Poezja Leśmiana towarzyszy mi od pewnego czasu, lubię szczególnie te jego wiersze o przyrodzie, łące, lesie, zieloności. Kiedy więc wypatrzyłam jego biografię autorstwa Piotra Łopuszańskiego, pod znaczącym tytułem „Bywalec zieleni”, wiedziałam, że muszę te książkę przeczytać. Początkowo książka przytłoczyła mnie ilością dat, nazwisk, rodzinnych powiązań, miałam poczucie, że czytam kalendarium. Nie jestem jednak osobą, która szybko rezygnuje z czytania książki i dobrze, bo potem było na szczęście dużo ciekawiej. „Bywalec zieleni” to nie tylko biografia jednego z najwybitniejszych polskich poetów, ale także portret środowiska artystycznego, w którym się obracał (m.in. kręgi „Chimery” i paryskiej emigracji), a także Polski, tej pod zaborami i tej w dwudziestoleciu międzywojennym. Piotr Łopuszański dużo pisze o twórczości autora „W malinowym chruśniaku”( nota bene napisanym dla wieloletniej kochaniki Dory Lebethal), o procesie twórczym, o zaangażowaniu poetyckim (np. do debiutanckiego tomu wierszy wymyślił ….kilkanaście tytułów ), o niedocenieniu wagi jego poezji przez współczesnych, a przede wszystkim przez opiniotwórcze środowisko Skamandrytów. Ale z biografii możemy także dowiedzieć się, że Leśmian był niewielkiego wzrostu, o „wyglądzie świerszcza” (choć mnie patrząc na jedną z fotografii przypomina chomiczka;-)), nałogowym palaczem i zarazem wielkim smakoszem, który lubił bigos z winem i pierogi na maśle. Namiętnie czytał biografie sławnych ludzi, nie wiedząc że za jakiś czas on będzie takim człowiekiem i o nim będą pisać biografie. Unikał jak mógł swojej pracy notariusza, bo czyż jako prawdziwy artysta mógł spędzać dni siedząc w biurze? Pewnie gdyby był sumiennym urzędnikiem nie powstałyby ballady, pieśni i poematy o tak oryginalnym obrazowaniu i myśli filozoficznej.