Chopin. Miłość i pasja - Kienzler  Iwona - ebook + audiobook

Chopin. Miłość i pasja ebook i audiobook

Kienzler Iwona

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Cudowne dziecko, paryski celebryta, osamotniony geniusz… 

Gdyby żył współcześnie, uchodziłby za ikonę męskiego stylu. Zdobywałby serca niebanalnym poczuciem humoru i ciętym piórem, a tabloidy rozpisywałyby się o jego związkach z kobietami, bowiem damy, starsze i młodsze, wręcz za nim przepadały.

Fryderyk Chopin, geniusz fortepianu, jeden z najbardziej znanych Polaków, stał się ikoną i obiektem narodowego kultu, a był przy tym człowiekiem o niebanalnej osobowości i ciekawym, choć krótkim życiu. 

Na co młody Fryderyk trwonił pieniądze? 

Która z pań była największą muzą kompozytora?

Co łączy Chopina z Mozartem?

 

Każdy, kto próbuje zmierzyć się z jego biografią, co rusz napotyka na tajemnice bądź nieścisłości – i to od dnia narodzin aż do chwili śmierci wielkiego kompozytora. Tym razem Chopinowi przygląda się Iwona Kienzler - znana popularyzatorka historii i autorka bestsellerów biograficznych.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 490

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 14 godz. 1 min

Lektor: Elżbieta Kijowska

Oceny
4,3 (59 ocen)
33
17
7
0
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Dominika198

Całkiem niezła

Nie pozbawiona ciekawostek opowieść o życiu Chopina, skoncentrowana na jego prywatnych relacjach. Autorka weryfikuje pewne utrwalone mity, zadaje pytania, stara się nie wartościować żadnej z przedstawionych postaci. W tym wszystkim paradoksalnie zabrakło mi wiarygodnego portretu samego słynnego kompozytora.
00

Popularność




Konsultacja: Sylwia Łapka-Gołębiowska

Redakcja: Ewa Popielarz

Korekta: Marta Kozłowska

Skład: Igor Nowaczyk

Projekt okładki: Magdalena Wójcik

Retusz zdjęcia okładkowego: Katarzyna Stachacz

Redakcja techniczna: Kaja Mikoszewska

Zdjęcia na okładce i źródła ilustracji: © Sebnem Ragiboglu/123rf.com,

© caifas/Adobe Stock, zbiory Biblioteki Narodowej Polona.pl,

Wikimedia Commons, domena publiczna

Zdjęcie autorki: © Maciej Zienkiewicz Photography

Producenci wydawniczy: Marek Jannasz, Anna Laskowska

© Copyright by Lira Publishing Sp. z o.o., Warszawa 2020

Lira Publishing Sp. z o.o.

Wydanie pierwsze

Warszawa 2020

ISBN: 978-83-66503-48-9 (EPUB); 978-83-66503-49-6 (MOBI)

www.wydawnictwolira.pl

Wydawnictwa Lira szukaj też na:

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej

Dzieła Chopina są znane,

Przez nas wszystkich ukochane.

Kompozycje polskie były,

z wielkiej pasji się zrodziły.

Gdy grał nokturny, mazurki,

oprzeć się nie mogły córki,

matki do niego wzdychały,

poezją był dla nich cały.

Kobiety go uwielbiały,

z uwielbienia omdlewały.

Utkany z melodii klawiszy,

czuł, że świat cały go słyszy.

Wstęp

Fryderyk Chopin jest bez wątpienia jednym z najbardziej znanych Polaków, a skomponowane przez niego utwory są popularne na całym świecie, nawet w tak egzotycznych i pod względem kulturowym odległych od ojczyzny kompozytora krajach jak Japonia czy Korea. Sławę i uznanie zdobył jeszcze za życia, aczkolwiek już wtedy nie brakowało krytyków odmawiających mu wielkości, bowiem – przeciwnie do innych muzycznych geniuszów – komponował on niemal wyłącznie utwory fortepianowe. Nie napisał ani jednej symfonii, opery, oratorium ani mszy, koncentrując się wyłącznie na miniaturach, tańcach, preludiach i poetyckich fantazjach. Mimo to twórczość uważa się dzisiaj za przełomową, a wspomniane utwory fortepianowe przyćmiłyby niejedną symfonię czy oratorium. Co więcej, inspirowali się nim także inni wielcy muzycy, w tym Franciszek Liszt, Robert Schuman, Edvard Grieg, Richard Wagner, Claude Debussy, Maurice Ravel, Aleksander Skriabin i Sergiusz Rachmaninow. Zdaniem innego wielkiego polskiego kompozytora, Karola Szymanowskiego, Chopin był „jednym z największych «rewolucjonistów» w muzyce, burząc bowiem tradycjonalizm formalny i «duchowy», otworzył jej drogę do wolności”.

Dla Polaków Fryderyk Chopin stanowi wręcz symbol rodzimej kultury, co jednak nie oznacza, iż obywatele naszego kraju doskonale znają jego twórczość czy namiętnie słuchają chopinowskich preludiów i mazurków. Wręcz przeciwnie – przez większość z nas ten genialny kompozytor jest postrzegany stereotypowo. Nie można się oprzeć wrażeniu, że uczyniono z niego swego rodzaju ikonę, obiekt narodowego kultu, niejako zapominając o jego niebywale ciekawym życiu i niebanalnej osobowości. Było to zwłaszcza widoczne w czasach „słusznie minionych”, a więc w epoce PRL-u, kiedy muzyka Chopina towarzyszyła wspomnieniom czynów zbrojnych lub pogrzebom znanych ludzi, a nawet... wprowadzeniu stanu wojennego. W grudniowe dni 1981 roku na antenie radiowej i telewizyjnej do znudzenia rozbrzmiewały utwory tego kompozytora w wykonaniu rozmaitych artystów, obowiązkowo rodem z krajów socjalistycznych. Jeszcze wcześniej, w czasach socrealizmu, muzykę Chopina przeciwstawiano twórczości innych romantyków, uznając go za najbardziej realistycznego ze wszystkich kompozytorów tej epoki. Inni mieli tworzyć muzykę „beztreściową i abstrakcyjną”, zaś jego twórczość, zdaniem propagatorów realizmu socjalistycznego, była przepełniona, jakżeby inaczej, „ludowym ogniem” i przynosiła prawdziwe wytchnienie milionom ludzi pracy. Mało tego, uznano nawet, iż to właśnie preludia, a zwłaszcza inspirowane melodiami ludowymi mazurki, mają dar budzenia talentów w ludzie. Co więcej, w jego twórczości dopatrywano się nawet... symbolu przyjaźni polsko-radzieckiej, chociaż wśród przyjaciół kompozytora próżno szukać choćby jednego Rosjanina. No chyba żeby za przyjaciół Chopina uznać cara Aleksandra I zachwycającego się występami małego Fryderyka czy też carskiego brata, wielkiego księcia Konstantego, na którego salonach Chopin koncertował jako genialne dziecko.

I chociaż, szczęśliwie dla naszej kultury, socrealizm umarł śmiercią naturalną, ten wielki kompozytor wciąż postrzegany jest jako postać żywcem zdjęta z pomnika. A przecież, gdy zapoznamy się z faktami z jego biografii, dojdziemy do wniosku, że gdyby żył dzisiaj, zapewne zachowywałby się mniej więcej tak samo jak współczesne gwiazdy rocka, zresztą w swoich czasach cieszył się identycznym uwielbieniem. Nie był ponurym, zamkniętym w sobie intelektualistą, wygnańcem, smętnie snującym się po ulicach Paryża i tęskniącym za mazowieckim pejzażem, ale prawdziwym dandysem, ulubieńcem salonów arystokratycznych. Współcześnie z pewnością uchodziłby za ikonę męskiej mody, bo na ubrania, podobnie zresztą jak na wyposażenie mieszkania czy modne ekwipaże, wydawał krocie, ku przerażeniu swojego oszczędnego ojca. Być może podbijałby serca swoim niebanalnym poczuciem humoru, ciętym piórem i talentem parodystycznym, którym zachwycał nawet zawodowych aktorów. Tabloidy natomiast rozpisywałyby się na temat jego związków z kobietami, bowiem damy, starsze i młodsze, wręcz za nim przepadały. Zresztą, jak się wkrótce przekonamy, jego życie miłosne wciąż kryje wiele tajemnic.

Każdy, kto próbuje zmierzyć się z biografią tego wielkiego kompozytora, co rusz napotyka na niezgodności, tajemnice bądź nieścisłości – i to od dnia jego narodzin aż do chwili zgonu. Do dziś nie udało się ustalić dokładnej dziennej daty jego przyjścia na świat. Wiemy wprawdzie, kiedy zmarł, ale relacje świadków jego zgonu z ostatnich chwil życia są znacząco różne i chociaż naukowcom badającym jego serce udało się ustalić bezpośrednią przyczynę zgonu, to i tak nadal nie ma pewności, na co tak naprawdę chorował.

Niniejsza publikacja stanowi próbę opisania wprawdzie bardzo krótkiego, ale intensywnego i niezwykle barwnego życia największego polskiego kompozytora, a zwłaszcza jego związków z kobietami.

Żelazowa Wola, dom urodzenia Chopina

ROZDZIAŁ 1Duchy w salonie,czyli cudowne dziecko
Guwerner z Francji i panna respektowa

„Pani [Olimpia] Grabowska zaprosiła mnie na wieczór – czytamy w pamiętniku siostry Klementyny z Tańskich Hoffmanowej, Aleksandry Tarczewskiej, relacjonującej wrażenia z występu Chopina w jednym z najznamienitszych salonów dziewiętnastowiecznej Warszawy. – Było dosyć osób [...]. W przeciągu wieczora grał na fortepianie młody Chopin, dziecię w ósmym roku życia, obiecujące, jak twierdzą znawcy, zastąpić Mozarta”[1].

Utalentowany chłopiec w przyszłości wprawdzie wielkiego klasyka wiedeńskiego nie zastąpił, ale w dziejach muzyki miał zająć miejsce równie ważne co twórca Czarodziejskiego fletu. Znawcy i historycy muzyki jednym tchem zaliczają Chopina, obok Bacha, Beethovena i właśnie Mozarta, do grona kompozytorów, którzy nie skomponowali ani jednego złego utworu. Z Wolfgangiem Amadeuszem Mozartem bohatera naszej opowieści łączy jeszcze jedno: obu okrzyknięto cudownymi dziećmi, którymi zachwycano się na salonach i o których pisano z wielkim podziwem i uznaniem. Trzeba jednak przyznać, iż Chopin miał więcej szczęścia niż wiedeński klasyk, którego ojciec woził po całej Europie, by niczym tresowana małpka grywał ku uciesze wielkich i możnych, co zabrało Mozartowi dzieciństwo i skutecznie zniszczyło jego zdrowie. Mikołaj Chopin pozwalał synowi koncertować wyłącznie w Warszawie, i to niezbyt często, dbał też, aby wakacje jego syn spędzał na wsi, ciesząc się zdrowym wiejskim powietrzem i harcami na dworze, dzięki czemu przyszły kompozytor mógł powiedzieć, że miał bardzo szczęśliwe dzieciństwo. Co prawda można by stwierdzić, iż ojca kompozytora nie było stać na takie fanaberie, jak podróże z synkiem po Europie, ale przecież gdyby Frycek dostatecznie często grywał, mógłby zebrać fundusze wystarczające na realizację tego celu. Jednak nieco oschły i surowy pan Chopin nie poszedł tą drogą, czym wyświadczył swojemu synowi wielką przysługę.

Dziś wiemy, że dzieciństwo było jedynym prawdziwie szczęśliwym okresem w życiu bohatera naszej opowieści. Musiał podkreślać to zawsze, wspominając swój rodzinny dom w rozmowach z ludźmi, skoro Franciszek Liszt, jeden z najbliższych przyjaciół Chopina z okresu paryskiego, pisał w książce poświęconej polskiemu kompozytorowi: „Środowisko, w którym Chopin ujrzał światło dzienne i rozwijał się, niby w gniazdku bezpiecznym i przytulnym, przesycone było atmosferą zgody, spokoju, pracowitości; toteż owe przykłady prostoty, pobożności i delikatności pozostały dlań zawsze najsłodsze i najdroższe”[2].

Głową rodziny Chopinów był Mikołaj Chopin, wywodzący się z francuskiej Lotaryngii. Urodził się 15 kwietnia 1771 roku w Mar w departamencie Wogezy regionu Grand Est jako syn François Chopina, parającego się kołodziejstwem, ale także pełniącego funkcję miejscowego syndyka. Tak przynajmniej twierdzi zdecydowana większość biografów Fryderyka, poza Kazimierzem Wierzyńskim, który pisze, iż François zajmował się hodowlą winnic, oraz Piotrem Mysłakowskim, zdaniem którego dziadek kompozytora był nie tylko kołodziejem, ale i karetnikiem. Z całą pewnością należy włożyć między bajki dość popularną w niegdysiejszych polskich kołach emigracyjnych teorię, jakoby Mikołaj wywodził się ze szlacheckiej polskiej rodziny Szopów, którzy przybyli do Francji spod Kalisza wraz z ówczesnym królem Polski, Stanisławem Leszczyńskim. Przeprowadzone w XX wieku badania wyraźnie dowiodły, iż przodkowie Mikołaja z linii męskiej byli rodowitymi Francuzami, osiadłymi we francuskim alpejskim okręgu Chapins, przy czym w metrykach kościelnych spotyka się rozmaitą pisownię tego nazwiska: Chappen, Chappein, Chuppin, Choppin i wreszcie – Chopin. Co ciekawe, częstym zajęciem ludności zamieszkującej ów region był... przemyt, a z zachowanych dokumentów wyraźnie wynika, iż procederem tym trudnił się jeden z przodków kompozytora. Korzeni rodu naszego największego kompozytora należy więc szukać we francuskich Alpach, a nie nad Wisłą.

Z niewątpliwie pięknej pod względem literackim biografii Chopina pióra Kazimierza Wierzyńskiego wynika, jakoby młodziutki, bo zaledwie szesnastoletni Mikołaj udał się do naszego kraju wiedziony ciekawością. Być może zainteresowanie Polską rozbudziła w nim liczna w Lotaryngii Polonia, której przedstawiciele podtrzymywali pamięć o Stanisławie Leszczyńskim, nazywanym przez jego francuskich poddanych Królem Dobroczyńcą. W każdym razie zdaniem Wierzyńskiego emigracja do Polski była świadomym wyborem Mikołaja, co ma niewiele wspólnego z prawdą. Wyjazd ojca naszego kompozytora nad Wisłę był, jak to zwykle bywa, dziełem przypadku, a właściwie wynikiem decyzji jego protektorów, państwa Weydlichów. Wywodzący się z Polski Adam Weydlich pracował na stanowisku zarządcy majątku Michała Jana Paca, do którego należał zamek w Marianville. Nie wiadomo, dlaczego on i jego żona, Francuzka wychowana w mieszczańskiej paryskiej rodzinie, roztoczyli pieczę nad młodym Mikołajem. W każdym razie przywiązali się do niego tak bardzo, że kiedy w 1787 roku zmarł właściciel zamku Michał Jan Pac, a jego majątek został sprzedany, Weydlichowie postanowili zabrać Mikołaja do Polski, dokąd zmuszeni byli wyjechać. I tak pan Chopin przyjechał do Warszawy, gdzie zamieszkał w domu Franciszka Weydlicha, wykładowcy łaciny i niemieckiego w Szkole Kadetów i brata swojego protektora.

Mikołaj musiał być bardzo zdolny i znać przynajmniej podstawy języka polskiego, skoro bardzo szybko znalazł zatrudnienie jako buchalter w fabryce wyrobów tytoniowych. Jarosław Iwaszkiewicz w swojej książce poświęconej Fryderykowi Chopinowi twierdzi wręcz, iż właśnie wówczas Mikołaj nabrał zamiłowania do oszczędzania, do czego później wielokrotnie namawiał w listach – zresztą nieskutecznie – swojego syna. W 1789 roku fabrykę zamknięto i Chopin musiał szukać sobie nowego zajęcia albo zdecydować się na powrót do Francji. Wyjazd do ogarniętej pożogą rewolucyjną ojczyzny nie uśmiechał się Mikołajowi, zaś ze swoją rodziną nie utrzymywał już wtedy kontaktów. Długo bez pracy nie pozostał – w znalezieniu nowego zatrudnienia pomógł mu jego dawny protektor, Weydlich, powierzając mu funkcję guwernera swoich własnych dzieci. Potem, zapewne także z niewielką pomocą swojego pracodawcy, Mikołaj Chopin został nauczycielem dzieci Jana Dekerta.

Według większości biografów Fryderyka Chopina jego ojciec pozostał w Warszawie z obawy przed przymusowym wcieleniem do wojska po powrocie do Francji. Jeżeli to prawda, trzeba przyznać, że los przyszykował mu niemiłą niespodziankę, gdyż w 1792 roku, wraz z wkroczeniem na terytorium Polski wojsk rosyjskich, wybuchła wojna. Był to bardzo burzliwy okres w historii naszego państwa: w maju 1791 roku uchwalono konstytucję, w której „widziano ratunek z grzechów przeszłości i początek lepszego jutra”[3]. Jest dość prawdopodobne, że młody Mikołaj był świadkiem entuzjazmu tłumu na wieść o uchwaleniu konstytucji. Być może w głowie porównywał tę sytuację do tego, co działo się w jego ojczyźnie, gdzie także doszło do przewrotu politycznego, w trakcie którego przelano mnóstwo krwi. Wkrótce miało się okazać, że na skutek klęski Rzeczpospolitej w wojnie polsko-rosyjskiej ustawa zasadnicza zostanie obalona – 23 stycznia 1793 roku podpisano drugi rozbiór Polski. Ta tragedia miała też inny, ekonomiczny wymiar, otóż okrojony kraj zmagał się z olbrzymim kryzysem: przemysł upadał, banki bankrutowały, a mieszkańcy miast masowo uciekali na wieś.

Zdaniem Wierzyńskiego Mikołaj Chopin myślał wówczas o powrocie do ojczyzny, miał nawet wykupione miejsce w dyliżansie do Paryża, ale od wyjazdu odwiódł go wybuch insurekcji kościuszkowskiej w 1794 roku. I tak „niedawny właściciel miejsca w dyliżansie, zamiast do Francji, odbył podróż do samego dna losów polskich. Stanął w kolejce przed biurem ochotniczego zaciągu, a wyszedł stamtąd jako żołnierz insurekcji”[4]. W wielu opracowaniach dotyczących Fryderyka Chopina widnieje informacja, jakoby jego ojciec był w powstaniu kościuszkowskim żołnierzem Gwardii Narodowej (Jerzy Waldorff uczynił go wręcz setnikiem), walczył pod dowództwem Kilińskiego i brał udział w bitwie pod Maciejowicami. Tymczasem, jak ustalił wspomniany już Mysłakowski, Mikołaj mógł być jedynie członkiem mieszczańskiej obrony cywilnej i z całą pewnością nie uczestniczył w batalii maciejowickiej.

Jak twierdzi Wierzyński, po klęsce insurekcji i przeprowadzeniu trzeciego rozbioru Polski, na skutek którego Polska zniknęła z mapy Europy, Mikołaj znowu nosił się z zamiarem opuszczenia kraju i miał nawet wykupiony bilet na dyliżans, ale tym razem z nóg zwaliła go choroba, skutecznie uniemożliwiając mu podróż. W efekcie ojciec kompozytora na dobre pozostał w Polsce, zajmując się nadal nauczaniem dzieci w domach zamożniejszych Polaków. Nie był jedynym Francuzem, który w owych czasach parał się pracą guwernera – po rewolucji nasz kraj zalała fala francuskich emigrantów, głównie arystokratów i duchownych uciekających przed gilotyną. Na polskich dworach funkcje nauczycieli pełnili głównie francuscy księża, ale zdarzało się czasem, iż metrem, jak niegdyś nazywano pedagogów, był wręcz jakiś hrabia lub książę, któremu rewolucyjna zawierucha zabrała wszystko, zmuszając go nie tylko do emigracji, ale i zarabiania na życie. Jak twierdzi Fryderyk Skarbek w swoich Pamiętnikach Selgasa, inspirowanych życiorysem Mikołaja Chopina, francuscy guwernerzy byli wręcz modni wśród polskiej szlachty: „Każdy dom szlachecki musiał mieć Francuza guwernera, czyli «labego», bądź do uczenia dzieci i niedorostków mowy francuskiej, bądź też do prowadzenia konwersacyi z panią, z pannami domu, jako i z przybyłymi gośćmi. Był to poniekąd zbytkowny, modny a niezbędny mebel w każdym porządniejszym domu”[5].

Mikołaj znalazł zatrudnienie w majątku Kiernozia, w okolicach Łowicza, gdzie zajmował się edukacją dzieci niedawno zmarłego Macieja Łączyńskiego. Jedna z jego uczennic, Maria, zdobyła nawet nieśmiertelną sławę, chociaż nazwisko Maria Łączyńska zapewne niewiele mówi czytelnikowi. Panna Łączyńska poślubiła w 1805 roku mocno już podstarzałego, bo sześćdziesięciodziewięcioletniego Anastazego Walewskiego, a dwa lata później, już jako pani Walewska, wpadła w oko Napoleonowi Bonaparte i została jedną z najsłynniejszych jego kochanek. Wątpliwe jednak, by jej niegdysiejszy guwerner pochwalał taką „karierę” swej uczennicy, bowiem Mikołaj Chopin, mówiąc oględnie, nie darzył cesarza Francuzów zbytnią sympatią.

W 1802 roku, kiedy powierzeni jego opiece uczniowie podrośli na tyle, by można ich było posłać do szkół z internatem, wyjechał do Żelazowej Woli, by objąć posadę guwernera dzieci owdowiałej hrabiny Ludwiki Skarbkowej. Szybko zyskał sympatię swojej chlebodawczyni, jak i powierzonej jego opiece dziatwy. Hrabiowski dom, w którym Mikołaj znalazł zatrudnienie, nie był żadną magnacką rezydencją, ale skromnym, wiejskim dworem, którym gospodyni zarządzała z pomocą Justyny Krzyżanowskiej – panny respektowej, jak w owych czasach nazywano niezamężne kobiety mieszkające na stałe u bogatszych krewnych bądź obcych, ale zamożnych ludzi i będące na ich utrzymaniu. Wbrew temu, co można przeczytać w wielu opracowaniach, panna nie była krewną Skarbków, tylko córką jednego z zarządców ich majątków ziemskich. Jej ojcem był Jakub Krzyżanowski, matką – Antonina z Kołomińskich, a Justyna przyszła na świat w jednym z majątków znajdujących się pod zarządem Jakuba. Oprócz Justyny, a właściwie Tekli Justyny, bo takie imiona nadano jej na chrzcie, państwo Krzyżanowscy doczekali się jeszcze jednego syna, Wincentego Ferrariusza, i córki, Marianny Rozalii Reginy, przy czym Justyna była najmłodsza z całej gromadki. Dokładna data jej narodzin nie jest znana, ale przyjmuje się, że urodziła się przed 14 września 1782 roku, ponieważ właśnie tego dnia została ochrzczona w kościele parafialnym w Izbicy Kujawskiej.

Osobą, która wywarła przemożny wpływ na wychowanie panny Krzyżanowskiej była wspomniana Ludwika Skarbkowa. To właśnie dzięki niej Justyna zdobyła umiejętność czytania i pisania, nauczyła się francuskiego oraz gry na pianinie i zyskała obycie towarzyskie. Śmiało można powiedzieć, iż zdobyła wykształcenie typowe dla panien z dobrych, szlacheckich domów.

[...]

Przypisy
[1] A. Tarczewska, I. Kaniowska-Lewańska, Historia mego życia. Wspomnienia warszawianki, Wrocław 1967, s. 243.
[2] F. Liszt, Fryderyk Chopin, Kraków 1960, s. 122.
[3] K. Wierzyński, Życie Chopina, Kraków 1978, s. 22.
[4] Ibidem, s. 24.
[5] F. Skarbek, Pamiętniki Seglasa, Warszawa 1898, s. 14-15.