Henryk Sienkiewicz dandys i celebryta - Iwona Kienzler - ebook + audiobook + książka

Henryk Sienkiewicz dandys i celebryta ebook i audiobook

Kienzler Iwona

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Z pewnością Henryk Sienkiewicz należy do najpoczytniejszych a zarazem najbardziej znanych, i to na całym świecie, pisarzy polskich. Bez przesady można powiedzieć, iż jego dzieła ukształtowały wyobraźnię kilku pokoleń Polaków. Quo vadis, powieść jego autorstwa, zasługująca na miano bestsellera wszech czasów i przełożona na 50 języków, jest jedynym dziełem polskiej literatury znajdującym się w kanonie literatury światowej. Uwielbiany przez rzesze czytelników, uważających go za „krzepiciela serc”, wysoko ceniony przez pisarzy tej miary co Tołstoj czy Mark Twain, a znienawidzony przez wielu polskich kolegów po piórze, nazywających go „pierwszorzędnym autorem drugorzędnym”, był Sienkiewicz człowiekiem niezwykłym. Co więcej, jego życie było równie ciekawe jak książki, które wyszły spod jego pióra.

Chociaż matka wymarzyła dla niego karierę lekarza, on sam postanowił zostać dziennikarzem by ostatecznie zająć się literaturą piękną, zdobyć światową sławę, której ukoronowaniem było przyznanie mu Nagrody Nobla. Podróżował po świecie, pisząc większość swych dzieł w hotelach i pensjonatach, znał i korespondował z wieloma wybitnymi osobistościami swoich czasów, a jego Listy z Ameryki przyniosły mu status ówczesnego celebryty, którym dane mu było cieszyć się do końca swych dni. Uwielbiany przez kobiety ten niewysoki mężczyzna, był aż trzykrotnie żonaty, wszystkie jego żony miały na imię Maria, a dwóm kolejnym Mariom złamał serce…

A jaki był prywatnie? Czy był donżuanem, czy po prostu spragnionym miłości mężczyzną, zmęczonym sławą i uwielbieniem tłumów? W swojej publikacji Iwona Kienzler ukazuje nam autora Trylogii jako zwykłego człowieka zmagającego się z trudami dnia codziennego i brzemieniem wielkiej popularności, jednocześnie dużo miejsca poświęcając kobietom jego życia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 421

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 12 godz. 44 min

Lektor: Katarzyna Tatarak

Oceny
4,3 (40 ocen)
18
17
5
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
aquilla

Nie oderwiesz się od lektury

bardzo ciekawa polecam
10
Dominika198

Całkiem niezła

Przystępnie napisana biografia Henryka Sienkiewicza, skoncentrowana przede wszystkim na jego życiu prywatnym, jednak nie pozbawiona wzmianek o jego działalności społecznej, poglądach i aktywności zawodowej.
00
Chilim26

Całkiem niezła

Książka całkiem ciekawa, ale audiobook czytany męczącym patetycznym tonem.
00

Popularność




Wstęp

WSTĘP

Jan Kucharzewski, historyk, polityk sprawujący funkcję premiera w rządzie podległym Radzie Regencyjnej, 27 grudnia 1916 roku, wygłaszając mowę w Lozannie w trakcie uroczystości ku czci zmarłego w listopadzie tego samego roku Henryka Sienkiewicza, powiedział, iż z ducha pisarza czerpały i czerpać będą całe pokolenia Polaków. Twórca Trylogii i Krzyżaków był, a nawet wciąż jest kochany i podziwiany, i to nie tylko wśród swoich rodaków, należy on bowiem do najpoczytniejszych, a zarazem najbardziej znanych na całym świecie pisarzy polskich. Jak się okazuje, niemal każda powieść historyczna Henryka Sienkiewicza została przełożona na kilkadziesiąt języków: Krzyżaków tylko do 1970 roku przetłumaczono na 25 języków, Ogniem i mieczem – na 26 języków , Potop – na 23 języki, a Pan Wołodyjowski był czytany w 20 językach. Żadne z wydań nie zalegało na półkach księgarskich, wręcz przeciwnie, każde przynosiło zagranicznym wydawcom oraz tłumaczom niemałe zyski, mimo że powieści te dla obcokrajowców nieobeznanych z historią Polski, w której osadzona jest akcja owych dzieł, mogą być nieco egzotyczne. Z pewnością na miano bestsellera wszech czasów zasługuje Quo vadis, które doczekało się tłumaczeń aż na 50 języków, w tym na arabski, hebrajski, japoński, turecki czy chiński, oraz kilku ekranizacji. Co więcej, już druga próba przeniesienia na ekran tej powieści z czasów pierwszych chrześcijan, którą podjęli Włosi w 1913 roku, okazała się na tyle udana, że film Quo vadis zapisał się w historii kinematografii jako pierwszy pełnometrażowy obraz, który odniósł sukces komercyjny za oceanem, znacząco przyczyniając się do rozwoju sztuki filmowej w Stanach Zjednoczonych. Zresztą kino chętnie sięga po dzieła Sienkiewicza, zwłaszcza że, co podkreślają filmowcy, jego powieści są niemal gotowymi scenariuszami. Ekranizacji doczekała się zatem Trylogia, Krzyżacy, Rodzina Połanieckich i W pustyni i w puszczy, filmowcy przenosili na mały i duży ekran także nowele Sienkiewicza, jak chociażby Hanię czy Szkice węglem.

Wprawdzie Sienkiewicz doczekał się uznania ze strony pisarzy pokroju Tołstoja czy Marka Twaina, a ukoronowaniem jego kariery była nie tylko międzynarodowa sława, ale przede wszystkim literacka Nagroda Nobla, to jego polscy koledzy po piórze nie zawsze wyrażali się o nim z uznaniem; jego twórczość była atakowana zarówno w dobie pozytywizmu, jak i z nastaniem Młodej Polski. Ale czytelnicy nic sobie z tego nie robili i każda nowość, jaka wyszła spod pióra pisarza, natychmiast znikała z półek księgarskich. Sienkiewicza nie udało się wyrugować ani hitlerowcom, ani komunistom, dla których był to pisarz „pański”, religiancki i wszeteczny, a więc jego dzieła w nowej, lepszej, socjalistycznej Polsce były niepotrzebne. Co ciekawe, chociaż współcześnie dla wielu autor Trylogii jest tylko martwym klasykiem, to jednak każdy Polak, nawet wyrwany ze snu, potrafi bezbłędnie wymienić kilka tytułów dzieł tego pisarza. Mało tego, jak wynika z corocznie ogłaszanych przez Bibliotekę Narodową raportów czytelnictwa w naszym kraju, Sienkiewicz nadal jest bardzo chętnie czytany, mimo że niektórzy widzą w jego twórczości jedynie pochwałę polskiej ciemnoty i szlacheckiego nieuctwa… Badacze literatury zastanawiają się do dziś, co jest przyczyną popularności jego pisarstwa, zwłaszcza powieści historycznych. Zdaniem niektórych powodem jest westernowa konstrukcja utworów, inni zaś uważają, że są chętnie czytane dlatego, iż przypominają one klasyczną baśń, w której dobro zawsze zwycięża.

Ale tematem tej publikacji nie jest twórczość autora Trylogii, chociaż pisząc o Sienkiewiczu, nie sposób pominąć jego dzieł, ale życie pisarza, które zdaniem wielu było równie ciekawe jak jego powieści. Co więcej, biografia ta kryje wiele niespodzianek, które dotyczą nawet rodzinnych korzeni. Jak się okazuje, a udowodnił to bezspornie prawnuk pisarza, polityk Bartłomiej Sienkiewicz, ten arcypolski pisarz miał obce, bo tatarskie pochodzenie, a protoplasta Sienkiewiczów był konwertytą, który nawrócił się z islamu na katolicyzm. W młodości przyszły noblista okazał się buntownikiem, zrezygnował ze studiów medycznych i wymarzonej dla niego przez matkę kariery lekarza, wybierając dziennikarstwo, a potem literaturę piękną. Pierwszy życiowy sukces i rozpoznawalność, a nawet status ówczesnego celebryty przyniosły mu Listy z Ameryki, będące plonem jego podróży do Stanów Zjednoczonych, dokąd podążył za namową Heleny Modrzejewskiej, kobiety, która zarówno jego, jak i większość jego przyjaciół fascynowała. Miał tam wieść żywot członka społeczności będącej jakimś rodzajem komuny. Co więcej, współcześni badacze, przyglądając się bliżej jego słynnym Listom…, dochodzą do wniosku, że większa część opisywanych tam przygód nie była udziałem pisarza, ale przerobionymi opowieściami traperów i zdobywców Dzikiego Zachodu. Zresztą sam Sienkiewicz w listach do przyjaciół nie ukrywał, że nieco podkolorował swoje reportaże z Ameryki, a nawet, jak się przekonamy, uciekał się do plagiatu. Wróciwszy do kraju, pławił się w blasku sławy, stając się bożyszczem kobiet, mimo dość miernego wzrostu. Nawet Eliza Orzeszkowa uznała go za interesującego mężczyznę.

Sienkiewicz miał zastanawiającą słabość do kobiet o imieniu Maria, tak miała na imię jego narzeczona i dwie żony oraz ostatnia miłość. Prawdziwe szczęście znalazł u boku pierwszej żony, Marii z Szetkiewiczów, z którą doczekał się dwójki dzieci. Niestety, małżeńską sielankę przerwała nieuleczalna choroba Maryszona, jak w rodzinie zwano panią Sienkiewiczową. Swojej pierwszej narzeczonej złamał serce, podobnie jak Marii Radziejewskiej, którą uważał za ostatnią miłość swego życia. Ale przecież los na jego drodze stawiał nie tylko kobiety o imieniu Maria, w życiu pisarza wielką rolę odegrała bowiem też Helena Modrzejewska, a także jego szwagierka Jadwiga czy młodziutka Wandzia Ulanowska. Na krótko pojawiła się też dama o wdzięcznym imieniu Adolfina…

Przedstawiam tu więc Sienkiewicza prywatnie i próbuję odpowiedzieć na pytanie, czy autor Trylogii był, jak chcą niektórzy, czułym na wdzięki niewieście donżuanem, czy po prostu spragnionym miłości mężczyzną, zmęczonym sławą i uwielbieniem tłumów. Słynny pisarz i noblista przedstawiony jest tu zatem jako zwykły człowiek zmagający się z trudami dnia codziennego i brzemieniem wielkiej popularności, ale też dużo miejsca poświęcam kobietom jego życia.

Herb Oszyk

1. W rodzinnym domu

1 W RODZINNYM DOMU

Utalentowana szlachcianka i niezaradny życiowo potomek Tatarów

Walery Przyborowski nie bez cienia złośliwości pisał o swoim koledze z czasów studenckich, Henryku Sienkiewiczu, iż lubił on „rozprawiać o swym rodzie i pokrewieństwie arystokratycznym z Cieciszowskimi. Jedna z Cieciszowskich była wtedy ksienią panien kanoniczek w Warszawie i Sienkiewicz, zwąc ją swą ciotką, równocześnie lekko sobie z tego żartował. Czy istotnie pochodził z rodziny arystokratycznej, nie wiem, gdyż byli tacy, co temu przeczyli i o jakimś domku na Pradze mówili, który miał być miejscem rodzinnym przyszłej gwiazdy literackiej. On sam utrzymywał, że się rodził na Podlasiu”1. Jak na ironię, wszystko, o czym wspominał Przyborowski, było zgodne z prawdą – w życiu Sienkiewicza byli i arystokratyczni przodkowie, i ciotka przewodząca zakonowi kanoniczek świeckich w Warszawie, i domek, a w zasadzie kamienica na warszawskiej Pradze. Co więcej, Sienkiewicz po kądzieli skoligacony był z Lelewelami, a jego ojciec legitymował się tatarskim rodowodem. Poza tym pisarz rzeczywiście urodził się na Podlasiu.

Panna Stefania Cieciszowska, wywodząca się z zamożnej szlachty o rozległych koligacjach, decydując się na ślub z Józefem Sienkiewiczem, niezamożnym, ale ponoć bardzo przystojnym szlachcicem, popełniła mezalians. Wszak do Cieciszowskich należały tak zwane dobra okrzejskie w powiecie łukowskim oraz Ułęż Górny w powiecie garwolińskim, a wśród przodków matki przyszłego noblisty byli: Kazimierz Kacper Cieciszowski – metropolita mohylowski oraz Ignacy Cieciszowski – podkomorzy litewski. Do krewnych Henryka Sienkiewicza ze strony matki należeli także poeta i publicysta hrabia Brunon Kiciński, uważany dzisiaj za twórcę pierwszego koncernu prasowego na ziemiach polskich, oraz Jadwiga Łuszczewska, literatka pisząca pod pseudonimem Deotyma, dziś już nieco zapomniana, której utwory swego czasu biły rekordy popularności. Współcześnie kojarzona jest przede wszystkim z powieścią historyczną dla młodzieży, której akcja osadzona jest w Gdańsku – Panienka z okienka. Biorąc to pod uwagę, nie należy się dziwić, że twórca Trylogii znacznie większą wagę przywiązywał do swego pochodzenia po kądzieli niż po mieczu. Nie znaczy to jednak, że nie chciał poznać historii rodu Sienkiewiczów. Dlatego posiłkując się ustaleniami wybitnego heraldyka, Adama Bonieckiego, oraz językoznawcy Jana Karłowicza, ustalił, iż protoplastą rodziny był Piotr Oszyk Siekiewicz lub Sieńkiewicz herbu Łabędź, żyjący pod koniec XVI wieku, którego rodzina wywodziła się od Tatarów litewskich, służących Rzeczypospolitej w chorągwi juszyńskiej. Według zachowanej legendy jeden z przodków powieściopisarza, niejaki Senkie bądź Szenkie, był murzą, a więc tatarskim księciem i dowódcą oddziału w tatarskim czambule chana Złotej Ordy, Tochtamysza, który sprzymierzył się z wielkim księciem Witoldem, bratem stryjecznym Jagiełły. Pisarz w swoich utworach często umieszczał bohatera o tatarskich korzeniach. I chociaż najsłynniejszym z owych tatarskich bohaterów jest Azja Tuchajbejowicz, znany z Pana Wołodyjowskiego i doskonałej kreacji Daniela Olbrychskiego w ekranizacji ostatniej części Trylogii, to Tatarzy pojawili się w twórczości Sienkiewicza już w latach siedemdziesiątych XIX stulecia – w trzech dziełach określanych dzisiaj mianem „małej trylogii”, są to: Stary sługa, Hania i Selim Mirza.

Prawnuk wielkiego pisarza, Bartłomiej Sienkiewicz, dzięki projektowi National Geographic, mającemu określić historię zaludniania naszej planety, migracji ludności, jak również pochodzenia ludzi na świecie, dowiedział się, skąd wywodzi się jego rodzina po mieczu. A wszystko dzięki śladowi pozostawionemu przez przodków w ludzkim mitochondrialnym DNA, a w przypadku mężczyzn – w chromosomalnym Y. Jak wyjaśnia sam zainteresowany w artykule Wędzony Septentrion, opublikowanym w 2016 roku na łamach czasopisma „Newsweek. Genealogia”: „Zanim opiszę mojego chromosomalnego Y, ważna uwaga: dziedziczę go po ojcu, a on po swoim, i tamten po swoim, i tak dalej, bo tylko w linii męskiej możemy je przekazywać. Co oznacza, że jeśli mam jakieś cechy pozwalające wyselekcjonować, do jakiej haplogrupy2 należę, to identyczny zestaw miał i Henryk Sienkiewicz, i Michał Sienkiewicz, jego przodkowie po mieczu, i mają go moi trzej synowie oraz przyszli prawnukowie, o ile się zrodzą”3. Wyniki badań udowodniły, że Bartłomiej Sienkiewicz, a co za tym idzie, także jego słynny pradziad, są genetycznymi kuzynami między innymi Czuwaszów, Ewenków, Mongołów oraz właśnie Tatarów. Rodzinna legenda, na którą powoływał się tak arcypolski pisarz, jakim był Henryk Sienkiewicz, okazała się więc prawdziwa.

Współczesnym badaczom zajmującym się pochodzeniem po mieczu autora Trylogii udało się ustalić, iż dziadek pisarza, Józef Sienkiewicz, syn Michała, uczestnika konfederacji barskiej, i chorążanki brzeskiej Marianny Ługowskiej herbu Lubicz, był nadleśniczym w Woźnejwsi leżącej na terenie ówczesnego Księstwa Warszawskiego. Wcześniej walczył w szeregach Wojska Polskiego i brał udział w insurekcji kościuszkowskiej, uczestnicząc między innymi w bitwie pod Maciejowicami. W wojsku zaprzyjaźnił się z Antonim Aleksandrem Oborskim, wychowankiem Szkoły Rycerskiej, i w 1798 roku wstąpili razem do Legionów Dąbrowskiego. Walczyli pod dowództwem generała Józefa Zajączka, a po rozwiązaniu legionów obaj wrócili do kraju. W 1804 roku Sienkiewicz pojął za żonę siostrę swego przyjaciela, Annę, z którą doczekał się kilkorga dzieci. Annie i Józefowi nie było jednak pisane szczęśliwe życie rodzinne – nie dość, że większość ich potomstwa nie dożyła wieku dorosłego, to jeszcze 21 maja 1812 roku zmarła Anna. Sienkiewicz był już wówczas od pięciu lat nadleśniczym lasów rządowych leśnictwa Rajgród, przy czym w owych czasach nazwa „nadleśnictwo” nie funkcjonowała, dlatego obszar należący ówcześnie do nadleśnictwa nazywał się leśnictwem. Jednak we wszystkich zapisach metrykalnych dotyczących dzieci i żony dziadka Henryka stanowisko to jest pisane w różny sposób: nadleśny, nadleśniczy leśnictwa Rajgród, nadleśniczy rewiru rajgrodzkiego i augustowskiego czy wręcz nadleśny Puszcz Rajgrodzkich, dlatego we współczesnych biografiach określa się go mianem nadleśniczego. Józef nie wytrwał długo we wdowieństwie i wkrótce po śmierci pierwszej żony ożenił się po raz drugi. Tym razem jego wybranką była Tekla z Niewodowskich, córka Józefa i Anny Nowakowicz z Ranickich, po pierwszym mężu Ładowa. Dziadek Henryka Sienkiewicza ze swoją drugą żoną doczekał się kilkorga dzieci. Niektóre z nich zmarły, zanim osiągnęły wiek dojrzały, ale los oszczędził syna – urodzonego zapewne w czerwcu 1813 roku (wpis metrykalny z 30 czerwca 1813 roku dotyczący chrztu chłopca w rajgrodzkiej parafii nie podaje daty jego urodzenia) Józefa Pawła Ksawerego – ojca pisarza. Józef Paweł Ksawery oraz jego starszy przyrodni brat, wywodzący się ze związku Józefa z Anną Oborską, Jan Piotr, są protoplastami dwóch gałęzi rodu Sienkiewiczów. W 1816 roku, po przyjściu na świat ostatniego dziecka, Sienkiewiczowie przenieśli się w okolice Woli Okrzejskiej, a dziadek pisarza zmarł w 1852 roku, zdążył zatem doczekać się wnuków.

Józef Paweł Ksawery Sienkiewicz musiał być mężczyzną pięknym i obdarzonym niebanalną osobowością, skoro zawrócił w głowie Stefanii, pannie wywodzącej się z zacnego rodu Cieciszowskich. A dzieliła ich istna przepaść, skoro Tekla z Niewodowskich Sienkiewiczowa, matka przyszłego narzeczonego, dosłownie wychodziła ze skóry, by przyznano jej skromną rentę po zmarłym mężu, który rocznie pobierał sto dwanaście rubli wynagrodzenia, a tymczasem dobra rodziców Stefanii zostały sprzedane za ponad pięćdziesiąt tysięcy rubli. Dokładnej daty urodzenia matki pisarza nie da się ustalić ze względu na rozbieżność w dokumentach: w akcie chrztu Henryka Sienkiewicza widnieje rok 1815, na akcie zgonu Sienkiewiczowej – 1818, a zdaniem Boleścica-Kozłowskiego, autora studium heraldycznego, Stefania przyszła na świat w roku 1820 (taka data widnieje też w biogramie pisarza w Wikipedii). Wnuczka pisarza, Maria Korniłowiczówna, w swojej książce poświęconej słynnemu dziadkowi pisze, że w chwili jego przyjścia na świat Cieciszowscy popadli już w ruinę, głównie na skutek własnej niefrasobliwości. Korniłowiczówna twierdzi wręcz, iż właśnie po wuju pisarza, Adamie, jeden z drugoplanowych bohaterów Rodziny Połanieckich, papa Pławiński, „odziedziczył” zwyczaj wliczania zaciągniętych długów do wartości swojego majątku. Stefania Sienkiewiczowa miała trzy siostry: Konstancję, zwaną przez siostrzeńców i siostrzenice ciocią Kostusią, która nigdy nie wyszła za mąż, podobnie jak Antonina Halina, członkini, a z czasem ksieni zgromadzenia panien kanoniczek, oraz Aleksandrę, która poślubiła sąsiada, Dmochowskiego, obdarzając go licznym potomstwem.

Nie wiemy, jak wyglądał ukochany panny Stefanii Cieciszowskiej, dla którego zdecydowała się popełnić mezalians, nie zachował się bowiem żaden portret ojca pisarza, choć według niektórych biografów to właśnie jego uwiecznił na ilustracji do Latarnika Piotr Stachiewicz, jedyny polski malarz, któremu Sienkiewicz udzielił zgody na opatrzenie ilustracjami Quo vadis. Na wspomnianym rysunku widnieje mężczyzna dość posunięty w latach, o siwych, gęstych włosach i równie siwych sumiastych wąsach, którego zmęczone oczy smutno patrzą przed siebie. Byłby to więc portret Józefa Sienkiewicza u schyłku życia i na tej podstawie nie możemy sobie wyobrazić jego wyglądu w młodości. Wiemy jednak, że miał czarne włosy i oczy, jak również ciemną karnację, którą odziedziczył jego jedyny syn Henryk. Zapewne w genach otrzymał także niski wzrost, będący źródłem kompleksów pisarza, podobnie jak krzywe nogi. Tę ostatnią cechę pisarz, jak sam twierdził, zawdzięczał nadmiernemu zamiłowaniu do jazdy konnej, aczkolwiek nie zachowały się żadne przekazy świadczące o jego jeździeckiej pasji. Niski wzrost determinowały zapewne geny odziedziczone po tatarskich przodkach, wszak Tatarzy, jak pisał francuski inżynier na służbie u hetmana Koniecpolskiego, Wilhelm von Beauplan: „Nie są oni wysocy, a najwyżsi z nich nie przerastają naszych średnich. Ludzie to raczej małej aniżeli znacznej postury”4. Pisarz miał kompleksy na tle swojego wzrostu, nie na darmo jednego z bohaterów Trylogii, Michała Wołodyjowskiego (a właściwie Jerzego Michała Wołodyjowskiego), mistrza szabli, uczynił mężczyzną drobnym i niskim.

Być może Józef Sienkiewicz zdobył serce panny Cieciszowskiej nie tylko swoją południową urodą, ale też elokwencją, znajomością historii i umiejętnością opowiadania. Mówiono o nim, iż był „prawdziwie kroniką żyjącą czasów przeszłych. Pamięć miał wyborną. (…) umiał też opowiadać wybornie, językiem pełnym dobroci i malowniczości”5. Ambicji i fantazji odmówić mu nie sposób, skoro tłumacząc, dlaczego nie obchodzi imienin 19 marca, kiedy Kościół wspomina św. Józefa z Nazaretu, oblubieńca Najświętszej Marii Panny, ale 25 sierpnia na św. Józefa Kalasantego, wyjaśniał, że św. Józef Cieśla był wprawdzie zacnym człowiekiem, ale św. Józef Kalasanty był jednak grandem hiszpańskim.

Przyszły pisarz i noblista urodził się w Woli Okrzejskiej, majątku swojej babki ze strony matki, zapewne nie w samym dworze, ale w dworskiej oficynie, którą zajmowali wówczas jego rodzice. Dwa dni później w niewielkim klasycystycznym kościółku w sąsiedniej Okrzei, nawiasem mówiąc, ufundowanym przez jego prababkę ze strony matki, został ochrzczony. Wola Okrzejska, w której urodził się pisarz, nie była jednak jego rodzinnym domem, gdyż Sienkiewiczowie mieszkali wówczas w znajdującym się w powiecie mińskim Wężyczynie, dokąd przenieśli się w 1843 roku z Grabowca, majątku nabytego za pieniądze z posagu Stefanii. Wężyczyn kupili za szesnaście i pół tysiąca rubli, a sprzedali w 1861 roku za dwadzieścia cztery tysiące, z czego po potrąceniu długów hipotecznych zostało im nieco ponad dziesięć tysięcy. Józef Sienkiewicz był bowiem wyjątkowo marnym gospodarzem, a dochód z Wężyczyna ledwo starczał na utrzymanie domu i dzieci, jednak czując odpowiedzialność głowy rodziny, nie ustawał w wysiłkach, by zapewnić wszystkim godziwy byt. Niestety, wynikiem jego wysiłków były tylko bezustannie rosnące długi, dlatego Henryk Sienkiewicz wspominał potem dzieciństwo jako trudny okres swojego życia. Na szczęście matka pisarza była znacznie bardziej zaradna życiowo niż jej żyjący z głową w chmurach małżonek, potrafiła nieco zaoszczędzić czy sama uszyć ubrania dla dzieci. Ale nie tylko to. Jak się okazuje, Sienkiewiczowa parała się też literaturą. Sam pisarz w wywiadzie udzielonym, kiedy był już słynnym twórcą bestsellerowych powieści, stwierdził: „Co się tyczy pociągu do literatury, to odziedziczyłem go chyba po Matce”6. Dziś wiemy, że z całą pewnością po niej.

Stefania Sienkiewiczowa pisała nie tylko na swój prywatny użytek wiersze, jak to ujął potem syn, „bez pretensji do jakiejś głębszej wartości artystycznej”, które potem zapisywała w albumie, ale także parała się literaturą na poważnie, skoro tak szacowne pismo jak „Tygodnik Ilustrowany” wydrukowało w 1864 roku dwa opowiadania jej pióra. W 2016 roku, ogłoszonym Rokiem Henryka Sienkiewicza, okazało się, iż Stefania miała na swoim koncie powieść Jedynaczka, która w 1865 roku była publikowana w odcinkach na łamach tygodnika „Bazar”, popularnego pisma przeznaczonego dla kobiet, traktującego o modzie i kulturze. W dziale poświęconym tematom związanym z modą znajdowały się głównie przedruki z zagranicznych pism i gazet, ale także praktyczne porady dotyczące wywabiania piegów czy przepisy na wodę różaną, a w dziale kulturalnym, w którym ukazała się powieść Sienkiewiczowej, zamieszczano „utwory rodzime”, jak również tłumaczenia tekstów zagranicznych starannie wybrane przez redakcję, wśród których nie brakło dzieł Dickensa czy Wiktora Hugo. Na ślad nieznanego wcześniej dzieła matki autora Trylogii trafiła przypadkiem kustosz Michalina Byra z Pracowni Informacji Naukowej Biblioteki Narodowej w trakcie kwerendy związanej z Rokiem Henryka Sienkiewicza. Najpierw wpadła w jej ręce notatka zamieszczona w jednym z numerów „Kuriera Warszawskiego” z sierpnia 1865 roku, informująca o tym, że na łamach czasopisma „Bazar” ukazał się kolejny odcinek powieści Jedynaczka pióra S. Sienkiewicz. Zaintrygowana badaczka postanowiła poszukać przynajmniej jednego numeru czasopisma z wydrukowanym odcinkiem tej powieści, chociaż nie była pewna, czy autorką jest matka słynnego pisarza. W numerze 5 z 2 sierpnia 1865 roku pod wydrukowanym tekstem znalazła podpis: „Jedynaczka, powieść oryginalna przez S. z C. Sienkiewicz”7, w spisie treści zaś znalazła adnotację, iż jest to utwór napisany „przez S. z C. Sienkiewiczową”. W ten sposób zyskała pewność, że jest to dzieło Stefanii z Cieciszowskich Sienkiewiczowej. Powieść nigdy nie ukazała się w formie książkowej, była tylko drukowana w odcinkach na łamach jednego czasopisma, dlatego zapewne umknęła uwagi wcześniejszych biografów twórcy Trylogii.

Jedynaczka jest powieścią dydaktyczną pisaną z myślą o dorastających panienkach, a jej autorka sama miała w domu cztery córki. Współcześni czytelnicy raczej nie sięgną po powieść pani Sienkiewiczowej, ale kiedy publikowano ten utwór na łamach „Bazaru”, takie dydaktyczne powiastki były nie tylko w modzie, ale wręcz mile widziane jako zgodne z duchem pozytywizmu. Celem, który przyświecał autorce, było przekonanie młodych dziewcząt, aby w przyszłości szukały na mężów takich mężczyzn, którzy będą nie „sługami, ale opiekunami małżonek”. Sienkiewiczowa miała chyba jakieś zdolności profetyczne, gdyż tak się złożyło, że jedna z jej córek, Zofia, wyszła za mąż za człowieka jako żywo przypominającego pierwszego męża bohaterki powieści. Był nim daleki kuzyn, noszący inną wersję jej rodowego nazwiska – Lucjan Sieńkiewicz, utracjusz i hulaka, bezustannie tonący w długach cierpliwie spłacanych przez starszego, słynnego brata jego małżonki. A sam Henryk poślubił pannę równie rozpieszczoną jak bohaterka stworzona przez matkę, ale w tym przypadku winę za to ponosili nie dziadkowie, ale przybrani rodzice panny. Na szczęście dla pisarza to małżeństwo trwało bardzo krótko i jego wybranka w przeciwieństwie do bohaterki powieści pióra Sienkiewiczowej nie zdążyła go doprowadzić do ruiny ani wyprawić na tamten świat, za to skutecznie zszarpała mu nerwy.

Wśród książek i rodzinnych historii

Chociaż w rodzinnym domu Henryka Sienkiewicza się nie przelewało, to dzieci dorastały w atmosferze przepełnionej miłością. Jak mówił pisarz, wspominając swoje dzieciństwo, w rodzinie jego ojca, uczestnika powstania listopadowego, kultywowano tradycje wojskowe i zarówno on sam, jak i jego starszy brat Kazimierz marzyli o karierze wojskowej. „W dzieciństwie mym niemało się nasłuchałem o Antonim Sienkiewiczu, bracie dziadka mego – wspominał. – Miał to być za Stanisława Poniatowskiego, a następnie za Napoleona znany żołnierz. Pisano nawet o nim sporo, bo przy tym odznaczył się w dziejach naszego wolnomularstwa. Grobowiec jego na świętokrzyskim cmentarzu w Warszawie znany jest ze swego napisu: »Tu leży człowiek«”8. Nic zatem dziwnego, że z rodzinnego domu Henryk Sienkiewicz wyniósł zaszczepione mu przez rodziców i krewnych poczucie patriotyzmu, szacunek dla tradycji i munduru, jak również podziw dla dokonań polskiego oręża z czasów, kiedy Polska była wolna i niepodległa. Dodatkowo, jak twierdziła jego wnuczka, Maria Korniłowiczówna, rodzice pisarza zaszczepili mu coś jeszcze: ufność i życzliwość dla ludzi oraz umiejętność rozgraniczania złych czynów, popełnianych często przez niewiedzę lub głupotę, od złych intencji. Właśnie dlatego swoim bohaterom stwarzał możliwość poprawy i naprawienia uczynionego zła, czego dowodzi przykład Bohuna czy Kmicica. I nawet najpodlejszej kreaturze, pokroju znanego z Quo vadis Greka Chilona Chilonidesa, pozwalał odkryć w sobie szlachetne porywy i godność. Kiedyś powiedział: „Kto głośno mówi: »Nie przestanę karać śmiercią, póki zdarzają się zabójstwa«, ten cicho myśli: »Nie przestanę kraść, póki zdarzają się złodziejstwa«”9.

Kiedy został już znanym i cenionym pisarzem o międzynarodowej sławie, dziennikarze, podobnie jak czytelnicy, często pytali go o fascynacje literackie w dzieciństwie oraz o pierwsze próby pisarskie. Odpowiadał wówczas tak samo, jak w 1900 roku na prośbę redaktora „Wieczorów Rodzinnych”, tygodnika ilustrowanego dla dzieci i młodzieży: „Nie wiem i nie pamiętam, czy umiałem już czytać, gdy uczono mnie Śpiewów historycznych Niemcewicza. Chciałem wówczas jeździć po cecorskim i po innych błoniach, jak Sieniawski »odważny i smutny« – innymi słowy: pragnąłem być rycerzem. Potem rozpalił moją wyobraźnię Robinson Crusoe i Szwajcarski. Marzeniem moim było osiąść na bezludnej wyspie. Te wrażenia dziecinne zmieniły się z czasem w chęć i zamiłowanie do podróży. Porywy te zdołałem w części urzeczywistnić w życiu. Trzecią książką, która wywarła na mnie nadzwyczajne wrażenie, było ilustrowane życie Napoleona. Od chwili jej przeczytania chciało mi się być wielkim wodzem […] Od dzieciństwa pisałem wiersze i utwory prozą, ale – właściwie mówiąc, jako dziecko nie marzyłem o zawodzie wyłącznie pisarskim”10.

Niewiele wiemy o pierwszych próbach literackich młodego Sienkiewicza, on sam też o nich nie wspominał, zapewne uznał, że były zbyt słabe, by cokolwiek o nich mówić. Tymczasem ksiądz Adolf Pleszczyński w swojej książce Dla sierot, wydanej w Warszawie w 1897 roku, przytoczył opowiadanie innego duchownego, księdza Marczyńskiego, któremu Dmochowscy, rodzice chrzestni Sienkiewicza, powierzyli zadanie nauki swoich dzieci. Z owego opowiadania wynika, jakoby dziesięcioletni wówczas Henryk Sienkiewicz, który był częstym gościem w majątku wujostwa w Burzcu, głównie tam spędzał bowiem wakacje letnie, miał okazję zabłysnąć talentem literackim. Według księdza Henryś nie tylko przyjeżdżał na wakacje, ale również uczył się wraz z kuzynami i pewnego dnia napisał wypracowanie, którego treść w pewien sposób związana jest z tematyką Trylogii. Miał wówczas opisać historię pewnego magnata, który, chcąc zdobyć miłość urodziwej szlachcianki gardzącej jego uczuciem i kochającej innego, uwięził ją wraz z jej ojcem. Tak się pechowo dla wszystkich złożyło, iż na siedzibę magnacką napadli Tatarzy i cała trójka znalazła się w niewoli. Z opresji wybawił ich pewien młody rycerz, ukochany porwanej panny, a niegodziwy porywacz został ciężko ranny. Czując zbliżającą się śmierć, oddał cały majątek dziewczynie i swojemu wybawcy. Ksiądz Pleszczyński wysłał wspomnianą relację Sienkiewiczowi, ale bardzo się zdziwił otrzymaną odpowiedzią – pisarz stwierdził bowiem, że chociaż doskonale przypomina sobie samego księdza Marczyńskiego, to nigdy nie napisał wypracowania o takiej treści. Mimo to długo po zamieszczeniu relacji Marczyńskiego w książce Dla sierot dziennikarze i biografowie pisarza powoływali się na nią, pisząc o pierwszych próbach literackich przyszłego autora W pustyni i w puszczy. Jeszcze w 1937 roku w „Pamiętniku Literackim” ukazał się artykuł Wiktora Hahna pod tytułem Najpierwsza (!) powieść Henryka Sienkiewicza. Tymczasem sam pisarz mówił: „Co do moich pierwszych prób literackich, to wiele istnieje legend o nich zupełnie mylnych. Często też opowiadają rzeczy, których całkiem sobie nie przypominam”11.

Owe historie nie do końca zgodne z prawdą dotyczyły nie tylko pierwszych prób literackich, ale i życia osobistego pisarza, który szybko zrozumiał, że w jego biografiach, opracowywanych przez mniej lub bardziej rzetelnych autorów, mogą się zdarzyć najróżniejsze przekłamania. Uświadomił mu to między innymi Ferdynand Hoesick, znany wydawca, pisarz i redaktor naczelny „Kuriera Warszawskiego”, a także autor kilku biografii znanych osób, w tym Chopina i Słowackiego. Kiedy podczas jakiegoś spotkania Sienkiewicz zaproponował, że opowie mu, kiedy po raz pierwszy się zakochał, ten odpowiedział: „Nie, nie, nie jestem ciekawy. Kiedy pan się naprawdę pierwszy raz zakochał, to ja dopiero ustalę”12. I rzeczywiście, współcześni badacze nie cenią zbyt wysoko publikacji Hoesicka dotyczących sławnych osób, w tym Fryderyka Chopina, któremu poświęcił dwutomowe dzieło, przedstawiając własne domniemania i hipotezy jako fakty z życia artysty. I stanowczo zbyt często puszczał wodze fantazji.

Mówiąc o swoim pisarstwie, Sienkiewicz przyznawał, że wpływ na jego twórczość, a zwłaszcza na język jego prozy, miało dzieciństwo spędzone na podlaskiej wsi i znajomość „ludu i jego języka”. Rację swojemu dziadkowi w tej kwestii przyznaje też Korniłowiczówna, twierdząc, że właśnie ziemi podlaskiej Sienkiewicz zawdzięczał piękną polszczyznę, którą się posługiwał w swoich utworach. Równie wielką rolę odegrało znalezisko z zagraconego strychu, które odkrył, buszując wraz z bratem pośród składowanych tam i pokrytych grubą warstwą kurzu i pajęczyn mebli, skrzyń i kufrów. Dzieła Szekspira, którego potem bardzo cenił, nie tylko przyznając mu palmę pierwszeństwa wśród dramaturgów, ale uznając go wręcz za najwybitniejszego twórcę w historii literatury, poznał jako czternastoletni uczeń gimnazjum, ale wówczas jego utwory nie przypadły mu do gustu. Zmienił zdanie, kiedy w jego ręce wpadły dzieła tego dramatopisarza w przekładzie na polski dokonanym przez Jana Komierowskiego. Innym wielkim twórcą, który podbił serce młodego Sienkiewicza, był Homer.

W 1858 roku dwunastoletni Henryk rozpoczął naukę w Warszawie, w gimnazjum realnym mieszczącym się w Pałacu Kazimierzowskim. Obecnie jest to jeden z budynków należących do Uniwersytetu Warszawskiego. Wcześniej zapewne uczył się w domu, być może ze względu na ciężką sytuację materialną rodziny korzystał z uprzejmości wujostwa Dmochowskich i zdobywał wiedzę pod czujnym okiem księdza Marczyńskiego.

Dyskretną opiekę nad młodym Sienkiewiczem sprawowały mieszkające w mieście ciotki, panny kanoniczki, siostry matki: Konstancja oraz Antonina Halina. Tak się bowiem złożyło, że Konstancja także wstąpiła do zgromadzenia założonego przez Antoninę Zamoyską. Wieść niosła, jakoby założycielka chciała ustrzec dziewczęta przed wychodzeniem pod przymusem za mąż za niekochanych mężczyzn, co stało się także jej udziałem. Założone przez nią w 1744 roku zgromadzenie kanoniczek świeckich w Warszawie było na pół świeckie, a wstępujące do niego panny, obowiązkowo legitymujące się szlacheckim pochodzeniem, w przeciwieństwie do typowych zakonnic nie musiały spędzać za klasztorną furtą całego życia, nie składały też ślubów czystości i wiodły nawet życie towarzyskie. Tylko ksieni pełniła swą funkcję dożywotnio, a pozostałe członkinie zgromadzenia mogły w każdej chwili je opuścić i wyjść za mąż. Jednak ciotki Sienkiewicza w „Marywilu”, jak nazywano mieszczącą się przy placu Teatralnym i obecnie nieistniejącą siedzibę panien kanoniczek, spędziły całe życie. Pierwsza – ze względu na przyjętą funkcję przełożonej, druga – z powodu braku chętnych do jej ręki. W rodzinie krążyła złośliwa plotka, że potencjalnych adoratorów cioci Kostusi skutecznie odstraszała wielka brodawka widniejąca na jej nosie.

Młody Henryk na wakacje wyjeżdżał oczywiście na wieś, do rodzinnego domu bądź do wujostwa w Burzcu. To miejsce musiało zapaść mu głęboko w serce, skoro po latach każe bohaterom Trylogii – Janowi i Helenie Skrzetuskim – uwić rodzinne gniazdo we „wsi Burzec, położonej w ziemi łukowskiej, na pograniczu województwa podlaskiego”13.

Niestety, w 1861 roku Sienkiewicz i cała jego rodzina musieli pożegnać się z Wężyczynem, gdzie mieszkali od 1843 roku, kiedy przenieśli się tam z Grabowca, majątku nabytego za pieniądze wniesione w posagu przez Stefanię. Józef Sienkiewicz postanowił sprzedać zadłużony i nieprzynoszący zysków Wężyczyn. W jego głowie pojawił się wówczas pomysł na biznes i to przynoszący niemałe dochody, przynajmniej tak mu się wówczas wydawało: postanowił kupić kamienicę w Warszawie i przeznaczyć ją na wynajem. Jego małżonka nie była tym zachwycona, zwłaszcza że w celu nabycia owej nieruchomości trzeba było zaciągnąć kolejną dość wysoko oprocentowaną pożyczkę, ale nie potrafiła za nic ostudzić entuzjazmu męża, liczącego już w wyobraźni przyszłe zyski, z rezygnacją zgodziła się więc na przeprowadzkę do miasta.

Rodzina Sienkiewiczów nie zamieszkała jednak w zakupionym przez siebie domu na Pradze, ale przy Nowym Świecie pod numerem 7, a po czterech latach przenieśli się w Aleje Jerozolimskie 74.

Nauka, bieda i wielkie marzenia

Nastoletniemu Henrykowi, nawykłemu do sielskich krajobrazów rodzinnych stron, trudno było przyzwyczaić się do miasta. Chcąc jakoś ukoić tęsknotę za Podlasiem, chodził do szkoły nie ulicą Świętojańską, ale skręcał w Piwną, nadkładając drogi tylko dlatego, że na Piwnej znajdowały się sklepy z ptakami. „Istniało tych sklepów kilka obok siebie, po lewym boku ulicy. Na zewnątrz wisiały klatki, a w nich czyże, zięby, szczygły, słowiki i gile, niekiedy nawet sowy, sójki i kraski – wspominał. – Byli to dobrzy moi znajomi, których widok przypominał mi wieś, a zwłaszcza wakacje na Boże Narodzenie, gdy z powodu mrozów to ptactwo, które nie odlatuje na zimę, zbliża się do zabudowań. Wystawałem nieraz przed tymi klatkami tak długo, że spóźniałem się na lekcje, co – jak wiadomo – pociąga za sobą rozmaite niemiłe następstwa”14. Innym miejscem, które chętnie odwiedzał, była katedra św. Jana Chrzciciela, zwana wtedy przez warszawiaków „farą”. „Między uczniami panowało wówczas przekonanie, które podzielali z nami zapewne wszyscy mieszkańcy Starego Miasta i ulic przyległych, że jest to jeden z najwspanialszych kościołów na świecie – wspominał już jako dojrzały mężczyzna i słynny pisarz. – Ci, którzy słyszeli coś o kościołach rzymskich, przyznawali, że tam, gdzie mieszka papież, może jest jaki równie okazały; ale poza tym, gdyby kto chciał zaprzeczyć pierwszeństwa naszej »Farze«, miałby był z nami do czynienia. Nie zaglądałem jednak do »Fary« przez pobożność, mieliśmy bowiem nasze własne gimnazjalne nabożeństwa, tylko przez ciekawość. Gotyckie żebrowania kościelnej nawy, ołtarze, pomniki, portrety, a zwłaszcza posągi rycerzy w zbrojach – oto, co ciągnęło mnie nadzwyczajnie. Nie przeczuwałem wówczas, patrząc na śpiących obok siebie ostatnich książąt mazowieckich, że będę opisywał ich przodków w Krzyżakach. A wszelako sam nie wiem, czy od tych rozmaitych pamiątek, od tych portretów, od tych pomników, od tych marmurowych twarzy nie wiał na mnie wówczas wiatr minionych wieków, sławy, siły, wolności – i nie nanosił tych ziarn, które długo leżały mi w duszy, zanim wyrosły z nich moje powieści historyczne”15.

Wspomniane przez Sienkiewicza „niemiłe następstwa” wynikające z częstych spóźnień z pewnością nie wpływały dobrze na jego opinię wśród nauczycieli, gdyż do prymusów nie należał. Chyba początkowo nawet nie wyróżniał się specjalnie na lekcjach polskiego, aczkolwiek ambicji i szerokich zainteresowań odmówić mu nie można, skoro poznawszy u swojej ciotki Konstancji Kazimierza Łapczyńskiego, niedawno zwolnionego z przymusowej służby wojskowej w Dagestanie na Kaukazie, która miała być karą za udział w przygotowaniach do powstania, przedstawił mu elaborat, w którym zawarł ni mniej, ni więcej jak tylko… przepis na niepodległość ojczyzny. Zdaniem trzynastoletniego wówczas Sienkiewicza wszyscy Polacy powinni wyemigrować do Ameryki, tam zorganizować i wyszkolić armię, która potem ma wrócić do Europy, by wywalczyć niepodległość. Niestety, nie wiemy, jakie wrażenie owa praca zrobiła na Łapczyńskim.

W 1862 roku, po ukończeniu czterech klas w gimnazjum realnym, Sienkiewicz postanowił się przenieść do II Gimnazjum, mieszczącego się w Pałacu Staszica, gdzie kształcił się przez kolejne dwa lata. W budynku tym wcześniej miała siedzibę akademia medyczna, a klasa, do której trafił Henryk, liczyła aż stu pięćdziesięciu uczniów. Zmiana szkoły dobrze mu zrobiła, gdyż tak się złożyło, że języka polskiego uczył tam wybitny historyk literatury Julian Bartoszewicz, który pierwszy poznał się na talencie niepozornego, cichego chłopca. „Przed świętami Bożego Narodzenia wszyscy złożyli mu ćwiczenia na dowolnie wybrany temat – wspomina jeden z kolegów ze szkolnej ławy. – Bartoszewicz wyróżnił natychmiast wypracowanie Sienkiewicza i wywoławszy go na środek klasy, długo, pilnie badał. Odtąd zasłynął między nami jako stylista”16. I rzeczywiście język polski okazał się ulubionym przedmiotem szkolnym przyszłego pisarza, podobnie jak historia „powszechna i rosyjska”; z tych dwóch przedmiotów miał na świadectwie ukończenia szóstej klasy ocenę celującą. Poza tym same dostateczne, w tym także z religii, a z botaniki nawet niedostateczny, co nie przeszkodziło mu w uzyskaniu promocji do następnej klasy. Zachowanie Henryka nie budziło większych zastrzeżeń, gdyż młody człowiek, jak to ujęto na świadectwie, „obyczajami bardzo dobrymi zalecał się”. Jak widać, przyszły noblista w szkole nie był orłem i albo nie miał zdolności do przedmiotów ścisłych, albo, co bardziej prawdopodobne, uczył się wyłącznie tego, czego chciał i co lubił.

Po ukończeniu klasy szóstej Sienkiewicz, jak odnotowano na świadectwie, jesienią 1864 roku „z woli ojca”, zrezygnował z nauki w II Gimnazjum i przeniósł się do IV Gimnazjum (Wielkopolskiego), mieszczącego się przy Królewskiej 31. Nie był jedynym, który podjął taką decyzję – razem z nim do tej szkoły przeniosło się kilku innych gimnazjalistów, w tym także serdeczny przyjaciel przyszłego pisarza, Konrad Dobrski. Zmiana szkoły nie wpłynęła jednak na zmianę nastawienia Henryka do nauki ani na poprawę jego ocen z innych przedmiotów niż historia i język polski, choć w tym ostatnim przedmiocie poczynił duże postępy. Pisał bowiem coraz lepiej i w iście ekspresowym tempie, co więcej, pomagał także mniej zdolnym kolegom, jak chociażby niezbyt dobrze posługującemu się piórem Janowi Czesławowi Moniuszce, synowi kompozytora. Kiedy na egzaminie z polskiego uczniom zadano wypracowanie na wybrany przez siebie temat, Sienkiewicz napisał aż trzy – jedno dla siebie, drugie dla Moniuszki, a trzecie dla nieznanego z imienia kolegi. Syn kompozytora otrzymał od zdolnego Henryka esej Na Kresach. Jak wspomina jeden z byłych uczniów Gimnazjum Wielkopolskiego: „Załatwiwszy się z Moniuszką, sam złożył z powodu upływającej godziny krótką Mowę Żółkiewskiego do wojska pod Cecorą, która, o ile pamiętam, kończyła się słowami: »Jezu Maryja, hejże na wroga!«. Profesor literatury polskiej, Grabowski, oceniając nasze ćwiczenia, wyróżnił przede wszystkim wypracowanie Moniuszki, gdy jednak tenże dyskretnie się z klasy ulotnił, postawił mu stopień zadowalniający tylko i pierwszą nagrodę przyznał Sienkiewiczowi. Sprawiedliwości stało się więc zadość”17. A sam Moniuszko po latach, kiedy jego kolega ze szkolnej ławy zdobył sławę i uznanie jako pisarz, w dowód wdzięczności sprezentował mu obraz Scenka z Zagłobą. Został bowiem malarzem specjalizującym się w scenkach rodzajowych.

Kiedy Sienkiewicz uczył się w gimnazjum, ziemie zaboru rosyjskiego ogarnęło powstańcze wrzenie i młodzi Polacy niemal masowo, jak to się wtedy mówiło, „szli do lasu”, czyli zaciągali się do oddziałów powstańczych. Wśród nich byli krewni Henryka – jego starszy brat Kazimierz oraz kuzyn Zdzisław Dmochowski. Także i Henryk, od wczesnego dzieciństwa karmiony opowieściami o bohaterskich i bitnych przodkach, postanowił się zaciągnąć i walczyć o wolność ojczyzny. W tym przypadku jednak na ambitnych planach się skończyło, kiedy bowiem dowódca ujrzał niskiego, bo mającego sto pięćdziesiąt cztery centymetry wzrostu, siedemnastolatka, który wyglądał na znacznie młodszego, wymruczał: „Dzieci nam tutaj nie potrzeba”, i odesłał go do domu. Sienkiewicz poczuł się upokorzony i nikomu poza najbliższą rodziną nie przyznał się, jak został potraktowany. Świat dowiedział się o tym za sprawą jego wnuczki, Marii Korniłowiczówny, która wyjawiła to w jednej ze swoich książek poświęconych pisarzowi. Tymczasem jego brat wstąpił w szeregi powstańców i… wszelki słuch po nim zaginął. Rodzina przez lata nie wiedziała, co się z nim stało, podejrzewano, że zginął i spoczywa w jakiejś bezimiennej mogile. Tymczasem Kazimierz prawdopodobnie przeżył powstanie, wyjechał do Francji i tam, służąc jako ochotnik w wojsku francuskim, zginął w 1870 roku podczas wojny z Prusami. Tak głosiła rodzinna tradycja, ale historykom mimo wielu starań nie udało się odtworzyć losów starszego brata twórcy Trylogii.

Henryk też myślał o karierze wojskowej, ale od tego pomysłu odwiedli go rodzice, którzy straciwszy pierworodnego, obawiali się o życie młodszego syna. Najwidoczniej zadra utkwiła w jego sercu na długo, skoro już jako dorosły człowiek i uznany pisarz często ubolewał, że jest jedynym mężczyzną w historii rodu Sienkiewiczów, który nigdy nie nosił munduru. Geny jednak zrobiły swoje i miał on kilka cech charakterystycznych dla ludzi służących w wojsku. Takie wrażenie odniósł tłumacz utworów pisarza na język angielski, Jeremy Curtin, który wspominając spotkanie z Sienkiewiczem i wspólną podróż do Zakopanego, zauważał: „Jak wspomniałem, Sienkiewicz zwierzał mi się, że od pięciu pokoleń był w swej rodzinie pierwszym, który nie wybrał sobie zawodu wojskowego. Obecnie, widząc ład i przezorność, z jaką wszystko było przygotowane do naszej wycieczki, oraz łatwość, z jaką wszystko się posuwało bez pośpiechu i zatrzymywania się w drodze, miałem sposobność przekonać się, że kierownik naszej wyprawy miał w sobie krew i rozwagę prawdziwego żołnierza”18.

Tymczasem sytuacja Sienkiewiczów, mimo zainwestowania dużych pieniędzy w nieruchomość na Pradze, uległa pogorszeniu. Inwestycja okazała się niewypałem, gdyż wynajem mieszkań przynosił zaledwie osiemset rubli rocznie, z których większość szła na spłatę długu hipotecznego, a na życie sporej siedmioosobowej rodziny zostawało niewiele. A kiedy rozebrano stary most Kierbedzia, by zbudować nowy, praska kamienica znalazła się na peryferiach i zabrakło chętnych na wynajęcie w niej lokalu. W efekcie Sienkiewiczowie zmuszeni byli sprzedać nieruchomość za połowę tej kwoty, za którą ją nabyli. I tak prysł sen Józefa o dobrobycie, który zapewni rodzinie jako kamienicznik.

W wyniku ciężkiej sytuacji finansowej w rodzinnym domu Sienkiewicz często nie dojadał, bywało, że chcąc trochę zaoszczędzić, chadzał jadać na mieście, przy czym kupował obiad co drugi dzień. Zmęczony nękającą rodzinę biedą rozważał nawet rezygnację ze szkoły i poszukanie jakiejś dochodowej pracy. Krótko po rozpoczęciu roku szkolnego Konrad Dobrski otrzymał od swojego druha, nieobecnego na zajęciach, wręcz alarmujący, pisany w pośpiechu list: „Mój bracie, jeżeli tylko możesz, bądź łaskaw pożyczyć mi pieniędzy, jak będziesz mógł najwięcej — jestem teraz w… potrzebie… Opuszczam szkołę, będę chodził do przygotowawczej, a do wszystkiego tego zmuszają mnie nagłe okoliczności. Dziwna rzecz, że jakbym przeczuwał, pytałem się dzisiaj o ciebie w szkole. – Nie będę także mieszkał więcej u rodziców – ciasno!! przeprowadzam się – jeszcze nie wiem gdzie, ale może u Antka będę mieszkał, a tylko stołował się w domu. – Za miesiąc, kiedy znowu odbiorę za korepetycje, z podziękowaniem ci oddam, mam obecnie dwie i biorę za jedną i za drugą 7 r.”19. List kończyło stwierdzenie, iż Henryk planuje wyjazd za granicę, co bardzo zaniepokoiło Konrada. Przyjaciel słusznie uważał, że Sienkiewicz powinien jednak zdać maturę, nawet eksternistycznie, dlatego chcąc go jakoś poratować, namówił go do przyjęcia posady u swoich znajomych, państwa Weyherów mieszkających koło Płońska. Henryk zareagował na tę propozycję dość entuzjastycznie i w sierpniu 1865 roku udał się do domu Weyherów, gdzie pracował przez rok, prowadząc, jak się wyraził, „strasznie jednostajny tryb życia”, poirytowany wysłuchiwaniem codziennych błahych rozmów członków rodziny swoich chlebodawców. Obok nauczania małego Stasia Weyhera czas wypełniały mu przygotowania do matury, lektura dzieł Słowackiego i Mickiewicza oraz… pierwsze próby literackie. „Piszę zaciekle powieść, ale śmiać mi się chce z tych głupstw, które tam się w niej mieszczą – pisał przyjacielowi ze szkolnej ławy, Konradowi Dobrskiemu. – Wystaw sobie, piszę jaki kawałek tkliwy, czuły a ognisty, wyrzekający na losy i ustawy świata – pióro skrzypi, ja mam minę niezmiernie przejętą własną wielkością i słowo daję, zdaje mi się, że nie wiem jakie arcydzieła tworzę – ósmy cud świata! Piszę zwykle wieczorem; na drugi dzień z rana wstaję i pierwszą moją myślą jest przeczytać słowa, które mnie mają postawić w liczbie pierwszorzędnych talentów autorskich – czytam więc i po przeczytaniu nieraz śmiechem parskam i sam sobie się dziwię, jak coś podobnie głupiego mogło wyjść z mojej głowy.

Doświadczysz tego, ręczę, jeżeli kiedy weźmiesz się do pisania. Zresztą takie są tam trudności, że człowiek mało nie zwariuje. Nie wiem, co moi bohaterowie i moje bohaterki mają do siebie mówić, jak mają trzymać ręce, głowy, nogi i »inne organiczne członki«. Nie wiem, jak przejść od dialogu do opisu, z opisu do rozumowania, słowem, jestem czasami jak tabaka w rogu”20.

Tęsknił za miastem, a przede wszystkim za widokiem urodziwych warszawianek, był to bowiem czas pierwszych miłosnych uniesień. Mieszkanki Poświętnego jakoś nie zachwycały Henryka, gdyż jak twierdził, przeważnie były to dziewczęta „tłuste jak na jarmark”, zresztą podkochiwał się już w pewnej pięknej warszawiance, oznaczanej w listach inicjałami J.S., wspominał też o swojej pierwszej miłości, niejakiej „Kożuszuni”. Ale jakie kobiety podobały się wówczas przyszłemu nobliście? Okazuje się, że Sienkiewicz we wczesnej młodości, bo później różnie to bywało, nie przepadał za brunetkami. Jak wyznał Dobrskiemu: „przyznam ci się, że nie lubię brunetek – zdają mi się zanadto jakieś zmysłowe”.

Mimo wybrzydzania nad urodą dziewcząt w Poświętnem Sienkiewicz nie wykluczał możliwości związania się z którąś z miejscowych piękności, o ile oczywiście znajdzie się taka, która zadowoli jego wybredny gust. „Tymczasem panny okoliczne pozakochiwają się we mnie, ja także w jednej – nareszcie po wielu przeszkodach, intrygach, peripeciach i katastrofie cały romans dobrze się skończy – ożenię się i osiędę na roli ze Swoją drogą. Będzie to miłość, o jakiej mieszkańcy miast wyobrażenia nie mają – zapewniał w jednym z listów do Konrada, kreśląc przed nim wizję sielskiej przyszłości, jaka mogłaby się stać jego udziałem. – Mieszkamy z żoną w białym dworku, takim poetycznym, śpiewającym wieczorami od świerszczów, jak powiada Słowacki, i ocienionym zielonymi topolami, jabłonią, smutnymi jaworami. W alkierzyku cicho, spokojnie, tylko muszka zabrzęczy po szybie, tylko zaszeleści firanka znad Matki Boskiej, tylko maleństwo w kołysce zakwili”21. Ale to były jedynie marzenia, żadna z dziewcząt spotkanych w Poświętnem nie zdobyła bowiem miłości przyszłego noblisty. Najwyraźniej jednak koledzy dopytywali się o jego „sprawy sercowe”, skoro w jednym z listów nadmienił: „Jeżeli się zakocham, nie omieszkam natychmiast wam donieść, spodziewam się, że pospieszycie z radami, nad którymi będę ziewał”22. Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że w Poświętnem Henryka interesowała wyłącznie uroda panien i jakieś krotochwile; wręcz przeciwnie – całe dnie spędzał na nauczaniu Stasia, a wieczory na przygotowaniach do czekających go egzaminów. „Zrobiłem się bardzo porządny, uczę się ciągle, to francuskiego, to historii, to łaciny: słowem, pracuję (słowo daję po raz trzeci) od rana do wieczora”23 – zapewniał w liście do Konrada, prosząc go jednocześnie o przysłanie kilku podręczników.

Jakoś znajdował czas na pisanie, skoro to właśnie w tym czasie powstała jego powieść Ofiara, która nigdy nie ukazała się drukiem. Sienkiewicz po krytyce Konrada, który nie zostawił na tym „dziele” suchej nitki, postanowił jej nie publikować, sam też był dość krytycznie nastawiony do swojej debiutanckiej powieści. „Najprzód muszę Ci powiedzieć, że to jest dziecię chorowitej wyobraźni mojej, które pewnego dnia, mniejsza o datę, poczęło się szarą godziną pod piecem, a w dwa dni później ujrzało już światło dzienne – zapewniał Dobrskiego w liście dołączonym do rękopisu Ofiary. – Jest to malowidło jaskrawe, jak wszystko, co wyjść może spod mego pióra. Bohater na początku skacze, w środku się uczy, a pod koniec płacze. Bohaterką jest córka budowniczego, nad której jednak charakterem nie rozpisywałem się bardzo, chcąc cały ciężar utrzymania powieści zwalić na bohatera samego. Ale największą wadą tej powieści jest nieproporcjonalność składowych jej części do całości – zresztą sam to zobaczysz. Pomimo najłatwiejszej formy powieściowej, to jest opowiadania, nie potrafiłem uniknąć właściwych tej formie powtarzań i nudnej jednostajności stylu”24.

W poszukiwaniu życiowej drogi

Zanim Sienkiewicz mógł pomyśleć o studiowaniu, musiał zdać maturę, do czego mimo ponagleń ze strony rodziców i zapewnień w listach do przyjaciół zbytnio się nie palił. W końcu jednak pożegnał się z pracą guwernera i we wrześniu 1866 roku złożył egzamin maturalny, a z widniejących na dokumencie ocen można wywnioskować, że przyszły noblista niezbyt się przyłożył do nauki. Widnieją na nim bowiem same oceny dostateczne, tylko z trzech przedmiotów – języka polskiego, historii Rosji i Polski oraz geografii powszechnej otrzymał oceny bardzo dobre. 29 października otrzymał świadectwo dojrzałości uprawniające go do przystąpienia do egzaminów na studia wyższe. Był w tej szczęśliwej sytuacji, że mógł studiować w Warszawie, i to na polskiej uczelni – od 1862 roku istniała tam bowiem Szkoła Główna Warszawska, powołana przez dyrektora Komisji Rządowej Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego na mocy ukazu Aleksandra II. Uczelnia mieściła się w tych samych budynkach, w których do 1831 roku działał Uniwersytet Warszawski, skasowany przez carskie władze w ramach represji za zryw listopadowy. Nowa placówka, której rektorem został lekarz, a zarazem działacz społeczny i mąż stanu, Józef Mianowski, powstała na bazie rozwiązanej w 1862 roku Akademii Medyko-Chirurgicznej i posiadała cztery wydziały: prawa i administracji, filologiczno-historyczny, matematyczno-fizyczny oraz lekarski. Językiem wykładowym, co było niezmiernie ważne, był polski.

Dwudziestego piątego października 1866 roku Sienkiewicz zdał egzamin na prawo i chociaż niezbyt dobrze mu poszło, bo aż z dwóch przedmiotów, greki i historii naturalnej, otrzymał oceny niedostateczne, został wpisany na listę studentów. Wkrótce przeniósł się na wydział lekarski, sprawiając tym radość Stefanii Sienkiewiczowej, dla której zawód lekarza medycyny był jedyną stabilną i dającą szanse na dostatnie życie profesją, zwłaszcza w owych burzliwych czasach, w jakich przyszło żyć Sienkiewiczom. Zapewne nie bez znaczenia było też to, że właśnie ten wydział wybrał dla siebie jeden z najlepszych przyjaciół przyszłego pisarza, Konrad Dobrski, zwany przez Henryka poufale „Konradio”. „W dzisiejszym położeniu kraju, gdzie wszystko zależy tylko od chwili fantazji, gdzie nikt pewnym jutra być nie może, jeden tylko zawód lekarski jest niezawisłym od nikogo, zatem zapewniający byt dobry, własną pracą pozyskany, którego ani ogień nie spali, ani woda nie zaleje, ani złodziej nie ukradnie”25 – uzasadniała matka Henryka. Tymczasem syn w przeciwieństwie do Dobrskiego nie podzielał matczynego entuzjazmu wobec studiowania tajników ludzkiej anatomii. Jeszcze będąc w Poświętnem, pisał do kolegi: „Przyznam się (tylko nie mów nic w domu), że coraz mniej zgodnym z moimi widokami staje się Wydział Medyczny”26. Mimo wszystko jednak 17 grudnia 1866 roku komitet egzaminacyjny uznał „Henryka Sienkiewicza za dostatecznie usposobionego do słuchania nauk w Szkole Głównej Warszawskiej na wydziale lekarskim”27.

Henryk Sienkiewicz jako student w 1869 roku

Wytrwałości w studiowaniu nielubianej medycyny starczyło mu zaledwie na niecałe dwa miesiące, 4 lutego przeniósł się na wydział filologiczno-historyczny i to mimo sprzeciwu dziekana Kowalewskiego, który zwrócił uwagę, iż dwója z greki na egzaminie wstępnym w zasadzie dyskwalifikuje Sienkiewicza jako studenta na tym wydziale. Młodzieniec wykorzystał fakt, że jego matka wraz z młodszymi dziećmi, podobnie jak większość warszawiaków, których było na to stać, uciekła na wieś przed szalejącą wówczas w mieście cholerą. Sam nie odważył się poinformować jej o swojej decyzji, zlecając to zadanie Dobrskiemu, najwyraźniej cieszącemu się sympatią Stefanii. Przyjaciel starał się najlepiej jak umiał przekazać owe niepomyślne wieści o wolcie Henryka, tłumacząc Sienkiewiczowej, że jej syn ma tak wielki talent literacki, że marnowałby się jako lekarz, ale kobieta była dosłownie załamana tą decyzją. „Sąd Pana o Henryku z takim był oczekiwany upragnieniem i niespokojnością – odpisała Konradowi. – Jednocześnie odebraliśmy listy jego do mnie i do siostry pisane, ale w żadnym z nich nie wyjawia kroku, który uczynił, kroku tak ważnego w życiu, jakim jest zmiana zawodu. Ten dowód skrytości jego i braku zaufania w matce, aż nadto pobłażliwej, więcej był mi przykrym jak rzecz sama, chociaż mówiąc otwarcie, zmartwiłam się bardzo, że porzucił zawód lekarski, i tę zmianę przypisuję więcej niestałości i lekkości charakteru aniżeli wrodzonym zdolnościom i popędom, które Pan tak pięknie tłumaczy. Te porywy fantazji i bujność wyobraźni, którym, jak Pan twierdzi, nie mógłby się oddawać, studiując medycynę, nie dadzą mu niestety pewnego, niezawisłego chleba, na który pracować przeznaczony, z postępem lat i doświadczeniem przejdą same z siebie, wynikiem ich będzie kilkanaście arkuszy zabazgranych uczonymi rozprawami, których nikt czytać nie zechce, a stanowisko jego w świecie pozostanie zawsze w stopniu tak niskim, że mu ani sławy, ani szczęścia dobrego bytu nie zapewni”28. Tak się szczęśliwie dla bohatera naszej opowieści złożyło, że ponura wizja przyszłości, jaką przewidywała dla niego stroskana i załamana jego decyzją matka, nigdy się nie spełniła, a dzięki „porywom fantazji i bujności wyobraźni” Sienkiewicz stał się jednym z najsławniejszych na świecie polskich pisarzy.

Na razie studiował w Szkole Głównej, klepał biedę i zarabiał marne grosze jako guwerner. Pierwsze literackie próby też zakończyły się niepowodzeniem, chociaż szczerze i, jak się okaże, słusznie wierzący w talent przyjaciela Dobrski bez jego wiedzy przesłał napisaną wierszem Sielankę młodości do „Tygodnika Ilustrowanego”. Odpowiedź redakcji z pewnością nie napawała optymizmem na przyszłość: „Nadesłane utwory drukowane nie będą. W szczegółową ich ocenę wdawać się nie możemy; chociaż niektóre z nich nie są pozbawione pewnych zalet, ale brak miejsca i czasu zmusza nas do sądu sumarycznego”29. Na zyski z twórczości nie było więc co liczyć i Sienkiewicz, podobnie jak większość studenckiej braci, po prostu biedował, a nierzadko wręcz głodował. Po latach, już jako uznany pisarz, wspominał, że w czasach studenckich „zdarzało się […] po dwa dni nie jadać, a zarazem nie mieć najmniejszego prawdopodobieństwa obiadu na dzień trzeci i następne”30.

W 1868 roku Henryk, być może dzięki protekcji swojej dalekiej kuzynki, Jadwigi Łuszczewskiej, otrzymał posadę guwernera w domu książąt Lucjanów Woronieckich, z którymi był spowinowacony przez Deotymę. Pracował zarówno w ich warszawskiej siedzibie – pałacyku w Alejach Ujazdowskich, w którym spędzali zimę, jak też w letniej rezydencji w Bielicach koło Sochaczewa. W książęcym domu było mu bardzo dobrze, nie doskwierał mu głód czy niedostatek, a nawet w 1868 roku pracodawcy zafundowali mu wspólne wakacje w Szczawnicy. Przebywając w uzdrowisku, miał okazję poznać Adama Asnyka, przyszłego poetę, który dwa lata później zadebiutuje na łamach dziennika „Kaliszanin” wierszem Rodzinnemu miastu. W Szczawnicy przebywała też dwunastoletnia wówczas Paulina Stamirowska. Panna prowadziła pamiętnik i właśnie w nim znajdujemy opis dwudziestotrzyletniego wówczas twórcy Trylogii. Zdaniem nastolatki był on przystojnym młodzieńcem i miał „cerę smagłą, oczy duże, ciemne, panny nazywały go Cyganem i kazały sobie wróżyć”31.

W przeciwieństwie do trzydziestoletniego już wówczas Asnyka, którego poznał w Szczawnicy, młodszy od niego o osiem lat Sienkiewicz miał już pisarski debiut za sobą, chociaż w jego przypadku był to nie tyle debiut literacki, ile dziennikarski. W kwietniu tegoż roku „Przegląd Tygodniowy” opublikował bowiem jego recenzję z gościnnych występów znanego aktora scen krakowskich, Wincentego Rapackiego, usiłującego wówczas zdobyć uznanie publiczności w Warszawie. Recenzent ocenił bezbłędnie talent aktorski Rapackiego, grającego Caussade’a w komedii Nasi najserdeczniejsi Sardou, choć sztuka, w której przyszło mu go oglądać, niezbyt przypadła mu do gustu. Dał temu wyraz już w pierwszych słowach recenzji, pisząc: „Niekorzystna to jednak rzecz rozbierać mierną postać miernej sztuki, odartą jakby umyślnie przez autora z wszelkich efektów i wybitnej charakterystyki”32. Chociaż Sienkiewicz był tu raczej recenzentem z przypadku, wspomniany artykuł napisał bowiem w zastępstwie stale współpracującego z pismem Józefa Kotarbińskiego, to czas pokazał, że w przypadku Rapackiego miał nosa i aktor wkrótce stał się jednym z najsławniejszych nad Wisłą. Z kolei 3 lipca na łamach „Tygodnika Ilustrowanego” ukazał się szkic pióra przyszłego noblisty poświęcony poecie przełomu renesansu i baroku, Mikołajowi Sępowi Szarzyńskiemu, napisany najwyraźniej pod wpływem Józefa Przyborowskiego, jednego z wykładowców Szkoły Głównej.

Sienkiewicz miał jednak znacznie większe ambicje niż pisanie recenzji czy artykułów do gazet. W majątku książąt Woronieckich rozpoczął prace nad pierwszą powieścią pod tytułem Na marne. „Piszę powieść także co dzień, ale powoli idzie, bo masami skreślam, są też w niej wskutek tego różne szczerby, niby luki, które muszę zapełnić. […]. Wiecie, ja z prawdziwym przestrachem czytam powieść Elizy Orzeszkowej pt. W klatce; przysięgam, że motywów jej nie kradłem, a zanosi się bardzo podobne do moich, tylko że to powieść będzie więcej z nieba, moja – z ziemi; tam aniołowie upadli i doskonali, u mnie – ludzie; tak bym chciał przynajmniej”33 – zwierzał się Józefowi Kotarbińskiemu, swojemu koledze uniwersyteckiemu, a w przyszłości znanemu aktorowi i krytykowi teatralnemu. Wierzący w talent swojego przyjaciela Konrad Dobrski zobowiązał się do wydania powieści własnym sumptem. Debiutancką powieść, mającą w zamiarach twórcy nosić tytuł Na marne lub W rozbracie, pisarz skończył w lutym 1871 roku, ale ponieważ był niezadowolony z ostatniego rozdziału, wrócił do pracy w marcu, by przerobić jej zakończenie. Dobrski, realizując wcześniejsze przyrzeczenie, wysłał rękopis do oceny Józefowi Ignacemu Kraszewskiemu, który od 1868 roku prowadził własną drukarnię w Dreźnie, gdzie wówczas mieszkał. Autor Chaty za wsią był zachwycony utworem młodszego kolegi po piórze. „Powieść Na marne pisana jest wybornie – stwierdził ku satysfakcji Dobrskiego. – Czytałem ją z wielkim zajęciem i jednym szczerym słowem mogę powiedzieć to tylko, że rzadko pierwsza praca jest tak dojrzałą. Winien to autor i talentowi, i tej wielkiej trafności, z jaką obrał sobie przedmiot – z własnego lub widzianego i znanego życia, a mógł malować z natury”34. Uszczęśliwiony Konradio bezzwłocznie przesłał opinię słynnego pisarza matce Henryka.

Wiadomości o napisaniu przez Sienkiewicza „pięknej powieści” wkrótce dotarły do studentów Szkoły Głównej, ale jak wspomina Świętochowski, przyjęto je z wielką rezerwą. Jego zdaniem przyszły noblista „zwracał na siebie tak słabą uwagę kolegów, że gdy po skończonym uniwersytecie Kotarbiński zapewniał nas kilku, że Sienkiewicz napisał piękną powieść Na marne, roześmieliśmy się serdecznie i zapisali tę wiadomość na rachunek złudzeń powiatowej sympatii jednego Podlasiaka dla drugiego”35. Niedowierzanie wydawało się tym bardziej uzasadnione, że wspomnianego przez Kotarbińskiego dzieła próżno było szukać w księgarniach. Kraszewski mimo entuzjastycznej opinii nie zdecydował się na wydanie utworu Sienkiewicza – prowadzona przez niego drukarnia okazała się biznesowym niewypałem i pisarz został zmuszony do jej sprzedania. Ostatecznie debiutancka powieść autora Trylogii ukazała się na łamach galicyjskiego czasopisma społeczno-politycznego „Wieniec”, drukowana w odcinkach od 7 maja do 26 lipca 1872 roku.

Tymczasem sytuacja Sienkiewicza jako studenta nieco się skomplikowała – w 1869 roku władze zamknęły Szkołę Główną, powołując na jej miejsce Cesarski Uniwersytet Warszawski z wykładowym językiem rosyjskim. Większość wykładowców stanowili w nim Rosjanie, choć niemal siedemdziesiąt procent studentów było Polakami. Wśród nich był także Sienkiewicz, postanowił bowiem dokończyć studia w nowej szkole. Latem 1871 roku czekały go „upały egzaminacyjne”, z którymi, jak się okazało, nie radził sobie najlepiej – kiedy nie udało mu się zaliczyć greki, bo po prostu nie zdał egzaminu, wpadł w złość i urażony do żywego opuścił uczelnię. Tym samym zrezygnował z dyplomu uniwersyteckiego, ale czas spędzony w murach Szkoły Głównej trudno uznać za stracony, wszak pisząc pierwsze artykuły do warszawskich gazet, a potem powieść, szlifował talent, a atmosfera na uczelni i jej wykładowcy wywarli niemały wpływ na ukształtowanie jego poglądów. Jednak jego droga i drogi wielkich pozytywistów, których wydała Szkoła Główna, zupełnie się rozeszły.

B. Wachowicz, Marie jego życia, Warszawa 1985, s. 15. [wróć]

Haplogrupa – grupa haplotypów – serii alleli genów podobnych ze względu na wspólne pochodzenie i położonych w specyficznym miejscu na chromosomie. Badania występowania haplogrup umożliwiają śledzenie migracji populacji. [wróć]

B. Sienkiewicz, Wędzony Septentrion, „Newsweek. Genealogia”, nr 6, 2016, s. 40. [wróć]

Eryka Lassoty i Wilhelma Beauplana: Opisy Ukrainy, red. Z. Wójcik, Warszawa 1972, s. 127–129. [wróć]

B. Wachowicz, Marie…, op. cit., s. 39. [wróć]

B. Wachowicz, Rewelacyjne odkrycie, https://naszdziennik.pl/mysl/167293,rewelacyjne-odkrycie.html[wróć]

Nieznana powieść matki Henryka Sienkiewicza, https://www.bn.org.pl/aktualnosci/234-nieznana-powiesc-matki-henryka-sienkiewicza.html[wróć]

J. Krzyżanowski, Henryk Sienkiewicz. Kalendarz życia i twórczości, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1956, s. 26. [wróć]

M. Korniłowiczówna, Onegdaj: Opowieść o Henryku Sienkiewiczu i ludziach mu bliskich, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1978, s. 26. [wróć]

J. Krzyżanowski, Henryk Sienkiewicz. Kalendarz…, op. cit., s. 25–26. [wróć]

Ibidem, s. 27. [wróć]

J.R. Kowalczyk, Henryk Sienkiewicz w anegdocie, https://culture.pl/pl/artykul/henryk-sienkiewicz-w-anegdocie[wróć]

H. Sienkiewicz, Potop, https://wolnelektury.pl/media/book/pdf/potop.pdf[wróć]

J. Krzyżanowski, Henryk Sienkiewicz. Kalendarz…, op. cit., s. 28. [wróć]

M. Korniłowiczówna, Szlakiem Henryka Sienkiewicza, Warszawa 1988, s. 21. [wróć]

J. Krzyżanowski, Henryk Sienkiewicz. Kalendarz…, op. cit., s. 44. [wróć]

Ibidem, s. 30. [wróć]

J. Curtin, Odwiedziny u Henryka Sienkiewicza, https://pl.wikisource.org/wiki/Odwiedziny_u_Henryka_Sienkiewicza[wróć]

S. Demby, Sienkiewicz w Poświętnem, „Pamiętnik Literacki” nr 33/1/4, 1936, s. 884. [wróć]

J. Krzyżanowski, Henryk Sienkiewicz. Kalendarz…, op. cit., s. 30. [wróć]

Ibidem, s. 898. [wróć]

Ibidem, s. 902. [wróć]

Ibidem, s. 906. [wróć]

Ibidem, s. 31. [wróć]

B. Wachowicz, Marie…, op. cit., s. 58. [wróć]

S. Demby, Sienkiewicz w…, op. cit., s. 915. [wróć]

Ibidem, s. 888. [wróć]

J. Krzyżanowski, Henryk Sienkiewicz. Kalendarz…, op. cit., s. 35. [wróć]

Ibidem, s. 36. [wróć]

Ibidem. [wróć]

S. Majchrowski, Pan Sienkiewicz, Warszawa 2000, s. 39. [wróć]

H. Sienkiewicz, Publicystyka. Krytyka, studia i wrażenia literackie i artystyczne. Tom 1, Lwów–Warszawa 1937, s. 3. [wróć]

J. Krzyżanowski, Henryk Sienkiewicz. Kalendarz…, op. cit., s. 37. [wróć]

Ibidem, s. 39. [wróć]

Ibidem, s. 38. [wróć]

2. Zakochany dziennikarz

2 ZAKOCHANY DZIENNIKARZ

Wierszówki, recenzje, felietony i problemy z cenzurą

Porzuciwszy studia, Henryk Sienkiewicz postanowił zarabiać na utrzymanie jako dziennikarz, początkowo pracując w czasopiśmie, które opublikowało jego debiutancką powieść – w dwutygodniku „Wieniec”, ale szybko przeniósł się do redakcji „Niwy”, wówczas dwutygodnika naukowego, literackiego i artystycznego, w którym realizował się jako krytyk teatralny. Nie oznaczało to oczywiście rozbratu z literaturą, wręcz przeciwnie: w 1872 roku nakładem „Przeglądu Tygodniowego” ukazały się dwa tomiki nowel, których zbiorczy tytuł początkowo miał brzmieć Wędrówki po naszych drogach, ale ostatecznie do rąk czytelników najnowsze dzieło Sienkiewicza trafiło jako Humoreski z teki Worszyłły. Jedna z tych utrzymanych w duchu pozytywistycznym nowel nosiła tytuł Nikt nie jest prorokiem między swymi, a jej bohaterem był młody człowiek, Wilk Grabowiecki, wzorowy gospodarz, a jednocześnie pionier kultury. Nie odnosi on jednak upragnionego sukcesu, a wręcz zaprzepaszcza wszystkie swoje wcześniejsze dokonania, choć nie tyle wskutek niechęci sąsiadów do jego nowatorskich poczynań, ile z powodu porywczego charakteru i wyjątkowej nieumiejętności postępowania z ludźmi. Druga nowela, Dwie drogi, opowiada o losach dwóch młodych mężczyzn. Jeden to Iwaszkiewicz, wykształcony inżynier, zgodnie z pozytywistycznymi nakazami budujący nowoczesną fabrykę, w której zatrudnienie znajdą polscy robotnicy, oczywiście za godziwą płacę. Prężnemu biznesmenowi, wierzącemu w postęp, który przyniesie ludzkości lepsze jutro, przeciwstawiony jest młody utracjusz, Jaś Złotopolski. Ten decyduje się na sprzedaż odziedziczonego po przodkach majątku niemieckim kolonistom. Mimo że owe tendencyjne powiastki, gloryfikujące nowoczesne zasady i propagujące pozytywistyczne hasła, doczekały się uznania w oczach czytelników, to Sienkiewicz nie uważał ich za dzieła godne pochwały, a wręcz się ich wstydził.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki