Elżbieta i Essex. Historia tragiczna - Lytton Strachey - ebook

Elżbieta i Essex. Historia tragiczna ebook

Lytton Strachey

4,0

Opis

 

 Anglia targana konfliktami religijnymi po śmierci Henryka VIII. Siłą wewnętrznych spisków i niechęci do katolików, Maria Stuart zostaje pozbawiona korony. Na tron wstępuje Elżbieta, córka matki która została ścięta przez ojca. Nie decyduje się na małżeństwo, „…nie jest mi to do niczego potrzebne…”- powtarza przez 20 lat. Jej płomienny związek z Robertem Dudleyem kończy się wraz z jego śmiercią w 1588r.

 

Pierwsze 30 lat panowania upływa pod znakiem wielkiego naporu Hiszpanii. Rok 1588 przynosi wreszcie rozstrzygnięcie. Hiszpańska Armada zostaje rozgromiona. To ogromny sukces królowej. Pojawia się na dworze młodziutki, 34 lata młodszy od Elżbiety, piękny hrabia Essex. 

 

Elżbieta   „…jako młoda dziewczyna nie była pozbawiona powabów; przez wiele lat zachowała kobiecą urodę, ale wreszcie ślady piękności ustąpiły ostrym liniom, sztucznemu kolorytowi i pewnej groteskowej przesadzie. Jednakże w miarę zaniku wdzięków królowa przywiązywała coraz większą wagę do tego, by jej uroda była uznawana. Dawniej zadowalały ją gorące zachwyty ludzi rów­nych jej wiekiem, lecz w podeszłym wieku wymaga­ła od otaczających ją młodzieńców dowodów roman­tycznego, namiętnego uczucia — i otrzymywała je. Sprawy państwowe toczyły się wśród fandanga westchnień, zachwytów i oświadczyn miłosnych.

 

Ten osobliwy dwór był siedliskiem paradoksów i niepewności. Jego bogini, krocząca w złotym nim­bie chwały, była kobietą starą, fantastycznie ubra­ną, o postawie wyniosłej, choć przygarbionej. Nad bladą twarzą piętrzyły się włosy ufarbowane na ru­do, zęby miała poczerniałe, nos wydatny i władczy, oczy osadzone głęboko, a zarazem wyłupiaste — oczy dzikie, straszne; w ciemnosinej ich głębi zda­wało się czaić jakieś szaleństwo, niemal obłęd.”

 

Ale gdy „…Królo­wa, oglądając się, spostrzegała wchodzącego Essexa, zapominała o całym świecie, gdy hrabia klękał u jej stóp…”.

 

 

 

Essex „… Niełatwo rozwikłać motywy działania nawet przeciętnych śmiertelni­ków, a Essex bynajmniej nie należał do ludzi prze­ciętnych. Charakter miał niezrównoważony, a umysł pełen przeciwieństw. Wpadał z jednej ostateczności w drugą; w jego sercu zakorzeniały się i rosły obok siebie najdziwniejsze sprzeczności. Kochał i niena­widził jednocześnie — był oddanym sługą i zawzię­tym rebeliantem. Bezstronne oko nie zdoła wyśle­dzić żadnej myśli przewodniej w jego postępowa­niu. Miotały nim na różne strony wichry namiętnoś­ci lub przypadkowe wydarzenia. Snuł zdradzieckie myśli, a pod koniec, dorywczo nawet, zdradzieckie plany, w przerwach zaś oddawał się porywom roman­tycznej wierności i szlachetnym wyrzutom sumienia…”

 

Wspaniały, dramatyczny i jakże romantyczny zapis uczuć, myśli i czynów dwojga kochanków Elżbiety I Tudor i Hrabiego Essex. Biografia napisana z kunsztem, wiedzą i głęboką znajomością realiów i historycznych symboli – bo pisana przecież przez członka elitarnej Bloomsbury group.

 

 

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 292

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (3 oceny)
1
1
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Okładka

Karta tytułowa

Alicji i Jamesowi Stracheyom poświęcam

Królowa Elżbieta I

I

Reformacja w Anglii była wydarzeniem nie tylko religijnym, ale i społecznym. Duchowy kształt średniowiecza został rozbity, a przewrót niemniej doniosły i niemniej zupełny objął wewnętrzny układ życia świeckiego, sięgając aż do sfer rządzących. Zniknęli rycerze i duchowni, którzy dzierżyli władzę przez długie wieki; miejsce ich zajęła nowa klasa ludzi, ani rycerskich, ani świątobliwych; ujęła ona w silne i umiejętne dłonie rządy – i korzyści płynące z władzy. Ta szczególna arystokracja, stworzona chytrością Henryka VIII, przytłoczyła w końcu potęgę, której zawdzięczała swe powstanie. Monarcha stał się cieniem władcy; Anglią rządzili wszechwładnie Russellowie, Cavendishowie, Cecilowie; oni byli Anglią przez wiele pokoleń, a nawet i dzisiaj trudno wyobrazić sobie Anglię bez nich.

Zmiana przyszła szybko, a dokonała się ostatecznie podczas panowania Elżbiety. Rokosz hrabiów z Północy w 1569 roku1 był ostatnim potężnym zrywem dawnego systemu, który chciał swego przeznaczenia uniknąć. Rokosz nie udał się; nieszczęsny książę Norfolk – słaby Howard, który marzył o poślubieniu Marii, królowej Szkocji – został ścięty, a nowy porządek społeczny utrwalił się na dobre. Jednakże duch dawnego feudalizmu nie wygasł całkowicie; zabłysnął raz jeszcze za panowania Elżbiety, wcieliwszy się w postać Roberta Devereux, hrabiego Essex. Rozgorzał wspaniałym, samotnym płomieniem, mieniącym się barwami dawnego rycerstwa, dworną brawurą przeszłości, ale pozbawionym treści; płomień ten migotał szaleńczo, chwiał się na wszystkie strony, miotany wichrem – i nagle został zdmuchnięty. Z historii hrabiego Essexa, tak powikłanej w swych początkach, tak dramatycznej w swoim przebiegu, tak strasznej w swym zakończeniu, przebija – skroś tragizmu osobistej klęski – widmo agonii minionego świata.

Ojciec Roberta Devereux, który otrzymał od Elżbiety tytuł hrabiego Essex, był potomkiem wszystkich wielkich rodów średniowiecznej Anglii. Jego drzewo genealogiczne zawierało nazwiska hrabiego Huntingdon, markiza Dorset, lorda Ferrers – Bohunów, Bourchierów, Riversów, Plantagenetów. Jedna z jego prababek, Eleonora de Bohun, była siostrą Marii, żony Henryka IV; inna, Anna Woodville, była siostrą Elżbiety, żony Edwarda IV; ród Devereux poprzez Thomasa Woodstocka, księcia Gloucester, wywodził się od Edwarda II. Pierwszy hrabia Essex był nieszczęśliwym, pełnym cnót marzycielem. Wyruszył na podbój Irlandii, ożywiony duchem krzyżowca, lecz nie zdołał przezwyciężyć dworskich intryg, skąpstwa królowej i dzikości irlandzkich piechurów; nie dokonał niczego i umarł wreszcie z rozpaczą w sercu, złamany i zrujnowany.

Syn jego, Robert, urodził się w 1567 roku. Dziewięcioletni chłopak w dniu śmierci ojca został dziedzicem świetnego nazwiska – i najuboższym hrabią Anglii. Ale nie koniec na tym. Sprzeczne wpływy, które kształtowały los młodego Essexa, zaczęły działać już w chwili jego urodzenia: matka Roberta, Letycja Knollys, reprezentowała nową arystokrację, tak jak ojciec był przedstawicielem starej. Babka Letycji była siostrą Anny Boleyn; tak więc kuzynostwo trzeciego stopnia łączyło Essexa z Elżbietą. Zbliżyło ich jednak pokrewieństwo znacznie większej wagi, gdy Letycja dwa lata po śmierci męża wyszła za Roberta Dudleya, hrabiego Leicester. Gniew monarchini i echa skandalu minęły jak przelotne chmury bez znaczenia; pozostał fakt, że Essex był pasierbem Leicestera, wspaniałego faworyta królowej, który od chwili wstąpienia Elżbiety na tron grał pierwsze skrzypce na jej dworze. Czegóż więcej mogła żądać ambicja? Essex posiadał wszystkie dane potrzebne do zrobienia wielkiej kariery – wysokie urodzenie, wielkie tradycje, wpływy u dworu, nawet ubóstwo.

Młody hrabia wychowywał się pod opieką Burghleya. W dziesiątym roku życia oddano go do Trinity College w Cambridge i tam w 1581 roku, mając lat czternaście, uzyskał tytuł magistra sztuk wyzwolonych. Młodzieńcze lata spędzał na wsi, w jednym ze swych majątków w zachodniej Anglii: czasem w Lanfey, w hrabstwie Pembroke, częściej w Chartley, w hrabstwie Stafford. Starożytny ten dwór o warownych murach, rzeźbionych stropach, z oknami ozdobionymi herbami i dewizami rodów Devereux i Ferrers, był położony romantycznie wśród rozległej kniei, w której pełno było danieli, jeleni, borsuków i dzików. Młodzieniec lubił polowanie i wszelkie męskie rozrywki, lecz lubił również czytać. Pisał poprawnie po łacinie, a prześlicznie po angielsku; mógł zostać uczonym, gdyby nie rycerski duch, co go ożywiał. Kiedy Essex dorastał, ta dwojaka natura zdawała się ujawniać w jego ustroju fizycznym. W żyłach hrabiego krążyła krew tęga i żywotna; ścigał się i kruszył kopie z najdzielniejszymi, a potem nagle siły jakby odpływały i blady chłopiec leżał godzinami w swoim pokoju z tomem Wergiliusza w ręku, pogrążony w nieokreślonej melancholii.

Gdy Essex miał osiemnaście lat, Leicester, wysłany na czele armii do Niderlandów, mianował go dowódcą kawalerii. Na tym stanowisku – nie tyle odpowiedzialnym, ile efektownym – Essex wywiązywał się doskonale ze swych obowiązków. Kronikarz stwierdza, iż gdy na tyłach armii brał udział w uroczystościach i turniejach, „budził we wszystkich wielkie nadzieje swym uzdolnieniem bojowym”. Nie zawiódł tych nadziei, kiedy doszło do prawdziwej walki. We wściekłej szarży pod Zutphen odznaczył się jako jeden z najwaleczniejszych, a po skończonej bitwie Leicester nadał mu tytuł rycerski.2

Szczęśliwszy – przynajmniej pozornie – od Filipa Sidneya, wrócił cało do Anglii i zaczął od razu bywać gorliwie u dworu. Królowa, która znała go od dziecka, polubiła go bardzo. Ojczym Essexa postarzał się, a na tym dworze czerwona twarz i siwa głowa były rzeczą obciążającą. Staremu dworakowi mogło się wydawać, iż względy, jakimi Elżbieta darzyła młodego krewniaka, wzmocnią jego własną pozycję, a w szczególności staną się przeciwwagą dla wzrastającego wpływu Waltera Raleigha. Tak czy owak, wkrótce nie trzeba już było protegować młodego Essexa; dla wszystkich stało się jasne, że piękny, pełen uroku młodzian zachwycił Elżbietę szczerym postępowaniem, chłopięcą wesołością, słowami i spojrzeniami pełnymi uwielbienia, wyniosłą postawą, cudnymi rękami i kornie pochylającą się głową o kasztanowatych włosach. Nowa gwiazda wzniosła się niebywale szybko i nagle zajaśniała samotnie na firmamencie. Królowa i Essex nie rozstawali się nigdy. Ona liczyła lat pięćdziesiąt trzy, on nie miał jeszcze dwudziestu; było to niebezpieczne połączenie dwóch ogniw wieku. Jednakże w owym czasie – w maju 1587 roku – wszystko układało się pomyślnie i gładko. Toczono długie rozmowy, odbywano dalekie spacery piesze i konne po parkach i lasach wokół Londynu; wieczorami wznawiano rozmowy i śmiechy, potem rozbrzmiewała muzyka, a wreszcie komnaty Whitehall pustoszały, zostawała tylko Elżbieta i Essex – grali w karty. Grali przez całą noc – w karty lub też w inną grę, a współczesna plotka głosiła, iż „hrabia nie wracał do domu, dopóki nie rozległ się poranny śpiew ptaków”. Tak minął maj i czerwiec 1587 roku.

Gdyby czas mógł zatrzymać się w swym biegu, gdyby wiosenne tygodnie mogły się w wieczne lato przemienić! Rozgorączkowany chłopiec, wracający do domu o świcie, królowa uśmiechnięta w ciemności… Lecz zatrzymać czasu nie zdołają śmiertelnicy. Każdy stosunek między ludźmi musi rozwinąć się lub skończyć. Gdy dwie świadomości osiągną pewne zbliżenie, siła ich wzajemnego oddziaływania wzmaga się coraz bardziej i doprowadza nieuchronnie do przełomu. Crescendo musi wznieść się do najwyższej nuty; dopiero wówczas ujawnia się zamierzone rozwiązanie muzycznego tematu.

1 Część katolickiej angielskiej szlachty zdecydowała się na bunt wobec Elżbiety, próbując uwolnić Marię Stuart, wydać ją za księcia Norfolk, uczynić z niej królową Anglii i przywrócić religię rzymskokatolicką jako panującą. Rewolta została stłumiona.

2 Tytuł Knight – tytuł rycerski niezaliczany do tytułów szlacheckich, nadawany za zasługi.

Robert Devereux – hrabia Essex

II

Panowanie Elżbiety (1558–1603) rozpada się na dwa okresy: pierwszy obejmuje trzydzieści lat poprzedzających pokonanie hiszpańskiej Armady, drugi – piętnaście lat, które nastąpiły po jej rozbiciu. Wcześniejszy okres był czasem przygotowań; dokonywała się wówczas olbrzymia praca, dzięki której Anglia stała się narodem spoistym i uniezależniła się ostatecznie od kontynentu; ten okres wytworzył warunki, w których energia całego narodu mogła znaleźć swobodne ujście. W ciągu tych długich lat ludzie będący u władzy musieli posiadać dwie zalety: zręczność i ostrożność. Czasy były tak ciężkie, że żadne inne cechy nie znajdowały zastosowania. Niezmierna ostrożność Burghleya nadawała ton przez okres całego pokolenia; mniej wybitne osobistości szły śladami Burghleya i dlatego pokrywa je jakby mglista zasłona. Walsingham pracował w ukryciu, Leicester – mimo swej wspaniałości – przedstawia się niezbyt wyraźnie; jest to osobistość niepewna, ugina się przed byle powiewem; o lordzie kanclerzu Hattonie wiemy tylko, że lubił tańczyć. Nagle wszystko zmieniło się jak w kalejdoskopie: zatopienie Armady zmiotło dawne obyczaje i starych aktorów; pozostał Burghley, niby pomnik przeszłości. Zamiast Leicestera i Walsinghama wyskoczyli na arenę polityczną Essex i Raleigh – młodzi, odważni, bujne, świetne indywidualności. Ta sama zmiana zaszła wszędzie, na każdym polu życia narodowego; stopniały już zimowe śniegi, pod którymi odbywało się kiełkowanie – nastała cudowna wiosna elżbietańskiej kultury.

Nie potrzebuję opisywać tego okresu; jest to epoka Marlo­we’a i Spensera, młodego Szekspira i Bacona, autora Esejów; wszyscy znają jej zewnętrzny wygląd i wewnętrzną treść, która znalazła wyraz w literaturze. O ileż cenniejszy od opisów – ale prawdopodobnie nieosiągalny – byłby jakiś środek, który pozwoliłby nowoczesnemu umysłowi wcielić się siłą wyobraźni w te istoty sprzed trzech wieków i poruszać się swobodnie w świecie ich zwykłych podstawowych uczuć, który pozwoliłby mu dotknąć, a raczej śnić, że dotyka (takie sny bowiem stanowią materiał historyczny) samego „tętna maszyny”. Lecz ta ścieżka jest dla nas zamknięta. Jakaż to sztuka dozwoliłaby nam przeniknąć w głąb tych obcych nam dusz i może jeszcze bardziej obcych ciał? Im lepiej widzimy ów dziwaczny świat, tym bardziej staje się dla nas daleki. Istoty żyjące w nim unikają poufałego z nami zbliżenia. Poza nielicznymi wyjątkami, może nawet poza jednym tylko Szeks­pirem, są to postacie, które znamy powierzchownie, ale których prawdziwie nie rozumiemy.

Przede wszystkim nie możemy objąć wyobraźnią ani pojąć rozumem sprzeczności tej epoki. Nie ulega wątpliwości, że ludzie przestaliby być ludźmi, gdyby byli z jednej bryły, lecz niejednolitość ludzi epoki elżbietańskiej przechodzi wszelkie granice. Poszczególne elementy ich psychiki rozpryskują się w sposób nieoczekiwany na wszystkie strony; gdy je zbierzemy i z wielkim trudem zdołamy połączyć w jeden związek chemiczny – pęka retorta. Jakże można związać w spoistą całość przebiegłość tych ludzi i ich naivéte, ich delikatność i brutalność, ich pobożność i rozpustę? A gdziekolwiek spojrzeć, widzimy to samo. Czyżby za sprawą jakichś wymyślnych sztuczek czarnoksięskich splotły się w duszy Johna Donne3 intelektualne wyrafinowanie z teologiczną prostotą? Kto potrafi zrozumieć Franciszka Bacona? Czyż jest do pomyślenia, że purytanie byli braćmi komediantów? Cóż to były za struktury umysłowe, w których brutalność i dzikość ówczesnych obyczajów angielskich splatała się z namiętnym uwielbieniem wspaniałości Tamerlana4 i piękna Wenus i Adonisa5? Któż potrafi odtworzyć te istoty o żelaznych nerwach, które od boskiego madrygału, śpiewanego przy wtórze lutni przez czarującego chłopca w szynku, przechodziły z równym zachwytem do widoku niedźwiedzia rozszarpywanego przez wściekłe psy? Żelazne nerwy? Być może, a jednak czyż ówczesny elegant, którego obcisłe spodnie uwydatniały zdumiewającą męskość, nie był zarazem zniewieściałym modnisiem o długich włosach i uszach zdobnych w klejnoty? A jakim szybkim zmianom nastroju podlegało to dziwaczne towarzystwo lubujące się w subtelnościach i fantazjach, z jakim straszliwym okrucieństwem rozszarpywano przygodną ofiarę! Zmienne szczęście – jedno słowo szpiega! – i te same uszy obcinano pod pręgierzem przy akompaniamencie śmiechu gawiedzi. A jeśli ambicja czy też religia potrafiły sprawę zagmatwać, wówczas ohydniejsze jeszcze okaleczenia – przy wtórze banalnych morałów, odpowiednich dla dzieci, i ostatniej spowiedzi w cudownej angielszczyźnie – urozmaicały śmierć zdrajcy.

Była to epoka baroku i może brak harmonii między strukturą a ornamentacją jest tym, co najlepiej tłumaczy tajemnice ludzi okresu elżbietańskiego. Bardzo trudno wydobyć spośród obfitości ozdób subtelne, utajone rysy charakterów tych ludzi. Niewątpliwie najlepszym tego przykładem jest królowa. Nigdy chyba nie stąpała po ziemi postać bardziej baroque niż największy fenomen elżbietanizmu – sama Elżbieta.

Od zewnętrznego jej wyglądu aż do głębi duszy wszystko było zdumiewającym kontrastem między rzeczywistością a pozorem. Skomplikowany strój – olbrzymie obręcze, sztywne kryzy, bufiaste rękawy, złotogłów obsypany perłami – ukrywał kobiece kształty, a zamiast nich ludzkim oczom ukazywał się obraz sztuczny, wspaniały i złowieszczy – obraz monarszego majestatu, który jednak jakimś cudem był pełen życia. Potomność padła także ofiarą podobnego złudzenia: wielka królowa istniejąca w naszej wyobraźni, bohaterka o lwim sercu, która bez wahania zgniotła zuchwalstwo Hiszpanii i rozbiła wspaniałym gestem tyranię Rzymu, różni się tak samo od rzeczywistej królowej, jak Elżbieta ubrana od Elżbiety nagiej. Lecz potomność korzysta z pewnych przywilejów. Zbliżmy się więc; nie obrazimy już teraz majestatu monarchini, jeśli zajrzymy pod jej szaty.

Serce lwie, wspaniałe gesty – bohaterskie te cechy były niewątpliwie dla każdego widoczne, lecz odgrywały w jej charakterze rolę uboczną i skomplikowaną. Wrogie a bystre oczy hiszpańskich ambasadorów dojrzały coś innego: ich zdaniem, charakterystyczną cechą Elżbiety było tchórzostwo. Nie mieli racji, lecz bliżsi byli prawdy od postronnych widzów. Zetknęli się z tymi rysami umysłowości królowej, które w danej sytuacji okazały się dla nich fatalne i które w końcu przyniosły Elżbiecie olbrzymi triumf. Ów triumf nie był rezultatem bohaterstwa, przeciwnie: główna zasada, którą Elżbieta rządziła się w życiu, była jak najdalsza od bohaterstwa; prawdziwa historia tej królowej posłuży za wieczną naukę dla tych, którzy ze sztuki rządzenia robią melodramat. W gruncie rzeczy Elżbieta osiągnęła powodzenie dzięki tym wszystkim cechom, które są sprzeczne z bohaterstwem – dzięki obłudzie, giętkości, niezdecydowaniu, wiecznemu zwlekaniu i skąpstwu. Można by niemal powiedzieć, że bohaterski pierwiastek przejawiał się u niej głównie w olbrzymich rozmiarach, do jakich się te cechy rozrosły. Potrzeba było lwiego zaiste serca, aby przez dwanaście lat utrzymywać wszystkich w przekonaniu, że kocha się w księciu d’Anjou, i aby skąpić żywności ludziom, którzy zwyciężyli Armadę; lecz w tym zakresie Elżbieta była doprawdy zdolna do wszystkiego. Była rozsądną kobietą w świecie niebezpiecznych szaleńców; znalazła się w samym środku zwalczających się wzajemnie sił o straszliwym napięciu: między wrogimi sobie nacjonalizmami Francji i Hiszpanii, między wrogimi sobie religiami Rzymu i Kalwina. Przez długie lata wydawało się niemożliwe, by jedna z tych sił nie zgniotła królowej; jeżeli uniknęła ona tego losu, to dlatego, że potrafiła przeciwstawić owym krańcowościom własną krańcową przebiegłość i nieporównane wykręty. Traf zrządził, że jej bystry umysł był doskonale przystosowany do otaczających ją powikłań. Walka o władzę między Francją a Hiszpanią, walka stronnictw we Francji i Szkocji, zmienne powodzenie Niderlandów dawały pole do dyplomatycznych matactw, których do dziś dnia nie zdołano w zupełności rozwikłać. Burghley był ulubionym doradcą królowej, ostrożnym sternikiem, jakiego potrzebowała, lecz nawet i on nie mógł często zrozumieć zagadkowego postępowania Elżbiety w ciężkich chwilach. Królowej służył nie tylko odpowiedni umysł, ale i odpowiedni charakter. Ów charakter – połączenie cech męskich i kobiecych, siły i chytrości, uporu i wahania – był właśnie taki, jakiego wymagały okoliczności. Głęboko zakorzeniony instynkt uniemożliwiał królowej powzięcie stanowczej decyzji w jakiejkolwiek kwestii. Jeśli zaś decyzję powzięła, cofała ją natychmiast z największą gwałtownością, a potem jeszcze gwałtowniej obalała decyzję odwrotną. Taką już miała naturę: podczas ciszy dawała się unosić falom niezdecydowania, a gdy powiał wicher, chybotała się gorączkowo na prawo i lewo. Gdyby było inaczej – gdyby posiadała zdolność obrania jakiejś linii i trzymania się jej, jak to robią ludzie czynu – byłaby zgubiona. Zaplątałaby się beznadziejnie w sieć otaczających ją potęg, co by ją doprowadziło szybko do nieuniknionej ruiny. Kobiecość zbawiła Elżbietę. Tylko kobieta mogła używać tak bezwstydnych wybiegów, tylko kobieta mogła tak bez skrupułów wyrzec się do cna nie tylko konsekwencji, lecz i godności, honoru, zwykłej przyzwoitości, byle tylko nie być zmuszoną do powzięcia ostatecznej decyzji. Co prawda nie wystarczały tu kobiece wybiegi, trzeba było męskiej odwagi i męskiej energii, by wymknąć się naciskowi, jaki wywierano na Elżbietę ze wszystkich stron. Królowa posiadała także i te zalety, lecz – i to stanowi największy paradoks jej kariery – posługiwała się nimi wyłącznie po to, by odwracać się z nieugiętą mocą i wytrwałością od wszelkich poczynań wymagających siły.

Ludzie religijni z epoki Elżbiety trapili się jej postępowaniem, a późniejsi imperialistyczni historycy załamywali nad nią ręce. Dlaczego nie umiała przezwyciężyć swych wahań i szykan i ponieść szlachetnego ryzyka? Dlaczego nie kroczyła śmiało i szczerze na czele protestanckiej Europy, nie przyjęła berła Holandii i nie „potykała się potykaniem dobrym”, by zniszczyć katolicyzm i narzucić Hiszpanii panowanie Anglii? Można na to odpowiedzieć, że wszystkie te rzeczy były jej obojętne. Elżbieta lepiej od tych, co ją krytykowali, znała swój rzeczywisty charakter i swoją prawdziwą misję. Jedynie przypadek urodzenia postawił ją na czele protestanckiej Europy, w głębi duszy sprawy religii były jej zupełnie obojętne; przeznaczeniem jej była walka nie o reformację, lecz o coś znacznie większego – o renesans.

Gdy skończyło się jej niezwykłe panowanie, Anglia przeżywała rozkwit cywilizacji. Tajemnica postępowania Elżbiety była właściwie mało skomplikowana: królowa chciała zyskać na czasie; czas odgrywał główną rolę w jej zamierzeniach. Każda decyzja oznaczała wojnę – wojnę, która była antytezą tego, co Elżbiecie leżało na sercu. Jak żaden może z wielkich mężów stanu, królowa była pacyfistką nie tylko z usposobienia; swój pacyfizm stosowała także w praktyce. Nie przejmowała się zbytnio okrucieństwem wojny, daleka była bowiem od wszelkiego sentymentalizmu; nienawidziła wojny z najrozsądniejszego powodu – ponieważ wojna jest marnotrawstwem. Elżbieta oszczędzała zarówno dóbr duchowych, jak i materialnych, a żniwem, jakie zebrała, była wielka epoka, którą słusznie nazwano elżbietańską, mimo że największy jej rozkwit przypadł już na panowanie następnego władcy. Gdyby nie ona, te pola leżałyby odłogiem, stratowane przez walczące hordy nacjonalistów i teologów. Elżbieta w ciągu trzydziestu lat utrzymywała pokój, wprawdzie kosztem długiego szeregu haniebnych załamań i niesłychanych wykrętów, lecz pokój trwał, i to jej wystarczało.

Odsuwanie decyzji coraz to dalej i dalej zdawało się jedynym celem Elżbiety; przez całe życie oddawała się namiętności zwlekania. Ale i tutaj pozory myliły, przeciwnicy królowej sprawdzili to na własnej skórze. Po wielu latach, podczas których wahadło poruszało się to w jedną, to w drugą stronę, stało się coś strasznego. Przebiegły Maitland of Lethington6, w którego oczach Bóg jego ojców był „strachem na dzieci”, twierdził pogardliwie, że królowa Anglii jest zmienna, niezdecydowana i tchórzliwa, i że zanim się skończy ta gra, on zmusi Elżbietę, „by przysiad­ła na ogonie i zawyła jak zbity pies”. Minęło wiele lat i nagle skały edynburskiego zamku runęły w proch na rozkaz Elżbiety, a Maitland wolał umrzeć jak prawdziwy Rzymianin, niż znosić nieprawdopodobny swój upadek. Maria Stuart traktowała swą rywalkę z jadowitą, iście francuską wyniosłością; po osiemnastu latach przekonała się w Fortheringay7 o swej pomyłce. Król Filip otrzymał podobną nauczkę po trzydziestu latach. Przez cały ten czas oszczędzał swoją szwagierkę, wreszcie wydał na nią wyrok i patrzył z uśmiechem, jak ta kobieta, otoczona złymi doradcami, usiłuje jeszcze toczyć układy o pokój powszechny, w chwili gdy Armada wpływa na wody Kanału.

W wyglądzie Elżbiety było niewątpliwie coś złowróżbnego; zwracano uwagę na ruchy jej niezwykle długich rąk. Ale był to zaledwie ślad, który przypominał, że w jej żyłach płynie krew włoska, krew wyrafinowanych i okrutnych Viscontich. W gruncie rzeczy jednak królowa była Angielką i, mimo wielkiego wyrafinowania, nie była okrutna; jak na owe czasy była nieomal ludzka, a wybuchy dzikości, jakie jej się niekiedy zdarzały, należy położyć na karb strachu lub temperamentu. Wbrew powierzchownemu podobieństwu, była antytezą swego najniebezpieczniejszego wroga, pająka z Eskurialu. Oboje byli mistrzami obłudy i miłośnikami zwłoki; lecz kunktatorstwo Filipa było oznaką zamierającego organizmu, podczas gdy Elżbieta zwlekała z wręcz przeciwnego powodu – ponieważ żywotność może sobie pozwolić na czekanie. Sroga stara kwoka siedziała nieruchomo, osłaniając swoimi skrzydłami naród angielski i pozwalając dojrzeć i zespolić się jego bujnej energii. Siedziała bez ruchu, lecz stroszyła pióra, była niesamowicie żywotna. Nadmiar sił u tej kobiety wywierał przerażające, a zarazem radosne wrażenie. Kiedy hiszpański ambasador oświadczył, że opętało ją dziesięć tysięcy diabłów, przeciętny Anglik widział w nieodrodnej córce króla Henryka monarchinię wedle swego serca. Gdy Elżbieta wpadała w złość, klęła, pluła i waliła pięścią; gdy ją ktoś ubawił, ryczała ze śmiechu, a łatwo było ją ubawić. Promienna atmosfera humoru zabarwiała i łagodziła przykry los królowej i podtrzymywała ją na krętej ścieżce jej strasznego życia. Na każdą podnietę reagowała natychmiast i gwałtownie; czy była to jakaś przemijająca uciecha, czy potężne, straszne wydarzenie – dusza królowej wybiegała naprzeciw wszystkiemu z żywością, oddaniem i zrozumieniem sytuacji; dlatego Elżbieta była dla współczesnych i nie przestała być dotąd fascynującym zjawiskiem. Igrała z życiem jak równy z równym; mocowała się z nim, kpiła z niego, podziwiała je; obserwowała dramaty życia, rozkoszując się w duszy dziwacznością wydarzeń, nagłymi kaprysami fortuny i nigdy nieprzewidzianym obrotem spraw. Per molto variare la natura e bella8– oto jeden z ulubionych aforyzmów Elżbiety.

Zmiany w jej zachowaniu były niemal równie częste jak zmiany w przyrodzie. Szorstka, zawadiacka niewiasta, lubująca się w grubych żartach, przyzwyczajona do ruchu na świeżym powietrzu, namiętna amatorka polowania, przeradzała się nagle w poważną kobietę, oddaną sprawom państwowym; na długie godziny zamykała się ze swymi sekretarzami, odczytywała i dyktowała listy, przeglądała bacznie i dokładnie najdrobniejsze rachunki. Potem, równie nagle, przedzierzgała się w renesansową damę, która olśniewała swą kulturą; Elżbieta była bowiem wszechstronnie wykształcona i utalentowana. Władała doskonale sześcioma językami poza angielskim, znała język grecki, była mistrzynią kaligrafii, świetną wirtuozką, znawczynią poezji i malarstwa, znakomitą tancerką, zdumiewającą widzów doskonałością florentyńskiego stylu tańca. Rozmowy prowadziła w sposób pełen humoru, a zarazem wytworny i dowcipny, wykazując przy tym nieomylny zmysł towarzyski i wnikliwą, pełną uroku intuicję. Dzięki tej ruchliwości umysłu Elżbieta stała się jednym z największych dyplomatów w historii. Jej proteuszowy duch, który z niezmierną szybkością wcielał się w najbardziej zawiłe kształty, wprawiał w zakłopotanie najprzenik­liwszych przeciwników i wyprowadzał w pole najostrożniejszych. Lecz koroną uzdolnień Elżbiety było jej wirtuozostwo we władaniu słowem. Gdy chciała, potrafiła wymową swą niby młotem wbijać swe przekonania w umysły rozmówców, a jednocześnie nikt nie dorównał jej w wynajdywaniu subtelnych dwuznaczników. Listy pisywała właściwym sobie stylem pompatycznym, pełnym sentencji i aluzji. W prywatnych rozmowach umiała zdobywać serca żywą i pochlebną brusquerie; na najwyższe szczyty jednak wznosiła się podczas publicznych audiencji, gdy objawiała światu swoje życzenia, poglądy i myśli. Wspaniałe zdania, wiążące się z sobą w nieprzerwaną, potoczystą całość, ujawniały niezwykłą pracę jej umysłu, zniewalając siłą ekspresji; a poprzez doskonały rytm głoś­nej, nieustępliwej wymowy przebijała namiętna dusza królowej.

Skomplikowane kontrasty objawiały się nie tylko w umyśle Elżbiety, opanowały także jej istotę fizyczną. Wyniosła, koścista postać królowej podlegała dziwnym słabościom. Dręczył ją reumatyzm; straszliwe bóle głowy zwalały ją z nóg; ohydny wrzód zatruwał jej życie przez szereg lat. Chociaż przeszła niewiele poważnych chorób, liczne dolegliwości mniejszej wagi, długi zastęp chorobliwych symptomów utrzymywał współczesnych w niepewności i niepokoju, a u niektórych późniejszych badaczy wzbudził podejrzenie, że Elżbieta otrzymała w spadku po ojcu jakąś dziedziczną skazę. Zarówno nasza wiedza medyczna, jak i znajomość szczegółowych danych o cierpieniach Elżbiety są niewystarczające do ostatecznego ustalenia diagnozy; zdaje się jednak nie ulegać wątpliwości, że mimo długotrwałych i licznych niedomagań królowa miała silny organizm. Żyła lat siedemdziesiąt – był to na owe czasy wiek sędziwy – i do końca wypełniała ciężkie obowiązki rządzenia państwem. Przez całe życie znosiła z niezwykłą wytrzymałością trudy fizyczne; polowała i tańczyła niezmordowanie i znajdowała szczególną przyjemność w staniu – jest to fakt znamienny, gdyż nie da się połączyć ze słabością cielesną. Zdarzało się nieraz, iż jakiś nieszczęsny ambasador wychodził chwiejnym krokiem z kilkugodzinnej audiencji i gorzko wyrzekał na zmęczenie. Najprawdopodobniej większość cierpień Elżbiety była pochodzenia histerycznego; myśl tę poddawali różni ówcześni świadkowie, a potwierdzili ją późniejsi uczeni. Ten żelazny organizm był pastwą nerwów. Niebezpieczeństwa i obawy, wśród których upływało życie królowej, wystarczyłyby zupełnie do podkopania najsilniejszego organizmu. Jednakże w przypadku Elżbiety dodatkową przyczyną chorobliwego stanu nerwów były anomalie w ustroju seksualnym.

Uczuciowe życie królowej było narażone od samego początku na niezwykłe przejścia. Wrażliwe lata wczesnego dzieciństwa pełne były tragicznych wrażeń i strachu. Być może, iż Elżbieta pamiętała właśnie dzień, w którym dla uczczenia śmierci Katarzyny Aragońskiej ojciec, ubrany od stóp do głów w żółte szaty, z białym piórem u beretu, zaprowadził ją na mszę wśród triumfalnych dźwięków trąb, a potem, wziąwszy ją w ramiona, pokazywał z dumą coraz to innym dworzanom. Ale najwcześniejsze jej wspomnienia mogły też być innego rodzaju: gdy miała dwa lata i osiem miesięcy, ojciec kazał ściąć jej matkę. Wpływ takiego wydarzenia na duszę dziecka musiał być silny, niezależnie od tego, czy Elżbieta fakt ten zapamiętała. Lata następne były pełne zmartwień i niepewności; losy księżniczki podlegały nieustannym zmianom zależnie od skomplikowanych wahań polityki i od małżeństw ojca; to pieszczona, to znów zaniedbywana, raz była następczynią tronu Anglii, a kiedy indziej wyrzutkiem i bękartem. Gdy stary król umarł, nowy i niebezpieczny wstrząs omal nie zgubił Elżbiety. Nie miała jeszcze piętnastu lat i mieszkała w domu macochy, Katarzyny Parr, która poślubiła lorda admirała Seymoura, brata lorda protektora Somerseta. Admirał był mężczyzną pięknym, pociągającym i pozbawionym skrupułów; bawił się księżniczką. Wpadał do jej pokoju wczesnym rankiem, rzucał się na nią ze śmiechem, gdy była jeszcze w łóżku lub dopiero co wstała, chwytał ją w ramiona, łaskotał, bił w pośladki i opowiadał rozpustne żarty. Trwało to kilka tygodni, aż Katarzyna Parr domyśliła się wszystkiego i wysłała Elżbietę z domu. Po kilku miesiącach Katarzyna umarła, a admirał zaproponował Elżbiecie małżeństwo. Ambitny zalotnik dążył do objęcia najwyższej władzy i miał nadzieję, że związek z osobą krwi królewskiej wzmocni jego pozycję wobec brata. Intrygi Seymoura wykryto, wtrącono go do więzienia w Tower, a lord protektor chciał nawet oskarżyć Elżbietę o udział w spisku. Młoda dziewczyna, choć śmiertelnie przerażona, nie straciła głowy. Podobała jej się bardzo powierzchowność i sposób bycia Thomasa Seymoura, lecz zaprzeczała stanowczo, by miała zamiar poślubić go bez zezwolenia protektora. Zarzuty Somerseta odparła w mistrzowskim, pięknie wykaligrafowanym liście. Rozgłaszają – pisała – „że zaszłam w ciążę za przyczyną lorda admirała”, jest to „bezwstydne łgarstwo”; i prosiła o pozwolenie ukazania się na dworze, ażeby wszyscy mogli przekonać się o tym. Protektor zrozumiał, że nic nie wskóra z piętnastoletnią przeciwniczką, lecz kazał ściąć admirała.

3 John Donne (1571–1631) – czołowy poeta wczesnego angielskiego baroku, główny przedstawiciel nurtu poezji metafizycznej.

4Tamerlan Wielki – dramat Marlowe’a, pisany białym wierszem (1590).

5Wenus i Adonis – jeden z trzech dłuższych poematów napisanych przez Williama Szekspira. Nie należy do dzieł popularnych, rzadko jest wystawiany na scenie (1593).

6 Szkocki polityk i reformator. Sekretarz Marii Stuart.

7 Miejsce ścięcia Marii Stuart.

8 Dzięki temu, że tak bardzo się zmienia, natura jest piękna.

III

Rozdział dostępny w pełnej wersji

IV

Rozdział dostępny w pełnej wersji

V

Rozdział dostępny w pełnej wersji

VI

Rozdział dostępny w pełnej wersji

VII

Rozdział dostępny w pełnej wersji

VIII

Rozdział dostępny w pełnej wersji

IX

Rozdział dostępny w pełnej wersji

X

Rozdział dostępny w pełnej wersji

XI

Rozdział dostępny w pełnej wersji

XII

Rozdział dostępny w pełnej wersji

XIII

Rozdział dostępny w pełnej wersji

XIV

Rozdział dostępny w pełnej wersji

XV

Rozdział dostępny w pełnej wersji

XVI

Rozdział dostępny w pełnej wersji

XVII

Rozdział dostępny w pełnej wersji

BIBLIOGRAFIA

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Spis ilustracji

1. Elżbieta I (Polona, domena publiczna)

2. Robert Devereux – hrabia Essex (wikipedia.org, domena publiczna)

Tytuł oryginału: Elizabeth and Essex. A Tragic History

Copyright © 2021, MG

Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kopiowanie w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych – również częściowe – tylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela praw.

Redaktor prowadzący: MR

Projekt okładki: Anna Slotorsz Obrazy wykorzystane na okładce: Essex: afer Marcus Gheeraerts the Younger, Public domain, via Wikimedia Commons Elżbieta: Formerly attributed to George Gower, Public domain, via Wikimedia Commons oraz: Lucas van Valckenborch, Public domain, via Wikimedia Commons

Korekta: Dorota Ring

ISBN: 978-83-7779-686-3

www.wydawnictwomg.pl [email protected] [email protected]

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Angelika Duchnik