Okudżawa. Życie, piosenki, legenda - Bykow Dmitrij - ebook

Okudżawa. Życie, piosenki, legenda ebook

Bykow Dmitrij

3,5

Opis

„Okudżawa” Dmitrija Bykowa to pierwsza w Polsce obszerna biografia rosyjskiego śpiewającego poety (obrażał się, gdy nazywano go bardem). Chociaż od lat sześćdziesiątych piosenki Okudżawy (1924–1997) cieszą się w Polsce niezmiennym powodzeniem, prawie nic nie wiemy o życiu ich autora. Sam starał się mówić o nim jak najmniej. A jest to życiorys tragiczny, będący odzwierciedleniem całej epoki porewolucyjnej Rosji od lat represji stalinowskich po epokę "zastoju" Breżniewa i upadek ZSRR. Rozstrzelany ojciec, matka dwukrotnie skazana na łagier i zesłanie, wojna, szykany, cenzura, bezustanne zmaganie się z nagonką "prawdziwych partyjnych patriotów" na poezję, która tylko broniła prawa człowieka do bycia uczciwym, niezależnym i myślącym… Kilkanaście piosenek, od lat znanych polskiemu słuchaczowi, nie oddaje tragizmu losów ich twórcy, rozpaczliwie broniącego swojego człowieczeństwa w nieludzkim ustroju. Tę lukę wypełnia ponad sto wierszy, po raz pierwszy prezentowanych w książce Bykowa - wielu z nich nigdy nie publikowano nawet w Rosji, zachowały się tylko w rękopisach, przechowywanych przez przyjaciół Okudżawy. Za każdym kryje się pasjonująca historia, która pozwala zagłębić się w sowiecką codzienność, poznać donosy na poetę, a także jego burzliwe życie osobiste - od łobuzerskiej młodości na podwórku moskiewskiego Arbatu po liczne romanse i działalność opozycyjną. Bułat był wielkim przyjacielem Polski. To w Polsce ukazała się jego pierwsza płyta, a „Modlitwy François Villona” z niezmiennym zachwytem słuchają kolejne pokolenia. Niech więc biografia poety wzbogaci naszą wiedzę o nim i o Rosji, a Czytelników umocni w przekonaniu, że „trzy siostry”, wierne towarzyszki twórczości Okudżawy – Wiara, Nadzieja i Miłość – zawsze zwyciężają.

Dmitrij Bykow (ur. 1967), rosyjski poeta i prozaik, obrazoburczy satyryk, kontrowersyjny dziennikarz oraz popularny publicysta, znakomity propagator kultury i sztuki, autor programów literackich na kanale telewizyjnym Deszcz. Jego prelekcje o literaturze gromadzą tłumy słuchaczy we wszystkich miastach Rosji. Zagorzały antystalinowiec, dwukrotnie odmówił spotkania z prezydentem Putinem. Uczestniczył w wielu akcjach opozycji. Jest autorem książek z dziedziny literaturoznawstwa, m.in. dyskusyjnych biografii Borysa Pasternaka, Maksyma Gorkiego, Włodzimierza Majakowskiego i Bułata Okudżawy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 658

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,5 (2 oceny)
0
1
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




 

 

Tytuł oryginału

Булат Окуджава

 

Copyright © Dmitry Bykov, 2020

 

Projekt okładki

Krzysztof Rychter

 

Zdjęcia na okładce

© FotoSoyuz/Hulton Archive/Getty Images

 

Zdjęcia w książce

East News/Sputnik; Laski Diffusion/East News;

Piotr Baracz/East News; Vladimir Bogdanov/FotoSoyuz/Getty Images;

RIA Novosti/East News; East News; Leonid Lazarev/Getty Images;

Tadeusz Zagoździński/PAP; Piotr Walczak/PAP

 

Redaktor prowadzący

Adrian Markowski

 

Redakcja

Beata Kołodziejska

 

Korekta

Katarzyna Kusojć

Bożena Hulewicz

 

Wydawnictwo pragnie podziękować

Fundacji im. Wojciecha Młynarskiego

za zgodę na wykorzystanie tłumaczenia tekstu

Bułata Okudżawy Wańka Morozow

autorstwa Wojciecha Młynarskiego.

 

ISBN 978-83-8234-568-1

 

Warszawa 2020

 

Wydawca

Prószyński Media Sp. z o.o.

02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28

www.proszynski.pl

 

Lwowi Aleksandrowiczowi Anninskiemu

 

Można być tylko wdzięcznym, że wydawnictwo Prószyński Media zdecydowało się wydać tak obszerną, piękną opowieść, biografię, analizę, fresk poświęcony zjawisku, jakim był i jest Bułat Okudżawa. Autorem jest Rosjanin. Nie wiem, na ile znane mu były obszerne wątki związków Bułata z Polską. Najpiękniej w naszym języku napisałaby o tym oczywiście Agnieszka Osiecka. Odeszła kilka miesięcy przed Nim. To do Niej pisał: „My swiazany, Agnieszka…”. To dzięki Niej miałem szczęście poznać Go osobiście, być adresatem wiersza, w którym napisał: „Jazyk nie winowat, zamietił pan Olbrychskij”. Znaliśmy wszyscy ukute przez Bułata powiedzenie: „W całym socjalistycznym obozie Polska wydaje się być najweselszym barakiem”. Wiedział o nas dużo, czuł miłość, jaką okazywali mu Polacy, i powtarzał, że jak mu będą bardzo uprzykrzać życie w Związku Radzieckim, to poprosi o azyl w Polsce. I jeszcze ta jego powściągliwość i skromność… Sam słyszałem, jak mówił, że jego słynną Modlitwę piękniej od Niego śpiewa po polsku Gustaw Lutkiewicz. Gdy w drugiej połowie lat sześćdziesiątych dziennikarz telewizji radzieckiej zapytał mnie, skąd tak dobrze mówię po rosyjsku, odpowiedziałem: „Moje pokolenie uczyło się języka rosyjskiego na pieśniach Bułata Okudżawy”. Spędzamy teraz dużo czasu w domu. Jest czas na przeczytanie tej ważnej książki. Warto.

Daniel Olbrychski

 

OD AUTORA

 

Bułat Okudżawa żył wśród nas niedawno – jedenaście lat to dla Historii żaden przedział czasowy. Wielu z nas – w tym autor – miało szczęście słuchać Okudżawy i rozmawiać z nim (powiedzieć „znaliśmy go” mają prawo tylko najbliżsi krewni i wąskie grono przyjaciół). Jego życie było ściśle związane z historią rosyjskiego XX wieku, kilkakrotnie historia ta przetoczyła się przez życiorys poety niczym walec drogowy, z jednoznaczną zaś oceną doniosłych i tragicznych wydarzeń, których bezpośrednim świadkiem i czynnym uczestnikiem wypadło mu być, nie uporają się zapewne nawet potomni. Wszystko jest jeszcze gorące – i raczej nie ostygnie, zwłaszcza jeśli będzie wciąż odgrzewane.

Osoba innego twórcy z pewnością nie wywołałaby takiej polemiki. Okudżawa jest jednak przypadkiem wyjątkowym: każdy uważa go za swoją własność. Dzięki skomplikowanym, bardzo indywidualnym sposobom tworzył ramy, w które słuchacz może wpisać siebie i swój los – można rzec, nasycić wiersze, pieśni i nawet prozę własnymi doświadczeniami życiowymi.

Efekt jest taki, że prawie każdy słuchacz Okudżawy ma własną wersję jego życiorysu i tajemnego sensu jego utworów, a na wszelkie próby interpretacji czy po prostu opisania losów poety reaguje emocjonalnie i z zawiścią. Taka reakcja nie jest normalnym zjawiskiem, choć jest zarazem szczęściem dla Okudżawy, gdyż świadczy o stałym zainteresowaniu czytelników.

Nie mam nadziei, że przedstawię czytelnikom rzecz bez zarzutu. Pisząc tę książkę, bardzo często musiałem przypominać sobie słowa z autorskiej przedmowy Okudżawy do powieści Jeszcze pożyjesz… – „Wszystkim dogodzić nie sposób”1. Przy całej swej prostocie poważnie ułatwiają pracę.

Moskwa, wrzesień 2008

1 B. Okudżawa, Jeszcze pożyjesz…, tłum. Z. Fedecki, PIW, Warszawa 1962 – przyp. tłum.

 

Prolog

NA TEJ JEDYNEJ, TEJ DOMOWEJ

 

 

1

Czwartego października 1993 roku kryzys rządowy w Rosji zakończył się ostrzałem „Białego Domu” – gmachu parlamentu, zajętego przez opozycję. Efektem długotrwałej rywalizacji między prezydentem Jelcynem a wiceprezydentem Ruckojem (po którego stronie opowiedział się parlament z przewodniczącym Rady Najwyższej Rusłanem Chasbułatowem) był dekret prezydenta z 21 września o rozwiązaniu Rady Najwyższej. W odpowiedzi deputowani zaczęli zbroić swoich stronników, przybywających pod „Biały Dom” równie ochoczo jak w sierpniu 1991 roku. Pod sztandarem obrony prawa i demokracji gromadzili się ludzie, którzy w razie przejęcia władzy nie zostawiliby zbyt wiele ani prawa, ani demokracji. Parlament rosyjski stopniowo stawał się centrum oporu wobec jelcynizmu – pod tym pojęciem kryły się równocześnie grabieżcze reformy, anarchiczne rozbuchanie swobód obywatelskich i korupcja – wszystkie elementy rosyjskiej rewolucji lat dziewięćdziesiątych.

Trzeciego października opozycja przeszła do ataku. Doszło do strzelaniny z ochroną siedziby mera Moskwy, którą rozpoczęli albo prowokatorzy demokraci, strzelający z budynku, albo prowokatorzy patrioci, którym rozdano już broń. A jak wiadomo, rozdana broń prędzej czy później zaczyna strzelać, często wbrew woli tych, którzy weszli w jej posiadanie. Tak czy owak, Moskwa stała się tego dnia areną prawdziwej wojny domowej. Wojsko odmawiało wykonywania rozkazów. Powtórzyła się à rebours sytuacja z 1991 roku. Wtedy armia też odmówiła udziału w konflikcie politycznym i nie otworzyła ognia do współobywateli, dzięki czemu zyskała chwałę i uznanie. Jednakże Jelcyn, w przeciwieństwie do Państwowego Komitetu ds. Sytuacji Nadzwyczajnych, dysponował legalną, a nie przechwyconą władzą; rozkaz otwarcia ognia wydał właśnie on, będąc gwarantem wolności i demokracji, jak uważała większość jego zwolenników. Dywizja tamańska po kilku godzinach namów, szantażu i po prostu przekupstwa ruszyła na Moskwę.

W nocy z 3 na 4 października inteligencja rosyjska bardzo się podzieliła. Największy paradoks tej sytuacji polegał na tym, że broniąc władzy Jelcyna, każdy Rosjanin automatycznie stawał się obrońcą i częściowo winowajcą wszystkich późniejszych wyczynów prezydenta, a co do tego, że takie będą, stało się jasne już pod koniec lat osiemdziesiątych. Zwolennik Jelcyna i obrońca wolności automatycznie stawał się wrogiem praworządności – odwieczna rosyjska sprzeczność między wolnością a prawem zyskała kolejną odsłonę. Nikt nie miał szans, żeby w tym konflikcie zachować przyzwoitość, ale neutralność też pozostawała moralnie wątpliwą, chociażby dlatego, że cała ówczesna inteligencja, tak się złożyło, była zakładnikiem władzy. Jadła tej władzy z ręki (co można powiedzieć niemal o wszystkich jej przedstawicielach, wyjątkami były tylko jednostki). Ta władza broniła inteligencji – także czołgami. Ta władza de facto kupiła inteligencję za wolność – słowa, druku, sumienia i jego braku – a teraz trzymała ją na tej wolności jak na haczyku wbitym w ciało. W 1993 roku nie istniała bezpieczna pozycja etyczna i trzeba było przeżyć jeszcze wiele lat, żeby zrozumieć prostą prawdę: w cyklicznej, mechanicznie powtarzającej się historii zachowanie pozycji moralnej jest zwyczajnie niemożliwe, istnieją jedynie pozycje wygodne lub niewygodne, samodzielne lub konformistyczne. Oto cały i jedyny wybór.

W rosyjskiej dwuaktówce, odegranej dwukrotne w latach 1991–1993 (przedostatni spektakl odbywał się w lutym–październiku 1917 roku), w roli bolszewików przejmujących władzę i tłumiących teraz jakikolwiek opór wystąpiła główna siła nowej rewolucji, czyli Jelcyn i jego rozmaici swojacy. Byli wśród nich zarówno komsomolscy karierowicze, spragnieni dóbr materialnych, jak i „nawróceni” partyjniacy, a także kombinatorzy z radzieckiej szarej strefy gospodarczej oraz szczerzy obrońcy praw i wolności plus zwolennicy „zapadniczestwa” – zwycięstwa kursu prozachodniego, nienawidzący rosyjskich rozterek patriotycznych. W roli bohaterów stłumionego ludowego ruchu oporu, który w 1917 roku jeszcze nie przekształcił się w ruch Białych i pozostał (podobnie jak w 1993 roku) na poziomie odosobnionych wystąpień i głuchych pomruków, wystąpiły marionetki w osobach Ruckoja i Chasbułatowa, śmiertelnie przerażone własną odpowiedzialnością i oczekiwaniami narodu. W sztuce tej jedną z najtragiczniejszych ról okazała się rola Poety, który opowiedział się po stronie zwycięzców. W 1917 roku rolę tę zagrał Aleksander Błok, w 1993 – Bułat Okudżawa.

W 1917 roku Błok powiedział Zinaidzie Gippius, że widzi w bolszewikach nie tylko siłę, lecz także prawdę; w 1918 opublikował poemat Dwunastu, a w ankiecie na pytanie, czy inteligencja może współpracować z bolszewikami, odpowiedział krótko: „Może i powinna”. Na przełomie 1917 i 1918 roku opublikował dwa swoje najbardziej pryncypialne artykuły: Inteligencja i rewolucja oraz Kultura i rewolucja, w których ogłosił prostą i wyrazistą prawdę: „Żałosna sytuacja. Z całą rozkoszą obłudy dorzucaliśmy suche szczapki do sterty zastygłych pod śniegami i deszczami bierwion, a kiedy płomień nagle wybuchł i wzbił się ku niebu jak sztandar, zaczęliśmy biegać wokół niego z krzykiem: ach, ach, spalimy się!”.

Ten cytat jest najbardziej wyrazisty. Nie chodzi o to, by uznać słuszność racji bolszewizmu: dla Błoka słuszność i niesłuszność to rzeczy względne, ceni on nie tych, którzy mają rację, lecz konsekwentnych w swej estetyce i nieustraszonych w ofiarności. Chodzi o współodpowiedzialność. Podkładaliście patyczki, podsycaliście ogień? Rozbudzaliście świadomość ludu? Rozmawialiście o wolności, przeklinaliście władzę, czekaliście na zmiany? No to proszę bardzo, macie! Uznajcie swoją winę za to, co się stało. Nie zarzekajcie się, że nie nawoływaliście do tego, jeśli nawet żaden sztandar i płomień nie jawił się wam w najbardziej koszmarnych snach, a chcieliście jedynie wolności zgromadzeń i zniesienia cenzury.

Czwartego października 1993 roku Bułat Okudżawa podpisał „List czterdziestu dwóch” z wyrazami poparcia i akceptacji działań władzy. Podpis nie oznaczał, że popiera i akceptuje władzę. Oznaczał jedynie, że poeta poczuwa się do osobistej współodpowiedzialności za rozwój wypadków.

Okudżawa to swoista reinkarnacja Aleksandra Błoka. Oczywiście każdy poeta to indywidualność, każdy wyraża własną prawdę (lub nieprawdę). Jednakże Okudżawę i Błoka łączy tyle wspólnego, że opisywane przez nas paralele nie są niczym odkrywczym. Dostrzegli je także inni – pierwszy uczynił to Aleksander Żołkowski, w którego artykule Poetycki świat Bułata Okudżawy (1979) czytamy: „Mamy przed sobą pewną popularną wersję symbolizmu, z jego alegorycznym prześwitywaniem idei przez ziemskie powłoki oraz z preferowaniem całej przeszłości, przyszłości i nadrealności wobec tego, co jest rzeczywiste tu i teraz. Analogie podkreślają też bardziej bezpośrednie podobieństwa obrazów, kreślonych w utworach Okudżawy i Błoka (piękne damy, rycerze, postaci ze świata baśni i zabawek, muzyka itd.). Powszechnej dostępności tego neosymbolizmu sprzyjają jego filozoficzne uproszczenia, demokratyzm i prostota tematyki, a także fakt, że Okudżawa łączy go z muzyką miejskiego romansu, zarówno w sensie dosłownym, jak i symbolicznym, nasycając swoje wiersze odpowiednimi motywami, obrazami oraz stosowną leksyką. Można powiedzieć, że z tego punktu widzenia Okudżawa zajmuje w poezji rosyjskiej miejsce, będące lustrzanym odbiciem twórczości Błoka. Jeśli Błok, zgodnie ze spostrzeżeniem Szkłowskiego, kanonizował (tj. wprowadził na wyższy poziom literacki) i podporządkował symbolizmowi gatunek cygańskiego romansu, to Okudżawa jak gdyby popularyzował osiągnięcia symbolizmu i «wysokiej» poezji w ogóle, wzbogacając nimi pieśniarsko-poetycką publicystykę współczesnych bardów i minstreli”.

Leonid Dubszan, autor prawdopodobnie najlepszego przekrojowego artykułu na temat twórczości Okudżawy (O naturze rzeczy, 2001, przedmowa do tomiku Wielkiej Serii „Biblioteki Poety”), zacytował ten fragment równie obszernie jak ja; wniosek był niepodważalny – nic dodać, nic ująć. Jednakże w innym miejscu Żołkowski wypowiada się bardziej pryncypialnie, co pozwala definitywnie zbliżyć do siebie dwie strategie poetyckie, dwa temperamenty: „Pod względem treści poezja Okudżawy jest swoistym stopem składników wojennych i pacyfistycznych, heroiczno-rewolucyjnych i chrześcijańsko-miłosiernych, surowych i łagodnych, wypowiadanych z pozycji mężnej siły i ludzkiej słabości (…); mamy tu zarówno chrześcijańską gotowość miłowania nieprzyjaciół i pewność zmartwychwstania, jak i cementującą ten stop ofiarność bohatera i jego ofiarny «inicjujący» gest (zrywania okularów i karabinu) – optymistyczny i beznadziejny zarazem”.

Błoka i Okudżawę łączy poetyka. Porównajmy:

 

Pociemniały, poblakły sale,

W oknach ciemność spłynęła po szkle,

I u drzwi szeptali wasale:

„Źle z królową musi być, bardzo źle”.

 

Ze zmarszczonym czołem i brwiami

Kroczył król bez paziów, bez sług,

I zgadywali dworzanie,

Czy śmierć przestąpiła już próg.

(Błok, 1905)

 

Потемнели, поблекли залы.

Почернела решетка окна.

У дверей шептались вассалы:

«Королева, королева больна».

 

И король, нахмуривший брови,

Проходил без пажей и слуг.

И в каждом брошенном слове

Ловили смертельный недуг.

(Блок, 1905)

 

Dzień w okopach, bitwy zawierucha,

I nagle, nie wiadomo skąd,

Dziewczynka, na imię jej Otucha,

Przyniosła uśmiech swój na front.

Co też robi tu, na pierwszej linii,

Gdzie ziemia dudni cały czas,

Ciepła ufność rąk jakże niewinnych,

Cisza uśmiechu wokół nas?

(Okudżawa, 1960)

 

В будни нашего отряда,

В нашу окопную семью

девочка по имени Отрада

принесла улыбку свою.

 

И откуда на переднем крае,

где даже земля сожжена,

теплых рук доверчивость такая

И улыбки такая тишина?

(Окуджава, 1960)

 

To Chrystus – On – w więzach i kwiatach

Moją celę widzi zza krat,

To Baranek w białych szatach

W okno więzienia patrzy zza krat.

Jedyny, jasny, smutny, zmartwiony,

Za nim wzrastają łany zbóż,

Na wzgórzu bielą się kapusty zagony,

Do wąwozu zbiega las choin i brzóz.

(Błok, 1905)

 

Вот он – Христос – в цепях и розах

3а решеткой моей тюрьмы.

Вот агнец кроткий в белых ризах

Пришел и смотрит в окно тюрьмы.

 

Единый, светлый, немного грустный –

За ним восходит хлебный злак,

На пригорке лежит огород капустный,

И березки и елки бегут в овраг.

(Блок, 1905)

 

Piątka głodnych synów i córeczek,

Nożu, ogniem rozgorzej i płoń!

Ciął wobłę ten nóż – masz, zjedz kawałeczek,

Dzwonko ryby suszonej w swą suchą weź dłoń.

Wicher wojny nas ze sobą porywał

I szczęśliwi byliśmy, że

Płynęła po stole ofiara szczęśliwa

Na ratunek rodzeństwu i mnie.

(Okudżawa, 1957)

 

Пятеро голодных сыновей и дочек.

Удар ножа горяч, как огонь.

Вобла ложилась кусочек в кусочек –

по сухому кусочку в сухую ладонь.

Hас покачивало военным ветром,

и, наверное, потому

плыла по клеенке счастливая жертва

навстречу спасению моему.

(Окуджава, 1957)

 

Po mieście czarny człowiek biegał raz,

Gasił latarnie, wspinając się na drabinę,

Nadchodził biały, powolny brzask,

Razem z człowiekiem wspinał się na drabinę.

Zamiast cichych miękkich cieni,

Wieczornych latarni żółtych pasm

Poranny zmierzch wpełzł na schody, do sieni,

Wplótł się w firanki, w drzwi trzask.

Jakże blade jest miasto o tej porze!

Czarny człowiek płacze na dworze.

(Błok, 1903)

 

По городу бегал черный человек.

Гасил он фонарики, взбираясь на лестницу.

Медленный, белый подходил рассвет,

Вместе с человеком взбирался на лестницу.

 

Там, где были тихие, мягкие тени –

Желтые полоски вечерних фонарей.

Утренние сумерки легли на ступени,

Забрались в занавески, в щелки дверей.

 

Ах, какой бледный город на заре!

Черный человечек плачет на дворе.

(Блок, 1903)

 

Płacze dziewczynka: balon uciekł jej.

Ludzie mówią „Nie płacz”, a balonik hen…

Płacze dziewczyna: chłopca trzeba jej.

Ludzie mówią „Nie płacz!”, a balonik hen…

Płacze kobieta: „Mąż porzucił mnie”,

Ludzie mówią: „Nie płacz!”, a balonik hen…

Płacze staruszka: „Mamo, dosyć łez!”.

A balonik wrócił i niebieski jest…2

(Okudżawa, 1957)

 

Девочка плачет – шарик улетел.

Ее утешают, а шарик летит.

Девушка плачет – жениха все нет.

Ее утешают, а шарик летит.

Женщина плачет – муж ушел к другой.

Eе утешают, а шарик летит.

Плачет старуха – мало пожила…

А шарик вернулся, а он голубой.

(Окуджава, 1957)

 

Przytoczmy jeszcze jeden wiersz z 1967 roku, w którym zadziwiająco zbiegły się motywy czarnego człowieka Błoka i niebieskiego balonika Okudżawy:

 

Niebieski człowiek w rękawiczkach,

W śmiesznej czapce wspina się

Po drabinie prosto w górę,

Mówi, że do domu chce.

 

Patrzcie, dotarł już do dachu,

Ale wciąż się wyżej pnie,

Niestrudzenie i uparcie;

Mówi, że do domu chce.

 

Nie ma już drabiny, dachu,

Tylko niebo z wszystkich stron,

Dokąd spieszysz, nieszczęśniku?

Mówi: „Idę, gdzie mój dom!”.

 

Nawet niebo też zniknęło,

Wokół sfer niebiańskich krąg,

Cisza, prawie nic nie widać,

Ziemię można by wziąć w dłoń…

 

– Stój, szaleńcze, to twój dom!

– Gdzie mój dom?

– Tam jest twój dom!

Kula ziemska już jak kropka,

Ledwo, ledwo widać ją.

 

Hej, zabłądzisz, nie dasz rady,

Sam na szyję kręcisz sznur!

A on wspina się i mruczy:

„Nie opowiadajcie bzdur!”.

 

Голубой человек в перчатках,

В красной шапочке смешной

Поднимается по лестнице,

Говорит: – Иду домой.

 

Вот до верха он добрался,

Вот – под крышею самой,

Но упрямо лезет выше,

Говорит: – Иду домой.

 

Вот – ни крыши и ни лестниц,

Oн у неба на виду.

Ты куда, куда, несчастный?!

Говорит: – Домой иду.

 

Вот растаяло и небо,

Мирозданья тишь да мрак,

Ничего почти не видно,

И земля-то вся – с кулак.

 

– Cумасшедший, вон твой дом!

– Где мой дом?

– Да вон твой дом!... –

Шар земной совсем уж крошечный,

Различается с трудом.

 

Эй, заблудишься, заблудишься!

Далеко ли до беды?

Он карабкается, бормочет:

– Непоритеерунды…

 

Tekstualnych i kompozycyjnych podobieństw jest u Błoka i Okudżawy tyle, że trudno uznać je za przypadek, chociaż ja nie mam wątpliwości, że pisząc swój Romans, Okudżawa w żadnym wypadku nie myślał o Legendzie Błoka:

 

I była ta dziewczyna w białym, w białym cała,

A druga w czarnym – twoja to córka czy nie?

Pierwsza całym ciałem słabiutkim drżała,

Druga ze śmiechem w nocnej skryła się mgle.

(Błok, 1905)

 

И была эта девушка в белом… в белом,

А другая – в черном… Твоя ли дочь?

И одна – дрожала слабеньким телом,

А другая – смеялась, бежала в ночь…

(Блок, 1905)

 

Coraz częściej i częściej widuję we śnie

Damy dwie, damy złe w śnie koszmarnym,

Jedną damę na koniu białym, białym jak śnieg,

Drugą damę na czarnym, na czarnym.

 

W oczach damy na białym nie widzi się nic,

Jakby już nie cieszyła się światem,

Jakby w życiu pozostał jej kwadrans, by żyć,

Potem tylko utraty, utraty.

 

W oczach damy na czarnym ból zdaje się tkwić,

Jakby mękę chłonęły jak gąbka,

Jakby w życiu pozostał jej kwadrans, by żyć,

Potem tylko rozłąka, rozłąka.

(Okudżawa, 1988)

 

Стала чаще и чаще являться ко мне

С видом пасмурным и обреченным

Одна дама на белом, на белом коне,

А другая на черном, на черном.

 

И у той, что на белом, такие глаза,

будто белому свету не рады,

будто жизни осталось на четверть часа,

а потом все утраты, утраты.

 

А у той, что на черном, такие глаза,

Будто это – вместилище муки,

Будто жизни осталось на четверть часа,

А потом – все разлуки, разлуки.

(Окуджава, 1988)

 

Można powiedzieć, że to tylko typowo romantyczna sztampa. Gdyby jednak wszystko rzeczywiście sprowadzało się do typowo romantycznych akcesoriów poetyckich, nie warto byłoby wyważać otwartych drzwi. Istotna jest zbieżność szczegółów, kąt widzenia, złagodzone (co odnotował także Żołkowski), lecz wcale przez to nie mniej istotne przeciwstawienie „wysokiej” sztuki i żałosnej kondycji człowieka. Widać to we wszystkich poetyckich autoportretach Błoka i Okudżawy. Obaj lubili podkreślać kruchość swego ludzkiego istnienia na dowód, że tylko sztuka zapewnia człowiekowi złudzenie nieśmiertelności i racji tegoż istnienia. Nawet w autorskich opisach swego wyglądu – często delikatnych, autoironicznych, chociaż zarówno Okudżawa, jak i Błok byli rosłymi, przystojnymi, kędzierzawymi mężczyznami (co prawda, Okudżawa wcześnie wyłysiał i najczęściej widzimy go na zdjęciach jako starego lub w najlepszym razie mocno dojrzałego człowieka) – dostrzegamy uderzające podobieństwo:

 

Za parawanem siedzę sam,

Nóżkę mam kruchą tak i cienką,

I rączki takie cienkie mam,

I takie cienkie jest okienko.

(…)

Ale te rączki… Kocham się

W marszczonej jak bibułka skórze,

Mógłbym zobaczyć słodki sen,

Lecz błogiej ciszy nie zaburzę,

 

W okienku plamki słońca śpią…

Nie zbudzę ich, nie zdenerwuję,

Krzyżują rączki – dłoń na dłoń,

I nóżki sobie też krzyżuję.

(Błok, 1903)

 

Сижу за ширмой. У меня

Такие крохотные ножки…

Такие ручки у меня,

Такое темное окошко.

(…)

Но эти ручки… Я влюблен

В мою морщинистую кожу…

Могу увидеть сладкий сон,

Но я себя не потревожу:

 

Не потревожу забытья

Вот этих бликов на окошке.

И ручки скрещиваю я,

И также скрещиваю ножки.

(Блок, 1903)

 

Nie osądzam pani gniewnie, nie pozwalam płynąć łzom,

Tylko godnie i spokojnie swą laseczkę biorę w dłoń,

I na dumnych cienkich nóżkach drepczę sobie w siną dal,

Skoro wszystko się rozpada, niech rozpadnie się… Choć żal.

(Okudżawa, 1988)

 

Не сужу о вас с пристрастьем, не рыдаю, не ору,

со спокойным вдохновеньем в руку тросточку беру

и на гордых тонких ножках семеню в святую даль.

Видно, все должно распасться. Распадайся же… Ажаль.

(Окуджава, 1988)

 

Wątek „cienkonogości”, subtelności i nadwrażliwości pojawia się u Okudżawy na tyle często, że Walerij Sażin w artykule Łza dobosza dolicza się co najmniej dziesięciu przykładów na ten temat.

Miał też Okudżawa swoją Nieznajomą – wiersz napisany w innej formie, lecz też oparty na rymach daktylicznych:

 

Ciemno tu jak za roletą

I cisza niczym na dnie;

Wasza wysokość, kobieto,

Jak pani wybrała mnie?

Mdłe światło spływa posoką,

Przepuszcza dach strugi dżdżu,

Kobieto, wasza wysokość,

Skąd pani akurat tu?

 

Тьмою здесь все занавешено

И тишина, как на дне.

Ваше величество, женщина,

Как вы решились ко мне?

Тусклое здесь электричество,

С крыши сочится вода.

Женщина, ваше величество,

Как вы решились сюда?

 

„Kim pani jest? Skąd?” – to pytanie mógłby zadać Błok swojej Nieznajomej, gdyby interesowała go odpowiedź. Również u Okudżawy jest to pytanie czysto retoryczne. Wątek nagłego pojawienia się zagadkowego, nieziemskiego piękna w specjalnie podkreślonej, przyziemnej prozie życia codziennego Okudżawa kreśli zgodnie z poetyką Błoka, jedynie podmiejską restaurację zastępuje obskurne mieszkanie komunalne. Dekoracji się nie wybiera.

I wreszcie jedno z najważniejszych podobieństw – temat pozłacanego anioła, ozdoby na choince. W wierszu Okudżawy zamienia się (ironicznie urealniony) w temat papierowego żołnierzyka, też choinkowego („A sam wisiał na niteczce”). Oba wiersze kończą się, bynajmniej nie zabawkową, śmiercią w płomieniach.

 

Najpierw spływają skrzydeł strużki,

Główkę schyloną ogień zjadł,

Złamały się cukrowe nóżki,

W słodkiej kałuży tracąc kształt…

(Błok, 1908)

 

Сначала тают крылья крошки,

Головка падает назад,

Сломались сахарные ножки

И в сладкой лужице лежат…

(Блок, 1908)

 

„Chcesz w ogień?” „Chcę!” „Idź, czemu nie?”

I poszedł jak natchniony,

I spalił się – zapomniał, że

Z papieru był zrobiony.

(Okudżawa, 1958)

 

В огонь? Ну что ж! Иди! Идешь?

И он шагнул однажды,

И там сгорел он ни за грош:

Ведь был солдат бумажный.

(Окуджава, 1958)

 

Cała ta długa dygresja służy nie tyle zilustrowaniu tezy o cykliczności historii Rosji, o tym dramacie, który powtarza się w coraz to nowych dekoracjach, ile uzasadnieniu najważniejszej analogii, że w rosyjskiej rzeczywistości lat 1950–1990 Bułatowi Okudżawie przypadł w udziale ten sam los, co wcześniej Błokowi. Objął wakujący etat. Właśnie z tego typologicznego podobieństwa wynika taki sam odbiór Błoka i Okudżawy przez czytelników i słuchaczy: uwielbiano ich jak żadnego innego ze współczesnych im poetów. Jedynie Wysocki mógł liczyć na podobną reakcję, ale to raczej pokłosie jesieninowskiego samozatracenia, skandali i burzliwego życia, a więc czynników pozaliterackich. Błoka i Okudżawę ludzie odbierali przede wszystkim jako poetów i byli szczęśliwi, że mieli możliwość zobaczyć ich, uścisnąć im dłoń, zdobyć absolutnie zdawkowy autograf – Błok po prostu składał podpis, Okudżawa zawsze dodawał „serdeczności”… Nawiasem mówiąc, stosunek Okudżawy do Wysockiego przypominał sympatię Błoka do Jesienina – nieco pobłażliwy, ale zawsze pełen szacunku. „Wiersze świeże, czyste, melodyjne, wielosłowne” – słowa te równie dobrze mogłyby odnosić się do twórczości Wysockiego, zwłaszcza wczesnej. W tym miejscu znów nie daje o sobie zapomnieć ta sama typologia i zdumiewająca zbieżność motywów: Amerykanka Isadora Duncan Jesienina, Francuzka Marina Vlady Wysockiego, spóźnione i bezpłodne próby obu poetów zatrzymania się, przystopowania. Co prawda, w nowym wcieleniu starszemu bardowi – powtarza się nawet czternastoletnia różnica wieku – sądzone było przeżyć młodszego i poświęcić jego pamięci dwie piosenki.

Błok i Okudżawa byli żywymi dowodami niebiańskiej harmonii. Przekazywali nam dźwięki tej harmonii, nie psując jej i nie skażając własnymi osobowościami, autorskim stosunkiem do treści tego przekazu. Oczywiście odbiornik łowi nie tylko falę, lecz także „szum”, i tego szumu sporo jest zarówno u Błoka, jak i u Okudżawy, wczesnych i późnych. Niekiedy zdarzają się im ewidentne bzdury, wszelka dyżurna, narzucona „urzędowa” radość życia. Wtedy Okudżawa pisze coś w rodzaju swoich wierszy z okresu Kaługi, przy czym pisze szczerze, gdyż w tym czasie rzeczywiście tak myśli. Obaj piszą dużo, chociaż Okudżawa, w odróżnieniu od Błoka, miewał okresy poetyckiego milczenia. U Błoka zaczęły się one, kiedy skończył trzydzieści pięć lat. Co prawda, życie nie było dla niego zbyt surowe – nękało duszę, ale nie ruszało najbliższych. Do obu pasują słowa Majakowskiego o Błoku: „U mnie na dziesięć wierszy pięć jest dobrych, u niego dwa. Ale takich jak te dwa napisać nie umiem”. Słabe lub niedopracowane wiersze zdarzają się w wyborze poezji Okudżawy, lecz na ich tle arcydzieła błyszczą jeszcze jaśniej.

Po Dwunastu wielu ludzi przestało podawać Błokowi rękę. Po „Liście czterdziestu dwóch” i wywiadzie, jakiego Okudżawa udzielił Andriejowi Kryłowowi – rozumianym niekiedy jako pochwałę użycia siły – na występie w Mińsku zorganizowano poecie prawdziwy bojkot, a znakomity artysta, Władimir Gostiuchin, człowiek o poglądach umiarkowanie patriotycznych, publicznie połamał i podeptał jego płytę. Błok po feralnym i nieuniknionym dla siebie kroku został wciągnięty do prac Literatury Świata, komisji, która selekcjonowała arcydzieła światowej kultury, tłumaczyła je na nowo i opatrywała komentarzami pod kątem nowej rzeczywistości rosyjskiej. Sumiennie chodził na posiedzenia komisji, otwarcie nudził się na nich, pisywał żartobliwe wierszyki do albumu Czukowskiego albo po prostu na kartkach papieru. Okudżawa od 1991 roku wchodził w skład Komisji ds. Ułaskawień przy prezydencie Rosji; jej wpływ na władzę był mniej więcej taki sam jak komisji Literatury Świata na politykę kulturalną bolszewików, chociaż kilku niewinnych ludzi komisji pod kierownictwem Anatolija Pristawkina udało się jednak uratować. Okudżawa też nudził się na tych zebraniach i zabijał czas pisaniem żartobliwych liścików do kolegów.

Zaśpiewał kiedyś proroczo: „A ja i tak polegnę tu, na tej jedynej, tej domowej…”. Duszban chyba właściwie zinterpretował te słowa: „Czy nie znaczy to, że każda wojna, wojna w ogóle, jest domowa, a więc taka, na której zabijają i są zabijani zwykli obywatele, uczniacy i dyletanci wojenni, a nie jacyś specjalni ludzie wojny?”. Można jednak spojrzeć na to szerzej: czy nie znaczy to, że jakakolwiek wojna w Rosji jest właśnie domowa, gdyż prowadzi do zaostrzenia jednego i tego samego, nierozwiązywalnego konfliktu umownych białych i umownych czerwonych, których wizje kraju są tak różne, że nigdy się nie pokryją? Czy nie znaczy to, że każda wojna w tym kraju to tylko wstęp do samozagłady? I że każda śmierć w Rosji to śmierć na wojnie domowej?

W 1993 roku Okudżawa pierwszy i jedyny raz w życiu stanął po stronie państwa – on, który powiedział: „Władza to administracja, a nie świętość”. Po czterech latach poległ na tej wojnie domowej, kiedy wyruszył na tournée po Europie i zaraził się grypą od Lwa Kopielewa, który przeżył go o dwa tygodnie. Miał dopiero 73 lata – nie tak wiele według dzisiejszych kryteriów; dużo chorował, ale był jeszcze krzepkim człowiekiem. Jego siły nadwątliła śmierć starszego syna, który zmarł w wieku czterdziestu trzech lat w styczniu 1997 roku, ale załamanie czuło się już od października dziewięćdziesiątego trzeciego – trudno tu o pomyłkę. Co prawda, w przeciwieństwie do Błoka Okudżawa nadal pisał wiersze. Jednak te wiersze, pisane od 1993 do 1996 roku, nie podobały mu się. Przyczyn było wiele: wiek, choroba, poczucie sytuacji bez wyjścia i kompromitacji wszystkich dawniejszych wartości. Dopiero tuż przed śmiercią napisał kilka wstrząsających, tragicznych, proroczych tekstów:

 

Życie niż śmierć jest lepsze – rzecz wiadoma,

Lecz z wiekiem człowiek coraz lepiej wie –

Jeśli umierać, to we własnym domu,

Pola bitewne już nie kuszą mnie.

 

Что жизнь прекрасней смерти – аксиома,

Осознанная с возрастом вдвойне,

Но если умирать – то только дома:

Поля сражений нынче не по мне.

 

To odpowiedź dawnemu przyjacielowi Dawidowi Samojłowowi, nieżyjącemu w tym czasie już od sześciu lat. W jego wczesnym wierszu znalazła się taka strofa: „Żal mi tych, co umierają w domu”. Autor uważał, że lepiej skonać na polu walki, bo to jakoś lżej, łatwiej. Okudżawa już wie, że każdy udział w wojnie to nic dobrego, nawet jeśli kończy się piękną śmiercią. Pięknych śmierci po prostu nie ma. Sprawiedliwe, uzasadnione wojny zapewne bywają, ale w 1996 roku Okudżawa już w to nie wierzył:

 

Już wymiera moje pokolenie,

Już się tłoczy u wyjściowych drzwi,

Może wyczerpało się natchnienie,

Może nie ma już nadziei. Ani krzty.

 

Вымирает мое поколение,

Собралось у дверей проходной.

То ли нету уже вдохновения,

То ли нету надежд. Ни одной.

2Balonik, tłum. A. Osiecka – przyp. tłum.

 

2

Większość rozmówców Okudżawy, podobnie jak wielu rozmówców Błoka, wspominała z nutą zdziwienia, chociaż pełnego szacunku, że tak naprawdę nie mieli o czym rozmawiać ze swoim idolem. Pamiętam, jak koleżanka z roku opowiedziała mi o wizycie Okudżawy w redakcji, w której odbywała praktyki. Przyszedł i z roztargnionym uśmiechem rozmawiał ze wszystkimi przez dziesięć minut. „W ogóle nie mogłam otworzyć ust. Wyobraź sobie, że stoi przed tobą żywy geniusz!”. Drugi kolega, człowiek innego pokolenia i o innej kondycji psychicznej, zażartował: „Co byś powiedział, gdyby nagle stanął przed tobą Lermontow?”. Nawiasem mówiąc, w wierszu Okudżawy Spotkanie – „Na Pirogowce, na przystanku, Lermontow nagle zjawił się” – podmiot liryczny też nie mógł wykrztusić słowa i ograniczył się do tego, że dał się poecie wygadać. Wszystkie repliki są z Lermontowa, a ściślej z Okudżawy. Sam porozmawiałby z człowiekiem poszukującym, niepewnym siebie, przeżywającym kryzys wewnętrzny. „Mój drogi, póki co jeszcze żyjemy, wszystko będzie dobrze”. Coś takiego Okudżawa mawiał czasem do znajomych, z którymi łączyły go dobre relacje.

Nie było z nim o czym rozmawiać, bo wszystko było jasne. Nie miał skłonności do paradoksów, spowiedzi wewnętrznych, głośnych dywagacji, chociaż zapewne w innych okresach życia, zwłaszcza w młodości, wyróżniał się zapalczywością i szczerością. Jurij Nagibin pisze w Dzienniku, że Okudżawa wysechł, zamienił się w strączek, jest zamknięty w sobie i sprawia wrażenie obrażonego na wszystkich. Wątpliwe zresztą, by także w młodości mógł powiedzieć rozmówcy coś więcej niż to, co napisał, cokolwiek oprócz inteligenckich banałów; jego kontakty z ludźmi przypominały rozmowy Błoka z Leonidem Andriejewem. Błok pisał, że przy całej swej duchowej bliskości raczej „nie znaleźlibyśmy dziś wspólnego tematu oprócz komunizmu i dziurawej jezdni na Bulwarze Angielskim”. W istocie rzeczy Okudżawa był jedynie przekaźnikiem nieodpowiadającym za przekazywane treści. Nigdy nie wiedział, dlaczego napisał tak, a nie inaczej, to, a nie tamto; rozmów o technicznej stronie twórczości unikał w ogóle. Oczywiście w kontaktach z bliskimi przyjaciółmi był mądrym, błyskotliwym i szczerym rozmówcą, ale przypadkowi interlokutorzy najczęściej słyszeli od niego, że konie jedzą owies i siano, a Wołga wpada do Morza Kaspijskiego – i nazajutrz uszczęśliwiony rozmówca z namaszczeniem rozgłaszał słowa mistrza na cały świat, czasem upiększając je, a czasem usiłując przekazać intonację. Naturalnie intonacja rzeczywiście bywała cenna, a także leksyka. Okudżawa szczycił się prostym pochodzeniem „z ludu”, doskonale znał slang i obyczaje towarzystwa spod budki z piwem, i choć nie cierpiał wulgaryzmów – władał ostrym i ciętym językiem moskiewskiej ulicy. Słówka wtrącane do jego wystąpień dodawały im szczególnego uroku. Znał też żargon inteligencji z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, jednym słowem, hasłem lub cytatem mógł uczynić aluzję do wielu spraw. Nawiasem mówiąc, także w jego poezji znajdziemy mnóstwo takich aluzji, w których zawiera się sedno przekazu. Patetyczne deklaracje i ogólniki mają z reguły charakter ironiczny i nie wyrażają osobistego stosunku do poruszanej sprawy.

Okudżawa miał wiele cech kaukaskich, góralskich, dumnych, nie pozwalał sobie na najmniejsze poufałości, konsekwentnie utrzymywał dystans, a pewnego razu wygłosił taką definicję człowieka inteligentnego: „Człowiek inteligentny powinien w siebie wątpić, traktować siebie z ironią, namiętnie kochać wiedzę, składać ją na ołtarzu Ojczyzny… i umieć dać w mordę… To właśnie jest inteligent, a nie sowiecka formułka «dyplom-okulary-kapelusz»”. Być może właśnie w tym tkwiła tajemnica jego osobistego – i literackiego – uroku: w absolutnie neutralnym tekście nagle objawia się zjadliwa, ironiczna konstatacja, która pozwala zrozumieć, jak wiele ten człowiek przeszedł i jak precyzyjnie, trzeźwo, beznadziejnie odbiera rzeczywistość. „Czy lew jest królem zwierząt? No cóż, królem jest człowiek, czyli my; wyjdzie, uśmiechnie się i już świat cały przed człowiekiem drży!” Nie bez powodu jedną z jego najbardziej znanych piosenek stała się ta:

 

Mało ludzi prawdziwych zostało!

Nie wierzycie? No cóż, zróbcie test

I policzcie uczciwie i śmiało,

Ilu w waszej dzielnicy ich jest.

 

Bardzo ludzi prawdziwych jest mało.

W skali globu to okruch lub źdźbło…

W Rosji z nich moja mama została,

Tylko co sama może, no co?

 

Настоящих людей так немного!

Все вы врете, что век их настал.

Подсчитайте и честно и строго,

сколько будет на каждый квартал.

 

Настоящих людей очень мало.

На планету – совсем ерунда.

На Россию – одна моя мама,

Tолько что она может одна?

 

I to u Okudżawy, u którego prawie każdy wiersz jest komuś zadedykowany, u którego jest tyle miłości, niekiedy deklaratywnej, i tyle zachwytu, czasami po kaukasku egzaltowanego! Stwierdzenie, że w całym kraju nie ma prawdziwych ludzi z wyjątkiem mamy poety, to najgorsza obraza dla oficjalnej propagandy, stale głoszącej, że żyjemy w szczęśliwym społeczeństwie nowych ludzi, to splunięcie w twarz władzy – pamiętamy, że mama poety odsiedziała osiem lat, a potem spędziła jeszcze pięć na zesłaniu jako „recydywistka”. Wszystkie te konteksty nadają wierszowi szczególny sens; wiersz naprawdę „gra” na tle innych tekstów Okudżawy z końca lat pięćdziesiątych, tekstów ewidentnie optymistycznych, jak książka Wyspy. Skryta między wierszami rozpacz brzmi równie dobitnie jak ostre słowo w rozmowie. Rozmówca i czytelnik Okudżawy był szczęśliwy dlatego, że uczestniczył w grze, wymieniał z innymi hasła i rozmawiano z nim jak z wtajemniczonym.

Najważniejsza cecha poetyki i osobowości Okudżawy to właśnie owo nastawienie się na odbiorcę „swojego”, rozumiejącego, takiego, z którym można rozmawiać, nie wdając się w szczegóły. Szczegóły te pozostają zresztą nieuchwytne. Większość ich w ogóle nie jest sformułowana. Wyjaśnia to fakt, że współczesny czytelnik ma trudności ze zrozumieniem Okudżawy, podobnie jak Błoka, Żukowski zaś już prawie zupełnie wypadł z powszechnego obiegu. Błok zauważył, i zdążył odnotować to w dzienniku, że sam nie rozumie swoich wcześniejszych wierszy. Przyczyna tkwi zapewne w tym, że nie były to wiersze w potocznym tego słowa znaczeniu, lecz zanotowane na gorąco sygnały, które poeta otrzymuje i nie zawsze stara się rozszyfrować. Dziś Okudżawa znany jest jako ikona i pomnik na Arbacie – pierwszy rosyjski poeta z gitarą – ale nie pomaga to w odkryciu go jako poety i człowieka, wręcz przeciwnie, zaciemnia obraz. Podobnie już w latach dwudziestych wiele osób nie rozumiało, dlaczego rosyjska młodzież tak zachwycała się wierszami Błoka. Co w nim było takiego, że Cwietajewa, która w kręgach literackich nigdy nie bała się nikogo, nie miała odwagi podejść do niego i przekazała wiersze przez córkę; że dzieci Czukowskiego, na których oczach rodziły się setki autorytetów literackich i powstawało niemal całe rosyjskie dziennikarstwo, uznawały każde słowo Błoka za świętość? Niemniej wszystko wyglądało właśnie tak: Błoka i Okudżawę uznawano za świętych, nikt nawet nie próbował z nimi rywalizować – nie pod względem popularności czy powszechnego uwielbienia, ale właśnie pod kątem tak znakomitej reputacji. Dokonania i opinie poetów nie podlegały żadnej dyskusji. Szanowali ich nawet wrogowie. Tym bardziej bolesny i dramatyczny był upadek tych autorytetów w 1918 i 1993 roku. Ale i wtedy ich postępowanie odbierano jako tragedię ludzi wielkich: to nie błąd, lecz trudna i nieuchronna decyzja. Logika losu zrobiła swoje. Nie można było inaczej. Pod względem sławy mogli rywalizować Siewierianin i Majakowski, Jewtuszenko i Wozniesienski. Nikt jednak nie rozpatrywał ich w kategorii konkurencji dla Błoka i Okudżawy. Rozumieli to wszyscy współcześni im poeci; i choć z ręką na sercu wielu czytelników uważało Wozniesienskiego za lepszego od Okudżawy pod kątem maestrii, nie o mistrzostwo chodziło. Nie za to kochano Okudżawę i Błoka. Mówiono o ich szlachetności, czystości moralnej, ale to też ogólniki. Chodziło o to, że przez tych ludzi bezpośrednio, otwarcie spływała muzyka niebios.

Abstrahując od reszty, oznaczało to również, że tak doskonali pośrednicy nie mogą mieć żadnej własnej osobowości. Co wiemy o osobowości Błoka? Że kochał rodzinę, boleśnie przeżywał degenerację szlachty i z radością witał wokół siebie wszystko, co było reakcją na jej upadek? Że w młodości lubił czytać i cytować Koźmę Prutkowa? Że w pierwszych latach małżeństwa nie sypiał z żoną? Błok żył przynajmniej w ciekawych czasach – o Okudżawie wiemy jeszcze mniej. Walczył, uczył w szkole, współpracował z gazetami, od trzydziestego roku życia śpiewał swoje wiersze, ożenił się, rozwiódł, znów się ożenił, wstąpił do KPZR, nie podpisywał „prorobociarskich” i potępiających listów, podpisywał listy w obronie, nie był dysydentem, lubił mocną herbatę. To za mało, żeby stać się świętością, zresztą nie znalazłoby się w jego osobowości niczego niezwykłego, nadprzyrodzonego. W literaturze rosyjskiej pełno jest o wiele bardziej fascynujących postaci. Wyjątkowość Okudżawy – jego talentu, jego osobowości – polegała na tym, że stało za nim coś znacznie większego, niż mógł to wyrazić; jego zdolność przechwytywania tego czegoś wielokrotnie przewyższała możliwości ujęcia go w słowa.

Rozumiał więcej, niż mógł wypowiedzieć. Niekiedy zdawało się, że wcale nie jest mądry, i jest w tym jakaś logika: rozum tylko mu przeszkadzał. Rozum oszukuje. Można powiedzieć, że przekaźnikowi czy tłumaczowi żadne cechy indywidualne nie są potrzebne. Byłaby to wręcz zniewaga. Aby zachować zdolność odbierania niebiańskich dźwięków, trzeba zachowywać czystość – nie ulegać pokusom epoki, nie dokonywać niemoralnych postępków lub przynajmniej powstrzymywać się od nich, bardziej ufać przeznaczeniu, niż słuchać rad otoczenia lub ulegać żądaniom władzy. Potrzebne są też męstwo i konsekwencja, po prostu po to, żeby nie zgubić usłyszanego dźwięku i dotrzymać mu wierności. „Zbliża się dźwięk. I, posłuszna jego wezwaniu, zamiera dusza”, pisał Błok. Okudżawa rozwinął ten wątek:

 

Najlepszą na świecie piosenkę

Usłyszę i spotkam się z nią,

Bo już poruszyła się we mnie,

Już pierwszy takt słychać i ton,

Przez czas, który jeszcze mi dano,

Przez śmiech nasz tak krótki i płacz,

Z daleka melodię nieznaną

Zaczyna nieznany ktoś grać.

 

Наверное, самую лучшую

На этой земной стороне –

Хожу я и песенку слушаю.

Она шевельнулась во мне.

Сквозь время, что мною не пройдено,

Сквозь смех наш короткий и плач,

Я слышу – выводит мелодию

Какой-то грядущий трубач.

 

Potrzebna jest wielka siła moralna, żeby pozostać posłusznym tylko temu dźwiękowi.

Analizując teksty Okudżawy i Błoka, często stajemy w ślepym zaułku właśnie dlatego, że badamy nie efekty ubogiego ludzkiego wierszopisarstwa, lecz sygnały z innych sfer – niejasne, nie zawsze zrozumiałe, pełne aluzji i ogólników. Aleksander Żołkowski, który analizował wiersze i piosenki Okudżawy ściśle formalnymi metodami badawczymi, szukając niezmienników i motywów przewodnich, znalazł jedynie zestaw standardowych wątków romansu miejskiego. Wszystko jest o niczym. Co prawda, w twórczości Błoka można dostrzec wyraźne gradacje między pierwszą, drugą i trzecią jego książką – tak przekazuje odbiornik; do dwudziestego piątego roku życia Błok był nastawiony na jedne dźwięki, od dwudziestego piątego do trzydziestego szóstego na inne. „Dusza tuła się po Rosji dwudziestego wieku”, pisał Błok w cyklu esejów Ni jawa, ni sen. W tej tułaczce słyszy różne dźwięki. Okudżawa z okresu swoich najlepszych tomików – Wesołego dobosza i Wysp – słyszał więcej i mógł interpretować mniej niż Okudżawa Marca wielkodusznego. W latach siedemdziesiątych zarzucił pisanie wierszy, wrócił do nich i do piosenek w latach osiemdziesiątych, ale już nie tak jak dawniej. Wystarczy porównać Najważniejszą piosenkę z jej późniejszym, ironicznie skontrastowanym remakiem:

 

Krótka jest jak życie piosnka ta,

Skądś przypadkiem echo ją przyniosło:

Wzruszające słowa w sobie ma

I melodię prawie że podniosłą.

 

Песенка короткая, как жизнь сама,

Где-то в дороге услышанная.

У нее пронзительные слова,

А мелодия почти что возвышенная.

 

Porównajmy ją z „muzyką jasną” i „ściśle składającymi się słowami”. Może w sferach niebiańskich też następują przemiany – nie zawsze na lepsze – a może słuch poety zaczął wychwytywać inną falę. Uchowało się jedno: mężna gotowość do przekazania tego, co się usłyszało. Kiedy dźwięki się urwały, skończyło się życie.

Istnieje jeszcze jedna zasadnicza różnica między poetyckimi strategiami Błoka i Okudżawy. Jest prawdopodobnie związana z tym, że w każdym nowym wcieleniu dusza pojawia się bogatsza o jakąś wiedzę. Jeśli komuś nadal nie odpowiada ta mistyczna terminologia, ujmiemy rzecz inaczej: przy każdej nowej inscenizacji spektaklu historycznego aktorzy rozwijają swój warsztat, wzbogacając i komplikując role. Okudżawa różni się od Błoka chociażby tym, że opanował nowy sposób gry na tej scenie, spełnił swoje dawne marzenie – nauczył się pisać prozę.

Błok kilkakrotnie próbował swoich sił w epice, najpoważniejszą próbą był Odwet. Poemat nie został ukończony. Okudżawa napisał własny „Odwet” – powieść Zamknięty teatr, książkę o swoim dzieciństwie i domu, o korzeniach – i też nie doprowadził pomysłu do końca.

Błok zostawił kilka szkiców dalszego ciągu Odwetu i autobiograficzną powieść Spowiedź poganina (również niedokończoną). Okudżawa napisał kilka autobiograficznych opowiadań, choć odległych od stylu Zamkniętego teatru (prozy poetyckiej, stylizowanej na staroświecką, pełnej szczegółów). Wojnie poświęcone są powieści Bądź zdrów, uczniaku!3 i Wędrówki sekretnego baptysty; o spotkaniu z matką w Tbilisi znakomite opowiadanie Dziewczyna moich marzeń; o latach w Kałudze powieść Nowiutki jak spod igły; o Moskwie i początkach sławy literackiej kilka krótkich ironicznych opowieści. Kanwa życia zostaje naprawiona, ale przepadł jeden z jej najważniejszych elementów: utrata ojca jest wydarzeniem tak samo symbolicznym zarówno dla Błoka, jak i dla Okudżawy. Oznacza koniec domowego miru i mitu.

Ten sam temat był wątkiem przewodnim w twórczości Okudżawy. Nie mógłby, co prawda, powiedzieć o swoim bohaterze słowami Błoka: „Czuła opieka wielu kobiet przed błotem świata strzegła go”, ale jego dzieciństwo było wręcz idylliczne, świat szkoły w Niżnym Tagile czy podwórka na Arbacie to dla poety taki sam raj jak Szachmatowo dla Błoka (a w konsekwencji, tak się złożyło, wychowywały go głównie kobiety – babcia i ciotka Sylwia; inna sprawa, że beztroskiej młodości już nie mogły mu zapewnić). Nie bez powodu pisał o „raju zamaskowanym jako podwórko”. Obraz raju utraconego to motyw przewodni prozy Okudżawy; bezustannie podejmowane są próby powrotu do niego, ale kończą się niepowodzeniem. Jest w tym swoista logika: i Błok, i Okudżawa wciąż słyszą głosy stamtąd, z miejsc, w których dusza przebywała przed narodzinami, i dlatego cała ich twórczość to pieśń o utraconym raju. Biografia ze wstrętną usłużnością podsuwa ten wariant w jego prostackim, tragicznie realnym kształcie – całe życie pośrednika staje się nieustannym wygnaniem z miejsc, w których jest mu dobrze. Okudżawa traci swój Arbat, Błok swoje Szachmatowo. To nie przypadek, że głównym tematem późnego Okudżawy znów staje się pożegnanie z Arbatem, utraconym dwukrotnie. Najpierw przestaje on być zaczarowaną krainą dzieciństwa, zamienia się w zwyczajną moskiewską ulicę, na którą nie ma powrotu, a później zostaje przebudowany, i co najdziwniejsze, w tym samym momencie, w którym ponoć nadciąga wyczekiwana, upragniona rewolucja. Rekonstrukcja Arbatu to rok 1983, rok poprzedzający początek pieriestrojki, zwiastun nowych czasów, przemiana ulicy w duchu zachodnim jako turystycznej wizytówki miasta. Podobnie Szachmatowo przestało być dla Błoka wyspą szczęśliwości, dziecięcej radości i pierwszych młodzieńczych uniesień miłosnych, pozostawało jednak możliwością, czarodziejską krainą, do której można było uciec od wszystkich i wszystkiego. Ale niebawem bibliotekę spalono, dom zrujnowano, i w ostatnich szkicach Błok opłakuje Szachmatowo tak samo jak Okudżawa swój Arbat: „W gąszcz lip i bzów mego balkonu brzęczące się otwarły drzwi, wprost w jasny błękit nieboskłonu, w lenistwo okolicznych wsi”.

Każde wygnanie z raju w tych biografiach następuje dwukrotnie. Najpierw dorastasz (ale w głębi duszy wciąż pulsuje nadzieja, że raj się nie zmienia, że wciąż jest tam, gdzie był), a potem z tego raju dosłownie nie zostaje nawet kamień na kamieniu i na tym ostatnim kamieniu piszesz: „Gdy zniknie, umrę też i ja” (Napis na kamieniu, 1982). Uczucie to było zbieżne z refleksjami ludzi, których z gnijącego, ale wciąż przytulnego imperium wyrzucono na lodowate powietrze wolności. Chyba najbardziej popularną piosenką Okudżawy w drugiej połowie lat osiemdziesiątych stał się Płacz po Arbacie. Idealnie oddawała odczucia wszystkich Rosjan, którzy nagle poczuli się emigrantami we własnym kraju. Wyrażała też nastroje inteligencji, niespodziewanie tak samo niepotrzebnej jak w 1920 roku:

 

Z Arbatu mnie wygnano, już obcy, a nie swój,

I pod adresem nowym dogasa talent mój,

Dokoła obce twarze i atmosfera zła –

Choć sauna niedaleko, lecz fauna już nie ta…

Z Arbatu mnie wygnano, ja wiem, jak pech, to pech,

Mój płacz wśród okupantów wzbudza jedynie śmiech,

Wygnano mnie z Arbatu i przeszłość wzięła w łeb,

I gorzki jest mój słodki, emigracyjny chleb.

Chodniki takie same, lecz się zmieniło coś,

Dziś słowa tu niegrzeczne, w rozmowach słychać złość,

Podobne są jesienie i gęste barwy zim,

Mój sklep? Dziś okupanci zakupy robią w nim…

 

Я выселен с Арбата, арбатский эмигрант.

В Безбожном переулке хиреет мой талант,

Вокруг чужие лица, враждебные места…

Хоть сауна напротив, да фауна не та.

Я выселен с Арбата и прошлого лишен,

и лик мой оккупантам не страшен, а смешон.

Я выдворен, затерян среди чужих судеб,

И горек мне мой сладкий, мой эмигрантский хлеб.

Там те же тротуары, деревья и дворы,

но речи не сердечны и холодны пиры.

Там так же полыхают густые краски зим,

но ходят оккупанты в мой зоомагазин.

 

Temat emigracji, raju utraconego, przepadłego domu i obcego świata stał się wiodącym motywem twórczości Błoka. Był to temat zbyt tragiczny, by otwarcie wyrażać go w wierszach, dlatego też pojawia się w nich jako aluzja bądź przemilczenie. Błok w ogóle nie pisał o Szachmatowie, najwyżej mimochodem – „Stary dom patrzy znów w moje serce…”. Przeszłość minęła, po co się roztkliwiać? „Tak. Gińcie. Ile w was jest sensu?”. Zapewne nie spodobałaby mu się budowla na miejscu dawnego domu, wzniesiona w latach osiemdziesiątych (ze zburzonego został tylko kamień, upamiętniający istnienie jednego narożnika). Okudżawa nie tylko opłakał swój Arbat w wierszach i piosenkach, ale też całą swoją prozę poświęcił tematowi ucieczki, wygnania i okupantów. Traktują o tym Wędrówki dyletantów, w których bohaterowie uciekają do Gruzji jak do utraconego raju (w istocie rzeczy ucieka sam autor), a także Spotkanie z Bonapartem, w którym na ojczystą ziemię wkraczają okupanci, więc bohaterowie muszą wybierać rozmaite strategie walki lub koegzystencji z nimi. Dwie najważniejsze powieści Okudżawy dotyczą emigracji i okupacji, trzecia, Zamknięty teatr, jest o niebiańskiej Ojczyźnie.

Dlaczego Okudżawa zdecydował się przejść na prozę – i to akurat w tym wieku, w jakim zmarł Błok? Prozy próbował już wcześniej. Jeszcze pożyjesz… opublikował w 1961 roku, ale dopiero jako czterdziestolatek zabrał się do pisania prozy historycznej – Nieszczęsnego Awrosimowa, od którego zaczęła się jego saga na temat XIX wieku; cykl, który sam nazywał „fantazjami historycznymi”. Zapewne był to sposób ratowania samego siebie, sposób zachowania duszy i możliwości twórczych w okresie, kiedy „dźwięki ustały”. Gdyby Błok miał dar snucia historycznych fantazji na temat życia szlachty w dworach, być może odnalazłby się twórczo w świecie, w którym zabrakło dźwięków. Ale nie zdążył znaleźć takiego wyjścia i, podobnie jak Okudżawa, zgodnie z najlepszymi tradycjami literatury rosyjskiej, zaczął uprawiać twórczość na wielu polach. Jego proza zachowuje echa niebiańskich dźwięków, jest jednak bardziej zasługą autora niż darem niebios. Te dzieła stworzył już samodzielnie, wiele czytając, przesiadując w archiwach i przetwarzając w literaturę własne tragiczne doświadczenia, życie w obcym, radykalnie zmienionym świecie. Głównym motywem jego utworów jest ucieczka. Pomówimy o nich dokładniej, bo jeśli konkretny człowiek Bułat Szałwowicz Okudżawa może być uważany za pełnoprawnego autora pewnej części swego dziedzictwa, to tym dziedzictwem jest właśnie proza. Reszta twórczości została nie tyle przez niego napisana, ile podyktowana.

3 W Polsce znaną pod tytułem Jeszcze pożyjesz…, w tłumaczeniu Z. Fedeckiego – przyp. tłum.

3

Biografowie Okudżawy – a jest ich sporo i będzie jeszcze więcej – muszą rozstrzygać niełatwe problemy. Syn wrogów ludu, który w pierwszych dziesięcioleciach świadomego życia musiał ukrywać wiele spraw, przemilczać je, nie dopowiadać do końca i niezwykle ostrożnie odpowiadać na pytania, trzymał się tej strategii także później. To, dlaczego odpowiedzi Okudżawy na pytania w wywiadach są z reguły bardzo skąpe, a autobiograficzne opowieści podsuwają czytelnikowi raczej mity niż prawdziwe przygody autora, wyjaśnił narrator Dziewczyny moich marzeń, ale jak zwykle nie wprost, tylko alegorycznie.

– Kiedy człowiek nie chce mówić za dużo, mówi powoli i długo. Myśli, rozumiesz?

– Czy ona boi się, że niepotrzebnie mi coś powie? – spytałem.

– Nie tobie, nie tobie. Ciebie tam nie było, tam pytali inni, po co, dlaczego, rozumiesz?

Okudżawa przez całe życie odpowiadał jak człowiek, którego „inni pytali”. Pytali przy podejmowaniu pracy, przy wezwaniach na bezpiekę (a było ich dużo, poetę stale nadzorowano), przy wydawaniu wierszy, przy zawieraniu znajomości w szkole i w gazecie. Nawet we względnie stabilnych latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, kiedy, według jego słów, „wszystko znalazło się na swoim miejscu i ambicje były już nie te”, całą swoją postawą i zachowaniem nadal pokazywał na własnym przykładzie, co dzieje się z człowiekiem zbyt długo zmuszanym do odpowiadania na pytania „innych”.

Jego skrytość miała też inne przyczyny. Każdy poeta romantyczny – a Okudżawa pozostawał poetą romantycznym do końca, mimo że ironizował na ten temat – tworzy własny mit. Dlatego trudno jest wierzyć jego autobiograficznym wynurzeniom – w różnych latach przedstawiał różne wersje, skąpo dawkował szczerość, z łatwością improwizował w kwestii swojego życiorysu. To nic osobliwego: w czasach radzieckich przodował pod względem liczby wywiadów, występów i spotkań ze słuchaczami, odmawiał zaś rzadko z powodu wrodzonej delikatności.

O Okudżawę, jak o każdego wielkiego pisarza, kruszy się kopie, walczy o niego, biografowie często odnoszą się do siebie z zawiścią. Nie ma w tym żadnego paradoksu. Nawoływania autora „weźmy się za ręce, przyjaciele!”, jedni uważają za wezwanie adresowane właśnie do nich, a drudzy rozumieją je niewłaściwie. Nie istnieje liryka adresowana do tłumów. Każdy przeżywał Okudżawę sam, indywidualnie, traktował go jako kogoś najbliższego, a to najważniejsza cecha prawdziwego poety. Nie dziwi więc, że własna wersja jego losów i światopoglądu wydaje się jedyną słuszną i wierną.

W 1976 roku wszedł na ekrany film Dinary Asanowej Klucz bez prawa przekazania, dramat z życia szkoły, w którym Okudżawa wystąpił w scenie święta poezji na Mojce. Tam, przed ostatnim mieszkaniem Puszkina, czyta swój wiersz z 1973 roku Farciarz Puszkin:

Aleksander Siergijewicz dobrze ma!

Dobrze ma teraz!

Młyn miele, dużo mąki da,

Ból nie doskwiera.

Ma babę, chatę, ciepły kąt

I spokój błogi,

A do jarmarku, jak mawiał, stąd

Pięć minut drogi.

Zawód miał, można rzec, prima sort,

I ostre pióro,

Do tego mądry był jak czort,

Tacy są górą!

Mieszkał w Odessie, to tam, to tu,

Karetą jeździł,

Pieniądze pożyczali mu

Do samej śmierci.

Wśród żandarmów ogromne też

Zyskał uznanie –

Każdy jego powieść czy wiersz,

Wkuwał na pamięć.

Sam car wielce łaskaw był dlań,

Zapraszał przeto,

By zamienić choć kilka zdań

Z takim poetą.

Pięknych kobiet miał coś ze sto,

W chuci się nurzał,

Zabił go też nie byle kto –

Przystojny huzar.

Umiał przelać na papier jamb,

Siedząc ze świeczką,

Miał więc za co umierać tam,

Nad Czarną Rzeczką.

Александру Сергеичу хорошо!

Ему прекрасно!

Гудит мельничное колесо,

Боль угасла,

Баба щурится из избы,

В небе – жаворонки,

Только десять минут езды

до ближней ярмарки.

У него ремесло первый сорт

И перо остро.

Он губаст и учен как черт,

И все ему просто:

Жил в Одессе, бывал в Крыму,

Ездил в карете,

Деньги в долг давали ему

До самой смерти.

Очень вежливы и тихи,

Делами замученные,

Жандармы его стихи

На память заучивали!

Даже царь приглашал его в дом,

Желая при этом

Потрепаться о том о сем

С таким поэтом.

Он красивых женщин любил

Любовью не чинной,

И даже убит он был

Красивым мужчиной.

Он умел бумагу марать

Под треск свечки!

Ему было за что умирать

У Черной Речки.

Wiersz ten odbierany był albo jako polemika z tragicznymi wyobrażeniami o Puszkinie, który „pojedyncze porażki wśród nieustannych sukcesów” rekompensował sobie radością twórczości, albo jako wariacja na temat schematów w interpretacji biografii poety, albo też jako groteska – Puszkin, ten miał szczęście ze wszystkim: z żandarmami, z osobistą „opieką” cara, wreszcie ze efektownie męczeńską śmiercią – nikt jednak, jak się wydaje, nie zwracał uwagi na to, że wiersz jest gorzką skargą na własny poetycki los. Słowo „zawiść” obce jest charakterowi i osobowości Okudżawy, ale w tym wypadku wyraźnie porównuje los Puszkina z tym, co przypadło w udziale poetom rosyjskim po ponad stu latach. „Szczęśliwiec! Farciarz!” – mówimy o kimś, komu zazdrościmy; o kimś, czyje radości i nawet niedole układają się harmonijnie i dlatego inspirują do twórczości, są przetwarzane w dzieła. Los Puszkina jako poety rzeczywiście był idealny. Okudżawę i jego rówieśników czekało coś zupełnie innego. Poniżej będziemy mówili o „poetyce przemilczania” jako podstawowej zasadzie twórczej Okudżawy. Ta autocenzura, oszczędność słów, wieczne pilnowanie się także i tym razem każą opuścić część porównania, zapędzić ją do podtekstu, zastąpić niedopowiedzeniem, chociaż po każdej zwrotce słychać wyraźnie „a my to…!”. Faktycznie szczęście – żandarmi w czasach Puszkina byli uprzejmi i cisi, służba w żandarmerii nie przeszkadzała im rozumieć, z kim mają do czynienia. Mikołaj I rzeczywiście od czasu do czasu udzielał poecie audiencji i słuchał go: „zabił go też nie byle kto – przystojny huzar”, a więc nawet śmierć miała romantyczną otoczkę, stała się pięknym uwieńczeniem pięknego życia. Co więcej, miał za co umierać – honor był żywym pojęciem dla Puszkina i jego współczesnych – a za co mamy umierać my, w świecie pojęć beznadziejnie skompromitowanych, czczych obietnic, zniszczonych wartości? Czy zostało nam jeszcze cokolwiek, za co warto umierać? Czyż poeta nie został poniżony absolutnie we wszystkim, nawet w sprzeciwie wobec władzy, który to sprzeciw z pięknego, wręcz eleganckiego pojedynku równych sobie rywali, jak to bywało za czasów Puszkina, zamienił się w bezsilną walkę z tępym potworem? W latach siedemdziesiątych, w czasach „psychuszek”, szpitali psychiatrycznych, w których zamykano przeciwników władzy, w czasach rewizji i niczym już niemaskowanego żandarmskiego chamstwa, literaturą zarządzali ludzie brzydcy i było to szczególnie poniżające.

Jeśli prześledzimy los Okudżawy i porównamy go z kanoniczną biografią poety romantycznego, ujrzymy naprawdę tragiczne widowisko. Mało kogo prześladowały nieszczęścia tak upokarzające, nieestetyczne, niepoetyckie. Był synem funkcjonariuszy aparatu partyjnego, fanatycznie oddanym swojej pracy i poświęcającym synowi bardzo mało czasu. Okudżawa, podobnie jak Puszkin, miał ukochaną nianię, rosyjską chłopkę, ale matka wypędziła ją na wieść, że niania zaprowadziła małego Bułata do niezburzonej jeszcze cerkwi Chrystusa Zbawiciela. Po aresztowaniu ojca Okudżawa zamieszkał u babci w Moskwie (cały jego mit Arbatu to właśnie te trzy lata, później już nigdy tam nie mieszkał), a po aresztowaniu matki, od 1940 roku w Tbilisi, u ciotki Sylwii. W 1942 roku jako osiemnastolatek zgłosił się na ochotnika do wojska, doświadczył całego wojskowego chaosu pierwszych lat wojny, ćwiczył musztrę, ale niemal w ogóle nie zaznał frontowej solidarności i wolności – tej szczypty swobody, którą weterani tęsknie wspominają do dziś. Wojna odwróciła się do niego najbardziej smętną i absurdalną stroną. Podczas swego krótkiego pobytu na pierwszej linii zdążył dostać równie absurdalny postrzał w nogę z samolotu zwiadowczego, który leniwie ostrzeliwał pozycje moździerzy. Poleżał w szpitalu i jeszcze przez dwa lata snuł się na tyłach, przenoszony z jednej jednostki do drugiej. Od 1945 roku studiował na Uniwersytecie w Tbilisi, gdzie znalazł nową rodzinę w kółku studentów o podobnych poglądach Słomiana Lampa, ale członkowie kółka zostali aresztowani i zesłani do łagrów, a sam Okudżawa musiał jak najszybciej wyjechać do Moskwy i przez trzy miesiące przeczekiwać falę represji. W 1951 roku poprosił o przydział pracy do Rosji Środkowej, za którą stale tęsknił w Gruzji, i trafił do wsi Szamordino, gdzie cierpiał straszliwą biedę bez żadnego dobytku, gnieżdżąc się z młodą żoną w pełnej przeciągów celi klasztornej. W 1953 roku przeniósł się do Kaługi. Przez pewien czas uczył tam w szkole dla młodzieży robotniczej, samotny w gronie kolegów z pracy, wśród których nie znajdował nikogo do rozmowy; nadal ciążyło na nim piętno „syna wroga ludu”.

Od 1954 do 1962 roku Okudżawa pracował w prasie – początkowo w Kałudze, później w Moskwie, doświadczając wszystkich uroków codziennej pracy dziennikarskiej, pisując do wydań „duńskie” wiersze i regularnie zbierając cięgi za artykuły, nawet najbardziej niewinne z punktu widzenia „odwilży”; na prowincji naciski były jawniejsze niż w stolicy. W 1954 roku wróciła z zesłania jego matka, została zrehabilitowana, zatrudniono ją w Komisji Kontroli Partyjnej i przydzielono dwupokojowe mieszkanie w Moskwie. Okudżawa mógł się do niej przeprowadzić i podjąć pracę najpierw w wydawnictwie Młoda Gwardia, a później w „Gazecie Literackiej”. W roku 1964 rozwiódł się z pierwszą żoną, Galiną Smoljaninową, która dokładnie rok później, w rocznicę rozwodu, zmarła na niewydolność serca. Miała tylko 39 lat, jej śmierć ciążyła Okudżawie na sumieniu do końca życia, zmąciła radość nowego związku (od 1962 roku poeta prawie stale mieszkał w Leningradzie u młodej piękności Olgi Arcimowicz, którą poślubił wkrótce po swoim rozwodzie).

Równocześnie z półlegalną ogromną sławą, jaką na początku lat pięćdziesiątych przyniosły Okudżawie jego piosenki, rozpoczęła się nagonka w prasie, w różnych formach trwająca aż do jego śmierci. Fala jawnych paszkwili wezbrała w 1961 roku po opublikowaniu w almanachu „Tarusskie Stronice” autobiograficznej powieści z lat wojny Bądź zdrów, uczniaku! Okudżawie nie szczędzono stempli niczym w jego Balladzie o głupcach – tym razem „syn wroga ludu” został pacyfistą i abstrakcyjnym humanistą. Po kilku upokarzających „rozmowach wychowawczych” podstawowa organizacja Związku Pisarzy wyrzuciła go z partii, ale Presnieński Komitet Dzielnicowy ograniczył się do surowej nagany w obawie przed skandalem międzynarodowym. Własne mieszkanie poeta dostał dopiero w wieku 42 lat, względną stabilizację finansową osiągnął jeszcze później. Jego singiel z czterema piosenkami został wydany w ZSRR później niż duże albumy w Paryżu i Warszawie. Po przejściu na prozę każda nowa powieść Okudżawy spotykała się z ostrzałem krytyki, przeważnie ze strony „fundamentalistów”, ale nie tylko: fani poety, miłośnicy jego wierszy i piosenek, reagowali na prozę z zadziwiającą głuchotą estetyczną. O ostatniej nagonce z lat 1993–1994 już wspominaliśmy. W 1991 roku Okudżawa przeszedł w Stanach Zjednoczonych skomplikowaną operację serca, pieniądze na zabieg trzeba było zbierać po kopiejce. Od początku lat dziewięćdziesiątych oprócz niewydolności serca cierpiał na rozedmę płuc, ale jak dawniej wiele podróżował po świecie, bo spotkania z przyjaciółmi były wytchnieniem w przygnębiającej rzeczywistości postsowieckiej. Okudżawa zmarł w paryskim szpitalu, w którym nikt nie rozumiał ani słowa po rosyjsku.

Każda radość w jego życiu, jakby specjalnie, okazywała się zatruta, skompromitowana, oczerniona, każdy sukces przypłacał winą, każdej chwili chwały towarzyszyło oszczerstwo. Okresów niezmąconego szczęścia nie było w ogóle. Znakomity, powszechnie uwielbiany, bezustannie odczuwał ciężar dwuznaczności oficjalnego niby-uznania, a gdy dożył chwili względnego i kruchego dobrobytu w latach osiemdziesiątych, natychmiast znalazł się w ogniu walki politycznej i literackiej. Zdążył nawet wziąć udział w bójce z nowymi bojówkarzami w 1992 roku. Chodzi nie tylko o tragizm jego losu – jak już wspominaliśmy, w literaturze rosyjskiej zdarzały się życiorysy o wiele bardziej tragiczne. Sedno tkwi w fatalnej rozbieżności między biografią a temperamentem, w ordynarnej, topornej realności nieszczęść, które na niego spadały. Najbardziej romantyczny poeta radziecki zadziwiająco regularnie stykał się z bzdurnymi i upokarzającymi nieszczęściami: żołnierz ochotnik, który nie dotarł na front, utopista, który wstąpił do partii na fali „rehabilitacji” i związanych z nią nadziei, wciąż przekonywał się o iluzoryczności wszelkich, pozornie pozytywnych przemian. Także w 1985 roku zapragnął schlebić sobie, uwierzyć i w efekcie zapłacił za to głębokim rozczarowaniem i ostracyzmem społecznym. Jak gdyby sama rzeczywistość, bieg wypadków (wierzący powiedzieliby: sam Bóg), natrudziła się porządnie, żeby stworzyć niepowtarzalny głos Okudżawy, jego cierpką intonację, połączenie anielskiej słodyczy brzmienia z gorzkim uśmieszkiem, przyziemną leksyką. Praca nad tym amalgamatem musiała trwać długo, bo w przeciwnym razie Okudżawa pozostałby jednym z dobrych poetów rosyjskich, jakich wielu było w jego pokoleniu. Udało mu się wyrwać z szeregu dobrych do kategorii wielkich, ale ceny tej przemiany czytelnicy mogą się najwyżej domyślać. Z niezmienną ironią – tym razem wręcz gniewną – opowiedział o tym w Piosence o niespełnionych nadziejach, napisanej do musicalu Słomkowy kapelusz. Powszechnie wiadomo, że najbardziej szczerym jest się nie w liryce osobistej, lecz w utworach pisanych od niechcenia, na zamówienie:

Zapragnął pewien kornet sławy; na wojnie łatwo o nią dość,

Więc na wojennej sławy laury postawił przyszłość swą i los,

Lecz kiedy śpieszno mu już było do armat, szabel, kul i luf,

Czy z nieba to, czy też skądś bliżej dobiegło kilka gorzkich słów:

„Kornecie kochany, wiedz, że sprawa ta dziś ma się tak:

To przykre, ale cóż, niestety, wojny dla ciebie w kraju brak!”.

Zechciał więc kornet się ożenić i wiano zgarnąć jako łup,

Znalazł dziewczynę na prowincji i w cerkwi stawił się na ślub,

Lecz kiedy śpieszno mu już było, by skonsumować związek ów,

Czy z nieba to, czy też skądś bliżej dobiegło kilka gorzkich słów:

„Kornecie kochany, wiedz, że sprawa ta dziś ma się tak:

To przykre, ale cóż, niestety – dziewczyna jest, a wiana brak!”.

I uciekł kornet sprzed ołtarza, mrucząc pod nosem „Niech to szlag”,

Prosto na stację dyliżansów, choć w pędzie mu przeszkadzał frak,

Lecz kiedy śpieszno mu już było, żeby odjechać, wtedy znów

Czy z nieba to, czy też skądś bliżej dobiegło kilka gorzkich słów:

„Kornecie kochany, wiedz, że sprawa ta dziś ma się tak:

To przykre, ale cóż, niestety – w tym dyliżansie miejsca brak!”.

Один корнет задумал славу в один присест добыть в бою,

На эту славу, как на карту, решил поставить жизнь свою.

И вот, когда от нетерпенья уже кружилась голова,

Не то с небес, не то поближе раздались горькие слова:

«Видите ли, мой корнет, очаровательный корнет,

Все дело в том, что, к сожаленью, войны для вас пока что нет!»

Тогда корнет решил жениться и взять в приданое мильон.

Нашел в провинции невесту и под венец помчался он.

И вот, когда от вожделенья уже кружилась голова,

Не то с небес, не то поближе раздались горькие слова:

«Видите ли, мой корнет, очаровательный корнет,

Все дело в том, что за невестой приданого в помине нет!»

Тогда корнет бежать решился из-под венца (какой скандал!),

На остановку дилижансов он в черном фраке прибежал.

Когда ж от близости спасенья уже кружилась голова,

Не то с небес, не то поближе раздались горькие слова:

«Видите ли, мой корнет, очаровательный корнет,

Все дело в том, что в дилижансе свободных мест, представьте, нет!»

Piosenka nie ma w ogóle związku z treścią wodewilu – Okudżawa napisał ją dla siebie i o sobie. Jedna z jego najbardziej znanych piosenek mówi o tej samej niespójności: „Chciał zbawiać świat, nie szczędzić krwi, pójść w ślady bohaterów, ale na nitce wisiał – z papieru był, z papieru…”. Porównajcie to z wyznaniem z Wędrówek sekretnego baptysty: „W dzieciństwie Andriej Szamin marzył, żeby zginąć na barykadzie albo przynajmniej zostać nieustraszonym zwiadowcą. Jednakże w tym czasie barykad już nie było, a zwiadowcy jakoś go nie zapraszali”. Musiał więc cierpieć nieheroicznie. Chociaż, w odróżnieniu od swojego papierowego żołnierzyka, Okudżawa nie poszedł w ogień ot tak, po prostu – zdążył opowiedzieć o sobie.

Jednym z istotnych motywów przewodnich jego liryki jest wrogość papierowego żołnierzyka do ołowianego, swoista podejrzliwość wobec tego ostatniego: „Zwiastun wszystkiego najgorszego, myśli, że cały świat to front, i automatu przeklętego w ogóle nie wypuszcza z rąk”. Żołnierzyk, który w odpowiedzi na każde, nawet najbardziej życzliwe pytanie: „Nie boisz się?”, „Nie boli cię?” wymierza automat w podmiot liryczny, jest nie tylko przeciwstawieniem Okudżawy, lecz także wariantem losu, dziedzicznym przekleństwem (właśnie takimi żołnierzykami byli komunardzi, komisarze w zakurzonych hełmach, z tego gatunku pochodziły komsomolskie boginie w niebieskich koszulkach sportowych).

Tak upłynęło jego życie – między papierowym żołnierzykiem a ołowianym. Zbyt dobrze rozumiał bezsilność pierwszego i bezwzględność drugiego. Mogłoby się wydawać, że ta dychotomia jest łatwa do usunięcia i, zgodnie z ulubionym powiedzonkiem Okudżawy, da się obejść – wystarczy w ogóle nie być żołnierzem i już. Dokąd jednak uciec z tego frontu, skoro wojskowe metafory prześladowały Okudżawę i dopadały go wszędzie? „Buty – dokąd przed nimi uciekniesz, jak?”. Albo, jak pisał w jednym ze swoich ostatnich wierszy: „Czy szeregowca, czy marszałka, wszystkich spotyka ten sam los”.

CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI

PEŁNY SPIS TREŚCI:

OD AUTORA

Prolog. NA TEJ JEDYNEJ, TEJ DOMOWEJ

Część pierwsza. DORIAN

Rozdział pierwszy. KORZENIE

Rozdział drugi. RODZICE

Rozdział trzeci. KATASTROFA

Rozdział czwarty. DWÓR I PODWÓRKO

Rozdział piąty. WOJNA

Część druga. UCZNIAK

WYNIOSŁY CHŁOPAK

Rozdział pierwszy. SZAMORDINO

Rozdział druga. KAŁUGA

Rozdział trzeci. POWRÓT

Rozdział czwarty. MOSKIEWSKA MRÓWKA

Rozdział piąty. NOWA PIEŚŃ LUDOWA

Rozdział szósty. OLA BATRAKOWA I INNE

Rozdział siódmy. CZARNY KOT I CZARNY MESSERSCHMITT

Rozdział ósmy. GŁOS KRWI

Rozdział dziewiąty. CZARODZIEJSKI WALC Z WARIACJAMI

Rozdział dziesiąty. BĄDŹ ZDRÓW, UCZNIAKU!

Część trzecia. OTAR

Rozdział pierwszy. OLGA. LENINGRADZKI PRZEŁOM

Rozdział drugi. MODLITWA

Rozdział trzeci. SPOTKANIE Z POLSKĄ

Rozdział czwarty. FOTOGRAF ŻORA. WCZESNA PROZA

Rozdział piąty. OKUDŻAWA I DYSYDENCI

Rozdział szósty. ŻENIA, ŻENIECZKA I KATIUSZA

Rozdział siódmy. POŻEGNANIE Z NOWOROCZNĄ CHOINKĄ

Rozdział ósmy. NADCHODZĄ STYCZNIE

Rozdział dziewiąty. PIOSENKA O MOZARCIE I ODJAZD

Rozdział dziesiąty. DWORZEC BIAŁORUSKI

Część czwarta. IWAN

Rozdział pierwszy. W OPAŁACH

Rozdział drugi. WĘDRÓWKI DYLETANTÓW

Rozdział trzeci. GWIAZDA ZWODNICZEGO SZCZĘŚCIA

Rozdział czwarty. PORA PRZEDWIECZORNA

Rozdział piąty. SPOTKANIE Z BONAPARTEM

Rozdział szósty. PÓŹNE PIOSENKI

Rozdział siódmy. ZAGRANICA

Rozdział ósmy. ZAMKNIĘTY TEATR

Rozdział dziewiąty. CHRZEST

EPILOG

CHRONOLOGIA ŻYCIA I TWÓRCZOŚCI BUŁATA OKUDŻAWY

PIOSENKI BUŁATA OKUDŻAWY

PROZA BUŁATA OKUDŻAWY

BIBLIOGRAFIA