Robert Lewandowski. Fantastyczna 9 - Maciej Słomiński, Mariusz Kordek - ebook

Robert Lewandowski. Fantastyczna 9 ebook

Maciej Słomiński, Mariusz Kordek

4,2

Opis

Najlepszy polski piłkarz i Sportowiec Roku 2015 w plebiscycie „Przeglądu Sportowego” – pewnie wiecie, o kim mowa. Ale czy znacie szczegóły jego kariery? Dlaczego rozstał się z Legią? Kto zabrał go na obóz Znicza Pruszków? Dlaczego tak trudno mu było odejść z Lecha Poznań? Jak dostał się do Borussii?

Autorzy publikacji: Maciej Słomiński i Mariusz Kordek dotarli do osób, które towarzyszyły Lewemu na każdym etapie jego kariery, począwszy od prezesów klubów, kolegów z boiska, trenerów, skończywszy na dziennikarzach, którzy widzieli, jak Robert strzela cztery gole Realowi Madryt czy pięć Wolfsburgowi w dziewięć minut.   Najnowsze wiadomości ze sportowego życia Roberta Lewandowskiego i wspaniała rozrywka przy lekturze gwarantowane!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 332

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (10 ocen)
5
4
0
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Robert Lewandowski. Fantastyczna 9

Maciej Słomiński, Mariusz Kordek

Copyright © 2016 Wydawnictwo RM All rights reserved.

Wydawnictwo RM, 03-808 Warszawa, ul. Mińska 25 [email protected], www.rm.com.pl

Żadna część tej pracy nie może być powielana i rozpowszechniana, w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób (elektroniczny, mechaniczny) włącznie z fotokopiowaniem, nagrywaniem na taśmy lub przy użyciu innych systemów, bez pisemnej zgody wydawcy.

Wszystkie nazwy handlowe i towarów występujące w niniejszej publikacji są znakami towarowymi zastrzeżonymi lub nazwami zastrzeżonymi odpowiednich firm odnośnych właścicieli.

Wydawnictwo RM dołożyło wszelkich starań, aby zapewnić najwyższą jakość tej książce, jednakże nikomu nie udziela żadnej rękojmi ani gwarancji. Wydawnictwo RM nie jest w żadnym przypadku odpowiedzialne za jakąkolwiek szkodę będącą następstwem korzystania z informacji zawartych w niniejszej publikacji, nawet jeśli Wydawnictwo RM zostało zawiadomione o możliwości wystąpienia szkód.

ISBN 978-83-7773-548-0 ISBN 978-83-7773-695-1 (ePub) ISBN 978-83-7773-696-8 (mobi)

Edytor: Justyna MrowiecRedaktor prowadzący: Irmina Wala-PęgierskaRedakcja: Barbara OdnousKorekta: Beata BakońNadzór graficzny: Grażyna JędrzejecProjekt okładki: Maciej JędrzejecZdjęcia: shutterstock.incOpracowanie wersji elektronicznej: Marcin FabijańskiWeryfikacja wersji elektronicznej: Justyna Mrowiec

W razie trudności z zakupem tej książki prosimy o kontakt z wydawnictwem: [email protected]

Spis treści

Wstęp

Bobek

Pruszkowska odbudowa

Lech – podwyżka została w Brugii

BVB – od Lewandoofskiego do Leweracji

Bayern – Lewy goes to Hollywood

Lewy w kadrze

Od Euro 2016 do eliminacji do MŚ

Robert Lewandowski jako celebryta

Cud kobieta i cud dieta

Wstęp

Kiedy w bio­gra­fii Ro­ber­ta Le­wan­dow­skie­go sta­wia­my już ostat­nie prze­cin­ki, świat obie­ga in­for­ma­cja, że lot­ni­sko na Made­rze, gdzie uro­dził się Cri­stia­no Ro­nal­do, zo­sta­ło na­zwa­ne jego imie­niem. Gdy­by pa­tro­nem por­tu lot­ni­cze­go na przy­kład w Mo­dli­nie uczy­nić Le­wan­dow­skie­go, pew­nie też nikt by się nie zdzi­wił. Zresz­tą wi­ce­pre­zy­dent Prusz­ko­wa, w któ­rym Lewy wzbi­jał się do wiel­kiej ka­rie­ry, za­pro­po­no­wał nada­nie ho­no­ro­we­go oby­wa­tel­stwa mia­sta dwu­dzie­sto­pię­cio­let­nie­mu wów­czas chło­pa­ko­wi. Było to po tym, jak Ro­bert w bar­wach Bo­rus­sii Do­rt­mund wbił czte­ry gole Re­alo­wi Ma­dryt w pół­fi­na­le Ligi Mi­strzów.

Za­lo­ty „Kró­lew­skich” do Le­we­go po tym me­czu moc­no się wzmo­gły i trwa­ją do dziś. Z ko­lei wspo­mnia­ny Ro­nal­do wciąż po­wta­rza, że nie jest w Ma­dry­cie szczę­śli­wy.

In­ter­net hu­czy: a może Bay­ern i Real wy­mie­nią Le­wan­dow­skie­go na Ro­nal­do? Dla­cze­go nie. Ma­dryc­ki klub nie stra­cił­by na ta­kiej wy­mia­nie, mimo że Ro­nal­do do­pie­ro co po­pro­wa­dził Por­tu­ga­lię do mi­strzo­stwa kon­ty­nen­tu i za­pew­ne zgar­nie Zło­tą Pił­kę.

Wła­śnie o ta­kim gi­gan­cie fut­bo­lu jest ta książ­ka. Trud­no jest pi­sać o po­mni­ku. O wie­le ła­twiej pi­sze się hi­sto­rie klęsk i po­ra­żek. Książ­ki o by­łych pił­ka­rzach no­szą ty­tu­ły: Prze­gra­ny, Spa­lo­ny, Za­sy­pa­ny. Ta­kie pu­bli­ka­cje pi­szą się same, to tak zwa­ne sa­mo­gra­je. Wy­star­czy włą­czyć dyk­ta­fon i po­tem spi­sać na­gra­nia.

Ale kie­dy po­pa­trzy­my na ka­rie­rę Le­we­go przez moc­ną lupę, znaj­dzie­my nie­licz­ne po­raż­ki. Nie zro­zum­cie nas źle, nie szu­ka­li­śmy na siłę sen­sa­cji ani ciem­nych spraw, ale ża­den suk­ces nie przy­cho­dzi ot tak, nic nie jest po­da­ne na tacy. Ży­cie, tak­że spor­tow­ca, jest cią­głą wal­ką, a nie­po­wo­dze­nia wzmac­nia­ją cha­rak­ter i po­zwa­la­ją dojść na szczyt. Za­krę­ty uczy­ni­ły Le­we­go sil­niej­szym.

Bez od­rzu­ce­nia przez Le­gię War­sza­wa, bez trud­nych po­cząt­ków w Bo­rus­sii Do­rt­mund, wresz­cie bez po­nad dzie­wię­ciu­set mi­nut bez gola w ka­drze Pol­ski – nie by­ło­by pię­ciu goli wbi­tych Wol­fs­bur­go­wi ani też re­pre­zen­ta­cyj­nej opa­ski ka­pi­ta­na.

Do­tar­li­śmy do osób obec­nych na każ­dym eta­pie ka­rie­ry Le­we­go, do do­brych lu­dzi, któ­rzy po­mo­gli mu wejść na szczyt. Po­pa­trzy­li­śmy na Ro­ber­ta ich ocza­mi.

Taka jest wła­śnie rola dzien­ni­ka­rza, by dać mó­wić wła­ści­wym oso­bom. My za­wo­dow­ca­mi nie je­ste­śmy („Może to i le­piej, w le­sie nie wi­dać drzew” – po­wie­dział nam tre­ner Ra­fał Ula­tow­ski, któ­ry asy­sto­wał Leo Be­en­hak­ke­ro­wi i był przy re­pre­zen­ta­cyj­nych po­cząt­kach Le­we­go), pił­ką noż­ną zaj­mu­je­my się w wol­nych chwi­lach, spo­tka­nia z oso­ba­mi z topu nie są dla nas co­dzien­no­ścią, dla­te­go pa­mię­ta­my je wy­jąt­ko­wo wy­raź­nie.

Jed­nak ki­bi­cu­je­my za­żar­cie i tak się szczę­śli­wie skła­da, że uda­ło się nam na­tknąć na Ro­ber­ta, nim stał się gi­gan­tem. Uważ­nie śle­dzi­li­śmy roz­gryw­ki II ligi, kie­dy to Lewy w 2007 roku po­ka­zał się pił­kar­skiej Pol­sce w bar­wach Zni­cza Prusz­ków, dla­te­go wie­rzy­my tre­ne­ro­wi Bo­gu­sła­wo­wi Kacz­mar­ko­wi, gdy mówi, że już wte­dy roz­pa­try­wa­li kan­dy­da­tu­rę nie­speł­na dwu­dzie­sto­let­nie­go Le­wan­dow­skie­go w kon­tek­ście wy­stę­pu na Euro 2008. Rok póź­niej wpa­dli­śmy na nie­go w gdań­skim ho­te­lu, gdy sta­wiał pierw­sze kro­ki w bar­wach Le­cha Po­znań. Nie­win­nie się uśmiech­nął, tłu­ma­cząc nam, jak to się dzie­je, że tyle razy po­słał już pił­kę do siat­ki: „Sam nie wiem, jak to jest, że wciąż wpa­da”.

Wresz­cie je­sie­nią 2011 roku od­by­li­śmy tour po euro­pej­skich sta­dio­nach. Do domu wra­ca­li­śmy sa­mo­lo­tem z Dort­mun­du. Ro­bert umó­wił się z nami i cier­pli­wie cze­kał w ośrod­ku tre­nin­go­wym Bo­rus­sii, mimo że by­li­śmy moc­no spóź­nie­ni, a gdy cieć nie chciał nas wpu­ścić, ostro go ofu­kał. Po­tem cier­pli­wie od­po­wia­dał na na­sze py­ta­nia, a na ko­niec z uśmie­chem przy­jął bu­tel­kę gorz­kiej żo­łąd­ko­wej. Chy­ba po­mo­gła, bo po nie­mra­wym star­cie w se­zo­nie 2011/2012 żół­to-czar­ni nie prze­gra­li do koń­ca roz­gry­wek żad­ne­go me­czu, a Lewy na do­bre wszedł do skła­du.

Czy jest wciąż skrom­nym, we­so­łym chło­pa­kiem, jak wte­dy? Sła­wo­mir Pesz­ko, naj­lep­szy ko­le­ga Le­we­go wśród pił­ka­rzy, po­wie­dział nam, że od­kąd Ro­bert zo­stał ka­pi­ta­nem re­pre­zen­ta­cji, zmie­nił się. Zmie­ni­ła się też hie­rar­chia waż­no­ści w ka­drze. Naj­waż­niej­szy jest se­lek­cjo­ner Adam Na­wał­ka, on wszyst­ko kon­sul­tu­je z Ro­ber­tem, po­tem jest resz­ta pił­ka­rzy.

To ta do­bra (nie tyl­ko z na­zwy) zmia­na po­zwo­li­ła ka­drze otrzą­snąć się po la­tach klęsk. Wy­wal­czo­ny w do­brym sty­lu awans do Euro 2016 i god­ny wy­stęp we Fran­cji po­zwa­la­ją z na­dzie­ją pa­trzeć w przy­szłość. Re­kor­do­we 16 mi­lio­nów te­le­wi­dzów pła­ka­ło, gdy pe­cho­wo od­pa­dli­śmy z mi­strzostw po me­czu z Por­tu­ga­lią, choć nie by­li­śmy gor­si.

Po­ja­wia się py­ta­nie: co zmie­nił Lewy? O tym, że na pol­skich po­dwór­kach dzie­ci bie­ga­ją te­raz w ko­szul­kach z na­pi­sem „Le­wan­dow­ski”, na­pi­sa­no już set­ki razy; to ba­nał. Wszy­scy bę­dą­cy bli­sko ka­dry mó­wią, że młod­si pił­ka­rze, do­pie­ro wcho­dzą­cy do re­pre­zen­ta­cji, jak Bar­tosz Ka­pust­ka czy Ka­rol Li­net­ty, też są za­pa­trze­ni w Le­we­go. Wie­dzą, że je­śli jemu się uda­ło, a oni będą po­stę­po­wać tak jak on, mają szan­sę się­gnąć szczy­tów. Ro­bert cią­gnie w górę całą pol­ską pił­kę. Ro­śnie nam po­ko­le­nie Le­we­go.

Czy Le­wan­dow­ski już jest lep­szy od le­gend na­sze­go fut­bo­lu: Ka­zi­mie­rza Dey­ny, Wło­dzi­mie­rza Lu­bań­skie­go, Grze­go­rza Lato i Zbi­gnie­wa Boń­ka? Zda­nia są po­dzie­lo­ne, choć ten ostat­ni ofi­cjal­nie prze­ka­zał Ro­ber­to­wi ty­tuł „bel­lo di not­te”.

Trud­no obiek­tyw­nie oce­nić, czy Lewy jest lep­szy od wy­mie­nio­nych pił­ka­rzy, ale zda­niem ki­bi­ców już jest naj­lep­szy. Nie tyl­ko w pił­ce noż­nej, ale w ca­łym pol­skim spor­cie, o czym świad­czy triumf w ple­bi­scy­cie „Prze­glą­du Spor­to­we­go” i Te­le­wi­zji Pol­skiej na spor­tow­ca 2015 roku.

Co da­lej? Tego do koń­ca nie wia­do­mo, ale na 99,9 pro­cent Ro­bert bę­dzie ro­bił to, co ko­cha naj­bar­dziej, czy­li bę­dzie wciąż strze­lał gole.

Na ko­niec skła­da­my wy­ra­zy sza­cun­ku dla na­szych ro­dzin, że prze­trwa­ły trud­ny czas przed Euro 2016, gdy we śnie i na ja­wie my­śle­li­śmy o Le­wym, a po­tem za­miast oglą­dać me­cze, tro­pi­li­śmy na­sze­go bo­ha­te­ra. Osob­ne po­dzię­ko­wa­nia dla Sław­ka Pesz­ki, Jac­ka Grem­boc­kie­go, Rad­ka Na­wro­ta, Mać­ka Hen­sze­la, An­drze­ja Ju­sko­wia­ka, Ule­go Hes­se­go, Ra­fa­ła Ula­tow­skie­go i Mar­ka Waw­rzy­now­skie­go za to, że zna­leź­li dla nas czas i oka­za­li się bez­cen­ny­mi in­for­ma­to­ra­mi.

Ma­ciej Sło­miń­ski

Ma­riusz Kor­dek

Bobek

W SKRÓCIE: PARTYZANT LESZNO * VARSOVIA WARSZAWA * DELTA WARSZAWA * LEGIA II WARSZAWA

Ro­bert Le­wan­dow­ski jesz­cze przed uro­dze­niem był ska­za­ny na suk­ces. „Nie chcie­li­śmy wie­dzieć, czy nam się uro­dzi syn, czy cór­ka. »Je­śli to bę­dzie syn, zo­sta­nie spor­tow­cem« – prze­wi­dy­wał mój mąż Krzysz­tof, któ­ry na po­cząt­ku wy­my­ślił, że na­zwie­my go Ar­nold. »Musi mieć mię­dzy­na­ro­do­we imię, by za gra­ni­cą nie było pro­ble­mów« – do­dał. Z Ar­nol­da tyl­ko się za­śmia­łam, więc mąż stwier­dził: »Bę­dzie Ro­bert, z an­giel­skie­go Bob«”[1] – mó­wi­ła mama Ro­ber­ta w roz­mo­wie z dzien­ni­ka­rzem „Prze­glą­du Spor­to­we­go”. Ro­dzi­ce po­sta­no­wi­li też, że Ro­bert nie bę­dzie mieć dru­gie­go imie­nia, któ­re zbęd­nie zaj­mu­je miej­sce w pasz­por­cie[2].

Kie­dy 21 sierp­nia 1988 roku w War­sza­wie Ro­bert przy­szedł na świat, ja­skół­ki nie mó­wi­ły wpraw­dzie ludz­kim gło­sem, jak w przy­pad­ku Kim Dzong Ila, ale i tak Krzysz­tof Le­wan­dow­ski ze szczę­ścia cho­dził środ­kiem uli­cy[3].

Ro­bert pierw­sze kil­ka­na­ście lat swo­je­go ży­cia spę­dził w pod­war­szaw­skim Lesz­nie, po­ło­żo­nym na skra­ju Pusz­czy Kam­pi­no­skiej. To dla­te­go po jego trans­fe­rze do Le­cha Po­znań wie­lu ki­bi­com wy­da­wa­ło się, że po­cho­dzi z Lesz­na w wo­je­wódz­twie wiel­ko­pol­skim i „wra­ca w ro­dzin­ne stro­ny”.

Lewy po­cho­dzi z ro­dzi­ny spor­to­wej. Mama – Iwo­na Dem­bek – była siat­kar­ką, a oj­ciec – Krzysz­tof Le­wan­dow­ski – był ju­do­ką. Po­zna­li się przy­pad­ko­wo, jesz­cze przed roz­po­czę­ciem stu­diów na war­szaw­skiej Aka­de­mii Wy­cho­wa­nia Fi­zycz­ne­go (AWF), w ga­bi­ne­cie le­kar­skim. Ona po­cho­dzi­ła z Gru­dzią­dza, on z War­sza­wy. Po­bra­li się, bę­dąc na stu­diach. Pierw­sza na świe­cie po­ja­wi­ła się Mi­le­na, a po­tem Ro­bert.

Komunia na biegu

„Gdy by­łem dziec­kiem, upra­wia­łem wie­le spor­tów – wy­ja­śniał po la­tach Ro­bert. – Judo, jak mój tata, ale tak­że gra­łem w siat­ków­kę, pił­kę ręcz­ną i upra­wia­łem gim­na­sty­kę. Ni­g­dy nie gra­li­śmy dużo w fut­bol. My­ślę, że mój oj­ciec są­dził, iż je­śli będę chciał grać w pił­kę noż­ną, zro­bię to i tak. Nie chciał mnie roz­wi­jać pod ką­tem pił­kar­skim tak wcze­śnie. Chciał, abym na­uczył się ru­chów z in­nych dys­cy­plin spor­to­wych przed skon­cen­tro­wa­niem się na pił­ce noż­nej. Kie­dy by­łem młod­szy, nie ro­zu­mia­łem, dla­cze­go tak ro­bił. Ale dziś wiem. Nie­któ­re umie­jęt­no­ści, z któ­ry­mi inni gra­cze mają pro­blem – jak kon­tro­lo­wa­nie pił­ki wy­so­ko w po­wie­trzu – przy­cho­dzą mi ra­czej ła­two, gdyż mia­łem wie­le tego typu za­jęć w gim­na­sty­ce”[4] – mó­wił Le­wan­dow­ski w wy­wia­dzie dla „Four Four Two”.

Od pew­ne­go mo­men­tu oj­ciec nie miał złu­dzeń co do swo­jej dys­cy­pli­ny. „Zo­staw to judo, bo tu się nie wy­bi­jesz, tu rzą­dzi przy­pa­dek. Szko­da cię na judo”[5] – po­wie­dział w koń­cu.

Mło­dy pró­bo­wał wszyst­kie­go z suk­ce­sa­mi. Kie­dy chwy­cił ra­kie­tę te­ni­so­wą, z miej­sca za­czął ogry­wać sio­strę Mi­le­nę. Wy­gry­wał me­cze te­ni­sa sto­ło­we­go, zdo­był zło­ty me­dal w pił­ce ręcz­nej i uni­ho­ke­ju, ale Bo­bek – tak wszy­scy wo­kół na­zy­wa­li ma­łe­go Le­wan­dow­skie­go – naj­bar­dziej lu­bił grać w pił­kę. W Par­ty­zan­cie Lesz­no, gdzie za­czy­nał ko­pać bar­dziej dla za­ba­wy, nie było dru­ży­ny z jego rocz­ni­ka. Dla­te­go w 1997 roku, gdy skoń­czył dzie­więć lat, oj­ciec pod­jął de­cy­zję o za­pi­sa­niu go do MKS Var­so­vii; bo­isko tego ma­łe­go klu­bu znaj­do­wa­ło się przy ul. Mię­dzy­par­ko­wej i no­si­ło wie­le mó­wią­cą na­zwę „kar­to­flan­ka”.

Przez całe ży­cie Ro­ber­ta prze­wi­jała się pił­ka. Ży­cze­nia na Boże Na­ro­dze­nie, w uro­dzi­ny lub imie­ni­ny za­wsze do­ty­czy­ły pił­ki. W ro­dzi­nie do dziś opo­wia­da się hi­sto­rię, jak to ksiądz skró­cił mszę, pod­czas któ­rej Ro­bert z całą swo­ją szkol­ną kla­są przy­stę­po­wał do pierw­szej ko­mu­nii świę­tej, tyl­ko dla­te­go, żeby ma­ło­let­ni pił­karz Var­so­vii mógł zdą­żyć na waż­ny dla nie­go mecz[6].

W Par­ty­zan­cie Lesz­no do dziś ża­łu­ją, że go wów­czas nie za­re­je­stro­wa­li choć­by na jed­ną run­dę, „przez co stra­ci­li ogrom­ną – jak na A-kla­so­we wa­run­ki – kwo­tę. Zgod­nie z prze­pi­sa­mi UEFA do­ty­czą­cy­mi szko­le­nia mło­dzie­ży, klub, w któ­rym pił­karz wy­stę­po­wał w wie­ku ju­nior­skim i mło­dzie­żo­wym, po­wi­nien do­stać nie­wiel­ki pro­cent od ko­lej­ne­go trans­fe­ru do klu­bu z in­nej fe­de­ra­cji”[7].

W Var­so­vii nie było ró­żo­wo: „sta­dion miał twar­dą na­wierzch­nię. Bo­isko po­kry­wał piach, a o źdźble tra­wy moż­na było po­ma­rzyć. Tu­ma­ny ku­rzu wzno­szą­ce się pod­czas tre­nin­gu utrud­nia­ły wi­docz­ność. Szat­nie mie­ści­ły się w sta­rych nie­ogrze­wa­nych ba­ra­kach, któ­re mia­ły nie­szczel­ne okna. I wła­śnie w ta­kich wa­run­kach za­czął kieł­ko­wać wiel­ki ta­lent mło­de­go pił­ka­rza”[8].

„To nie­wy­tłu­ma­czal­ne, jak w ta­kich wa­run­kach uda­ło się wy­cho­wać czo­ło­we­go pił­ka­rza Eu­ro­py”[9] – mówi ów­cze­sny tre­ner Var­so­vii Ma­rek Si­wec­ki.

Z dru­giej stro­ny w ta­kich oko­licz­no­ściach kształ­tu­je się cha­rak­ter. Do pił­ki i spor­tu w ogó­le trze­ba mieć za­cię­cie, o któ­re trud­no w cie­plar­nia­nych wa­run­kach, gdy przy ogro­dzo­nym Or­li­ku cze­ka kli­ma­ty­zo­wa­ne auto. Co nie zna­czy, że Bo­bek był za­nie­dby­wa­ny przez mamę i tatę. Wprost prze­ciw­nie, w do­jaz­dy na me­cze i tre­nin­gi za­an­ga­żo­wa­ni byli ro­dzi­ce – ze wzglę­du na trzy­dzie­sto­ki­lo­me­tro­wą od­leg­łość z domu do klu­bu.

„Cóż to były za eska­pa­dy! Roz­kła­da­li­śmy fo­lię na sie­dze­niu, żeby nie po­bru­dzić sa­mo­cho­du. Ro­bert cały w bło­cie po tre­nin­gu, bo prze­cież tam, na tej Var­so­vii, nie miał się gdzie umyć. Nie było cie­płej wody”[10] – wspo­mi­na po la­tach mama Ro­ber­ta.

Po­tem, gdy był już star­szy, sam do­jeż­dżał środ­ka­mi ko­mu­ni­ka­cji miej­skiej. Czę­sto zaj­mo­wa­ło mu to oko­ło dwóch go­dzin. Była to praw­dzi­wa pró­ba cha­rak­te­ru dla kil­ku­na­sto­let­nie­go chłop­ca.

W dzie­ciń­stwie Le­we­go fa­scy­no­wa­li Ro­ber­to Bag­gio, Ales­san­dro Del Pie­ro oraz Thier­ry Hen­ry. Na me­cze pol­skiej Eks­tra­kla­sy cho­dził głów­nie na sta­dion Po­lo­nii, gdyż znaj­do­wał się bli­sko Var­so­vii. To były cza­sy, kie­dy „Czar­ne Ko­szu­le” zdo­by­wa­ły mi­strzo­stwo Pol­ski, a snaj­pe­rem był Em­ma­nu­el Oli­sa­de­be.

Niegrzeczny Lewy

O tym, że Robert nie był grzecz­nym chłop­cem, opo­wia­dał na ła­mach „Su­per Expres­su” Ry­szard Za­wi­ślak, ów­cze­sny kie­row­nik Var­so­vii. „Ro­bert był na­praw­dę nie­złym urwi­sem! – wspo­mi­nał cie­pło Za­wi­ślak, prze­glą­da­jąc zdję­cia daw­nej dru­ży­ny. – Na obo­zie w Chor­wa­cji mie­li­śmy bo­isko tuż nad mo­rzem. Lewy spe­cjal­nie ko­pał pił­kę w stro­nę pla­ży, żeby móc się wy­ką­pać.

Ale naj­lep­sza hi­sto­ria mia­ła miej­sce na obo­zie w So­cho­ci­nie pod Płoń­skiem w 1998 roku. Chłop­cy po­szli na wie­czo­rek za­po­znaw­czy ze star­szy­mi za­wod­nicz­ka­mi z Var­so­vii. Ale dziew­czy­ny chy­ba im się nie spodo­ba­ły, bo chło­pa­ki, za­miast je pod­ry­wać... ob­rzu­ci­li jo­gur­ta­mi po­li­cyj­ny ra­dio­wóz, któ­ry przy­je­chał skon­tro­lo­wać im­pre­zę. By­li­śmy z tre­ne­rem Si­kor­skim bar­dzo źli, dla­te­go chcąc ich uka­rać, ka­za­li­śmy ich wszyst­kich... za­mknąć w aresz­cie! Tak, dla na­ucz­ki.

Chłop­cy spę­dzi­li na doł­ku tyl­ko pół go­dzi­ny, ale byli po­rząd­nie wy­stra­sze­ni. Po­szli na­wet prze­pro­sić ko­men­dan­ta, a póź­niej szo­ro­wa­li ra­dio­wóz. I tak dzie­się­cio­let­ni Bo­bek tra­fił za krat­ki. Na szczę­ście ka­rie­ry mu to nie zła­ma­ło”[11].

Zresz­tą cha­rak­te­ry­stycz­ne jest to, że już w pierw­szej kla­sie Li­ceum Spor­to­we­go nr LXII w War­sza­wie, przy uli­cy Kon­wik­tor­skiej, Le­wan­dow­ski, mimo że sam spo­koj­ny, trzy­mał z urwi­sa­mi, w tym z Tom­kiem Za­wi­śla­kiem, któ­ry dziś od­po­wia­da za obec­ność Le­we­go w me­diach spo­łecz­no­ścio­wych. Jak wi­dać, ogień i wodę da się po­łą­czyć, o czym naj­do­bit­niej świad­czy przy­jaźń Ro­ber­ta z roz­ra­bia­ką nie tyl­ko bo­isko­wym, Sław­kiem Pesz­ką.

Duma Delty i Varsovii

Kie­dy wcho­dzi się na stro­nę in­ter­ne­to­wą Var­so­vii, od razu wi­dać zdję­cie Ro­ber­ta w ko­szul­ce tego klu­bu z jego pod­pi­sem: „Za­czy­na­łem na Var­so­vii”. I tak jak miesz­kań­cy Sta­ro­gar­du mogą mó­wić, że to w tu­tej­szym Włók­nia­rzu Sta­ro­gard Gdań­ski za­czy­nał grać Ka­zi­mierz Dey­na, jak Soś­nica Gli­wi­ce jest dum­na z Włod­ka Lu­bań­skie­go, tak klub Var­so­via szczy­ci się Ro­ber­tem. Ten nie po­zo­sta­je dłuż­ny i tak­że czę­sto wspo­mi­na oraz wspie­ra swój pierw­szy klub. Tra­fił do Var­so­vii w 1997 roku i spę­dził tam ko­lej­nych osiem lat.

Dro­ga do wiel­kiej pił­ki nie była dla Ro­ber­ta ła­twa. Świet­nie jed­nak po­tra­fił łą­czyć na­ukę z tre­nin­ga­mi, przy­no­sząc do koń­ca gim­na­zjum świa­dec­twa z czer­wo­nym pa­skiem. Mimo nie naj­lep­szych wów­czas wa­run­ków fi­zycz­nych na­le­żał do wy­róż­nia­ją­cych się pił­ka­rzy. Po­wo­ły­wa­ny był do ka­dry War­sza­wy i Ma­zow­sza. Po­cząt­ko­wo, z uwa­gi na to, że nie było dru­ży­ny w jego rocz­ni­ku, tre­no­wał z ko­le­ga­mi star­szy­mi od sie­bie o dwa lata. Po­tem do­łą­czył do ró­wie­śni­ków. Pierw­szy­mi jego tre­ne­ra­mi byli wspo­mnia­ny wy­żej Ma­rek Si­wec­ki i Krzysz­tof Si­kor­ski.

„Nóż­ki miał jak pa­tycz­ki. Kie­dy biegł z pił­ką, wy­da­wa­ło się, że za­raz się prze­wró­ci. Mó­wi­łem mu, żeby jadł bo­czek, to w koń­cu uro­śnie”[12] – opo­wia­dał Si­kor­ski.

Na run­dę wio­sen­ną se­zo­nu 2004/2005 prze­szedł do czwar­to­li­go­wej Del­ty War­sza­wa, któ­ra była bez­po­śred­nim za­ple­czem Le­gii. Szes­na­sto­let­ni wów­czas Le­wan­dow­ski pod­pi­sał swój pierw­szy kon­trakt za­wo­do­wy i to wła­śnie wte­dy spo­tka­ła go wiel­ka tra­ge­dia. Zmarł jego oj­ciec, a Ro­bert wy­łącz­nie z my­ślą o nim kon­ty­nu­ował na­ukę i jed­no­cze­śnie tre­no­wał. Tata ma­rzył, aby uj­rzeć go kie­dyś w bar­wach Le­gii. Nie­ste­ty nie do­cze­kał tego.

Tata Le­we­go cier­piał na cho­robę wień­co­wą, nad­ci­śnie­nie, a po­tem za­ata­ko­wał go no­wo­twór. Bał się ope­ra­cji, choć dłu­go na nią cze­kał. W koń­cu tra­fił na stół ope­ra­cyj­ny, ale dwa dni póź­niej zmarł we śnie, z po­wo­du wy­le­wu[13].

Śmierć ojca spo­wo­do­wa­ła, że Ro­bert mu­siał szyb­ko wydo­ro­śleć i jesz­cze jako na­sto­la­tek za­ro­bił pierw­sze pie­nią­dze. Gdy usły­szał tra­gicz­ną wia­do­mość, po­wie­dział tyl­ko z ka­mien­ną miną: „Prze­czu­wa­łem to”. Tak jak w polu kar­nym, tak w ży­ciu nie zwykł oka­zy­wać emo­cji.

Iwo­na Le­wan­dow­ska wspo­mi­na­ła: „Doj­rzał. Wcze­śniej był dow­cip­ny, nie mu­siał się o nic mar­twić. Wie­dział, że ma nas. Po śmier­ci ojca spo­waż­niał, za­czął pla­no­wać, my­śleć o tym, co zro­bić, by mi po­móc, tak­że fi­nan­so­wo. To były trud­ne mie­sią­ce, schu­dłam sie­dem kilo, ale nie mo­głam się za­ła­mać. Wszyst­ko na­gle mu­sia­łam sama kon­tro­lo­wać”.

W Del­cie Ro­bert mie­sięcz­nie otrzy­my­wał 400 zło­tych. Opu­ścił wów­czas ro­dzin­ny dom i za­miesz­kał w War­sza­wie u sio­stry. Tre­nin­gi miał co­dzien­nie, a do­dat­ko­wo w week­en­dy me­cze, dla­te­go prze­pro­wadz­ka po­zwo­li­ła mu za­osz­czę­dzić spo­ro cza­su.

W Del­cie nie po­grał jed­nak dłu­go, po­nie­waż tam­tej­sze wła­dze po­sta­no­wi­ły zli­kwi­do­wać dru­ży­nę se­nio­rów i za­jąć się wy­łącz­nie szko­le­niem mło­dzie­ży. Mimo to zdą­żył wio­sną wy­stą­pić w kil­ku me­czach w dru­ży­nie se­nio­rów i zdo­być czte­ry bram­ki.

Jego gra była tak sku­tecz­na, że do­stał pro­po­zy­cję przej­ścia do war­szaw­skie­go Hut­ni­ka, pod skrzy­dła An­drze­ja Bla­chy, póź­niej­sze­go szko­le­niow­ca Zni­cza Prusz­ków. „Już wte­dy wi­dać było, że ten chło­pak ma pa­pie­ry na gra­nie i ko­cha strze­lać bram­ki, jed­nak kwo­ta dzie­się­ciu ty­się­cy zło­tych, któ­re trze­ba było wy­ło­żyć za kar­tę, oka­za­ła się zbyt duża jak na moż­li­wo­ści klu­bu z Bie­lan” – wspo­mi­na Bla­cha.

Więk­szym za­so­bem go­tów­ki dys­po­no­wa­li Krzysz­tof Ga­wa­ra i Je­rzy Kra­ska, pro­wa­dzą­cy ze­spół re­zerw Le­gii, dla­te­go Le­wan­dow­ski je­sie­nią tre­no­wał już na Ła­zien­kow­skiej i strze­lał bram­ki w roz­gryw­kach III ligi. W 2005 roku pod­pi­sał z klu­bem rocz­ny kon­trakt z moż­li­wo­ścią jego prze­dłu­że­nia.

Dy­rek­to­rem spor­to­wym Le­gii był Ja­cek Bed­narz. „Te­raz wszy­scy przy­zna­ją się do Ro­ber­ta – ile to mu po­mo­gli, jak to go od­kry­wa­li... Tro­chę mnie to dzi­wi. Ja nie chcę kon­fa­bu­lo­wać i przy­pi­sy­wać so­bie czy­jejś za­słu­gi. Po pro­stu, zo­ba­czy­łem pew­ne­go dnia na Del­cie chło­pa­ka z pa­sją i ta­len­tem. Po­le­ci­łem go w re­zer­wach, ale na­sze dro­gi, nie­ste­ty, szyb­ko się roz­mi­nę­ły – gdy tyl­ko przy­szedł do Le­gii, mnie aku­rat zwol­nio­no z funk­cji dy­rek­to­ra spor­to­we­go. Na­wet nie wiem, czy Ro­bert mnie ko­ja­rzy z tego okre­su”[14] – przy­znał.

Blisko Belgradu

Awans spor­to­wy wią­zał się tak­że z awan­sem fi­nan­so­wym. W Le­gii Le­wan­dow­ski za­czął za­ra­biać 1500 zło­tych, któ­re w go­tów­ce od­bie­rał w ka­sie. Ze wzglę­du na tre­nin­gi prze­niósł się do szko­ły wie­czo­ro­wej. Szkol­ną ław­kę dzie­lił z Da­nie­lem Mąką, by­łym pił­ka­rzem Po­lo­nii War­sza­wa, a obec­nie Wi­dze­wa Łódź.

Zna­ją się nie­mal­że od ko­ły­ski. W li­ceum tak­że byli kum­pla­mi. Po­ma­ga­li so­bie nie tyl­ko na bo­isku, lecz tak­że pod­czas szkol­nych kla­só­wek.

„Sta­rzy kum­ple mu­szą się prze­cież wspie­rać” – uśmie­chał się Le­wan­dow­ski. „Kie­dy tyl­ko by­łem do­brze przy­go­to­wa­ny, to z chę­cią po­ma­ga­łem Da­nie­lo­wi. Choć ścią­ga­nie na spraw­dzia­nach nie za­wsze wy­cho­dzi­ło na do­bre, kil­ka razy na­uczy­cie­le zła­pa­li nas na go­rą­cym uczyn­ku”[15] – przy­zna­wał Ro­bert.

W re­zer­wach Le­gii za­de­biu­to­wał w spa­rin­gu 9 lip­ca 2005 roku – w me­czu z Gwar­dią War­sza­wa, za­koń­czo­nym wy­ni­kiem 1:0. W li­dze pierw­sze dwa spo­tka­nia spę­dził na ław­ce, za­grał do­pie­ro w trze­ciej ko­lej­ce prze­ciw­ko Gór­ni­ko­wi w Łę­czy­cy. W 80. mi­nu­cie zo­stał zmie­nio­ny, a jego ze­spół prze­grał 0:3. Spe­cy­fi­ka dru­ży­ny re­zerw jest taka, że na me­cze li­go­we zo­sta­ją od­de­le­go­wa­ni gra­cze I dru­ży­ny. Ma to miej­sce zwłasz­cza w run­dzie je­sien­nej, kie­dy ka­dra jesz­cze jest sze­ro­ka, za­wod­ni­cy nie pau­zu­ją za kart­ki ani nie do­zna­ją kon­tu­zji. To spo­wo­do­wa­ło, że je­sie­nią Lewy za­grał tyl­ko sie­dem spo­tkań i zdo­był za­le­d­wie jed­ną bram­kę – prze­ciw­ko Ma­zow­szu Gró­jec.

For­mą za­im­po­no­wał w me­czach spa­rin­go­wych w cza­sie prze­rwy zi­mo­wej. W tur­nie­ju o Pu­char Pre­zy­den­ta War­sza­wy zo­stał kró­lem strzel­ców, a w pół­fi­na­ło­wym me­czu prze­ciw­ko re­zer­wom Po­lo­nii zdo­był pięć bra­mek, wszyst­kie w pierw­szej po­ło­wie, w cią­gu 34 mi­nut. Nie­ca­łe dzie­sięć lat póź­niej po­dob­ny wy­czyn w me­czu z VfL Wol­fs­burg zaj­mie mu nie­co mniej cza­su.

Sku­tecz­ność Le­wan­dow­skie­go w spa­rin­gach zi­mo­wych spra­wi­ła, że na pierw­sze czte­ry spo­tka­nia Ro­bert wy­cho­dził w pod­sta­wo­wym skła­dzie. W spo­tka­niu z Unią Skier­nie­wi­ce zdo­był swo­ją dru­gą bram­kę w li­dze.

W dru­ży­nie part­ne­ro­wał mu Serb Mir­ko Po­le­di­ca, bę­dą­cy wów­czas u kre­su ka­rie­ry, któ­ry wcze­śniej z nie­jed­ne­go pił­kar­skie­go pie­ca chleb jadł. „W tym cza­sie w Le­gii gra­ło dwóch re­pre­zen­tan­tów Pol­ski – wspo­mi­na – mimo to po­sze­dłem do tre­ne­ra, a tak­że pre­ze­sa klu­bu i po­wie­dzia­łem im: »Nie żar­tuj­cie, że nie da­cie temu dia­men­ci­ko­wi szan­sy gry w pierw­szym ze­spo­le«”. Gdy spo­tkał się z od­mo­wą, przy­stą­pił do dzia­ła­nia: „Wy­szu­ka­łem nu­mer Go­ra­na »Maza« Va­si­li­je­vi­cia, któ­re­go po­zna­łem, kie­dy gra­li­śmy ra­zem. Wzią­łem te­le­fon i po­wie­dzia­łem mu: »Mazo, mam tu ta­kie­go cu­dow­ne­go gra­cza w Le­gii, weź tego dzie­cia­ka i po­ob­ser­wuj go przez sie­dem dni«. Nic by to nie kosz­to­wa­ło Crve­ną Zvez­dę, bo sam bym ugo­ścił »Ro­bie­go« w Bel­gra­dzie, któ­ry no­co­wał­by w moim miesz­ka­niu, ale... nie spot­ka­łem się z żad­ną re­ak­cją z dru­giej stro­ny. »Mazo« po­wie­dział mi, że Po­lak, któ­re­go nie chcą w Le­gii, nie może grać w Crve­nej Zvez­dzie”[16].

Przypisy

[1] Iza Koprowiak, Robert Lewandowski, jakiego nie zna nikt, „Przegląd Sportowy”, dostęp online 4.03.2016, http://www.przegladsportowy.pl/pilka-nozna/euro-2012,euro-2012-iwona-lewandowska-o-robercie-lewandowskim,artykul,138273,1,1032.html.

[2] Wojciech Zawioła, Pogromca Realu, Warszawa 2013, s. 25.

[3] Tamże.

[4] Ulrich Hesse, Lewy uderza ponownie, „Four Four Two”, 5/15 (41) grudzień 2015.

[5] Wojciech Zawioła, op. cit., s. 26.

[6]Robert Lewandowski. Prawdziwa historia, „Gala”, dostęp online 4.03.2016, http://www.gala.pl/wywiady-i-sylwetki/robert-lewandowski-prawdziwa-historia-10771.

[7] Rafał Hurkowski, Robert Murawski, Śladami Lewandowskiego: Partyzant Leszno, Polsat Sport, dostęp online 04.03.2016, http://www.polsatsport.pl/wiadomosc/2015-08-25/sladami-lewandowskiego-partyzant-leszno/.

[8] Oficjalna strona internetowa Roberta Lewandowskiego, dostęp online 04.03.2016, http://lewandowskiofficial.com/biografia/.

[9] Łukasz Olkowicz, Piotr Wołosik, Lewy. Jak został królem, Warszawa 2016, s. 62.

[10] Wojciech Zawioła, op. cit., s. 27.

[11]Euro 2012. Robert Lewandowski, gdy był mały, trafił do aresztu, „Super Express”, dostęp online 16.03.2016, http://sport.se.pl/euro-2012/gwiazdy/euro-2012-robert-lewandowski-gdy-byl-maly-trafil-do-aresztu_262248.html.

[12] Łukasz Olkowicz, Piotr Wołosik, Robert Lewandowski. Narodziny gwiazdy, Warszawa 2013, s. 9.

[13] Wojciech Zawioła, op. cit., s. 34.

[14] Rafał Hurkowski, Robert Murawski, Śladami Lewandowskiego: Legia Warszawa, Polsat Sport, dostęp online 11.03.2016, http://www.polsatsport.pl/wiadomosc/2015-11-13/sladami-lewandowskiego-legia-warszawa/.

[15] Marcin Szczepański, Najbardziej utalentowani piłkarze polskiej ligi, Lewandowski i Mąka, chodzili do tej samej klasy w liceum, „Super Express”, dostęp online 4.03.2016, http://sport.se.pl/pilka-nozna/reprezentacja/razem-wagarowali-razem-zagraja-w-reprezentacji-pol_73301.html.

[16]Mogli kupić Roberta Lewandowskiego za tysiąc euro, Eurosport.onet.pl, dostęp online 10.04.2016, http://eurosport.onet.pl/pilka-nozna/inne-ligi/mogli-kupic-roberta-lewandowskiego-za-tysiac-euro/l5s0wb.

Pruszkowska odbudowa

W SKRÓCIE: ZNICZ PRUSZKÓW 2006–2008 * KRÓL STRZELCÓW III LIGI 2006/2007 * KRÓL STRZELCÓW II LIGI 2007/2008

Lech – podwyżka została w Brugii

W SKRÓCIE: LECH POZNAŃ 2008–2010 * PUCHAR POLSKI 2008/2009 * MISTRZ POLSKI 2009/2010 * KRÓL STRZELCÓW 2009/2010 * EKSTRAKLASA: 58 MECZÓW – 32 GOLE * EUROPEJSKIE PUCHARY: 16 MECZÓW – 6 GOLI * PUCHAR POLSKI: 7 MECZÓW – 2 GOLE

BVB – od Lewandoofskiego do Leweracji

W SKRÓCIE: BORUSSIA DORTMUND 2010–2014 * MISTRZ NIEMIEC 2010/2011, 2011/2012 * PUCHAR NIEMIEC 2011/2012 * KRÓL STRZELCÓW LIGI NIEMIECKIEJ 2013/2014 * FINAŁ LIGI MISTRZÓW 2012/2013 * BUNDESLIGA: 131 MECZÓW – 74 GOLE * LIGA MISTRZÓW: 28 MECZÓW – 17 GOLI

Bayern – Lewy goes to Hollywood

W SKRÓCIE: BAYERN MONACHIUM – 2014 * MISTRZ NIEMIEC 2014/2015 I 2015/2016 ORAZ PUCHAR NIEMIEC 2015/2016 * KOSMICZNE 8 MINUT 59 SEKUND

Lewy w kadrze

W SKRÓCIE: REPREZENTACJA POLSKI 2008–*: 80 MECZÓW – 40 GOLI

Od Euro 2016 do eliminacji do MŚ

W SKRÓCIE: ODPOCZYNEK W JURACIE I TRENING W ARŁAMOWIE * EUROHISTERIA * WYCHODZIMY Z GRUPY * HORROR W RZUTACH KARNYCH * ELIMINACJE DO MŚ

Robert Lewandowski jako celebryta

W SKRÓCIE: LEWANDOWSKI NAJCENNIEJSZĄ POLSKĄ MARKĄ * LEWANDOWSKI W REKLAMACH * LEWANDOWSKI W SOCIAL MEDIACH

Cud kobieta i cud dieta

W SKRÓCIE: WYJAZD INTEGRACYJNY NA MAZURY * pIERWSZA RANDKA * PASJE ANNY * WIECZÓR KAWALERSKI * ŚLUB * PLANY