Moje ptaki, zwierzaki i krewni. Trylogia z Korfu. Tom 2 - Gerald Durrell - ebook + audiobook

Moje ptaki, zwierzaki i krewni. Trylogia z Korfu. Tom 2 ebook

Gerald Durrell

4,4

Opis

Nowe wydanie drugiego tomu „Trylogii z Korfu”, która zainspirowała twórców serialu Durrellowie!

To przepełniona barwnymi anegdotami, humorem i miłością do przyrody kontynuacja autobiograficznej opowieści o dzieciństwie Geralda Durrella na zalanej słońcem greckiej wyspie, opowiadająca historię ekscentrycznej rodziny w latach 1933-1939.

„Przepiękna opowieść o szczęściu zawartym w prostocie: grze cykad w oliwnych gajach, nocnych wyprawach łodzią, bogactwie natury i dorastaniu w zachwycie światem przyrody.”

„New York Times Book Review”

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 317

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (50 ocen)
28
16
5
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Zdolnaleniwa

Nie oderwiesz się od lektury

Kocham tę serię! Choć ubolewam że tylko pierwsza była jako audiobook
00
Sengatime

Dobrze spędzony czas

Styl sympatyczny, gawędziarski ale treść źle się zestarzała. Stosunek do "tubylców" z wyższością, ten do zwierząt natomiast kolekcjonerski, to przeszkadzało w czytaniu.
00
AmeliaKotkowa

Nie oderwiesz się od lektury

cudowna książka
00

Popularność




Tytuł oryginału: BIRDS, BEASTS AND RELATIVES
Opracowanie redakcyjne: ANNA BRZEZIŃSKA
Korekta: JANINA ZGRZEMBSKA
Projekt okładki: WITOLD SIEMASZKIEWICZ
Ilustracja na okładce: © Trina Dalziel
Copyright © Gerald M. Durrell, 1969 © to the Polish translation of Birds, Beasts and Relatives by Oficyna Literacka Noir sur Blanc sp. z o.o. w Warszawie For the Polish edition Copyright © 2020, Noir sur Blanc, Warszawa
ISBN 978-83-7392-683-7
Oficyna Literacka Noir sur Blanc Sp. z o.o. ul. Frascati 18, 00-483 Warszawa e-mail: [email protected] księgarnia internetowa: www.noirsurblanc.pl
Konwersja: eLitera s.c.

Rozmowa

Zimę mieliśmy ostrą; nawet w momencie kiedy powinna już nadejść wiosna, krokusy, które pokładają wzruszającą ufność w następstwie pór roku, musiały rozpaczliwie przebijać sobie drogę przez cienką skorupę śnieżną. Niskie, ołowiane chmury groziły w każdej chwili jeszcze jedną śnieżycą, a wokół domu wył przenikliwy wiatr. Wszystko razem wziąwszy, nie była to idealna pogoda na zjazd rodzinny, zwłaszcza jeśli to był zjazd naszej rodziny.

Szkoda, myślałem, że akurat kiedy spotkali się w Anglii pierwszy raz po wojnie, musiała ich przywitać niemal zamieć śnieżna. Nie pomagało im to pokazać się od najlepszej strony, byli bardziej niż zwykle przewrażliwieni i mniej skłonni do wyrozumiałości dla czyjegokolwiek punktu widzenia z wyjątkiem oczywiście własnego.

Zbili się jak stado osowiałych lwów wokół kominka, na którym huczał ogień tak jasny i wysoki, że groził pożarem. Moja siostra Margo doprowadziła do tego w bardzo prosty sposób, mianowicie wyciągnęła z ogrodu szkielet niewielkiego drzewka i wsunąwszy go jednym końcem w kominek, drugi złożyła beztrosko na dywaniku. Matka robiła coś na drutach, ale z nieco roztargnionego wyrazu jej twarzy i poruszeń warg, jakby w niemej modlitwie, można było wnosić, że w gruncie rzeczy zajęta jest obmyślaniem menu na następny lunch. Mój brat Leslie schował się za ogromny podręcznik balistyki, a najstarszy z nas, Lawrence, w ogromnym rybackim golfie (o kilka numerów za dużym), stał przy oknie i kichał zawzięcie i systematycznie w wielką czerwoną chustkę.

– To straszny kraj. – Odwrócił się ku nam wojowniczo, jakbyśmy byli wszyscy bezpośrednio odpowiedzialni za panujące tu warunki klimatyczne. – W momencie kiedy człowiek wychodzi na brzeg w Dover, natychmiast dostaje się w ogień zaporowy zarazków kataru... Czy zdajecie sobie sprawę, że przez dwanaście lat, aż do dziś, ani razu nie byłem zaziębiony? Tylko dlatego, że miałem dosyć oleju w głowie, żeby się trzymać z daleka od tej Puddingowej Wyspy. Każdy, kogo tu spotykam, ma katar. Wszyscy mieszkańcy Wysp Brytyjskich nie robią od początku do końca roku nic innego, tylko kręcą się w małych grupkach i lubieżnie kichają jeden drugiemu w nos... można powiedzieć: infekcja karuzelowa. Jakie szanse przeżycia ma człowiek w takim kraju?

– Jesteś po prostu zakatarzony, a gadasz, jakby się świat kończył – stwierdziła Margo. – Nie rozumiem, dlaczego mężczyźni zawsze robią koło siebie tyle zamieszania.

Larry rzucił jej miażdżące spojrzenie załzawionych oczu.

– Cały kłopot z wami jest w tym, że odpowiada wam pozycja męczenników. Tylko ktoś o masochistycznych skłonnościach może siedzieć w tym... w tym... wirusowym raju. Ogarnął was bezwład. Polubiliście już to tarzanie się w morzu infekcji. Można by zrozumieć czy usprawiedliwić kogoś, kto nigdy nie wytknął stąd nosa, ale wy, coście zaznali słońca Grecji, powinniście mieć przecież jakieś rozeznanie.

– Widzisz, kochany – rozległ się uspokajający głos matki – przyjechałeś tutaj w fatalnej porze. Tu naprawdę bywa całkiem miło. Na przykład wiosną.

Larry spojrzał na nią wściekły.

– Z przykrością wyrywam cię z tego snu Ripa Van Winkle[1], ale podobno teraz właśnie jest wiosna... i spójrz tylko: żeby pójść na pocztę i nadać list, trzeba mieć sanie i zaprzęg psów.

– Śniegu ledwie na ćwierć cala – wtrąciła Margo.

– Zgadzam się z Larrym. – Leslie wynurzył się spoza swojej księgi. – Mróz na dworze jak cholera. W takim zimnie człowiekowi wszystkiego się odechciewa. Nawet zapolować przyzwoicie nie można.

– No właśnie – triumfował Larry – podczas gdy w rozsądnym kraju, takim jak Grecja, zjedlibyśmy śniadanie na dworze, a potem poszli się wykąpać w morzu. A tutaj zęby mi tak szczękają, że ledwo mogę zjeść śniadanie.

– Wolałbym, żebyście przestali wciąż gadać o Grecji – zrzędził Leslie. – To mi przypomina tę cholerną książkę Gerry’ego. Ileż lat musiało upłynąć, żebym mógł po niej wrócić do normalnego życia.

– Żebyś ty mógł wrócić do normalnego życia! – ironizował Larry. – A co ze mną? Nie masz pojęcia, jak ta dickensowska karykatura zniekształciła moją sylwetkę pisarską!

– Z tego, jak mnie opisał, można by sądzić, że nigdy nie myślałem o niczym innym jak o broni i łodziach.

– No ale przecież ty nigdy o niczym innym nie myślisz.

– To ja jestem najbardziej poszkodowana – pisnęła Margo. – On przez cały czas rozpisywał się o moim trądziku.

– Moim zdaniem wszystkich was całkiem nieźle sportretował – stwierdziła matka – tyle że ze mnie zrobił kompletną idiotkę.

– Nie miałbym pretensji, gdyby ktoś napisał na mnie paszkwil przyzwoitą prozą – mówił Larry, wycierając hałaśliwie nos – ale żeby mnie obmawiano kiepską angielszczyzną, to nie do zniesienia.

– Już sam tytuł był obraźliwy – stwierdziła Margo. – Moja rodzina i inne zwierzęta. Aż do znudzenia wysłuchiwałam: a jakie pani jest zwierzę?

– Tytuł wydawał mi się dosyć zabawny, kochanie – mówiła matka. – Myślałam tylko, że on nie opisał najlepszych historii.

– Tu się zgadzam – przytaknął Leslie.

– Jakich najlepszych historii? – podejrzliwie zagadnął Larry.

– No, na przykład, jak opływałeś wyspę na jachcie Maxa. To było okropnie zabawne.

– Gdyby ogłosił tę historię drukiem, wytoczyłbym mu proces.

– Nie rozumiem dlaczego. To było bardzo śmieszne – stwierdziła Margo.

– A co wobec tego z twoją fiksacją na punkcie spirytualizmu? Gdyby to opisał, pewno byś się ucieszyła, co? – zjadliwie zapytał Larry.

– Nie... to niemożliwe... tego by przecież nie zrobił! – W głosie Margo zabrzmiało przerażenie.

– Widzisz. A co na przykład ze sprawą sądową Lesliego? – triumfował Larry.

– Nie rozumiem, po co mnie w to wciągacie – warknął Leslie.

– Bo twierdzisz, że on nie opisał najlepszych historii – wyjaśnił Larry.

– Tak, zapomniałam o tym wszystkim – zachichotała matka. – Naprawdę, Gerry, one były chyba zabawniejsze niż tamte, które wybrałeś.

– Cieszę się, że tak sądzisz – mruknąłem.

– Czemu? – Larry spojrzał na mnie podejrzliwie.

– Ponieważ postanowiłem napisać jeszcze jedną książkę o Korfu i uwzględnić te wszystkie zdarzenia – odparłem z niewinną miną.

Jakby w nich piorun strzelił.

– Zabraniam! – ryczał Larry, kichając zajadle. – Najsurowiej ci zabraniam!

– Nie wolno ci pisać o spirytualizmie! – krzyczała Margo.

– Ani o mojej sprawie sądowej – warczał Leslie. – Tego nie zniosę.

– A jeśli słowem wspomnisz o jachcie...! – darł się Larry.

– Larry, kochanie, nie podnoś głosu! – napominała go matka.

– Wobec tego zabroń mu pisać! – wrzeszczał Larry.

– Nie mów głupstw, jakże ja mu mogę zabronić?

– Chcesz, żeby się to wszystko powtórzyło? – mówił ochrypłym głosem Larry. – Listy z banku, żebyś łaskawie spłaciła wystawione czeki bez pokrycia, podejrzliwe spojrzenia naszych dostawców, kaftany bezpieczeństwa podrzucane anonimowo na progu, cała rodzina obrażona. Jesteś przecież naszą matką, więc nie pozwól mu tego pisać!

– Przesadzasz, Larry – tłumaczyła matka. – Zresztą nie mogę mu zabronić, jeśli on tak chce. Nie sądzę, żeby z tego mogło wyniknąć coś złego, a te historie naprawdę są najlepsze. Nie rozumiem, czemu by nie miał napisać dalszego ciągu?

Cała rodzina porwała się jak jeden mąż i zaczęła jej wrzaskliwie wyjaśniać, dlaczego nie powinienem pisać dalszego ciągu.

– Było jeszcze kilka innych wydarzeń – powiedziałem z zastanowieniem.

– Na przykład? – Matka była zaciekawiona. Moje rodzeństwo, najeżone, wpatrywało się we mnie z wypiekami na twarzy w wyczekującym milczeniu.

– No cóż – mówiłem w zamyśleniu. – Chciałbym opisać twój romans z kapitanem Creechem, mamo.

– Co takiego? – Głos matki zachrypł z oburzenia. – Tego nie zrobisz...! Romans z tym obrzydliwym starcem! Coś podobnego! Nie pozwolę ci o tym pisać.

– No cóż, mnie się wydaje, że to jest naprawdę najlepsze – wycedził Larry ze złośliwym uśmiechem. – Romans tętniący namiętnością... rozkoszny, staroświecki wdzięk mężczyzny grającego główną rolę... i te twoje awanse...

– Och, cicho bądź, Larry. – Matka była naprawdę zła. – Widzisz, że mnie denerwujesz. Słuchaj, Gerry, nie sądzę, żeby to był dobry pomysł z tą książką.

– Popieram wniosek – oświadczył Larry. – Jeśli ją napiszesz, zespołowo wytoczymy ci proces.

Wobec protestu zjednoczonej rodziny, która postanowiła za wszelką cenę powstrzymać mnie od chwycenia za pióro, pozostawało mi tylko jedno: usiąść i napisać.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Przypisy

[1] Bohater opowiadania Washingtona Irvinga, amerykański wieśniak duńskiego pochodzenia, który według legendy udaje się na polowanie w góry Catskill i zmęczony zasypia pod drzewem. Kiedy się budzi, okazuje się, że minęło dwadzieścia lat, a rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej.

Nakładem Oficyny Literackiej Noir sur Blanc ukazała się już książka:

Moja rodzina i inne zwierzęta

2019