Cudzoziemskie żony i matki władców Polski - Iwona Kienzler - ebook + książka

Cudzoziemskie żony i matki władców Polski ebook

Kienzler Iwona

3,9

Opis

Pierwsi Piastowie brali sobie za żony księżniczki czeskie lub pochodzące z Rzeszy, w późniejszych czasach, aż do rozbicia dzielnicowego, większość stanowiły mieszkanki Rusi. Jagiellonowie i Wazowie chętnie żenili się z Habsburżankami, uważanymi za płodne. Nasi władcy poślubiali również Litwinki, Francuski, czy Węgierki, w gronie naszych królowych znalazła się także jedna Włoszka.

Wszystkie cudzoziemskie księżniczki przybywające do naszego kraju, były na ziemiach swojego przyszłego męża uroczyście witane, co nie gwarantowało im szczęśliwego pożycia, chociaż wiele z nich znalazło miłość i szczęście w związku, niektóre jednak musiały tolerować u boku swego królewskiego małżonka kochanki.

Wśród cudzoziemskich żon władców Polski nie brakowało silnych indywidualności i wiele z nich zasługuje wręcz na osobną publikację. Przedstawione w książce królowe albo odegrały ważką rolę w naszych dziejach, dorobiły się, jak Rycheza, Bona i Ludwika Maria, czarnej legendy lub, pomimo swoich zasług, są dzisiaj zupełnie zapomniane. Właśnie taki los spotkał dwie królowe: Helenę Moskiewską, małżonkę Aleksandra Jagiellończyka i Eleonorę Habsburg, żonę Michała Korybuta Wiśniowieckiego. Galerię cudzoziemskich królowych zamyka Maria Józefa, poślubiona Augustowi II z dynastii Wettynów, która była ostatnią koronowaną królową wolnej Polski.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 285

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (29 ocen)
10
8
8
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wstęp

Wstęp

W ostat­nich latach cały świat z zapar­tym tchem śle­dził pery­pe­tie uczu­ciowe dwóch synów następcy tronu Wiel­kiej Bry­ta­nii, któ­rym udało się iść za gło­sem serca i pojąć za żony kobiety nie­wy­wo­dzące się z kró­lew­skich, a nawet ary­sto­kra­tycz­nych rodów. Wiel­kie emo­cje wzbu­dza zwłasz­cza zwią­zek młod­szego z nich, księ­cia Harry’ego, zaj­mu­ją­cego wpraw­dzie dopiero szó­ste miej­sce w kolejce do tronu, ale jako wnuka kró­lo­wej pod­le­ga­ją­cego zasa­dom, któ­rymi od wie­ków muszą się kie­ro­wać człon­ko­wie rodu panu­ją­cego. A tym­cza­sem sym­pa­tyczny książę poślu­bił Ame­ry­kankę, w dodatku aktorkę i co gor­sza roz­wódkę, Meghan Mar­kle. Jest to nie­wąt­pli­wie znak czasu, w prze­szło­ści bowiem mariaże w rodach kró­lew­skich pod­po­rząd­ko­wane były wyłącz­nie inte­re­som dyna­stii i kraju. Tym samym regu­łom pod­le­gały mał­żeń­stwa wład­ców Pol­ski, choć i w naszej histo­rii zda­rzały się związki zawie­rane z miło­ści, wbrew woli pod­da­nych. Na taki czyn powa­żył się cho­ciażby Wła­dy­sław Jagiełło, poślu­bia­jąc Elż­bietę Gra­now­ską, a po latach rów­nież jego pra­wnuk Zyg­munt August, który pojął za żonę Bar­barę Radzi­wił­łównę. Co cie­kawe, druga z wymie­nio­nych kró­lo­wych była po kądzieli potom­ki­nią pierw­szej. Takie kró­lew­skie wybryki były jed­nak rzad­ko­ścią, nasi władcy zwy­kle sta­rali się wybie­rać mał­żonki, kie­ru­jąc się dobrem dyna­stii, mając w per­spek­ty­wie soju­sze korzystne dla pań­stwa, któ­rym przy­szło im wła­dać.

Ustrój monar­chiczny w naszym pań­stwie trwał 773 lata, naj­dłu­żej wła­dzę dzier­żyła dyna­stia pia­stow­ska (od X wieku do 1370 roku) , choć, jak wia­domo, nie wszy­scy władcy tej dyna­stii zwień­czyli swe skro­nie kró­lew­ską koroną. Na dru­gim miej­scu pod wzglę­dem dłu­go­ści pano­wa­nia znaj­dują się Jagiel­lo­no­wie, panu­jący 185 lat, a na trze­cim spo­krew­nieni z nimi Wazo­wie, któ­rzy wła­dali Rzecz­po­spo­litą przez 81 lat. Dalej pla­sują się kolejno: Sasi, któ­rych pano­wa­nie trwało 66 lat (wyjąw­szy trzy­letni okres kró­lo­wa­nia Sta­ni­sława Lesz­czyń­skiego), Ande­ga­we­no­wie, rzą­dzący w Pol­sce około 17 lat oraz Prze­my­śli­dzi, zasia­da­jący na tro­nie jedy­nie 4 lata. Pozo­stały okres to czas monar­chów obie­ra­nych na dro­dze wol­nej elek­cji.

Pia­sto­wie, począw­szy od Bole­sława Chro­brego, brali sobie za żony księż­niczki i mar­gra­bianki Rze­szy, co zmie­niło się za cza­sów Kazi­mie­rza Odno­wi­ciela – odtąd pol­scy władcy życz­liw­szym okiem spo­glą­dali na Wschód. Zgod­nie z usta­le­niami współ­cze­snych histo­ry­ków wśród mał­żo­nek póź­niej­szych wład­ców, do cza­sów roz­bi­cia dziel­ni­co­wego, więk­szość sta­no­wiły wła­śnie miesz­kanki Rusi. W póź­niej­szych wie­kach znowu narze­czone czę­ściej pocho­dziły z Zachodu. Wiel­kim powo­dze­niem cie­szyły się Habs­bur­żanki, które w całej Euro­pie ucho­dziły za ide­alne mał­żonki: były ciche, posłuszne, pokorne i płodne. Także i nasi kró­lo­wie chęt­nie żenili się z człon­ki­niami owej dyna­stii, choć nie zawsze speł­niały pokła­dane w nich nadzieje: nie­ko­niecz­nie były tak pokorne i ciche, jak ocze­ki­wano, róż­nie też bywało z ich płod­no­ścią. Oprócz arcy­księż­ni­czek (taki tytuł przy­słu­gi­wał cór­kom habs­bur­skiego rodu) czy księż­ni­czek z sąsia­du­ją­cej z Pol­ską Rusi nasi władcy poślu­biali też kobiety z innych kra­jów, w tym Litwinki, Fran­cuzki czy Węgierki, w gro­nie pol­skich kró­lo­wych zna­la­zła się także Włoszka.

Jak wia­domo, mał­żeń­stwa kró­lew­skie pod­le­gały regu­łom usta­lo­nym w kontr­ak­cie mał­żeń­skim, zawie­ra­nym czę­sto po dłu­gich nego­cja­cjach. Okre­ślał on mię­dzy innymi dochody przy­szłej kró­lo­wej. Mał­żonka wno­siła posag, który król zabez­pie­czał na czę­ści swo­jego majątku sumą sta­no­wiącą jego rów­no­war­tość, zwaną przy­wian­kiem, a po śmierci męża kró­lowa otrzy­my­wała tak zwaną oprawę wdo­wią. Za cza­sów Pia­stów i Jagiel­lo­nów to monar­cha wyzna­czał oprawę, ale wraz z nasta­niem wol­nej elek­cji sprawa się nieco skom­pli­ko­wała. Zgod­nie bowiem z obo­wią­zu­ją­cym pra­wem obie­rany gło­sami szlachty król nie mógł mieć wła­snego majątku, dla­tego obo­wią­zek zabez­pie­cze­nia posagu wno­szo­nego przez kró­lową Rzecz­po­spo­lita brała na sie­bie, a oprawa kolej­nych kró­lo­wych była zabez­pie­czona na majątku pań­stwa. Za życia monar­chy jego żona była prak­tycz­nie pozba­wiona wszel­kich docho­dów, prawo do korzy­sta­nia z dóbr opraw­nych uzy­ski­wała dopiero po śmierci mał­żonka, a ponie­waż musiała utrzy­mać sie­bie oraz swój dwór, król na sej­mach podej­mo­wał sta­ra­nia o uzy­ska­nie docho­dów dla mał­żonki z innych źró­deł, zazwy­czaj zakoń­czone suk­ce­sem. Wśród żon naszych wład­ców nie bra­ko­wało też bar­dzo przed­się­bior­czych kobiet, które po śmierci mężów same dbały o swój mają­tek, znacz­nie pomna­ża­jąc nadane im dobra.

Wszyst­kie cudzo­ziem­skie księż­niczki przy­by­wa­jące do naszego kraju były na zie­miach swo­jego przy­szłego męża bar­dzo uro­czy­ście witane, ale po raz pierw­szy wjazd godny przy­szłej kró­lo­wej zgo­to­wano Bonie Sfo­rzy, która w 1518 roku przy­była do Kra­kowa, by poślu­bić króla Zyg­munta Sta­rego. Na jej cześć wszyst­kie kra­kow­skie kamie­nice, które mijała, jadąc z towa­rzy­szą­cym jej monar­chą na Wawel, zostały ude­ko­ro­wane kwia­tami i dro­go­cen­nymi tka­ni­nami. W póź­niej­szych latach to wła­śnie ten pełen prze­py­chu wjazd wło­skiej księż­niczki do sto­licy pań­stwa, któ­rego kró­lową miała wkrótce zostać, stał się wzo­rem dla kolej­nych cere­mo­nii powi­ta­nia przy­szłych mał­żo­nek pol­skich wład­ców. Bodaj naj­hucz­niej witano żony kró­lów z dyna­stii Wazów: Cecy­lię Renatę i Fran­cuzkę Marię Ludwikę Gon­zagę. Dla tej ostat­niej w Gdań­sku, dokąd przy­była 11 lutego 1646 roku, zgo­to­wano nie­za­po­mniane przy­ję­cie: jej wjazd uświet­nił paradny orszak stroj­nych cho­rą­gwi i wystrzały armat­nie. Naj­więk­sze wra­że­nie musiała jed­nak wywrzeć na przy­szłej kró­lo­wej zbu­do­wana w poło­wie ulicy Dłu­giej brama trium­falna, w któ­rej na postu­men­tach usta­wiono figury Atlasa, sym­bo­li­zu­ją­cego talent i rozum, oraz Her­ku­lesa, mają­cego uosa­biać pra­co­wi­tość. Oba posągi pod­trzy­my­wały pano­ramę Gdań­ska, uka­zaną pod łukiem tęczy, a także dzięki mecha­ni­zmom i ukry­tym w środku ludziom poru­szały się, a nawet… mówiły. I to w dwóch języ­kach: po fran­cu­sku i po łaci­nie.

Jed­nak nawet naj­wspa­nial­sze cere­mo­nie powi­talne cudzo­ziem­skich księż­ni­czek ani entu­zjazm przy­szłych pod­da­nych nie gwa­ran­to­wał im szczę­śli­wego poży­cia. Choć wiele z nich zna­la­zło miłość i szczę­ście w zaaran­żo­wa­nym bez ich udziału związku, to jed­nak nie­które musiały tole­ro­wać obec­ność kocha­nek u boku swego kró­lew­skiego mał­żonka. Bywało też, że cudzo­ziem­skie księż­niczki już po ślu­bie sta­wały wobec nie­ła­twego dyle­matu, którą ze stron kon­fliktu zbroj­nego wspie­rać, w sytu­acji gdy pań­stwo rzą­dzone przez męża zaan­ga­żo­wało się w wojnę z ich ojczy­stym kra­jem. Musiały wów­czas wybie­rać, czy sta­nąć po stro­nie męż­czy­zny, któ­remu przed ołta­rzem ślu­bo­wały miłość i wier­ność, czy opo­wie­dzieć się po stro­nie ojczy­zny i rodziny. Takiego wyboru musiały doko­nać dwie żony monar­chów, któ­rych losy opi­sane są w niniej­szej publi­ka­cji: Rycheza, żona Mieszka II, oraz Helena, mał­żonka Alek­san­dra Jagiel­loń­czyka.

Nie­miłą nie­spo­dzianką dla kobiet mają­cych poślu­bić wład­ców elek­cyj­nych było to, że ich przy­szły mąż nie cie­szył się w Rzecz­po­spo­li­tej tak wielką wła­dzą jak inni euro­pej­scy monar­cho­wie i jako król wybrany przez szlachtę musiał się liczyć ze zda­niem pod­da­nych. Co gor­sza, cho­ciaż od żony monar­chy ocze­ki­wano wyda­nia na świat syna, to nikt nie mógł zagwa­ran­to­wać, że kró­le­wicz w przy­szło­ści obej­mie tron, miał jed­nak na to spore szanse. Dla­tego zagra­niczni władcy nie kwa­pili się do wyda­wa­nia swo­ich córek za synów pol­skich monar­chów, o czym prze­ko­nała się jedna z boha­te­rek tej książki, Maria Kazi­miera Sobie­ska, marząca o ręce księż­niczki fran­cu­skiej dla swego naj­star­szego syna Jakuba.

Wśród cudzo­ziem­skich żon wład­ców Pol­ski nie bra­ko­wało sil­nych indy­wi­du­al­no­ści i wiele z nich zasłu­guje na osobną publi­ka­cję. Tu przed­sta­wiono syl­wetki kobiet, które po wyj­ściu za mąż zostały koro­no­wane i przy­słu­gi­wał im tytuł kró­lo­wej, stąd nie­obec­ność Dobrawy, któ­rej nie dane było tego dostą­pić, czy żon Bole­sława Chro­brego. Czy­tel­ni­ków może dzi­wić brak Jadwigi Ande­ga­weń­skiej, jed­nak nie jest to prze­ocze­nie: Jadwiga ni­gdy nie była kró­lową, ale kró­lem, poza tym w jej żyłach pły­nęło sporo pol­skiej i to pia­stow­skiej krwi, odzie­dzi­czo­nej zarówno po babce ze strony ojca, Elż­bie­cie Łokiet­ków­nie, jak i babce ze strony matki – Elż­bie­cie, córce księ­cia gniew­kow­skiego Kazi­mie­rza.

Przed­sta­wione w książce kró­lowe albo ode­grały ważną rolę w naszych dzie­jach, albo doro­biły się czar­nej legendy, jak Rycheza, Bona i Ludwika Maria, albo pomimo swo­ich zasług są dzi­siaj zupeł­nie zapo­mniane. Wła­śnie taki los spo­tkał dwie kró­lowe: Helenę Moskiew­ską, mał­żonkę Alek­san­dra Jagiel­loń­czyka, i Ele­onorę Habs­burg, żonę Michała Kory­buta Wiśnio­wiec­kiego. Gale­rię cudzo­ziem­skich kró­lo­wych zamyka Maria Józefa, poślu­biona Augu­stowi II z dyna­stii Wet­ti­nów, która wpraw­dzie nie odzna­czyła się niczym szcze­gól­nym, była, mówiąc kolo­kwial­nie, tylko żoną przy mężu, ale w histo­rii zapi­sała się jako ostat­nia koro­no­wana kró­lowa wol­nej Pol­ski. Poza tym na mocy Kon­sty­tu­cji 3 maja po śmierci króla Sta­ni­sława Ponia­tow­skiego tron Pol­ski miał przy­paść jej wnu­kowi, Fry­de­ry­kowi Augu­stowi, szlachta bowiem była do dyna­stii saskiej bar­dzo przy­wią­zana. Stąd też obec­ność Marii Józefy w niniej­szej publi­ka­cji.

Poznajmy zatem losy cudzo­ziem­skich kró­lo­wych, któ­rym dane było dzie­lić życie z wład­cami naszego pań­stwa i prze­ko­najmy się, ile prawdy jest w twier­dze­niu doty­czą­cym nie­któ­rych z nich, jakoby stały się złymi duchami swo­ich mężów.

Rycheza Lota­ryń­ska – pierw­sza pol­ska kró­lowa

Rycheza Lota­ryń­ska – pierw­sza pol­ska kró­lowa

Sio­strze­nica cesa­rza

Boha­terka tego roz­działu, Rycheza Lota­ryń­ska, jest pierw­szą żoną pol­skiego władcy, co do któ­rej mamy pew­ność, że została uko­ro­no­wana. Wpraw­dzie Dłu­gosz mia­nem pierw­szej kró­lo­wej naszego pań­stwa okre­śla Odę Miśnień­ską, czwartą żonę Bole­sława Chro­brego, która miała być koro­no­wana wraz z mężem w 1025 roku, ale histo­rycy nie­mal zgod­nie uznają to za wymysł śre­dnio­wiecz­nego kro­ni­ka­rza. Zwłasz­cza że z wcze­śniej­szych rela­cji wynika, iż mówiąc oględ­nie, Chro­bry nie darzył Ody zbyt moc­nym uczu­ciem. Nie dość, że ją zdra­dzał, to jesz­cze miał nie­mal ofi­cjalną nałoż­nicę i to nie byle jaką, bo wywo­dzącą się ze zna­mie­ni­tego rodu księż­niczkę Przed­sławę (według nie­któ­rych źró­deł – Prze­cławę), córkę władcy Rusi, Wło­dzi­mie­rza Wiel­kiego, i sio­strę poko­na­nego przez Chro­brego Jaro­sława Mądrego. Uczy­nie­nie z niej kró­lew­skiej kochanki było dla pol­skiego władcy nie tylko aktem zemsty za wcze­śniej­szą odmowę jej ręki, ale przede wszyst­kim żywym sym­bo­lem poko­na­nia Rusi Kijow­skiej. Chro­bry wpraw­dzie nie trzy­mał nałoż­nicy na dwo­rze w Pozna­niu czy Gnieź­nie, ale umie­ścił ją w Ostro­wie Led­nic­kim, miej­scu zda­niem bada­czy peł­nią­cym wów­czas funk­cję rezy­den­cji wypo­czyn­ko­wej władcy, gdzie czę­sto ją odwie­dzał. Co wię­cej, Bole­sław miał się docze­kać z ruską księż­niczką syna, który zmarł w dzie­ciń­stwie. Zda­niem pro­fe­sora Labudy to wła­śnie jego grób odkryto w cza­sie badań arche­olo­gicz­nych na Ostro­wie prze­pro­wa­dzo­nych przez nie­miec­kich arche­olo­gów w 1944 roku.

Poślu­bie­nie Ody dawało gwa­ran­cję pokoju mię­dzy Chro­brym a nie­miec­kim cesa­rzem Hen­ry­kiem II. Układ poko­jowy został pod­pi­sany 30 stycz­nia 1018 roku w Budzi­szy­nie i zakoń­czył trwa­jącą od 1015 roku wojnę mię­dzy pań­stwem Bole­sława a Niem­cami. Nie­mniej Oda była „tylko” córką mar­gra­biego Miśni, Chro­bry nie miał więc żad­nego poli­tycz­nego inte­resu, aby dopro­wa­dzić do jej koro­na­cji, wystar­czyło, że kró­lew­ska korona zwień­czyła jego skro­nie. Może byłoby ina­czej, gdyby władca kochał Odę, ale wydaje się, że miłość pierw­szego króla Pol­ski zdo­była tylko jedna kobieta – Emnilda Sło­wiań­ska, jego trze­cia żona, poprzed­niczka Ody. Ona też obda­rzyła Chro­brego synem i następcą – Miesz­kiem Lam­ber­tem, któ­rego naro­dziny usu­nęły w cień pier­wo­rod­nego potomka władcy, Bez­pryma, pozba­wia­jąc go praw do tronu. I fak­tycz­nie książę, owoc związku Bole­sława z Emnildą, był oczkiem w gło­wie ojca, który zapew­nił mu wykształ­ce­nie, jakiego nie powsty­dziłby się żaden inny władca ówcze­snej Europy. A ponie­waż Chro­bry marzył o kró­lew­skiej koro­nie nie tylko dla sie­bie, ale także dla uko­cha­nego syna, musiał sta­ran­nie wybrać kan­dy­datkę na synową. Naj­le­piej żeby wywo­dziła się z jakie­goś kró­lew­skiego, a jesz­cze lepiej – cesar­skiego rodu. I los mu pod tym wzglę­dem sprzy­jał, jego syn poślu­bił bowiem sio­strze­nicę samego cesa­rza Ottona III, na co, obok Opatrz­no­ści, wpływ miała oczy­wi­ście rów­nież poli­tyka.

Kró­lew­skie ambi­cje Bole­sława jesz­cze bar­dziej umoc­nił sam Otton III w 1000 roku, pod­czas słyn­nego zjazdu w Gnieź­nie. Udał się wów­czas do grobu swego nie­gdy­siej­szego przy­ja­ciela, świę­tego Woj­cie­cha, który poniósł męczeń­ską śmierć, krze­wiąc chrze­ści­jań­stwo wśród Pru­sów. W cza­sie wizyty w Gnieź­nie, będąc pod wra­że­niem przy­ję­cia, jakie urzą­dził ku jego czci pol­ski książę, Otton III, jak pisze Gall Ano­nim: „Za radą swych magna­tów dodał wobec wszyst­kich: «Nie godzi się takiego i tak wiel­kiego męża, jakby jed­nego spo­śród dostoj­ni­ków, księ­ciem nazy­wać lub hra­bią, lecz [wypada] chlub­nie wynieść go na tron kró­lew­ski i uwień­czyć koroną». A zdjąw­szy z głowy swej dia­dem cesar­ski, wło­żył go na głowę Bole­sława na [zada­tek] przy­mie­rza i przy­jaźni, i za cho­rą­giew try­um­falną dał mu w darze gwóźdź z Krzyża Pań­skiego wraz z włócz­nią świę­tego Mau­ry­cego, w zamian za co Bole­sław ofia­ro­wał mu ramię świę­tego Woj­cie­cha. I tak wielką owego dnia złą­czyli się miło­ścią, że cesarz mia­no­wał go bra­tem i współ­pra­cow­ni­kiem cesar­stwa i nazwał go przy­ja­cie­lem i sprzy­mie­rzeń­cem narodu rzym­skiego”1. Wów­czas też Otton III przy­rzekł Bole­sła­wowi, że jego syn w przy­szło­ści poślubi cesar­ską sio­strze­nicę, co byłoby bar­dzo waż­nym wyda­rze­niem dla całej przy­szłej dyna­stii. Ślub z krewną samego cesa­rza umoż­li­wiłby bowiem Pia­stom wej­ście do rodziny cesar­skiej, co było olbrzy­mim awan­sem i zaszczy­tem, zwa­żyw­szy na fakt, że ojciec pol­skiego księ­cia, Mieszko I, nawet nie śmiał sie­dzieć w obec­no­ści nie­miec­kiego mar­grafa2.

Co prawda, Otton III, któ­rego ambi­cją było zbu­do­wa­nie sil­nego, uni­wer­sa­li­stycz­nego chrze­ści­jań­skiego cesar­stwa, zmarł w 1002 roku, a więc zale­d­wie dwa lata po zjeź­dzie gnieź­nień­skim, pod­czas któ­rego sym­bo­licz­nie uko­ro­no­wał gosz­czą­cego go Pia­sta, ale Chro­bry by­naj­mniej nie zre­zy­gno­wał z ambi­cji, nawet kiedy wdał się w kon­flikt zbrojny z następcą Ottona III, Hen­ry­kiem II Świę­tym. Wojnę zakoń­czyło zawar­cie wspo­mnia­nego pokoju w Budzi­szy­nie w 1018 roku. Zanim doszło do wojny, w 1013 roku zawarto poro­zu­mie­nie w Mer­se­burgu, któ­rego gwa­ran­tem był ślub syna Chro­brego, Mieszka, z Rychezą Lota­ryń­ską, sio­strze­nicą zmar­łego Ottona, a także krewną jego następcy. Spory udział w sfi­na­li­zo­wa­niu owych mał­żeń­skich nego­cja­cji miała nie­za­stą­piona Emnilda, matka Mieszka, która oso­bi­ście jeź­dziła w tej spra­wie do Nie­miec. Następca Ottona III na cesar­skim tro­nie nie podzie­lał bowiem sym­pa­tii poprzed­nika do Chro­brego…

Rycheza, zapa­mię­tana jako pierw­sza kró­lowa Pol­ski, była owo­cem mał­żeń­stwa sio­stry cesa­rza Matyldy i pala­tyna3 reń­skiego Eren­frieda Ezzona. Zwią­zek tych dwojga był zupeł­nym ewe­ne­men­tem w cza­sach, kiedy o mał­żeń­stwie decy­do­wała wyłącz­nie racja stanu, jak rów­nież inte­resy rodowe, gdyż Ezzon i Matylda pobrali się z miło­ści. Co wię­cej, cesar­ska sio­stra, kobieta o nie­tu­zin­ko­wej oso­bo­wo­ści, wyka­zała się nie­małą odwagą, idąc za gło­sem serca i wbrew woli swego cesar­skiego brata poślu­bia­jąc pala­tyna reń­skiego, a więc czło­wieka pla­su­ją­cego się znacz­nie niżej na szcze­blach dra­biny feu­dal­nej niż ona. Naj­wi­docz­niej Otton III darzył Matyldę bra­ter­ską miło­ścią, a może zwy­czaj­nie nie miał siły, by prze­ciw­sta­wić się tak wiel­kiej indy­wi­du­al­no­ści, gdyż zacho­wał się zupeł­nie nie­sza­blo­nowo jak na władcę, któ­rego krewna popeł­niła meza­lians. Nie tylko nie oka­zał sio­strze nie­ła­ski, ale prze­łknąw­szy gorzką pigułkę, obda­rzył jej męża ogrom­nymi wło­ściami, przy­czy­nia­jąc się tym samym do wzro­stu pozy­cji Ezzona. Z cza­sem szwa­gier Ottona stał się bar­dzo ważną posta­cią w cesar­stwie.

Ezzon i Matylda docze­kali się trzech synów i sied­miu córek, w tym Rychezy. Aż sześć córek, z wyjąt­kiem naszej boha­terki, zapewne z woli rodzi­ców przy­brało habity i wszystko wska­zuje na to, że cał­kiem dobrze radziły sobie za klasz­torną furtą, ponie­waż wszyst­kie pia­sto­wały funk­cje prze­ło­żo­nych. Trudno dzi­siaj usta­lić, dla­czego to wła­śnie Rycheza jako jedyna z córek Ezzona i Matyldy nie została prze­zna­czona do zakon­nego życia. Z reguły do klasz­toru tra­fiały naj­młod­sze córki, dla któ­rych nie star­czyło środ­ków na wiano, cho­ciaż przy­szłe zakon­nice także musiały być wypo­sa­żone w sowity posag i sto­sowną wyprawę. Jeżeli z wyro­ków losu któ­raś z córek była w jakimś stop­niu upo­śle­dzona, co unie­moż­li­wiało jej zamąż­pój­ście, rów­nież tra­fiała za klasz­torną furtę. Tym­cza­sem mnisz­kami zostały jedna star­sza i pięć młod­szych sióstr Rychezy, która uro­dziła się jako czwarte dziecko Matyldy i Ezzona. Być może była naj­ład­niej­sza ze wszyst­kich dziew­cząt, ale nie­wy­klu­czone, że o jej losie zade­cy­do­wał wuj, cesarz Otton III, który sam wycho­wany przez matkę i babkę, dwie nie­za­leżne, inte­li­gentne i ambitne kobiety, wła­śnie takie cechy cenił u płci pięk­nej. A jego sio­strze­nicy inte­li­gen­cji, nie­za­leż­no­ści i ambi­cji odmó­wić nie było można. Rycheza ode­brała rów­nie sta­ranne wykształ­ce­nie, jak jej sio­stry, wiemy z pew­no­ścią, że posia­dła sztukę czy­ta­nia i pisa­nia, znała też kilka języ­ków, mię­dzy innymi łacinę. Nie­stety, ni­gdy nie nauczyła się języka pol­skiego, mowy swego mał­żonka, co nie zjed­nało jej sym­pa­tii w Pol­sce.

Daty przyj­ścia na świat Rychezy nie jeste­śmy w sta­nie usta­lić, ale przyj­muje się, że uro­dziła się około 993 roku. Co prawda, histo­ryk Pala­ty­natu Tol­ner twier­dził, że w 1000 roku, kiedy odby­wał się zjazd gnieź­nień­ski, Rycheza miała dwa­na­ście lat, ale nie mamy pod­staw, by w tej kwe­stii ufać kro­ni­ka­rzowi żyją­cemu sześć wie­ków póź­niej. Córka Matyldy mło­dość zapewne prze­żyła w klasz­to­rze, w któ­rym podob­nie jak inne dobrze uro­dzone śre­dnio­wieczne panny pobie­rała nauki. Ponie­waż jej ciotka Ade­lajda, sio­stra jej matki i Ottona III, była prze­ło­żoną klasz­toru w Kwe­dlin­burgu, histo­rycy podej­rze­wają, że rodzice Rychezy umie­ścili ją wła­śnie tam, powie­rza­jąc opiece tro­skli­wej krew­nej.

Wytworny syn bar­ba­rzyń­skiego władcy

Nie wia­domo, jak Rycheza zapa­try­wała się na plany wyda­nia jej za syna Bole­sława, możemy jed­nak podej­rze­wać, że nie była tą per­spek­tywą zachwy­cona. Przy­szły teść nie cie­szył się bowiem w jej kraju zbyt dobrą opi­nią, a wuj Rychezy, Otton III, w zachwy­tach nad jego osobą był odosob­niony. Księ­cia wła­da­ją­cego pań­stwem, które nie­dawno dołą­czyło do euro­pej­skiego grona kra­jów chrze­ści­jań­skich, uwa­żano w Niem­czech za bar­ba­rzyńcę, czło­wieka krwio­żer­czego, nie­ustę­pli­wego i chci­wego. Żyjący w cza­sach Chro­brego nie­miecki kro­ni­karz Thiet­mar opi­sy­wał go prze­cież jako władcę, który „z lisią chy­tro­ścią” połą­czył schedę po Mieszku, zgod­nie z wolą ojca podzie­loną mię­dzy synów wywo­dzą­cych się z dwóch jego mał­żeństw, w jeden orga­nizm pań­stwowy. Następ­nie, „wypę­dziw­szy maco­chę i braci oraz ośle­piw­szy swo­ich zaufa­nych Ody­lena i Przy­by­woja. Onże Bole­sław, aby tylko samemu pano­wać, pode­ptał wszel­kie prawo i spra­wie­dli­wość”4.

Fak­tem jest, że przyj­mu­jąc dzi­siej­sze kry­te­ria, Chro­bry był władcą okrut­nym, żeby nie powie­dzieć: tyra­nem, nie­stro­nią­cym od prze­mocy i gwał­tów, mają­cym na swoim kon­cie wiele grze­chów, z gwał­tem na Przed­sła­wie i ośle­pie­niem krew­nego, bra­tanka matki, Bole­sława Rudego, na czele. Także jego metody krze­wie­nia chrze­ści­jań­stwa wśród pod­da­nych budzą dzi­siaj praw­dziwą grozę, ale teść Rychezy nie był wyjąt­kiem wśród euro­pej­skich wład­ców. Wielu z nich miało na sumie­niu rów­nie krwawe zbrod­nie, nawet jeżeli póź­niej Kościół, doce­nia­jąc ich zasługi w szczyt­nym dziele nawra­ca­nia pogan na wiarę chrze­ści­jań­ską, wyniósł ich na ołta­rze. Trzeba jed­nak przy­znać, że Chro­bry, nie bez udziału Emnildy, doło­żył wszel­kich sta­rań, aby wycho­wać swo­jego syna na władcę euro­pej­skiego, co mu się zresztą udało.

Mieszko posiadł nie­ła­twą sztukę czy­ta­nia, czego nie zdo­łał ni­gdy osią­gnąć jego ojciec, nie wspo­mi­na­jąc o dziadku, po któ­rym odzie­dzi­czył imię. Pisać zapewne nie umiał, ale pamię­tajmy, że w owych cza­sach na dzie­sięć osób potra­fią­cych czy­tać tylko jedna umiała samo­dziel­nie sta­wiać litery, a przy tym pisa­nie było uzna­wane nie tyle za umie­jęt­ność przy­datną, ile za rze­mio­sło. A żaden sza­nu­jący się władca śre­dnio­wieczny nie parał się prze­cież rze­mio­słem, bo było to zaję­cie nie­godne. Śmiało za to możemy uznać Mieszka za poli­glotę, gdyż wiemy, że wła­dał kil­koma języ­kami, oprócz pol­skiego i zapewne nie­miec­kiego posłu­gi­wał się także łaciną i greką. Wpraw­dzie zna­jo­mość greki nie była ówcze­snym ludziom do niczego potrzebna, ale posłu­gi­wa­nie się języ­kiem Homera każ­demu przy­da­wało pre­stiżu. Tak się bowiem zło­żyło, że za sprawą Teo­fano, matki Ottona III, z pocho­dze­nia księż­niczki bizan­tyj­skiej, która po śmierci swo­jego męża, cesa­rza Ottona II, przez ponad dzie­sięć lat spra­wo­wała regen­cję w imie­niu swego mało­let­niego syna, w całej zachod­niej Euro­pie zapa­no­wała moda na grekę. Umoc­nił ją jesz­cze Otton III, bie­gle posłu­gu­jący się tym języ­kiem, jak rów­nież zakła­dane za regen­cji jego matki wpły­wowe klasz­tory pro­mu­jące kul­turę Bizan­cjum, które funk­cjo­no­wały mię­dzy innymi w Reiche­nau, Kolo­nii, Leodium, Dijon, Gone i Toul. Dla Mieszka nauka greki nie była fana­be­rią, ale koniecz­no­ścią – młody książę, syn władcy pań­stwa, które dopiero nie­dawno przy­łą­czyło się do chrze­ści­jań­skiej Europy, udo­wad­niał w ten spo­sób, że Pia­sto­wie nie są bar­ba­rzyń­cami, lecz peł­no­praw­nymi człon­kami euro­pej­skiej elity. Nie­obce mu były także mean­dry wiel­kiej poli­tyki, pierw­sze szlify w dyplo­ma­cji zdo­by­wał jako poseł wysy­łany przez ojca za gra­nicę, a Chro­bry zadbał też, aby uko­chany syn zapo­znał się rów­nież z rze­mio­słem woj­sko­wym i trudną sztuką dowo­dze­nia armią.

Nie wiemy, jak wyglą­dał przy­szły mąż Rychezy, ale można domnie­my­wać, że Mieszko Lam­bert odzie­dzi­czył po ojcu syl­wetkę, był więc wysoki i bar­czy­sty, ale w prze­ci­wień­stwie do Chro­brego, który w dru­giej poło­wie życia miał taką nad­wagę, że musiano mu poma­gać przy wsia­da­niu na konia, był szczu­pły. Zapewne wyglą­dał tak, jak spor­tre­to­wano go na minia­tu­rze zamiesz­czo­nej w Kodek­sie Matyldy, przy­sła­nym mu przez księżnę Matyldę Szwab­ską, żonę Hen­ryka II z Lota­ryn­gii. Wspo­mniana minia­tura jest naj­star­szym wize­run­kiem pol­skiego władcy i choć karta z por­tre­tem Mieszka zagi­nęła, to zacho­wała się jej dokładna kopia. Piast przed­sta­wiony jest tu jako szczu­pły męż­czy­zna o dość przy­jem­nej twa­rzy, uwagę zwraca sta­ran­nie przy­strzy­żona bródka. Co cie­kawe, zda­niem bada­czy to wła­śnie owa bródka wska­zuje, że jest to rze­czy­wi­ście por­tret Bole­sła­wo­wica. W cza­sach gdy roz­gry­wały się opi­sy­wane tu wyda­rze­nia, Niemcy sta­ran­nie golili twa­rze, nato­miast brody, mniej lub bar­dziej przy­strzy­żone, były cha­rak­te­ry­styczną cechą ówcze­snych Sło­wian. Na pod­sta­wie powyż­szych prze­sła­nek można sądzić, że Mieszko Lam­bert pre­zen­to­wał się bar­dzo dobrze, zapewne prze­wyż­sza­jąc pod tym wzglę­dem nie­jed­nego mło­dzieńca na cesar­skim dwo­rze. Rycheza musiała być zado­wo­lona z doko­na­nego za nią wyboru kan­dy­data na męża.

A jak wyglą­dała narze­czona Pia­sta? Nie zacho­wał się żaden por­tret pierw­szej kró­lo­wej Pol­ski poza sche­ma­tycz­nym wize­run­kiem na jej pie­częci. Jed­nak na pod­sta­wie oglę­dzin jej szkie­letu doko­na­nych przez nie­miec­kich uczo­nych w 1959 roku można stwier­dzić, że była nie­wy­soka i drob­nej budowy. W trak­cie tych oglę­dzin stwier­dzono, że musiała być zapa­loną ama­zonką, gdyż odkryto ślad po zła­ma­niu oboj­czyka, co było bar­dzo czę­stą kon­tu­zją pod­czas jazdy kon­nej. A w owych cza­sach jazda konna nie była popu­larna wśród kobiet, które wolały podró­żo­wać w wygod­nych karo­cach, w pozy­cji pół­le­żą­cej wsparte na mięk­kich jedwab­nych podusz­kach. Jed­nak pełna ener­gii Rycheza naj­wi­docz­niej lubiła galo­po­wać na koniu.

Jak już wspo­mniano, Mieszko Lam­bert nie był pier­wo­rod­nym synem Bole­sława. Naj­star­szym męskim potom­kiem był Bez­prym, owoc dru­giego mał­żeń­stwa Bole­sława z nie­znaną z imie­nia węgier­ską księż­niczką. Być może była nią Karolda, córka księ­cia Sied­mio­grodu Gyuli, lub, co jest znacz­nie mniej praw­do­po­dobne, Judyta Gej­zówna, córka władcy węgier­skiego z dyna­stii Arpa­dów. Księż­niczka owa nie zaznała szczę­ścia u boku pol­skiego księ­cia, skoro ten z nie­zna­nych przy­czyn odpra­wił ją zale­d­wie po roku wspól­nego poży­cia i to mimo że obda­rzyła go synem, który oczy­wi­ście wycho­wy­wał się na dwo­rze ojca. Zda­niem współ­cze­snych bada­czy przy­czyną odpra­wie­nia księż­niczki był wła­śnie Bez­prym, który… nie był synem Bole­sława! Ist­nieje hipo­teza, wpraw­dzie dość kar­ko­łomna, ale zara­zem intry­gu­jąca, jakoby Bez­prym był owo­cem przed­mał­żeń­skiego romansu przy­szłej żony Chro­brego, a ona, wycho­dząc za mąż za pol­skiego władcę, była już w ciąży. Nawet jeżeli tak było i w żyłach uro­dzo­nego pomię­dzy 986 a 987 rokiem chłopca nie pły­nęła pia­stow­ska krew, a on był pasier­bem, a nie synem Bole­sława, to nie prze­kre­ślało to jego praw do schedy po Bole­sła­wie. Bez­prym ucho­dził za bio­lo­gicz­nego syna władcy i nikt nie był w sta­nie udo­wod­nić, że nim nie jest. Nawia­sem mówiąc, ode­sła­nie jego matki nie­malże w połogu, na krótko po uro­dze­niu przez nią następcy tronu, było bez­pre­ce­den­so­wym zda­rze­niem na euro­pej­skich dwo­rach, więc może rze­czy­wi­ście Bez­prym nie był synem Chro­brego, ale jedy­nie oso­bli­wym „posa­giem” wnie­sio­nym przez drugą żonę władcy. Wszystko wska­zuje jed­nak, że Bole­sław liczył się z tym, iż jego pier­wo­rodny przej­mie po nim wła­dzę. Nie dość, że nie ode­słał go razem z matką na Węgry, to jesz­cze trzy­mał przy sobie aż do dnia, gdy na świe­cie poja­wił się jego następny syn, Mieszko. Dopiero wów­czas, uznaw­szy, że jego suk­ce­sja jest zabez­pie­czona, Chro­bry ode­słał Bez­pryma do odle­głego klasz­toru Świę­tego Romu­alda w pobliżu Rawenny. Pamię­ta­jąc o woj­nie, jaką sto­czył ze swymi przy­rod­nimi braćmi, wolał zawczasu zapo­biec bra­to­bój­czej walce swo­ich dwóch synów.

A może było jesz­cze ina­czej? Ostat­nio poja­wiła się hipo­teza, zgod­nie z którą Bez­prym nie­jako na wła­sne życze­nie stra­cił prawo do tronu, bo pier­wot­nie to wła­śnie on, a nie Mieszko, miał prze­jąć schedę po Bole­sła­wie, on też miał poślu­bić cesar­ską sio­strze­nicę. Tym­cza­sem mło­dzie­niec, mający w dniu zjazdu gnieź­nień­skiego zale­d­wie trzy­na­ście lub czter­na­ście lat, uległ fascy­na­cji dwu­dzie­sto­let­nim cesa­rzem, który zara­ził go swoją skłon­no­ścią do misty­cy­zmu. Jest bar­dzo praw­do­po­dobne, że i Otton obda­rzył Bez­pryma sym­pa­tią i popro­sił Chro­brego, aby jego naj­star­szy syn towa­rzy­szył mu w dro­dze do Rzymu, na co pol­ski książę nie­chęt­nie udzie­lił zgody. W Ita­lii Bez­prym zetknął się z cie­szą­cym się wów­czas wiel­kim powa­ża­niem Romu­al­dem z Camal­doli, krze­wią­cym ide­ały pustel­ni­czego życia, któ­rego w 1481 roku Kościół wyniósł na ołta­rze. I to wła­śnie on namó­wił księ­cia do rezy­gna­cji z dóbr docze­snych i obra­nia życia zakon­nego. Z per­spek­tywy współ­cze­snego czło­wieka takie postę­po­wa­nie wydaje się nie­do­rzeczne. Bez­prym miał bowiem dobro­wol­nie dać się zamknąć w klasz­to­rze, któ­rego klau­zura naka­zy­wała bez­względne mil­cze­nie i usta­wiczne posty, a tym­cza­sem w domu cze­kało na niego dostat­nie życie, wła­dza i bogac­two. W dodatku, postę­pu­jąc w ten spo­sób, nara­ził się na gniew ojca, który nie sły­nął z łagod­no­ści. Pamię­tajmy jed­nak, że Bez­prym był wów­czas nasto­lat­kiem, był więc w wieku, w któ­rym czło­wiek jest wyjąt­kowo podatny na mani­pu­la­cje, zwłasz­cza ze strony osób w jego oczach cie­szą­cych się auto­ry­te­tem. A Romu­ald był auto­ry­te­tem nawet dla samego Ottona III. Poza tym był wła­śnie rok 1000, w któ­rym zda­niem wielu miał nastą­pić koniec świata i w każ­dym nie­szczę­ściu, które doty­kało ówcze­snych ludzi, dopa­try­wano się zna­ków rychłego przyj­ścia Chry­stusa i sądu nad ludz­ko­ścią. Po co zatem mar­twić się o wła­dzę i dobra docze­sne, skoro świat wła­śnie się koń­czy? I co zna­czy gniew ojca, nawet naj­po­tęż­niej­szego ziem­skiego księ­cia, wobec gniewu samego Boga?

Zda­niem pro­fe­sora Bła­żeja Śli­wiń­skiego to jed­nak nie decy­zja Bez­pryma o pozo­sta­niu w klasz­to­rze prze­kre­śliła jego szansę na prze­ję­cie tronu, ale póź­niej­sze, znacz­nie dra­ma­tycz­niej­sze wypadki. Młody książę z cza­sem zmie­nił zda­nie i uległ wresz­cie woli ojca, a ponie­waż nie zdą­żył jesz­cze zło­żyć ślu­bów, mógł wró­cić do kraju. Wpraw­dzie namy­ślał się dość długo, bo w drogę powrotną wyru­szył dopiero w 1004 roku, ale osta­tecz­nie postą­pił po myśli Chro­brego. Wra­ca­jąc, prze­jeż­dżał przez Cze­chy, gdzie jak twier­dzi pro­fe­sor Śli­wiń­ski, spo­tkała go tra­giczna w skut­kach przy­goda, która osta­tecz­nie wyklu­czyła Bez­pryma z walki o tron. W owym cza­sie Cze­chami wła­dał Prze­my­ślida, książę Jaro­mir, mający na pieńku z Chro­brym. W nie­zna­nych oko­licz­no­ściach cze­ski władca poj­mał Bez­pryma i kazał go wyka­stro­wać. W ten spo­sób Jaro­mir miał się odpła­cić Chro­bremu za to, że nie­gdyś tak samo postą­pił wobec niego jego wła­sny star­szy syn, Bole­sław Rudy, będący wier­nym sojusz­ni­kiem Chro­brego. Tylko że w tym wypadku zemsta nie miała sensu, nie­gdy­siej­szy prze­śla­dowca Jaro­mira został bowiem przez pol­skiego władcę, swego nie­gdy­siej­szego sprzy­mie­rzeńca, w 1003 roku ośle­piony i pozba­wiony tronu, by resztę swo­jego mar­nego żywota spę­dzić w Kra­ko­wie. Można więc uznać, że spra­wie­dli­wość doko­nała się sama i szu­ka­nie zemsty na nie­win­nym Bez­pry­mie było bez­sen­sowne. Jeżeli jed­nak Jaro­mir rze­czy­wi­ście kazał wyka­stro­wać pol­skiego następcę tronu, to nie­szczę­sny Bole­sławowic jako trze­bie­niec nie miał szans na schedę po ojcu i prawo dzie­dzi­cze­nia auto­ma­tycz­nie prze­szło na dru­giego pod wzglę­dem star­szeń­stwa Mieszka.

W tym miej­scu należy dodać, iż kastra­cja była dość sku­tecz­nym spo­so­bem na usu­nię­cie poli­tycz­nych kon­ku­ren­tów. W śre­dnio­wie­czu pozba­wie­nie władcy męsko­ści było rów­no­znaczne z jego śmier­cią cywilną. Monar­cha ośle­piony, pozba­wiony języka lub innych człon­ków pozo­sta­wał w oczach pod­da­nych na­dal osobą godną sza­cunku, ale władca wyka­stro­wany tra­cił wszelką szansę na wła­da­nie. Nie możemy wyklu­czyć, że sprawy nie przy­brały aż tak dra­ma­tycz­nego biegu i za pozba­wie­niem Bez­pryma praw do tronu stała Emnilda, uko­chana żona Chro­brego, która swo­imi intry­gami spra­wiła, że naj­star­szy syn jej męża został prze­zna­czony do stanu duchow­nego.

Tak czy ina­czej, kiedy Rycheza została żoną Mieszka Lam­berta, jej mąż był następcą tronu i dumna cesar­ska krewna mogła z opty­mi­zmem patrzeć w przy­szłość. Mał­żo­nek, a w per­spek­ty­wie czasu także jej syn, któ­rego spo­dzie­wała się docze­kać z Miesz­kiem, miał być władcą potęż­nego pań­stwa. Wszystko wska­zy­wało też, że ich mał­żeń­stwo będzie uda­nym związ­kiem, skoro paso­wali do sie­bie niczym dłoń do ręka­wiczki. Oboje byli bowiem mło­dzi, zapewne uro­dziwi, inte­li­gentni, wykształ­ceni, jak rów­nież lubo­wali się w księ­gach i uczo­nych dys­pu­tach. Nie­stety, los szy­ko­wał Ryche­zie bar­dzo nie­miłą nie­spo­dziankę.

Rycheza, Mieszko i „ta trze­cia”

Ze względu na to, że nie­miec­kie źró­dła nie wspo­mi­nają o cere­mo­nii zaślu­bin Rychezy z pol­skim księ­ciem, histo­rycy przy­pusz­czają, iż ślub pary odbył się w Pol­sce. Nie­wąt­pli­wie Chro­brego roz­pie­rała duma i miał ku temu uza­sad­nione powody: dzięki mał­żeń­stwu jego syna i sio­strze­nicy Ottona III Pia­sto­wie wcho­dzili do kręgu naj­waż­niej­szych dyna­stii ówcze­snej Europy. W żyłach Rychezy pły­nęła bowiem nie tylko krew panu­ją­cych wów­czas Ludol­fin­gów, ale i samego Karola Wiel­kiego, o cesa­rzach bizan­tyj­skich nie wspo­mi­nając. Za jej sprawą wnuki Chro­brego dzie­dzi­czy­łyby zatem tra­dy­cję Cesar­stwa Rzym­skiego, zarówno zachod­niego, jak i wschod­niego.

Rycheza do kraju swo­jego mał­żonka przy­wio­zła nie tylko cenne przed­mioty codzien­nego użytku, ale także spi­sany na tablicy pas­chal­nej5 tak zwany Rocz­nik Rychezy, sta­no­wiący kon­ty­nu­ację Rocz­nika koloń­skiego. Po jej przy­jeź­dzie pro­wa­dzono go na­dal, naj­pierw w Gnieź­nie, a potem w Kra­ko­wie, doku­men­tu­jąc dzieje rodu Pia­stów. Zda­niem wielu współ­cze­snych histo­ry­ków to wła­śnie z tego doku­mentu, oprócz legend i opo­wie­ści zacho­wa­nych w for­mie ust­nej, korzy­stał Gall Ano­nim, jak rów­nież auto­rzy Rocz­nika świę­to­krzy­skiego daw­nego oraz Rocz­nika kapi­tuły kra­kow­skiej. Nie­stety, przy­wie­ziony przez Rychezę ory­gi­nał nie zacho­wał się do naszych cza­sów. Co cie­kawe, to wła­śnie żonie Mieszka II zawdzię­czamy rów­nież znaną wszyst­kim pol­skim dzie­ciom legendę o Popielu zje­dzo­nym przez myszy. Ta sama legenda od dawna była znana w ojczyź­nie Rychezy, acz­kol­wiek jej boha­te­rem nie był Popiel, ale zupeł­nie ktoś inny. Jak to zwy­kle bywa z tego typu histo­riami, z cza­sem w nieco zmo­dy­fi­ko­wa­nej wer­sji przy­jęła się w naszej rodzi­mej tra­dy­cji jako przy­po­wieść o karze, jaka słusz­nie spo­tkała nie­go­dzi­wego władcę. Nie­miecka księż­niczka zapo­cząt­ko­wała w naszym kraju także kult Świę­tego Miko­łaja.

Po przy­jeź­dzie do Pol­ski cesar­ska krewna, przy­zwy­cza­jona do stan­dar­dów obo­wią­zu­ją­cych na zachod­nich dwo­rach, musiała prze­żyć roz­cza­ro­wa­nie. Wpraw­dzie jej mąż wykształ­ce­niem i manie­rami nie odbie­gał od zachod­nio­eu­ro­pej­skich ksią­żąt, ale dwór, na któ­rym przy­szło jej żyć, nie przy­po­mi­nał tego, do czego była przy­zwy­cza­jona. Dla poboż­nej, wycho­wa­nej w klasz­to­rze Rychezy szo­kiem musiała być też świa­do­mość, że w kraju jej męża wciąż domi­nuje pogań­stwo i więk­szość pod­da­nych Chro­brego wrogo odnosi się do kościo­łów budo­wa­nych w miej­scach kultu daw­nych bóstw. Zapewne na nie­chęć do chrze­ści­jań­stwa miał wpływ spo­sób, w jaki Bole­sław sta­rał się utrwa­lić tę wiarę u swo­ich pod­da­nych. Efekty jego okrut­nych poczy­nań były chyba dość mizerne, skoro Rycheza szybko zorien­to­wała się, że nową wiarę wyzna­wał tylko dwór i sto­sun­kowo nie­wielka grupa moż­nych. Przy­naj­mniej ofi­cjal­nie ją wyzna­wali, nie można bowiem wyklu­czyć, że wielu z nich pota­jem­nie wciąż odda­wało cześć pogań­skim bóstwom. Z całą pew­no­ścią nato­miast niż­sze war­stwy spo­łe­czeń­stwa były wierne wie­rze­niom przod­ków, czego dowo­dem były pogań­skie rewolty, raz po raz wybu­cha­jące w róż­nych czę­ściach roz­le­głego pań­stwa Chro­brego, a naj­po­waż­niej­szy bunt zwo­len­ni­ków przy­wró­ce­nia kultu bogów przod­ków wybuchł pod koniec pano­wa­nia władcy, kiedy ten pla­no­wał swoją koro­na­cję. Bez wąt­pie­nia taki stan rze­czy bolał Rychezę, która posta­no­wiła wzbo­ga­cić swoją nową ojczy­znę o kilka kościo­łów i klasz­to­rów.

Chyba naj­więk­szego roz­cza­ro­wa­nia przy­spo­rzyło mło­dej wład­czyni odkry­cie, że jej poślu­biony przed Bogiem i ludźmi mąż kocha inną kobietę. Co gor­sza, owa kobieta była… jego żoną, tak przy­naj­mniej uważa część histo­ry­ków. Wbrew pozo­rom, Mieszko nie był biga­mi­stą, a przy­naj­mniej nie w rozu­mie­niu prawa obo­wią­zu­ją­cego wów­czas w pań­stwie Chro­brego. Jego pierw­szy zwią­zek nie był bowiem sakra­men­tal­nym mał­żeń­stwem pobło­go­sła­wio­nym przez kapłana, ale mał­żeń­stwem zawar­tym według oby­czaju sło­wiań­skiego. Książę nie był w tej kwe­stii wyjąt­kiem: sło­wiań­skie śluby były powszech­nie prak­ty­ko­wane w ówcze­snej Pol­sce, zwłasz­cza że pol­ski Kościół nie dys­po­no­wał ani odpo­wied­nią liczbą świą­tyń, ani duchow­nych mogą­cych udzie­lać wszyst­kim chęt­nym ślu­bów. Z tego względu ist­niało przy­zwo­le­nie na takie de facto pogań­skie śluby. Wyjąt­kiem byli władcy, któ­rzy jako poma­zańcy Boży musieli zawie­rać mał­żeń­stwa przed ołta­rzem. Jeżeli Mieszko Lam­bert rze­czy­wi­ście wziął ślub w obrządku sło­wiań­skim, potwier­dza­łoby to teo­rię, że to nie on, ale Bez­prym pier­wot­nie miał być następcą Chro­brego. Kiedy jed­nak utra­cił to prawo, z przy­czyn opi­sa­nych wcze­śniej, Chro­bry sta­now­czo zażą­dał od Mieszka, by ten odpra­wił uko­chaną i pojął za żonę krewną cesa­rza. Młody książę, który zapewne szcze­rze kochał sło­wiań­ską mał­żonkę, postą­pił zgod­nie z wolą ojca, ale ku zdzi­wie­niu Bole­sława, choć zgo­dził się pojąć za żonę Rychezę, to jed­nak sta­now­czo odmó­wił odpra­wie­nia sło­wiań­skiej żony. Był to pierw­szy przy­pa­dek w jego życiu, kiedy powa­żył się prze­ciw­sta­wić woli potęż­nego ojca. A Bole­sław osta­tecz­nie ustą­pił, naj­wy­raź­niej uzna­jąc, że syn będzie dzie­lił łoże zarówno z poślu­bioną przed Bogiem mał­żonką, jak i kochaną „sło­wiań­ską żoną”. Zda­nie syno­wej w tej kwe­stii zupeł­nie go nie obcho­dziło, zresztą on sam, dopóki w jego życiu nie poja­wiła się Emnilda, trak­to­wał kobiety dość instru­men­tal­nie. Rycheza jed­nak była dumną cesar­ską krewną, nie­odrodną wnuczką Teo­fano, i nie mogła ścier­pieć innej kobiety u boku mał­żonka, zwłasz­cza że Mieszko docze­kał się z tą kobietą syna, któ­remu nawet miał czel­ność dać imię Bole­sław, po swoim ojcu. A prze­cież zgod­nie z tra­dy­cją powi­nien je nosić syn Rychezy jako pra­wo­wity następca tronu.

Nie wiemy, jak nazy­wała się uko­chana Bole­sła­wo­wica, być może miała na imię Dobrawa lub Dąbrówka. Co wię­cej, nie mamy pew­no­ści, czy… rze­czy­wi­ście ist­niała, gdyż histo­ria o pierw­szej sło­wiań­skiej mał­żonce Mieszka Lam­berta jest wyłącz­nie hipo­tezą. I wbrew uty­ski­wa­niom prze­ciw­ni­ków tezy o jej ist­nie­niu jest to hipo­teza dość praw­do­po­dobna. Jak wspo­mniano, po ślu­bie ksią­żęca kon­ku­bina na­dal miesz­kała na dwo­rze, ale Mieszko, zapewne nie chcąc draż­nić żony, doko­nał zmyśl­nego manewru, wyda­jąc swoją uko­chaną za mąż za pew­nego dwo­rza­nina imie­niem Embrich, który do Pol­ski przy­był razem z Rychezą. Oczy­wi­ście wcze­śniej zjed­nał dwo­rza­nina boga­tymi darami.

Rycheza po ślu­bie z Miesz­kiem zamiesz­kała z nim na Wawelu, Chro­bry bowiem wydzie­lił swo­jemu synowi osobną dziel­nicę i wszystko wska­zuje na to, że była to wła­śnie zie­mia kra­kow­ska. Wraz z mał­żon­kami na Wawel udała się także Dobrawa z mężem. Nie wiemy, czy ta misty­fi­ka­cja z prze­my­ce­niem kochanki do Kra­kowa udała się Miesz­kowi, choć moż­liwe, że Rycheza począt­kowo żyła w nie­świa­do­mo­ści, zwłasz­cza że mał­żo­nek, posłuszny woli sro­giego ojca, wiele czasu spę­dzał z nią w łoż­nicy, sta­ra­jąc się o męskiego potomka, choć począt­kowo bez rezul­tatu, co zapewne mar­twiło księżną. W owych cza­sach winą za brak potom­stwa obar­czano bowiem wyłącz­nie kobiety. W 1014 roku Ryche­zie przy­był kolejny powód do zmar­twień: z woli Chro­brego Mieszko wyje­chał do sąsied­nich Czech, by pozy­skać przy­chyl­ność władcy tego pań­stwa, księ­cia Udal­ryka, dla soju­szu prze­ciwko cesar­stwu. Nie­spo­dzie­wa­nie Mieszko został pod­stęp­nie poj­many i uwię­ziony. Na cze­ka­jącą na niego w wawel­skim zamku Rychezę padł strach, mąż mógł bowiem zgi­nąć, być ośle­piony albo, co jesz­cze gor­sze, wyka­stro­wany. Per­spek­tywa życia z kastra­tem, bez nadziei na potom­stwo, z pew­no­ścią mar­twiła Rychezę. Jej prze­czu­cia na szczę­ście się nie spraw­dziły – książę wró­cił zdrów i cały, zacho­wu­jąc wzrok oraz męskość, w czym nie­małą rolę ode­grał Hen­ryk II, spo­krew­niony z Rychezą.

W lipcu 1016 roku Rycheza i Mieszko docze­kali się pierw­szego dziecka, syna, któ­remu nadano nie­spo­ty­kane wcze­śniej w pia­stow­skiej dyna­stii typowo sło­wiań­skie imię Kazi­mierz. Trudno wyobra­zić sobie, by wła­śnie takie imię wybrała dla pier­wo­rod­nego potom­kini cesa­rzy, zwłasz­cza że chło­piec otrzy­mał na dru­gie znacz­nie god­niej­sze imię – Karol. Zapewne była to decy­zja męża, który być może nie ucie­szył się z przyj­ścia na świat męskiego potomka, miał już bowiem syna Bole­sława, który był znacz­nie bliż­szy jego sercu. To jego w przy­szło­ści chciał uczy­nić swoim następcą. Póki żył ojciec, miał zwią­zane ręce, ale posta­no­wił powziąć kon­kretne kroki, kiedy tylko Chro­bry umrze. Zda­niem wielu bada­czy dowo­dem dyna­stycz­nych pla­nów Mieszka miało być wła­śnie imię nadane synowi Rychezy – Kazi­mierz, ozna­cza bowiem czło­wieka sza­nu­ją­cego roz­kazy. Książę wyraź­nie dawał do zro­zu­mie­nia, że syn jego i Rychezy miałby być powolny roz­ka­zom ojca. Histo­rycy, odrzu­ca­jący hipo­tezę o ist­nie­niu Dobrawy, a tym bar­dziej syna będą­cego owo­cem jej związku z pia­stow­skim księ­ciem, podają inne zna­cze­nie imie­nia nada­nego na chrzcie pier­wo­rod­nemu Rychezy. Ich zda­niem Kazi­mierz ozna­cza czło­wieka, który „kazi mir”, a więc mąci pokój, a nadano je chłopcu na cześć wiel­kiego dziada po mie­czu. Wła­śnie w ten spo­sób zakli­nano rze­czy­wi­stość, mając nadzieję, że malec, kiedy osią­gnie wiek męski, pój­dzie w ślady Chro­brego, pro­wa­dząc zwy­cię­skie boje i przy­spa­rza­jąc Pol­sce nowych ziem i chwały. Tylko dla­czego, chcąc uho­no­ro­wać dziada, nie dano wnu­kowi na imię Bole­sław? A może na dwo­rze rósł już inny chło­piec o tym imie­niu, będący owo­cem związku Mieszka z jego kochanką, a raczej sło­wiań­ską żoną?

Oprócz Kazi­mie­rza Rycheza i Mieszko docze­kali się jesz­cze dwóch córek, ale znamy tylko imię młod­szej z nich, póź­niej­szej żony księ­cia kijow­skiego Izja­sława I – Ger­trudy. Trzeba przy­znać, że w kwe­stii potom­stwa Mieszko i jego mał­żonka mieli dość skromny doro­bek, przy­naj­mniej w porów­na­niu z rodzi­cami Rychezy, któ­rzy docze­kali się co naj­mniej dzie­się­ciorga dzieci. Zda­niem wielu histo­ry­ków świad­czy to o dość chłod­nych rela­cjach łączą­cych tę parę, bo prze­cież dba­łość o cią­głość dyna­stii była nad­rzęd­nym obo­wiąz­kiem każ­dego władcy, zwłasz­cza jeśli weź­mie się pod uwagę wysoką śmier­tel­ność wśród dzieci w owych cza­sach. Naj­wi­docz­niej Mieszko odwie­dzał łoże żony tylko z obo­wiązku, sta­ra­jąc się obco­wać z nią jak naj­rza­dziej.

Rycheza miała ambi­cje poli­tyczne i nie była tylko mał­żonką następcy tronu. Ist­nieją dowody, że reali­zo­wała się jako wład­czyni w dziel­nicy poda­ro­wa­nej mężowi przez Chro­brego, dopro­wa­dza­jąc Kra­ków do roz­kwitu. Zda­niem Romana Micha­łow­skiego księż­nej marzyło się prze­isto­cze­nie grodu w ośro­dek dorów­nu­jący Akwi­zgra­nowi, który był jed­nym z naj­waż­niej­szych miast wcze­sno­śre­dnio­wiecz­nego Zachodu. Wska­zuje na to wręcz ude­rza­jące podo­bień­stwo mię­dzy Kra­ko­wem z cza­sów Mieszka II i Rychezy a ówcze­snym Akwi­zgra­nem. Za sprawą księż­nej na Wawelu powstały kościoły pod wezwa­niem świę­tego Gere­ona oraz świę­tych Feliksa i Adaukta, któ­rych kult wcze­śniej na zie­miach pol­skich był prak­tycz­nie nie­znany. Jak na wnuczkę Teo­fano przy­stało, Rycheza zaan­ga­żo­wała się w poli­tykę, wspo­ma­ga­jąc swego teścia w jego sta­ra­niach o koronę. Nie ma wpraw­dzie na to dowo­dów, ale można przy­pusz­czać, że to wła­śnie synowa Chro­brego pro­wa­dziła nie­ła­twe roko­wa­nia w tej kwe­stii, przy czym nego­cjo­wała zapewne nie tyle z samym Kon­ra­dem II Salic­kim, który zastą­pił nie­chęt­nego Chro­bremu Hen­ryka II, ile z jego żoną Gizelą. Tak się bowiem zło­żyło, że mał­żonka Kon­rada II znacz­nie prze­wyż­szała męża pod wzglę­dem inte­lek­tu­al­nym i Rycheza mogła łatwiej zna­leźć wspólny język z nią niż z Kon­ra­dem. W efek­cie sta­rań Rychezy nie­miecki władca wpraw­dzie nie dał ofi­cjal­nej zgody na koro­na­cję Pia­sta, ale się jej gło­śno nie sprze­ci­wił, a to już bar­dzo uła­twiało pod­ję­cie dal­szych kro­ków. Nale­żało się spie­szyć, bo wpraw­dzie Chro­bry nie był sędzi­wym star­cem, miał nie­spełna sześć­dzie­siąt lat, ale bar­dzo nie­do­ma­gał. Na szczę­ście wszystko udało się zała­twić na czas i naj­praw­do­po­dob­niej w Wiel­ka­noc 1025 roku pol­ski władca speł­nił marze­nie swo­jego życia, nakła­da­jąc na swe skro­nie kró­lew­ską koronę. Nie cie­szył się długo kró­lew­skim tytu­łem, gdyż 17 czerwca tego samego roku zmarł.

Nie mamy pew­no­ści, kiedy jego następca został kró­lem: według nie­któ­rych Mieszko i Rycheza zostali koro­no­wani tego samego dnia co Bole­sław, zda­niem innych doszło do tego już po zgo­nie Chro­brego. W każ­dym razie wkrótce po śmierci ojca Mieszko wraz żoną prze­nie­śli się do Gnie­zna. Rycheza została kró­lową i nie zamie­rzała być tylko bierną żoną, ale zabrała się do poli­tyki, co nie zna­la­zło uzna­nia w oczach mał­żonka. A prze­cież Mieszko dora­stał w domu, w któ­rym pierw­sze skrzypce grała jego matka. Nie stro­niła wpraw­dzie od poli­tyki, ale w prze­ci­wień­stwie do wielu aktyw­nych kobiet swo­ich cza­sów Emnilda ni­gdy otwar­cie nie wtrą­cała się w sprawy pań­stwa, będąc raczej przy­sło­wiową szyją krę­cącą głową, czyli mężem. Poza tym Mieszko wystar­cza­jąco długo był powolny roz­ka­zom ojca, by teraz słu­chać kogo­kol­wiek, a zwłasz­cza wła­snej żony. Uwol­niony od obec­no­ści Chro­brego mógł wresz­cie być samo­dziel­nym władcą, jed­nak w dąże­niach do nie­za­leż­no­ści nie dostrze­gał, że Rycheza mogłaby mu sku­tecz­nie pomóc. A prze­cież już na początku swego pano­wa­nia musiał bory­kać się z braćmi, mają­cymi spory ape­tyt na schedę po ojcu. Jego żona mogła też dostrze­gać rysy na tej potęż­nej budowli o nie­sta­bil­nych fun­da­men­tach, jaką nie­wąt­pli­wie była Pol­ska pozo­sta­wiona Miesz­kowi w spadku przez Chro­brego. Ale i ona nie umiała postę­po­wać z mężem ani scho­wać dumy i ambi­cji do kie­szeni. Wypada zgo­dzić się z Kami­lem Janic­kim piszą­cym, że mał­żeń­stwo Mieszka i Rychezy „było jak wielki kocioł. Pły­wały w nim ura­żona duma, cho­ro­bliwa nie­uf­ność i zra­niona ambi­cja. Wśród gęstego, ohyd­nego płynu wiro­wały wza­jemne pre­ten­sje i nie­speł­nione ocze­ki­wa­nia”6. W tym sta­dle zabra­kło też spo­iwa, jakim jest miłość. Rycheza była w sta­nie wiele prze­łknąć, ale kiedy mąż zaczął afi­szo­wać się z kochanką, ura­żona duma księż­nej kazała jej spa­ko­wać manatki i wynieść się do Kra­kowa, w któ­rym zresztą czuła się znacz­nie lepiej niż w Gnieź­nie.

Gall Ano­nim, Kro­nika pol­ska, http://www.sp86krakow.pl/doku­menty/gall.pdf[wróć]

Mar­graf (ina­czej: mar­gra­bia) – zwierzch­nik mar­chii w śre­dnio­wie­czu. [wróć]

Pala­tyn, ina­czej komes pała­cowy (łac. comes pala­ti­nus) – zarządca dworu kró­lew­skiego, zastę­pu­jący władcę przy wyda­wa­niu sądów. Tytuł ten nosili począt­kowo naj­wyżsi sądowi przed­sta­wi­ciele nie­miec­kich kró­lów, póź­niej stał się tytu­łem nie­miec­kich ksią­żąt feu­dal­nych. [wróć]

Kro­nika Thiet­mara, przekł. M.Z. Jedlicki, Kra­ków 2012, s. 84. [wróć]

Tablica pas­chalna – zesta­wie­nie świąt wiel­ka­noc­nych, będące pod­stawą do obli­cza­nia ter­mi­nów kościel­nych świąt rucho­mych w kolej­nych latach. [wróć]

K. Janicki, Damy ze skazą. Kobiety, które dały Pol­sce koronę, Kra­ków 2016, s. 237. [wróć]

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki