na terenach zdobywanych przez Sowietów. Dlatego oddajemy tę książkę czytelnikom, mimo że jej forma odbiega od stanowiących podstawową linię wydawniczą KARTY zapisów pierwszoosobowych, pozbawionych pośredników.

Tutaj jest inaczej – narrację o losach matki Autora poznajemy za jego pośrednictwem. Jednak ta książka ma dwoje bohaterów, z których każde opowiada swoją własną historię. Niemka Katja relacjonuje losy swoje i swojej rodziny synowi – urodzonemu w Szwecji Jensowi, a ten je spisuje, jednocześnie sam zdając sprawę z wewnętrznego procesu, który staje się jego udziałem wraz z docieraniem do kolejnych warstw skrzętnie dotąd skrywanej przeszłości.

Opierając się na rozmowach i dokumentach, Autor odtwarza przedwojenne i wojenne dzieje swojej rodziny. Powrót do czasów nazizmu i lat II wojny, oglądanych z perspektywy małej wioski na niemieckim wówczas Pomorzu, pozwala mu na wpisanie jednostkowej historii w większą całość – w obraz mechanizmów kierujących losami społeczności w czasach totalitarnej przemocy. Szukając odpowiedzi na pytanie, w jakim stopniu jego własna historia została przez nie ukształtowana, patrzy na przeszłość tego terenu z dystansu, na jaki pozwala mu to, że sam – choć wywodzący się z rodziny o niemieckich korzeniach – jest Szwedem.

Autor relacjonuje drogę – „podróż o nieznanym końcu” – w którą musiał współcześnie wyruszyć, by zmierzyć się z wojennymi losami swojej matki. Śledząc historię swych niemieckich przodków, od pokoleń mieszkających na Pomorzu, stawia pytania o zbiorową i indywidualną odpowiedzialność, o więzi między pokoleniami, a także o relacje między wysiedlonymi Niemcami i obecnymi mieszkańcami tych terenów, które stały się dla nich „małą ojczyzną”.

Podróż do przeszłości pozwala zrozumieć, jak wywiedzione z historii doświadczenie naznacza kolejne pokolenia. Mechanizm, który opisuje Jens Orback, nie odnosi się tylko do losów jednej rodziny – mieszkającej w rejonie Białogóry, w czasach gdy nosiła ona jeszcze nazwę Wittenberg – ale jest uniwersalnym procesem, następującym zawsze wtedy, gdy nieprzepracowane doświadczenie płynące z historii przykrywa długotrwałe milczenie.

Gdy inni świętowali zwycięstwo opowiada o przełamywaniu milczenia, pokazuje, że nazwanie głęboko skrywanej traumy pozwala uwolnić się od toksycznego wpływu przeszłości, wyzwala z roli ofiary, przynosi zrozumienie i ukojenie. Jest zachętą do stawiania pytań i do mówienia. Bo tylko one mogą pomóc w uleczeniu z ran zadanych przez historię.

Agnieszka Dębska

To jest opowieść o dwóch osobach, z których jedna wierzyła, że ma kontrolę nad przeszłością. Mimo że obie pojawiają się w książce (patrz drzewo genealogiczne) i łączą ich miejsca i czas, mają do opowiedzenia odmienne historie.

Kamienie

Kamienie rzucone przez nas słyszę

jak przejrzyste, spadają po latach.

[…]

Tam spadają

wszystkie nasze uczynki

przejrzyste

na dno nie inne

niż my sami.

Tomas Tranströmer, Wiersze i proza 1954–2004przeł. Leonard Neuger

Przeniesienie

Nie wiem, kiedy dokładnie historia matki stała się częścią mnie, ale pamiętam pewien poranek sprzed około piętnastu lat. Leżałem w łóżku w domu letnim w Grisslehamn i nie miałem siły wstać. Złe samopoczucie przekształciło się w swojego rodzaju panikę, spadałem w przepaść, nie wiedząc, kiedy się zatrzymam. Cały czas otwierały się przede mną kolejne warstwy – ostatnia była już bezdenna.

Często doświadczałem tego uczucia. To, co kiedyś przytrafiło się mamie, teraz błądziło też we mnie. Może zaraziłem się tym przez milczenie, może to dlatego tak trudno było mi się przed tym bronić. Wciągnięto mnie w coś, z czym nie potrafiłem sobie poradzić, nie umiałem opisać tego słowami, ale czułem, jakbym nosił w sobie cząstkę tego, co przeżyła matka.

To, co się wydarzyło, zostało zepchnięte w cień, a teraz kłębi się w nim i możliwe, że będzie kształtować też mnie i moje dzieci. Jak czarna dziura czy wypalona gwiazda, od której biegną niewidzialne nici.

Czy to możliwe? Czy cienkie nici historii mogą oplatać całe pokolenia i związać tych, którzy myśleli, że są wolni? Sądzę, że tak, i mimo że nie wiem dokładnie, co to takiego jest ani dokąd mnie to doprowadzi, jestem pewien, że jedyne wyjście z tej czarnej dziury to rozświecenie ciemności. Dziadek Fritz mawiał, że die Sonne bringt es an den Tag. W jasnym świetle prawda zawsze wyjdzie na jaw. Ci, którzy w czterdziestym szóstym roku wkraczali do brytyjskiej strefy okupacyjnej, skupiali się przede wszystkim na  p r z y s z ł o ś c i,  nie mówili o tym, co działo się wcześniej. Bo niby czemu mieliby to robić? Byli Niemcami i – w przeciwieństwie do wielu – wciąż jeszcze żyli.

Oczywiście niektóre wspomnienia z dzieciństwa mamy i tak wydostały się na zewnątrz. Wystarczył znajomy gest, piosenka w radiu czy rozmowa o tym, co ktoś zrobił lub czego robić nie powinien.

Jednak jej wspomnienia zawsze urywają się po trzynastym marca czterdziestego piątego roku. Gdy opowiada, jak sowieccy żołnierze otworzyli kopniakiem drzwi ich domu, a ona zarzuciła dziadkowi szary płaszcz na ramiona, łamie jej się głos. O nic więcej nie pytam. Syn nie chce wiedzieć, że matka chowa twarz w dłoniach, a tym bardziej na to patrzeć.

Mimo to muszę nakłonić ją do rozmowy. Niespecjalnie się do tego nadaję. To podróż o nieznanym końcu.

Nigdy nie widziałem, aby mama została dłużej w łóżku, nie słyszałem też, aby mówiła, że jest chora albo że źle się czuje. To dlatego, że pewnej mroźnej nocy sześćdziesiąt lat temu, gdy była na pastwisku dla koni, obiecała sobie, że jeśli kiedyś będzie mogła najeść się chleba do syta, to już nigdy nie będzie na nic narzekać.

Nie wypada narzekać i nie wypada chorować, a jeżeli człowiek zachoruje, a mimo to zdarzy mu się zaśmiać, to znaczy, że chyba jednak nie jest aż taki chory. By uniknąć zderzenia z własnymi słabościami, należy je ukrywać lub ignorować. Zupełnie jakby ból nie mógł nas dosięgnąć, dopóki się z nim nie skonfrontujemy. Taką logiką kierowali się nasi rodzice, wyjeżdżając do Niemiec, gdy ja i moja młodsza siostra jeszcze spaliśmy. Siostra nie musiała patrzeć, jak mama i tata wychodzą z domu, ale za to później niechętnie kładła się spać.

Dla wielu osób z pokolenia mojej matki milczenie stało się sposobem na życie. Co zmieni rozmowa o tym, co wszyscy i tak już wiedzą? Moje pokolenie jest już zupełnie inne. Aby uwolnić się od lęku, stajemy z nim twarzą w twarz. Dzięki temu nie jesteśmy jego niewolnikami, choć, rzecz jasna, łatwiej to powiedzieć, niż zrobić. Moja mama, podobnie jak większość z nas, uważa, że jej dzieciństwo było zupełnie normalne, w końcu innego nie miała. Gdy dorosła, zaczęła stawiać znak równości między cierpieniem a poczuciem winy. Zrównywała je ze sobą, a następnie starała się o nich zapomnieć.

Gdy pytam, jak to się stało, odpowiada krótko, że wtedy nic nie było takie, jakie być powinno. Jakkolwiek manipuluje perspektywą, flaga ze swastyką i tak rzuca cień na jej dzieciństwo. Uwięziona gdzieś między katem a ofiarą zajmuje miejsce, które kiedyś może wydawało jej się neutralne, i nie poświęca mu zbyt wiele czasu.

Staram się ją pocieszyć.

– Gdy Hitler objął władzę, ty byłaś jeszcze dzieckiem.

Mama cicho przytakuje. Wydaje mi się, że uderzają ją myśli w rodzaju: „Ja byłam jeszcze dzieckiem, ale co zrobili dorośli?”. Sam się zastanawiam, co bym zrobił, gdybym żył w tamtych czasach. Ta myśl nie daje mi spokoju. Czy byłbym „dobrym” nazistą? Takim, co nie do końca był zwolennikiem ideologii, ale mimo to się z nią zgadzał i robił wszystko, czego od niego oczekiwano, a czasem nawet trochę więcej? Te pytania ciągle mnie nurtują i czasami marzę, żeby matka była uwolnioną więźniarką obozu koncentracyjnego albo żeby istniał jakiś dowód, że jej ojciec działał w ruchu oporu.

Nigdy nie interesowałem się specjalnie drugą wojną światową. Żywiłem nawet lekką pogardę wobec tych, którzy w moim odczuciu tylko napawali się różnymi ciekawostkami historycznymi, kiedy tak wiele było do zrobienia tu i teraz, dopóki czasy, w których żyjemy, nie przeszły jeszcze do historii. Dopiero później uświadomiłem sobie, że historia nie jest zbiorem faktów i może przemieszczać się w czasie.

Okres wojny, którego doświadczyła matka, został opisany w jednym z czterech tomów długo kurzących się na naszym regale. Teraz zabrałem go do mojego gabinetu. Ostatnia część opasłego dzieła, która leży właśnie na moim biurku, nazywa się zwięźle: Zwycięstwo.

Gdy pewnego wrześniowego wieczoru czterdziestego dziewiątego roku Katja dociera na dworzec kolejowy w Sztokholmie, światła nad zatoką Riddarfjärden migocą jak planety. Jest wolna od przeszłości, a przynajmniej tak jej się wydaje.

Rodzina z Brommy, u której ma pracować jako gosposia i opiekunka do dzieci, nie pyta o jej kraj pochodzenia. Tysiącletnia Rzesza upadła po dwunastu latach. Katja prawie nie pamięta, jak wyglądało jej dzieciństwo, które zbiegło się w czasie z rządami Hitlera, i tu, w Szwecji, tak ma już pozostać. Liczy się tylko  p r z y s z ł o ś ć. 

Mimo że jej żołądek i zęby nie są jeszcze przyzwyczajone do nowej diety, cieszy się, że przebywa w kraju, w którym kilka razy dziennie może najeść się do syta, i nie musi się bać, że powie niewłaściwą rzecz do niewłaściwej osoby. Nawet jej najmłodsi podopieczni sprzeciwiają się czasem swoim rodzicom. Tęskni za domem, ale mimo to chce tu zostać.

Katja jest jedną z wielu młodych Niemek, które przyjechały do Szwecji, by podjąć pracę jako pomoc domowa. Gdy tylko zaczęła chodzić do seminarium nauczycielskiego w Lubece, od razu zrozumiała, że w Niemczech trudno jej będzie się utrzymać i znaleźć dobrą pracę. Nauczycielka Katji, która nawiązała międzynarodowe kontakty dzięki działalności w Kościele, już na początku półrocza spytała, czy któraś z dziewcząt nie chciałaby pojechać do Szwecji. Zainteresowanie było ogromne, ogłoszenie umieszczono też w dzienniku „Dagens Nyheter”.

Po kilku miesiącach w nowym kraju Katja po raz pierwszy wychodzi z koleżankami do miasta. Jedzą danisze w kawiarni na ulicy Kungsgatan, w której grają szlagiery. Niektóre piosenki brzmią znajomo. W środowe wieczory chodzą na potańcówki do Skansenu. Chłopcy płacą po dwadzieścia pięć öre, a dla dziewczyn wstęp jest darmowy. Gdy muzyka cichnie, wracają ramię w ramię do domu w Brommie.

Katja spędza dużo czasu z dziećmi, dzięki czemu dosyć szybko uczy się nowego języka. Przychodzi jej to o wiele łatwiej niż wtedy, gdy ojciec – który również był jej nauczycielem – udzielał jej lekcji francuskiego, skupiając się przede wszystkim na gramatyce. Po kilku latach Katja zna szwedzki na tyle dobrze, że zapisuje się do seminarium nauczycielskiego, by dokończyć kurs rozpoczęty w Niemczech. Niedługo potem zostaje przyjęta na praktyki w Älvsjö.

Któregoś wieczoru przyjaciółka Katji przedstawia jej pewnego ekstrawaganckiego chłopaka w pluszowym płaszczu. Kolega zaprasza je do swojej kawalerki, gdzie obrazy wiszą na suficie, tak że ogląda się je, leżąc w łóżku. Katja nie ma pojęcia, co on takiego w sobie ma, ale już pierwszego wieczoru podejmuje decyzję: den möchte ich heiraten. Pragnę go poślubić.

***

Po dziesięciu latach od przyjazdu matki do Szwecji przychodzę na świat jako trzecie z czworga jej dzieci. Wtedy mama nie mówi już z niemieckim akcentem. I – jak to mawiał dziadek – patrzy w przyszłość.

Kiedy tylko jej mąż, a mój ojciec, genialny artysta, poeta i architekt, jest w domu, przyjmuje rolę przedstawiciela rodziny. Mama, podobnie jak wiele innych matek, trzyma się raczej na uboczu. Tata pochodzi ze Smalandii, dlatego kibicujemy drużynie Öster i często jeździmy do Oskarshamn i Västerviku. Mama rzadko opowiada o swoim dzieciństwie i tym, czego doświadczyła za granicą. Chowa to gdzieś w szafie lub na strychu. Wydaje mi się, że tata nie ma pojęcia, przez co przeszła podczas drugiej wojny światowej, ale chyba tak jest im wygodniej.

Można umyślnie czegoś unikać, ale sama chęć nie wystarczy, by wymazać to z pamięci.

***

Na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych powoli przyzwyczajamy się, że taty prawie nigdy nie ma w domu. Kojarzymy go głównie z tęsknotą. Co roku największe emocje towarzyszą nam pewnego czerwcowego wieczoru, gdy wyjeżdżamy rowerami na drogę szutrową do Grisslehamn i zatrzymujemy się na drewnianym moście, by stamtąd wypatrywać czarno-białego volva amazon. Tata i pozostali dwaj pasażerowie machają do nas przez szybę, a kiedy już nas miną, wsiadamy na rowery i pedałujemy tuż za nimi w chmurze spalin; zatrzymujemy się dopiero pod domem.

Znów odwiedzili nas dziadkowie, przyjechali prosto z Niemiec do naszego drewnianego domu na Wyspach Alandzkich, leżącego nad tym samym wielkim morzem, nad którym oni też się wychowywali. Ich plaża znajdowała się na Pomorzu, ale prawie o tym nie rozmawiamy. Dla nas to Großmutter i Großvater, czyli babcia i dziadek, a dla mamy – Mutter i Vater, mama i tata, choć teraz Katja mówi na nich po prostu Karin i Fritz.

Fritz jest ubrany w grubą, szaro-białą marynarkę i słomiany kapelusz. To uroczysta chwila, więc podchodzę do niego w milczeniu. Gdy tylko wejdzie do domu, od razu przebierze się w sfatygowaną, skórzaną kurtkę, która wisiała na haczyku w „pokoju Großmutter i Großvater” jeszcze od końca zeszłych wakacji, kiedy poprzednio u nas byli. Fritz robi pierwszą rundkę po lesie, po czym wraca do domu i opowiada o pracach, których nie wolno było tam wykonywać. Dziadek uważa, że natura sama wie, jak o siebie zadbać. Nie powinniśmy w nią ingerować, tylko bacznie się jej przyglądać, uczyć się od niej i żyć z nią w zgodzie.

Babcia ma na sobie jasne, wąskie spodnie i nowy szal. Trzyma w ręku dużą, pękatą torbę, w której mieści się wszystko, czego potrzebuje. Jej dłonie są gładkie, ale pokrywają je drobne, brązowe plamki. Podobnie jak dziadek, ona też niedługo się przebierze: włoży kwiecisty strój kąpielowy, w którym widać jej lekko zaokrąglony brzuch, a na wierzch narzuci wysłużony szlafrok. Podejdzie do prostokątnego stolika obok łazienki i postawi na nim przeróżne butelki i słoiki. Niedługo pojawią się tam też książki, papierosy mentolowe i niemiecka czekolada, a przy odrobinie szczęścia może nawet cukierki, które niekiedy mają dziwny smak, ale za to można je długo ssać. Nad drewnianą ławką w kuchni zawisną pęta podłużnej kiełbasy.

Dziadek nie ma słoików ani papierosów, ale za to ma książki. Część jest po szwedzku, część po niemiecku. W niektórych są nuty, w innych wiersze i wszystkie wyglądają tak, jakby zaraz miały się rozpaść.

Jego potężne dłonie mogą zrobić wszystko. Tak szybko porządkują zaniedbaną porębę, że do końca wakacji piętrzą się na niej sągi wysokie jak mielerze. Wożę je z ojcem taczkami do drewutni, żeby nie leżały pod gołym niebem, gdy za rok dziadek znów nas odwiedzi. Jego potężne dłonie łamią drzewa i przenoszą pnie, ale potrafią też wykopać wątłe sadzonki rzodkiewek z rozsadnika na górce za szopą i posadzić je w równych rzędach w warzywniku. Jego dłonie pokazują nam też, jak czyścić sieci. Nie wyciągają pojedynczych wodorostów, tylko tak potrząsają siatkami, że wszystko, co się w nie zaplątało, wzbija się w powietrze, tworząc chmurę. Tak robili rybacy w Wittenbergu, którym dziadek pomagał czasem przy połowach flądry. Gdzieś po drugiej stronie Bałtyku.

Karin leży na piaszczystej plaży na południe od Grisslehamn ubrana w kolorowy strój kąpielowy i słomkowy kapelusz i czyta książkę. Obok niej siedzi moja starsza siostra Ylva; na kocu jest też torebka babci, a w niej papierosy mentolowe i może nawet kilka żółtych lub zielonych cukierków. I mała, złota papierośnica, którą moja siostra podziwia ponad wszystko. Siedzą tam tak długo, aż usłyszą dzwonki krów albo słońce zacznie chować się za koronami sosen.

Czasami przez chwilę towarzyszy im dziadek. Wtedy kładzie się obok Karin i zaplata dłonie na piersi, ale nie zdejmuje ani koszuli, ani swoich grubych spodni. Nigdy nie widziałem, żeby wchodził do wody. Ja też się nie kąpię, ale gdy wracamy z plaży, dziadek bierze mnie czasem na barana.

1956. Katja z córką YlvąFot. Carl Olov Orback

Każdego poranka na kuchennym stole czeka na nas słoik borówek. Dziadek wraca do domu dopiero, gdy wypełni naczynie po brzegi. Później jemy borówki i pijemy mleko, a on znów idzie do lasu, tym razem już z siekierą. Jest przyzwyczajony do ciężkiej pracy i mówi, że działając razem, możemy dokonać wielkich rzeczy. Gdy któregoś dnia terkocząca kosiarka odmawia mu posłuszeństwa, przynosi z kuchni noże i pokazuje nam, jak mamy się z nimi ustawić. Jeśli wszyscy weźmiemy się do pracy, to skosimy trawnik, a przy tym oszczędzimy sobie hałasu i spalin.

Jedyne, czego nie mogę robić z dziadkiem, to kupować słodyczy, układać puzzli i grać w piłkę nożną. Dziadek się nie bawi i nie chodzi do sklepu, a poza tym trochę kuśtyka. Kiedyś powiedział mamie, że jego brat Erich był świetnym piłkarzem. Ale teraz dziadek nie ma już brata. Gdy wybuchła pierwsza wojna światowa, Erich zgłosił się jako ochotnik do armii cesarza Wilhelma II, a Fritz poszedł za nim. Młodszy brat zginął, a on sam został trafiony granatem w nogę i dostał się do niewoli, po czym wylądował w Piotrogrodzie, gdzie spędził jeszcze kilka lat. Fritz niechętnie o tym mówi. Jego motto to patrzeć w przyszłość. Gdy ból się wzmaga, babcia przemywa mu rany ciepłą wodą z miodem. Wieczorem dziadek wyjmuje akordeon i śpiewa piosenki o „zamku w lesie”, które sam napisał.

Dziadkowie będą przyjeżdżać do naszego drewnianego domu w każde wakacje, odkąd mam trzy lata, do momentu aż skończę siedemnaście. Wakacje spędzane z nimi przez piętnaście lat z rzędu to dla dziecka wieczność.

Gdzieś pod koniec tej wieczności dociera do mnie, że choć to zapewne nacjonalizm niemiecki skłonił go do tego, by wstąpić za bratem do armii cesarza Wilhelma II, Fritz był też socjalistą. Socjalistą i nacjonalistą? Z początku nie umiałem sobie wyobrazić, że można być jednocześnie i jednym, i drugim. Nie chciałem łączyć tych dwóch ideologii w jedno słowo, a już tym bardziej używać ich w zdaniu odnoszącym się do mojego dziadka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Gdy inni świętowali zwycięstwo

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Wina

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Posłowie do polskiego wydania

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Tytuł oryginału: Medan segern firades – min mammas historia

© Copyright by Jens Orback, 2007

Wydawca: Natur och Kultur, Stockholm

© Copyright for the Polish edition by Fundacja Ośrodka KARTA, 2021

© Copyright for the Polish translation by Justyna Kwiatkowska, 2021

TŁUMACZENIE: Justyna Kwiatkowska

REDAKCJA: Agnieszka Dębska

IKONOGRAFIA: Ewa Kwiecińska

PROJEKT GRAFICZNY, SKŁAD: Agnieszka Prus Works

PRZYGOTOWANIE ZDJĘĆ: Tandem Studio

MAPY I DRZEWO GENEALOGICZNE: © Stig Söderlind

ZDJĘCIE NA OKŁADCE:

Marzec 1945. Bezdomna Niemka pośród ruin

Fot. John Florea / The LIFE Picture Collection / Getty Images

DRUK: READ ME, Łódź

Dziękujemy Swedish Arts Council za dofinansowanie tłumaczenia

Ośrodek KARTAul. Narbutta 29, 02-536 Warszawatel. (48) 22 848-07-12kontakt do wydawnictwa: [email protected]: [email protected]ęgarnia internetowa: ksiegarnia.karta.org.plwww.karta.org.pl

Wydanie I

Warszawa 2021

ISBN 978-83-66707-14-6