Rozmowy z białaczką - Sylwia Syed - ebook + książka

Rozmowy z białaczką ebook

Syed Sylwia

3,0

Opis

Sylwia dowiedziała się o swojej chorobie w momencie, gdy na świat miało przyjść jej trzecie dziecko, dziewczynka, malutka Izza. Sylwia usłyszała, że nagły spadek hemoglobiny w jej krwi to nie anemia, to ostra białaczka szpikowa. Białaczka to wyrok. Często tak właśnie myślimy, choć nie mówimy tego na głos, zwłaszcza przy chorej osobie.

Sylwia napisała książkę parę miesięcy po wyzdrowieniu. Została poddana Próbie Mistrza i zdała ten Test.

„Czasami trzeba znaleźć się na skraju, żeby zobaczyć, jak coś działa. I czasem takim skrajem jest ciężka choroba. Nazywam ją Próbą Mistrza. Świetnie szlifuje nawigowanie swoimi emocjami. Ale nie tylko! Za chwilę opowiem Ci o tym więcej. Opowiem Ci moją historię, od początku.”

Z pewnością książka może się stać błogosławieństwem dla wszystkich, którzy znajdują się w podobnej sytuacji – chorują na jedną z chorób nadal stanowiących ogromne wyzwanie dla współczesnej medycyny. Jednak „Rozmowy z Białaczką” to nie książka jedynie dla osób chorujących fizycznie. To nie zapis li tylko procesu uzdrowienia fizycznego. To książka dla wszystkich, którzy szukają odpowiedzi na sens życia, którzy być może zwątpili w sens własnej ścieżki duchowej, którzy utknęli gdzieś na drodze swego duchowego życia, którzy cierpią i nie rozumieją sensu tego, przez co przechodzą. Lecz w tym wszystkim jest w nich głębokie pragnienie obudzenia się. Chcą uzdrowienia duszy. Nie chcą tylko przetrwać, chcą żyć.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 144

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (2 oceny)
1
0
0
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Podziękowania

Dziękuje Wam, Mamo i Tato.

Bez Was nigdy bym się nie dowiedziała, że jestem tak silna.

 

Dziękuję Ci, Krzysztof.

Dzięki Tobie powierzyłam wszystkie niewiary wielkiemu Nieznanemu.

 

Dziękuję Ci, Kochanie, za Twoje wspieranie. Dziękuję moim córkom – Izzie, Alishi i Paulinie.

Kocham Was…

 

Dziękuję Wam wszystkim, stworzonym specjalnie dla mnie.

 

Z Miłości do Was,

Sylwia

 

MIŁOŚĆ JEST KLUCZEM DO WSZYSTKIEGO

 

 

Znam Cię,

w nieskończenie wielu odsłonach.

Jesteś Wszystkim i Jesteś Wszędzie.

Nawet jeśli o tym zapominasz.

Jestem tu po to, żeby Ci o tym przypomnieć.

W odpowiednim miejscu i czasie Twojej i mojej Podróży.

 

Tę książkę dedykuję Tobie we mnie.

Gdy patrzę na Ciebie, widzę siebie.

 

 

Niezapominajki

to są kwiatki z bajki!

Rosną nad potoczkiem,

patrzą rybim oczkiem.

 

Gdy się płynie łódką,

śmieją się cichutko

i szepcą mi skromnie:

„Nie zapomnij o Mnie”.

 

Maria Konopnicka

 

Nie zapomnij o nieskończonym Kwiecie Życia,

który rośnie w nas najlepiej.

To jest Twój Wzór do tworzenia.

I przypomnienie, że w każdej cząstce siebie –

JESTEŚ.

Słowo od Autorki

Po przekroczeniu chmury osądów na swój temat pojawia się zaufanie, które przenosi góry. Dwie połówki jabłka łączą się w całość. Kobieta łączy się z mężczyzną. Branie łączy się z dawaniem. Pojawia się jedność. Żadna kropla miłości nigdy się nie uroni. Nasze doświadczenia są teraz jak nasze skarby, którymi możemy się dzielić w nieskończoność.

Zapraszam Cię mój kochany czytelniku do Wszechświata, któremu wyszedłeś naprzeciw. Wierzę głęboko, że jeśli trzymasz tę książkę w ręku, to właśnie zrobiłeś krok w działaniu ku swojej transformacji i dlatego też pojawia się ona w twojej przestrzeni. Interpretacja tej książki należy do Ciebie. Pozostawiam jednak jedno zdanie ode mnie. „A słowo się ciałem stało”.

Serdeczne podziękowania za spotkanie na swojej drodze Marka Konieczniaka z Wydawnictwa Pokoju Chrystusa oraz Joli Prokopowicz z Czytaj Mnie.

Z miłości do obdarowywania

Sylwia

Rozdział INieśmiertelność

Zawsze chciałam być nieśmiertelna. Wiedziałam doskonale, że moje ciało jest wytworem mojej wyobraźni – jak cały świat dookoła mnie. Więc zapragnęłam być nieśmiertelna. I chciałam dowiedzieć się, o czym naprawdę jest moje marzenie.

Trochę zaczęło mnie też niepokoić, że tak bardzo się tym interesuję. Czułam, że Wszechświat wypycha mnie w stronę rozpoznania. W mojej głowie coraz częściej zaczęły pojawiać się obrazy ofiar wypadków, przy których pracowałam. W myślach coraz częściej roiło się od strzępków scen z życia, które jak w kalejdoskopie układały się ciągle w ten jeden temat. A do tego – moje serce! Nabrało takich prędkości uderzeń, jakich jeszcze nie znałam! Puls 140 w stanie spoczynku. Lekarze tłumaczyli, że czasami nic nie potrafią z tym zrobić, bo nieraz ludzie tak po prostu mają. Więc i ja mam, tak po prostu. Ale wiesz... to strasznie dziwne odczucie, kiedy w środku przeczuwasz, że to dopiero początek.

Słyszałam, że jogini mają tak wytrenowane ciała i umysły, że nawet gdy zjedzą truciznę i powiedzą sobie, że jest to dla nich dobre – nic im się nie stanie. Zafascynowała mnie ta siła umysłu! A wiadomo, że najwięcej się dowiadujemy, gdy sami wchodzimy w doświadczenie. Więc i ja weszłam. Czasami trzeba znaleźć się na skraju, żeby zobaczyć, jak coś działa. I czasem takim skrajem jest ciężka choroba. Nazywam ją Próbą Mistrza. Świetnie szlifuje nawigowanie swoimi emocjami. Ale nie tylko!

Za chwilę opowiem Ci o tym więcej. Opowiem Ci moją historię, od początku.

Rozdział IICzerwony Motyl

To był spontaniczny wyjazd, zaraz po maturze. Losowanie miejsca palcem na mapie i jest! Rowy! Nad samym morzem!

Siedzimy naprzeciw siebie – ja i Sebastian, moja pierwsza miłość. Pociąg wydaje jedyny w swoim rodzaju stukot kół, kojarzący się z dalekimi podróżami. Przez okno umykają rozległe widoki pól i lasów. Patrzę na te widnokręgi i zastanawiałam się, czy to Ziemia się kręci, czy to ja się kręcę? A może wszystko stoi w miejscu? Czuję niesamowite połączenie z naturą. Czy zawsze tak jest, gdy jest się zakochanym?

Stoję przy oknie i podziwiałam tę wielkość świata. Wiatr wolności rozwiewa moje włosy we wszystkie strony. Nasze spojrzenia spotykają się po drodze, wlewając do serca gorące pożądanie i namiętność. Chce mi się płakać… Jestem taka zakochana i naprawdę szczęśliwa. Co się ze mną dzieje? Czemu nigdy wcześniej tak się nie czułam?

O świcie docieramy do Władysławowa. Nisko pod niebem latają mewy, a w wyobraźni już czuję pod stopami piasek i igły sosnowego lasu, które prowadzą nas nad samo morze. I róże! Dzikie, fioletowe i pachnące róże! Uwielbiam je. I te delikatne płatki, które rozsypują się w dłoniach, zostawiając satynowy, złotożółty pył. Kocham to uczucie!

Zauważyłam, że jest pewna magia, gdy przybywasz do nowego miejsca. Wszystko jest wtedy takie inne. Wszystko! Niby takie zwykłe i codzienne, a jednak inne. Zupełnie tak jak teraz! Gdyby tylko ta chwila trwała wiecznie... A może będzie tak już zawsze i wszędzie, nie tylko tutaj?

Szukamy kwatery. Wszystko zajęte.

W pierwszym pensjonacie pani pyta, czy jesteśmy po ślubie. Ledwo powstrzymujemy śmiech. Dyskretnie odwracamy twarze i próbujemy to jakoś zakryć. Nie chcemy robić jej przykrości. Od wstrzymywania śmiechu moje ciało popada w trzęsawkę i jest jeszcze gorzej. Zanim nastąpi ten kontrolowany jeszcze wybuch, wychodzimy.

W następnym pensjonacie wita nas całkiem wyluzowany pan. Miło z nami rozmawia i już nie pyta o ślub. Chyba lubi młodzież, a już na pewno bardzo dba o swoją posiadłość. Panuje tu taka przyjacielska atmosfera… Opowiada nam o swoim pensjonacie, a ja nie potrafię oderwać wzroku od jego szklanego oka. To niezwykłe! Oko, które nie widzi. Fascynujące i przerażające jednocześnie. To tutaj zatrzymamy się na tydzień. W pensjonacie z gospodarzem o szklanym oku.

Nasz pokój jest bardzo przytulny. Od razu łączymy łóżka i ustawiamy magnetofon na stoliku. Śmiejemy się z siebie, bo na tydzień wyprawy zapakowaliśmy kilka plecaków. Łącznie z garnkami! Jakbyśmy byli gotowi na naprawdę wszystko.

Gospodarz o szklanym oku nie schodzi nam z ust, stał się bohaterem głupich żartów. Każdą kwestię kończymy zaczepną groźbą: „uważaj, bo zaraz przyjdzie pan z okiem!”. Brzuch mnie już boli od tej głupawki. Pokładam się na podłodze i błagam Sebastiana, żeby już przystopował. Przecież ludzie nas usłyszą! Przez szparę drzwi spoglądamy na podwórko – wszystkie oczy skierowane na nasz pokój. W końcu ktoś przyjdzie i zwróci nam uwagę, i znowu będę musiała udawać poważną. A to nigdy nie było moją mocną stroną.

Rowy są przepiękne. Tyle tu kolorowych uliczek i port ze statkami. Szczerze? Chyba nie widziałam bardziej malowniczej miejscowości. Przed samym wyjściem na spacer przypinam broszkę – Czerwonego Motyla. To moja ukochana. Odkąd pamiętam, motyle symbolizowały w moim życiu wyjątkowe piękno. Ulotność, transformacja, gotowość do zrzucenia kokonu. I ta czerwień! Jak krew. Jak życie, Boska Siła. Układałam jego koronkowe skrzydełka tak, żeby miał je rozprostowane. Może to dziwne, ale wiem, że kiedy dotykam jego skrzydeł to tak, jakbym pamiętała o swoich.

* * *

Ostatni dzień naszego pobytu. Właściciel prosi nas o przeniesienie się do pokoju obok. I znowu mam wrażenie, że jest tu zupełnie inaczej. Ten sam pensjonat, a jak inaczej. I tak smutno. Czuję te emocje w ścianach. Jacy nieszczęśliwi musieli być w tym pokoju poprzedni goście.

Wieczorem jesteśmy już spakowani. Celebrujemy nasze ostatnie chwile. Stoimy obok siebie, wpatrując się w swoje odbicia w lustrze. Młodzi i tak niezwykle w sobie zakochani. To wszystko w nas widać. Podziwiamy samych siebie – lustro w lustrze odbija Nieskończoność. Jest w tym coś niezwykłego. A im dłużej w tym jesteśmy, tym mocniej czuję, że wszystko jest możliwe. Wszystko! Dużo już słyszałam o Miłości, ale teraz czuję ją całą sobą! Im bardziej się w nas wpatruję, tym bardziej to odczucie nabiera nieznanych mi intensywności. Jakby nie było granic! Nie wiedziałam, że bezgraniczność naprawdę da się odczuć.

Z każdym momentem zaciera się każda bariera, którą dotąd stawiałam, myśląc, że coś mogę lub nie. Odczuwanie rzeczywistości jest teraz tak niewyobrażalnie inne! Intensywne. Czuję sprawczość każdej myśli, którą tworzę. Każdej! Zaczynam bać się swoich myśli! Patrzę na Sebastiana – widzę, że czuje to samo. Jesteśmy teraz ze sobą bardzo połączeni.

Chwila rozciąga się w czasie. Nasza percepcja się odmienia. Muzykę z magnetofonu też słyszę inaczej, jakby z echem wyłaniającym się z Nieskończoności. A może mi się to tylko wydaje? Nie przestaję się wsłuchiwać. Echo coraz wyraźniej pokazuje, jakby dźwięk pochodził z przestrzeni, która nie ma ani początku, ani końca. Oboje jesteśmy w tym wirze niezrozumiałych doznań, których tempo jest takie szybkie. Co ja mówię?! Jest ogromne!

Odczuwam ciepło – bardzo intensywne i gęste ciepło, które zaczyna krążyć między nami. Rosnę w nim coraz bardziej. Wszystkie zmysły w moim ciele pracują teraz tak intensywnie. Są na najwyższych obrotach, jakich dotąd nie znałam! Nie wiem, co się z nami dzieje i wiem jednocześnie, że coś nas nieodwracalnie zmienia.

Przyjechaliśmy tu jako para szaleńczo zakochanych. A teraz?? To uczucie jest dla nas czymś zupełnie innym. Miłość jest piękna, ale w tym momencie jest też tajemnicza i przerażająca. W tej chwili tylko te trzy słowa do niej pasują. Szczerość naszych rozmów jeszcze bardziej potęguje te doznania.

Robię się coraz bardziej lekka. Czuję się jak piórko, które, gdyby tylko pozwoliło sobie zobaczyć, co jest dalej, poleciałoby pod sufit. Sebastian mówi, że czuje jakby jego nogi mogły samoistnie się unosić. Łapiemy się w opisach swoich doznań w środku zdań, potwierdzając nawzajem, że jeśli zwariowaliśmy, to na pewno oboje. Ale to, co się dzieje, pokazuje jednocześnie w bardzo nieoczywisty sposób, czym jest potęga tego, co nas łączy. Jeszcze nigdy tak się nie czułam! Ukochana i taka cudowna... I ciągle powraca ta myśl, że naprawdę wszystko jest możliwe. Absolutnie WSZYSTKO! I to mnie przeraża.

Może to ten pokój ma w sobie coś dziwnego?

Patrzę na lampę pod sufitem – wiele poplątanych, wijących się w różne kierunki łodyg z kwiatami na końcu. Mam poczucie, że w jednej sekundzie może zmienić swój kształt. Może wszystko! W głowie natychmiast pokazuje mi się jej obraz – wiruje w nim szybko, dookoła własnej osi. To ciekawe, jak plastyczna w mojej percepcji staje się teraz materia. Czuję, że powinnam jak najszybciej przestać o tym myśleć, bo za chwilę zacznie się to dziać naprawdę. Nigdy wcześniej nie byłam tak pewna, że moje myśli mogą się materializować. Skąd ta pewność? Skąd to odczucie?

Boję się tego.

Zamykam oczy, odwracam wzrok. Nie chcę na nic patrzeć, bo teraz nawet najmniejsza moja myśl może się urzeczywistnić. Co jest grane?! Wszystko wygląda teraz tak inaczej...

Przytulam się do Sebastiana. Leżymy w objęciach i rozmawiamy o Miłości. O tym, że moglibyśmy za sobą wskoczyć w ogień. Z każdym momentem czuję, że nasze ciała stapiają się. Dwa ciała połączone w jedną, doskonałą rzeźbę. Nasz wspólny oddech staje się oddechem jednego ciała. Wszystko harmonijnie ze sobą współgra. Jego ciało jest teraz też moim ciałem. Mogę unosić jego nogę jak swoją! Już wcześniej rozumiałam go i odczuwałam bez słów. Ale żeby aż tak?!

Nigdy dotąd nie czułam Miłości w ten sposób. A może wcześniej tylko ją sobie wyobrażałam?

* * *

Żegnamy pensjonat o świcie. Na pociąg idziemy obok siebie, w ciszy. Oboje mamy nad sobą wielką chmurę myśli. O co w tym wszystkim chodzi? Połączyłam się sama ze sobą? Ciało mojego chłopaka jest teraz też moim ciałem?? Spotkało mnie coś wielkiego. A może każdy w życiu ma takie chwile...?

Siedzimy na ławce przy peronie. Jest cicho, wokół tylko kilka osób. Otwarte zmysły wciąż pracują. Pod stopami czuję rytmiczny bas, silne pulsowanie, które wprawia w drganie moje ciało. Patrzę na Sebastiana. On też to czuje! Znowu oboje w tym jesteśmy! Jakbyśmy znaleźli się w bańce odczuwania z innego świata – bardzo plastycznego, żywego, tętniącego. I jakbyśmy oboje właśnie doświadczali bijącego serca Matki Ziemi. Nie wiem, skąd to wiem, ale wiem, że to Ona. A my jesteśmy teraz jak jej dzieci.

Każda chwila robi się coraz bardziej zaskakująca i odkrywcza. Jakbyśmy z jakiegoś powodu wszystkiego uczyli się i doświadczali od nowa, w zupełnie innych jakościach. Totalnie innych! Każdy gest, dotyk, ruch, widzenie, odczuwanie. Czuję, że wszystko wymyka mi się spod kontroli. Co jest grane?! Zastanawiam się, czy ktoś poza nami też o tym wie, czy tylko my tego doświadczamy. Wiem jedno – Miłość to naprawdę Potęga. Więcej nie wiem nic. I nie wiem, co będzie dalej. Wygląda na to, że w ogóle nic nie wiem.

Wsiadamy do pociągu. W naszym przedziale widzę dwa wolne miejsca obok siebie, które jakby czekały już tylko na nas. Rozglądam się po ludziach. Niedaleko, po przekątnej, siedzi babcia z wnuczkiem. Rozwiązują jakieś zadania, cudownie się bawią. Zresztą nie tylko oni. Wszyscy są tu tacy sympatyczni, bije od nich ciepło. Uśmiechają się do siebie nawzajem i rozmawiają z takim spokojem, jakby się tu wszyscy naprawdę lubili. Tak po prostu! To naprawdę rzadkość.

Przedział stopniowo pustoszeje. Zostaliśmy zupełnie sami. Ciągle słyszę ten cudowny stukot kół pociągu i patrzę, jak pomarańczowe słońce chowa się za mrocznymi chmurami. Gdzieniegdzie widać już świetliste gwiazdy.

Odpalam papierosa. Ekscytuje mnie magia tej chwili.

Siedzimy obok siebie. Naprzeciwko nas – małe lusterko. Znów oboje oglądamy siebie. Jesteśmy bardzo ładną parą. Blask szczęścia najbardziej tętni z naszych oczu. Są teraz zupełnie inne. Pełne czegoś nieznanego.

Moje ciało znowu reaguje. W każdej komóreczce zaczynam czuć bicie malutkich serc. Nie tylko wyczuwam ich pulsację, ale naprawdę wiem, że tam są! Czuję też każdą komórkę z osobna. I motyle… Łaskoczą mnie w brzuchu, a kiedy ulatują, moje serce robi się lżejsze. To uczucie lekkości rozprowadza się teraz po całym moim ciele.

Miłość nie ma granic. Słowa nie pomieszczą już tego uczucia, które zaczyna rozlewać się na zewnątrz. Ta magia zatrzymała czas i wypełniła nas swoją subtelną otoczką aż po brzegi. Jestem nasycona i wolna od wszystkiego – nawet od mojego partnera. Jeszcze przed chwilą byłam tak mocno do niego przywiązana. Jeszcze niedawno wyznaliśmy sobie, że gdyby któremuś z nas coś się stało, drugie bez niego by umarło. A teraz? Wyszliśmy ponad słowo Miłość. Już nie potrzebujemy siebie nawzajem. Czuję wolność i napełnienie. Czuję też, że nastąpiła między nami całkowita wymiana – ja zawieram jego, a on zawiera mnie. Każda następna chwila razem jest już tylko wyborem.

Do naszej rozmowy nie są już potrzebne słowa. Od tej pory rozmawiamy inaczej. Jakby niewidzialne motyle, lecące z naszych brzuchów, przekazywały i odbierały wszystkie informacje, które są odczuwane w całym ciele. Tym właśnie jest telepatia.

Przychodzą mi na myśl Anioły. To one mają tak subtelne i delikatne uczucia. Bo to, co teraz czuję, to na pewno nie są już ludzkie uczucia. A w tej chwili nie pamiętam już, jak to jest być człowiekiem.

Stoimy pośrodku przedziału, wtuleni w siebie. Nasze ciała pulsują. Czuję, jak ten rytm wtacza w nas światło. Najpierw w nasze ciała, później wylewając się też na zewnątrz, jak subtelna mgiełka. Skąd to płynie? Czym to jest? Znika pulsacja, światło staje się coraz bardziej czyste i mocne. Widzę nad nami tubę fluorescencyjnego światła. To ono przepływa wzdłuż naszych sylwetek. Strumień jest coraz mocniejszy. Im bardziej mnie porusza to doświadczenie, im więcej spływa z moich oczu łez, tym tuba światła jakby zyskiwała na sile. Wszystkie sprawy i problemy ludzkiego świata są w niej takie małe i nic nie znaczące. Jedyna prawda to Miłość.

Czy będzie jeszcze kiedyś normalnie? Coraz mniej pamiętam, jak to jest.

Wszystko dookoła pulsuje rytmicznie. Spoglądam na bordowe kolory siedzeń w przedziale – zrobiły się takie żywe! Jestem napełniona tymi kolorami. Są głębokie, jak każde słowo wypowiedziane i pomyślane w tej chwili. Przestrzeń jest taka wymowna. Ze światła wypływa mądrość, jak słyszalna przez nas wielka myśl: MIŁOŚĆ JEST KLUCZEM DO WSZYSTKIEGO. Tak, tylko ona jest prawdziwa. Wszystko inne wydaje się być iluzją i nieprawdą w tym jasnym świetle. Czuję, że moje zaufanie jest teraz tak wielkie, że może przenosić góry.

Po policzkach płyną nam łzy. Oczyszczają nasze uczucia jeszcze bardziej. Każdy przepływ fluorescencyjnego światła coraz intensywniej przemienia nas w subtelność i delikatność, jakiej dotąd nie znałam. Czuję, że zmieniam się na zawsze i że mogę tak odkrywać siebie w Nieskończoność. Że nie ma żadnego końca!

Przyglądam się swojemu ciału. Jest jak nowe. I takie piękne... Na moich dłoniach nie ma już łuszczycy! Tyle lat smarowałam je silnymi kremami, żeby chociaż trochę załagodzić to swędzenie. A teraz? Są piękne, gładkie i delikatne, jakich nie miałam nigdy! Zmiana w parę sekund. Wszystko jest możliwe... Wszystko jest możliwe!

Przyglądam się Sebastianowi. Wygląda jak nowoczesny Anioł. Ma na sobie sportową bluzę, okulary i srebrny łańcuch, który podarowałam mu w Rowach. Wprawdzie ten mój Anioł nie ma skrzydeł, ale cały promieniuje fluorescencyjnym światłem, które wnika w głąb mojego ciała, penetrując je jeszcze bardziej. Oboje jesteśmy przepełnieni fluorescencyjną mgiełką, która wylewa się też na zewnątrz, dotykając wszystkiego. Wyczuwam teraz każdy sygnał, każdą myśl. Niezwykła jest ta sensytywność. To ona przyniosła teraz pewność, że gdybym umówiła się z Sebastianem na spotkanie za dziesięć lat w tym samym miejscu o konkretnej godzinie – przyszedłby.

Co my tak naprawdę wiemy o Miłości? Siła tego światła, tego co nas przenikliwie dotyka, jest tak potężna, że dochodzi do mnie jedna myśl: gdybyśmy potrzebowali kiedykolwiek pomocy, to tylko Stąd. Żadne ludzkie działanie, żadna nawet próba nie mierzy się z potęgą tego, czego właśnie oboje dotykamy. TO nie ma granic. Wszystko jest możliwe. Gdyby tylko ludzie zechcieli tego doświadczyć, świat bardzo by się zmienił.

* * *

Dotarliśmy do Zgierza. Jest środek nocy. I jest inaczej. Moje miasto się zmieniło. Nie! To jego odczuwanie zrobiło mi się bliższe. Zapach ołowiany peronu, dotyk tego powietrza, struktury w przestrzeni. Powroty są cudowne... To, co dotąd znałam jako zwyczajne, zrobiło się takie moje. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej – właśnie dotarła do mnie głębia tych słów.

Po drodze z dworca mijamy suche i wysokie trawy, na które pada światło księżyca. Wszystko otoczone jest fluorescencyjną otoczką. Im bardziej patrzę na konary, tym bardziej przenika mnie ich żywotność i ta niezwykła głębia pulsujących kolorów. To postrzeganie i doświadczanie towarzyszy nam do samego domu. I cieszę się, że dziadek jeszcze nie śpi. Czuję, że jego obecność mi pomaga. Rozmawiamy z nim i rozmawiamy, a on jest tak po prostu szczęśliwy. I widzę, jak nadmiar mojego nowego odczucia samoistnie przelewa się na niego. Nie spodziewałam się, że mogę przelać to odczucie na kogoś. I że mogę poczuć w tym tak wielką ulgę...

* * *

Sebastian położył się spać. Nie wiem czy zasnął naprawdę. To, co się teraz w nas dzieje, przekroczyło wszelkie granice. Czuję takie przepełnienie, że nie śpię od dwóch dni – i wciąż czuję się rześka. A energia ciągle się ze mnie wylewa. Nie ma żadnej prawdy. Prawdziwa jest tylko Miłość.

Wychodzę na balkon. Spoglądam na głębokie, czarne niebo z połyskującymi gwiazdami. Cudny powiew wiatru gorącego lata jest obecny na moim ciele. Dzisiaj też nie zasnę.

Na